Kakashi szalejący
Wszedł zmęczonym krokiem i znudzeniem na twarzy do gabinetu Piątej.
- Daj mi jakąś misję. Najlepiej poza Wioską.- odezwał się bez ogródek
- Dopiero wróciłeś. odpocznij.- odpowiedziała nawet na niego nie patrząc.
- Nie mam pięciu lat i nie jestem nowicjuszem. Wróciłem wcześniej i zdążyłem zregenerować siły. Sprawdź, jeśli mi nie wierzysz.- warknął
- Dlaczego aż tak ci zależy? Do tej pory robiłeś niemal wszystko, by się wymigać, a teraz?
- Nadrabiam zaległości?- zapytał udając, że nie wie o co jej może chodzić.
- Wpadłeś w kłopoty finansowe?- zapytała zerkając podejrzliwie.
Od ostatniego incydentu starała się mieć na oku tych najbardziej zagrożonych i tych, którzy wydawali się najmniej zagrożeni. To było przerażająco męczące, ale niestety na tyle skuteczne, że dawało faktyczne rezultaty. Kakashi był na jej liście.
- Nie. Po prostu się nudzę.- wzruszył ramionami tak obojętnie jak tylko zdołał.
- Kłamiesz, Kakashi. Widzę, że coś cię dręczy.- powiedziała twardo starając się nie drzeć od razu.
- Nie możesz mi pomóc.- machnął ręką.
- Pozwól chociaż spróbować, jeśli mi nie powiesz co cię aż tak gryzie, to faktycznie nie będę w stanie ci pomóc, a ty się wykończysz. Sam.- warknęła sięgając po buteleczkę sake.
- Jak mam ci do licha powiedzieć, skoro sam nie wiem, co się ze mną dzieje!
- Och, to coś nowego...- mruknęła między łykami
- Skończyłaś? Dasz mi jakąś misję?- zaczął się denerwować
- Co cię tak z tej wioski wygania, co? Znowu jakieś panienki?- prychnęła prowokując go.
- Nie. Pierdolniesz mnie jak ci powiem.- burknął odwracając wzrok.
- I tak to zrobię, bo zaczynasz działać mi na nerwy!- uniosła głos i huknęła pięścią w biurko aż biedne jęknęło.
- Ugh... dobra. Wszędzie go widzę. Każde pierdolone miejsce mi się z nim kojarzy. Ichiraku, knajpa, market, park, zagajnik, kamień zasłużonych, głowy, akademia, biuro raportów, nawet to miejsce. Pomijając już samą obecność Naruto na treningu, pewne zapachy i takie tam debilne głupoty. Nawet pieprzony budzik! Ja oszaleję. On się na mnie mści czy jak?!
Tsunade zmarszczyła brwi. Sięgnęła do dolnej szuflady biurka i wyjęła pudełko tabletek.
- Masz to ci powinno pomóc. Jedna tabletka po śniadaniu. Chyba nie mam wyjścia. Dam siódmej innego kapitana, a tobie pozwolę na akcję zdobycia informacji, co się właściwie stało z Iruką.- westchnęła zrezygnowana
- Dziękuję.- mruknął cicho chowajac pudełko.
- Ta. Masz za co. Tak swoją drogą, to lepiej by ci się zrobiło, gdybyś chociaż przed sobą samym przyznał, że ty go kochasz.- rzuciła niby beznamiętnie, ale dość sugerująco.
- Mylisz się. Nie mam takiej funkcji i nie nadaję się do tego.
- Doprawdy nie rozumiem, po co dalej się okłamujesz. Przecież widzę, że cierpisz. Myślisz, że nie zauważyłam twojej reakcji na moją decyzję? Nie musiałeś mu od razu wyznawać miłości, skoro nie jesteś jej pewien. Wystarczyło powiedzieć coś w stylu: jesteś dla mnie naprawdę ważny, albo potrzebuję twojej obecności. Na pewno by zrozumiał, że chociaż próbujesz cokolwiek włożyć w waszą relację. Jemu naprawdę wiele nie trzeba. Tylko odrobinę zaangażowania z twojej strony. Czy kiedykolwiek pomyślałeś dlaczego on się poczuł tak a nie inaczej? Czy przyznałeś się do błędu, wziąłeś choć raz winę na siebie? Czy usłyszał od ciebie chociaż jedno: przepraszam, dziękuję?- postanowiła jednak wygłosić mu kolejne kazanie.
- Nie umiem kochać. Nie rozumiem tego wszystkiego. Przecież było nam dobrze.
- Tobie było. Czy zapytałeś chociaż raz czy jest mu dobrze, przyjemnie, co by chciał?
- Po co?- zdziwił się
- Kakashi, no słów mi brakuje na wyrażenie twojej głupoty i egoizmu. Chyba za szybko dałam ci zezwolenie na działanie.- niemal jęknęła zrezygnowana i znów się napiła
- Czemu?
- Dziwię się, że tak długo z tobą wytrzymał. Chyba wszystko bym oddała za taką miłość.
- Kompletnie was nie rozumiem.- pokręcił głową
- Coś do przemyślenie dla ciebie: Ten, kto ma coś, czego warto bronić jest najsilniejszy, albowiem zrobi wszystko, by to ochronić. Tak więc jesteś słabeuszem, Kakashi.
- Pf... filozofka się znalazła.- prychnął i zabrawszy tabletki wyszedł z jej gabinetu.
Mimo, że dalej starał się to wypierać z umysłu, wciąż o nim myślał i nie potrafił wyrzucić go z pamięci tak jak wszyscy wokół. Czyżby nic dla nich nie znaczył? Czyżby byli aż tak fałszywi?
Wtedy przypomniał sobie jak bardzo prawdziwy i naturalny był. Taki czysty i niewinny.
A teraz? Wciąż nie mógł uwierzyć, że sięgnął po tą samą broń, co jego ojciec. Samobójstwo.
Nic tak bardzo nie raniło duszy Hatake jak myśl, że znów do tego doprowadził.
**********
Z okazji Świąt życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Trochę szczęścia, trochę miłości, trochę ciepła....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro