Rozdział 3
Dominic
Wczoraj nie mogłem zasnąć i pół nocy przesiedziałem na parapecie. Teraz trochę żałuję, bo mam podkrążone oczy i jestem bardzo blady. Jak zwykle ledwo się wyrobiłem i nie zdążyłem zjeść śniadania.
Do szkoły wszedłem z duszą na ramieniu. A jak ci goście ze wczoraj będą chcieli dokończyć to, co zaczęli?
Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie lepiej będzie, jak dziś nie pójdę na lekcje. Było już jednak za późno, bo na końcu korytarza stała cała ich grupa. Przeszedłem obok nich z mocno bijącym sercem. Jednak ku mojemu ogromnemu zdziwieniu żaden z nich nawet się na mnie nie popatrzył. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że specjalnie unikają mojego wzroku. Czyżby była to zasługa Sebastiana?
Właśnie, Sebastian. To było bardzo miłe z jego strony, że mnie uratował. Głupio trochę, że tak uciekłem, ale nie mogłem pozwolić, by dowiedział się o moich bliznach.
Wszedłem do sali jak zwykle trochę spóźniony. Tutaj były podwójne ławki, a ostatnie wolne miejsce znajdowało się obok Sebastiana. Lepiej być nie mogło.
Naciągnąłem niezauważalnie rękawy i podszedłem do ławki.
-Mogę usiąść?- zapytałem.
-Jasne, siadaj.
Wyjąłem książki i próbowałem skupić się na lekcji biologii. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili usłyszałem szept.
-Wszystko w porządku?
Spojrzałem na chłopaka lekko zdziwiony.
-Tak, a co?
-Jesteś bardzo blady. Na pewno wszystko ok?
-Na pewno.
Skupiłem się na układzie krwionośnym człowieka i nim się obejrzałem zadzwonił dzwonek.
Wyszedłem z klasy, a za mną szedł Sebastian. Nagle obraz zaczął mi się zamazywać, nie mogłem utrzymać się na nogach. Ostatnie co pamiętam, to para silnych ramion chroniących mnie przed upadkiem. Potem już tylko ciemność.
Otworzyłem powoli oczy. Było mi bardzo wygodnie i najchętniej poszedłbym spać dalej. Wyczułem jednak czyjąś obecność. Obok łóżka zobaczyłem znajomą postać. Zamrugałem kilka razy, by wyostrzyć wzrok.
-Sebastian?- powiedziałem słabym głosem.
Brunet odwrócił wzrok od okna i spojrzał na mnie.
-Obudziłeś się, to dobrze.- powiedział z ulgą.
Rozejrzałem się po pokoju.
-Gdzie ja jestem?
-Jesteś u mnie w domu. Zemdlałeś w szkole, złapałem cię jak upadałeś. Higienistka stwierdziła, że to ze zmęczenia i chciała zatrzymać cię w gabinecie, póki się nie obudzisz. Przekonałem ją jednak, że lepiej będzie, jak wezmę cię do siebie.
-Ale... Dlaczego?
-Bo mogłaby zauważyć twoje blizny.
Zamarłem. Skąd on wiedział? Spojrzałem na swoje ręce. Byłem w koszulce, musiał zdjąć mi bluzę, jak spałem. Bandaż też był nowy. Poczułem strach i zdenerwowanie. Sebastian chyba to zauważył, bo powiedział:
-Spokojnie, nikomu nie powiem. Pod jednym warunkiem.
Spojrzałem na niego wystraszony. Teraz będzie mnie szantażował?
-J-jakim warunkiem?
-Przestaniesz się ciąć.
-To nie jest takie proste...- powiedziałem cicho.
-Zależy jak kto się stara. Obiecujesz?
-Obiecuję.
-A teraz chodź coś zjeść, pewnie jesteś głodny.
Poszliśmy do jego kuchni. Usiadłem przy dużym drewnianym stole, a Sebastian przyniósł kanapki.
Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. W końcu postanowiłem przerwać tą ciszę i powiedziałem:
-Dziękuję ci za wszystko i za to wczoraj też, ale... Dlaczego mi pomagasz?
On tylko zaśmiał się i powiedział:
-Bo cię lubię, głuptasie.
-Mnie?- zapytałem głupio.
-Ciebie, a co w tym dziwnego?
-Mnie nikt nie lubi.
Nie wiem, po co mu to powiedziałem, ale poczułem jakby ulgę.
-W takim razie teraz się to zmieni.
Zamilkłem i wróciłem do jedzenia. Rozejrzałem się po kuchni. Miałem właśnie zapytać, czy mieszka sam, gdy zobaczyłem godzinę na zegarze.
- O mój Boże, już tak późno?! Ja muszę wracać do domu!
Sebastian był trochę zdziwiony moją reakcją, ale nie pytał o co chodzi, tylko zaprowadził mnie do samochodu i zawiózł we wskazany adres.
-Jeszcze raz dziękuję, do zobaczenia.- powiedziałem i wyskoczyłem z samochodu. Już prawie dziesiąta, jeśli ojciec zauważył, że mnie nie ma, to już po mnie.
Otworzyłem drzwi najciszej jak się dało i ostrożnie wszedłem do środka. Miałem gdzieś, że Sebastian jeszcze nie odjechał. Liczyło się tylko to, żeby przejść niezauważenie do pokoju.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi mojego pokoju odetchnąłem z ulgą. Przypomniałem sobie jednak o Sebastianie. Jest pierwszą osobą, która zna mój sekret. Wystarczyły mu dwa dni, by go odkryć. Już się boję, co będzie dalej.
Wyjąłem żyletkę i przyłożyłem ją do skóry, gdy nagle przypomniałem sobie, że nie mogę. Obiecałem, że przestanę.
Niespodziewanie dotarł do mnie istotny fakt. Sebastian widział moje ręce, pełne blizn i ran i nie robił z tego problemu. Nie przestał mnie lubić, potraktował mnie jak normalnego chłopaka. To dla mnie całkiem nowa sytuacja, ale jednego jestem pewien- chciałbym, byśmy zostali przyjaciółmi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro