Pozwólcie mi odejść
Leżał nieprzytomny drżąc w wysokiej gorączce i narkotycznej delirce. Sporadycznie miotał się po posłaniu i majaczył coś kompletnie niezrozumiale w malignie. Z godziny na godzinę jego stan się pogarszał mimo, że został przeniesiony w dość ciepłe i zdecydowanie suche miejsce oraz przebrany i wysuszony ręcznikiem. Młoda kobieta postanowiła trwać przy jego łóżku i zmieniać chłodzące okłady na jego czole póki gorączka go nie opuści. Mimo takiego poświęcenia nie poprawiało mu się. Słabł. Noc już zapadła a on osłabł zupełnie. Przestał się miotać a nawet majaczyć. Czasem jeszcze tylko coś nim szarpnęło. Jego oddech stał się bardzo płytki i przerywany. Pierś prawie się nie unosiła. Serce biło coraz wolniej z wyczuwalnym trudem.
Młoda kobieta siedziała przed nim ze łzami w oczach. Czuła się tak strasznie bezradna.
- Nie płacz córuś.- powiedziała starsza kobieta wchodząc do pokoiku.
- Jak mam nie płakać, matko kochana, skoro on umiera na moich oczach. Naprawdę nie da się dla niego nic więcej zrobić?
- On nie walczy. Poddał się. On chce umrzeć. Dlaczego mam więc działać wbrew tej woli?
- Proszę. Ja rozumiem, że ktoś go głęboko zranił, ale to przecież jeszcze nie powód, by umierać. Jest przecież jeszcze taki młody. Gdybym tylko mogła uśmierzyć ten ból, pokazać mu, że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze tyle wspaniałych chwil czeka za rogiem...
Starsza kobieta położyła mu dłoń na rozpalonym czole. Zamknęła oczy. Zaskoczyło ją to, co poczuła. Młodzieniec, który właśnie powoli odchodził, niewątpliwie był... ninja. A bynajmniej posiadał nie tak znowu małą ilość chakry. Wyczuwała w nim żywioł swego klanu. Jednak musiała uciekać z ojczystej wyspy z powodu niepokojów i czystek. A skoro on był też stamtąd i możliwe, że cierpiał jakieś prześladowania...
- Dobrze. Niech będzie. Przynieś mi dodatkowe ręczniki i miskę gorącej wody.
- Dziękuję, matko.- zerwała się radośnie całując ją w policzek.
Pobiegła i po chwili przyniosła wszystko. Postawiła miskę na stary, sfatygowanym stoliku obok łóżka. Ręczniki położyła jej na kolanach.
- A teraz wyjdź. Powiedz to wszystkim. Nie wolno nikomu tu wchodzić choćby nie wiem, co. To go zaboli i pewnie będzie przez chwilę krzyczał. Rozumiesz?
- Tak, matko. - powiedziała i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Kiedy wyszła starsza kobieta na wszelki wypadek podważyła klamkę krzesełkiem, żeby nikt nie wtargnął, kiedy będzie używać na nim jednej z technik, których nauczyła się kiedyś od swojej matki. Wróciła do nieprzytomnego ninja. Zamoczyła ręczniki w gorącej wodzie. Przywiązała mu ręce do ramy, żeby czasem jej nie przeszkadzał. Potem nogi w kostkach. Odsłoniła mu tors. Na brzuch położyła wilgotny, gorący ręcznik. Skupiła się zbierając chakrę i mieszając ją ze swoją energią. W kompletnym skupieniu zaczęła składać technikę, której używać mogli tylko czystej krwi potomkowie jej klanu. Położyła dłonie na jego piersi i czole. To aktywowało technikę.
Początkowo zupełnie nic się nie działo. Po chwili zrobił się niespokojny. A po kolejnych kilku próbował się szarpać i zaczął krzyczeć. A im dłużej trwała technika tym głośniej i rozpaczliwiej krzyczał i płakał na zmianę.
Wreszcie opadł wykończony na skromne posłanie. Zakrztusił się krwią. Spojrzał zamglonym wzrokiem na kobietę.
- mamo...- wychrypiał.
- Odpocznij teraz. Jesteś w bezpiecznym miejscu. Chcę ci podarować nowe, lepsze życie. Bez cierpienia, bez walk, bez ran i zapierania się samego siebie, mój mały.
- matko...- wyszeptał i zemdlał. Z jego ust popłynęła strużka gorącej krwi.
Starsza kobieta sprawdziła jego funkcje życiowe. Co prawda może jeszcze krwawić, ale na razie nic nie zagraża jego życiu. Odwiązała go. złożyła ręczniki i miała zająć się obmyciem go z potu i krwi, kiedy pozostali domownicy zaczęli łomotać w zablokowane drzwi.
Żeby nie wyrwali nieprzytomnego ze snu podeszła i odblokowała je.
- Ciii... obudzicie go.- powiedziała cicho kładąc palec na ustach.
- Co się tam działo? Darł się jakby go żywcem skórowano.
- Lepiej żebyś nie wiedział, skarbie.- powiedziała uśmiechając się łagodnie.- Wygląda na to, że będziemy mieli nowego członka rodziny. - dodała.
- Nie wiem jak my wykarmimy tą dodatkową gębę. Mam nadzieję, że nie przywykł do wygód i rozkazywania.- mruknął z przekąsem.- Wygląda jak, któryś z samurajów.
- Zapewniam cię, że twoje obawy i przypuszczenia są błędne i niepotrzebne. Chłopak zapracuje na swoje utrzymanie. Zobaczysz. Daj mu tylko dojść do siebie.
- Ech... wiesz, że ja dalej dla ciebie wszystko bym zrobił.- westchnął.
- Też cię kocham.- odpowiedziała całując go.
Rodzeństwo tymczasem poszło zobaczyć, co z nieznajomym, którego morze im wyrzuciło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro