Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Breaking Benjamin- Anthem of the angels
Dominic
Mamy jeden dzień. Tyle nam zostało. Chcemy spędzić ten czas tak, jakby wszystko było w porządku. Zapominając na chwilę o tym, że czeka nas rozstanie. Nie wiadomo na jak długo... Być może na zawsze.
Nie, stop. Obiecałem Sebastianowi, że dziś nie będę o tym myśleć. Spojrzałem na zegarek. 11.00. Czas wstawać.
Zwlokłem się z łóżka i poszedłem pod prysznic. Po krótkiej kąpieli ubrałem czarne spodnie i bluzę, a na to zarzuciłem kurtkę. Chwyciłem jeszcze szalik i telefon i wyszedłem z domu.
Gdy Sebastian otworzył drzwi, od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Brakowało mu tego cudownego uśmiechu, który do niedawna stale gościł na jego ustach. Jego oczy były przygaszone, pozbawione blasku. Nie chciałem, żeby był przygnębiony, w końcu jego smutek to także mój smutek.
Może i Sebastian jest silny, odważny i sprawia wrażenie wiecznie wyluzowanego, ale to tylko pozory. W rzeczywistości jest bardzo wrażliwy i uczuciowy. Czasem denerwuje mnie to, że wszystkie problemy chce załatwiać sam i nie mówi mi, gdy coś go trapi.
Zrobiłem jedyną możliwą rzecz, jaka przyszła mi do głowy, by poprawić mu humor. Podszedłem do niego i musnąłem jego usta. Sebastian przyciągnął mnie bliżej siebie i pogłębił pocałunek, splatając nasze języki w powolnym, namiętnym tańcu. Trwaliśmy tak, oddając się przyjemności i nie przejmując, że wciąż stoimy w progu jego domu. Liczyło się tu i teraz, dotyk jego gorącej dłoni wędrującej wzdłuż moich pleców, bliskość naszych ciał. Chciałbym zatrzymać tą chwilę, nie pozwolić jej uciec i rozpłynąć się, zostawiając po sobie jedynie wspomnienie. W końcu jednak zaczynało nam brakować powietrza, więc odsunęliśmy się od siebie. Zdyszani, ale szczęśliwi. Popatrzyłem na Sebastiana i zobaczyłem jego piękny uśmiech, ten, który powodował u mnie motylki w brzuchu.
-Takie powitanie to ja rozumiem.- powiedział, wciąż się uśmiechając.
-Co będziemy dzisiaj robić?
-Wiesz, myślałem, że może poszlibyśmy do kawiarni na gorącą czekoladę, a potem wrócilibyśmy tutaj i coś oglądnęli. Co ty na to?
-Mi pasuje.
-Więc chodź.
Sebastian pociągnął mnie na zewnątrz, łapiąc po drodze kurtkę. Wyszliśmy na mróz, trzymając się za ręce. Spacerowaliśmy powoli, w ciszy napawając się swoją obecnością i wymieniając co chwilę ukradkiem spojrzenia i uśmiechy. Rozumieliśmy się bez słów.
W kawiarni było przyjemnie ciepło. Zamówiliśmy dwa kubki gorącej czekolady i jakieś ciastka. W pewnym momencie do środka wszedł Michael. Gdy nas zobaczył, podszedł do naszego stolika.
-Cześć wam.- powiedział, szczerząc się do nas.
-Ta, cześć.- odpowiedział Sebastian bez większego entuzjazmu.
-Dominic, możemy pogadać przez chwilę na osobności?
-Teraz?- zapytałem, patrząc na Sebastiana.
-To zajmie chwilę. No proszę.
Wstałem i odszedłem z nim kawałek dalej. Michael sprawiał wrażenie niezwykle szczęśliwego.
-Co się stało?
-Luke się ze mną umówił.- wypalił, czekając na moją reakcję.
-Naprawdę? To świetnie!
-Ta, ale to nie wszystko. Chcę cię przeprosić. Nie byłem dobrym przyjacielem, teraz to widzę.
-Nic się nie stało.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, życzyłem mu powodzenia na randce i wróciłem do Sebastiana.
-Czego on chciał?
-Przeprosił mnie. Nie denerwuj się, przecież wiesz, że Michael był, jest i będzie tylko przyjacielem. Poza tym jest tak jakby zajęty.
-Wiem, wiem. Chodź tu do mnie.
Podszedłem do niego, a on pociągnął mnie na swoje kolana. Oparłem głowę o jego klatkę piersiową.
Po godzinie w kawiarni i spacerze wróciliśmy do domu. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy jakiś film. Wtuliłem się w Sebastiana, rozkoszując się jego bliskością.
Sebastian co chwilę składał krótkie pocałunki na moim policzku, ustach i czole. W końcu przeniósł się na moją szyję i delikatnie ją przegryzł. Zaczął ssać to miejsce, na co mimowolnie jęknąłem. Wtedy Sebastian powrócił do moich ust i zaczął mnie całować. Robił to coraz mocniej, namiętniej, aż w końcu popchnął mnie do pozycji leżącej i zawisł nade mną.
Ponownie wpił się w moje usta, a ręką sięgnął pod moją koszulkę. Po kilku minutach objął mnie w pasie, podniósł do góry i zaniósł do sypialni. Nie przerywając pocałunków pozbyliśmy się swoich ubrań.
Sebastian był zdecydowany w swoich ruchach. Robił to wręcz brutalnie, ale mi to nie przeszkadzało. Liczyło się tylko to, że byłem z nim. Oboje przeżywaliśmy rozkosz, współgrając ze sobą jak nigdy wcześniej. Doszliśmy jednocześnie, po czym oboje opadliśmy zdyszani na pościel.
Sebastian przykrył nas kołdrą i oplótł mnie ciasno ramionami. Pocałował mnie ostatni raz, delikatnie, powoli, jakby chciał utrwalić w pamięci ten moment. Nie musieliśmy nic mówić, bo czuliśmy to samo. Czas nieubłagalnie płynął, przybliżając porę rozstania.

Po raz ostatni trzymam Cię za rękę

Dziś to dziś, ale jutro beze mnie

Co jest? Proszę, nie płacz

Uśmiechnij się, zanim powiemy sobie żegnaj.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro