Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chcesz się nade mną ulitować?

Ze swoim kochankiem zobaczył się szybko, bo już następnego dnia. Ale nie w ten sposób w jaki by chcieli. Po prostu matematyk Karola wrzucił go siłą do pokoju nauczycielskiego i przez chwilę wzrok kochanków się skrzyżował.

- Panie dyrektorze – warknął matematyk. – Gówniarz znów to robi.

Dyrektor był niesamowicie surowym człowiekiem.

- Wirski – warknął. – Do mojego gabinetu, już!

Na odchodnym Karol zdążył jeszcze pokazać znienawidzonemu nauczycielowi środkowy palec. Piotr był w takim szoku, że nie mógł z siebie wykrztusić słowa.

- Zamknij usta, Piotrek – powiedział cicho informatyk, z którym Piotr zdążył się zaprzyjaźnić. – Wyglądasz jak debil.

- Ten Karol...

- Ech, nie przejmuj się. Cud, że go jeszcze ze szkoły nie wywalili.

- Nie wiedziałem, że... - w sumie sam nie wiedział co chciał powiedzieć. – Ale on przecież się dobrze uczy.

- I co z tego? Dzieciak z biednej wsi, z patologicznej rodziny. Coś tam kuma, ale przez zachowanie pewnie wyleci jeszcze w tym miesiącu. Nie wiedziałeś, bo dopiero co doszedłeś.

Piotr po pracy pojechał pod ten sam most i Karol znów tam był. Leżał na trawi i znów palił.

- Niezłą scenkę odstawiłeś – mruknął do niego na dzień dobry.

- Czy ty masz zamiar mnie pouczać? – Karol podniósł się na łokciach. – Bo wtedy nici z seksu, wiesz o tym.

- Będę milczał. Ale pospieszmy się. Muszę wrócić szybciej.

Ich szybki seks był jeszcze szybszy. Karol znów obserwował jak jego kochanek odjeżdża. To boli, pomyślał po raz któryś. I nie chodziło mu o to, że Piotr go podrapał, kiedy dochodził.

Piotr wysilił się nieco i przejrzał oceny Karola z wszystkich przedmiotów. Były normalne. Nawet mógł powiedzieć, że całkiem dobre. Prócz matematyki. Ledwo jechał na dwójach. Co dziwne, bo z fizyki miał niemal wyłączenie czwórki. To nie powinno się jakoś ze sobą łączyć?

Potem zajrzał na notatki z jego zachowania i aż go zatkało. Karol był raz prawie nieklasyfikowany. Miał uwag więcej niż pół szkoły razem wziętej. Większość dotyczyła matematyki. Co on zrobił temu matematykowi? Piotr miał z nim tylko jedną godzinę w tygodniu, ale na jego lekcjach zachowywał się... normalnie. Raczej nie przez to, że pieprzą się razem.

Nie spotkali się już tego dnia. Dlaczego, tego dowiedział się od swojego znajomego.

- Wirski pobił się z Graczykiem i Modrzewskim.

- Z nimi dwoma? – porównał ich wzrosty. – Coś z niego zostało?

- Powinieneś odwrócić pytanie. To Graczyk o mało co nie trafił do szpitala.

Nadszedł weekend i nie widzieli się. Męczyło to Piotra, bo musiał posuwać żonę wyobrażając sobie, że to chłopak. To był nawet niezły sposób, aczkolwiek był tylko imitacją prawdziwego seksu.

Gdy tylko wrócił do szkoły, pierwszym co ujrzał był krąg uczniów wokół jakiegoś widowiska. Nie byle jakiego. Karol bił się z jakimś trzy razy większym od siebie chłopakiem. Naprawdę potrafił się bić. Tamten już ledwo stał. Piotrowi przypomniało się, że jest nauczycielem i musi ich powstrzymać. Odepchnął ich dwóch od siebie.

- Stop! – wrzasnął. – Do dyrektora!

Nie chciał tego robić Karolowi, ale nie miał wyjścia. Odprowadził ich obu do dyrektora i wysłuchiwał jak ten najpierw wyzywa ich a potem odsyła do wychowawców. Ten surowy mężczyzna westchnął z zrezygnowaniem i nagle przestał być groźnym tyranem a zmęczonym facetem.

- Już nie wiem co mam z nim zrobić.

- Z Wirskim?

- Dokładnie – potarł oczy. – To przychodzi falami. Długo jest spokój a potem... istne piekło. Gdyby nie to, że zawsze na jakiś czas się uspokaja to już dawno nie byłoby go w tej szkole. Dzieciak naprawdę jest zdolny. I nie wiem... przeczekać to czy skreślać go. Nie mogę pozwolić żeby tłukł innych uczniów.

Piotr sam nie wiedział czemu, ale nagle gorąco zapragnął mu pomóc. Spotkali się po lekcjach w gabinecie nauczyciela.

- Widzę to – mruknął pokazując jego minę. – Chcesz mi prawić kazania. Nie będzie seksu.

- Trudno – wzruszył ramionami. – Dorosłość wymaga żeby z czegoś rezygnować.

- Dorosłość to jedno wielkie gówno, którym mydli się oczy trochę młodszym – stwierdził całkowicie poważnie chłopak.

Pozwolił by mężczyzna przesunął kciukiem po jego siniaku nad okiem.

- Przestań – w głosie Karola niemal brzmiało błaganie. – Chcesz się nade mną ulitować? Co ci nagadał ten stary pierdziel?

- Mam ci wszystko powtórzyć?

- Jestem ciekawy.

Usiadł na ławce naprzeciwko i patrzył na niego z wyczekiwaniem.

- Powiedział coś co jest naprawdę zadziwiające. Że zazwyczaj zachowujesz się całkiem normalnie. Ale takie... durne zachowanie jak bicie innych przychodzi regularnie, falami. I że zastanawia się czy to przeczekać czy już cię wyrzucić.

- Niech mnie wyrzuca – wzruszył ramionami. – Myśli, że zrobi mi tym krzywdę czy co?

- Jesteś debilem. Masz za dobre oceny żeby rzucać szkołę. Prócz matmy. Nie rozumiesz jej?

- Nie. Matma to bułka z masłem. Ale ten idiota mnie nienawidzi.

- Czemu?

- Skąd mam wiedzieć? Od pierwszej lekcji w pierwszej klasie... a wtedy jeszcze się jakoś starałem... traktuje mnie jak śmiecia. Uwierz mi, to dosyć zniechęcające. I jeszcze jedno... - mruknął, zanim wyszedł. – Nie powtarzaj tego nikomu. Rozumiesz?

Karol powiedział to takim tonem, że Piotr wolał z nim nie zadzierać. Chociaż ciężko mu było słuchać jak nauczyciele wieszają na nim psy a matematyk wyklina od najgorszych. I nie mógł patrzeć jak chodzi pobity. Widział go nagim niemal codziennie i rejestrował każdą zmianę. To zmierzało w jakąś bardzo złą stronę. Myślał o tym także w domu, próbując nakarmić jakoś swoje dziecko. I to wtedy zadzwonił do niego telefon.

- Halo? – odebrał jedną ręką.

Na początku odpowiedziała mu cisza. A potem przerażająco cichy głos.

- Piotrek... - powiedział ten głos. – Możesz... możesz mi pomóc?

- Karol? Na Boga, co ci...?

- Możesz przyjechać po mnie pod most?

Piotr spojrzał na swoją córeczkę. Jego żony miało nie być do późnej nocy.

- Poczekaj. Zaraz będę.

Ubrał swojego głodne dziecko i wpakował w fotelik. Po czym najszybciej jak mógł pognał pod ten most. Karol faktycznie tam był. Tylko, że jego stan...

- Boże... - wyrwało się Piotrowi. – Kto cię tak urządził?

Wyglądało na to, że Karola ktoś okropnie pobił. Nie wdając się w szczegóły, zabrał go do swojego domu, ściągnął z niego ubranie, umył z krwi, obandażował, ubrał we własne ubrania i położył na kanapie. Na szczęście jego córka nakarmiona, usnęła.

- Karol? Jak się czujesz?

- Obolały. – odmruknął. – Muszę zapalić.

- Nie będziesz tu palić.

Karol z trudem usiadł.

- To twoja córka?

- Tak. Ma na imię Eliza.

- Na szczęście nie wygląda jak ty.

- Nawet mnie nie wkurzaj. Kto cię tak urządził?

- Nie musisz wiedzieć.

- Wiesz... Sporo dla ciebie zrobiłem. Wysil się chociaż.

- Powiedzmy, że to byli ludzie, którzy za mną nie przepadają. Byli mi coś winni, ale było ich trochę więcej niż zwykle i... - wzruszył ramionami. – Nie mogłem z nimi wygrać.

Mężczyzna sam nie wiedział co ma myśleć. Nie miał pojęcia co mu powiedzieć, więc po prostu zrobił im coś do jedzenia. Nie widział Karola w innym środowisku niż szkoła i czasem ten most.

- Masz jak wrócić do domu? Jest późno.

- Złapię stopa.

- To trochę... niebezpieczne.

- Codziennie tak dojeżdżam i wracam – Karol uśmiechnął się. – A, właśnie. Nie ma tutaj twojej żony, prawda?

- Ma wrócić późno.

Popatrzyli się na siebie. Pewnie któreś z nich powiedziałoby coś miłego, ale rozległ się przerażający płacz i Piotr podszedł do córki i wziął ją na ręce.

- Już, już maleńka – przytulił ją do siebie. – Już dobrze.

To bardzo boli, przemknęło przez myśl Karolowi.Dlatego starając się nie krzywić, pozbierał swoje rzeczy, pocałunkiempodziękował za pomoc i ruszył przed siebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro