Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Jonah

Lot powrotny trwa całe wieki. Najpierw jest opóźniony, a później pilot informuje nas, że nie mamy zgody na lądowanie. Krążymy blisko godzinę nad Atlantą, a kiedy w końcu dotykamy ziemi, na lotnisku dodatkowo — chyba jako bonus i zwieńczenie naszej podróży — gubią jeden z naszych bagaży. Całe szczęście nie mój. Ojca. A ponieważ jemu niepotrzebne są na co dzień jego szorty, to zostawiamy sprawę do wyjaśnienia.

Rodzice chyba już nie kupią nigdy więcej wakacji na Florydzie. Mam przynajmniej taką nadzieję. Mam serdecznie dość. Florydy. Wakacji z rodzicami i tych przeklętych linii lotniczych. Całe szczęście w przyszłym roku nie będę musiał z nimi lecieć. Już współczuję Rose.

Do domu docieramy krótko przed północą. W domu Dee jest ciemno. Nie mam nawet co liczyć na to, że ją dziś zobaczę. Wszystko przez ten opóźniony lot, a potem zgubiony bagaż.

Jestem tak zmęczony, że nawet nie jestem już na całą tę sytuację nawet zły. Chcę tylko trafić do łóżka.

W domu jest jak w piekarniku, a klimatyzacja jest tak stara, że mogę zapomnieć, że dom schłodzi się do rana, chociażby o kilka stopni. Ojciec kładzie Rose do łóżeczka w jej pokoju, a mama nastawia klimatyzację. Rozbieram się i biorę prawie zimny prysznic.

Kiedy wychodzę, jest mi w miarę chłodno. Do spania ubieram jedynie bokserki i kładę się do łóżka. Leżę na pościeli, a gorąco znów zaczyna mi dokuczać. Nie mogę spać. Siadam na łóżku i patrzę przez okno. W oknie Dee jest ciemno, ale decyduję, że napiszę jej, że już jestem w domu i że z samego rana chcę się z nią zobaczyć, więc nawet niech nie myśli o porannym bieganiu. Nie będę czekał, aż wróci z parku. Nie ma mowy.

Kładę się na poduszce z powrotem i piszę, że ją kocham i że rano zacałuję ją na śmierć. Wysyłam i sam się z siebie śmieję. Dylan pisze podobne bzdury do Niny i obaj śmialiśmy się z tego ostatnio, zanim wyjechałem. Prawdą jednak jest, że obu nam sprawia to przyjemność, i to, że dziewczyny w nas to lubią, też. Sądziłem, że Dylan to pajac, który chce od Niny tylko jednego, a on okazał się inny. W sumie to się nawet ucieszyłem. Drażniło mnie w nim to, że był takim chamem. Dziewczyny lubią, gdy faceci mają czułe serce — tak powiedział. Nie wiem, czy ja mam czułe serce, ale dla Dee na pewno chcę takie mieć. Dylan chce i ma takie dla Niny. Uśmiecham się w poduszkę i kręcę głową z niedowierzaniem, że Dee ma na mnie taki wpływ.

Przypomina mi się to nieszczęsne ognisko i to, co się na nim wydarzyło. Przestaję się uśmiechać. Muszę jej o tym powiedzieć. Mam nadzieję, że nikt nie powiedział jej tego przede mną. Przypomina mi się też, że Daniel mnie okłamał. Zaczynam się bać. Nie wiem czego bardziej. Tego, o czym muszę jej powiedzieć, czy tego, co ona powie mi?

Ostatni raz zerkam przez okno, ale w jej pokoju wciąż jest ciemno. Może już śpi i nie słyszała mojego smsa — myślę sobie i kładę się z powrotem w ciepłej pomiętej pościeli. Przewracam na bok i słyszę pukanie.

Podnoszę się na łokciu, bo jestem prawie pewien, że Rose wylazła ze swojego pokoju i pewnie chce ze mną spać. Jeśli jej nie otworzę, to polezie gdzieś i spadnie ze schodów. Ojciec wciąż nie zamontował barierki. Chyba sam to jutro zrobię. Nasłuchuję, ale na korytarzu nic się nie dzieje, a ja znów słyszę pukanie. Odwracam się przerażony, bo to za moimi plecami coś puka, ale strach znika, gdy widzę za oknem Dee!

Czy ona oszalała?

Zrywam się z łóżka i otwieram szybko okno, a ona wtacza się do mojego pokoju i zanosi się tłumionym na siłę śmiechem, którego nie potrafi powstrzymać.

— Czy ty już kompletnie straciłaś rozum? — śmieję się razem z nią i chwytam ją za rękę, bo prawie upada na podłogę po tym, jak haczy nogą o framugę okna.

— Yhm — przytakuje tylko, bo nie potrafi sklecić zdania.

— Wariatko, co tu robisz? Jak tu wlazłaś? To pierwsze piętro — mówię do niej szeptem i też wciąż się śmieję.

— Tęskniłam — tłumaczy się i chichocze. — Jak dostałam twoją wiadomość, to nie mogłam się powstrzymać, weszłam po balustradzie na dach werandy i jestem — dławi się własnym śmiechem.

Kompletne szaleństwo. Karcę się w myślach za to, że to nie ja wpadłem na ten pomysł, żeby wdrapać się do niej do pokoju.

— Tęskniłaś, yhmmm — szepczę i przyciągam do siebie. — Ja też tęskniłem — mruczę jej do ucha i też się śmieję.

Zarzuca mi ramiona na kark i całuje mnie krótko, bo wciąż nie potrafi powstrzymać śmiechu.

— Nie mogłam się już doczekać, kiedy wrócisz — szczebiocze mi do ust.

Przytulam ją. Mocno. Tęskniłem okropnie, ale serce mi drży. Strasznie się boję. Już chyba zapomniałam, jak to jest trzymać ją w ramionach. Zawsze była drobna, ale pasowała do moich rąk idealnie. Pełna dziewczęcego piękna, a jednocześnie emanująca spokojem i siłą. Czując ją znów taką w ramionach, mam ochotę nie przyznawać się do tego, co zrobiłem na ognisku.

Jej śmiech milknie, a ona przytula się do mnie, obejmując mnie za kark. Kołyszemy się i delektujemy tym, że nareszcie znów jesteśmy razem. To takie kojące.

Całuję ją w szyję. Raz po raz.

Jest ciemno i cicho. Wszystko zwalnia. Słychać tylko nasze oddechy i szelest naszych ocierających się o siebie ciał. Jej włosy tańczą na jej plecach i pachną wiatrem. Odsuwa się i patrzy na mnie. Ma ciężkie spojrzenie i rozchylone usta. Wiem, czego chce. Wiem, po co przyszła. Dam jej to. Niech tylko powie. Ja też tego chcę. Tęskniłem za tym jej spojrzeniem. Bardzo. Pochylam się i dotykam ustami jej ust, pasują do moich tak jak zawsze, ale wiem, że najpierw muszę jej powiedzieć. Nie mogę się z nią kochać, a potem dopiero jej powiedzieć o tym, co się wydarzyło. To będzie nie w porządku, jakbym ją wykorzystał.

Jej dłonie natychmiast ruszają z miejsca i zaczynają ślizgać się po moim brzuchu. Mięśnie kurczą mi się spazmatycznie. Dawno nie czułem jej dotyku. Oszaleję.

Ona już to wie.

Już mnie ma. Moje dłonie ześlizgują się na jej pośladki. Naprawdę trudno się powstrzymać, gdy wygląda tak jak teraz.

— Zróbmy to — prosi, a ja czuję jej język i ciepły rwący się oddech na torsie.

Prowadzi go w dół mokrą stróżką, a ja wariuję. Wiem, co chce zrobić. Dlaczego się tak zachowuje? Tak inaczej. Za każdym razem jest dla mnie inna. Posuwa się coraz dalej. Robi rzeczy, których się po niej nie spodziewam. Nigdy tak się nie zachowywała. Jakby nie była sobą i ciężko ją powstrzymać, a ja czuję się jak pajac. Nie wiem jak się zachować. To znaczy, wiem, ale wiem też, że nie powinienem. To nieprzyzwoite, ale ciężko się powstrzymać. Chciałbym tego, co chce mi zrobić. Ona ma na mnie zły wpływ. Ona na mnie, serio. Naprawdę ta dziewczyna sprawia, że budzi się we mnie diabeł, którego chcę za wszelką cenę powstrzymać.

Jedzie językiem w dół.

O mój Boże. Jest mi strasznie trudno w tej chwili myśleć prosto, gdy ona zachowuje się tak... nieodpowiednio. W tej chwili jest najgorszą dziewczyną, jaką spotkałem. To nie sprawiedliwe, że potrafi mi tak zrobić. Tak bardzo przewrócić mi w głowie w jedną sekundę, ale po prostu ubóstwiam być pod jej wpływem.

Opamiętuję się, gdy dociera do linii moich bokserek. Nie potrafię się skupić, bo dręcząca mnie sytuacja z ogniska, nie daje mi spokoju. Chwytam ją za nadgarstki i ciągnę w górę. Staje przede mną i podnosi pytająco brwi, bo jej przerwałem, a ja znów ją całuję, krótko, i patrzę jej w oczy.

— Muszę ci najpierw coś powiedzieć — mówię, a strach mnie dławi.

Jej oczy błyszczą w ciemności. Patrzy na mnie czujnie i w jedną sekundę widzę w jej oczach, że wie, co chcę jej powiedzieć. Spodziewa się tego i widzę, że mi nie wybaczy. Kurwa, jak ja się boję. Chwytam ją za dłoń, moimi obiema.

— Dee... — dławię się pierwszym słowem i nie mam pojęcia, jak powiem resztę. — Jak wyjechałaś, poszedłem na ognisko z chłopakami i Niną, a tam stało się coś, o czym chciałbym ci powiedzieć, ale wysłuchaj mnie, proszę najpierw do końca — wszystko mi się trzęsie, kiedy to mówię, a słowa same się znajdują i wypływają z moich ust bardzo szybko, za szybko, bo nie chcę, żeby mi przerwała, ale ona i tak się ode mnie odsuwa i czuję, jakbym się zapadał i robię krok w jej stronę. — Tam była taka jedna dziewczyna, a ja byłem pijany — tłumaczę, ale chyba zacząłem nie od tej strony, co trzeba, bo to wszystko brzmi, jakbym się pogrążał, a ja przecież chcę wszystko wytłumaczyć. — Nic się nie wydarzyło, proszę, uwierz mi...

— To po co mi o tym mówisz? — pyta, marszcząc brwi. — Jonah powiedz, że to nie prawda co mi chcesz powiedzieć — żąda. Jest zła.

— To nie prawda, nic się nie wydarzyło, ona chciała, ale ja nie, proszę, uwierz mi. Nie pozwoliłem jej na nic i sam nic nie zrobiłem, nawet o tym nie pomyślałem, chciało mi się rzygać, proszę, powiedz, że mi wierzysz...

— Dlaczego w takim razie mi o tym mówisz w taki sposób? — pyta i marszczy brwi.

— Bo chcę, żebyś była mnie pewna, ja ciebie jestem, byłem zły wtedy, bo wysłałaś mi zdjęcie z tymi chłopakami. Jeden z nich to na pewno jest ten twój były chłopak i ja... — urywam i przewracam oczami, bo jest mi strasznie za siebie wstyd. — Byłem cholernie zazdrosny...

— O Logana? — pyta z niedowierzaniem i wytrzeszcza na mnie oczy. — Zwariowałeś? — mówi z wyrzutem.

Czyli jednak. Chłopak ze zdjęć to Logan, jej były chłopak. Jestem zły.

— A dlaczego miałbym nie być? — teraz mam wrażenie, że to ja oskarżam ją.

— On nic przecież nie znaczy — znów mówi z wyrzutem.

— Ale ja tego nie wiem, a ta dziewczyna, to ona nic nie znaczy, ja jej nawet nie znam, uczepiła się mnie, Nina i chłopaki są świadkami, oni wiedzą, znają prawdę, jak było, a ten cały Logan to twój były chłopak, łączyło cię z nim coś i... było mi z tym ciężko. Czułem się niepewnie i chciałem... żebyś ty też się tak poczuła. Pożałowałem tego chwilę później. Wciąż żałuję. Potem ta dziewczyna mnie zdenerwowała, bo chciała zobaczyć tatuaże, byłem zły, chciałem jej je pokazać, po to, żeby zobaczyła, co jest pod nimi, wiedziałem, że się skrzywi, nie tak jak ty...

Dee ucisza mnie ręką.

— Czekaj, nie nadążam, opowiedz mi od początku. Nic z tego nie rozumiem — mówi mi zdenerwowana.

Wzdycham ciężko i przeczesuję ręką włosy.

Siadam na łóżku, opieram łokcie o kolana, a głowę chowam w dłoniach. Zaczynam od początku, a głos mi drży. Przyznaję się, że to ja sprowokowałem sytuację, robiąc sobie z Camillą zdjęcie. Chce mi się płakać, kiedy mówię jej, jak Camilla mnie dotykała, bo wiem, że Dee mi nie wybaczy. Kiedy kończę, łzy same przebierają mi w oczach. Wstydzę się ich. Nie potrafię spojrzeć na Dee, a ona stoi nade mną i chyba nie znajduje słów, którymi zapewne chce mnie nawyzywać.

— Co to za jedna? — warczy po chwili jak lwica.

Podnoszę na nią wzrok. Pojedyncza łza spływa mi po policzku. Szybko ją wycieram, a ona widząc to, otwiera szeroko oczy.

— Dlaczego płaczesz? Jonah, ona może sobie patrzeć na ciebie i się krzywić ile chce, ona nie widzi tego, co ja — teraz to ja otwieram szeroko oczy.

— O czym ty mówisz? — pytam, a ona staje między moimi nogami.

— Ja kocham w tobie wszystko, przecież wiesz — pochyla się i mnie całuje.

— Dee, nie dbam o to, co ona we mnie zobaczyła, ja myślałem, że mi tego nie wybaczysz, ja myślałem, że cię zdradziłem, że znów cię zawiodłem, rozmawiałem o tym nawet z ojcem, a on powiedział mi, że zdrada zaczyna się w głowie, a ja nawet nie pomyślałem, żeby jej dotknąć, chciało mi się rzygać, gdy ona dotknęła mnie, ale nie miałem pojęcia jak ci to udowodnić — mówiąc to drżącym głosem, wstaję i ją obejmuję. — Bałem się, że po tym, co o mnie słyszałaś na moich urodzinach, to mi nie uwierzysz.

Dee zwija dłonie na moim mostku i przygląda się im.

— Jest mi przykro, że tak na ciebie patrzyła — zaczyna smutnym głosem. — Czuję się źle, wiedząc, co się stało. Boli mnie, że chciałeś sobie zrobić z nią zdjęcie, dając jej do zrozumienia, że chcesz czegoś więcej, mam nadzieję, że mówisz prawdę, że wcale tego nie chciałeś, ale ja po części też jestem winna — podnosi na mnie oczy na chwilę, a potem znów je opuszcza. — Nie powinnam była przysyłać ci zdjęć z Loganem. Nie zrobiłam tego specjalnie, ale to i tak było nie w porządku — przyznaje. — Byłam głupia. Przepraszam. Jest mi przykro, że pomyślałeś, że coś mnie z nim łączy, ale chcę, żebyś wiedział, że zerwaliśmy, bo on nie chciał poczekać... tak jak ty... wiesz, o czym mówię — spogląda na mnie w górę, a ja w momencie czuję złość na tego palanta.

Nie chciał poczekać z seksem. Po co ona się z nim koleguje?

Eksploduje we mnie furia i rozsadza mi czaszkę. Zabiję gnoja, jak go spotkam następnym razem, choć w sumie to chyba powinienem być mu wdzięczny, że sam się usunął. Już, już mam jej to powiedzieć na głos, ale Dee, to przecież Dee. Nie pozwoli, żebym długo był zły.

— I też jestem zazdrosna, że cię dotykała, ale nie uważam, że mnie zdradziłeś — szepcze i przytula się do mojej piersi. — Doceniam, że się przyznałeś, ale muszę ci powiedzieć coś jeszcze.

Odchylam się i patrzę jej w oczy. Znów się boję. Pewnie powie mi teraz o Danielu. Pewnie ją podrywał. Może chciał ją pocałować! Zabiję gnojka, jeśli okaże się, że mam rację.

— Daniel już mi o tym powiedział — szepcze cicho. — Powiedział mi, jak było, pamiętasz, mówiłam ci, że był u mnie wieczorem, kilka dni temu — tłumaczy mi, a we mnie wstępuje diabeł.

— Prosiłem ich, że sam chcę ci powiedzieć — zaczynam warczeć, ale prawdą jest, że po stokroć wolę to, niż to o czym pomyślałem.

— Nie złość się na niego, nie wiem, czy bym ci uwierzyła, gdyby mi tego nie opowiedział ze swojej strony, mówiłeś tak chaotycznie, że pierwsze co bym pomyślała, to że co najmniej się przespałeś z tą dziewczyną — tłumaczy Daniela.

To po to był u niej i dlatego się nie przyznał, bo wiedział, że będę wypytywał, o czym rozmawiali. Daniel nie potrafi długo kłamać. Im dalej brnie, tym bardziej wiadomo jest, że kłamie.

— Dobra, dam mu spokój, ma szczęście — Zaciskam szczękę, bo złość jeszcze ze mnie nie wyparowała.

W sumie to nie wiem, na kogo jestem zły. Na Daniela, o to, że za moimi plecami powiedział Dee, co się stało, czy na siebie, że posądziłem go o najgorsze. Jak mogłem tak o nim pomyśleć? Przecież jest moim kumplem. Powinienem być mu wdzięczny, że stanął w mojej obronie.

Dee staje na palcach i zaczyna mnie całować.

— Poza tym nie po to się tu wdrapałam na pierwsze piętro — chichocze.

Cała złość natychmiast ze mnie ulatuje. Moje serce i myśli robią się lekkie jak piórko. Wybaczyła mi. Nie ważne co i kto jej powiedział.

— Doceniam, że powiedziałeś mi od razu, że nie czekałeś. Inny chłopak najpierw wykorzystałby sytuację...

Znów się odchylam i patrzę na nią z uśmieszkiem, a ona przygryza wargę. Opieram czoło o jej czoło. Już to czuję. To gorąco rozlewające się wewnątrz ciała.

Momentalnie wszystko zwalnia. Robi się intymnie. Ja nie wiem, jak ona to robi, że wpływa w ten sposób na atmosferę.

— Jaką sytuację? — pytam, choć dobrze wiem, co to jest.

— Chcę się z tobą kochać — szepcze w ten wyjątkowy sposób.

Wślizguję się dłońmi pod jej koszulkę i pnę się w górę. Nie ma stanika, mój oddech robi się ciężki, ale jeszcze jestem w stanie to ukryć. Jej piersi proszą, żeby ich dotykać. Momentalnie robię się twardy, a jej dłonie wędrują w dół. Wkłada mi je pod bieliznę i zaczyna powoli masować w dół i w górę. Już nie potrafię ukryć stęknięcia, a co dopiero ciężkiego oddechu.

Oszaleję. Autentycznie stracę kiedyś przy tej dziewczynie rozum.

Chcę się z nią kochać. Przerywam na chwilę i odchylam się w tył. Przekręcam zamek w drzwiach, a potem pcham nas w kierunku łóżka i rozbieram ją z koszulki, całując i pieszcząc ją ustami. Zakrywa się skrępowana. Chwytam ją za nadgarstki i odsłaniam. Na jej skórze widać białe paski od stroju kąpielowego, a jej piersi są bledsze od reszty ciała. Wygląda bosko. Nierzeczywiście. Eterycznie wręcz.

— Nie chowaj się — szepczę jej. — Jesteś piękna. Najpiękniejsza — dodaję i klękam, żeby rozebrać jej dresowe spodenki. — Chcę cię znać jak nikt inny.

Chcę, żeby dziś było inaczej. Nie wiem, w co ze mną gra, skoro prosi, a potem się zakrywa, ale jestem pod absolutnym jej wpływem i nad tym nie panuję.

Ciągnę spodenki w dół i całuję ją w brzuch, a potem schodzę niżej. Całuję ją w intymne miejsce, a ona wzdycha spazmatycznie. Mam ochotę na więcej, ale na stojąco to niemożliwe. Podnoszę się więc powoli i wycałowuję ścieżkę na jej ciele. Znów staję na wyprostowanych nogach i pochylam się, żeby ją pocałować. Jej usta są spierzchnięte i oddają mi się w sposób, który kompletnie pozbawia mnie logicznego myślenia. Przytulam ją całą do siebie, całuję i znów popycham w stronę łóżka. Jest naga, ciepła i taka piękna, że nie mam pojęcia, co tu ze mną robi taka dziewczyna jak ona. Wciąż w to nie wierzę, że ktoś taki jak ona mnie kocha i że mi wybaczyła.

— Kochaj się ze mną — szepcze mi.

— Co tylko zechcesz — odpowiadam jej.

Kładę ją na łóżku i dosłownie rozciągam na pościeli. Jej ciało jest takie podniecające, że ledwo umiem nad sobą zapanować. Ściąga mi bokserki i oboje jesteśmy w tej chwili nadzy. Odwraca nas na moje plecy i całuje mnie po torsie. Znów jest w tym nastroju, który działa na mnie jak narkotyk. Siada na mnie. Uwielbiam, gdy jest na górze. Jest wtedy taka... niegrzeczna. Działa lekkomyślnie, swobodnie, bez opamiętania i jest po prostu wtedy najgorsza dla mnie. Ociera się o mnie, a ja wariuję. Wariuję przez nią.

Uczy mnie rzeczy, których nie znam. ONA! MNIE!

Wszystkie dziewczyny, które miałem przed nią, były tylko praktyką. Ona jest tą, z którą chcę to robić już na stałe. Na zawsze. Nie boję się, że będzie ostatnią dziewczyną, jaką dotknę, wcale, bo jej dotyk za każdym razem jest czymś nowym, nieodgadnionym i za każdym razem zaskakującym.

Nakładam prezerwatywę, a ona pochyla się do mnie i mnie całuje, pozwalając mi w siebie wejść. To uczucie mnie rozrywa na strzępy. Podnoszę się natychmiast. Całuję ją, a ona stęka cicho i drży jej oddech. Obejmuje mnie za kark kurczowo, poruszając rytmicznie biodrami. Trudno być sobą, gdy porusza się w ten sposób.

— Powoli — szepczę jej, prosząc, bo dosłownie dojdę w sekundę, a ona zwalnia i mruczy, uzmysławiając mi, jak jest jej dobrze.

Przytrzymuję ją za plecy i razem wyznaczamy rytm. Powolny. Zmysłowy. Odzierający ze skrępowania.

Ten nasz.

Cała drży jakby z wysiłku albo z podniecenia. Nie wiem. Nie potrafię odróżnić. Jej ciało jest tak drobne, że każdy przechodzący ją dreszcz wstrząsa nią całą. To chyba podniecenie. Zwalniam jeszcze trochę i przyciskam ją do siebie mocniej. Wchodzę głębiej. Wydaję z siebie zduszone westchnienie. Teraz i ja drżę, ale jestem od niej silniejszy, potrafię nad tym zapanować, a ona z głową odchyloną do tyłu dyszy ciężko.

— Powiedz, czego chcesz — proszę ją.

Uwielbiam jej głos, gdy to robimy.

— Ciebie... — dławi się tym jednym słowem, a mi tylko to jedno wystarczy.

— Jestem... cały twój.

Odwracam nas na jej plecy. Nie będzie tak drżeć, gdy ją położę, poza tym pierwszy raz mam ją w pościeli i chcę się tym nacieszyć. Pierwszy raz robię to z nią w ten sposób. W łóżku, tak jak powinno się to robić i nie muszę mieć oczu naokoło głowy. Jest cicho i ciemno. Intymnie. Podoba mi się. Ledwo nad tym panuję. Opieram się na łokciach po obu stronach jej ciała i zaczynam się powoli w niej poruszać. Czuję ją całym sobą, a pościel szeleści, mieszając się z jej oddechem. Sprawiam jej rozkosz, widzę to, i jestem z siebie niesamowicie zadowolony, że potrafię jej to dać. Uwielbiam jej to dawać. Ona daje mi to samo albo i więcej. Czuję, że to długo nie potrwa. Dojdę w kilka minut. Ona mnie tak podnieca, że nie dam rady tego powstrzymywać na długo. Zaczyna postękiwać. Zakrywam ustami jej usta, ale to nic nie daje.

— Ciiicho — upominam ją, a ona chichocze.

Też się śmieję, ale dławi mnie podniecenie i nie potrafię tego stłumić. Wybucham, rechocząc jak żaba.

— I kto tu musi być cicho — szepcze mi do ucha i przygryza jego płatek.

Oszaleję. Dojdę i oszaleję. Zatrzymuję się na chwilę, a ona ponagla mnie ruchem bioder.

— Muszę się zatrzymać — mówię do niej. — Przestań — proszę ją, a ona chichocze.

Całuje mnie przez chwilę, a potem znów czuję, że mogę się w niej poruszać. Robię to, a ona jęczy coraz głośniej. Mam to gdzieś. Muszę ją doprowadzić do końca. Podnoszę jej udo i wchodzę naprawdę głęboko. Całuję ją, a ona dochodzi. Uwielbiam jej głos, gdy dochodzi. Gdy daję jej orgazm, którym się dławi.

— Daj mi to — proszę ją, bo nie potrafię powstrzymać słów. — Wiesz, że słucham — tłumaczę, bo bardzo tego chcę, żeby powiedziała, jak jest jej dobrze.

— Jonah — stęka moje imię w ten niesamowicie wyjątkowy sposób. — Kocham cię Jonah, nie przestawaj — dodaje i dochodzę z dźwiękiem jej głosu.

Zawsze słucham jej, gdy jest na szczycie. Ona chyba nie ma pojęcia jak na mnie działa i jakie to jest podniecające dla mnie. Chcę słuchać jej głosu już na zawsze.

Orgazm rozrywa mi mięśnie na strzępy. Mam wrażenie, że ciemnieje mi przed oczami.

— Kocham cię Dee — dławię się jej imieniem.

Nigdy nie czułem tego, co czuję przy niej. Ona sprawia, że wszystko jest wyjątkowe. Ona jest wyjątkowa. Moje imię w jej ustach też brzmi wyjątkowo.

Zasypiamy wtuleni w siebie. Dosłownie wpasowuję swoje ciało w jej ciało. Od stóp do głów, chcę do niej pasować, tak, jak kiedyś o tym myślałem. To właśnie to miałem na myśli. Chciałem składać głowę do snu przy niej. Dzielić nie tylko intymność płynącą ze zbliżenia, ale tą, którą się dzieli, będąc blisko, tylko przy sobie leżąc, objętym. Zasypiać nie bojąc się jutra. Ja się już nie boję. Uczucie do Dee sprawia, że czuję się bezpieczny. Ona je rozumie i potrafi przyjąć, nawet gdy ja nie potrafię jej go wyjaśnić i wytłumaczyć. Z kolei to, które ona czuje do mnie, sprawia, że czuję się szczęśliwy. Najszczęśliwszy. Ufa mi. To dla mnie najważniejsze. W życiu nie czułem tej mieszanki, bezpieczeństwa i szczęścia, naraz. Ona rozpala ten wewnętrzny żar, tak przyjemnie odczuwalny zarówno fizycznie, jak i psychicznie i wiem, po prostu to czuję głęboko wewnątrz, że to jest uczucie jedyne w swoim rodzaju, które zostanie ze mną na zawsze. To niesamowite być tego pewnym.

Śpimy razem prawie do rana, a gdy na dworze robi się szaro, budzi mnie zaspana.

— Muszę już iść — szepcze leniwie.

— To chodź, sprowadzę cię na dół — mówię, wciąż chyba jeszcze śpiąc.

— Wyjdę oknem — mówi cicho.

— Chyba zwariowałaś — kpię z niej, ale ona i tak wstaje i podchodzi do okna.

Nie pozwalam jej na to. Sprzeciwia się, ale mam to gdzieś i ciągnę za rękę na korytarz. Sprowadzam ją po schodach do drzwi. Nie będzie łazić po dachu werandy jak jakaś nienormalna, bo nawet gdybym idąc z nią korytarzem, spotkał na nim moich rodziców, wiem w tej chwili, że potrafiłbym stanąć z nimi i z tą sytuacją, twarzą w twarz. Rozebrany do bielizny, właściwie to półnagi, potrafiłbym zasłonić ją ubraną kompletnie i powiedzieć, że spędziła u mnie noc. Przecież jest moją dziewczyną. Mogę to powiedzieć całemu światu, a nie tylko rodzicom. Przecież oboje wiedzą, że nie patrzymy sobie już tylko w oczy. Przecież oni chyba też kiedyś byli w naszym wieku i kochali się tak jak my. Chyba zdają sobie sprawę, że nie jesteśmy nieodpowiedzialni. Poza tym to pierwsza i ostatnia dziewczyna, która śpi w moim pokoju. Ojciec przecież to wie. Powiedziałem mu.

Na dole przy drzwiach, żegnam się z nią i całuję ją krótko w usta. Czekam, aż zniknie w swoim domu i wracam do pokoju, a po drodze zaglądam do pokoju Rose. Śpi z tyłkiem na wierzchu, więc wchodzę i ją przykrywam. Smoczek prawie wypada jej z buzi. Zabieram go i kładę obok niej na poduszce. Jest już na niego za duża. Nie powinna już go mieć. Siadam na podłodze obok jej łóżeczka i opieram czoło o szczebelki, bo wiem, że sen już do mnie nie przyjdzie, a jest bardzo wcześnie.

Moje myśli płyną w nieoczekiwanym przeze mnie kierunku. Kiedy ona będzie w moim wieku, może będę już miał kilkoro takich małych dzieci, jakim teraz jest ona.

Chciałbym.

Uderza to we mnie. Ta myśl. Będą moje. Nareszcie w życiu będę miał kogoś, do kogo będę należał całkowicie. Z kim będę połączony na zawsze. Chciałbym bardzo. Kocham moją rodzinę, mamę, Rose i ojca, kocham Dee, ale to moje dzieci będą tymi, z którymi będzie mnie łączyć ta szczególna więź. Będziemy do siebie należeć.

Będą do mnie podobne? Na pewno. Będą miały zielone oczy Dee i moje brązowe włosy. Ta myśl sprawia, że moje serce bije mocniej. Wstępuje we mnie fala nieopisanego szczęścia.

Chyba zacierają się we mnie resztki tego niedojrzałego chłopaka, który nie potrafił odnaleźć swojego miejsca, do którego przynależy, ale to dzięki mojej rodzinie, dzięki Dee, wiem, że moja droga stała się krótsza i o wiele prostsza do tego, żeby odnaleźć to miejsce. Znalazłem w sobie tę umiejętność słuchania ich, pójścia za radami ojca, pomimo że początkowo nie chciałem, ale teraz nie żałuję, bo gdybym się sprzeciwił, nie chciał temu poddać, tylko bym na tym stracił. Pewnie Dee nie chciałaby mnie znać, ojciec wciąż patrzyłby na mnie krytycznie, a ja wciąż byłbym tym niedojrzałym chłopakiem, który wytatuował sobie ciało, bo wstydził się znamienia.

Wracam z tymi myślami do łóżka.

Udaje mi się usnąć na kilka godzin, a kiedy wstaję rano, schodzę na śniadanie. Ojciec jak zwykle jest pierwszy. O dziwo, jest i Rose. Jak tylko widzi mnie w wejściu, wyciąga do mnie łapska. Biorę ją na ręce i siadam z nią przy stole.

— Dzień dobry — mówię, jak na człowieka przystało.

— Dzień dobry, Jonah — odpowiada mi ojciec wpatrzony w gazetę.

Już przywykł do tego, że się z nimi witam w ten sposób i już na mnie nie patrzy jak wtedy za pierwszym razem. Patrzył wtedy na mnie jak na zjawisko paranormalne. Chyba trochę byłem takim zjawiskiem. Dziś wydaje mi się to odległą przeszłością.

Ojciec wciąż czyta gazetę, a ja zastanawiam się, dlaczego jest taki staroświecki.

— Dlaczego wciąż czytasz papierowe gazety? — pytam otwarcie.

Podnosi na mnie wzrok. Jego oczy mają nieodgadniony wyraz.

— Bo tabletem nie da się zabić muchy — mówiąc to, zerka na mamę, a ona wybucha śmiechem. — Uwierz mi, próbowałem, wujek Peter nie był zadowolony — przekonuje mnie, ale zupełnie nie wiem, o co mu chodzi.

Wuj Peter to brat ojca i o ile dobrze się orientuję, to pewnie do niego należał tablet.

Rodzice śmieją się głośno, a ja patrzę na nich jak debil.

Kiedy milkną, ojciec wraca do śniadania i nadal czyta coś w gazecie, która leży obok jego talerza. Kroję dla Rose tost w trójkąty, a ona klaszcze w łapska i się cieszy. Bierze jeden kawałek i kiedy wpycha go do buzi, wiem, co będzie próbowała zrobić, więc chwytam ją za te brudne łapsko i wycieram w papierowy ręcznik. Nie pozwalam jej już wycierać łap, gdzie popadnie. Nie wie, dlaczego i widzę, że jest zaskoczona i chyba nawet się na mnie gniewa, że nie ma przy tym dobrej zabawy, ale ja wiem, że mama będzie miała problemy z dopraniem naszych ubrań i nie chcę tego.

Zmieniłem się, widzę to. Nagle jest to dla mnie bardzo dostrzegalne.

— Dajesz zły przykład siostrze — odzywa się ojciec.

Zerkam na niego szybko. Co on gada? Właśnie wytarłem jej tłuste łapsko w ręcznik, zamiast pozwolić jej wytrzeć je w moją koszulkę lub jej piżamę, a on mi mówi, że daję jej zły przykład.

— O czym mówisz? — pytam zdziwiony.

— O tym, że pokój Rose jest zaraz obok twojego — mówi znacząco i uśmiecha się pod nosem. — Wszystko zapewne słychać przez ścianę.

Kurwa. Słyszeli w nocy, jak kochałem się z Dee? Chyba zapadnę się pod ziemię.

— Poza tym, jak Dee będzie łazić nam po dachu werandy, to w końcu spadnie i będą kłopoty — teraz już ojciec jawnie się ze mnie nabija. — Nie zapłacę odszkodowania za wasze wybryki.

Śmieje się i zerka na mamę. Ja też na nią zerkam, a ona śmieje się i kręci głową. Jest mi wstyd, ale zastanawiam się niby dlaczego? Przecież nad ranem, kiedy sprowadzałem Dee po schodach, wiedziałem, że potrafię już stanąć z tym twarzą w twarz nawet z rodzicami. Dlaczego teraz niby miałbym nie potrafić? Przecież Dee jest moją dziewczyną. Spotykam się z nią. Całuję i kocham. Chyba o tym wiedzą, bez względu na to czy to słyszą w nocy, czy nie. Nie powinni tego słyszeć, to krępujące, ale już czas na zmianę.

— W takim razie czas, żebym przeniósł się do piwnicy. Zawsze chciałem mieć tam pokój — odpowiadam, jakbym wcale się nie przejmował tym, że mnie słyszeli i że słyszeli Dee.

Ojciec zerka na mnie i przestaje się śmiać.

— Poza tym tak jak mówisz, moja dziewczyna nie może łazić po dachu naszej werandy — mówię spokojnie.

Ojciec patrzy na mnie wciąż rozbawiony, ale po chwili kiedy widzi, że mówię poważnie i że wcale nie mam zamiaru ukrywać nic przed nimi, uśmiech znika z jego twarzy.

— Lada moment wyjedziesz na studia, warto się przenosić? — pyta poważnie.

Nie sądziłem, że podejmie temat.

— Warto, bo nie chcę przez resztę lata dawać złego przykładu siostrze — kpię z ojca, dając mu do zrozumienia, że ta sytuacja będzie się powtarzać.

Niewiele już tego lata zostało, ale oni jeszcze nie wiedzą, że nie mam zamiaru się wyprowadzać.

— Chcesz mi powiedzieć, że Dee będzie częstszym gościem w nocy i będzie więcej hałasu? — znów próbuje zażartować.

Dziś to chyba on nie wie jak się zachować. Chyba krępuje go ta rozmowa.

— To nie po męsku mówić, co robi się z dziewczyną sam na sam — przerywam mu, powtarzając jego własne słowa, a on patrzy na mnie i uśmiecha się z satysfakcją.

— Dobrze — zgadza się ze mną, jakby mnie chwalił. — W tydzień piwnica będzie gotowa — zapewnia mnie i klepie w ramię.

Zgodził się. Nie wierzę. Chyba się przesłyszałem.

Czuję się trochę jak palant, deklarując to przed rodzicami, że Dee będzie u mnie częściej nocować, ale z drugiej strony czuję, że inaczej nie mogłem się zachować. To już nie czas na uniki. Dee jest dla mnie ważna. Chcę, żeby rodzice traktowali ją poważnie. Ja ją tak traktuję. Chcę, żeby została najważniejsza na resztę mojego życia.

— Jak wyjedziesz na studia, to chcesz mieszkać w akademiku, czy mamy wynająć ci mieszkanie? — pyta ojciec.

Patrzę na niego jak osłupiały.

— Jak niby mam utrzymać mieszkanie? — zadaję pierwsze pytanie, jakie przychodzi mi do głowy. — Nie mam pracy.

— Przecież to oczywiste, że będziemy cię z mamą utrzymywać — mówi z oczywistością.

— Nie chcę — odmawiam. — Będę mieszkał w domu. Będę dojeżdżał na uczelnię — tłumaczę.

Nie chcę wyjeżdżać. Nie chcę mieszkać w obcym miejscu. Nie chcę, żeby Rose widywała mnie tylko w weekendy albo i rzadziej. Ja też nie chcę jej nie widywać. Jest za mała. Boję się trochę, że mnie zapomni. Poza tym chyba nie jestem jeszcze gotowy się wyprowadzić. Dopiero co odzyskałem spokój i pewność, że tu jestem kochany i że to mój prawdziwy dom. To tu chcę być. Tu jest moja rodzina i Dee, ale faktycznie przydałoby mi się trochę niezależności, dlatego chcę mieć pokój w piwnicy.

— Dobrze, jak chcesz — zgadza się ze mną ojciec.

Wpada mi do głowy jednak pewna myśl.

— Ale mógłbym może... — przerywam, bo nie wiem jak to powiedzieć, a on spogląda na mnie i patrzy uważnie. — Może mógłbym pracować na stażu u ciebie w firmie i wtedy gdy Dee dostanie się na uczelnię stanową, w przyszłym roku, będę mógł wynająć mieszkanie — słowa ledwo przechodzą mi przez gardło, ale kiedy widzę wyraz twarzy ojca, nie żałuję, że je wypowiedziałem.

— To bardzo dobry pomysł, jeszcze dziś zapytam w kadrach, stworzymy dla ciebie staż — uśmiecha się i widzę to w jego spojrzeniu.

Jest ze mnie dumny.

Chcę, żeby był.

Mój ojciec musi być ze mnie dumny. Zrobię wszystko, żeby być takim mężczyzną jak on.

Zerka na mamę i uśmiecha się do niej. Wstaje i całuje ją w usta.

— Widzisz? — mówi do niej. — Nigdy w niego nie wątpiłem.

Podchodzi do mnie i potrząsa mną lekko, a Rose całuje w czubek głowy. Wychodzi, ale gdy przechodzi przez próg, zatrzymuje się na chwilę.

— Co nie znaczy, że chcę już być dziadkiem — kpi ze mnie i śmieje się głośno. — Zapamiętaj sobie — grozi, mierząc we mnie palcem i wychodzi.

Kręcę głową z niedowierzaniem. Musiał to zrobić. Nie byłby sobą.

Mama śmieje się głośno, a kiedy samochód ojca zwalnia na podjeździe, oboje czekamy na to, aż zahaczy podwoziem o podjazd.

Nie słychać jednak nic. Nie haczy. Zjeżdża wolniej niż zwykle i rusza dalej. Oboje z mamą podnosimy brwi. Mama wybucha śmiechem, ja też. Po chwili dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu widzę numer ojca.

— Coś się stało? — pytam, gdy odbieram.

— Nie zahaczyłem! — chwali się, a jego głos jest stłumiony, bo mówi przez zestaw głośnomówiący. — Widzisz, nie tylko ty się czegoś nauczyłeś! — mówi wciąż zadowolony. — Uporządkuj dziś piwnicę, jutro ruszamy z remontem.

— Okej — odpowiadam i śmieję się z niego.

Rozłączam rozmowę, a mama patrzy na mnie uśmiechnięta.

— On jest z ciebie naprawdę bardzo dumny, wiesz o tym, prawda? — pyta wesoło.

— Chcę, żeby był — odpowiadam stanowczo.

Do południa staram się uporać z gratami w piwnicy. To nie do końca taka zwykła piwnica, bo ma okna i dwa wyjścia. Jedno na zewnątrz domu, a jedno do wewnątrz. Okna są wąskie i sięgają od sufitu do jednej czwartej ściany na całej długości dwóch ścian rogowych domu. Pomieszczenie jest kwadratowe, ustawne, bardzo duże. Już wiem, na jaki kolor pomaluję ściany. Oczywiście na czarno. Przez otwarte drzwi na podwórko, wyrzucam rzeczy, które trzeba wyrzucić. Inne, które być może ojciec chce zatrzymać, przenoszę do garażu. Kiedy dochodzi południe, w drzwiach staje Dee.

— Co robisz? — pyta, opierając się o framugę drzwi.

Ubrana w białe krótkie szorty i błękitną koszulkę na ramiączkach, spod której wystaje różowy sportowy stanik, wygląda znów jak InstaGirl w airmaxach koloru tęczy.

Uśmiecham się, gdy ją widzę i podchodzę do niej. Obejmuję ją brudnymi rękami i całuję.

— Ojciec powiedział, że mnie tu przeniesie — mówię z kpiną, bo chcę sobie z niej zażartować i z jej nocnego wybryku.

— Dlaczego? — pyta zupełnie tego nieświadoma.

— Bo powiedział, że daję zły przykład Rose — mówię, wciąż zmierzając do celu.

— To znaczy? — pyta tonem jakbym miał się jej do czegoś przyznać.

JA MAM SIĘ PRZYZNAĆ! OCZYWIŚCIE, PRZECIEŻ TO JA JESTEM, JAKI JESTEM W JEJ OCZACH. ZAWSZE BYŁEM! Nie widzi w tym żadnego swojego udziału. Absolutnie nie i to bawi mnie jeszcze bardziej.

— Powiedział też, że nie zapłaci odszkodowania, jak spadniesz z dachu naszej werandy — zaczynam się śmiać, a ona otwiera szeroko oczy.

— O mój Boże! Słyszeli nas? Twoi rodzice? — pyta i zakrywa dłońmi usta.

— Nas? — pytam, zdziwiony. — Chyba ciebie! — śmieję się z niej i przytulam ją do siebie mocno.

— Jonah! Chyba zapadnę się pod ziemię ze wstydu! — mówi z przejęciem.

— Ojciec dodał, że nie jest gotowy zostać dziadkiem, ale przeniesie mnie tu, żebyś nie musiała wspinać się na dach — dokładam jej jeszcze trochę „zmartwień", a ona znów nabiera szybko powietrza w płuca. — Oddychaj, bo się zapowietrzysz — drwię z niej.

Patrzy na mnie przez chwilę i bada czy mówię prawdę. Oczywiście, przecież ja zawsze kłamię.

— Kłamiesz! — zarzuca mi.

— W życiu, ale prawdą jest, że to ja chciałem tu zamieszkać, żebyś nie łaziła po dachu — wciąż z niej żartuję, a ona uderza mnie w ramię pięścią.

— Jesteś okropny! — podnosi na mnie głos z pretensją.

— To nie ja łażę po twoim dachu i to nie ja cię napastuję w twoim domu i nie daję złego przykładu twojemu rodzeństwu! — rzucam żart za żartem, a ona też coraz bardziej się śmieje.

— Teraz to wszystko moja wina? — pyta, udając oburzenie.

— A czyja! Moja? W życiu. Powiedziałem ojcu, że jestem niewinny! — znów drwię.

— Kłamiesz! Powiedz, że kłamiesz! — wymusza na mnie.

— Dobra, z tym kłamię, ale reszta to prawda — zarzekam się.

— Wiem, że kłamiesz! — oburza się i wyrywa z moich ramion.

Chwytam ją mocno i przyciągam z powrotem.

— Nigdy cię nie okłamałem — mruczę do jej ust.

Chcę ją pocałować. Ona działa na mnie jak magnes. Za każdym razem, gdy ją widzę, chcę być blisko niej. Ona uspokaja we mnie wszystko i prostuje moje myśli.

— Pamiętasz, jak napisałem ci pod pierwszym zdjęciem Good Lips? — pytam i całuję ją, a ona się rozpływa w moim objęciu. — Powiedziałaś mi tak, gdy cię pocałowałem po raz pierwszy.

— Yhm — przytakuje.

— Już wtedy wiedziałem, że to nie chodzi o to, jak cię pocałowałem, tylko o to, że nigdy cię nie okłamię, moje usta nigdy cię nie okłamią, obiecuję — mruczę i całuję ją zachłannie.

Od chwili, gdy przyznałem się jej, co zaszło na ognisku, a ona mi wybaczyła, czuję się lekki i znów bardzo szczęśliwy. Ona robi mi papkę z mózgu, a ja się z tego cieszę. Kochałbym się z nią tu na tej brudnej podłodze. Tu i teraz, ale ona chichocze i wiem, że ma jakiś żart w zanadrzu.

— Tylko że to ja pocałowałam ciebie — drwi ze mnie. — Ty nie miałeś tyle odwagi!

— Akurat! Teraz ty kłamiesz! — zaczynam ją łaskotać, ale ona mnie zatrzymuje.

— Nie wierzyłam ci ani trochę na początku — wyznaje mi.

— Wiem — przytakuję boleśnie.

To nie jest miłe uczucie.

— Kiedy zaczęłaś mi wierzyć? — pytam, bo mnie to ciekawi.

— Nigdy! — drwi znów i śmieje się głośno.

— Ty wiedźmo! — znów zaczynam ją łaskotać, ale znów mnie powstrzymuje.

— Nad wodospadem — odpowiada. — Wtedy, gdy nie miałeś prezerwatywy.

— Wiedziałem! — zaczynam się śmiać. — Czułem się jak palant, chciałaś się ze mną kochać, a ja jak jakiś nieporadny pajac nie byłem przygotowany, było mi wstyd — przyznaję się.

— Ale w moich oczach wygrałeś — śmieje się ze mnie.

— Zrobiłbym z siebie idiotę tysiąc razy dla ciebie — mówię jej dokładnie to, co czuję.

Uśmiecha się i całuje mnie krótko w usta.

Puszczam ją i znów zabieram się za sprzątanie piwnicy. Wyrzucam jeszcze kilka rzeczy na podjazd. Kiedy dzwoni mój telefon, mam tak brudne ręce, że nie mogę go wyciągnąć z kieszeni. Pokazuję jej, żeby go wyciągnęła, a kiedy mnie dotyka, stękam, jakby dotykała mnie we wrażliwe na dotyk miejsce i jakbym uprawiał z nią seks. Śmieje się głośno, nazywając świnią, a potem przystawia mi telefon do ucha. Dzwoni Daniel.

— Cześć pajacu — mówię do niego, a ona trzyma mi telefon przy uchu. — Mamy do pogadania, kłamco — zarzucam mu żartem fakt, że mnie okłamał, a on dobrze wie, co mam na myśli.

Chwilę milczy.

— Dee ci powiedziała? — pyta, ale nie czeka na odpowiedź. — Dlaczego wiedziałem, że ci powie? — kpi z nas.

— Oczywiście, że mi powiedziała — żartuję kpiącym tonem. — Ale dzięki.

Daniel znów chwilę milczy.

— Znając ciebie, to byś się tylko pogrążył pajacu, musiałem jej powiedzieć przed tobą. Straciłbyś ją, palancie — mówi, śmiejąc się.

— Dzięki, jeszcze raz — dodaję poważniej.

Dee stoi blisko i czuję jej perfumy. Chcę ją całować i dotykać.

— Nie ma za co. Będziecie dziś w Hurley's? — pyta Daniel, a ja sięgam ustami po usta Dee.

— Yhm — mówię do niego, a ją całuję.

— Fuuuj weź Jonah, całujecie się, jak z tobą gadam? — pyta zdegustowany.

— Yhm — tylko przytakuję, bo wciąż mam usta przyciśnięte do ust Dee, a ona chichocze.

— Jesteście obleśni, żałuję, że was ratowałem, czekam w Hurley's o dziewiętnastej, NARA! — rozłącza rozmowę, a zanim ją rozłączę, słyszę, jak się śmieje.

Dee też śmieje się głośno, a ja nie zwracam uwagi już czy mam brudne ręce. Owijam je wokół niej i dotykam wszędzie tam, gdzie przychodzi mi na myśli i ochota. Ona po prostu sprawia, że nie potrafię się opamiętać.

— Jesteś nienormalny — wciąż chichocze. — Jestem cała brudna przez ciebie — mówi z wyrzutem.

Faktycznie jest, ale nie to jest najgorsze. Na jej jasnych szortach na tyłku zostały odbite moje dłonie. Na pierwszy rzut oka widać gdzie ją trzymałem i jak.

— Jonah! — piszczy, kiedy to widzi, a ja zanoszę się od śmiechu.

Kiedy kończę sprzątanie piwnicy, idę pod prysznic, a ona przemyka na drugą stronę ulicy do swojego domu, żeby się przebrać.

Oboje podjeżdżamy moim samochodem pod Hurley's o dziewiętnastej. Kiedy wchodzimy do środka, trzymam Dee za rękę. Za barem stoi dziewczyna. Nadia.

Wszyscy siedzą już na sofie i machają w naszym kierunku. Nadia obrzuca nas zdegustowanym spojrzeniem. Nie wiem, co mnie w niej tak irytuje, ale to chyba to spojrzenie. Nie zna nas, a patrzy na nas, jakbyśmy byli karaluchami. Tylko że Dee też tak kiedyś na mnie patrzyła. Może Daniel powinien się odważyć i do niej zagadać. Siedzi jak ten pajac i tylko się na nią gapi.

Siadamy na sofie i witamy się ze wszystkimi. Zamawiam dla siebie i Dee coś do picia. Daniel znów co chwila patrzy na Nadię krótko i ucieka wzrokiem za każdym razem, kiedy ona zerknie na niego. Jej wzrok jest kpiący i irytujący zarazem. Chyba też jej nie lubię, choć wcale jej nie znam. Wiem, że podoba się Danielowi, ale ona uważa się chyba za kogoś lepszego i drażni mnie tym strasznie. Nie wiem, jak bym do tego przywykł, gdyby się z nią umawiał. Daniel to przecież spoko gość, nie wyobrażam go sobie z nią. Potrafi żartować, jak nikt inny kogo znam. Nawet Jordan nie ma takiego poczucia humoru, a zawsze wydawało mi się, że jest mega śmieszny. Nie mam pojęcia, co Danielowi się w niej podoba. Te kasztanowe włosy? Niebieskie oczy? Ładna, owszem, ale to, w jaki sposób mierzy go wzrokiem, jest odstraszające.

— Zagadałeś wreszcie do niej? — Dylan stawia sprawę jasno.

— Co? — pyta przestraszony Daniel. — Do kogo? — pyta raz jeszcze i zerka na mnie. — Powiedziałeś mu?

— Ja? — Drgam wystraszony. — W życiu, co ty zidiociałeś? — bronię się.

Przecież nic nie wygadałem. Nie chcę znów mieć do czynienia z Nadią i całą tą sprawą.

— Uspokój się, bo ci żyłka pęknie na tej twojej długiej szyi — kpi Dylan. — Sam się domyśliłem.

Dylan zawsze drwi z Daniela, że ma długą szyję i że wygląda jak żyrafa, a przecież on wygląda tak samo. Daniel zwiesza głowę i chowa twarz w dłoniach.

— Zagadałem do niej. Zapytałem, czy się ze mną umówi, wygłupiłem się — żali się.

— Naprawdę? No i co? Jaka była jej odpowiedź? — dopytuje Dee.

— Odmówiła, przecież to oczywiste — odpowiada wciąż z żalem w głosie, Daniel.

— Myślę, że ona jest nienormalna — odzywa się z przekonaniem w głosie Nina. — Nie wiem, jak mogła odmówić takiemu przystojniakowi — krzywi się, gdy to mówi, a my patrzymy na nią zdumieni.

Dylan trąca ją łokciem.

— Ej, nie zapomniałaś, kto jest twoim facetem? — pyta z pretensją.

— Ej — odpowiada mu tym samym tonem i szturcha go w odpowiedzi. Wcale nie czuje się winna. — No właśnie nie zapomniałam, ale ty chyba nie pamiętasz, że masz taką samą twarz jak twój brat — mówi z pretensją. — Powinieneś się cieszyć, że tak mówię.

Wszyscy wybuchamy śmiechem. Nawet Daniel się śmieje i kręci głową. Obejmuje Ninę i patrzy wyzywająco na Dylana.

— To co? Może ci ją odbiję? — żartuje.

Dylan sięga ponad ramionami Niny i odpycha Daniela, żeby jej nie obejmował. Śmiejemy się z nich z Dee, a Dylan obejmuje ostentacyjnie Ninę i ją do siebie przyciąga.

— Wal się, ona jest moja — mówi wyzywająco, ale z żartem do Daniela.

— Jesteś neandertalczykiem? — pyta z kpiną Nina.

— Jeśli chodzi o ciebie, to tak — odpowiada jej Dylan.

— Serio, odmówiła? — pytam Daniela.

To pierwsza nasza rozmowa o Nadii od moich urodzin.

— No, odmówiła, wygłupiłem się tylko — kpi sam z siebie Daniel. — Przecież wiedziałem, że odmówi, ale się łudziłem, że może jednak się zgodzi, byłem głupi — tłumaczy i kręci głową. Przeczesuje te swoje kasztanowe włosy palcami i znów zamyka twarz w dłoniach. — Przecież ja do niej nie pasuję.

— Nie przejmuj się pajacu, to ona nie pasuje do ciebie — pociesza go Dylan. — Znajdzie się taka, która umówi się z tobą od razu, a nie taka co to każe się prosić, zobaczysz.

— Niedługo początek roku akademickiego, poznasz jakąś fajną laskę, zobaczysz — zapewnia go Nina.

— Właśnie, a tak przy okazji rozmowy o początku roku — zaczyna mówić Dee. — przypomniał mi się mój mecz rozpoczynający sezon, za tydzień gram pierwszy w sezonie, przyjdziecie?

Pierwszy oczywiście szeroko otwiera oczy Daniel.

— No jasne! — zgadza się natychmiast. — A gdzie, w Milleville?

— Yhm — przytakuje Dee.

— Jasne, że będziemy — przytakuje Nina.

— Ja nie przyjdę — odmawiam.

Patrzy na mnie zdziwiona. Przecież to na mnie liczyła najbardziej.

— Żartowałem — kpię z niej. — Ale miałaś wielkie oczy — śmieje się. — Przecież bym tego nie przegapił — tłumaczę i całuję ja w czoło, a ona klepie mnie w ramię za to, że z niej zadrwiłem.

Nie wiem, jak mogła pomyśleć, że pozwoliłbym, żeby ominął mnie jej mecz? Nie mam pojęcia, ale tak samo, jak nie ma pojęcia, jak zmierzę się z moją Dee, ubraną w piłkarski strój i będę gonił za nią oczami po boisku.

Nigdy jej takiej nie widziałem. Dziwnie się z tym czuję. Mam wrażenie, że to będzie inna Dee. 

🌌⭐️☀️🌓🌍 🌌

No to mamy ich z powrotem, razem :) Co się wydarzy na meczu? Bo przecież coś musi, nie? ^^

Nie wiem czy wiecie, ale powoli zbliżamy się do końca... przed nami niewiele... 4 rozdziały... co tu się dzieje  takim razie? Dowiecie się, bez obaw :D Nie wiem czy każdy wyciągnie wnioski, ale bądźcie pewni, że one tu są, ukryte między wierszami ;)

Trzymajcie się i do jutra :*

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro