Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

List pożegnalny

Iruka obudził się o poranku. Słońce kuło go w oczy. Bolała  głowa. Mruknął niezadowolony i sięgnął do szafki, z której wyciągnął woreczki. Jeden z białym proszkiem a drugi z czerwonym. Zwlókł się z posłania, które wyglądało jak barłóg a nie posłanie szanującego się człowieka. Tak właściwie to on przestał się szanować już dawno temu. Od momentu, kiedy wybiegł z domu mężczyzny, którego kochał i który tak dotkliwie go zranił. Dociągnął się do kuchni. Nalał wody i przygotował mieszankę. Wypił i zrobił sobie kawy. Jadł właśnie kromkę czerstwego chleba popijając łykami gorącego, aromatycznego napoju, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Niespiesznie podszedł i otworzył. W drzwiach stali Asuma i Kurenai.

- Dzień dobry, Iruka. Dopiero wstałeś?

- Bry. Jak widać.- odpowiedział od niechcenia.

- Wybieramy się w kilka osób na małą wycieczkę i pomyśleliśmy, że może chciałbyś się dołączyć. Będzie fajnie. Odetchniesz sobie świeżym powietrzem...

- Dzięki za zaproszenie, ale muszę sprawdzić kartkówki.

- Och. Tylko praca i praca. To ci nie ucieknie. Sprawdzisz je później.

- Przepraszam, ale nie mam ochoty się włóczyć. Miłej wycieczki i do widzenia.- mruknął ociężale i zamknął im drzwi przed nosem.

Asuma stał przed drzwiami niedowierzając w to, co się stało. Zupełnie jakby się zamienił charakterami z Kakashim, który był dziwnie radosny swego czasu. Zaczął walić w drzwi.

- Iruka! Nie wygłupiaj się! Otwórz! Nie możesz żyć tylko pracą!

Lecz odpowiadała mu tylko cisza. Kurenai próbowała odwieść go od zamiaru wyważenia drzwi, ale niewiele wskórała. Sarutobi jednym kopnięciem wyważył drzwi do irukowego mieszkania i wszedł do środka. Zajrzeli do kuchni. Na stole stał kubek po kawie. W zlewie leżały brudne naczynia, które nie były myte od co najmniej kilku dni. Lodówka świeciła pustkami a jedyną w miarę jadalną rzeczą było kilka kromek wyschniętego chleba i ze dwie podłe konserwy. W poszukiwaniu Iruki weszli do salonu, który wyglądał jak po ataku huraganu. Poszli dalej. Sypialnia wyglądała jeszcze gorzej. Skotłowana, poplamiona pościel a po całej podłodze walały się puste butelki po alkoholu i puszki po konserwach. Para ninja była w ciężkim szoku. To co widzieli to nie wyglądało jak mieszkanie Iruki, którego znali.
Zapukali do łazienki.

- Już! Już wychodzę!- usłyszeli lekko zmęczony głos właściciela tego bajzlu.

Po chwili w drzwiach stanął Iruka kończąc upinanie włosów. Miał na sobie białą koszulkę i ciemne szorty. Patrzył na nich pogodnie jakby w ogóle nie pamiętając, że nie wpuszczał ich do środka.

- Napijecie się czegoś? Kawa? Herbata?

- eeee.... Iruka?- zająknął się Asuma na tą nagła zmianą jego nastroju.

- Tak? Coś się stało?

- Możesz nam powiedzieć co tu się dzieje?

- A co miało się dziać?- zapytał niewinnie.

- Twój salon wygląda jak po tsunami, sypialnia zawalona butelkami po sake, w lodówce pustki....

- Ach, to. Wybaczcie. Nie miałem ostatnio czasu, żeby posprzątać.- powiedział i uśmiechnął się przepraszająco.

- Iruka. Ja wszystko mogę zrozumieć,ale... to do ciebie nie podobne. Jak możesz mieszkać w takim chlewie?- Asuma wyraźnie zaczynał tracić opanowanie.

- Spokojnie, kochanie. Nie po to tu przyszliśmy.- powiedziała słodko Kurenai.

- Ech... masz rację, ale...

- Dziękuję za troskę, ale nie potrzebnie się martwicie. Właśnie miałem się zabrać za sprzątanie.- powiedział uśmiechając się, ale jakoś tak smutno.

- Przed chwilą mówiłeś, że będziesz sprawdzał kartkówki.

- To też. Mam na to cały dzień. A jak trzeba to i noc. Możesz mnie już nie męczyć?

- A może pomożemy ci z tym bałaganem i pójdziesz z nami na wycieczkę? Zdecydowanie potrzebujesz odrobiny relaksu.

- To miłe z waszej strony, ale poradzę sobie. Idźcie sami. Miłej zabawy.

- Ale... no nie wiem...

- Rozumiem, że jestem beznadziejny i niezdarny, ale naprawdę dam sobie radę z tym wszystkim. Nie będę wam psuć wycieczki. No chyba, że chcieliście mieć obiekt do drwin. To tym bardziej wybaczcie, ale ja już mam dosyć.

- Jak możesz tak mówić?!- zdenerwował się i uderzył go w twarz.

Iruka zatoczył się i wpadł na ścianę. Złapał się za policzek a w jego do tej pory martwych oczach pojawiło się skrywane dotąd cierpienie i łzy.

- Wybacz mu. Nie chciał cię uderzyć. Po prostu wszyscy się martwimy, bo nie wiemy co się z tobą dzieje. Jeśli ktoś cię skrzywdził, to powiedz nam.- Kurenai podeszła chcąc go przytulić.

- Nie dotykaj mnie!- wrzasnął i niemal odskoczył od niej jak oparzony.

- Iruka. Powiedz mi co się stało. Kto cię skrzywdził. Niech ja go dorwę.- zapytała kompletnie zaskoczona jego dziwnym zachowaniem.

- Zapytajcie swojego ukochanego psa Hakate.- warknął.

- Kakashi zrobił ci krzywdę? Ty tak na serio?

- Idę na zakupy. Jak wrócę ma was tu nie być.- warknął w odpowiedzi i bezceremonialnie jak stał tak wyszedł.

Kurenai była w tak ciężkim szoku, że nawet nie wołała już za nim że przemarznie w takim stroju. Spojrzała niedowierzająco na Asumę, który już nieco ochłonął, ale widocznie też nic z tego nie rozumiał. Patrzyli tak to na siebie to na wyważone drzwi, za którymi zniknął Iruka.

- To przecież niemożliwe, prawda?- zapytała po chwili.

- Nie wiem. Iruka nigdy by nie skłamał. Nie dowiemy się jak go nie zapytamy.

 -Racja. Możemy go zapytać dzisiaj. Wczoraj w nocy podobno wrócił z misji to pewnie już odespał.- zaproponowała Kurenai. 

- To takie kłopotliwe.- mruknął znudzonym głosem.

- I wstaw mu te drzwi spowrotem.- dodała.

- Mhm- mruknął.

wyszli z jego mieszkania a Asuma wstawił drzwi na miejsce. Ruszyli w stronę domu Kakashi'ego. Iruka natomiast poszedł po kolejną butelkę, by utopić w niej to, co jeszcze zostało i by zapomnieć wydarzenia dzisiejszego poranka. A potem wreszcie wykonać ten krok. Postanowił odejść, ale sądził, że może coś się jeszcze zmieni. Wydarzy. Ktoś go zatrzyma czy coś, ale nikt się nie znalazł. Zamiast tego otrzymał siarczysty policzek. Nikt mu nie wierzył. Wszyscy tak na prawdę byli za swoją pierońską legendą. Wszyscy.

Tymczasem do siedziby Hokage właśnie wchodził zmęczony i znudzony Kakashi, który dostał wezwanie od Genmy. Raczej średnio go ciekawiło czego ona znowu od niego chce. Jeśli chodzi o raport, to powie jej, że nie zdążył jeszcze napisać, bo wrócił w nocy i chciał odespać. Stanęli przed drzwiami. Genma wszedł do środka i zakomunikował.

- Kakashi czeka.

- Niech wejdzie.- westchnęła ciężko.

Wyszedł. Stanął przed siwowłosym i powiedział.

- Hokage cię oczekuje. powinieneś wiedzieć, że jest nie w humorze.

- A kiedyś bywa?- sarknął.

- Mhm. Zwykle jak Iruka przychodził.

- Naprawdę nie wiem co ona w nim widzi. Powinna się z nim umówić czy coś.

- Nie wnikam. To jej sprawa.- powiedział i odszedł.

Kakashi westchnął ciężko. Sam nie wiedział czemu, ale kiedy to usłyszał poczuł zazdrosne ukłucie w sercu, mimo że to już prawie miesiąc kiedy nie widział Iruki. Właściwie to nie widział go od momentu, kiedy ten uciekł złamawszy mu paskudnie nos. Wszedł do środka robiąc jeszcze bardziej zmęczoną minę.

- Wzywałaś mnie Piąta.

- Tak. Mamy do pogadania.

- Chyba nie chodzi o raport? Dopiero co wróciłem i nie miałem czasu ani sił, by go napisać.

- Nie.

- To dobrze. Chodzi o jakąś arcy ważną i trudną misję? Anbu mnie potrzebuje?

- Nie.

- To cóż to za niecierpiąca zwłoki sprawa.

- Właśnie. Zwłoki. Usiądź. napijesz się?

- No chyba nie po to mnie wzywałaś żeby pić ze mną sake?- zapytał podchodząc bliżej.

- Nie.- odpowiedziała i nalała sobie.

Wypiła tak jeszcze dwa spodeczki. Kakashi patrzył na nią. Była wyraźnie zaniepokojona i niezbyt podobał jej się powód, dla którego go wezwała.

- Chodzi o Irukę.- powiedziała wreszcie.

- A co ja mam z tym wspólnego? Przed chwilą mamrotałaś coś o zwłokach. Chyba nie jego?- zapytał ostrożnie czując niespotykane dotąd uczucie paniki. Choć ten rodzaj niepokoju już kiedyś czuł, tylko w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć kiedy i dlaczego. 

- Byliście razem, prawda?- zapytała już bez ogródek. 

- Nie wiem, co on ci naopowiadał, ale ja bym tego tak nie nazwał.- mruknął.

- Hmm... czyli nigdy go nie kochałeś. Bawiłeś się nim i jego uczuciami?

- O co ci chodzi? to nie twoja sprawa.- warknął ignorując jej tytuł. 

- Teraz już moja. posłuchaj mnie teraz uważnie. skrzywdziłeś go. co ty mu zrobiłeś? zniszczyłeś mojego małego Iruczka i ja ci tego nie mogę darować. jeśli coś sobie zrobi, to ja ci tego nie daruję. zgwałciłeś go czy jak? Powiedz. Powiedz mi natychmiast.- jej głos był wyjątkowo twardy. ziała alkoholem i niemal nienawiścią.

- Nie nazwałbym tego gwałtem. Tak rozkosznie jęczał. Zażartowałem sobie a on się wściekł. Wykrzyczał, że mnie nienawidzi i wybiegł. Od tamtej pory go nie widziałem. Ten kretyn rozgniótł mi nos. O mały włos, by mnie zabił.- powiedział ze zdenerwowaną pretensją w głosie.

- Sądzę, że on cię bardzo kochał a ty, tym swoim żartem złamałeś mu serce.

- Jak zwykle wszystko wyolbrzymia.- westchnął teatralnie, przewracając oczami.

- Tak? to przeczytaj to. Wypadło mu to jak był u mnie ostatnio. No już. Czytaj.- powiedziała groźnym, nieprzyjemnie twardym głosem podając mu białą kopertę.

- Na głos?- zapytał podejrzliwie. Nawet nie próbował odmawiać. 

- Możesz na głos. No dalej. Czekam.- warknęła zaplatając ręce na obfitym biuście. 

Kakashi wziął ją do ręki i obejrzał. Od razu rozpoznał pismo Iruki. Wyjął z niej złożoną na pół kartkę. Rozłożył. I zaczął czytać zdecydowanie znudzonym głosem.

- " Hatake Kakashi,
jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma. ewentualnie, że gdzieś to znalazłeś i ukradłeś. chcę ci powiedzieć co czułem do ciebie, co teraz czuję i co postanowiłem. jeśli chcesz to możesz to przeczytać, a jeśli nie, to twoja strata. mnie to już pewnie nie będzie obchodzić. ..."
- przerwał i spojrzał na nią podejrzliwe.- co to ma znaczyć? to na pewno nie jego słowa. nie napisałby czegoś równie bzdurnego.

- Czytaj dalej. Później robi się jeszcze ciekawiej.- warknęła.

- "...zacznijmy, więc od początku. od pojawienia się w moim poukładanym życiu pewnego zboczonego psa, któremu mimo ostrzeżeń dałem się omamić i zniewolić. głupi ja. na początku się opierałem i nie dopuszczałem do siebie myśli. jednak kiedy byłeś blisko serce biło mi szybciej i za każdym razem czerwieniłem się jak głupi. jakieś ciepło mi się rozlewało po wnętrzu. uwielbiałem z tobą rozmawiać. kiedy już przepadłem i trzymałeś mnie w ramionach czułem się taki irracjonalnie bezpieczny i spokojny. to było przyjemne. spokojne bicie twojego serca koiło mnie. to wszystko było jakieś chore, nienaturalne, ale zbyt przyjemne, by to porzucić. łudziłem się, że ty czujesz to samo tylko nie umiesz tego wyrazić. byłem głupi i naiwny. myślałem, że naprawdę mnie kochasz i byłem skłonny również spróbować pokochać. oddałem ci wszystko. serce. duszę. ciało. żyłem w swoim naiwnym przekonaniu, że dla ciebie liczy się coś więcej niż sex.
nie no serio?- znów przerwał i spojrzał z niedowierzaniem na Hokage.- to stąd wzięłaś ten niby gwałt?

- Czytaj dalej. Nie gadaj.

- Ugh... to jakiś bełkot.- próbował zaprotestować, ale jej wzrok kazał mu czytać dalej.- "... mogłeś tego nie mówić. udawać, że to czego nie dodałem działa na ciebie i twoje słowa są prawdziwe. miałbyś jeszcze więcej. może i nie byłem wtedy zbyt fair, ale ty nigdy nie byłeś fair! myślałem, że w ten sposób wreszcie się dowiem, co do mnie czujesz i kim ja dla ciebie jestem. męczyło mnie to aż za bardzo. jednak nie spodziewałem się tego, co usłyszałem. serce mi wtedy pękło. chyba nigdy nie czułem się tak upokorzony. czy naprawdę byłem dla ciebie tylko darmową dupą?
wybacz dosadność, nie jestem całkiem trzeźwy. ten biały proszek naprawdę mi pomaga. jednak nie mogę tak żyć. wiecznie już odurzony tym...tym czymś. ale wracając do poprzedniej myśli. zbrukałeś mnie tylko dla swoich zboczonych fantazji i przyjemności. tylko obojętna fizyczność. wszystkie twoje słowa były kłamstwami i jadem!
kiedyś cię kochałem. teraz cię nienawidzę. i żywię obrzydzenie do siebie. tak więc postanowiłem udać się tam gdzie nikt mnie nie znajdzie i zamordować tego żałosnego Irukę. tego naiwnego chłopca, który myślał, że znalazł swoje miejsce i swoją miłość nie ważne jaka by ona była. nawet taką do głupiego zboczonego psa o pięknej twarzy i cudnym uśmiechu. już nigdy go nie odzyskasz. nigdy! słyszysz?!
na koniec chciałem tylko powiedzieć, że te chwile do tamtego momentu były moimi najszczęśliwszymi. każdego dnia dziękowałem niebiosom, że cię spotkałem i pozwoliłem ci mnie zagarnąć, nawet jeśli musiałem płacić za to ciałem. i tak byłem szczęśliwy.
mówię żegnaj, Kakashi. jednak nie pozwolę ci się pożegnać z tym długowłosym frajerem.

Umino Iruka."

Co to ma u diabła znaczyć?- zapytał wciąż nie wierząc w to, co czytał.- To jakiś żart, tak? Jeśli tak, to wcale nie śmieszny.- burknął łypiąc na nią jednym okiem, które się aż zwęziło. 

- Nie, Kakashi. To nie jest żart. Iruka naprawdę się pogrążył. Zaczął pić. W mieszkaniu ma chlew. Prawie nic nie je. Po nocach nie śpi, chyba, że odleci pijany. I na dodatek obawiam się, że zaczął brać ten nowy narkotyk. Gdybyś ty widział to martwe spojrzenie i tą zmarnowaną twarz. Schudł strasznie i wygląda prawie jak szkielet obciągnięty już prawie przezroczystą skórą. Wygląda jakby mu ktoś duszę wyrwał. Wygląda jak żywy trup. Myślę, że to, co się wtedy między wami wydarzyło zniszczyło go kompletnie. Jest nie do życia. Nie wiem co się stało i jak mam mu pomóc. Najbardziej niepokoją mnie te kawałki o mordowaniu i to, że jego już nie ma.

- Myślisz, że chce popełnić samobójstwo?-zapytał z niedowierzaniem.

- Jestem pewna, że pisząc to myślał o tym. Chociaż nie wiem czy by się na to odważył.

Nagle Kakashi poczuł jak całe ciało mu sztywnieje. Wspomnienie wróciło jak żywe. Kryjówka Anbu. Wraca z zakupów do rannego, który leżał złożony ranami i trucizną. Ranny, który był dziwnie ważny dla Trzeciego. Posłanie puste. Szmer. Ranny ledwo żywy unosi się na łokciu tuż przed komodą. W jego dłoni błyszczy kunai. Widzi jak przykłada go do swojej piersi. Wystarczy, że się teraz osunie a ostrze wbije mu się w serce. Szamotanina. Ostrze i tak lekko się zagłębiło w jego ciało. Przypomniał sobie ich rozmowę. Swoją obietnicę.

- To faktycznie moja wina. obiecałem coś, ale zawiodłem. Przepraszam, mały....

- I co zamierzasz z tym zrobić?

- Może powinienem iść do niego i go przeprosić? albo chociaż spróbować?

- No chyba błagać o wybaczenie.

Kakashi chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu wtargnięcie intruza.

- Hokage-sama!- krzyknął Genma ignorując, że Piąta właśnie drze się na Kakashi'ego. 

- Czego znowu? nie widzisz, że jestem zajęta opierdalaniem Hatake?- warknęła.

- To może poczekać...Iruka...- z widocznym trudem łapał powietrze jakby biegł już cały dzień.

- Co z nim? No wysłów się wreszcie.- ponagliła go. 

- Zniknął!- wydusił z siebie.

- Jak to zniknął? Musi gdzieś być. W takim stanie nie mógł pójść za daleko.

- Nie ma go nigdzie w wiosce! Przeszukałem każdy możliwy zakamarek!

- Cholera jasna. Jeszcze tego mi brakowało!- zaklęła głośno.

- Skocz no po Asumę, Saia.... hmm... i Sakurę. Tylko tak na jednej nodze.

- Rozkaz.- powiedział i wybiegł z gabinetu.

- Nie mógł odejść za daleko. A jeśli nie ma przy sobie tego, czym się odurzał, to pewnie leży gdzieś w delirce i umiera z wychłodzenia. Czemu nikt nie zauważył, że ćpie?- zapytała czysto retorycznie nie oczekując odpowiedzi. Zwłaszcza od niego. 

- Widocznie potrafił to ukrywać tak dobrze, że nikt nie zwrócił uwagi. W końcu jest ninja, nie?- powiedział pozornie lodowatym głosem.

- Jak możesz być tak spokojny, kiedy Iruka zniknął i gdzieś tam umiera?!- krzyknęła i uderzyła go w twarz. Nie bronił się. Przyjął policzek bez komentarza.

- Nie umrze. Jest na to za silny.- odpowiedział równie grobowym głosem. Spodziewał się kolejnego uderzenia, ale to nie padło. I było to zaskakujące. U niej na pewno. 

- Nie wiesz, co mówisz. Może był wtedy, kiedy widziałeś go ostatni raz. Gdybyś go widział na przykład wczoraj... wyglądał jak sponiewierane zwłoki. To wrak człowieka. Wyglądał jak własny cień. Jakby najlżejszy dotyk mógł go zabić.- powiedziała z głębokim smutkiem w głosie. 

- Nie chciałem mu się pokazywać na oczy. Sądziłem, że tego chce, że tak będzie lepiej.- powiedział zaskakująco cicho. Sam nie wiedział dlaczego zaczynał się czuć coraz gorzej. 

- A powinieneś był iść do niego i go przepraszać. O tym porozmawiamy później. Najpierw znajdźmy go. Reszta później.- westchnęła zrezygnowana. 

Kakashi tylko skinął głową. Nie miał ochoty się z nią kłócić. Nie sądził, że takie głupoty są tak ważne dla Iruki. To całe mówienie o miłości i zapewnianie o niej. Dla niego to były puste słowa pozbawione głębszej treści. Nie wiedział co to jest miłość i co to znaczy kochać. Był przez tą chwilę z brunetem, bo go intrygował, ciekawił. Kochał się z nim, bo tak bardzo podniecała go ta jego wstydliwość, rumieńce i przesłodkie jęki. A do tego miał ładne, zgrabne ciało o gładkiej, miękkiej i jędrnej skórze. Lekko zarysowane mięśnie. I ten zapach. Odurzający.
Jego ponure rozmyślania przerwało pojawienie się wzywanych ninja. Stanęli zaraz za Kakashim i czekali wyjaśnień lub rozkazów.

- No. Nareszcie.- warknęła.

- Hokage- sama. Mogę podzielić się niepokojącymi spostrzeżeniami?- zagadnął Asuma.

- wal. byle szybko. muszę wam rozdzielić zadania do misji.- mruknęła niezadowolona.

- Chodzi o naszego małego belferka na urlopie. Zupełnie go nie poznaję. Wciąż jest albo pijany albo naćpany. Jego dom wygląda jak chlew. Zrobił się nieuprzejmy i wręcz wulgarny. Zupełnie jakby to nie był Iruka tylko ktoś inny. Obcy. Wyczułem w nim dziwną anomalię dotyczącą jego chakry. Zupełnie jakby coś ją z niego powoli i nieustannie wysysało. Ona nie przepływa tak jak powinna. A właściwie to w ogóle nie przepływa. Jakby zalegała i parowała. A poza tym kiedy chcieliśmy wyciągnąć go na małą wycieczkę, to się wściekł i w letnim stroju pobiegł do sklepu krzycząc, że mamy opuścić jego mieszkanie i ma nas tam nie być kiedy wróci. Zapalenia płuc może od tego dostać i umrzeć. Możesz z nim porozmawiać? Tylko ciebie jeszcze posłucha.

- Żeby to zrobić najpierw trzeba go znaleźć. I to właśnie będzie wasze zadanie. Asuma będziesz dowodził. Pójdzie z tobą też Kakashi, który może wiedzieć, gdzie ten idiota mógł się zaszyć, Sai, który może dotrzeć w bardziej niedostępne miejsca, albo szukać z powietrza i Sakurę, której umiejętności medyczne będą nieocenione.

- Zaginął? Jak to? Niemożliwe. przecież jakąś godzinę temu go widziałem.- Cholera. To chyba trochę moja wina. To takie kłopotliwe.- Asuma westchnął pocierając się w tył głowy.

- Tak to. a teraz idźcie. im szybciej go znajdziecie tym większa szansa, że go odratujemy. A o tym porozmawiamy później.- powiedziała twardo bardzo niezadowolona. 

- Rozkaz.- powiedzieli i wybiegli z gabinetu. 
Tsunade nalała sobie sake i wychyliła mamrocząc pod nosem na całą trójkę a potem na wszystkich ninja po kolei. Wyzwała ich w myślach od głupich gówniarzy i znów się napiła. Westchnęła ciężko pod nosem i zabrała się za tą wykańczająca papierkową robotę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro