Naucz mnie
Iruka wciąż kompletnie nic nie pamiętał, ale już nie starał się nic sobie przypomnieć. Uznał, że od teraz będzie żył chwilą i dniem dzisiejszym. Skoro niemal umarł, stracił pamięć ale zyskał rodzinę to nie warto próbować. Kto wie, co się faktycznie wydarzyło, że stracił pamięć?
Czuł się bardzo słaby, ale już nie chciał marnować ani jednego dnia. Na pewno jest coś w czym mógłby im pomóc. Z wysiłkiem stawiając kroki dotarł do drzwi. Z bijącym panicznie sercem nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Oparł się o framugę ciężko oddychając. Pot spływał mu po bladej, wychudzonej twarzy. W głównej izbie stała posunięta w latach kobieta i właśnie gotowała wodę w sporym garnku. Usłyszała, że drzwi się otwierają i odwróciła się.
- Nie powinieneś jeszcze wstawać, mój mały.- skarciła go podchodząc pospiesznie.
- Przepraszam, matko. Po prostu nie mogę już wyleżeć. Chcę się do czegoś przydać.- powiedział spuszczając wzrok.
- Tak myślałam, że długo nie wytrzymasz w łóżku. Chodź. Pomożesz mi w przygotowaniu obiadu.- powiedziała obejmując go w talii.
Poprowadziła go do stołu. Przed nim położyła deskę do krojenia, nóż, kilka dorodnych cebul i miskę na łupki i drugą na cebule.
- Obierz cebulki i pokrój je w piórka. Wiesz jak?
- Co to są piórka?
- Kroisz cebulę na pół. Następnie siekasz na cienkie paseczki.
- Chyba rozumiem.
Zostawiła go z zadaniem i zajęła się oporządzaniem ryb. Iruka dzielnie obrał wszystkie cebule. Następnie z pełnym skupieniem przekrawał cebule i i kroił je na cienkie plasterki.
- Och. To oto chodziło z tymi piórami. Jak tu nacisnę to warstwy cebuli układają się jak skrzydło.- mamrotał sobie pod nosem przyglądając się plasterkowi wzrokiem pełnym samokrytyki.
Kroił dalej, a monotonna czynność sprawiała, że jego myśli zaczęły odlatywać gdzieś daleko, daleko. Nagle poczuł ostry ból. Wrócił i spojrzał na to, co robi. Z palca sączyła się krew.
- Och. Byłem nieuważny.- mruknął do siebie jeszcze chwilę patrząc na leniwie wyciekającą krew z rany.
Zastanawiał się dlaczego ten widok jest w jakiś przerażający sposób kojący i uspokajający. Jednak nie potrafił znaleźć na to odpowiedzi, więc porzucił tą myśl i oderwał wzrok od krwi. Przyłożył palec do ust i ssał chwilę.
- Błeh. Smakuje metalem i surową cebulą.- mruknął pod nosem.
Zerknął na rankę i zauważył, że już tak nie krwawi. Westchnął tylko ciężko i wrócił do pracy tym razem skupiając się na pozostałej części zadania.
Skończył walczyć z cebulą. Odłożył nóż i rozejrzał się, ale nikogo oprócz niego nie było już w pomieszczeniu. Miał ochotę wstać i poszukać kogoś, ale czuł się zbyt wyczerpany na tą czynność. Oczy same mu się zamykały i pozwolił sobie na sen.
Jakiś czas później do izby wszedł Kanji. Zobaczył, że facet, bo wciąż go za obcego zboczeńca uważał, śpi przy stole. Cicho podszedł bliżej i zaczął mu się przyglądać.
Spał przed miską posiekanej cebuli. W pierwszej chwili uznał, że to matka ją kroiła a on był tak zmęczony, że nawet ten ostry zapach mu nie przeszkadza. Wtedy zobaczył, że ma skaleczenie na palcu.
- Hmm... jeśli kroił tą cebulę, to nie może być samurajem. To nadęte dupki, które myślą, że wszyscy wokół będą im usługiwać. Może faktycznie do czegoś się przyda?- pomyślał wciąż się w niego wpatrując.
Kiedy zorientował się, że wzrok ucieka mu na jego zarumienione policzki i kształtne, choć spierzchnięte usta, szybko przeniósł spojrzenie na miskę cebuli. wyjął z niej kilka paseczków i dokładnie się im przyjrzał. Każdy był tej samej wielkości, jakby cięty z wysoką starannością i dokładnością. Matka zwykle nie miała tyle czasu na takie zabawy.
Mruknął pod nosem i poszedł poszukać plastrów. Jakieś powinny jeszcze się znaleźć.
Odszukał je i wziął jeden oraz wacik, który zwilżył w środku dezynfekującym. Podszedł do wciąż drzemiącego i z wrogą miną wziął jego rękę, która była zbyt gładka w dotyku, by mogła być ręką wojownika albo kogoś, kto ciężko pracował fizycznie. To dłoń arystokraty, albo gryzipiórka, a biorąc pod uwagę, że wysoko urodzony nie tknąłby pracy....
Westchnął ciężko i zaczął przemywać rankę nie wiedząc, że właśnie jest obserwowany przez parę smutnych oczu. Kiedy uznał, że ranka jest już wystarczająco odkażona założył mu opatrunek w formie plastra.
- Dziękuję.- usłyszał jak zaczął zbierać pozostałości.
- Ta.- mruknął i poszedł wyrzucić zakrwawiony wacik i osłonkę plastra.
Coś, sam nie wiedział, co kazało mu jednak wrócić. Stanął obok i spojrzał w te lśniące podejrzanie oczy. Jedyną niezwykłą rzeczą, którą w nich dostrzegł był fakt, że wyglądały zbyt kobieco jak na wojownika. Pomyślał sobie, że tam skąd go przywiało musiał mieć naprawdę ciężkie życie. Oprócz blizny, wszystko było w tej twarzy zbyt delikatne i zbyt kobiece.
Zanim zdążył pomyśleć dotknął jego czoła. Było rozpalone.
- Chyba znowu masz gorączkę. Po coś łaził?- warknął na niego.
- Chciałem się wreszcie do czegoś przydać.- powiedział cicho.- Przepraszam. Chyba źle się czuję.- dodał z trudem.
W jednej chwili oczy mu się zamknęły a on bezwładnie poleciał w bok. Kanji złapał go w ostatniej chwili. Nie bardzo wiedział, co on ma teraz z nim zrobić.
- Matko! Matko!- wołał podtrzymując go na krześle.
Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Poirytowany, mamrocząc pod nosem wziął nieprzytomnego na ręce i zaniósł do pokoju. Położył na łóżku i wybiegł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro