1.7 Wiara w tych, których kochamy.
Piosenka Chord Overstreet -Hold On
Ale że 4600 słów PepoG, starałam się nie robić Polsatu :D
Mam nadzieję, że się spodoba :3
<===============>
Ciało... Znaleźli...ciało...
Nie mógł się ruszyć. Cały się spiął przez dreszcz, który przeszył jego całe ciało. W głowie Gregory'ego zaczęły pojawiać się same czarne scenariusze.
- KURWA NIE! – krzyknął z łzami w oczach na samą myśl o złotookim.
Miałem nie znaleźć go martwego... Miałem...
Osunął się na podłogę, zrezygnowany. Oplótł ręce wokół swoich kolan i starał się uspokoić lekko się kołysząc. Kiedy panikował zawsze go to uspokajało, jednak tym razem to nie działało. Złapał się za głowę i próbował odsunąć od siebie złe myśli. Gdy nagle zadzwonił mu telefon.
Bez zerkania kto dzwoni, odebrał.
- H-Halo? – zaczął niespokojnie i cicho.
- Hej Grzesiu...Wszystko w porządku? Brzmisz jakbyś tak jak my znalazł trupa. – zaśmiał się lekkomyślnie Hank.
- G-gdzie? - zapytał ledwo słyszalnie przez zaciśnięte gardło.
- CO!?
- DO CHOLERY JASNEJ HANK! GDZIE JESTEŚCIE!? - wykrzyczał w końcu pod wpływem emocji.
- Na placu budowy w dzielnicy Little Seoul... Ale Grzechu co ty taki nerw...
- Zaraz będę.
- Czy możesz mi wyja...– zaczął niebieskooki, ale nie dane mu było dokończyć, gdyż brunet zakończył połączenie.
Nie minęło dużo czasu, a był już przebrany w policyjny mundur i cały zadyszany wybiegł z mieszkania do windy. Jak tylko ta się otworzyła w pośpiechu ruszył po samochód. Na zewnątrz panowała jeszcze ciemność. Wrócili dość późno z porwania, więc była obecnie jakoś tak czwarta nad ranem. Wyciągnął swój radiowóz. Gregory przeważnie poruszał się właśnie pojazdem policyjnym, ponieważ nie miał, kiedy kupić czegoś własnego. Prawdę mówiąc nawet nie był w stanie na nie uzbierać, gdyż wynajem mieszkania w tak drogim apartamentowcu w centrum miasta wiele go kosztował. Wsiadł do samochodu, włączył silnik i ruszył. Nie musiał nawet wyszukiwać lokalizacji tego miejsca, dobrze je znał. Przychodził tam głównie po to, by pomyśleć i zrobić ładne zdjęcia. Jednak ludzie, którzy przeważnie tam się znajdowali, zazwyczaj kończyli na dole. W głowie Gregory'ego zaczęło pojawiać się mnóstwo pytań.
Dlaczego to właśnie tam znaleźli ciało?
Czy jest ono... Erwina?
A może kogoś innego?
Wolał jeszcze nie informować o tym nikogo z Zakshotu. Musiał się najpierw upewnić. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk i widok policyjnych sygnałów. Plac budowy był dobrze zabezpieczony przed ewentualnymi gapiami. Rozstawione były wszędzie bramki, taśmy i funkcjonariusze pilnujący wejścia. Wysiadł i skierował się w stronę zgromadzonych policjantów. Już miał przejść obok nich, jednak zatrzymał go głos za nim. Odwrócił się i zobaczył najwidoczniej nowego kadeta, wymachującego w stronę Gregory'ego żółtym kaskiem.
- P-panie Mo-Montanha! Ka-ka-kask mu-mu-musi P-pan za-założyć dla be-bez... - urwał, gdy brunet w złości podszedł, wyrwał mu z dłoni trzymany przedmiot i ruszył dalej.
Gregory wiedział, że zachował się chamsko, jednak teraz nie liczyły się dla niego błahe uprzejmości. Zwłaszcza dla jąkającego się kadeta.
Jak on przeszedł w ogóle rekrutację?
Mimo to założył kask na głowę tak jak go poprosił i dalej kierował się w stronę dźwigu. Po drodze zauważył Capelę i Andrewsa. Stali w samym zgiełku biegających wokół funkcjonariuszy, którzy kończyli zamykać teren. W skupieniu dyskutowali na jakiś temat. Montanha się zdziwił na ich widok.
Dlaczego znowu ich przydzielono?
Dante widząc bruneta pomachał z uśmiechem w jego stronę, a ten przewrócił na to oczami.
Miejsce zbrodni a ten pajac do mnie macha... No debil...
- No proszę proszę, księżniczka wróciła w końcu do pracy. – rzekł siwo włosy z przekąsem.
- Capela zachowałbyś choć trochę powagi, nie jesteś teraz w kinie. – odgryzł mu się Gregory.
Na to siwowłosy skrzyżował ręce. Miał już coś powiedzieć, ale wyprzedził go Alex.
- W samą porę Grzegorz akurat cię potrzebowaliśmy.
Brunet zmarszczył brwi na to stwierdzenie.
- Chodź zobaczysz... Nie wiem czy już wiesz kim jest ofiara.
- Nie mam pojęcia oświeć mnie... - powiedział z lekkim zawahaniem.
Proszę... Żeby to nie był on...
- Czyli niespodzianka, świetnie. Tylko uprzedzam, że to co zobaczysz... Nie skończyło się na tym co zazwyczaj. - mówiąc to pokazał, by brunet za nim poszedł.
Jak Gregory się domyślał, szli dalej w stronę dźwigu.
- To tutaj.
O kurwa...
Faktycznie, stan, w którym było ciało, nie należał do najlepszych i łatwych do przetrawienia. Jednak Gregory odetchnął z ulgą. Ofiarą był nie kto inny jak Ewa McCarrot. Dziewczyna miała wiele krytycznych obrażeń, oprócz otwartych złamań była też porozcinana na wszelkie sposoby. Z ran już nie wyciekała krew. Ciało już dłuższy czas pewnie leżało. Za to sporo było jej wokół zmasakrowanych zwłok. Mimo że, cieszył się w duchu, że nie jest to Erwin to poczuł lekkie wyrzuty sumienia na widok blondynki. W końcu jeszcze dziś w nocy ją widział i pomagał w jej przesłuchiwaniu. Teraz w głowie bruneta kotłowało się od ciążących mu pytań.
Jakim cudem się tutaj znalazła?
Chińczyk zapewniał, że jej odpuszczą, ale czy to zrobili?
Może specjalnie odstawili przy nim takie przedstawienie?
Nagle sobie coś uświadomił.
Kurwa...
Przecież zanim przyjechałem na miejsce już ją torturowali...
A jeśli przymusili ją, by popełniła samobójstwo po tym jak odjadę?
Nic w tym nie trzymało się jednak sensu. Głównie przez cięcia na jej ciele. Przecież jakby skoczyła, skończyło by się tylko na złamaniach. A te obrażenia wydawały mu się bardzo znajome. Przyjrzał się dokładniej. Po chwili już wiedział.
Widziałem je...Na ciele Velasqueza...
- Widzisz to prawda? – powiedział Andrews, jakby czytał w jego myślach.
- Tak... Zrobiła to ta sama osoba, co zabiła właściciela siłowni. – stwierdził i odwrócił się w stronę kolegów. - Dlatego was do tego przydzielili?
Stojący obok Capela tylko potwierdził kiwając głową.
- Marlin znalazł coś na jej twarzy... Mamy nadzieję, że sprawca przez swoją widoczną nienawiść do ofiary zostawił po sobie jakiś ślad.
- Jak ją znaleźliście? Ile może już tutaj leżeć?
- Andrews zgłosił na radiu, ale w sumie to Marlin wie najwięcej... MAARLIN!
- CO DRZESZ JAPE CAPELA! – również się wydarł, a siwowłosy podskoczył w miejscu przestraszony tym nagłym krzykiem zza swoich pleców.
- KURWA MARLIN IDIOTO ZAWAŁU PRZEZ CIEBIE DOSTANĘ!
- Uspokój się Capela... A ty Marlin przedstaw sprawę od początku. – powiedział ze spokojem Andrews przyglądając się funkcjonariuszom z politowaniem.
- No co, ktoś zadzwonił na numer policyjny, że widział jak człowiek spadł z dźwigu. Byłem na patrolu z Alexem, więc słysząc na radiu, że nikt na to nie reaguje to zgłosiliśmy, że pojedziemy i sprawdzimy. No i jesteśmy tu teraz. Ciało zostało znalezione około trzeciej w nocy. Czyli jakąś godzinę temu. Jeszcze wtedy rany cięte były świeże... No i na twarzy ofiary oprócz krwi znajdowała się pewna substancja. Jeszcze nie wiemy co to, pobrałem próbki, ale to zajmie jakiś tydzień. Patrząc na stan tej kobiety... No nie lubiła jej ta osoba ewidentnie...
- A wiemy kto zadzwonił? – zapytał Montanha.
- To na pewno nie ona. - powiedział zrozpaczony Dante.
Popatrzył na niego z widocznym niezrozumieniem, zaś Alex i Marlin się głupio śmiali pod nosem.
- Świadek to świadek Capela, trzeba przesłuchać... - kpił sobie z niego Slow.
- Ale aleee... ONA MA KURZĄ ŚLEPOTĘ! I ZAPEWNE REUMATYZM! - przerwał mu rozżalony siwowłosy.
Brunet zrozumiał już o kogo im chodzi.
- A więc babka Jadwiga widziała? – zapytał roześmiany Montanha i widząc potwierdzenie od Marlina, podszedł i poklepał Capelę po ramieniu. – No to powodzenia Dantuś, a raczej... TY SIWY CHUUJU!
Każdy zaczął się zachodzić ze śmiechu przez to, że powiedział końcową wypowiedź naśladując głos starej kobiety.
- OHO! Zaraz tobie nie będzie tak do śmiechu Grzegorzu. – mówiąc to wskazał osobę za brunetem, której mina wyrażała więcej niż tysiąc słów.
Był to Hank Over, widocznie podminowany wcześniejszą, nagle zakończoną rozmową.
Kurwa...
- Nie no pewnie... Sobie kawusie jeszcze popijajcie jak tak stoicie, a ja dalej będę sam wszystko robił. - rzucił do nich zdenerwowany niebieskooki Sierżant. – A ty Gregory nawet się do mnie nie odzywaj...
Za każdym razem jak Over był bardzo zły na Montanhe to zwracał się do niego pełnym imieniem. Dlatego brunet wiedział, że musi się mu wytłumaczyć i przeprosić. Ostatnim czasem coraz częściej zdarzało mu się mimowolnie ignorować przyjaciela lub o nim zapomnieć.
- Hankuś ja przepraszaam noo, nie powinienem się tak rozłączać, już nie będę...
- Nieźle, najpierw mnie olewasz po tym całym waszym kawalerskim, mimo że obiecałeś zadzwonić, a teraz wyciągasz informacje i się po prostu rozłączasz. Nie no nieźle Gregory, oby tak dalej... - mówiąc to obrócił się plecami z zamiarem odejścia.
- No HAAAANK! - wykrzyczał błagalnie brunet. - Nie będę już tak robił, porozmawiamy później i WSZYSTKO ci powiem... Rozumiesz?
- Dobra, żeby mi to ostatni raz było... - odburknął i znowu stanął przy przyjacielu.
- Właśnie a propos dzwonienia, kontaktował się ktoś z Pastorem? – rzucił nagle Capela, na co Gregory spiorunował go wzrokiem.
- Nie... Dlaczego mielibyśmy? – zapytał równie zdziwiony Marlin.
- No Ewa była w sumie jego dziewczyną. – wytłumaczył pośpiesznie Hank.
- Actually eks dziewczyną. – poprawił go Dante.
- Hmm, a nie zastanawia was to? – mruknął przysłuchujący im się Andrews.
Wszyscy spojrzeli na niego pytającym wzrokiem.
- W sensie co?
- No jak to co... To, że Erwina Knucklesa nie było na wieczornym kawalerskim, na którym to znaleźliśmy ciało Velasqueza, a teraz nagle jego eks dziewczyna nie żyje. Nie był jeszcze przesłuchiwany, a jest dość powiązany z ofiarami.
O nie... Oni nie...
Nagle jak na zawołanie oczy Alexa spotkały się ze wzrokiem Montanhy.
- Grzesiek ty będziesz wiedział...Czemu Pastora nie było później? Przecież to była dość ważna noc dla jego najlepszego przyjaciela...
Kurwa...
Jak powiem im teraz prawdę to będę mieć przejebane u nich i u Zakshotu... morderca się o tym dowie i zrobi coś Erwinowi... o ile już czegoś nie zrobił...
Muszę skłamać...
Tylko... Co ja mam powiedzieć?
Wyjechał?
Nie... To bez sensu... Przecież strasznie się ekscytował tym wieczorem... No i był na jego starcie, o czym każdy wie...
Zachorował?
To też nie ma sensu, nie da się zachorować w parę godzin... Plus mogą go szukać, by potwierdzić wersję zdarzeń...
To i tak dziwne, że pytają o niego dopiero teraz...
Myśl Grzechu... MYŚL!
Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco.
- On... On tak zachlał na wcześniejszej części imprezy, że Heidi odwiozła go na mieszkanie... Teraz go nie ma w mieście, bo wyjechał do swojej siostry, więc jego samego nie zdołacie przesłuchać...
Nie no zajebisty mix wymówek wymyśliłeś, przecież on nie ma siostry kurwa....
- ON MA SIO... – już wykrzykiwał zdzwiony Hank, na co Gregory spojrzał na niego błagając, by załapał, że to bait. – Aaaa... No taaak... To ta co mi o niej mówiłeś... Kurczę ja to mam łeb...
Hank... Wiszę ci drinka...
- Chwileczkę... To, dlaczego później Heidi znów się pojawiła u was tej nocy?
To akurat wiem, jak wytłumaczyć...
- Chłopaki nie wiedzieli co ze mną zrobić, bo najdłużej się nie wybudzałem po tym dziwnym środku, który nam podała ta blondwłosa barmanka... No i kazali Heidi przyjechać. Tak jak mówiła Tobie tamtego wieczoru, była tam tylko przypadkowym świadkiem...
- No dobrze... To, by się zgadzało...
Uff...
- Bo wiecie już miałem idealny motyw mordercy. No cóż, musimy szukać dalej...
Zdziwiłem się na to stwierdzenie.
- Jak to? Wyjaśnisz mimo to?
- No pomyśl... Jeśli Knuckles był eks chłopakiem McCarrot, z którą się rozstał z niewiadomej przyczyny... No to jego motywem mogła być chęć zemsty za prawdopodobną zdradę grupy i jego samego? Może Ewa była na boku z Velasquezem i dlatego najpierw zabił jego... Później może doszło do czegoś jeszcze i zajął się też nią... Nie gra w tym jednak to, że pierwsze morderstwo zostało dokonane podczas kawalerskiego jego przyjaciela. Ale jak wiadomo Knuckles jest dość... Nieprzewidywalny i łatwo go sprowokować. Z drugiej strony nie miał, jak tego dokonać, gdyż jak twierdzisz był wtedy w swoim mieszkaniu, a dziś u swojej siostry... No i jeszcze nigdy nie miał wyroku za chociażby próbę zabójstwa.
Co, jeśli... Co, jeśli do tego samego doszedł Sajgonka?
Czy według niego Erwin byłby do tego zdolny?
- To dobrze więc, że ma alibi. - powiedział Hank lustrując uważnie zachowanie Gregory'ego.
W sumie... Wyszedł do toalety i zniknął... Ewa widziała go później na szpitalu... Może planował już wtedy ją porwać, gdy my znaleźliśmy Velasqueza... Nie było go do teraz... Może... Zakshot wie, kryje go i mu pomaga? W końcu są gangsterami, czemu mieliby być ze mną szczerzy? Nienawidzili jej... Torturowali ją zanim przyjechałem i dalej ją mieli, gdy odjechałem...
Sam już nie wiem w co mam wierzyć...
- Dobrze panowie musimy się rozejść. Mamy zwłoki do przetransportowania.
Po tych słowach Alex, Marlin i Dante skierowali się w stronę karetki i medyków, prosząc ich o nosze.
- Dziękuję... - wyszeptał Montanha na ucho do Hanka, gdy zostali sami.
- Mhmm... Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
- Chodź wyjaśnię ci wszystko. Tylko czekaj muszę zadzwonić do kogoś.
- Dobra, to będę czekał przy twoim samochodzie. – to mówiąc, nachylił się do radia. - 408 status 2.
- 105 również. – powiedział brunet, idąc w pewnej odległości od Hanka, by ten nie słyszał jego nadchodzącej rozmowy.
Zobaczmy, jak zareaguje...
Wybrał numer i wcisnął słuchawkę. Osoba odebrała zaraz po drugim sygnale.
- No co tam Grzechu? – odezwał się głos Carbonary.
- Policja znalazła dzisiaj ciało...
W telefonie słyszalna była tylko cisza.
- E-Erw...
- Ewa McCarrot nie żyje.
- JAPIERDOLE GRZECHU! Nierób tak więcej... Myślałem, że... - to mówiąc starał się uspokoić ton głosu, po chwili kontynuował normalnie. – Cóż i tak szkoda, bo jej odpuściliśmy... Najwidoczniej nie podołała jej psychika... Gdzie ją znaleźliście? Tama? Klif? – dodał kpiąco.
Albo dobrze gra... Albo faktycznie nie wie...
- Tyle, że ona nie popełniła samobójstwa Carbo... - nic nie słyszał, jednak czuł, że Nicollo spiął się znacznie na te słowa. – została zamordowana przez tą samą osobę co Patricio...
- G-gdzie?
- Na placu budowy na dzielnicy Little Seoul...
- W centrum miasta? To niemożliwe, przecież... - rzucił wyraźnie zdziwiony. - A o której ją znaleziono?
- Około trzeciej rano... A co?
- Kui mówił, że kazał Laborantowi zostawić ją na środku autostrady w Paleto. Była wtedy druga w nocy. Ktoś musiał nas widzieć. Sama tam by się nie znalazła w godzinę patrząc na to, że droga na piechotę z tej wiochy zajmuje wieki... Wie o tym doskonale taki jeden rudy od nas... - mówiąc to lekko parsknął śmiechem. - Co prawda samochodem można mniej więcej w godzinę, ale zostawili ją bez wytrychu ani niczego co by jej pomogło...
- Czyli twierdzisz, że... Ktoś ją zawinął po tym jak została wypuszczona?
- Na to wychodzi... Słuchaj...Jeśli chodzi o Ku...
- Myśli, że to Erwin ich zabił?
Cisza w słuchawce tylko potwierdziła moje domysły.
- S-skąd wiesz?
- Andrews wpadł na podobny pomysł...
- CO! - wykrzyczał zaniepokojony.
- Spokojnie... Wymyśliłem na poczekaniu historię, że nie było Erwina z nami wieczorem, bo za dużo wypił na starcie i go Heidi odwoziła... Później, że przyjechała, bo ja się długo nie budziłem po tym środku usypiającym i po nią zadzwoniliście. Powiedziałem też, że nie ma go teraz, bo wyjechał do siostry.
- Skąd ty wiesz, że on... Z resztą nie ważne nic nie mówiłem, zapomnij. Dzięki, że zadzwoniłeś, powiem ekipie na spotkaniu w razie jakby policja dopytywała.
- To on ma...
- NIC NIE MÓWIŁEM ZAPOMNIJ!
- Okej okej. Carbo?
- Tak Grzechu?
- Czy on... Byłby do tego zdolny?
Po raz kolejny nastała cisza w słuchawce.
- Nie Grzechu... Może Erwin jest popierdolony, ale nigdy nie zabiłby w taki sposób człowieka, ma... Swoje zasady - powiedział z wyczuwalnym zawahaniem.
- Ale w inny już tak? Nie brzmisz przekonująco, wiesz?
- Cóż... Czasem trzeba wierzyć w ludzi, których kochamy, mimo wątpliwości w naszej głowie.
To mówiąc rozłączył się.
Wierzyć w ludzi, których kochamy...
Czy go kocham? Chyba można to już pod to podciągnąć...
Gdyby to było jego ciało... Nie wiem co bym zrobił... Te trzy dni były męką... A co dopiero jego całkowity brak... Dzięki temu wiem, co do niego czuję, ale...
Ale co, jeśli to prawda?
Ten Erwin, którego znam jest nieobliczalny i zdolny do wszystkiego...
Co prawda nigdy nie był karany za tego typu rzeczy, ale to nie znaczy, że ich nie robił...
Z zamyślenia wyrwał go niski głos Hanka, stojącego przy samochodzie.
- Jedziemy już Grzesiu? - zapytał podirytowany. - Co ty tak bujasz w chmurach co chwilę? Zakochałeś się czy jaki chuj?
Montanha zmieszał się na to pytanie.
- Co się gapisz? Myślisz, że ja głupi jestem? Lepiej gadaj co to za dziewczy... - tu urwał lustrując czekoladowe oczy bruneta, po czym uniósł brew pytając zalotnie. – Chłopak?
Po tym Gregory wymierzył mu kuksańca w ramie.
- SPIERDALAJ DOBRA!? Mamy teraz ważniejsze kwestie do obgadania...
- Fakty... Ale nie myśl, że ci odpuszczę... To, gdzie jedziemy? – powiedział wsiadając w końcu do samochodu na miejsce pasażera.
- Do mnie na mieszkanie...
- A nie możemy do baru?
- Spokojnie Hankuś, u mnie też będziemy mieć alkohol.
Na to niebieskooki się rozluźnił i uśmiechnął.
Podczas podróży Gregory zaczął mieć wątpliwości. W końcu to nie tylko jego przyjaciel, ale też policjant.
Czy powinienem powiedzieć mu wszystko?
Z drugiej strony już mu obiecałem i będzie mnie męczył, póki mu nie opowiem o wszystkim ze szczegółami... Ale może jeszcze się z tego jeszcze wywinę...
Na te myśli ciężko westchnął. Całą drogę przebyli w ciszy. Minęło nie całe dziesięć minut i byli przed apartamentowcem. W wejściu do lobby usłyszał dźwięk przychodzącego sms 'a. Wyciągnął telefon z kieszeni, odblokował go i otworzył wiadomość.
Zamarł.
**
Od: PASTOR CHUJ
Musimy porozmawiać. Przyjedź o 19:00 tam, gdzie zawsze. Nikomu o tym nie mów i bądź nieuzbrojony. Inaczej nie dowiesz się prawdy. | 05:30
**
- Grzesiu idziesz? – ponaglał go Hank, jednak, gdy zobaczył minę Gregory'ego zmienił nastawienie na łagodniejsze. – Co się stało?
Teraz nie ma odwrotu... Muszę mu powiedzieć i się doradzić... Muszę...
Nic nie mówiąc złapał Hanka za rękę i wprowadził do windy.
- To powiesz mi? – powiedział drapiąc się po głowie.
- J-jak będziemy w mieszkaniu... - wychrypiał brunet.
Czuł jak gardło mu się zaciska, a łzy już tylko czekają, by wypłynąć z jego oczu. Oboje milczeli. Jeden jak i drugi był pogrążony w swoich myślach.
Czy jego naprawdę nikt nie porwał?
Zabił tych dwoje?
Ale...
Mimo tych wątpliwości w głowie czuł, że dalej coś nie pasuje. Może przez jego uczucia do siwowłosego, a może faktycznie myślał racjonalnie. Tego już sam nie wiedział. Natomiast był świadomy tego, że musi komuś powiedzieć wszystko co wie, ponieważ sam już nie daje rady. W końcu winda się otworzyła na jedenastym piętrze. Pociągnął Hanka w stronę drzwi swojego mieszkania. Wyjął klucze, ale z nerwów nie mógł trafić w zamek.
- Kurwwwaaa jebane drzwi... - wyklinał pod nosem.
- Daj mi ten klucz. – powiedział zmartwiony zachowaniem przyjaciela niebieskooki.
Gregory odsunął się i dał klucze Hankowi. W tym czasie jego wzrok skupił swoją uwagę na drzwiach mieszkania naprzeciwko. Wiedział, że nikogo w nim nie ma. Należało do Erwina. Od jakiegoś miesiąca Montanha był świadomy tego, że Knuckles jest jego sąsiadem. Co jakiś czas mijali się na korytarzu lub zjeżdżali windą, wspólnie rozmawiając i poprawiając sobie dzień. Jednak w ostatnim czasie sytuacja była między nimi tak napięta, że na zmianę, gdy jeden wchodził do windy to drugi schodził schodami lub czekał na kolejną windę. Nie robili tego celowo, przynajmniej nie on. Zazwyczaj po prostu się śpieszył i nic więcej. Przez niego i jego nieuwagę. Przez jego bycie ślepym głupcem. Nie było siwowłosego teraz w mieszkaniu naprzeciwko.
Ale czy na pewno?
A co, jeśli jest w środku?
Może siedział sobie w ciszy u siebie w mieszkaniu i w dupie ma, że inni się o niego martwią...
Pewnie śmieje się z wysłanego przed chwilą sms 'a...
W sumie sprawdzał ktoś jego mieszkanie?
Nie mogąc wytrzymać napięcia podszedł do drzwi mieszkania złotookiego. Były zamknięte. W sumie czego się spodziewał.
- Masz wytrych?
- Serio? Będziesz mu się włamywał na chatę? – rzucił zdziwiony Hank, po czym dodał sugestywnie. - Myślisz, że cię zdradza?
- CO?! Nie! – wyrzucił z siebie zmieszany brunet. - To masz ten wytrych?
- Dobra odsuń się...
Po chwili majsterkowania, drzwi się otworzyły. Weszli do środka. Na szczęście lub nie, nikogo nie było. Niebieskooki zamknął za nimi drzwi. Mieszkanie było totalnym chaosem, ale dość uporządkowanym. Montaha przeszedł pewnym krokiem do kuchni. Nie było by nic w niej podejrzanego, gdyby nie fakt wyciągniętych produktów na blacie.
Nie no może śpieszył się na kawalerski i tak zostawił...
Przeszedł dalej. Tym razem do łazienki. Panował w niej totalny bajzel. Mokra podłoga, prysznic, porozrzucane ubrania Erwina. Na to ostatnie spostrzeżenie włosy zjeżyły się mu na głowie. Jeszcze raz przyjrzał się uważnie leżącym ciuchom. Biała koszula z krótkim rękawem, granatowa muszka i szare spodnie.
Kurwa...
Były to rzeczy, które siwowłosy miał założone tego feralnego wieczoru. Nagle Montanha zauważył, że podłoga jest mokra tylko w niektórych miejscach, a ślady ciągną się od prysznica do samych drzwi. Lekko spięty policjant podążał za nimi aż do korytarza. Teraz dopiero zauważył, że stoją przy szafie czarne buty złotookiego. Co ciekawe, oprócz mokrych śladów zauważył lekko widoczne zabrudzenia, najwidoczniej odciśnięte od podeszwy buta. Prowadziły do sypialni. Przełknął głośno ślinę i wszedł do środka. Ślady nagle się urwały, a wszystko na pozór było na swoim miejscu.
Czemu tu jest tak czysto...
Już miał przejść dalej, gdy nagle trącił coś swoim butem. Jego wzrok skupił się na leżących przedmiotach. W końcu podniósł jeden z podłogi. Było to podarte zdjęcie. Był na nim Erwin i...ON. Pamiętał dzień, w którym je zrobili. Było to podczas inspekcji zabezpieczeń banku. Złotooki uparł się, że chce z nim zdjęcie ze środka sejfu i po krótkiej wymianie zdań Gregory musiał się zgodzić.
Dlaczego zostało podarte?
Jego wzrok powędrował znowu na podłogę. Podniósł kolejny przedmiot. Była to najwidoczniej ramka na to zdjęcie, dość ładna, ale masywna. Szybka była pęknięta, a na jednym drewnianym rogu była ledwo widoczna zaschnięta krew. Przyjrzał się jeszcze raz podłodze. Teraz widział to doskonale. Gdy siwowłosy wyszedł z łazienki porywacz już na niego czekał w sypialni. Z zaskoczenia uderzył go pierwszym lepszym przedmiotem w skroń. Następnie nieudolnie i w pośpiechu posprzątał po sobie.
- T-to tutaj... - wydobył z siebie brunet.
W głowie Gregory'ego pojawiały się nurtujące go pytania.
Czemu morderca się śpieszył, skoro tak perfekcyjnie po sobie sprzątał przy innych ofiarach?
Myślał, że nikt tu nie zajrzy?
Jakim cudem wszedł do mieszkania, skoro drzwi nie zostały zwytrychowane, a Erwin nigdy nie zapominał ich za sobą zamykać?
A może tym razem zapomniał?
Teraz przynajmniej wiedział, że został porwany. Tylko ten sms mu nie dawał spokoju. Od tego myślenia rozbolała go głowa. Osunął się po ścianie za sobą. Siedział teraz na podłodze z ugiętymi kolanami. Łzy mimowolnie wypłynęły z jego oczu. Nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Hank przyglądający się cały czas swojemu przyjacielowi i nie wiedzący co się dzieje, teraz usiadł obok niego i wspierająco głaskał po ramieniu.
- Możesz mi w końcu powiedzieć co jest grane? Z kim rozmawiałeś? Co za wiadomość dostałeś? Czemu włamaliśmy się do Knucklesa? I co do cholery znaczy „to tutaj"? – wypytywał ze zmartwieniem i lekkim poirytowaniem niebieskooki.
- H-hank... N-nie wiem... - wydukał przez łzy Gregory.
- Czego nie wiesz?
- N-nie wiem od czego zacząć...
- Najlepiej od początku... - powiedział Hank, po czym przytulił mocno przyjaciela.
- Dobrze, ale najpierw... Wyjdźmy stąd...
Po tych słowach oboje się podnieśli i udali się do wyjścia. Zatrzasnęli za sobą drzwi i weszli do mieszkania Gregory'ego. Hank wciąż mierzył go zmieszanym wzrokiem. Usiedli naprzeciw siebie przy stole w kuchni. Czekała ich teraz długa, poważna i przede wszystkim szczera rozmowa. Montanha zaczął opowiadać tak jak obiecał.
Wszystko.
-----------------
Gdy Gregory skończył niebieskooki długo nad czymś myślał. Nie odzywał się i ani razu nie zakłócił monologu bruneta. Słuchał uważnie swojego przyjaciela. Widząc jego zastanowienie Montanha zaczął mieć wyrzuty sumienia. Jakby nie było dość niespodziewanie zrzucił swój ciężar na przyjaciela. Hank powinien go skarcić za te wszystkie rzeczy, a nie jeszcze doradzać. Przecież zataił prawdę przed policją, jakby nie było przed swoimi kolegami z pracy. Składał fałszywe zeznania. Olewał przyjaciela i go okłamywał. Oprócz tego towarzyszył mafii w porwaniu, co stawia go w jeszcze gorszym świetle. Liczył na to, że niebieskooki zaraz rzuci w jego kierunku pytanie w stylu „Nie ufasz nam tylko gangsterom za 5 dolarów? No nieźle Grzechu... No nieźle...". W tym momencie Hank wybudził się ze swoich rozmyślań i spojrzał na bruneta.
Niech się dzieje co chce...
Westchnął w myślach Gregory, czekając co powie jego przyjaciel. Hank z jakiegoś powodu się wahał. W końcu jednak wypalił.
- Czyli to w Knucklesie jesteś zakochany?
Montanha otworzył aż usta ze zdziwienia.
- Kurwa Hank, ja się tu rozstrajam, opowiadam jakie to gówno odwaliłem, a ty mnie pytasz akurat o to? Czy ty w ogóle słuchałeś co mówiłem? - odpowiedział lekko oburzony.
- Nie no Grzechu słuchałem co odjebałeś. Trochę jestem wściekły, ale nie oznacza to, że ci nie pomogę..., a że wszystko wytłumaczyłeś, no to zapytałem o to co mi nie daje spokoju przez całą tą rozmowę. – tłumaczył się Hank, jakby to on był teraz winny.
- Mhm... No i co myślisz? Powinienem iść się spotkać z nadawcą sms 'a? – rzucił zmieniając szybko temat rozmowy.
- Sądzisz, że to on go napisał?
- W sumie tylko on wie, gdzie jest nasze miejsce.
- No nie wiem Grzechu, widziałeś jego mieszkanie. Nie myślisz, że w inny sposób by się skontaktował, gdyby był czegoś winny?
Nie zastanawiał się nawet nad tym.
- W sumie... Zawsze jak coś odwalił to pisał szyfrem, a nie tak otwarcie...
- No i widzisz, czyli to nie on jest nadawcą wiadomości, a jego porywacz.
- Czemu jego porywacz chciałby się ze mną spotkać? Nagle zachciało mu się okupu?
- Tego nie wiem. Może już mu się znudziło, minęły w końcu trzy dni... Nie może go tak trzymać w nieskończoność. Jednak dziwne jest to, że tak późno się odezwał.
- Może był zajęty zabijaniem ludzi. – rzucił zniesmaczony Gregory.
- Myślisz, że porwał go morderca Velasqueza i Ewy?
- No tak, pomyśl sobie. Zabijasz ludzi, którzy zdradzili w pewien sposób Knucklesa, który ma oczywisty motyw by się ich pozbyć. Porywasz go, by nie mógł się sam wybronić i przez to potencjalne zarzuty są skierowane w jego stronę, a nie w twoją... Każdy myśli, że uciekł, a przez brak dowodów nikt go nie szuka... Tak samo jak ciebie, bo nawet o tobie nie pomyśleli... Nie brzmi to racjonalnie?
Hank zamyślił się chwilę, a brunet kontynuował.
- Tylko problem jest w tym, że nikt z ludzi i wrogów Knucklesa nie ma motywu.
Na to niebieskooki zmarszczył brwi.
- Jak to nikt nie ma motywu?
- No nie ma, jedynie Ewa McCarrot go miała, ale zabili ją...
- NO WŁAŚNIE!
Gregory zaskoczony nagłym wybuchem przyjaciela podskoczył aż w miejscu.
- Ktoś zabił Ewę po waszym spotkaniu. - ciągnął Hank. - Wiedział o nim, może nawet na nim był. Z tego co mówiłeś niektórzy byli oburzeni decyzją Kuia, może jedną z tych osób był morderca?
Gregory zastanowił się chwilę i starał przypomnieć zachowanie każdego na porwaniu.
- No... Nikt nie miał nic przeciwko oprócz Carbonary, Laboranta i Heidi. Nico nienawidził Ewy, ale później stwierdził, że w sumie to niech sobie żyje. Mogę przysiąc, że to nie on, ponieważ bardzo się zdziwił, jak mu powiedziałem o jej śmierci. Ten drugi przez większość czasu się nie odzywał, później odwoził Ewę, ale Carbo potwierdza jego niewinność. Zaś Heidi dość mocno wykłócała się z Kuiem i... - tu się zatrzymał. Nagle wszystkie kropki zaczęły się łączyć w całość.
- i ? – zapytał niecierpliwie Hank.
- i Ewa coś jej szepnęła na ucho... Coś co ją tak zdenerwowało, że ją uderzyła... Jest też z jakiegoś względu dość cięta na mnie...
- Z tego co mówiłeś... Myślę, że ona ma największy motyw, by to zrobić. Tylko pytanie czemu zrobiła Knucklesowi pod górkę. Myślałem, że się przyjaźnią.
- Dlaczego według ciebie ma największy motyw? - nadal nie pojmował brunet.
- No bo nienawidziła jego byłej, która zdradziła ich grupę, czyli jej rodzinę. Może widząc, że Knuckles ma jakąś jeszcze do niej słabość i nie chce wymierzyć sprawiedliwości, sama to zrobiła, zabijając Velasqueza... Osobę zamieszaną i najbliższą Ewie... Teraz przy porwaniu znowu nie została ukarana, więc też wzięła sprawy w swoje ręce... Oprócz tego była podejrzanie ubrana na kawalerskim i jeszcze raz jak ona się w ogóle znalazła wtedy tam u was w tej prawdziwej wersji?
- Jak się obudziłem to już była na miejscu... Mówiła, że Erwin do niej napisał, by przyjechała, ale już go nie było...
- Nie uważasz, że to wygodna wymówka? Powiedzieć, że ma się alibi u kogoś kto tego nie potwierdzi?
- Ale on pisał tego wieczoru z kimś przez telefon...
- Ale skąd wiesz, że z nią? Z tego co mówiłeś Ewa zeznała, że widziała go jeszcze na szpitalu tamtej nocy, może był umówiony na jakąś wizytę? A ty już sobie dopowiedziałeś, że pisał z inną, no nieźle Grzesiu...
- ALE CZY TY MOŻESZ ZACHOWAĆ TE INSYNUACJE DLA SIEBIE?! – wykrzyczał wyraźnie zdenerwowany na przyjaciela. – Jak mi to powiedziała wydawało się to wtedy sensowne... Teraz faktycznie nie trzyma się to kupy...
- Ty lepiej odpisz, że będziesz na tym spotkaniu...
- Mam iść? – zdziwił się Gregory radą przyjaciela.
- No a co? Nie chcesz spróbować czegoś się dowiedzieć lub nawet odnaleźć Knucklesa?
- I mam tak o przyjść i powiedzieć „patrzcie, przyszedłem bez obstawy i bez broni tak jak prosiliście, napiszcie mi potem na nagrobku, że byłem debilem" – naburmuszył się Montanha.
- Te terminator już się tak nie dąsaj. Nie mówiłem, że masz iść bezbronny... Ale masz nie dać tego po sobie poznać, czaisz?
- Czyli mam ją dobrze schować?
- Nieee, po co, najlepiej trzymać na widoku w kaburze. – ironizował Hank. – Z tym debilem na nagrobku to się bez tego załatwi. – zaśmiał się z przyjaciela.
- Dobra dobra, a jak mi coś zrobi?
- Będę przecież wiedział, gdzie jesteś, to od razu rozpocznę poszukiwania.
Przemyślał słowa przyjaciela i w końcu odpisał na sms 'a. Po chwili otrzymał kolejną wiadomość.
**
Od: PASTOR CHUJ
Już myślałem, że nie odpiszesz. Będę czekać <3 |8:21
**
Gregory zaśmiał się pod nosem.
- Nie no to faktycznie nie on, nigdy by mi nie napisał serduszka... - odparł pewny siebie i niedowierzając dodał. - W ogóle to my tu siedzimy już nie całe trzy godziny...
- Taa nie no serduszko? Kto by serduszko wysyłał... - zaśmiał się mimowolnie Hank, na co Gregory spiorunował go wzrokiem.
- ALE CZY TY PRZESTANIESZ W KOŃCU?!
- No co, już możesz się do niego przyznawać, teraz wiesz, że to nie on zabija. – zachichotał niebieskooki.
- Nie wytrzymam z tobą. – rzekł brunet łapiąc się za głowę w geście załamania.
- Też się cieszę, że cię mam... A teraz chodź, bo nas zwolnią z pracy za taką przerwę.
- Jakiś wspólny patrol na rozluźnienie? W sumie czemu nie...
Wyszli z mieszkania i weszli do windy. Tym razem nie jechali w ciszy. Żywo dyskutowali. Hank znowu zaczął temat bruneta i jego uczuć do pastora, przez co Gregory cały się zaczerwienił ze złości i wstydu. Drzwi się otworzyły i poszli w kierunku radiowozu. Oczywiście nie było go tam, gdzie go zostawili. Zgłosili na radiu status pierwszy i kradzież radiowozu. Stali pod apartamentami i zastanawiali się co dalej. Nagle Hank sobie coś przypomniał.
- Grzechuu, oszukałeś mnie... - powiedział z żalem, na co brunet spontanicznie obrócił się w jego stronę zastanawiając się o co mu chodzi.
- Jak to? Niby w czym? W sensie zrobiłem to, ale myślałem... - widząc jego speszenie Hank ryknął śmiechem.
- Nie no spokojnie chodzi mi o to, że mówiłeś o alkoholu, a ja co? – tu wyciągnął ręce ku górze. – Dalej trzeźwy...
- No popierdoli mnie z tobą... Na patrol mamy jechać jaki alkohol... - to mówiąc przewrócił teatralnie oczami.
- AHA, czyli to był bait? Tak jak z tą siostrą Erwina? – oburzył się na odpowiedź Gregory'ego.
- Akurat to o dziwo się zgadza. – na to Hank zmarszczył brwi czekając aż przyjaciel powie mu, że znowu go wkręca. – No nie patrz tak, ona serio istnieje...
- Pierdolisz! To on... W sensie nawet chyba nie chcę wiedzieć jaka ona jest... Wystarczy, nam sam pastor w mieście. – roześmiał się niebieskooki. – Dobra chodź nie będziemy tu stać jak te kołki, pojedziemy moim.
- To ty masz swoje auto? – zmarszczył brwi Gregory. – przecież ty nie jesteś tak długo w policji skąd miałeś hajs?
- Odkładałem? – odpowiedział ze słyszalnym zawahaniem, kierując się do swojego garażu. Widząc jednak, że nie przekonał tym swojego przyjaciela ciężko westchną. – Dobra, ale jak nikomu nie powiesz...
- Kurwa Hank, czemu miałbym mówić o tym komuś, skoro sam wiesz o mnie tyle, że wylądował bym w więzieniu, gdyby to wyszło, a nie tylko został zwolniony. - lekko się oburzył Montanha.
- No w sumie racja, zapomniałem, że gadam z kryminalistą. – zaśmiał się Hank, na co brunet posłał mu zdenerwowane spojrzenie. – Nie no Grzesiu spokojnie...
Stali już przed garażem, więc sierżant podszedł i go otworzył. Oczom Gregory'ego ukazał się czarno-różowy Progen Emerus. Brunet stał i nie mógł się napatrzeć.
- Jaka fura, co jest... Przecież to kupę siana jest warte. - tu spojrzał z lekkim przerażeniem na Hanka, który z nieśmiałym uśmiechem drapał się za głową.
- Noo, jakby... Na wstępie chcę powiedzieć, że nie jestem korumpem. Po prostu zawarłem ugodę tak, że ani policja ani crime nie powinna mieć nic mi za złe...
- Nie pierdol tylko mów od kogo. - przerwał mu podekscytowany brunet wchodząc do pojazdu.
- Od... Dii Garcon. – rzucił Hank wyjeżdżając z garażu.
- No i wszystko jasne. – zaśmiał się Gregory. - Magnat pierdolony... A za co ci go dał?
- Za informacje o tym czy jest poszukiwany i ile by mu groziło, gdyby go złapano... Cóż z jakiegoś powodu było to na tyle ważne, że uznał, że da mi w prezencie jeden z swoich samochodów. – wytłumaczył lekko zawstydzony Hank.
- Kurwa, też tak chcę. – westchnął brunet.
- Jak chcesz mogę mieć z tobą na zmianę...
- Serio? – zapytał podekscytowany.
- Ale wiesz pastor też nie narzeka na brak pieniędzy... - zaczął dwuznacznym tonem.
- Czy ty coś znowu insynuujesz? – zapytał z niedowierzeniem zdenerwowany Montanha.
- O patrz Grzesiu. Jesteśmy. – odpowiedział niebieskooki ignorując przyjaciela.
Gdy wysiedli na parkingu, przesiedli się do radiowozu Hanka. Brunet dalej mierzył go wściekłym spojrzeniem. Już miał się odezwać, gdy nagle usłyszeli głos na radiu.
- 417 do 408.
- 408 zgłasza. – odpowiedział Hank.
- Mógłbyś powtórzyć jakie numery miał skradziony radiowóz? – zapytał Potato.
- 105, a co?
- 10-4, Właśnie go widzę na moim 10-20, podjedziecie na wsparcie?
- 10-2, Już jedziemy.
Ruszyli na miejsce, w którym znajdował się Jacob. Gdy dojechali zaczął się pościg, za skradzionym radiowozem. Gonili go ponad dwie godziny i robiliby to jeszcze dłużej, jakby samochód nie destylował. Podjechali do Potato, który już zakuwał winowajców. Był to nikt inny jak Dia i Carbonara.
- Przepraszamy Panowie, to było silniejsze od nas. – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha ciemnoskóry mężczyzna..
Montanha podziwiał to, że Garcon zawsze zachowywał tą swoją pozytywną energię. Jak sam Erwin stwierdził podczas jednej z ich rozmów, to choćby pies nasrał na jego wycieraczkę to Dia powie „oj tam i tak miałem ją wyprać". Nie potrafił zrozumieć, jak mulat to robi. Praktycznie nigdy się nie wściekał, co najwyżej robił smutną minę szczeniaka, na którego się nakrzyczało, gdy ten pogryzł kanapę.
Zabrali obu do pojazdu Hanka, a Potato ruszył odholować zepsuty radiowóz Montanhy. Po chwili zajechali na komendę i zajęli się złodziejami. Oczywiście nie obyło się bez gadki o tym, że nie mają co robić, gdyż nie ma Erwina. Brunet pokazywał Hankowi, by nie pisnął słowa o wiadomości, którą otrzymał od mordercy. Nie chciał też mówić, o swoich podejrzeniach wobec Heidi bez żadnych dowodów. W końcu była córką Kuia. Co prawda przybraną, ale jednak. Po chwili stwierdzili z niebieskookim, że wystawią im tylko kaucje. W końcu nie zrobili nic takiego złego, a wysyłanie ich w tej sytuacji do więzienia byłoby mało rozsądne i morderca mógłby to wykorzystać. Chłopaki podziękowali i wyszli z komendy. Za to Hank i Gregory kontynuowali patrol. Dzień mijał dość przyjemnie, jednak z tyłu głowy Montanha dalej obawiał się tego co go czeka wieczorem. Wciąż myślał o tym czy znajdzie złotookiego i czy nie będzie dla niego za późno. Jednak szybko Hank sprowadził go na ziemię i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Nic się nie działo. Na mieście było spokojnie, jak nigdy, przez co czas dłużył im się nieubłaganie. Patrolowali ulice przez kolejne godziny, śpiewając w samochodzie z nudów, czy zatrzymując za najmniejsze wykroczenia kierowców, by dać im tylko upomnienie. W końcu wybiła wyczekiwana osiemnasta. Hank podwiózł go na apartamenty, zgłosili oboje status trzeci i ruszyli się przygotowywać.
Na spotkanie z mordercą.
<===============>
Witam po długiej przerwie.
Była ona spowodowana tym, że musiałam skupić się na sesji oraz tym, że postanowiłam napisać tą część ff już do końca. Te rozdziały będą też o wiele dłuższe od pozostałych, ponieważ w miarę dużo się dzieje. Są to ostatnie rozdziały TEJ części książki. Jeszcze nie wiem kiedy pojawią się kolejne rozdziały, muszę jeszcze je dobrze przemyśleć i posprawdzać.
Mam nadzieję, że wam się podobało!
Pozdrawiam m4!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro