Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co TY możesz o MNIE wiedzieć?!


Pobudka po tym wszystkim też nie była przyjemna. Kiedy tylko się obudził, znów zanurkował do miski i opadł na poduszki. Nie miał sił utrzymać oczu otwartych a co dopiero rozejrzeć się gdzie jest. Zrobił to dużo później, kiedy zachciało mu się pić.

Był w dużym pomieszczeniu, najwyraźniej na poddaszu. Ścianki pomalowano na czarno i sprejem napisano łacińskie zwroty na biało. Ktoś, kto urządzał ten pokój nie kierował się chyba niczym konkretnym. Każdy mebel też został pomalowany i każdy wyglądał jakby był z innego kompletu. Wokół panował nie tylko meblowy, ale i ogólny chaos. A on sam leżał na dużym łóżku pośrodku tego wszystkiego. Nie dostrzegł tylko wody, za to zauważył schody.

Poświęcił trochę czasu żeby delikatnie podnieść się i razem z miską zszedł po nich. Naprawdę nie miał pojęcia gdzie jest.

- Halo? – krzyknął. – Jest tu kto?

Myślał, że zobaczył kogoś, ale to było tylko jego odbicie w lustrze. I tak na marginesie, wyglądał okropnie. Dodatkowo miał na sobie czyjąś koszulkę i bokserki.

- Nareszcie – mruknął ktoś za nim. – Obudziłeś się.

- Karol? – Piotr chyba nigdy nie był tak zaskoczony.

- Tak, to ja. A to mój dom.

- Jak ja się tu znalazłem?

- Przywiozłem cię tutaj twoim autem. Musiałem tylko odebrać kluczyki od barmana, bo zabrał ci je, kiedy całkowicie nachlany chciałeś jechać do domu.

- Ale ty nie masz prawa jazdy...

- Wiem! – Karol wyglądał na wściekłego. – To twoja wina! Jesteś idiotą czy jak?! Co to miało być?! Polazłeś tam i wypiłeś sam z litr wódki!

Jego krzyk i widok Karola takiego wściekłego zadał Piotrowi psychiczny ból. Miał ochotę gdzieś się schować. Ale na razie potrzebował usiąść. Najbliżej była kuchnia.

- A praca... - mamrotał sam do siebie. – A Diana... Boże, jak ja to wyjaśnię?

Karol pomachał mu przed oczami jego telefonem.

- Napisałem wczoraj do twojej żony... podałem się za jakiegoś tam kumpla... że byłeś u mnie, schlaliśmy się i żeby zadzwoniła do twojej pracy, że nie przyjdziesz do szkoły. Dzwoniła już dwa razy, musiał jej powiedzieć, że jest w beznadziejnym stanie.

Piotr schował twarz w dłonie. Nagle poczuł, że Karol odciąga mu te dłonie i ściska za nie.

- Przestań płakać – powiedział łagodnie. – Po prostu tak nie rób, bo się zabijesz. No i spróbuj to jakoś pokojowo wyjaśnić.

- Nie potrafię tak – mamrotał do siebie Piotr. – Nie chcę być gejem.

Nie spodziewał się, że Karol się roześmieje. Przykucnął, żeby spojrzeć mężczyźnie w oczy.

- Kto tu jest dorosły, proszę pana? – zapytał go cicho. – Hej, Piotr. Nie możesz sobie od tak wybrać orientacji seksualnej. Jeśli spróbujesz się do tego zmusić to za każdym razem będziesz kończył w tym barze.

- Mam żonę. Mam dziecko – mamrotał dalej. – Nie mogę być gejem.

Karol przycisnął swoje wargi do jego. Mężczyzna był tak zaskoczony, że aż odskoczył od niego.

- Próbuj tak dalej – powiedział mu Karol. – Już bardziej się nie da się być nieszczęśliwym.

Mężczyzna objął chłopaka i teraz wypłakiwał się w jego ramię. Karol, który z żadnym wcześniejszym kochankiem nie miał takich problemów, nie bardzo wiedział jak ma się zachować. Więc po prostu nie ruszał się. Jeśli Piotr poczuje się na siłach to sam go puści. Ale ta chwila się przedłużała, ale jego nauczyciel się nie uspokajał.

A Piotr po prostu żył do tej pory zamykając prawdziwego siebie gdzieś bardzo głęboko. Nigdy nie wymówił słowa ,,gej" w odniesieniu do siebie. Aż do teraz. Ten płacz nie był jakąś zwyczajną chwilą słabości. Razem z łzami wypływał cały ból jaki się w nim gromadził. Płakał skroplonym cierpieniem. Myślał, że wystarczy powiedzieć sobie ,,nie będę się z nim spotykał" i wszystko samo się rozwiąże.

- Wiesz dlaczego przyszedłem pod ten bar? – zapytał go cicho Karol.

Pokręcił przecząco głową.

- Nie pamiętasz, ale zadzwoniłeś do mnie. Tak naprawdę nie zrozumiał ani słowa, prócz tego, gdzie teraz jesteś.

- Mogłeś mnie olać. – wymamrotał Piotr. – No chyba, że codziennie dzwonią do ciebie pijani idioci.

- Pomyśl o tym tak. W środku nocy dzwoni do ciebie skrajnie zdesperowany koleś, który jest pijany w sztok. Też byś uznał to za potencjalnie śmiercionośne dla niego.

- Jak się dostałeś do miasta?

- Przyjechałem stopem. I to całkiem szybko.

- A twoi rodzice?

Karol westchnął.

- Przy dobrych wiatrach, mama będzie w domu jutro... albo pojutrze... czy coś...

Taka odpowiedź trochę zaniepokoiła Piotra.

- A twój tata?

- Wolałbym o nim nie mówić. – powiedział szybko.

- Mieszkasz tak zupełnie sam?

- Nie, z siostrą. Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy?

- Bo masz siedemnaście lat i mieszkasz sam z siostrą. Nikt się tym nie zainteresował?

Karol odepchnął go.

- Przestań, okej? – warknął. – To twoje życie jest ostro popierdolone. Może zainteresuj się nim a nie tym jak mieszkam. – zauważył, że podniósł głos więc postarał się uspokoić. – Chcesz coś jeść?

- Tylko gorzką herbatę.

Chłopak zerknął na zegarek.

- Powinienem zrobić obiad – mruknął. – Zaraz wróci moja siostra.

- To może powinienem sobie pójść?

- Siedź na dupie. Twoja żona i tak nie spodziewa się ciebie prędzej niż wieczorem.

Więc rozmawiali o neutralnych sprawach, kiedy Karol gotował zupę na obiad. Kiedy Piotr szedł do łazienki, rozglądał się po domu. Wyglądało na to, że to mały domek. Tylko chłopak mieszkał na piętrze w tym dziwacznym pokoju. Na dół składała się kuchnia, łazienka i dwa pokoje. Zajrzał do pierwszego. To było połączenie pokoju z salonem. Uchylił drugie drzwi. Ściany pomalowane na różowo, z ponaklejanymi wszędzie plakatami i rysunkami. Pokój dziewczynki. Wszystko skromnie, ale czysto i porządnie. Ktoś – pewnie Karol – bardzo dba o wszystko.

- Cześć! – krzyknął ktoś na cały dom. – Jestem!

- Akurat na obiad! – odkrzyknął z kuchni Karol.

Wtedy Piotr stanął oko w oko z blondwłosą dziewczynką o niesamowicie zielonych oczach.Ile mogła mieć lat na oko? Z osiem? Dziewięć?

- Lepiej się pan czuje? – zapytała.

Wtedy Piotr odkrył, że wciąż ma na sobie karolową koszulkę i bokserki. Ale dziewczynka nie wyglądała na zdziwioną tym widokiem.

- Lepiej – odpowiedział jej, zawstydzony.

- Karol! Czemu nie dałeś panu spodni?

I pobiegła do kuchni.

- Ja nie dałem? Nie upomniał się po prostu. Pomieszaj to. Pójdę mu coś znaleźć.

Wrócił po chwili i wcisnął mu jakiś dres. Mimo to Piotr dalej czuł się nieswojo. I czemu tego dziecka nie dziwi widok obcego mężczyzny w domu. Kiedy wszedł do kuchni, Karol akurat rozlewał im zupę. Jemu też trochę nalał.

- Wiesz ty co? –mruknął chłopak do siostry. – Jesteś małym chamem. Nie przedstawiłaś się nawet.

Dziewczynka złapała się za twarz.

- Przepraszam! – pisnęła w stronę Piotra a Karol śmiał się pod nosem. – Julia jestem!

I podała mu rękę. Piotr potrząsnął nim.

- Mów mi Piotrek.

- To mój nauczyciel podstawowej matmy – wyjaśnił Karol a Piotrowi opadła szczęka. – Nie rób takiej miny. Mamy taką zasadę z Julką, prawda dzieciaku?

- To co w domu zostaje w domu – powiedzieli jednocześnie.

- A najlepiej nie ufać innym – dodał chłopak.

- Masz niezłe metody wychowawcze – mruknął Piotr.

- Nie ucz mnie jak mam zajmować się siostrą. Jak twoja córka podrośnie to sam zobaczysz jak to jest.

Piotr nie bardzo wierzył, że nastolatek może go nauczyć czegokolwiek o wychowywaniu dzieci. W gruncie rzeczy sam był jeszcze dzieckiem. Nagle trafił do bardzo dziwnego świata, w którym żył nastolatek. Nie dowiedział się o nim nic więcej prócz tego najprawdopodobniej rodzeństwo żyje tylko z matką. Przypomniał sobie co kiedyś jeden z nauczycieli powiedział o Karolu. ,,Dzieciak z biednej wsi, z patologicznej rodziny".

- Słyszycie? – powiedział głośno dziewczynka. – Chyba telefon dzwoni!

- Służbowy – mruknął jej brat i natychmiast zerwał się z krzesła.

Mogło się Piotrowi wydawać, ale chłopak był przerażony. Chwycił za dzwoniące urządzenie i wbiegł na górę.

- Służbowy? – powtórzył. – Czy on gdzieś pracuje?

- To dziwne – Julia wycelowała w niego łyżką. – Jesteś jego przyjacielem, ale nie wiesz kim jest Karol?

- A kim jest?

Dziewczynka uśmiechnęła się szatańsko.

- Skoro Karol ci nie powiedział to ja nie mogę, bo...

- KURWA!

Karol bardziej zleciał niż zbiegł po schodach. Spojrzał na nich prawie, że przerażony.

- Julka! Zabieraj go do swojego pokoju. Zabarykadujcie się! Już!

Wydawało się Karolowi, że tylko on nie wie co się dzieje. Dziewczyna wrzuciła talerze do zlewu, wzięła plecak, złapała za rękę mężczyznę i wciągnęła go do swojego pokoju zanim ten zdążył zaprotestować.

- Ale co...

Dopiero będąc wewnątrz, widział ilość zamków i kłódek przy jej drzwiach. Dziewczynka drżącymi rękoma zamykała wszystkie. Na sam koniec wyciągnęła zza łóżka obitą żelazem deskę i ostatecznie zabezpieczyła nią drzwi, wkładając ją w specjalne uchwyty. Skojarzyło się to Piotrowi z średniowiecznymi zabezpieczeniami. Julka dokładnie to samo zrobiła z oknem. W środku nagle zrobiło się ciemno.

- Co się dzieje?! – krzyknął na nią.

- Ktoś przyjechał do Karola – dziewczynka szeptała więc i on przeszedł na szept.

- I dlatego zamknęliśmy się tu?

- To ktoś bardzo niebezpieczny – Julka usiadła na swoim łóżku i przytuliła się do misia.

- To znaczy kto?

Ale jak na lojalną siostrę przystało, dziewczynka nie powiedziała nic. Karol bardzo chciał pootwierać te wszystkie zamki, ale instynkt podpowiadał mu, że przede wszystkim bezpieczniej dla nich wszystkich jest siedzieć w ukryciu. Zwłaszcza, że była między nimi mała dziewczynka.

Jedynym widokiem na zewnątrz była maleńka szpara między okiennicami. Wyglądając przez nią, Piotr zauważył, że nigdzie nie widzi swojego auta. Karol je gdzieś przestawił czy co? Za to zauważył, że podjeżdżają dwa inne, czarne, zagraniczne. Kto na biednej wsi jeździ takimi? Czy to ludzie, którzy mieli przyjechać do Karola?

Obserwując sytuację, zauważył, że z auta wysiadła czterech mężczyzn. Piotr przeniósł się pod drzwi. Przystawił ucho do szczeliny między nimi a podłogą. Najwyraźniej cała czwórka weszła do środka. Ktoś coś mówił poważnym tonem. Później mówił Karol: szybko i nerwowo. Później znów nieznajomy.

Nagle wszystko ucichło i ta przerażająca cisza trwała – jak mu się wydawało – godzinami. Julia wyglądała na spokojniejszą od niego. Siedziała nieruchomo i przytulała misia. W końcu, Piotr usłyszał ruch i cała czwórka podejrzanych mężczyzn wyszła na zewnątrz. Jeszcze rozmawiali chwilę z Karolem, który był śmiertelnie blady. Potem nieznajomi wsiedli do auta i odjechali. Chłopak, który odwrócił się w ich kierunku, kurczowo trzymał się za serce. Potem ruszył w stronę domu. Piotr już chciał zacząć otwierać zamki, kiedy Julia dosłownie skoczyła na niego.

- Nie! – pisnęła. – Nie możesz otworzyć dopóki Karol nie pozwoli.

- Dlaczego?

- Bo nie. Poczekaj na niego.

Niemal w tej samej chwili Karol zastukał w drzwi.

- Już wszystko dobrze – mruknął do drzwi. – Możecie otworzyć.

Julka odepchnęła od nich mężczyznę i sama wszystko otworzyła. Potem rzuciła się w ramiona brata a Karol wziął ją na ręce. Piotr, kompletnie zszokowany, obserwował jak rodzeństwo nawzajem się uspokaja.

- Już wszystko dobrze – szeptał chłopak, kołysząc nią. – Już pojechali.

Potem z trudem podniósł wzrok na swojego nauczyciela. Miał kompletną pustkę w głowie, bo musiał to jakoś mu wyjaśnić, a nie wiedział jak to zrobić bez wtajemniczania go we wszystkie mroczne sprawy.

- Postaw mnie na ziemię – mruknęła Julka i stanęła przed nim. – Ile zarobiłeś?

- Prawie półtora tysiąca – odparł. – Starczy na wszystko. Widzisz, jest coraz lepiej.

- Karol – Piotr wciąż nie wyszedł z szoku. – Lepiej żebyś miał dobre wyjaśnienie.

- To chodź na górę. A ty Julka pozmywaj, okej?

- Okej.

Wziął mężczyznę za rękę i wolnym krokiem poprowadził go do swojego pokoju. Jedyne co się tutaj zmieniło, to było trochę czyściej. Karol wskazał mu łóżko, na którym Piotr usiadł.

- Co to do cholery było? – warknął mężczyzna. – Wyglądali jak jakaś... mafia!

- Moi szefowie – mruknął w odpowiedzi Karol. – A raczej ich przedstawiciele.

- Szefowie? To dalej brzmi jak mafia.

- Obraziliby się gdybyś ich nazwał mafią. To raczej... kreatywni przedsiębiorcy.

- Mafia.

- Mógłbyś przestać? Dzięki nim mogliśmy dzisiaj zjeść obiad. Dzięki nim mamy na wodę i prąd. Stać mnie na to, żeby Julka mogła chodzić w ładnych ubraniach. Dzięki nim mogłem kupić komputer, załatwić internet.

Nie ważne co by mu wtedy powiedział Karol. Piotr był święcie przekonany, że ma do czynienia z jakąś sprytną mafią, dla której pracuje nastolatek. Wciąż się zastanawiał dlaczego jeszcze nie zadzwonił po policję.

- Co ty dla nich robisz?

- Nie twój interes.

- Mój! Po tym co widziałem ja...

- Chcesz dzwonić po gliny? Proszę bardzo. Ja trafię do pierdla a oni zabiją ci żonę. Albo córkę. Albo obie na raz.

Piotr poczuł jak serce mu na moment staje.

- Co ty... Co ty wygadujesz?

- Kazałem ci się ukryć z jakiegoś powodu. Lepiej żeby nie widzieli tutaj obcego. Żeby nie nabrali podejrzeń.

- To mafia! Czy ty jesteś poważny?! Jesteś dzieckiem, nie powinieneś...!

Nawet nie zauważył, że złapał go za ramiona i potrząsa z nim tak jakby chciał wytrząsnąć z niego tak debilny pomysł na życie. Ale Karolowi wystarczyło się zamachnąć i uderzyć go w brzuch żeby wylądował bezwładnie na ziemi.

- Co ty możesz o mnie wiedzieć?! – chyba nigdy nie widział go tak wściekłego. – Wydaje ci się, że wszystko rozumiesz?! Jak tylko próbuję przeżyć! – stał nad nimi, wymachiwał rękoma i krzyczał. I jeśli Piotr miał być szczery to bał się go. – Wykopałeś mnie ze swojego życia, tak?! Ale to do mnie zadzwoniłeś, kiedy potrzebowałeś pomocy! Jeśli już poczułeś się na siłach mnie wychowywać to możesz też wypierdalać do żony!

- Jak sobie życzysz – Piotr starał się z całych sił zachować spokój. – Oddaj mi kluczyki.

Karol pogrzebał wśród drobiazgów na stoliku wcisnął mu kluczyki do rąk. Nic nie mówiąc, Piotr zszedł po schodach. Przez okno widział, jak mężczyzna wyjeżdża autem zza szopki, gdzie pojazd schował. Rodzeństwo znów zostało samo.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro