1.8 Bliżej końca
Piosenka Tommee Profitt - Can't Hold Us Down (feat. SamTinnesz)
Nie całe 4k słów PepoG
Miłego czytania <3
<===============>
Gdy byli już w pełni gotowi, wrócili po Emerusa Hanka. Montanha miał na sobie czerwony aksamitny golf, ciemne dżinsowe spodnie oraz czarną skórzaną kurtkę z głębokimi kieszeniami wewnątrz. Było w nich tyle miejsca, że łatwo mógł ukryć w jednej z nich pistolet oraz kajdanki. Włożył pod spód lekką kamizelkę kuloodporną dla zachowania bezpieczeństwa. Zadowolony z siebie spojrzał na przyjaciela. Niebieskooki wyglądał niczym tajny detektyw, ponieważ miał na sobie długi kremowy płaszcz, a jego głowę zdobił charakterystyczny kapelusz tego samego koloru. Siedzieli w spięciu, szczególnie brunet na miejscu kierowcy, któremu mimowolnie zaczęły drżeć ręce.
- Co raz bliżej końca... - westchnął łamiącym się głosem.
- Będzie dobrze zobaczysz. – wymruczał pod nosem Hank i pocieszająco złapał przyjaciela za dłoń.
W końcu ruszyli na umówione miejsce spotkania z nadawcą wiadomości. Gdy byli w pobliżu budynku Montanha wysadził Hanka przy jednym z parkingów, z którego miał obserwować sytuację. W tym czasie Montanha w pełni zestresowany podjechał pod wejście na dach dawnego sądu. Zgasił silnik i wyszedł z pojazdu na lekko trzęsących się nogach. Przeszedł kawałek dalej i po chwili wchodził już po drabinie na górę. Po niecałych czterech minutach udało mu się wejść. Teraz jednak czekał go najtrudniejszy moment do przejścia. Była to dość wąska krawędź budynku, która prowadziła na punkt widokowy. To tutaj było to magiczne miejsce schadzek jego i Erwina. Brunet dalej nie dowierzał, że ktoś mógł je znać. Przecież jeśli ktoś o nim wiedział, to albo siwowłosy się komuś wygadał albo byli obserwowani od naprawdę długiego czasu. Pierwsza opcja była możliwa przez to, że Erwin był nad wyraz rozgadany. Jednak Gregory wątpił, że mógł pokazać to miejsce komuś innemu. Stojąc przy krawędzi czuł, że może go ktoś tutaj bez problemu zaskoczyć, gdy będzie przechodził na drugą stronę, więc przygotowywał się do wyciągnięcia broni. Wziął głęboki w dech i przeszedł po krawędzi. Nagle tak jak przewidywał z rogu zaatakowała go na czarno ubrana postać. Miała w ręce strzykawkę z długą i lśniącą w tej ciemności igłą. Na szczęście brunet zdołał odeprzeć atak, gdyby nie myślał racjonalnie, mogła go zaskoczyć. W końcu udało mu się powalić napastnika i wyrzucić trzymany przez niego przedmiot. Wyciągnął zza kurtki pistolet i wymierzył w leżącą przed nim osobę. Postać słyszalnie przeklęła pod nosem.
- PODDAJ SIĘ! RĘCĘ ZA GŁOWĘ! NIE WSTAWAJ! – wykrzykiwał brunet w jej kierunku.
Postać widząc swoją przegraną pozycję wykonała posłusznie rozkazy. Gregory ostrożnie podszedł i zakuł napastnikowi ręce z tyłu. Podniósł go i zdjął mu maskę. Nie spodziewał się tego co ujrzał. Co prawda mógł się domyślić, że główny sprawca się nie stawi na spotkanie, ale nie sądził, że znowu posłuży się blondwłosą dziewczyną. Osobą przed nim była barmanka, która to ich uśpiła podczas kawalerskiego, dodając coś do ich napojów. Patrzyła na niego teraz wilczym wzrokiem. Gdyby spojrzenie potrafiło zabijać, leżałby już martwy. Na szczęście dla niego tak to nie działa.
- Kim jesteś? Z kim działasz? A przede wszystkim, gdzie jest do cholery Erwin Knuckles? - zasypywał ją pytaniami sfrustrowany brunet. Jednak widząc jej niewzruszoną minę dodał groźnie. – Jak mi nie zaczniesz odpowiadać na te zasrane pytania, to nie ujrzysz już nigdy światła dziennego, myślisz, że jak jestem policjantem to, że nie mogę się ciebie pozbyć? – na te słowa blondynka widocznie się spięła. - Mogę powiedzieć zawsze, że działałem w samoobronie... „Zaatakowała mnie Szefie, musiałem coś zrobić by ją powstrzymać! Niestety pech chciał, że spadła przy tym z dachu". – kontynuował groźbę, a blondwłosa wyglądała coraz bardziej na przerażoną. – A może wolisz mieć dożywocie, za zabójstwo dwóch, a prawie trzech osób? No chyba że...
- NIE! – wykrzyczała w panice, na co brunet zaprzestał i mierzył dziewczynę ostrym spojrzeniem, czekając na informacje. – J-ja... Nie może wiedzieć, że sypnęłam... Zabije moją siostrzenicę, jeśli się dowie... - powiedziała niespokojnym tonem.
- Nie dowie się. Jeśli wydasz tę osobę, zostanie ci zmniejszony wyrok, a może nawet dostaniesz ułaskawienie. Będziesz mieć szansę na lepsze życie i twoja siostrzenica będzie bezpieczna. – zapewniał ją Gregory.
Dziewczyna zamyśliła się po tych słowach. Widać było, że w jej głowie toczyła się bitwa o to co ma zrobić. Jej wzrok był niespokojny i rozbiegany. Najwidoczniej działała na nią jeszcze adrenalina po szarpaninie. W końcu wzięła parę głębokich wdechów i spojrzała w jego czekoladowe oczy.
- Dobrze... - odpowiedziała niemrawym tonem.
- To od początku... Jak się nazywasz? – zapytał równie spokojnie Montanha.
- Nazywam się Seila Sotello... Przysięgam, że zostałam do tego przymuszona, nawet nie wiem przez kogo, ale zagroził mi, że zabije moją siostrzenicę... Ona niedawno skończyła dwanaście lat, nie jest niczemu winna... Nie chciałam, by coś jej się stało, więc zgodziłam się zrobić wszystko, byle by jej nie skrzywdził. Każdy by tak raczej postąpił. A zadanie, które mi powierzono nie wydawało się trudne. W końcu miałam tylko dolać wam środek usypiający. Jednak... trochę się to posypało w trakcie...
- Masz jakiś dowód na te groźby? I skoro to miało być jedno proste zadanie to co się stało, że znowu tu jesteś? – wypytywał dalej brunet.
- Tak, mam na to smsy. Co do tego drugiego to... Doszło do drobnych komplikacji. Velasquez chciał z jakiegoś powodu sypnąć i powiedzieć o wszystkim Dii. Poprosił przez telefon, by przyszedł do gabinetu właściciela. Ja... Wiedziałam, że ten ktoś będzie zły, jeśli plan się nie powiedzie i bojąc się o swoją siostrzenicę, napisałam mu o sytuacji. Jednak nie spodziewałam się, że... sam wkroczy do akcji... Miał na sobie czarny strój taki jak się nosi jesienią... zapomniałam słowa...
- Płaszcz przeciwdeszczowy? – parsknął brunet.
- Dokładnie o to mi chodziło! Miał też taką białą maskę, chyba królika... - na to Gregory przypomniał sobie swój popaprany koszmar. – Był podobnej postury do mojej, choć wydawał się lekko wyższy. Ciężko mi jednak stwierdzić jednoznacznie czy to kobieta czy jakiś dość smukłej budowy mężczyzna...
- Dobrze i co dalej było? – przerwał jej brunet już dobrze wiedząc kto za tym wszystkim stoi.
- Wszedł do gabinetu, w którym był Velasquez, nie widziałam co tam robił, sądziłam, że przemówi mu do rozumu lub pogrozi... a nie... - tu urwała, po czym kontynuowała. - Ja wtedy miałam spławić Dię, który miał przyjść. Udało się, tak samo jak z uśpieniem. Jednak zdarzyły się rzeczy, których ten ktoś nie przewidział w swym planie...
- Jakie? –wypytywał dalej Gregory.
- Po pierwsze tego, że Patricio się zbuntuje, po drugie, że Knuckles nie będzie pił i po trzecie, że wyjdzie w tajemniczy sposób z siłowni. Miałam go później wyśledzić i tak zrobiłam. Tymczasem ten ktoś z... zabił Patricio... Nie sądziłam, że... Może gdybym nie powiedziała o tym co chce zrobić... - tu urwała powstrzymując szloch.
- Spokojnie już dobrze, nie mogłaś tego tak do końca przewidzieć... - starał się pocieszyć ją Gregory. - Co było później?
- Pastora nie szukałam zbyt długo, widziałam jego samochód pod szpitalem, a później jak jechał na apartamenty. Napisałam do szantażysty, gdzie jest, ale że nie wiem, które mieszkanie jest jego, bo nie wychodziłam z auta... Na co ten ktoś stwierdził, że więcej mu nie trzeba i bym czekała na dalsze wskazówki. Myślałam, że na tym się skończy, ale dziś znowu się odezwał i przydzielił, bym cię porwała, a następnie przywiozła na podany GPS...
- Wiesz, dokąd miałaś mnie zawieźć? – zapytał lekko drżącym głosem.
- Niestety nie wiem, może jakbym wypełniła zadanie to...
A co jak GPS, prowadziłby do miejsca, gdzie trzyma Erwina?
- Czekaj... Gdzie masz telefon? - ożywił się brunet.
- Lewa kieszeń kurtki...
- Dobrze. Sąd z pewnością weźmie pod uwadze twoją współpracę, groźby w twoim kierunku i chęć pomocy. Pójdziemy zaraz na dół i odbierzemy jednego zaufanego funkcjonariusza, który nas obserwuje... Będzie cię pilnował, dobrze? Jesteś teraz świadkiem koronnym.
Na to dziewczyna się rozluźniła. Widać, że czuła się bezpieczniej i pewniej. Gregory w tym czasie zadzwonił do Hanka, że nic mu nie jest i żeby ten czekał pod parkingiem. Powiedział, że ma później zabrać dziewczynę, przy tym nikomu nie mówiąc kim jest. Gdy zakończył połączenie wysłał wiadomość na pokazany mu przez dziewczynę numer, że plan się powiódł. Wiedział, że to ten, gdyż tak jak blondynka mówiła, było dużo smsów dotyczących gróźb w jej stronę i wcześniejszych zleceń. Czuł, że miejsce, do którego miała go zabrać, może być tym samym, gdzie jest Erwin. Nawet jeśli się mylił, to spotka się z nią twarzą w twarz. Dalej nie mógł uwierzyć, że to naprawdę Heidi Bunny za tym stoi. Teraz po wysłuchaniu Sotello był tego pewien, a większość jego przypuszczeń zostało potwierdzonych. Zerknął jeszcze raz w stronę dziewczyny i popatrzył na strzykawkę leżącą obok.
- Zapomniałbym... - rzucił nagle, na co blondynka uniosła wzrok ponownie na niego. – Co jest w tej strzykawce?
- Jakaś substancja, którą zrobiła ta osoba... Nie wiem, jak działa, nie widziałam, jak jej używała... Dała mi ją nie mówiąc co robi, po prostu miałam wstrzyknąć w jakąkolwiek część ciała...
- Okeej... Jeszcze raz dziękuję za pomoc. - to mówiąc zabrał strzykawkę i schował do kieszeni.
Pomógł dziewczynie wstać i przejść przez cienką krawędź, by zejść na dół.
- No nie powiem, dość ryzykowne miejsce na spotkania... - powiedziała dziewczyna.
- Skąd wiedzieliście, że to jest nasze miejsce i kto pisał te smsy? Ty? Czy morderca? – zapytał zmieszany Gregory.
- Ten ktoś z tego co mówił, bacznie was obserwował od dłuższego czasu... Powiedział, jak mam napisać pierwszą wiadomość... Drugą jednak pisałam sama... Jak się domyśliłeś? – zapytała lekko skołowana.
- Po prostu... Nigdy nie pisał do mnie tak otwarcie, gdy coś odwalił. Po za tym jak chciał się potajemnie spotkać to szyfrował wiadomość, w razie, gdyby ktoś jakoś zobaczył. – odpowiedział zawstydzony brunet.
- Mhmm... – wymruczała niezadowolona blondynka.
Byli już na dole budynku, gdy nagle przyszła wiadomość na telefon dziewczyny. Tak jak Seila mówiła tak się stało, sprawca wysłał GPS. Trochę dziwne, że tak łatwo zaufał w takiej sytuacji komuś na słowo. Podszedł z Sotello do samochodu, przy którym stał już zdyszany Hank.
- Nie musiałeś tu biec, mogliśmy po ciebie podjechać. – powiedział brunet.
- Oj tam, może przy okazji trochę schudnę. – wydyszał niebieskooki, na co Gregory się zaśmiał.
Pomógł dziewczynie wejść na miejsce pasażera i zapiął ją pasem. Po czym sam okrążył samochód i wsiadł na miejsce kierowcy. Jak tylko był już w środku sprawdził, gdzie prowadzi GPS, który otrzymał. Po chwili wyświetliła się trasa.
- Czemu mam jechać do kanałów burzowych? I w sumie jak pojedziemy we trójkę, skoro auto jest dwuosobowe?– zdziwił się Hank.
- Nie ty masz tam jechać, tylko ja. Musisz pilnować, by dziewczyna była bezpieczna i nie próbowała uciec. Jest ważnym świadkiem w sprawie. Po za tym ty będziesz kierował, ja tu zostanę i zadzwonię do Nicollo, by po mnie przyjechał. Powiem mu o całej sprawie i pojedziemy na ten GPS. Może tam trzyma Erwina. – tłumaczył szybko Gregory.
- Samego cię nie puszczę... - oburzył się niebieskooki.
- Nie będę sam, mówię, że pojadę z Nico... - przerwał, gdy zobaczył, że przyjaciel dalej nie jest co do tego przekonany. – Hank... Policja nie może wiedzieć, bo nas osądzą o zatajenie prawdy i utrudnianie śledztwa...
Gregory miał już zamykać drzwi, ale zatrzymał go głos Hanka.
- Uważaj na siebie. – powiedział widocznie zmartwiony.
- Będę. – odpowiedział mu niepewnym uśmiechem brunet, po czym zamknął drzwi.
Gdy tylko niebieskooki odjechał, Montanha wyjął telefon i wybrał numer do Carbonary. Po pierwszym sygnale ciemnowłosy odebrał.
- No co tam Grzechu? – rzucił znudzonym tonem.
- Dostałem wiadomość od porywacza, musimy się poś-...
- GDZIE JESTEŚ!
- Pod starym budynkiem sądu, zresztą wyślę ci GPS... Carbo musz-...
- Już jedziemy. – powiedział szybko i zakończył połączenie.
MY? Już wiem, jak czuł się ostatnio Hank... Ehh
Wysłał swoją lokalizację. Nie minęła chwila i Nicollo stanął przed nim swoim Sultanem. Oprócz niego w samochodzie znajdował się Dia i San. Gdy tylko Gregory do nich wsiadł Carbonara zasypał go pytaniami.
- Jaka jest ta wiadomość? Siwemu nic nie jest? Dlaczego teraz się odezwał? Skąd wiesz, że jest porwany a nie...
- MOŻE DAJ MI DOJŚĆ DO SŁOWA TO SIĘ DOWIESZ! – wykrzyczał Gregory, na co Nico zamilkł.
Brunet nie myśląc dłużej włączył mu na GPS trasę do kanałów burzowych.
- Jesteście uzbrojeni? – zapytał po chwili.
- Może, to wytłuma... - Zaczął Dia
- To jedź, zobaczycie na miejscu. Bez tego wątpię, że mi uwierzycie w to czego się dowiedziałem.
Na te słowa każdy umilkł, a Nicollo wcisnął gaz do dechy i ruszył na wyznaczone przez policjanta miejsce. Po dziesięciu minutach dotarli do celu. Znajdowali się właśnie pod wejściem do jednego z kanałów burzowych. Nagle im oczom ukazało się, stojące niedaleko auto. Gdy podeszli bliżej, wiedzieli już do kogo należał pojazd. Do ich bliskiej przyjaciółki.
- Nie rozumiem... Dlaczego Heidi... - wyjęczał Carbonara.
- Nie traćmy czasu, nie wiemy w jakim stanie jest Erwin. – rzucił w miarę stanowczo jak na zżerający go stres Montanha.
- Grzesiek ma rację skupmy się na przeszukaniu tunelu, może być uzbrojona, więc uważajcie... - poparł go milczący do tej pory San.
Mężczyźni tylko przytaknęli i razem weszli do środka. Gdy Dia miał już włączyć latarkę, Gregory zatrzymał jego ruchy.
- Co ty robisz? – wyszeptał z niedowierzaniem. - Chcesz, żeby nas widziała z drugiego końca korytarza?
- Noo taak racja, sorki. – powiedział równie cicho i szedł dalej po mokrym podłożu.
Z czasem wody pod ich nogami było coraz więcej. Przez to starali się lekko szurać, by nie wywoływać hałasu. Co jakiś czas na ich plecy kapały z sufitu krople.
Nic dziwnego, że Bunny miała płaszcz przeciwdeszczowy...
Szli już parę minut, gdy nagle zobaczyli światło ustawione na skrzyżowaniu. Była to lampa naftowa zawieszona na jakiejś przerdzewiałej rurze. Do wyboru mieli dwie drogi. Mogli pójść dalej prosto lub zakręcić w oświetlony korytarz, na końcu którego były widoczne metalowe drzwi. Niewiele myśląc. Ruszyli w ich kierunku. Był już tak blisko. Serce mimowolnie mu przyśpieszyło. Dotknął klamkę i delikatnie przekręcił w dół. Otwierając w ten sposób drzwi, ujrzał dość obskurne pomieszczenie. Z sufitu ściekała woda. Trafiała ona do spływów, więc podłoga była w miarę sucha. W miarę, ponieważ środek był oblepiony czerwoną substancją. Była to krew. Całe pomieszczenie oświetlało mrugające światło lampy zawieszonej na suficie. Nagle za sobą Gregory usłyszał głos.
-Tam ktoś leży... - wychrypiał San.
Faktycznie. Teraz brunet również dostrzegł postać, która leżała dość blisko wejścia do pomieszczenia. Podeszli bliżej. Była ubrana w czarny strój przeciwdeszczowy, obok leżała zdjęta maska białego królika, a jej fioletowo-niebieskie włosy były w nieładzie. Zbliżył się ostrożnie do dziewczyny i zobaczył ranę z tyłu jej głowy od uderzenia czymś ciężkim. Była nieprzytomna, ale nadal żywa. Gregory zakuł ją mimo to, nie wiedział co może zrobić po przebudzeniu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak poza nimi i Heidi nikogo nie było. Czuł jak ściskające go serce podchodzi mu do gardła.
- Nie ma go – wydusił po chwili z siebie, patrząc z odrazą na leżącą dziewczynę.
- Ale był tu... - powiedział Carbonara, na co Gregory się ożywił. - Spójrzcie... - To mówiąc wskazał na leżące metalowe krzesło, na którym widoczna była krew i obluzowane liny. – Pewnie tym dostała... Nie mógł pójść daleko... Niech jeden ją weźmie na zewnątrz, a reszta niech idzie szukać, tylko się nie zgubcie.
- To ja ją wezmę. – wymruczał Dia.
Reszta przytaknęła i ruszyła do skrzyżowania. Teraz bez obaw włączyli latarki i szukali jakichkolwiek śladów. Po chwili Gregory zobaczył coś nie daleko na podłodze. Leżała tam mokra i wybrudzona, zerwana kartka z narysowaną strzałką, z grotami po obu stronach. Jeden prawdopodobnie pokazywał wyjście, a drugi drzwi w rozwidleniu. Jednak dziwne było to, że nie wisiała już w widocznym miejscu.
Taki niby z niej profesjonalista, a gubi się na tak prostej trasie?
Zakpił w głowie z dziewczyny. Jednak zaraz po tym zauważył, że na kartce są odbite odciski krwi. Serce znowu mu zaczęło kołatać. Poświecił latarką w tunel, z którego przyszli. Nic. Odwrócił się spanikowany w stronę dalszej części korytarza. Na jednej ze ścian była odbita krwawa dłoń. Co wskazywało, że ktoś poszedł w stronę dalszych rozwidleń.
-Jest ranny... Musimy się pośpieszyć. – rzucił spontanicznie, po czym zaczął biec za śladami i krzyczeć. - ERWIIN!
Jego głos roznosił się teraz po całych kanałach, przez echo. Jednak nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Biegł błagając w duchu, by nie stało się najgorsze. Nie wiedział w jak krytycznym mógł być stanie, czy się już nie wykrwawił lub nie utopił w wodzie, której było już po kolana. Nie odwracał się, nie obchodziło go to, czy reszta za nim biegła. Słyszał tylko dźwięk plaskającej wody, która odbijała się echem po ciemnym tunelu. Nie miał sił by krzyczeć, na samą myśl wydobycia z siebie dźwięku, robiło mu się niedobrze. Gdy już miał się zatrzymać z wycieńczenia, usłyszał głośny plusk wody. Nie brzmiało to jak tupot, który rozchodził się za nim. Lecz jakby coś wpadło w niebieską toń. Zmusił się do dalszego biegu, w kierunku hałasu. W końcu zobaczył czym był spowodowany. Podbiegł bliżej i wyciągnął zatapiające się w wodzie ciało. Był to siwowłosy, który nie miał na sobie nic oprócz bokserek. Cały drżał z zimna i zapewne od rwącego bólu z krwawiących zerwanych szwów.
- ZNALAZŁEM GO! – wykrzyczał z łzami w oczach zdesperowany Gregory.
W moment mężczyźni dobiegli do niego. Carbonara zdjął swoją bluzę i zaczął tamować lecącą czerwoną ciecz, a San wziął swój płaszcz i okrył ciało przyjaciela. Gregory poderwał się mając Erwina na rękach. Wiedział, że powrót trochę zajmie, więc biegł dalej korytarzem. W końcu doszli do platformy, która z tego co policjant pamiętał miała przejście na jeden z peronów metra. Położyli siwowłosego na płaszczu. Brunet próbował wyczuć jego puls, lecz z nerwów nie mógł się skupić. Nicollo widząc to odsunął dłoń policjanta i sam się tym zajął. A brunet patrzył na niego wyczekując wiadomości.
- Jest coraz słabszy! – powiedział w nerwach. – SAN! Jesteśmy pod metrem dostań się na górę i wezwij EMS!
Włoch jak wyciągnięty z jakiegoś transu od razu ruszył na górę, próbując jak najszybciej zyskać zasięg w telefonie. W tym czasie siwowłosy przestał oddychać, Nicollo nie wiedział co ma robić, więc tym razem uspokojony już trochę brunet, zaczął wykonywać pierwszą pomoc. Uciskał klatkę piersiową Erwina, po czym wykonał dwa wdechy. Po kilku minutach dało się usłyszeć odkaszliwanie, a z ust siwowłosego wyleciała woda, którą się podtopił. Jego oczy się otworzyły i spotkały z tymi bruneta. A Gregory nie mógł uwierzyć, że udało mu się je jeszcze raz zobaczyć. Siwowłosy ciężko oddychał, a jego ciało przechodziły dreszcze. Błądził w panice swoim wzrokiem po pomieszczeniu, zobaczył jeszcze klęczącego przy nim Carbonare, po czym znowu wrócił do patrzących na niego czekoladowych oczu. Próbował coś powiedzieć, jednak spokojnym tonem odezwał się jako pierwszy Gregory.
- Nic nie mów, nie przemęczaj się... - to mówiąc zaczął głaskać go po głowie. - Wytrzymaj jeszcze trochę, San pobiegł po pomoc.
- S-San? – wychrypiał strasznie zdartym głosem złotooki, a w jego oczach widoczny był smutek i dezorientacja.
- Siwy słyszałeś co on mówi czy nie? Masz się kurwa nie odzywać... - rzekł zestresowany Carbonara, po czym zwrócił się do bruneta. – Próbujemy go wynieść na górę? Przynajmniej do metra, żeby nie musieli tu medycy schodzić.
Na to Gregory przytaknął i wziął z powrotem siwowłosego na ręce. Ten zaś wpatrywał się w niego smutnym i lekko zmieszanym spojrzeniem, co jakiś czas mrużąc oczy. Był zapewne wycieńczony od tylu godzin siedzenia w ciemnościach i zimnie. Montanha milczał, a pojedyncze łzy spływały po jego policzkach. Tak bardzo cieszył się, że go odnalazł. Spojrzał jeszcze raz na twarz Erwina. Jego oczy były zaczerwienione i opuchnięte zapewne od płaczu, widoczne były też wory pod nimi sugerujące bezsenność. Jego usta były zaś sine i obgryzione.
Może z nerwów?
Jednak ta myśl nie przetrwała na długo w głowie Montanhy, gdy zobaczył, że to samo było na szyi. Oprócz nich znajdowały się na niej malinki, a jego klatka piersiowa pełna była blizn i nacięć. Jedne były delikatne, drugie zaś na tyle głębokie, że zostały zszyte.
Tylko dlaczego w ogóle były zaszywane?
Skoro nie chciała mu zrobić krzywdy to, dlaczego go trzymała?
Jakim cudem udało mu się uwolnić?
Niepokojąca była też lekkość niesionego przez niego chłopaka. Widać było, że te trzy dni jeszcze bardziej wykończyły jego organizm, który już wcześniej był w złym stanie. Kto wie, co by było, gdyby trwało to jeszcze dłużej. Teraz widział jak siwowłosy przymyka co chwilę powieki.
- Nie zasypiaj jesteśmy już naprawdę blisko... - powiedział nadal ze łzami w oczach.
- S-staram się wiesz? – wychrypiał z siebie ponownie złotooki, lekko się przy tym ironicznie uśmiechając.
- Czy ty serio nawet w tym momencie musisz być taki sarkastyczny? – zbeształ go brunet, przewracając oczami, na co siwowłosy znów się uśmiechnął, jak za każdym razem, gdy w jakiś sposób zdenerwował Gregory'ego. – Po za tym miała się ekscelencja szanowna nie odzywać.
- P-przyjąłem Kapitanie. – po czym chciał zasalutować, ale Gregory mu przytrzymał rękę.
- Nie no Grzechu jemu przecież nic nie jest, on sam może biec... Nie czekaj... Zapomniałem, że jest rannym, utrudniającym nam pomoc debilem. – zakończył Nicollo, na co się zaśmiali we trójkę.
Po chwili byli już metrze. Rozejrzeli się wokół, było pusto. Głownie przez to, że ta część metra była na ogół zamknięta, gdyż dalej była w remoncie. W końcu zobaczyli biegnącego w ich stronę Sana.
- Co z nim? – wydyszał Thorino.
- Jest przytomny, patrząc na to, że ten debil nie wykonuje poleceń to nie jest z nim najgorzej. – odpowiedział mu Carbonara. - Gdzie medycy?
- Schodzą, zaraz powinni być...
Tak jak powiedział tak się stało. Medycy rozłożyli nosze i zabrali rannego Erwina z rąk Montanhy. Położyli go i podpięli do kroplówki. Ruszyli w stronę wyjścia z metra. Gregory szedł teraz z chłopakami z tyłu, w dużym odstępie od medyków i Erwina. W tym momencie przez myśl przyszło mu jedno pytanie.
- A co zrobimy... z nią? Może wezwiemy policję i...
- Nie Grzechu. – przerwał mu Nicollo. – Nią się nie przejmuj, zostaw to nam.
- Chyba nie zamierzacie sami...
- NIE MASZ TU NIC DO GADANIA! – wykrzyczał zdenerwowany Carbonara, po czym uspokoił się i kontynuował. – Pójdziesz popilnować Erwina w szpitalu, by nic mu się nie stało. Tak w ogóle to skąd miałeś informacje o tym miejscu?
- Dobrze, nie będę się kłócił. A co do informacji to dostałem je od tej blondwłosej barmanki, która była na kawalerskim i współpracowała z Heidi...Ona...
- Gdzie jest? – przerwał mu zimno Nicollo.
- Jest... W bezpiecznym miejscu... Ona została zaszantażowana Nico, nie musicie jej nic...
- Jakim bezpiecznym miejscu? – dociekał coraz bardziej zdenerwowany. – Z kimś ją zostawiłeś? A jeśli tak to z kim?
- Jest w dobrych rękach nie musisz się nią...
- CO ZNACZY W DOBRYCH RĘKACH! – wykrzyczał mu w twarz Carbonara, po czym wysyczał. – Nawet mi nie mów, że powiedziałeś coś policji i to oni ją pilnują.
- Pilnuje ją mój przyjaciel, policja o niczym nie wie, ale obiecałem tej dziewczynie, że...
- CHUJ MNIE TO OBCHODZI CO JEJ OBIECAŁEŚ! JEST TAK SAMO WINNA
- Nico... - odezwał się w końcu San, który wskazał na medyków przed nimi, którzy wkładali Erwina do karetki. Po czym dodał. – Jeśli była do tego zmuszona, to możemy po prostu powiedzieć, by trzymała język za zębami, inaczej sama sobie stworzy kłopoty.
Po tych słowach zapanowała cisza. Gregory wiedział, że ciemnowłosy jest taki przez zaistniałą sytuację. Jednak to nie znaczy, że trzeba się pozbyć każdego kto wie o całej sprawie. Za to San zachował rozwagę, też nie lubił przelewać krwi. Pokazał brunetowi, by zostawił jego sam na sam z Nico. Niewiele myśląc Montanha zrobił to o co go poprosili i poszedł w stronę karetki. Nie zamierzał zostawać i się z nimi wykłócać o to, by zgłosili wszystko na policję. Patrząc teraz na tą sytuację, zrozumiał, że zbyt dużo, by ryzykowali. Przecież wydało, by się, że wiedzieli od początku jak sprawa wyglądała, skłamali niejednokrotnie w zeznaniach i uczestniczyli w porwaniu jednej z ofiar. Wywalili by go z policji, mimo że ostatecznie nic nie było jego winą. W końcu robił to dla bezpieczeństwa porwanego. Jakby był od początku szczery z kolegami z pracy to mógłby teraz walczyć o sprawiedliwy wymiar kary dla Heidi i Sotello. Montanha zawsze uważał, że nie ważne co człowiek uczyni, powinien być sądzony według prawa, a nie przez ludzi, którzy chcą wziąć sprawy w swoje ręce. Jednak teraz sam czuł niepohamowaną nienawiść do dziewczyny, przez co nawet nie chciał się już wykłócać o jej los. Gdy wybudził się z zamyślenia zdołał jeszcze zobaczyć zdenerwowanego Nicollo, który rozmawiał z kimś przez telefon.
Ciekawe z kim...
Zastanowił się brunet, po czym wsiadł na tył karetki. Chwycił śpiącego Erwina wspierająco za dłoń. Teraz liczyło się dla niego tylko to, by złotooki wyzdrowiał i żeby w końcu mogli o wszystkim porozmawiać.
<===============>
Witam ponownie!
Mam nadzieję, że się spodobało.
Ktoś powie "phi spodziewałem/łam się" nie ukrywam sporo sugerowałam kto będzie sprawcą. Cóż nie chciałam zmieniać na siłę tego co wymyśliłam po komentarzach, tylko pociągnąć to tak jak zaplanowałam. Jest jeszcze parę rzeczy, które muszą być doprowadzone do końca. Oprócz tego pojawią się inne "ścieżki" i zakończenia. Nie zdradzam jak TO się zakończy ;p sami wyciągniecie wnioski.
Przepraszam za błędy. Jak pewnie każdy zauważył, bardziej skupiam się na fabule niż na samej realizacji hih.
Nie obiecuję kiedy będą kolejne rozdziały i nie będę tego robić, gdyż nie umiem zmuszać się do systematycznego pisania. Muszę mieć "ten" dzień, kiedy mam największą wenę.
Życzę dobrej nocy!
m4
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro