Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.6 Dobić Szczura!

Grafika znaleziona w Internecie. Namalowana oraz przerobiona przeze mnie. Na wzór stroju Ewki podczas jednych z pierwszych wyścigów.

Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie wiedziałam jak to pociągnąć, by to zagrało.
Mam nadzieję, że wam się spodoba, choć zadowolona w pełni nie jestem.

<===============>

Na szczęście, Gregory'emu nic się tym razem nie śniło.

Po tylu godzinach funkcjonowania bez odpoczynku każdy, by padł jak mucha bez myślenia o czymkolwiek. Czuł, że śpi już zbyt długo, ale nie miał zamiaru się podnosić z łóżka. Nagle usłyszał dzwonienie swojego telefonu. Zerwał się i czym prędzej zaczął szukać źródła dźwięku.

- GDZIE JEST TEN ZASRANY TELEFON! – wykrzyczał basowym tonem wyraźnie sfrustrowany.

W końcu stanął w przedpokoju i skupił się na tym skąd dochodzi muzyka. Odwrócił się w stronę łazienki i już wiedział co się wydarzyło. W tym czasie telefon przestał dzwonić.

O nie...

- Kurwa! – rzucił wbiegając do pomieszczenia.

No tak chyba zapomniałem wyciągnąć rzeczy z kieszeni...

Stał patrząc jak wół w namalowane wrota. Tylko, że on widział wirującą pralkę. Prosił w duchu, by karta SIM przetrwała tą morską bitwę. Wstrzymał pranie i szybkim ruchem otworzył drzwiczki. Wyciągnął swoje ubrania i przeszukał kieszenie spodni. Nic nie znalazł. Znowu rozległo się dzwonienie. Dochodziło z kosza na pranie.

Musiał wypaść, gdy się rozbierałem...Co za szczęście...

Odetchnął z ulgą i odebrał.

- KURWA GRZECHU GDZIE TY TRZYMASZ TEN TELEFON? – krzyknął poirytowany Carbonara.

- No właśnie go...

- Mamy Szczura.

- CO? GDZIE?

- Grzechu nie powinie...

- MÓW GDZIE A NIE MI PIERDOLISZ CO POWINIENEM!

- Wyślę ci GPS, ale Grzegorz masz tylko słuchać jasne?

- Jak słońce. – mówiąc to rozłączył się.

W tym momencie zobaczył godzinę na zegarku. Była czwarta rano.

Japierdole, ile ja spałem...Z jakieś szesnaście godzin...

Słysząc przychodzącą wiadomość od razu ruszył do wyjścia.

Oby to była ona i niech ten koszmar się skończy...

Będąc już w samochodzie zaznaczył miejsce GPS, które wysłał mu Nico.

Las?

Zmarszczył brwi, ale po chwili zdał sobie sprawę z tego, że przecież nie zabraliby jej na zakon tylko w miejsce, gdzie mogliby się jej od razu pozbyć po uzyskaniu informacji.

Nawet jeśli to ona, nie pozwolę by ją zamordowali...

Po godzinie jazdy znalazł miejsce docelowe. Środek lasu, w którym znajdowała się mała chatka myśliwska. Widać było, że nikt w niej już nie urzędował. Wszędzie gnieździło się od pająków, myszy, wilgoci i stęchlizny. Wszyscy byli już na miejscu, świadczyły o tym pojazdy stojące przed budynkiem. Montanha wszedł do środka. Słysząc rozlegający się krzyk ruszył w jego stronę.

Piwnica, jakby inaczej...

Zszedł na dół i spotkał się ze wzrokiem wszystkich zgromadzonych. Byli to Kui, Laborant, Dia, Carbo i Heidi. A na samym środku siedziała przywiązana do krzesła Ewa McCarrot. Blondynka o turkusowych oczach patrzyła z przerażeniem wymieszanym z nienawiścią na Gregory'ego. Na jej policzkach widoczne były łzy oraz nacięcia wyrządzone przez nikogo innego jak samego Dię. Jej skóra zaczęła nabierać sinego koloru, a krew spływała małymi strumieniami plamiąc przy tym jej jasne dżinsowe spodnie. W końcu Montanha odwrócił od niej wzrok i spojrzał pytająco na ekipę. W końcu ciszę przerwał Nico.

- Nic nam jeszcze nie powiedziała. – stwierdził wzruszając przy tym ramionami.

- A gdzie reszta? Było nas więcej na zebraniu wcześniej. – zapytał Gregory.

- Od kiedy współpracujecie z psami? – warknęła blondynka, ale szybko zamilkła, gdy Dia przybliżył nóż do jej gardła.

- No więc, San nie mógł być, on nie znosi takich rzeczy. Lucjan nie zawsze nam pomaga we wszystkim co robimy, jest od żmudniejszej roboty. Silny musiał wyjechać na moment z miasta, chyba do Dorka, który nawet nie wie, że Erwin zniknął. Inni pilnują Burger Shota i zakonu. – odpowiedział chińczyk.

- Pastor zniknął? – zapytała wyraźnie zdziwiona Ewa, na co Gregory zmarszczył brwi.

- To o czym wy z nią kurwa rozmawialiście?

- Nie interesuj się Grzesiu, po za tym woleliśmy poczekać na ciebie z tą sprawą... - rzucił Carbonara, po czym odchrząknął. – Gadaj Szczurzyco co wiesz o zniknięciu Siwego i gdzie go trzymasz.

- Co kurwa? – oburzyła się dziewczyna. – Nigdzie go nie trzymam, sram na niego, nie chce mieć z nim już nic więcej do czynienia...

- Ta? Możesz się wypierać, ale jako jedyna masz ku temu podstawy...

- Niby jakie?

- Chociażby wasze nagłe zerwanie?

Na to Ewa głośno prychnęła.

- Serio się jeszcze z wami tym nie podzielił? – powiedziała szczerząc przy tym zęby.

- Inaczej nie byłoby tego wszystkiego. A teraz gadaj, a nie marnujesz nasz cenny czas.

Cicho westchnęła. Widać było, że nie było jej lekko mówić na ten temat, mimo że przed chwilą śmiała się, że Erwin tego nie zrobił. Szyderczy uśmieszek zniknął z jej twarzy, a pojawiło się pewne zakłopotanie.

- No więc... On po prostu...Przestał się mną interesować.

- Co masz przez to na myśli? – Zapytał Kui czekając na konkretne informacje.

- No...Nawet nie po tym co WEDŁUG WAS odwaliłam...Tylko dużo wcześniej. W sumie od samego ponownego przybycia do Los Santos. Spotykaliśmy się, ale nigdy do niczego nie dochodziło. Nawet do głupiego pocałunku. Myślałam, że to przez natłok pracy, wiecie jaki z niego pracoholik. Z czasem już nawet przestaliśmy się spotykać, nawet do mnie nie dzwonił. Wiedziałam, że stało się coś co jeszcze bardziej go do mnie zraziło lub po prostu znalazł kogoś innego. Jednak z jakiegoś powodu ze mną nie zerwał. Wciąż mnie to zastanawiało, więc pewnego dnia się z nim umówiłam na spotkanie. Wtedy otworzył się przede mną...On...

- No co on... - ponaglał ją zniecierpliwiony już chińczyk.

- Zakochał się...

- W kim? Co to za dziewczyna? – kontynuował Kui.

- Sęk w tym, że nie w kobiecie... - mówiąc to spojrzała na komendanta z czystą niechęcią.

Każdy w pomieszczeniu stał jak wryty. Gregory'emu serce znacznie przyśpieszyło.

Zakochał się...We mnie?

- Od naszego pierwszego, a zarazem ostatniego stosunku minęło jakieś cztery lata... Wyznał mi, że był ze mną dla towarzystwa i nic więcej...Nie czuł się jak to określił „komfortowo"...Początkowo myślał, że jest aseksualny...Jak widać nie jest. – kontynuowała patrząc na bruneta pretensjonalnie.

- Dobrze dość już o jego życiu łóżkowym... - stwierdził zakłopotany Dia. - Czemu się tak zdziwiłaś faktem, że zniknął?

- Bo widziałam go przed wczoraj... W sumie wczoraj jakoś tak po północy przed szpitalem...

Każdy się nagle ożywił.

- Jak to przed szpitalem? – zapytali równocześnie.

- Nie wiem dokładnie co tam robił... Widziałam, że jeszcze gorzej wygląda niż miesiąc temu, strasznie wychudł... - powiedziała ze słyszalnym żalem w głosie i przerwała wypowiedź.

Czy ona dalej coś do niego czuła?

Zgromadzeni potwierdzali to tylko swoimi głowami ze smutkiem. To była prawda. Erwin nie wyglądał najlepiej. Nie dość, że był niskiego wzrostu, bo mierzył tylko 173, to jeszcze miał widoczną niedowagę. A wszystko to było spowodowane jego stylem życia. Początkowo nie było to widoczne, nawet jak spotkali się na kawalerskim nie Gregory nie zwrócił, aż tak na to uwagi. Teraz jak o tym wspomniano dopiero to sobie uświadomił.

Dlaczego nic z tym nie zrobił?

- Chciałam zatrzymać go i się go o to zapytać...- kontynuowała Ewa. - Bo mimo tego co mi powiedział na naszym ostatnim spotkaniu, nadal do niego coś czuję...Oczywiście tylko czysto przyjacielskie relacje, żeby nie było... W końcu zawsze się sobie zwierzaliśmy...Choć przyznam, że częściej ja jemu niż on mi...Jednak rozmyśliłam się co do tej rozmowy, wiedziałam, że po tym co zrobiłam nie spojrzy mi w oczy...

- I co robiłaś później? Zwerbowałaś swoją ekipę i go porwałaś? – rzucił kpiąco Dia.

- Pojechałam pod apartamentowiec, bo umówiłam się na napa...- tu spojrzała na Montanhe. - znaczy spotkanie... z Patricio, możecie przejrzeć jego wiadomości...Nie zjawił się, więc poszłam spać. W południe zaczęłam się martwić i pisałam do niego...,ale to byliście wy...CO Z NIM ZROBILIŚCIE?! GDZIE PATRICIO?! – wykrzyczała na koniec zalewając się łzami.

Każdy spuścił z niej wzrok, czekając, aż ktoś inny się odważy i jej wyjawi prawdę. Wiedzieli, że trzeba to zrobić delikatnie, ale nie mieli pojęcia jak. Ciszę przerwał zimny ton głosu.

- Zamordowali go.

Wszyscy spojrzeli na zadowoloną z siebie Heidi, która sztyletowała wzrokiem zapłakaną Ewę. Montanha spojrzał na McCarrot, która analizowała to co usłyszała. Na co fioletowo-niebiesko włosa zbliżyła się do niej i patrząc prosto w załzawione oczy powtórzyła spokojnym, a zarazem przerażającym tonem.

- Zamordowali go. Nie żyje. Potrzebujesz jeszcze pięciu minut do zaakceptowania tego faktu Szczurzyco? – zapytała z szyderczym uśmiechem.

- HEIDI! -spiorunował ją wzrokiem Kui.

Dziewczyna przed nią zaczęła szlochać.

- T-ty s-SUKO! - wrzasnęła pełna furii blondynka. Fioletowo-niebiesko włosa poczuła jak Ewa splunęła jej w twarz. Następnie zbliżyła się jej do ucha i wyszeptała słowa, które nikt inny nie usłyszał.

Musiało być to coś brutalnego, ponieważ wystarczająco sprowokowało kobietę przed nią. Bunny wyprostowała się błyskawicznie i spoliczkowała McCarrot, na co ta się tylko zaśmiała.

Co tu się...

- Dobra wystarczy tej szopki, odwiążcie ją i idziemy. – stwierdził Kui, kierując się już do wyjścia.

Nie chcą jej zabić?

- CO? – krzyknęła równie zaskoczona oraz zdenerwowana Heidi. – MIELIŚMY DOBIĆ SZCZURA! Co się nagle zmieniło tato?

- Właśnie Kui, co by powiedzieli na to Dorian czy Silny? – dodał również poirytowany Carbonara.

Stary chińczyk zmierzył ich bez uczuciowym wzrokiem i westchnął.

- Popieram to co mówi Sajgonka, nie sądzicie, że skoro to nie ona to powinniście jej już odpuścić? W dodatku straciła przyjaciela. – powiedział Montanha, drapiąc się po głowie.

Wszyscy zmierzyli go swoimi spojrzeniami. Ewa była lekko w szoku, że nie mają zamiaru jej zabijać. Garcon patrzył z Laborantem dość obojętnym wzrokiem. Carbonara na te słowa złagodniał i potwierdził słuszność tej decyzji. Kui uśmiechnął się na to małe wsparcie ze strony komendanta. Za to Heidi wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć ze złości.

Długo nie czekali.

- Ale my jesteśmy z Mokotowa! Jak wychodzisz, Giniesz! Jak zdradzisz, Giniesz! Czemu mamy dla niej robić wyjątek? – upierała się Bunny i po chwili warknęła w stronę Montanhy. –A psy nie mają głosu.

Jak ja ci...

- Skoro tak to ty też go nie masz Heidi... Sama swego czasu się wypierałaś Mokotowa i pracowałaś w policji, więc nie recytuj mi formułki, jeśli nie chcesz żebym wyegzekwował ją też na tobie – rzekł chłodno stary i wyszedł.

Co? Bunny też była czy też jest w Mokotowie? Dlaczego to ukryli?

Carbonara po tych słowach, jakby wyczytując myśli Gregory'ego lekko się zmieszał. Za to Mulat odwiązał załamaną blondynkę i ruszyli wszyscy w ciszy do wyjścia zostawiając ją samą.

Na górze przystanęli przy swoich samochodach.

- I co teraz? – zapytał Laborant, który przez całą tą akcje nie wypowiedział ani słowa.

- Nie dorwiemy raczej już nagrań z monitoringu szpitala, ponieważ nie zdobędziemy nakazu, a teraz na niego jest za późno, bo co dwa dni resetują nagrania... Siłownia, była nowa i też nie miała takiego zabezpieczenia, dlatego porywacze...

- A co jak... - przerwał Dii chińczyk. - nikt go nie porwał...

Zmierzyli go piorunującym wzrokiem na tą teorię.

- N-nie mówisz poważnie K-kui..., dlaczego miałby...

- Zastanów się Nico. Dlaczego powiedział nam, że idzie do toalety, a znalazł się na szpitalu? Może to ma być taki test?

- Ta a Velasquez sam się zamordo... - tu ciemnowłosy przerwał swoją wypowiedź, jakby dostał od Kuia telepatycznie odpowiedź.

Spojrzeli na siebie wymownym wzrokiem, ale nic nie mówili.

To jest tak oczywiste czy ja jestem głupi?

- Dobra Kui, ale nie możemy wykluczać porwania...

- Jeśli nawet ktoś go porwał... Nie wiemy skąd go zawinęli... Nie ma sensu szukać igły w stogu siana... - stwierdził zrezygnowany stary chińczyk.

- A więc to twoje rozwiązanie Sajgonka? Żeby zaprzestać go szukać? Mowy nie ma. - rzucił zdenerwowany komendant i ruszył w stronę swojego auta.

Usłyszał za sobą kroki i po chwili poczuł rękę na swoim ramieniu.

- Może wrócimy razem? – zaproponował Nicollo.

- NIE JESTEŚ MOJĄ MATKĄ ŻEBY MNIE NIAŃCZYĆ! - wykrzyczał zdenerwowany Montanha.

- Dobra subufer utkaj łeb i tak z tobą jadę.

- Dobrze... - powiedział zrezygnowany. - przynajmniej mi się wytłumaczysz, dlaczego kłamaliście odnośnie członków Mokotowa.

- Nie kłamaliśmy Grzechu tylko pominęliśmy parę osób, które nie były istotne.

Po tej wymianie zdań weszli do pojazdu. Odjeżdżając jako pierwsi z pod myśliwskiej chaty.

- Skoro tak to kogo jeszcze pominęliście?

- W sumie tylko Heidi jeszcze z nami działa, bo Charlotte zdecydowała się na odpoczynek. Byli jeszcze Colin, mój ojciec Simon, Terry, Rick... Tylko, że ich już nie ma, a ty nawet ich nie znasz, zresztą jak cała tutejsza policja...

- W takim razie czemu nie wymieniłeś dziewczyn? Myśleliście, że je wydam?

- Szczerze?

- No..

- Po prostu zapomnieliśmy, przez to, że w sumie za dużo nam nie pomagały od powrotu. Charlotte kręciła głównie ze Spadiniarzami. Zaś Heidi zatrudniła się początkowo w szpitalu i nie chciała rezygnować. Później przyszły problemy i nowe szefostwo ją zwolniło z nieznanego powodu. Potem była adwokatem, ale Erwin namówił ją do jednego napadu i jej się chyba spodobało. Jak wpadła tak już nie było odwrotu. Dlatego teraz bardziej siedzi w ekipie zadaniowej niż organizatorskiej.

- Okeej...Trochę to dziwne nie uważasz?

- Dlaczego?

- Taka nagła zmiana prac... Z nie do końca wiadomych pobudek...Coś musi być z nią nie tak skoro...

- A kto z nas jest normalny Grzechu?

W sumie fakty...

- To teraz ja zadam ci pytanie i dobrze wiesz jak będzie brzmieć. – powiedział z zadziornym uśmiechem Carbonara.

- No słucham...

Już się boję... Żeby tylko nie pytał o...

- Wiedziałeś, że Erwin jest w tobie zabujany po uszy?

Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony siwowłosy wiele razy mu w żartach to wyznawał, ale nigdy tego nie brał na poważnie. Teraz, gdy usłyszał zeznania Ewy chciał bić się po głowie za to, że był takim debilem. Z drugiej strony nigdy nie powiedział tego wprost tylko wymijająco lub niejednoznacznie. Gregory chciał, by od Pastora padły te dwa konkretne słowa.

Czy to było dla niego za dużo?

- A więc nie wiedziałeś... - stwierdził jakby czytając mu częściowo w myślach. – Cóż ja się domyślałem, wiele było sytuacji, które na to wskazywały...

Montanha zmarszczył po tych słowach brwi.

- Podasz jakiś przykład chociaż? – zapytał drapiąc się niepewnie po głowie.

- No dajmy na to sytuację, czysto hipotetyczną oczywiście, że chcieliśmy cię z ekipą porwać... - Gregory spojrzał na niego oburzony. – N-nie p-patrz t-tak G-grzesiu p-przecież to tylko tak hip-pot-tet-tycznie... No, ale wracając... Erwin w tej podkreślam HIPOTETYCZNEJ SYTUACJI, odmawiał udziału w tym i mówił, że ten pomysł jest bez sensu. Co było dość dziwne jak na niego, bo przecież zawsze lubił takie akcje, a on po prostu powiedział nie.

- Może był już zmęczony robieniem w kółko tego samego? Wiesz co to wypalenie zawodowe? – rzucił komendant nie bardzo dowierzając słowom Carbonary.

- Nie Grzechu, jakby to było z tym związane to by nie robił innych akcji i stwierdził, że to pierdoli... W sumie ostatnio tak wyglądał, nie widziałem już w nim takiego entuzjazmu jak na początku...W ogóle się zmienił...Był bardziej bru...Zresztą nie ważne.

- Jaki? O co chodziło Kuiowi? Co jeszcze ukrywacie?

- Stary chińczyk mąci... Erwin nigdy, by tak nie zrobił... Więc nie pytaj mnie o to, bo jest to nie prawda...Porwali go...On... - Tu Nicollo się załamał.

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy nam wrażeń nie sądzisz?

To mówiąc zatrzymał się pod Burger Shotem. Carbonara pożegnał się z nim i wyszedł. Przegadali całą drogę, nawet nie wiedział, kiedy tak to zleciało. Ruszył na apartamenty.

Gdy był już w mieszkaniu usłyszał szum swojego radia policyjnego. Z tego zamieszania zapomniał o swojej pracy.

Niech myślą, że jestem jeszcze na kacu...Zresztą niech sobie radzą...Przecież wytrzymam bez...

Znów usłyszał niezrozumiały szum. Ciekawość wzięła górę. Przełączył radio na właściwy kanał i nasłuchiwał komunikatów.

Nagle usłyszał coś co zjeżyło mu włosy na głowie.

- 102 do 10-1 znaleźliśmy ciało.

<===============>

Hej tu Mysiunia!
Szczęśliwego Nowego Roku hih.
Przepraszam jeszcze raz, że tak długo musieliście czekać na kolejny rozdział, ale no tak jak wyżej pisałam nie wiedziałam jak pociągnąć ten wątek tak, by dalej była ta niepewność. Napiszcie czy się udało, bo sama nie wiem, czy mam być zadowolona z tego rozdziału XD.

Nie wiem ile mi wyjdzie ostatecznie rozdziałów z tej perspektywy.
Fabularnie to zbliża się ku końcowi, ale pewnie tak max 2-3 rozdziały jeszcze będą.
Później takie mini shoty „what if" jak obiecałam.

Co do innych perspektyw może pojawią się szybciej niż te dwa ostatnie rozdziały nie wiem jak to finalnie rozkminie. Nie obiecuje, że się szybko kolejne pojawią jak coś. To tylko moje przemyślenia.


Miłego, pozdrawiam <3

M4

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro