To koniec?
Iruka kupił butelkę sake za ostatnie pieniądze i używając techniki transformacji wybiegł z wioski. Podejrzewał, że Asuma poleci nakablować na niego do Hokage. Jego nadzieje na porządną misję prysnęły jak bańka mydlana. Jego nadzieje na przyszłość również.
Roniąc gorzkie łzy biegł przed siebie. prawie w ogóle nie czuł wszechobecnego chłodu. W połowie drogi zatrzymał się. dyszał ciężko. uspokoił oddech i otworzył butelkę. Wypił ją zachłannie jakby jej zawartość mogła równocześnie ogrzać go, napoić i nakarmić. Rzucił pustą butelkę gdzieś w krzaki i wznowił bieg. Kierował się w stronę najbliższego wystarczająco wysokiego urwiska. Ignorował zimno i ból ciała. W tej chwili czuł wyłącznie rozrywający mu duszę ból, którego nie potrafił zagłuszyć żaden alkohol ani narkotyk. chciał już wreszcie odpocząć i poczuć chociaż spokój i obojętność. Pragnął zniknąć.
Kiedy dotarł wreszcie na miejsce, stanął na samej krawędzi urwiska. Był już porządnie zdyszany, z poranionymi bosymi stopami, w białej koszulce i ciemnych szortach. Wyciągnął kunai i złapawszy oddech zdecydował się to zrobić. Nie mógł czekać zbyt długo. Ktoś może go zobaczyć i jeszcze uratować a przecież nie o to chodziło. Mógł się założyć, że Hokage już wysłała za nim pościg. Tylko po to, by sprowadzić go do domu i wymierzyć okrutną karę. Nie żeby się bał jej słów, czynów i tej jej kary. Po prostu chciał już zniknąć i nie cierpieć więcej. Przed oczyma stanął mu obraz jak był szczęśliwy z tym pięknym zboczeńcem. Był tylko jego. a właściwie to sobie wmawiał, że tak było. Mimo, ze chciał go wyrzucić i z serca i z umysłu w tej chwili pomyślał o tym, co się wydarzyło w te cholerne walentynki. Nie sądził, że może uderzyć tak mocno, żeby zmiażdżyć komuś nos. Wspomniał, rozrzewniając się jeszcze bardziej, jak bardzo Kakashi uwielbiał jego długie, ciemne włosy. Chwycił swoje związane włosy jedną ręką a drugą, w której trzymał kunai odciął je. Odrzucił w tył za siebie. Nie ma już odwrotu. Pierwszy etap zabicia tamtego Iruki, którym był do tej pory zakończył się. Już nikt go nie wykorzysta. Zacisnął dłonie w pięści. wciąż jeszcze wpatrywał się w dal. patrzył na błękitny ocean, na odbijające się słoneczne promienie na falującej, wiecznie niespokojnej tafli wody.
- Ten ocean jest jak zwierciadło mojej duszy. niedługo nadejdzie sztorm. czuję jego zapach. tak będzie najlepiej. dla wszystkich. uwolnię ich od ciężaru. To chyba nie taki zły koniec? Taka piękna pogoda na chwilę przed burzą. Wybacz mi, Naruto.- wyszeptał roniąc ostatnie łzy.
Wypuścił z rąk kunai. Rozłożył ręce i rzucił się w dół. Odetchnął z ulgą, że nikt nie zdążył, że nie uratują już go. Nie teraz. nie tu. To koniec. To naprawdę koniec. Uśmiechnął się lekko przez łzy. Uderzył całym ciałem w taflę wody i zanurzył się w jej zimnych objęciach. Jeszcze przez chwilę czuł ogarniające go zimno. Słyszał uderzenia własnego serca. zachłysnął się słoną wodą i ogarnęły go miękkie ciemności.
Kiedy Iruka zanurzał się w oceanie do urwiska właśnie dobiegała czwórka ninja: Kakashi, Asuma, Sai i Sakura.
- To chyba jego kunai.-powiedziała Sakura podnosząc broń z ziemi.
- I jego gumka do włosów. jeszcze jeden piękny włos się w niej zaplątał.- dodał Kakashi.
Wszyscy stanęli na krawędzi i spojrzeli w dół. Niespokojna topiel biła o skały.
- upadek z tej wysokości musiał być śmiertelny.
- nie uwierzę póki nie zobaczę jego ciała. może tylko chciał to zrobić, ale się rozmyślił i pobiegł w którąś stronę, by nas zmylić?- powiedział wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.
- Kakashi. sądzę, że on to zrobił. co prawda na ostrzu nie ma śladów krwi, ale to jedyne wyjście. gdyby biegł dalej widzielibyśmy go.- powiedział Asuma poważnym tonem.
- Schodzę na dół. Bez niego nie wracam.- Kakashi uparł się jak nigdy.
- A jeśli nie żyje? Jeśli jego ciało właśnie opada na dno oceanu?- zapytał Asuma.
- To je wyłowię. Ale on żyje. Czuję to.- nie dawał za wygraną.
- Sai. Podrzucisz go swoim jutsu na sam dół, żeby sam się przekonał?- Asuma zrezygnowany zwrócił się do chłopaka.
- Podrzucę. I poczekam aż będzie gotowy wrócić na górę. Wrócimy razem.- odpowiedział.
- Ty też?- westchnął teatralnie
- nie powinniśmy go zostawiać samego. strata Kakashi'ego będzie dużo wyższą niż niż strata jakiegoś nauczyciela średniej rangi.- powiedział beznamiętnym i bezbarwnym głosem.
- nie powinieneś był tego mówić przy nim.- Asuma znów westchnął. Wyczuwał kłopoty.
Sai tylko wzruszył ramionami. Stworzył ptaka, na którego grzbiet wsiadł Kakashi z wrogozimną miną i poszybował w dół. Używając techniki wody zanurkował. Szukał go aż do ciemnej nocy i utraty sił. Sai stworzył ptaka i zleciał na dół. Wyłowił go i zabrał na górę. Asuma przejął go zarzucając sobie na ramię jak worek ziemniaków. Mimo słabego sprzeciwu Hatake ruszyli w drogę powrotną. Zanim dotarli do siedziby Hokage już świtało. Kakashi wyczerpany i jakiś dziwnie przybity drzemał. Weszli do gabinetu Hokage i czekali. Jakąś godzinę później zjawiła się.
- I jak? znaleźliście go?
- Tylko ślady jego obecności. Butelka po sake, gumka z włosem i kunai. Chociaż właściwie mogło to należeć do każdego, ale składając wszystkie informacje, plus to co znaleźliśmy...
- Gdzie to znaleźliście?- zapytała zaskakująco szorstko.
- butelkę niedaleko wioski. A resztę pół dnia drogi na wschód od Konohy. Nad urwiskiem. Podejrzewamy, że Iruka rzucił się z niego w ocean. A ten głupiec szukał go w wodzie aż stracił wszystkie siły, twierdząc, że czuje, iż nasz zbieg żyje.- poinformował ją obszernie Asuma.
- Dobrze się spisaliście. zanieście go do szpitala. i będziecie wolni.- odpowiedziała.
- Jak sobie życzysz, Hokage-sama.- odpowiedział Asuma jako dowódca drużyny.
Wyszli. Białowłosy wciąż zdawał się spać twardo na ramieniu wielkoluda jakby za nic mając wszystko, co rozgrywało się wokół niego. Asuma zdawał się ledwo zauważać ciężar jego ciała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro