Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.10 Odpowiedzi

Britney Spears - Criminal (Extended Mix)


Z okazji Dnia Dziecka, póki jeszcze trwa... to macie w końcu kolejny dłuższy rozdział <3

Przepraszam, za zwłokę.

I tak w woli przypomnienia dla bieżących czytelników, którzy nie czekają aż całość wyjdzie... tak to ten ff co Heidi porwała Erwina i była bad bitch xD
A skończyło się na tym że Gregory pojechał za Erwinem, który uciekł ze szpitala Emerusem Hanka i porwał Sotello do... No właśnie...

Miłego czytanie, mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni <3

<===============>

Tak jak się spodziewał. Nie tylko Emerus był zaparkowany pod domkiem myśliwskim. Rozpoznawał prawie wszystkie samochody. Z pewnością cały Zakshot zleciał się w to miejsce. W głębi duszy brunet czuł, że nie powinien wiedzieć co oni zamierzają. Jednak ciekawość przeważała nad rozumem. Nie chciał też by dziewczynie stała się krzywda, skoro została do wszystkiego przymuszona. Po lekkim zamyśleniu wszedł do środka i udał się tak jak ostatnio w stronę piwnicy. Będąc na schodach usłyszał przytłumiony dochodzący zza ściany głos kobiety. Zatrzymał się więc i przybliżył ucho, by podsłuchać co dzieje się w pomieszczeniu obok. Przecież nie znał ich zamiarów wobec dziewczyny, jeszcze wyszedł by na pajaca.

- Odezwiesz się coś? – zadrwiła dziewczyna. – nie przypominam sobie bym odcinała ci język.

Na dźwięk znajomego głosu aż cały się spiął.

A więc mają tu też Heidi...

Słowa Bunny podziałały na kogoś jak płachta na byka, ponieważ usłyszał ciche mimowolne stęknięcie z ust niebieskookiej, a później jej drażniący śmiech. Po chwili zaś dało się słyszeć ton, którego się nie spodziewał.

- Dlaczego? – zapytał Erwin, a w jego głosie nie było żadnej energii, nawet negatywnej.

- Dlaczego co? – odpowiedziała pytaniem na pytanie parodiując jego poważnie brzmiący ton.

- Lepiej byś udzieliła odpowiedzi. – kontynuował chłodno nie dając się tym razem wyprowadzić z równowagi.

W tym momencie Montanha przeczuwał, że chłopak nie żartuje, a dziewczyna, która przed nim siedziała pewnie wiedziała to samo. Gregory nigdy w sumie nie słyszał ani nie widział go w akcji i nie wyobrażał sobie nawet tego jak to wygląda. Niby wiedział, że ten niepozornie wyglądający niski mężczyzna o wyjątkowej urodzie jest groźnym mafioso i krzywdzi innych ludzi. To się mu nie kleiło tak samo jak Corvette bruneta podczas pościgu. Jednak Erwin, którego teraz słuchał, nie brzmiał na osobę, którą zwykle kreował w jego obecności. Co raz bardziej Gregory zdawał sobie sprawę jak bardzo go nie zna. Czy czuł przez to strach lub odrazę? Nie, wręcz przeciwnie. Czuł, że go jeszcze bardziej to w nim kręci.

Ciekawe czy podobnie się zachowuje w...

Skarcił się jednak za tą myśl zanim ją skończył i starał się skupić na rozmowie za ścianą.

- Zrobiłam to, bo... - zaczęła już mniej pewna siebie Heidi. – Bo chciałam cię tylko dla siebie...Samego... Bo cię kocham Erwiś.

- To nie jest wytłumaczenie. – wysyczał siwowłosy słyszalnie niewzruszony wyznaniem dziewczyny. – Od jak dawna to planowałaś?

- Ja... Chciałam cię mieć, odkąd zerwałeś z tą kurwą Ewą... - zaczęła niebieskooka, a w jej tonie wyczuwalny był gniew na wzmiankę o McCarrot. - Zdradzała cię wielokrotnie, a ty po prostu na to przymykałeś oko. Wiedziałeś, że to robi, ale dalej brnąłeś w to gówno co nazywałeś z nią związkiem. – wypowiedziała pełna żalu i irytacji. – Dopiero zareagowałeś, gdy zdradziła naszą grupę z tym jebanym grubasem, ale mimo tego co zrobiła postanowiłeś dać jej uciec. Zdenerwowałam się, wiedziałam, że masz do niej słabość, manipulowała tobą od samego począt...

Przerwała. Za to brunet zastanawiał się, dlaczego siwowłosy nie próbuje przerwać jej bezsensownego lania wody i zwyzywać ją jak to miał w zwyczaju. Może Heidi też to zauważyła. Chyba oboje nie spodziewali się, że Erwin potrafi kogoś wysłuchać bez wtrącania swoich trzech groszy.

- Brakło ci języka? – odezwał się po chwili słyszalnie rozbawiony. – Zacznij mówić konkrety, nie mam czasu ani chęci na twoje zbędne pierdolenie.

Biła od niego taka obojętność i niechęć. To była nowość dla Montanhy. Jego ciekawość narastała z każdą chwilą, chciał zobaczyć na własne oczy jak postawa siwowłosego poważnieje, kiedy jego wesoły wręcz komediowy ton przybiera pozbawioną uczuć tnącą czyjąś duszę żyletkę. Wiedział, że to co czuł nie jest ani logiczne, ani zdrowe, jednak obecnie miał to gdzieś, a nawet chciał więcej. Jego zmącone myśli przerwało odkrząknięcie dziewczyny.

- Po tym wszystkim chciałam dać ci wszystko co najlepsze. – rzuciła jakby rozmarzona. – Nie chciałam byś się zamartwiał i smucił. Byłam już tak blisko, dzięki temu, że twój kontakt z tą zdzirą jak i z tym psem się urwał. Nawet przez chwilę czułam, że jesteśmy razem. Jednak widziałam, z jakim bólem na niego patrzysz, gdy chodzi z jakąś policjantką. Każdą scenę zazdrości, którą mu robiłeś. Chciałam byś przestał o tych kurwach myśleć!... Rujnowali ci życie! – wykrzyczała z wyczuwalnym smutkiem.

Czekaj co?

- Porwałaś mnie przez jebaną zazdrość? – wyrzucił zdenerwowany siwowłosy.

- To nie była zazdrość! –rzuciła oburzona. - Zrobiłam to z troski i z miłości do ciebie! Jeszcze tego nie rozumiesz Erwiś?!

- Z MIŁOŚCI?! – wydarł się na nią dotychczas spokojny Knuckles. – Z miłości się komuś wmawia chorobę?! Z troski się patrzy jak ta osoba przez to cierpi?! – przerwał, westchnął i kontynuował spokojniejszym tonem. – Wytłumacz mi lepiej, dlaczego faktycznie wyniki były tak złe... Kazałaś je sfałszować? Choć... Nie, nie ma to sensu...Nie czułbym się źle, gdybyś...

- Sfałszować? A co by dało zwykłe sfałszowanie, jeśli nie odczuł byś faktycznych efektów? – prychnęła dziewczyna. - Chciałam byś nic nie brał ani nie pił podczas imprezy. Miałeś już wcześniej złe wyniki, lecz je ignorowałeś. Nie chciałam cię krzywdzić, ale dla naszego przyszłego dobra musiałam zaingerować...

- Jak? – skrócił najwidoczniej wyczuwając kolejne zbędne lanie wody dziewczyny.

- Dosypywałam ci... pewne środki do napojów, gdy nie patrzyłeś. Chciałam zaognić już twoje wcześniejsze objawy. Na początku nie wiedziałam jaką chorobę mogłyby one wskazywać. Ale przypomniałam sobie naszą rozmowę, gdy wspomniałeś, że twoja mama chorowała na SM. Jako że nie wiedziałeś na czym polega ta choroba to zagroziłam lekarzowi, by ci wmówił, że jest to choroba dziedziczna. I udało się. Zrezygnowałeś z używek i alkoholu.

Gregory czuł, że jeśli Bunny powie za dużo to Erwin nie wytrzyma. Bo może i nie znał jego historii jednak wątpił, że nie poznał tej najważniejszej części jego charakteru. Czyli tego, że siwowłosy był tykającą bombą. Jednak chciał dowiedzieć się więcej z pewnością tak samo jak Erwin. Ta rozmowa nie należała do najłatwiejszych na pewno nie dla siwowłosego, który zaufał i powierzył parę tajemnic jak się okazało niewłaściwej osobie. Montanha szczerze podziwiał chłopaka, że dalej starał się panować nad sobą, mimo usłyszanych informacji.

Jeszcze to wykorzystanie informacji o jego matce... coś okropnego...

- Wiedziałaś o wszystkim zanim...? – wymamrotał Erwin ledwo słyszalnie.

- Tak i wiem, myślałeś, że dowiedziałam się od ciebie, ale w sumie ten fakt, że znowu mi się zwierzyłeś jako jedynej, sprawił, że upewniłam się jeszcze bardziej co do twoich uczuć do mnie. – stwierdziła Heidi zadowolonym tonem. - A zaplanowałam to na kawalerski Sana, bo był to idealny moment, by nikt z naszej grupy nie był przy świadomych zmysłach oprócz ciebie. Wiedziałam, że między tobą a chłopakami dojdzie do spięcia. Znając ich tak dobrze trudno było się nie domyślić, jak zareagują na twoje humorki, a ty na ich naciski. Chciałam byś wyszedł z kawalerskiego i by nikt tak naprawdę nie wiedział skąd zostałeś zgarnięty. Był to plan idealny... – westchnęła na koniec wyjaśnień dziwnie podekscytowana.

- Szkoda, że zmarnowałaś na ten posrany plan wszystkie swoje szare komórki. – rzucił ironicznie Erwin. – Tylko co zamierzałaś ze mną zrobić? Trzymałabyś mnie tam, póki bym nie zmienił zadnia? To przecież oczywiste, że nigdy by to nie nastąpiło – rzekł pewnie siwowłosy.

- No nie wiem... - skomentowała Bunny roześmianym i dwuznacznym tonem. – W końcu dobrze się bawiliśmy nie sądzisz?

Czy ona...? Planowała to wszystko, by on z nią był? Przecież to...

- A gdyby to nie wyszło, miałam jeszcze plan B. Nie spodobałby ci się, ale tylko tak bylibyśmy szczęśliwi. – kontynuowała rozmarzona Heidi.

- Tylko ty się dobrze bawiłaś i jaki niby był plan B? – nie ustępował siwowłosy.

- Cóż... Teraz to bez znaczenia... - stwierdziła zawiedziona Bunny. – Może w jakimś alternatywnym świecie mój plan się powiódł...

- Oby nie. – odezwał się obojętnie złotooki. – Patrząc na ciebie czuję jedynie żal i odrazę. Żal tylko dlatego, że byłaś moją najbliższą przyjaciółką. Zaufałem ci i opowiedziałem ci o moim życiu najwięcej. Dobrze, że nie wszystko. – stwierdził z pewnego rodzaju ulgą. – Natomiast odrazę za to, że włączyłaś w ten pojebany plan informacje o mojej zmarłej matce, które ci powierzyłem. Wykorzystałaś bezczelnie moje zaufanie dla własnych posranych fantazji. Jesteś żałosna Heidi.

Po tych słowach dało się słyszeć chodzenie po pomieszczeniu.

- I co ze mną teraz zrobisz kochaniutki? – zapytała udając smutek w swym głosie. – Jeśli mnie wydasz policji to cały Zakshot pójdzie siedzieć, a ty zostaniesz sam jak palec. Nawet twój Grzesiu do nas dołączy. – zaśmiała się mimowolnie, jednak widząc pewnie niewzruszonego złotookiego dodała po chwili. – Choć wolałabym, by dołączył do Patricia i Ewy...

Nastała głucha cisza. Przerwał ją jednak ostry i zimny niczym nóż ton siwowłosego.

- C-co ty powiedziałaś?

Kurwa nikt mu jeszcze o tym nie mówił...

- Nie wiedziałeś? – zapytała brzmiąc na zaskoczoną. – Ohh jakże mi przykro Erwiś. Widzę, że nikt nie miał czasu, a może tyle odwagi, by ci to ogłosić. – tu zrobiła wdech i z szyderczym uśmiechem na ustach wymówiła dwa kluczowe słowa. – Zabiłam ich.

Kolejna cisza. Niepokojąca cisza. Została jednak po chwili zmącona przez histeryczny śmiech kobiety.

- Gdybyś tylko widział ich przerażone, puste spojrzenia. Szczególnie Ewy. Czułam taką przyjemność, gdy zrzucałam ją z dźwigu, a później zanurzałam swój nóż w jej zwłokach. – tu westchnęła teatralnie i mówiła dalej. – Nie udawaj, że cię to nie rusza Erwiś. Obydwoje dobrze wiemy, że brzydzisz się zabijaniem. Zawsze ktoś cię wyręczał, tym razem byłam to ja. Przecież nie miałeś jaj, by pozbyć się tej zdradliwej suki, mimo że pewnie tego chciałeś. Widzę ten ból w twoich oczach... Chyba za nią nie tęsknisz? - rzekła z troską. – Oh no weź, ukrywasz bardzo dużo o sobie Erwin, a tajemnice prędzej czy później i tak wychodzą na światło dzienne. Twoja matka nie żyje, ale co z ojcem? Mówiłeś, że chciał cię na zastępcę. Jak, by zareagował widząc cię teraz? Powiem ci. Na pewno, by się zawiódł. Szczególnie wiedząc o tym, że jego syn nie tylko nie ma jaj, by zabić człowieka, ale też wzdycha do zapchlonego psa. –zadrwiła rozbawiona Bunny.

Dynamiczne kroki i dźwięk przeładowanej broni wskazały na to, że Erwin nie wytrzymał. Atmosfera stała się bardziej napięta. Kobieta po chwili jęknęła z bólu, by po tym dalej histerycznie zacząć się śmiać. Dało się słyszeć niepokojące szmery, ale Gregory nie zdołał nic z nich rozszyfrować. Heidi zamilkła.

Lepiej wyjdę zanim zrobi coś czego będzie żałował...

Poderwał się ze schodów i zbiegł na dół ujawniając swoją obecność. Teraz widział doskonale całą scenę, którą malował przed oczami na podstawie samych dźwięków. Fioletowo-niebiesko włosa była przywiązana do krzesła i co dziwne, z przerażeniem patrzyła na stojącego nad nią zezłoszczonego Erwina, który trzymał ją za włosy.

Co takiego jej powiedział?

Siwowłosy nie drgnął, dalej jedną ręką naciągał do tyłu głowę kobiety, a drugą przykładał do jej czoła rewolwer. Ta spuściła swój wzrok i spojrzała w kierunku, z którego przyszedł brunet. Gdy dotarło do niej kim jest, splunęła w jego stronę z wymalowaną na twarzy złością. Złotooki zdając sobie sprawę z jego obecności westchnął, puścił jej włosy i schował broń do kabury, którą miał na swojej nodze. Ubrany był w lekko za dużą czerwoną bluzkę, skórzaną czarną kurtkę oraz luźne na niego ciemne jeansy.

No tak, przecież te ciuchy Hank przywiózł dla mnie...

Mimo, że ciuchy były na Erwina rozmiarowo zbyt wielkie to i tak wyglądał w nich lepiej niż na co dzień, gdy sam się ubierał. Co prawda jego styl miał swój urok, jednak Montanha wolał go nie tyle w bardziej oficjalnych co w pasujących do siebie ciuchach.

Po tych rozmyślaniach skupił wzrok na dalej odwróconego tyłem siwowłosego. Z jakiegoś powodu nie chciał na niego spojrzeć.

Może jest mu głupio, że muszę być świadkiem takiej sytuacji?

Na pewno wyglądał na zmęczonego. W końcu nie tak dawno wyszedł ze szpitala, nawet nie zdołał się w pełni zregenerować. Widział, że mimo pozyskanych wyjaśnień dla Erwina sprawa jeszcze nie jest skończona. Może nie potrafił przyjąć sobie ich do wiadomości? W końcu znowu osoba, której najbardziej zaufał zrobiła mu największą krzywdę. Najpierw Ewa, teraz Heidi, kto wie czy nie ktoś jeszcze z jego przeszłości? Gregory nie chciał, by ta wariatka pogarszała stan siwowłosego wmawiając mu słowa pełne jadu. Tym bardziej, że jej słowa nic już więcej nie wniosą. Wszystko jest już jasne. Podszedł więc do szafki, na której leżała taśma klejąca, urwał kawałek i zbliżył się do dziewczyny, która widząc co zamierza zaczęła się szamotać na krześle. Nic to jej jednak nie dało.

- ZOSTAW! Nie będziesz mnie ucisz... – zdążyła wykrzyczeć nim jej usta zostały sklejone. Teraz dało się jedynie słyszeć jej zduszone pełne złości mamrotanie. Gregory spojrzał na Erwina współczująco, ten jednak niczym niewzruszony dalej unikał jego oczu i wpatrywał się w ścianę.

Nagle drzwi obok się otworzyły. Wyszedł z nich zaskoczony widokiem policjanta Carbonara. Z pewnością słyszał choć urywki rozmowy z Bunny.

- O hej Grzesiek...– zaczął niepewnie, na co brunet skinął na przywitanie. – Co ty masz do cholery na sobie?
Dopiero teraz Montanha zdał sobie sprawę, że dalej był w tych ciasnawych ciuchach, które miały być pierwotnie dla Erwina.
- Ah to... cóż pomyliłem torby z ubraniami, które przyniósł Hank... - odpowiedział zakłopotany całym zajściem.

Carbonara jednak całą uwagę poświęcił wmurowanemu w podłogę Erwinowi.

- Emmm, siwy? Wszystko okej? - jednak nie widząc żadnej reakcji z jego strony kontynuował. –Przesłuchaliśmy tą blondynę. Wciąż tłumaczy, że nic takiego nie zrobiła, że wykonywała tylko rozkazy i...

- Okej. –przerwał mu chłodno złotooki dalej patrząc pustym wzrokiem w ścianę.

Z tej niezręcznej sytuacji wyrwał ich dźwięk telefonu Gregory'ego. To był Hank.

- Halo? Coś się stało? – powiedział zaraz po odebraniu połączenia lekko zachrypniętym głosem.

- Grzechu! DTU ma wyniki sekcji zwłok Ewy McCarrot! – wykrzyczał entuzjastycznie niebieskooki.

- Iii? – zapytał unosząc lekko jedną brew.

- Pamiętasz tą dziwną substancję, którą Marlinek pobrał z ciała? To jest dowód na to, że to Heidi jest mordercą! Wolę nie wnikać skąd jej ślina była na McCarrot, ale dzięki temu mamy sprawcę. – wyjaśnił pośpiesznie i dodał po chwili. - teraz ją szukają, nawet wyznaczyli za nią nagrodę w końcu zabiła dwie osoby.

Na tą wiadomość oczy Gregory'ego się rozszerzyły z ekscytacji. Spojrzał na zdenerwowaną kobietę i się roześmiał, na co ta dalej sztyletowała go swym zimnym wzrokiem pełnym gniewu, ale też dezorientacji.

- To wspaniała wiadomość. Dzięki stary za informacje. – stwierdził brunet z diabelskim uśmiechem i usatysfakcjonowany zagubionym wzrokiem Bunny, po czym się rozłączył.

Zaś Carbonara i również Erwin zmierzyli go zaciekawionym spojrzeniem.

- Muszę wam coś powiedzieć, ale nie przy niej. Najlepiej zwołajcie swój kod 8. – powiedział zwycięsko brązowooki i skierował się na górę do salonu.

Tak jak oczekiwał mężczyźni za nim zawołali resztę. Teraz w małym pomieszczeniu stała dość spora grupa osób. Niektórych pierwszy raz widział na oczy. Każdy rozmawiał z każdym przez co w pokoju panował jeden wielki harmider.

Coś ich się podejrzanie więcej zrobiło...

- Możemy zaczynać, na dole została z blondyną Summer, a z Heidi Yoshi.– wymamrotał obojętnie Erwin przybliżając się do bruneta, gdyż przez hałas raczej, by go nie usłyszał.

- Okej. – odpowiedział mu krótko Gregory, nie wiedząc jak się teraz wobec niego zachować. W końcu podsłuchał parę dość ważnych szczegółów o nim. Lecz dalej nie znał wszystkich odpowiedzi.

Muszę w końcu z nim porozmawiać.

Gregory zdecydował się na krok ku Erwinowi i wyszeptał mu do ucha.

– Po spotkaniu już mi nie uciekaj. 

Czuł, że siwowłosy się spiął na uczucie jego ciężkiego oddechu przy karku. Jednak kiwnął głową w geście obietnicy. Z lekkim uśmiechem na ustach odsunął się od Erwina i czekał aż wszyscy się uspokoją.

Jednak cisza nie nadchodziła. Co więcej, robiło się co raz głośniej. Głównie przez mężczyznę, którego pierwszy raz widział na oczy. A mówiąc o nich to człowiek ten miał jedno niebieskie niczym ocean i drugie brązowe jak czekolada. Fascynowało to Montanhe. Nigdy jeszcze nie spotkał osoby mającej heterochromię. Włosy miał ukryte pod czapką z daszkiem, a ubrany był dość podobnie do Erwina. Jednak z tą różnicą, że ciuchy były do tego mężczyzny dopasowane. Nicollo widząc go zamyślonego i wpatrzonego w „nowego" chłopaka, od razu zareagował.

- Widzę, że się jeszcze nie poznaliście z D...

- David Glinkenly – ubiegł go człowiek o różnokolorowych oczach i wyciągnął ku brunetowi rękę, co ten odwzajemnił i ją uścisnął.

- Miło mi, Gregory Montanha. – odparł z uśmiechem.

Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy zapanowała w pomieszczeniu cisza, a oczy wszystkich były skierowane w ich stronę.

-Jeszcze się przeliżcie. – skomentował ironicznym tonem Erwin, na co inni się zaśmiali przez samą myśl o połączeniu tych dwóch głośników. – Mów lepiej Grzechu co się dowiedziałeś.

- Ahh no tak... - zaczął zmieszany brunet. - No więc policja ma dowody na to, że to Heidi stoi za tymi dwoma morderstwami. Rozpoczęli już nawet jej poszukiwania i wystawili za nią list gończy.

- I co to zmienia? – odparł lekko zrezygnowany Nicollo. - Jeśli ją oddamy to wypapla wszystko o nas i o tym co robiliśmy.

Jednak w oczach Erwina pojawiła się dobrze znana brunetowi iskierka, której tak mu brakowało.

- Jak to co to zmienia? – odezwał się siwowłosy, tak jak Gregory przypuszczał. – Nie mają dowodów na to, że jesteście w to zamieszani. A komu uwierzą? Wariatce, która zabiła dwie osoby czy normalnym osobom?

- Tylko Erwin! My nie jesteśmy tak do końca normalni! Jesteśmy kryminalistami! Policja wie, że nie jesteśmy święci. – odpowiedział mu spanikowany Dia.

- I co z tego? Mamy właśnie w piwnicy w razie czego głównego świadka, a policja ma namacalny dowód, że to ona zamordowała! Wystarczy wszystko skupić na niej i nie wspominać o innych rzeczach niż same zabójstwa. – kontynuował jeszcze bardziej nakręcony złotooki.

- Ale... Co z twoim porwaniem? Mamy jej to tak o puścić pła...?! – zaczął oburzony San.

- Jak ją zabijemy, a szuka ją policja to się jeszcze bardziej wkopiemy! – przerwał mu siwowłosy, na co jego przyjaciel zamilkł. – Tak będzie po prostu lepiej... - dodał spokojniej widząc minę nieprzekonanego Włocha.

- Tak samo mówiłeś w sprawie z Ewką. – wymamrotał niezadowolony Nico, na co złotooki zmierzył go karcącym spojrzeniem.

- Popieram pomysł Erwina. – odezwał się w końcu Gregory, na co reszta zmierzyła go zaskoczonym wzrokiem. – W dodatku nie wiem, czy widzieliście, ale w telefonie Sotello są namacalne dowody w postaci gróźb, a sama dziewczyna chętnie zezna przeciw niej. A skoro mają jeszcze na nią niepodważalne dowody z wyników DNA to nie wiem na co jeszcze czekamy.

- Nie no pewnie! Co może pójść nie tak?– zakpił dalej niepocieszony San, po czym się uniósł. – NA PRZYKŁAD TO ŻE BĘDZIE CHCIAŁA PROCES! TO MOŻE PÓJŚĆ NIE TAK!

- ALE CO DRZESZ RYJA NA KODZIE ÓSMYM! – wykrzyczał Erwin.

- A CO? NIE MOŻE? – dołączył się David ledwie powstrzymując śmiech.

- NIE WTRĄCAJ SIĘ JESZCZE TY ZJEBIE! – odpowiedział mu siwy, na co każdy ostatecznie się zaśmiał.

- Brakowało nam ciebie stary. – skomentował wzruszony Nico, na co inni przytaknęli głowami.

- Też tęskniłem zjeby wy moje. – odwzajemnił Erwin z uśmiechem, który to Gregory zawsze u niego pamiętał. - A teraz skupcie się na tym co robimy z...

- Wydajemy ją policji. – przerwał mu nagle Kui, który dotychczas nie zabierał głosu. – To postanowione.

Każdy spojrzał w jego kierunku z lekkim współczuciem.

- Kui... Ale na pewno? W końcu Heidi to... - zaczął delikatnie Laborant.

- Ta kobieta nie jest moją córką Labo. – rzekł surowo chińczyk. – zamordowała dwie osoby bez obgadania tego z nami, zdradziła i ściągnęła na nas niebezpieczeństwo w postaci policji na ogonie i innych grup przestępczych, a w szczególności na Erwina. Dlatego uważam, że wydanie jej policji jest dobrym pomysłem, a nawet najlepszym w tej sytuacji.

Po tych słowach nikt już nie miał wątpliwości. Nagle zauważyli Dię, który ruszył w kierunku piwnicy.

- Gdzie ty idziesz Dia? – zapytał zirytowany Erwin, na co ciemnoskóry się odwrócił lekko zdezorientowany.

- No idę ją wyciągnąć, bo ją zawozimy pod komendę nie? – rzucił zupełnie pewny swoich słów, a inni pełni załamania trzymali się za głowy. – NO O CO WAM CHODZI!

- No debil...DE...BIL. – rzucił podłamany San.

- Ale nasz debil. – dodał po chwili Nico, na co znów każdy przytaknął.

- Wracaj Dia na miejsce i nie pajacuj. – rozkazał stanowczo siwowłosy.

- NO ALE CO JA ZNOWU ZROBIŁEM!? – wyjęczał niczego nieświadomy ciemnoskóry.

- Trzeba ustalić jak ją wydać, by nas policja z tym nie powiązała zjebie! – rzucił siwowłosy poirytowany nieprzemyślanym zachowaniem przyjaciela, na co ten odpowiedział typowym dla niego „aaaa", gdy wszystko nagle staje się jasne. – Dobra jak już każdy rozumie sytuacje to... Mam plan... Obrabujemy bank – stwierdził z cwanym uśmiechem, na co wszyscy popatrzyli na niego nie bardzo rozumiejąc co ma jedno do drugiego.

Dopiero po chwili odezwał się Kui:

- W sumie to dobry plan, jak weźmiemy ją na zakładnika to nie będą mieli, jak nas z nią powiązać, a przy okazji zgarniemy łup z sejfu. Tak zwane dwie pieczenie na jednym ogniu.

Każdy się podekscytował tym planem. Oprócz policjanta, który wbijał surowy wzrok w siwowłosego.

- Erwin... To zbyt ryzykowne.

- Ryzyko to moje drugie imię. – rzucił pewny siebie złotooki.

- A na trzecie masz debil? – zaśmiał się cynicznie Carbonara. – Grzechu ma racje, jak nam się nie uda... Przepraszam... Jak MI się nie uda to wpadniemy wszyscy i możemy nie tylko dostać w wyroku rabunek banku, ale też współudział w morderstwie.

- Skoro tak bardzo w siebie nie wierzysz Carbo to może Vasquez cię zastąpi co? – rzekł zirytowany Erwin, na co Nicollo widocznie się spiął, ale nie odpowiedział. Siwowłosy widząc to stanął na środku i przyglądał się nowym jak i znajomym twarzom w poszukiwaniu znajomego. W końcu z rogu pomieszczenia wyszedł wysoki szatyn o niebieskich oczach.

Najwidoczniej znowu jakiś nowy...

- Mógłbym spróbować. – odezwał się głębokim głosem.

- To świetnie! Widzisz Carbo? Można? Można! – pochwalił go uśmiechnięty od ucha do ucha Erwin.

- A co zrobicie z Sotello? – zapytał Gregory.

- Raczej nic, jeśli nie zrobi czegoś głupiego. – rzekł Kui, na co Montanha odetchnął z ulgą.

- Dobra, a co do planu to kto bierze w nim udział? – zapytał niepewnie Dia.

- No Vasquez, David, Carbo, ty... no i ja. – odpowiedział mu siwowłosy, jakby było to oczywiste . – Skoro wszys...

- Zaraz zaraz... - wtrącił się Nicollo. - Erwin, nie możesz.

- Mogę.

- Nie możesz, dopiero wyszedłeś ze szpitala. – poparł Carbonarę David.

- Wy sobie chyba w tym momencie żartujecie. – oburzył się złotooki. – To przeze mnie jest ten syf i to ja muszę go odkręcić, po za tym kto niby będzie hakował?

- Po pierwsze to nie przez Ciebie tylko przez Heidi, po drugie San jeszcze umie hakować. – dodał od siebie Dia, na co każdy się zaśmiał, nawet Włoch. – No co?

- Błagam cię Dia, raz mi się szczęśliwie udało, na pewno w grupie są lepsi. – odezwał się San. – Ale według mnie Erwin również nie powinien brać w tym udziału, możemy nawet zrobić głosowanie, jeśli Cię to Siwy denerwuje.

- Nie trzeba. – rzucił zrezygnowany złotooki, lecz po chwili dodał z uśmiechem. – W takim razie wy też nie będziecie się narażać i robić ten bank.

- Co? Jak to? – odezwali się równo wymienieni wcześniej mężczyźni. – Jak nie my to kto?

- Jak sami powiedzieliście, są w grupie lepsi. Niech, więc całą robotę zrobią bałwanki. – odpowiedział Erwin, ale widząc sceptyczny wzrok wymienionej grupy zaczął tłumaczyć. - Chłopaki sobie przy okazji mogą dorobić za pozbycie się naszego problemu, jak im się nie uda to my im zasponsorujemy wyjście z więzienia. Ich nie powiążą w żaden sposób ze zbrodniami, więc co najwyżej dostaną wyrok za obrabowanie banku. Co wy na to?

- Zgoda. – odezwał się Chase. – Ale chcemy bonusowe 100 koła w razie porażki, a nie tylko uregulowanie grzywny.

- Dobrze, zgadzam się. – potwierdził z uśmiechem na ustach Knuckles, co reszta odwzajemniła. - Skoro wszystko zostało omówione. – To do dzieła chłopaki, nie chcemy przecież, by znaleźli ją tutaj razem z nami. W sumie Sotello też możecie wziąć na zakładniczkę, skoro i tak jest porwana.

- To ja chcę być podstawiony! – wykrzyczał David, na co każdy spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem. – No co? Chcę zobaczyć, jak ją zgarniają.

- To ja też w sumie chcę! – dołączył się Carbo i wszyscy się zaśmiali.

- Spokojnie chłopaki nie wszyscy na raz! – wtrącił się Chase z widocznym uśmiechem. – Jak weźmiemy, więcej niż 6 zakładników to jeszcze nam wbiją do środka.

- Nie będziecie musieli przynajmniej szukać i porywać innych ludzi. – powiedział San. - No to dobra to jako zakładnicy idą Heidi, Sotello, David, Carbo... Ja i...emmm

- No to chociaż na zakładnika... - wypowiedział błagająco Erwin, na co inni zmierzyli go zmartwionym wzrokiem. – No przecież nic mi nie jest! Wytrzymam siedząc z rękami w górze przez głupią godzinę! No chłopaki no! Też chcę to widzieć...

- Ale nikt się z tobą nawet nie kłóci. – odpowiedział mu wyprzedzając wszystkich mających wątpliwości David, na co siwowłosy się uśmiechnął.

- Emm a ja? – odezwał się w końcu zmieszany całym zdarzeniem Gregory, w końcu nie powinno go tu być i słuchać ich planu. Pocieszające było to, że przynajmniej nie porwą do tego niewinnych osób, ale to dalej było złe.

- A ty wrócisz na służbę, jak gdyby nigdy nic i sobie możesz przyjechać na wezwanie. – odezwał się zadowolony siwowłosy.

- No dobrze, ale najpierw muszę zabrać auto Hanka, którym przyjechałeś. – przytaknął mu Gregory i na wspomnienie o samochodzie splótł ze sobą ręce na wysokości klatki piersiowej.

- Okej to mnie podwieziesz pod bank, będę tam sobie, jak gdyby nigdy nic wypłacał pieniądze, a ty sobie pojedziesz na komendę po radiole. – zasugerował z uśmiechem złotooki. – A teraz rozejść się.

Każdy zgodził się ze złotookim i ruszył w wyznaczonym kierunku. Oprócz Montanhy, który się zamyślił. Miał wrażenie, że tego dnia w końcu wszystko się skończy, jednak sam nie wiedział czy na ich korzyść czy też nie. Gdy w pomieszczeniu został tylko Gregory, Erwin, który mu się przyglądał, podszedł do niego i zaczął machać mu rękami przed twarzą.

- Halo! Ziemia do Grzegorza! Musimy jechać! – wykrzyczał w jego kierunku z cwanym uśmiechem, na co ten się poderwał i spojrzał w jego złote, iskrzące energią oczy. – Co cię tak wmurowało?

- Mam dziwne przeczucie, że to nie powinieneś... - prawie odpowiedział mu brunet, ale przerwał, ponieważ Knuckles skierował swój palec na jego usta i pokazał, żeby milczał. Tylko po to, by po chwili specjalnie stanąć na palcach i spojrzeć policjantowi prosto w oczy.

- Wiesz Grzesiu co Piotrek by powiedział? – zapytał, po czym zbliżył się jeszcze bardziej i prawie stykając się z brunetem wyszeptał. – Skończ pierdolić.

Nie wiedział, jak się zachować. Ten człowiek tak bardzo mieszał mu w głowie swą osobą. Te wszystkie niewyjaśnione tajemnice, ucieczka i ich relacja to wszystko było dla niego zbyt skomplikowane. Jednego jednak był pewien. Kochał go. Nieważne są już dla niego odpowiedzi. Chciał go na wyłączność i teraz była na to wielka okazja.

Raz kozie śmierć...

Zrobił to. Zmniejszył dzielący ich dystans i złączył ich usta. Było to magiczne uczucie, a motyle w jego brzuchu jak oszalałe chciały się za wszelką cenę z niego wydostać. Jednak czar po chwili przeminął. Zdał sobie sprawę, że Erwin nie odwzajemnia pocałunku. Odsunął się więc, by na niego spojrzeć. Nie sądził, że widok przed nim lekko go rozbawi. Zawstydzony siwowłosy patrzył na niego zaskoczonym wzrokiem stojąc sztywno i nie wykonując żadnych ruchów.

- Już Pastorek nie taki pewny siebie? A podobno masz na drugie imię ryzyko. – zaśmiał się Montanha, na co Erwin spiorunował go wzrokiem.

- To nie tak! Nie spodziewałem się po prostu... Nie wiedziałem, że ty... - zaczął się panicznie tłumaczyć zaczerwieniony złotooki.

- Teraz ty skończ pierdolić. – skwitował Gregory po czym kolejny raz złączył ich wargi. Tym razem siwowłosy odwzajemnił.

Trwali, by tak dalej, ale czekała ich ostatnia rzecz do wykonania. Oderwali się więc od siebie i zadowoleni w milczeniu udali się w stronę zaparkowanego przed domkiem Emerusa Hanka. Gregory mimo złego przeczucia i wielkiego mętliku w głowie stwierdził, że poczeka na moment, kiedy to siwowłosy sam się przed nim otworzy.

O ile znowu komuś zdoła zaufać...

<===============>

Jeszcze raz przepraszam, że tak długo czekaliście na rozwinięcie historii.

Liczę, że się podobało <3

Wiedziałam, że będzie u mnie dość ciężko z czasem, dlatego też nie udzielałam informacji, kiedy kolejny rozdział się pojawi. Po za tym nie raz was informowałam, że takowych stałych dat nie będę pisać, bo nie chcę rzucać słów na wiatr. A że dzisiaj był dzień Dziecka to możecie potraktować to jako jakiegoś rodzaju prezent. Bo w końcu wszyscy jesteśmy wewnątrz siebie i dla kogoś dziećmi.

Trzymajcie się i do następnego.

Wasza m4! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro