1.5 Bujda
Grafika zrobiona przeze mnie. Twarz postaci znalazłam na Pinterest (bardzo mi się skojarzyła z Erwinem) narysowana przez @aczer122 (na twt).
Mam nadzieję, że nie jesteście źli, że musieliście tyle czekać na ten rozdział.
Za to zrobiłam o wiele dłuższy od poprzednich, bo ma gdzieś prawie 4 tys. słów
Miłego czytania <3
<===============>
Sen.
Ktoś powiedziałby, że jest to coś, z czym człowiek nie powinien się rozstawać na zbyt długi czas. Jego brak prowadzi do wielu zaburzeń, a czasem nawet powoduje, że przestaje się myśleć w pełni rozsądnie. Jednak, gdy wiesz, że życie bliskiej ci osoby wisi na włosku, przestaje ci zależeć na zdrowym funkcjonowaniu.
Mieli zrobić sobie drzemkę na zakrystii. Mieli to kluczowe słowo. Oczywiście próbowali, ale bez skutku. Cały czas przewracali się z boku na bok. Co prawda podłoga nie była zbyt wygodna do snu po tak długiej i męczącej wrażeniami nocy. Jednak nawet, gdyby mieli wielkie łoże z dwunastoma materacami, nic by im to nie dało. Wszyscy myśleli tylko o tym, co się teraz może dziać z Erwinem. Kto i dlaczego to zrobił? Czemu zamieszany był w to najlepszy przyjaciel Ewy McCarrot? Co znajduje się w telefonie Velasqueza? Te pytania nie dawały im spokoju.
Nagle drzwi do zakrystii się otworzyły. Do pomieszczenia weszło całe grono ludzi. Byli to Carbonara, Laborant, Summer, Lucas, Kui oraz Heidi. Na to każdy zerwał się na równe nogi.
- A gdzie Dorek? – zapytał zdziwiony Silny.
- No a jak myślisz, gdzie może być ta zapijaczona pała? – odpowiedział Carbonara, na co inni się lekko zaśmiali.
- Przynajmniej Grzesiu jest bezpieczny. – skwitował Dia, szturchając bruneta w ramię.
- A Sky?
- San ty to powinieneś najlepiej wiedzieć, a nie nas się jeszcze o to pytasz. – rzekł rozbawionym głosem Lucas.
- EKHM. - wtrącił się Kui. - Przypominam wam, że zniknęła jedna z najważniejszych osób w naszej grupie. Przejdźmy do rzeczy. – skarcił ich swoim poważnym tonem.
Grupa patrzyła wyczekująco w milczeniu.
- No więc? Co było w telefonie? - zapytał zniecierpliwiony już San.
- Wiadomości dotyczące planu porwania Erwina z nieznanego numeru...Patrico też miał brać udział, udając właśnie właściciela siłowni. Prawdziwy ponoć wyjechał, a oni wykorzystali jego nieobecność i się włamali....Jednak nie wiadomo z jakiegoś powodu Velasquez został zamordowany...
- Nie no to musi być Ewka, pamiętacie, jak porwała Doriana? Też dobrze to sobie rozplanowała. Wie jakie są nasze słabe strony i zna się na rzeczy, nie to co Spadiniarze... - rzekł Lucas.
- Dobra, czekaj... Podejrzewamy, że to jego była... Ale w sumie dlaczego ona miałaby chcieć go porwać? – zadał pytanie Gregory.
Każdy spojrzał zmieszanym wzrokiem na komendanta. Zapomnieli, że niewiele on wie w tej sprawie.
- Noo... Może chce się w ten sposób zemścić na naszej grupie. – odpowiedział mu Carbonara.
Na to Gregory uniósł pytająco brwi.
- Za co?
- Za próbę jej morderstwa... - wypalił Silny.
- CO KURWA?! – wykrzyczał brunet, nie rozumiejąc za bardzo motywu.
- W telegraficznym skrócie. Ewa była częścią naszej rodziny od samego początku. Jakieś trzy lata temu zaczął się jej związek z siwym. Później ich drogi się rozeszły, były nawet pogłoski, że ona umarła. Jednak Erwin spotkał ją tu w Los Santos. Znowu zaczęli ze sobą chodzić, więc wciągnął ją z powrotem do grupy. Oczywiście wszystko było nawet git do momentu, gdy nie zaczęła mącić ze swoim przyjacielem. Chciała oszukać nas na hajs, ale Erwin nie był taki głupi i wyczuł podstęp. Ona się cały czas tego wypierała. Wtedy zaczęły się naciski z naszej strony w jego kierunku... - wyjaśnił Carbonara. - Teraz wiemy, że z pewnością nie było to dla niego najłatwiejsze... - dodał ze smutkiem w głosie.
- Niektórzy byli po prostu tak podburzeni sytuacją, że kazaliśmy mu nie tylko zakończyć ich związek, ale też zgodzić się na jej egzekucje. On o dziwo się zgodził, mówiąc, że jest mu obojętna. Gdy planowaliśmy już akcje, ona porwała Dorka wykorzystując naszą nieuwagę. Wiedziała też, że ją zlekceważymy i słusznie. Wtedy wysłała nam wiadomość ze swoją ofertą. Mieliśmy dać jej spokój w zamian miała oddać nam żywego Doriana. Poszliśmy na tą ugodę, Erwin z nią wtedy negocjował i obiecał jej, że nie będzie jej szukać. Więc albo złamał tą umowę albo jest jeszcze jakiś powód ich zerwania. Bo patrząc na to, że nikt z nas nie dostał jeszcze żadnej wiadomości rozpoczynającej negocjacje, to oznacza... – wytłumaczył na spokojnie Włoch.
- Że ona chce mieć Erwina, by coś mu zrobić... - stwierdził Dia. – W sumie nikt z nas nie zna prawdziwej przyczyny ich rozstania. Siwy nigdy nie słuchał tego co od niego oczekiwaliśmy, brał to pod uwagę, ale nie robił nic od razu. Długo nawet jej bronił i mówił, że wcale nie spędza z nią dużo czasu. Nie chciał jej śmierci. Natomiast po zerwaniu przestało go to jakby obchodzić co z nią zrobimy. Nawet po negocjacjach w sprawie Dorka powiedział, że obiecał Ewce, że ON jej nie będzie gonić, więc my możemy robić co chcemy. W ogóle dziwnie się zachowywał...
- Dlaczego chcieliście ją zabić, a nie po prostu wyrzucić? – zapytał zmieszany Gregory.
- Grzechu, oczywiście, że ją wyjebaliśmy. Jednak mamy zasadę, że kto wyjdzie lub zostanie wyrzucony z Mokotowa zostaje pozbawiony życia i ona dobrze to wiedziała. – odpowiedział stanowczo Silny.
Czekaj... CO?!
- CHWILA KURWA!... - wykrzyczał Montanha po tym jak usłyszał nazwę grupy. – To cała wasza ekipa to stary Mokotów?
- W sumie to...Ej ale nie wykorzystasz tej informacji na służbie? – dopytał Dia, mrużąc przy tym oczy.
- Pojebało cię? Nie, nie wykorzystam tego, o to się nie musicie martwić...Po za tym jestem przecież poza służbą, a same słowa nie mogą być dowodem w sprawie.
- No dobrze, ale jak się sprzedasz to cię dojedziemy... Także no, ze starego Mokotowa przeżyli nieliczni, niektórzy siedzą w więzieniu na dożywociu, zginęli podczas akcji lub uciekli i zaszyli się pod innymi tożsamościami poza miastem. – kontynuował Silny. – Z tych co obecnie się znowu połączyli to mnie i Doriana odnotowaliście. Ewka była z nami, ponieważ siwy do niej wrócił po latach i zaproponował jej ponowne dołączenie. - na to Silny wydał dźwięk wyraźnego obrzydzenia. - No i to właśnie Erwin odnowił naszą grupę i zrekrutował nowych członków...
Na to Gregory'emu rozszerzyły się oczy.
- Jak to... Pastor był w Mokotowie? – zapytał niedowierzając temu co usłyszał. – Rozumiem, że on stał się głową waszej grupy, ale przecież Mokotów funkcjonował już od czterech lat, a Erwin jest księdzem od...
Wszyscy na to wybuchli śmiechem. Komendant stał zmieszany, nie wiedząc z czego im tak wesoło.
- Grzegorz ty chyba nie myślałeś, że Erwin serio jest plebanem. Wiesz, że istnieje coś takiego jak podrobione dokumenty? – zaśmiał się Kui widząc minę komendanta, wybuchł jeszcze bardziej, a w raz z nim reszta.
- Dobra wystarczy, uświadommy Grzecha raz na zawsze... - powiedział roześmiany Nicollo. - Erwin Knuckles, którego tak dobrze znasz...Ekhm... Od zawsze jest kryminalistą. Nie wiemy od kiedy dokładnie, nie zwierzał nam się z tego jak do tego doszło. Siwy w ogóle jest mało wylewny co do swojej przeszłości. Kontynuując. Dołączył do naszej grupy jakieś trzy lata temu. Uciekł z miasta, gdy Silnego i Dorka złapały psy. No i słysząc informacje, że zmniejszyli im wyrok i wychodzą z więzienia, wrócił do Los Santos w celu reaktywacji grupy. Nie wiadomo co robił do tego momentu. W ogóle teraz zauważam jak mało o nim wiemy...
Ja tym bardziej...
- Nie ważne... Znalazł ogłoszenie, że poszukiwany jest duchowny do przejęcia klasztoru. Wmówił jakiemuś staremu proboszczowi, który szedł na emeryturę, bo nie dowidział, że jest doświadczonym pastorem. Dziad widząc jego siwe włosy stwierdził, że wszystko jest legit i mu oddał zakon za darmo. Szczegółów ci nie będę mówił z wiadomych powodów, ale wtedy zatrudnił Sana i Dię. Później Lucjana i Blush'a, który wyjechał z miasta, bo wisiał dług jakimś gangom na ośce. Byli jeszcze inni, ale słuch po nich zaginął. Przez jakiś czas konkurowaliśmy z chińskim mącicielem, ale ostatecznie połączyliśmy się jako jedna wielka rodzina. – dokończył zadowolony Nicollo patrząc na wszystkich zebranych.
Montanha długo analizował te informacje.
- Czyli to wszystko była bujda? Marna... bajeczka... – odparł w końcu Gregory przyciszając lekko głos.
Teraz to, że był kryminalistą ma więcej sensu...Tylko...Czy ja w ogóle coś o nim wiem ? Gdzie kończy się to kłamstwo, a zaczyna prawda?
- Dokładnie tak Grzesiu, to było jedno wielkie kłamstwo, na które wszyscy się nabrali. – odpowiedział mu Nicollo, nie zwracając zbytnio uwagi na zamyślenie bruneta.
- Skoro już wszyscy są świadomi mniej więcej sytuacji, można planować odbicie Erwina z rąk Ewy. - powiedział znów poważnym tonem stary Chińczyk.
- Jak to zrobimy? Nie wyjdzie tak po prostu z ukrycia. - stwierdziła Summer, która z Heidi i Laborantem, więcej obserwowali niż się odzywali.
- Powinna sama się odezwać, może jej się znudzi słuchanie Erwina... W końcu o Dorku sama nas z czasem poinformowała. – powiedział zdecydowanie Dia.
- Skąd pewność, że to zrobi? Myślę, że jakby chciała coś w zamian to już by nas o tym zawiadomiła. – odezwała się Heidi wyraźnie podburzona.
- Sądzisz, że porwała go, by mu coś zrobić? – zmartwił się San.
- Przecież sami stwierdziliście, że nie wiemy, jaki był prawdziwy powód ich zerwania. – odparła znowu niebieskooka. Na co oni przyznali jej rację.
- To napiszemy do niej z numeru Patricia i...
- A co, jeśli to ona go zabiła? Wtedy będzie wiedziała, że to podstęp... - przerwał Dii Lucas.
Na to wszyscy się zamyślili. Nie było to pewne kto był mordercą Velasqueza. W końcu jaki motyw miałaby Ewa, by pozbyć się wspólnika i przyjaciela. Stali w ciszy i zastanawiali się co zrobić. Ciszę przerwało powiadomienie telefonu. Każdy się rozglądał w poszukiwaniu źródła dźwięku. W końcu ich oczy skupiły się na urządzeniu trzymanym przez Kui Chaka. Czekali aż rozwieje ich wątpliwości.
- To Ewa...
Zaskoczył ich tą informacją.
- No i wywołaliśmy wilka z lasu. - Zaśmiał się Laborant.
- Ze swojego normalnego numeru...
Wszyscy na to zmarszczyli brwi.
- Co napisała? – zapytał w końcu Carbonara.
- "Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? Martwię się..." - powiedział na jednym wydechu skośnooki.
- Czyli nie wie... Umówmy się z nią w jakimś miejscu... - rzekł Dia.
- I co z nią zrobicie? - zaczął zdezorientowany Gregory, który wybudził się z zamyślenia.
- Weźmiemy na kawę. - odpowiedział mu prześmiewczo Carbonara. - Nie no kurwa Grzechuuu, oczywiście, że ją porwiemy...Przecież ona nam nic nie powie za darmochę, nawet jak nie ona to zrobiła...
- No dobrze, ale co po tym zamie...
- Grzechu, nie chcesz wiedzieć. - odpowiedział zirytowany Silny, wbijając swój zmęczony i złowieszczy wzrok w bruneta.
Aż tak im zalazła za skórę? Znowu będą chcieli ją zabić?
Wolał nie zadawać im tego pytania. I tak sporo z nich wyciągnął. Więcej niż się spodziewał. Widać było, że nie będą już tak łaskawie odpowiadać na jego banalne dla nich pytania. Każdy w końcu był wymęczony obecną sytuacją. Zaczęli planować szczegóły porwania. Gregory nawet nie słuchał. Myślami błądził po za otaczającą go rzeczywistością. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, jednak brak snu go ograniczał. Nie mógł się skupić na rozmowie towarzyszy, najchętniej by się położył spać, ale tego na trzeźwo też nie był w stanie zrobić od natłoku emocji. Jeszcze teraz wszystkie informacje o Erwinie, sprawiały, że ma mętlik w głowie.
Nigdy nie był tak naprawdę pastorem? Może nie tylko to udawał? Może wszystko to tylko ułuda... Żart, na który się nabrałem....
Wydawało mu się, że co raz mniej wie o siwowłosym, a może nawet nic.
Co, jeśli nigdy nie był ze mną szczery i to była tylko zwykła gra aktorska? Może wcale go nie znam...
To dziwne zachowanie Erwina podczas imprezy potwierdzało jego obawy.
Może taki właśnie był naprawdę? Zimnym, niedostępnym, ironizującym, fałszywym, egoistycznym skurwysynem...
Po tak długiej przerwie w ich kontakcie, brunet nie mógł uwierzyć, że to ta sama osoba, którą poznał w lipcu. Był po prostu inny. Nie emanował tą samą energią, która sprawiała, że Gregory mimowolnie się uśmiechał. Nie dogryzał mu przy możliwej okazji. Nie krzyczał. Nie żartował. Nie okazywał swoich emocji.
Dlaczego?
Czyżby nie mógł już trwać w wymyślonym przez siebie życiu, odkąd zerwaliśmy naszą znajomość?
Nic nie ma sensu...
Czemu jestem takim idiotą?
Nagle poczuł dłoń na swoim ramieniu. Był to Nicollo. Ciemno włosy zmierzył go smutnym, ale wspierającym spojrzeniem. Usiadł obok niego na ławce. Gregory dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł z zakrystii. Tak bardzo się zamyślił, że jego mózg nie zarejestrował bodźców z zewnątrz. Siedział na małej wysepce otoczonej wodą, która znajdowała się w centrum cmentarza przy zakonie. Prowadził na nią most, jednak Montanha dopiero teraz poczuł, że ma mokre do kolana spodnie, a nogi telepią mu się z zimna.
Świetnie...Po prostu świetnie... Powoli tracę jeszcze głowę...
- Grzechu... - odezwał się łagodnie Carbonara. - Wiesz...Ten siwy chuj ma czasem więcej szczęścia niż rozumu. Ostatnio, gdy robiliśmy napady on jako jedyny uciekał... A pamiętasz jak też go raz porwali? Znaleźliśmy go w ciągu kilku godzin...
- Skąd przypuszczenie, że to właśnie o niego się martwię? – przerwał mu komendant. Na to pytanie Nico zmierzył go dość rozbawionym spojrzeniem. - Po za tym, wtedy była inna sytuacja... – odparł teraz przyciszonym głosem. - Byliśmy pewni tego kto to zrobił, ponieważ Heidi widziała rejestrację samochodu. No i też policja o tym wiedziała... Wytłumacz mi, czemu teraz nie chcieliście, by policja pomogła i go szukała?
- Bo wiedzieliśmy, że to Spadiniarze, a nie Szczur. Nie rozumiesz Grzechu? Z Ewą nigdy nie wiadomo...To pieprzona psychopatka, może mu zrobić wszystko jak nie zatańczymy tak jak nam zagra....Udowodniła to jak porwała Doriana. Wtedy też nie wzywaliśmy policji...
- Ale skąd pewność, że to ona? Mi to w chuj nie pasuje...
- Jak nie ona to kto inny? Spadiniarze? Grzechu oni nie potrafią zaplanować takiej akcji... Ona natomiast jest mistrzynią w knuciu, zna nasze słabe strony, mało kto wie, że Erwin jest abstynentem...
O to ciekawe...
- Musiał zrobić to ktoś, kto jego i nas zna na wylot...Z naszych wrogów zostaje tylko ona, choć dziwne, że nie wysłała jeszcze żadnych żądań jak ona mu coś zrobi to... - nagle się zahamował. - Nie chce być w jej skórze wtedy.
- To wszystko jest... - wypowiadał drżącym głosem jeszcze ciszej, a łzy mimowolnie spłynęły po jego policzkach. - Nawet nie wiem kogo tak naprawdę szukam...
Nie potrafił przestać. Obojętne mu już było, że siedzi obok kryminalisty, że pokazuje słabość. Zaczął niekontrolowanie wpadać w coraz gorszy szloch. Na co Nicollo przyciągnął go do siebie i przytulił. Brunet nie spodziewał się takiej reakcji po nim. Myślał, że może go wyśmieje, jak to zwykle czynił. Nic takiego się jednak nie stało. Carbonara zaczął kreślić jakieś znaki po jego plecach. Po chwili odsunął się i otarł mu jeszcze płynące łzy.
- Grzeechu... Musisz zrobić sobie drzemkę...Bo cię nie poznaje...
- N-nie.... - wydukał. - J-ja nie mogę...
- No już spokojnie Grzesiu. - mówiąc to ponownie go przytulił. - Znajdziemy go i wszystko ci na pewno wyjaśni... Ale najpierw trzeba dorwać Ewkę... - na te słowa ciemnowłosy poderwał się z ławki. - Chodź... Odwiozę cię do twojego mieszkania... - komendant chciał już zaprotestować, ale ciemnowłosy dodał. - Nie przyjmuje, żadnego, ale... Wyglądasz jak kupa złomu... - Widząc niepewność w oczach bruneta rzekł. - Jak ją będziemy mieć to po ciebie przyjadę...Dobrze?
Gregory nie odpowiedział, przytaknął głową i wycieńczony ruszył za Nico w kierunku samochodu.
Na trzeźwo na pewno nie zasnę...
- Idź do samochodu... Ja jeszcze idę pożegnać resztę, żeby się o nas nie martwili... - to powiedziawszy ruszył do drzwi zakrystii.
Czemu? Przecież tylko ma mnie podwieźć na apartamenty...
Po dosłownie chwili Carbonara wrócił i odjechali spod zakonu.
Słońce było już w zenicie.
Ile czasu minęło?
Komendant nie był do końca tego pewien. Wiedział za to, że jedyne o czym marzy to upicie się. Zawsze, gdy Gregory miał cięższy okres w swoim życiu uciekał do swojego nałogu. Alkohol sprawiał, że było mu w pewien sposób lepiej. Nie patrzył na konsekwencje. Na drugi dzień wyzywał się za to w duchu. Ból głowy, jeszcze większe zmęczenie, wymioty i brak apetytu. Mimo że, się wyrzekał "Nie wypije tyle nigdy więcej" to nadal to robił. Był to pewnego rodzaju masochizm. Znęcał się nad sobą, bo nienawidził swojego życia.
Nikt nigdy go nie doceniał w pracy. Zawsze pod uwagę brane były skargi, o największe głupoty. A bo komuś coś powiedział, a ten się obraził, bo przecież jak można być wobec kogoś szczerym i mówić mu prosto w twarz, że się do czegoś nie nadaje. Jeszcze te bezpodstawne oskarżenia o korupcje. Zawias, który nie został wytłumaczony w żaden sposób. Mimo że jego szef Juan, obiecał dać mu "dużo teczek" z dowodami, to ostatecznie nic nie dotarło. Kompletnie nic. Cała doba bez pracy za coś, co nie zostało w żaden sposób udokumentowane. Jeszcze potrącił mu to z wypłaty. Ledwo wiązał koniec z końcem. Nie stać go było na utrzymywanie swojej dawnej posiadłości, więc dał ją w zastaw i kupił skromną kawalerkę. Marzył o tym, że kiedyś zarobi tyle, by znowu w niej zamieszkać.
Żeby tego było mało ostatnio wróciła też jego przeszłość. Pocztą przyszły mu papiery rozwodowe od adwokata Rebecci. Po dłuższym zastanowieniu podpisał je i wysłał. Nie chciał dłużej tego ciągnąć, wiedział, że nie wróci do rodziny. Związał się ze swoją żoną tylko dlatego, że była z nim w ciąży. Byli młodzi i nieodpowiedzialni, szczególnie on. Nie chciał, by ludzie ją wytykali. Można powiedzieć, że wziął z nią ślub z litości. Potem narodził się jego syn, Alex. Gregory czuł, że nie nadaje się na ojca. Wstąpił, więc do wojska, by nie musieć się zajmować rodziną. Nie wiedział jednak, że tak bardzo odbije się to na jego psychice. Podczas wojny zabił sześćdziesiąt siedem osób. Byli to ludzie, którzy po prostu wybrali złą stronę barykady. Walczyli o to, żeby ci wysoko postawieni w końcu podali sobie ręce, a ich rodziny żyły w spokoju. Po tym co zrobił bał się spojrzeć sobie w oczy. Gdy wrócił z wojny, zrobił sobie tatuaż z tą liczbą, by nie zapomnieć o tym, że zabił tyle niewinnych osób. Chciał je w ten sposób uhonorować, jakkolwiek by to nie brzmiało. Po roku urodziła mu się córka, Nicola. Wtedy narodziło się również jego uzależnienie od alkoholu. Codzienne koszmary nie dawały mu spokoju, więc zapijał się do nieprzytomności. Ciągle kłócił się przez to z Rebeccą. Czuł, że nie może tak dalej żyć, że wszystko go przerasta i przytłacza. Uciekł z domu, zostawiając swoją żonę i dwójkę dzieci.
Od tamtej pory mieszkał w Los Santos i wstąpił do policji. Myślał, że zapomni o tym co zrobił. Chciał ułożyć sobie nowe życie. Odciął się od alkoholu, ale uzależnił się od pracy. Zastąpił jeden nałóg drugim. Zawsze brał nadgodziny, nie chcąc wracać do mieszkania. Wolał spać na komendzie, by demony przeszłości nie wróciły, a razem z nimi pociąg do picia. Był taki do lipca tego roku. Wtedy to poznał złotookiego. Pamięta ich pierwsze spotkanie na zakonie, kiedy to ktoś wysłał skargę, że podobno robią tam podejrzane rzeczy. Montanha szczerze nie chciał się tą sprawą zająć, tym bardziej, że zamieszana w to była osoba duchowna, a on jest niewierzący. Kierowało nim jednak jakiegoś rodzaju przeczucie. Gdy dotarł na miejsce, wszedł na zakrystię pytając "Kto tu dowodzi?", wtedy zza biurka odezwał się pewny siebie głos, mówiący "Ja." Gregory nie ukrywał, że siwowłosy intrygował swoim wyglądem jak i swoją inteligencją. Odparł wtedy swoje pierwsze zarzuty z wielką łatwością, ponieważ była to tylko losowa skarga. Od tamtej pory coraz częściej widział Erwina Knuckelsa, ale na komendzie. Montanhie podobały się przesłuchania z nim. Zawsze podczas swoich rozmów walczyli o dominacje. Najczęściej wygrywał złotooki, ponieważ jego argumenty były nie do podważenia, a że brunet nie mógł nic zrobić to ulegał w dyskusji. Montanha był pod wrażeniem jego przebiegłości. Wiedział często, że jest winny, ale nic nie mógł z tym zrobić.
A może nie chciał?
Często czuł takie przeświadczenie. Od dłuższego czasu martwił się o siwowłosego. Dzwonił i pytał, czy wszystko w porządku, później przestał. Teraz widział, że słusznie się martwił. A wszystko sprowadza się do tego, że nie potrafił przyznać się do swoich uczuć. Od pewnego już czasu był świadomy tego, że mężczyzna pociąga go fizycznie. Wypierał to twierdząc, że interesują go tylko kobiety. Jednak teraz widział swój błąd.
Erwin w przeciwieństwie do niego, nie miał z tym problemu. Zawsze biła od niego szczerość i otwarcie pokazywał to co w danej chwili czuł. Mówił mu, wiele razy, że chce z nim być. Co prawda w żartach, ale...
Może tylko tak potrafił to wyznać? A może znowu to była tylko jego gra, by wykorzystać mnie do własnych interesów?
Teraz gdy go nie ma, wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Nowe życie zaczęło się sypać tak jak poprzednie. Gregory myślał o tym co się wydarzyło, co mogłoby, gdyby postąpił inaczej i co będzie jak podejmie następną decyzję. Chciałby cofnąć czas i zobaczyć każdą opcje. Jednak życie to nie film. Musi skupić się na tym co jest teraz. Może w jakimś alternatywnym świecie wszystko jest w najlepszym porządku. Dalej siedzą przy barze i bawią się na kawalerskim. I ma okazję porozmawiać z Erwinem, którą tak zmarnował.
A może tam jest jeszcze gorzej niż tu i teraz?
Tego Gregory się nie dowie. Mimo, że rozpierała go złość i smutek na myśl o tym, że usłyszał od siwowłosego tyle kłamstw o sobie, dalej nie potrafił myśleć o nim źle. Bo przecież nigdy nie mieli okazji porozmawiać o tym sam na sam. Nie mógł mieć mu za złe, że okłamywał jakby nie było policjanta.
Teraz liczyło się tylko znalezienie Erwina.
Żywego.
Na samą myśl o innym scenariuszu, zaczęły mu się telepać dłonie. Bał się. Że widział go po raz ostatni lub że następne ich spotkanie skończy się tragicznie dla któregoś z nich.
Mam nadzieję, że jak do tego dojdzie to z naszej dwójki wypadnie na mnie...
- Jesteśmy. - przywrócił go na ziemię głos Carbonary.
- Dzięki...Do później. - powiedział bez emocji wychodząc z samochodu i planując już co będzie pić.
Tylko trochę, by poczuć znowu ulgę... Choć na chwilę.
- O nie Grzechu ja idę z tobą.- na te słowa Gregory zmarszczył brwi. - No co? chyba nie myślisz, że zostawię cię samego w takim stanie?
Kurwa
Nicollo nie czekając na odpowiedź pociągnął go za sobą w kierunku apartamentowca. Gdy byli już w mieszkaniu, wysłał bruneta pod prysznic, a on poszedł robić im obiad. Brunet doprowadził się do ładu i wrzucił mokre spodnie do pralki. Przy jedzeniu nie rozmawiali już o niczym. Montanha nie chciał o nic pytać, a Nico patrząc na stan bruneta wolał nie poruszać żadnego tematu. Podziękował Carbonarze i poszedł do swojej sypialni. Padł wycieńczony na swoje łóżko. Najedzenie wzmogło jego senność. Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy jego powieki stały się ociężałe. Zasnął, dziękując w duchu ciemnowłosemu, że zadbał oto, by nie wrócił do picia, bądź co gorsza, by się nie zachlał na śmierć.
Teraz musi tylko czekać, aż złapią Ewę McCarrot.
<===============>
Hejka kochani <3
Przepraszam was, że tak długo musieliście czekać.
Jednak nie miałam zbytnio czasu przez studia.
Akcja zaczyna wchodzić w końcu na wyższy tor.
Trochę też was wprowadziłam myślami Grześka, w to co zamierzam robić po zakończeniu tej linii fabularnej. Mianowicie rozdziały typu „What if" mam już nawet parę rozpisanych, w nich będą time skipy, żeby nie powtarzać rozdziałów.
Chyba że chcecie by, były tak pociągnięte jak ta główna historia i by teksty się powtarzały lub zmieniały się w pewnym sensie.
Nie wiem czy to co teraz pisze jest zrozumiałe.
Zresztą zobaczycie :D
Dziękuję za tak ciepły odbiór mojego ff <3
Nie spodziewałam się, że tyle osób go przeczyta.
Jest mi z tego powodu bardzo miło :3
Wszelkie zastrzeżenia piszcie w komentarzach, bym wiedziała co poprawić. A na pewno poprawię (np. niektóre grafiki) lub coś dodam.
Mam nadzieję, że wam się podobało.
Miłego dnia/wieczoru misie kolorowe.
Pozdrawiam m4
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro