1.1 Ponowne spotkanie
Screen shot z kawalerskiego ze stream'a kanału xth0rek
<===============>
Już zapadał zmrok, gdy brunet o brązowych oczach, siedział wyczekująco w swoim samochodzie. Dziś był zaproszony na kawalerski swojego bliskiego przyjaciela Sana Thorino, ciemnowłosego mężczyznę o włoskim pochodzeniu. Miał wysłać mu swoją lokalizację, gdy skończą jedną z rozrywek. Dostał wiadomość zawierającą GPS już dziesięć minut temu. Jednak ulice były dość zatłoczone tej nocy.
No tak przecież dzisiaj jest pierdolony w dupę piątek...
Gdy dotarł po kolejnych dziesięciu minutach na miejsce, zauważył grupkę siedmiu swoich znajomych. Stali przed nowo otwartą siłownią. Najwidoczniej zaczekali z wejściem do środka. Na niego. Komendanta Gregory'ego Montanhe.
Brunet odłączył się od nich zaraz po tym, jak usłyszał, że w ramach rozrywki zamierzają robić, ustawiony napad na kasyno. Mimo że zarzekali się, że wszystko zostało uzgodnione wcześniej z szefem policji, Montanha nie chciał narazić się na stratę posady, uczestnicząc nawet w ustawionym, napadzie. Tym bardziej że ostatnio został zawieszony bezpodstawnie za korupcję. Dlatego obiecał, że wróci do nich, gdy skończą się bawić w kasynie z policjantami.
Gregory miał nadzieję, że na dalszy wieczór zostało zaplanowane coś bardziej przyziemnego. Niestety organizator imprezy był jednym z najbogatszych i wpływowych gangsterów w mieście, to czego innego mógł się spodziewać. Dia Garcon był najlepszym przyjacielem Włocha, więc nie ulegało wątpliwości, że to jemu San powierzy zaplanowanie tej specjalnej okazji. Ciemnoskóry brunet słynął z organizowania pełnych przepychu przyjęć i imprez. Oprócz tego dogadywał się praktycznie ze wszystkimi mieszkańcami Los Santos. W skrócie był w stanie załatwić rzeczy, które szaremu człowiekowi się nawet nie śniły.
Gdy był już wystarczająco blisko, przyjrzał się jeszcze raz zaproszonym. Oczywiście w centrum stał Dia z Sanem, już trochę chwiejącym się na swoich nogach. Jako jedyny z całej tej ekipy nie był ostatnimi czasy karany, z czego Gregory był bardzo dumny. Choć podejrzewał, że nadal bierze udział w niektórych akcjach, tylko szczęśliwy traf sprawia, że nie zostaje złapany. Obok nich zauważył pomarszczonego, siwego mężczyznę o imieniu Lucjan, który w przeciwieństwie do Sana, wpadał za każdym możliwym razem, gdy popełniał przestępstwo. Montanha nadal się dziwił, dlaczego przyjęli do grupy tak nieudolną osobę. Jedno jednak musiał przyznać, Lucjan był w cholerę lojalny wobec swoich kumpli. Policja przy każdym jego aresztowaniu próbowała wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje, proponując mu zaniżenie kary, lecz dziad nigdy nie puścił i nie puści pary z ust, nawet gdyby grożono mu śmiercią. A przynajmniej tak twierdził. Przy nich stał niski, ciemnowłosy chińczyk, właściciel najsłynniejszej burgerowni w mieście, Kui Chak. Oczywiście Gregory domyślał się, że mężczyzna również bierze udział w szemranych interesach, a nawet nimi kooperuje, jednak działa dużo dyskretniej i rozsądniej od reszty, przez co praktycznie nigdy nie był za nic poważnego karany.
Przy chińczyku stał jego syn Joseph, znany bardziej pod pseudonimem Silny. Jak zawsze miał na sobie kominiarkę. Gregory'ego dziwiło to, że nawet przyjaciele i bliscy nigdy nie widzieli jego twarzy. Z tego, co Montanha słyszał, Silny był kiedyś mocno związany z legendarną grupą przestępczą o nazwie Mokotów. Choć gang ten od paru lat nie funkcjonował, a o jego członkach słuch zaginął, na mieście dało się słyszeć jedynie plotki. Mówiące przeważnie o tym, że ostatni żyjący mokotowscy są obecnie w Los Santos. Jednak policji znani są tylko Joseph Gebbels i Dorian Lych, pierwszy, jak i drugi odsiedział swoje, lecz nic się od nich nie można było dowiedzieć na temat Mokotowa i jego pozostałych członków. Obecnie Silny był wyłącznie znany z organizacji nielegalnych wyścigów, których współwłaścicielem był Nicollo Carbonara. Mężczyzna o kruczoczarnych włosach, który w tym momencie opierał się o Josepha. Carbonara imponował Gregory'emu, ponieważ niejednokrotnie uciekł jak zawodowy kierowca w parę minut sprzed oczu policji, gdy był goniony, bądź poszukiwany. Nie raz nawet prowokował i dawał kolejną szansę na wznowienie pościgu, ponieważ był pewien swoich umiejętności i znajomości wszystkich uliczek w mieście. I gdyby nie to, że policja nie zawsze gra czysto, prawdopodobnie nigdy nie byłby złapany. Jego przyjaźń z Montanhą opierała się w dużej mierze na rywalizacji, jednak w kryzysowych momentach lubili ze sobą szczerze porozmawiać. Była to dziwna relacja, ze względu na to, że raz skakali sobie do gardeł, a na drugi raz byli jak nierozłączni bracia.
Widać było, że każdy z nich jest lekko pijany z wyjątkiem jednej osoby, która stała na uboczu. Był to Erwin Knuckles. Dwudziestopięcioletni mężczyzna o miedzianych, błyszczących jak złoto oczach i siwych włosach. Dla miasta był pastorem i założycielem zakonu Błędnej Ciszy, a dla policji szefem największej grupy przestępczej, jaką widziało Los Santos, ale któremu niczego jeszcze nie udowodniono. Każdy niby wie o jego nielegalnej działalności, jednakże nikt nie jest na tyle odważny, by wnieść sprawę o odebranie mu klasztoru. Dowody na niego oczywiście można by było znaleźć, ale nie robiło to na Erwinie większego wrażenia. Jest typem osoby, która potrafi na każdy zarzut wymyślić odpowiedź w mniej, niż minutę. Gregory sam się o tym nie raz przekonał, prowadząc jego przesłuchania. Zawsze kończyło się tym, że ten parszywy gnojek musiał co najwyżej wpłacić kaucję, a z Dią u swego boku żadna kwota nie była mu straszna. Nawet na ulicach, niektórzy policjanci machnęli ręką, gdy przekraczał na ich oczach prędkość lub przejeżdżał na czerwonym świetle. Gregory'ego nie dziwił ten fakt, skoro nawet inne mafie nie chciały zadzierać z Knucklesem. Siwowłosy potrafił wpływać na zachowanie innych i sam Gregory tego nieustannie doświadczał. Wielokrotnie ulegał na różne prośby Erwina, co wywołało niejedną burzę na komendzie. I to głównie on był powodem, dla którego Montanha był podejrzewany za bycie skorumpowanym. Dlatego postanowił unikać go jak ognia. Z czasem jednak zatęsknił za jego docinkami, pobudzeniem i lekkomyślnymi zwierzeniami na temat swoich nielegalnych planów. Oczywiście Gregory nigdy nie wykorzystał tych informacji, ponieważ to były tylko słowa i Pastor wiedział, że nic mu nie może za to zrobić. Jednak koledzy Erwina tak jak i policjanci ciągle węszyli wokół nich, jakby czekali na błąd ze strony Montanhy. Jedni na to czy się sprzeda, drudzy na to czy zatai. Nie chciał stracić kolejnego stopnia. Dlatego postanowił pominąć część kawalerskiego, w której robili "napad", by przypadkiem ktoś z policji nie rozsiewał o nim dalszych plotek lub nie wniósł ponownej skargi. Wystarczająco nisko się stoczył i dalej nie zamierzał. Gdy San wysłał mu zaproszenie na kawalerski, długo się zastanawiał, czy je przyjąć. Wiedział, że ten siwy chuj też tam będzie. Z czasem jednak stwierdził, że nikt z policji nie powinien mieć problemu o zwykłą imprezę, a on już od dłuższego czasu chciał porozmawiać z Pastorem, ale nie wiedział, jak zaprosić go na spotkanie po wielotygodniowej przerwie znajomości. Dlatego to zaproszenie na kawalerski trochę spadło mu z nieba, ponieważ była to idealna okazja, żeby go w końcu zobaczyć. Nie wiedział, dlaczego mu aż tak na tym zależało, skoro Erwin był zwykłym kryminalistą.
Bo był...prawda?
Powolnym krokiem zbliżył się do znajomych.
- Już jestem przepraszam, że musieliście tyle czekać... - odparł lekko zmieszany.
- Co tak długo stary? Martwiliśmy się, że już do nas nie wrócisz. - wykrzyczał Carbonara, podchodząc do Gregory'ego na chwiejących się nogach, by się przywitać. Najwidoczniej zapomniał, że już się dziś widzieli. Nicollo był ubrany w białą koszulę, czarne buty, szarą kamizelkę oraz spodnie. Na głowie zaś miał czapkę z daszkiem, z którą się nigdy nie rozstawał.
- Pewnie nie mógł się zdecydować, jaki odcień różu bardziej mu pasuje do paznokci i się tak zapatrzył w swoje odbicie, że się spóźnił. - Zaśmiał się chińczyk, ubrany w biały dopasowany garnitur i w błękitną koszulę.
Faktem było, że zazwyczaj Gregory długo zastanawiał się nad dobraniem odpowiedniego ubioru do innych elementów. Był co do tego profesjonalistą. Tej nocy miał na sobie cienką, pudrową koszulę, a aksamitna marynarka, spodnie oraz buty były w czarnym kolorze.
- No proszę, proszę, za to ty Sajgonka sobie w końcu kupiłeś nowe ciuchy, niesamowite. -odgryzł mu się komendant, na co zdawało mu się, że wszyscy się zaśmiali. - Tak na prawdę to, zatrzymały mnie korki w centrum.
- Jakbyś z nami został, to by nie było takiego problemu. - powiedział podpity Lucjan. Na co Gregory przeszył go wzrokiem, jak zwykle ubrał się fatalnie.
Ten stary dziad nie ma żadnego gustu...
- A żałuj, że cię nie było na kasynie mieliśmy taki ubaw. - odparł Dia, posyłając mu lekko zawiedzione spojrzenie, ale po chwili sam się roześmiał z tego, jak poważnie zabrzmiał. A San, którego podtrzymywał, zaczął dusić się razem z nim, brzmiąc przy tym, jak gotujący się czajnik. Dwójka przyjaciół oczywiście wyglądałaby jak zawsze szałowo, gdyby nie stan w jakim się teraz znajdowali.
Co za alkoholicy... Ile oni już wypili?
- Szczególnie gdy graliśmy w chowanego i tępe psy przegrały zakład, bo nie znaleźli wszystkich od nas. - zaśmiał się również Silny, szturchając nieświadomie dość mocno Erwina, którego Gregory dopiero teraz zauważył obok mężczyzny. Szaro włosy lekko zacisnął zęby, nie mógł przewidzieć tak nagłego ruchu przyjaciela. Jednak po chwili znowu na jego twarzy pojawiła się poważna, lekko skołowana mina. Montanha zmierzył go wzrokiem. Erwin ubrany był w białą koszulę z krótkim rękawem, dzięki czemu mógł zobaczyć jego tatuaż w czaszki na prawej ręce. Miał na sobie też szare spodnie i czarne buty, a na szyi granatową muszkę. Oprócz tego czarne skórzane rękawiczki oraz kaburę na ramionach.
Na szczęście pusta...Czyżby ktoś z nich nie pozwolił mu w ostatniej chwili zabrać ze sobą broni?
- Dobrze, że go mamy, co nie chłopaki? - rzekł Lucjan, lekko zaciągając. Na co wszyscy pokiwali zgodnie głową.
Zaś Erwin na te słowa przewrócił oczami. W blasku księżyca jeszcze bardziej wydawały się Gregory'emu błyszczeć jak złoto, a czerwień jego powiek tylko to podkreślała. Szare włosy, lekko już mu opadały na czoło. Usta były zaś w odcieniu malin i wyglądały tak delikatnie. Było w złotookim coś, co na swój pokrętny sposób pociągało bruneta. Gdy złapał się na tym przemyśleniu, przywołał się do porządku i zatrzymał się spojrzeniem na twarzy Erwina.
Ktoś tu chyba jest w złym humorze...
Widać było, że Pastor z jakiegoś powodu, nie cieszył się jak reszta. Jego mimika wskazywała na to, że jest zmęczony i lekko poirytowany. Utwierdziło Gregory'ego w tym, to jego teatralne przewracanie oczami. Sądził, że nikt oprócz niego tego nie zauważył przez to, że wszyscy byli już lekko wstawieni.
- To może wejdźmy już do środka i wypijmy jego zdrowie. - krzyknął dziwnie brzmiącym głosem Kui.
No ładnie, nawet sajgonka się nawalił. A miałem go za najrozsądniejszego z tej całej grupy.
Wszyscy na to zgodnie wydali okrzyk radości. Gregory pomógł Dii poprowadzić Sana do środka nowej siłowni, gdyż już sam ciemnoskóry lekko się kiwał. Kui i Lucjan za to ogarniali w miarę możliwości Silnego z Carbonarą. Natomiast Erwin powoli podążał za nimi.
Jeszcze wtedy nie sądzili, że to będzie najdłuższa noc w ich życiu.
<===============>
Hejka!
Z tej strony Mysiunia.
Jeżeli to czytacie to znaczy, że w końcu zmobilizowałam się do pisania tego ff.
Z góry przepraszam za błędy, bo pierwszy raz piszę. W razie, gdyby jakieś się pojawiły proszę was o napisanie mi tego w komentarzach. Co do fabuły, to jak widzicie odbiega od rzeczywistości jednak postacie są i będą takie jak na 5 city. W tym rozdziale skupiłam się głównie na małej charakterystyce i przedstawieniu postaci.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
A i techniczna rzecz! tekst pisany kursywą to myśli bohatera, którego pov w danym momencie czytamy, to tak jakby ktoś nie ogarniał.
To tyle.
Miłego dnia lub wieczoru misie kolorowe życzy 4m.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro