Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ r o z d z i a ł t r z e c i ~


          PRAWIE SIEDEMNASTOLETNIA BLONDYNKA pchnęła drzwi do Blue Moon, które odwiedzała już po raz drugi. Jej niewielkie, niczym u dziesięcioletniej dziewczynki dłonie były lekko spocone. Wszystko spowodowane było nerwami związanymi ze spotkaniem uroczego blondyna, który od poprzedniego dnia chodził jej po głowie bez przerwy. Ba, nawet jej się śnił, co było dla niej totalnym szaleństwem. Szaleństwem do tego stopnia, że nawet myśl zamówienia jednej, głupiej kawy ją stresowała.

— No dalej, Hudson — powiedziała do siebie, gdy cichy dźwięk dzwonka znad drzwi dobiegł do jej uszu. — Dasz radę. To tylko kawa, dasz radę.

Wypuściła głośno powietrze i wyciągnęła z uszu białe słuchawki, z których jeszcze niedawno dudniło Hey, Jude jej ukochanego zespołu The Beatles. Rozejrzała się zdecydowanie krócej niż dzień wcześniej i podskoczyła, widząc chłopaka z wczoraj stojącego metr dalej ze szczotką w ręku. Z takiej odległości mogła idealnie ujrzeć oba dołeczki, ukazujące się podczas jego uśmiechu, jeszcze szerszego niż wczoraj. Jej serce zabiło szybciej, a ten tylko oparł się o szczotkę patrząc prosto w jej niebieskie oczy.

— Też sądzę, że dasz radę Hudson. — Jego ton był lekko rozbawiony całą sytuacją. — To tylko kawa. . . — Parsknął cicho śmiechem.

Poczuła, jak w środku się gotuje, ale z drugiej strony miała ochotę się zaśmiać. W końcu cała ta sytuacja była tak cholernie kompromitująca, że aż cholernie śmieszna. 

Tak też zrobiła. Mimo czerwonych, niczym pomidor policzków zaśmiała się, pokazując swój dystans do siebie. Przez kilka sekund razem z nieznanym blondynem z rozpieprzem na głowie śmiała się, nie myśląc o tym, że są sobie praktycznie obcy. Nie zmienia to faktu, że nadal chciała odrobinę umrzeć w środku.

— Czarną kawę. . . — Dziewczyna nadal się śmiała i ledwo w ogóle mówiła, wyciągając z tylnej kieszeni jeansów trzy pojedyncze dolary i podając je ciemnookiemu. 

— A dziś masz ochotę na sernik? — zapytał, także nadal się śmiejąc i biorąc pieniądze od Vee.

Przygryzła delikatnie wargę i nagle z jakiegoś powodu pomyślała, że to co powie za kilka sekund będzie czymś zajebiście zabawnym.

— Podziękuję. . . — Uśmiechnęła się cwaniacko, przypominając sobie słowa Ellie z wczorajszej rozmowy na czacie. — Cholera wie, co jest w środku.

Chłopak zmarszczył lekko brwi i mina mu zrzedła. Począł odchodzić powoli w stronę lady, w celu zrobienia gorącego napoju dla dziewczyny.

— Jeśli chodzi o rodzynki, to ich nie ma. . . — dodał cicho, nawet na nią nie patrząc.

Poczuła się głupio, na samą myśl, że mogła sprawić lekką przykrość chłopakowi swoim głupim żartem. Veronica Hudson była rozsądną dziewczyną, ale w końcu jak każdemu zdarzało jej się palnąć coś nieodpowiedniego, już taka natura ludzka.

Tym razem zaczerwieniła się na całej twarzy i wręcz powstrzymywała się, żeby nie rozejrzeć się po twarzach klientów kawiarni, którzy zapewne słyszeli ta ich żałosną konwersację. Boże, Veronica, coś ty miała w głowie? — Powiedziała do siebie tym razem w myślach, by nie zwracać na siebie ponownie niepotrzebnej uwagi.

— Na wynos, jeśli można! — Krzyknęła za chłopakiem, otrzymując w odpowiedzi jego skinięcie głową.

Może to było dziwne, ale po prostu nie chciała siedzieć dzisiaj w takiej niezręcznej atmosferze między nią i nowojorczykiem, dlatego wolała po prostu zaszyć się w swoim tymczasowym, domowym zaciszu jak najszybciej i schować się pod kocem, by nie mieć styczności z ludzkością przynajmniej do końca dnia. W końcu po takich kompromitujących sytuacjach każdy tak postępował, nie?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro