8. jakże heteroseksualnie
Ten rozdział jest długi i... szczególny więc zaparzcie sobie herbatkę i koniecznie komentujcie na bieżąco, bo świetnie się bawię czytając wasze reakcje.
Nowy Jork i Luray nie były miastami jakoś szczególnie mocno od siebie oddalonymi, mimo wszystko dojechanie z punktu A do punktu B okazało się dla mnie i Michaela wyjątkowo czasochłonne. Nasze ciągłe postoje na siku, na krótką drzemkę, na rozprostowanie kości zazwyczaj przedłużały się niemiłosiernie, na co w sumie nie mogłem narzekać bo pomijając to jak wielką księżniczką bywam, polubiłem bycie w drodze.
Spodobało mi się obserwowanie świata z perspektywy pasażera. Nie żebym kiedyś próbował zostać kierowcą... Moja mama chyba dostałaby zawału, gdybym mając szesnaście lat, powiedział jej, że chcę spróbować prowadzić, wówczas lat miałem siedemnaście i wciąż jakoś nieszczególnie ciągnęło mnie do motoryzacji. Uznałem, że może kiedyś, ale póki co rozkoszowałem się tym, że to Mike musi poświęcać uwagę jezdni. Ja mogłem w tym czasie słuchać muzyki, wcinać słodycze i napawać się czerwcowym słońcem wychodzącym zza drzew, bo jechaliśmy pomiędzy lasami.
Całe dnie spędzaliśmy na pogawędkach o niczym tak naprawdę. Wymienialiśmy się głupimi historyjkami, opowiadaliśmy sobie to ważniejsze wydarzenia z naszego życia, czasem poruszaliśmy kwestię filmów, albo zespołów. Tym sposobem dowiedziałem się, że Michael ma szczególną miłość do kina psychologicznego i do horrorów, nawet jumpscarów. Ale jakimś dziwnym trafem wyciągnąłem z niego, że z durnymi komediami romantycznymi też mu całkiem po drodze, co trochę podniosło mnie na duchu, bo czasem wydawało mi się, że jestem jedynym facetem na ziemi, który zna całą filmografię Ryana Reynoldsa, ze szczególnym dopieszczeniem właśnie tych komedii.
I wbrew temu jak wyglądała nasza relacja przez ostatnie parę lat, tak naprawdę mieliśmy o czym gadać, a nasze spostrzeżenia dotyczące życia jakoś szczególnie od siebie nie odbiegały. Z tą różnicą, że Clifford miał zdecydowanie większe doświadczenie i co opowiadać wnukom na starość.
- Jeśli mam być szczery to Deadpool jest jednym z moich ulubionych filmów kiedykolwiek – powiedział, wyrzucając niedopałek po papierosie za okno.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a im niżej było, tym bliżej miasta, które nie zasypia byliśmy my. To powinno dać mi dobre emocje, ale zamiast szczęścia, że zobaczę brata i moja podróż z „moim prześladowcą" dobiegnie końca, było mi dziwnie źle i smutno. Niby Michael planował zabawić trochę dłużej w Nowym Jorku, więc mielibyśmy powiedzmy z tydzień, albo chociaż pół tygodnia na łażenie, zwiedzanie i zabawę we dwójkę... Przerażała mnie myśl, że on pojedzie dalej i prawdopodobnie nie wróci. Że zamieszka w samochodzie, znajdzie sobie dorywczą pracę, by coś zarobić i mieć za co jechać dalej, że w końcu skończy mu się Internet w telefonie i będzie go łapał tylko od czasu do czasu, że nie będzie miał zasięgu, że... Nie będę mógł nawet zapytać czy żyje, bo przecież... Dlaczego miałby obejść go mój spokojny sen?
Nie byliśmy przyjaciółmi, właściwie niewiele nas łączyło, ale mnie wydawało się, że łączy nas za dużo, żebym miał pozwolić mu tak po prostu zwiać z Luray na wieki wieków amen.
- Tak, ja też go lubię. – Z zamyślenia wyrwał mnie wzrok Mike'a na moim profilu, ale przypomniałem sobie o czym rozmawialiśmy i posłałem mu delikatny uśmiech, żeby nie było. – W sensie... Ten film ma warstwy, jak cebula, albo ogry. – Chłopak zaśmiał się szczerze, na co i ja się lekko zaśmiałem.
Bardzo polubiłem chichot Michaela. Był taki szczery, wręcz dziecinny, co zupełnie do niego nie pasowało. Przeniosłem na niego wzrok, wciąż się uśmiechając, za co oberwałem dźgnięcie w bok.
- Michaeeel... Czy ty przestaniesz kiedyś to robić? – Jęknąłem, a on znów zaczął się śmiać, jednak na ten gest wywróciłem oczami.
- Obejrzymy Shrecka jak dojedziemy do miasta? – zapytał, na co pokiwałem ochoczo głową.
- Błagam, kocham bajki, naprawdę.
- Widać.
- Wal się, niby po czym, co? – Pokazałem mu niezwykle dojrzale język.
- Tak jakoś. Wyglądasz na takiego, który zabrałby dziewczynę na bajkę do kina na pierwszą randkę. – Oh, więc wchodzimy na tematy dziewczyn, super.
- Pewnie tak. – Wzruszyłem lekko ramionami, ale zrobiło mi się dziwnie, sam nie wiem dlaczego. – Gdybyś był dziewczyną byłbyś zadowolony z takiej randki? – palnąłem głupio pod wpływem tego dziwacznego ścisku w żołądku.
- Nie wiem jaki bym był, gdybym był dziewczyną, ale wiem, że chętnie poszedłbym na bajkę do kina. – Uśmiechnąłem się lekko, spuszczając wzrok na swoje dłonie.
Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje, ale... To było na tyle obezwładniające uczucie, że pożerało mnie całego od środka. Zdjąłem i tak rozwiązane trampki i podkurczyłem nogi na siedzeniu, obejmując swoje kolana. Oparłem na nich policzek, patrząc sobie bez przyczyny na skupionego Clifforda.
Coś mnie rozbrajało od wewnątrz i ja nawet nie wiedziałem jak to nazwać.
- Obudzisz mnie jak dojedziemy? – mruknąłem, nie chcąc zmieniać póki co tej pozycji.
- To tylko dwie godziny...
- Wiem, ale jestem zmęczony życiem i boli mnie dupa od siedzenia, więc mam nadzieję, że na śpiku przestanie.
Michael pokiwał głową z lekkim niedowierzaniem, a potem machnął ręką.
- Śpij. I całe szczęście dojeżdżamy, bo szkoda, żeby spłaszczył ci się tyłek.
- Co? – Parsknąłem i naprawdę nie umiałem przestać się śmiać, chłopak chyba trochę się zmieszał, mimo to w ostateczności też się zaśmiał i nic już więcej nie powiedział.
Mógłbym podpuścić go bardziej. Mógłbym użyć niższego głosu, dotknąć jego uda i zapytać czy właśnie zkomplementował mój tyłek, ale chyba nie miałem tyle odwagi, albo żeby wykonać taki gest, albo żeby poznać odpowiedź. Mimo wszystko ten tekst sprawił, że poczułem się lepiej ze sobą, jakoś tak... Nie mogłem wyrzucić tego z głowy.
Usnąłem zastanawiając się nad istotną kwestią – czy Michael Clifford mnie bajeruje, czy tylko mój upośledzony mózg sobie to wyobraża?
*
- Luke, Luke, Luke, Luke... - Poczułem jak ktoś mocno szturcha moje ramię i to wcale nie było fajne uczucie, dlatego mruknąłem niezadowolony, próbując odepchnąć rękę tego ktosia. Po chwili jednak zorientowałem się, że to Michael widocznie mocno czegoś ode mnie potrzebuje, dlatego zacząłem się przeciągać.
- No co chcesz? – burknąłem pod nosem, a gdy przecierałem oczy, zorientowałem się, że jest zdecydowanie jaśniej niż wtedy, gdy zasypiałem, chociaż dzień wcale nie wstał.
Miałem to przed sobą. Widziałem Nowy Jork za szybą, w pełnej swojej okazałości. Wysokie budynki, przepełnione rotującymi ludźmi ulice, setka aut przed nami i za nami... Woah. To naprawdę widok robiący wrażenie na kimś, kto opuszcza małe miasteczko tylko wtedy, kiedy musi. Przez moment praktycznie nie oddychałem, uśmiechając się szeroko. Czułem, że Mike mnie obserwuje i wiedziałem, jak moje oczy muszą teraz mocno błyszczeć, ale nie mogłem oderwać wzroku od miasta.
- Woah...
- No nie? – Chłopak przygryzł wargę w uśmiechu. – Kocham tu być, naprawdę. – Aż odetchnął zadowolony.
- Przyjeżdżasz tu częściej? – zapytałem trochę niepewnie, rozprostowując się na niewygodnym fotelu.
- Tak, mam tu paru kumpli, właściwie imprezowanie w Nowym Jorku, a imprezowanie w Luray to dwa różne światy, naprawdę. Z resztą... Zabiorę cię na imprezę, jeśli chcesz. I tak jestem umówiony ze znajomymi, ale to nie dzisiaj, bo jest chyba trzecia.
- Oh, no tak. – Spojrzałem na zegarek oceniająco pokazujący godzinę w rogu deski rozdzielczej. – Szybko dojechaliśmy.
- Taa, jedyne trzy dni, a moglibyśmy być tu w parę godzin.
- Hej, nie odpowiadam za warunki pogodowe, poza tym nie oceniam cię, siedziałeś kiedyś tyle za kółkiem?
- Nie obrażam się, to nie był przytyk do nikogo, tylko fakt, deklu. – Wywróciłem oczami za tego dekla.
- Dobra no, wal się, dopiero wstałem. – Przeciągnąłem się znów.
- Więc gdzie mieszka Ben? – zapytał, a ja nagle poczułem jak zalewa mnie zimny pot.
Nie, to nie tak, że nie wiedziałem gdzie mieszka mój brat, bo miałem jego dokładny adres, poza tym byłem u Bena parę razy, mimo to pomyślałem, że wcale nie chcę teraz spędzać czasu ze swoją rodziną. Nie zrozumcie mnie źle, bo oboje moi bracia to świetne ziomki, zwyczajnie... Chyba spodobała mi się ta banieczka, w której tkwiliśmy tylko ja i Mike. Jakby... Dopiero co złapaliśmy dobry kontakt, więc mieliśmy się rozstawać?
Chciałem go zatrzymać trochę na dłużej. Bałem się, że jeśli w grę wejdą inni ludzie, zwłaszcza tacy, którzy nas znają, on nagle zmieni swój stosunek do mnie i chuj bombki strzeli, świąt nie będzie.
Pomijając już to, co wydarzyło się pod prysznicem, bo temat rzeczywiście umarł. Polubiłem Michaela tak po prostu. Jasne, miałem wątpliwości co do tego, jakie naprawdę są moje intencje, ale notorycznie wyrzucałem każdą opcję, w której nie jestem heteroseksualny z głowy, bo paniczny strach przed opinią publiczną w naszej wiosce gdzie psy dupami szczekają, przed opinią mamy... On mnie dobijał do tego stopnia, że wizja powrotu do domu i całkowitego tłamszenia tego, co mam w sobie, stała obok wizji, w której nie zdaję z matmy.
Przy nim czułem się bardziej wolny. Miałem przeświadczenie, że nie jestem oceniany i nic nie muszę, że Mike i tak właściwie mnie nie lubi, choć teraz to jest wątpliwe, ale wciąż, nie miałem ochoty nawet popisywać się przed nim i udawać kogoś kim nie jestem. Dogadaliśmy się właśnie tacy, jacy byliśmy w rzeczywistości.
Z resztą... Mówiłem wam, miałem szczególne uczucia do nocnego Michaela, który jest bardziej... Czuły, a podejrzewałem, że jeśli nie zainterweniuję, nie będę miał okazji już więcej go takiego oglądać.
Musiałem coś szybko wymyślić, bardzo szybko, więc palnąłem swój najgłupszy, działający chyba tylko na Liz, koncept.
- Brzuch mnie boli... - Co ty myślałeś, baranie, żeby powiedzieć akurat to? Hm? Aż spłonąłem rumieńcem przez swoją głupotę. – Znaczy się... To chyba przez te słodycze i fastfoody. Wiem, że mieliśmy jechać do Bena od razu, ale wiesz... On ma małe dziecko w domu, poza tym jest środek nocy i nie chcę ich budzić teraz, moglibyśmy wziąć jakiś motel? Oddam ci kasę, jeśli o to chodzi...
- Pewnie, w sensie... Nie chcę kasy, pewnie możemy wziąć motel. – Pokiwał głową, zerkając na mnie w lekkim zmartwieniu. Poczułem się głupio, że to powiedziałem, bo teraz Michael był zaniepokojony, a ja byłem okropnym kłamcą, bo chciałem się do niego przytulić w nocy.
To nie musi nic znaczyć, prawda? Mam po prostu niedobór czułości w życiu, to nie kwestia tego, że chcę się przytulić do Michaela, a nie do kogokolwiek, hm? Cholera.
- Dzięki i przepraszam za problem...
- Daj spokój, Lu. – Czemu on tak ładnie do mnie powiedział? Mama tak do mnie mówiła, ale to kiedyś, milion lat temu, kiedy się nade mną litowała, albo chciała mnie podnieść na duchu czy coś. Przez to wszystko znów zrobiło mi się cieplej na twarzy. Mike położył dłoń na moim ramieniu. – Nic się nie dzieje, z resztą ja cię porwałem, więc ponoszę za ciebie odpowiedzialność.
Uśmiechnąłem się lekko, gdy podjechaliśmy pod jakiś wątpliwej jakości budynek. Chłopak zaparkował, a potem spojrzał po mnie i położył wierzch dłoni na moim policzku, a potem na czole, na co otworzyłem oczy szerzej.
- Przestań mówić tak jakbym był tu całkiem nie z własnej woli. – Nie wiedząc czemu zacząłem szeptać, wciąż z jego palcami na swojej twarzy.
- Hmm... - Wzruszył lekko ramionami. – Nieważne, serio jesteś cieplejszy... Dobrze, że mamy cywilizację, jeśli masz się rozkładać – powiedział jeszcze, a potem wyszedł z auta, by sięgnąć po swoją torbę do bagażnika, podczas gdy ja uderzyłem tyłem głowy o zagłówek.
Taa, rozkładam się okrutnie. Mam na to jedno podsumowanie – moje życie było żartem już przed jego startem.
*
Weszliśmy do niewielkiego pokoju hotelowego, który wcale nie był straszny i obrzydliwy, jak myślałem, że będzie w pierwszej chwili. Po prostu pokój, z jednym łóżkiem, bo oszczędzaliśmy trochę i z łazienką, w której zamiast prysznica, znajdowała się wanna. Aż odetchnąłem z ulgą, chociaż miałem udawać, że niesamowicie teraz cierpię. Mike był naprawdę kochany, zatroskany, co mnie zdecydowanie zaskoczyło, ale bardzo pozytywnie.
- W końcu wykąpiesz się w normalnych warunkach i nikt nie będzie ci patrzył na siuraka. – Wywróciłem oczami na ten komentarz, bo naprawdę nie miałem pojęcia jak mógłbym określić mój stosunek do naszego wspólnego prysznica.
Ale mimo wszystko to zabrzmiało zabawnie, zwłaszcza jego dobór słów, podczas gdy rzeczywiście znaleźliśmy się w łazience i chłopak od ręki dopasował oraz puścił wodę do wanny. Ja bym ją najpierw umył, ale powiedzmy, że zaufam tym razem warunkom sanitarnym.
- A co? – uznałem, że zażartuję, żeby nie było, że mnie to zawstydza! – Patrzyłeś mi na siuraka? – Poruszyłem brwiami zaczepnie.
- Wiesz, to taki męskie podejście, żeby sprawdzić czy inni mają większego, mniejszego i takie tam. – Wzruszył ramionami. – Z resztą nie będę rozmawiał z tobą o penisach, bo może ci umknęło, ale całkiem je lubię i nie chcę atakować cię tematem, czy coś. – Stary, ja wcale nie czuję się zaatakowany i to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające. Ale nie mogłem powiedzieć tego na głos.
Oparłem się o ścianę, podczas gdy Michael przygotowywał kąpiel. W pierwszej kolejności myślałem, że robi ją dla siebie, ale nic bardziej mylnego.
- Wiesz, gdybym czuł się zaatakowany, wybrałbym śmierdzenie, zamiast wspólnego prysznica na benzynówce, więc spokojnie. – W sumie moglibyśmy pociągnąć ten temat. Jakkolwiek cienka linia nie dzieliła nas od niezręczności, byłem ciekaw jego podejścia do tych spraw, bo wydawało mi się ponad wszelką wątpliwość zdrowsze, niż podejście mojej mamy na przykład.
- Ty? – Uniósł jedną brew obracając się w moją stronę. – Nie wierzę. – Pokręcił głową, na co do niego mrugnąłem, wzruszając niewinnie ramionami. Mike uśmiechnął się niezręcznie, a potem chyba sobie przypomniał, że przechodzę jakieś upośledzenia, a nie cierpienia młodego Wertera, związane z moim stanem zdrowia, bo podszedł do mnie bliżej.
Przez ciepłą wodę lecącą do wanny i zamknięte okno, zrobiło się między nami jakoś tak... parno.
- Dobra, to teraz tak. – Chłopak położył znów dłoń na moim czole. – Nie mam termometru, ale... - I wtedy mnie zabił.
Dosłownie mnie zabił, poskładał, zgniótł i wypieprzył w inną galaktykę, bo gdy tylko Michael Clifford, przyłożył swoje usta do mojego czoła, poczułem się jak w równoległej symulacji, w której to jest normalne.
Czemu to zrobił?! Halo, policja?! Ijo, ijo, kurwa mać?!
Przeszedł mnie nagły dreszcz, nie wiedząc co się dzieje, lekko wyciągnąłem rękę, chcąc go objąć w tali, ale się odsunął, nawet nie cmoknął mojego czoła, a ja stałem jak taka sierota, cały czerwony na twarzy, z dłonią wyciągniętą w geście „wróć tu!" i nie wiedziałem jak się nazywam.
I wtedy do mnie dotarło, że to nie był gest romantycznego uniesienia, on tylko sprawdzał czy mam gorączkę, a ja byłem pewny, że jeśli jej nie miałem, teraz już mam. Bo zrobiło mi się maksymalnie głupio w związku z tym, że pomyślałem o czymś zupełnie innym i całkiem tego chciałem.
Luke, myśl o swojej mamie. Myśl o swojej kochanej mamie, która cię wypatroszy, jeśli nie będziesz miał kiedyś żony i dzieci.
Właściwie... To nie byłoby najgorsze, gdybym po prostu był Bi i nigdy jej o tym nie powiedział, ale sęk w tym, że żadna, dosłownie zero dziewczyn na świecie mnie pociągało, a Michael po prostu był i całym swoim jestestwem robił mi sieczkę z mózgu.
Póki co to było tylko fizyczne, więc uznałem, że łatwo to zwalczę, przecież nie jestem zwierzęciem. Ale swoimi ruchami sprawiał, że coraz bardziej go lubiłem i coraz mocniej podświadomie wierzyłem w to, że moglibyśmy w jakimś lepszym świecie, po prostu... Należeć do siebie.
Taa, przegrzał mi się system. Error 404, trzeba znowu wgrać „światopoglądLiz.exe".
- Nie masz gorączki, ale mam wrażenie, że ci zaraz skoczy – stwierdził jakby to było takie nic, podczas gdy ja przeżywałem wojnę secesyjną w głowie. – Jesteś cały rozpalony, ale to pewnie z emocji, ucieczka z domu, czy tam porwanie to wcale nie są normalne sprawy. – Uśmiechnął się lekko, kładąc dłoń na moim policzku, który był jeszcze bardziej czerwony. Michael, noo! – Zostawiam ci nospe na stoliku, gorąca kąpiel powinna ci pomóc. Zaraz wrócę, spróbuję zdobyć jakieś mniej prowizoryczne jedzenie. Weź sobie z mojej torby jakieś ubrania i się połóż.
Byłem trochę pod wrażeniem tego, jaka kwoka mu się włączyła, to było kochane.
- Dziękuję, ale naprawdę... Nie musisz – wydukałem niepewnie, wciąż czując jak płonę pod jego palcami.
W końcu jednak się odsunął, machnął ręką, że to nic, na co odpowiedziałem mu lekkim uśmiechem i w końcu wyszedł, bym ostatecznie mógł zostać sam.
Położyłem dłoń na swojej buzi.
- Ale ja jestem głupi... - wyszeptałem sam do siebie, widząc w lustrze jak bardzo się zaczerwieniłem.
*
Nie wiedziałem jak mam się z tym wszystkim czuć, naprawdę. Miałem wrażenie, że jeszcze moment i całkiem eksploduję z emocji, czego nawet nie ułatwiła nospa, którą uznałem, że wezmę, bo nie zaszkodzi po tym całym śmieciowym jedzeniu.
Kiedy Michaela nie było, łatwiej bagatelizowałem to co siedziało w mojej głowie. Bo jaki problem, skoro główny powód moich zmartwień i tak zaraz zniknie? Kolory zeszły z mojej buzi, przestałem czuć się otumaniony jego obecnością...
Przez chwilę miałem nadzieję, że to koniec całych tych zmartwień i zastanowień, że jestem... Normalny, tylko miałem chwilowy zanik mózgu, to pewnie dojrzewanie, czy coś, ale kiedy tylko Clifford wszedł ponownie do pokoju, mając ze sobą styropianowe opakowania z jakimś jedzeniem, pewnie z całodobowej knajpy i znów po nim spojrzałem... Moje serce zabiło trochę szybciej.
- Ogarnę się i coś pooglądamy, hm? – zaproponował, mierząc mnie od góry do dołu. Miałem na sobie jego koszulkę i bokserki, które siłą rzeczy wisiały na moich chudych, tyczkowatych nogach, ale czułem się czysty i zrelaksowany, więc było mi zwyczajnie wygodnie. – Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję. Jeju, ja ciągle ci dziękuję. – Zaśmiałem się lekko, a potem zwróciłem uwagę na to, że chłopak mi coś podaje. – Dobra, za to muszę ci podziękować.
- Pomyślałem, że tobie są potrzebne takie rzeczy. Idę się myć, baw się dobrze.
Zadowolony jak dziecko, podszedłem do lustra w korytarzu i odpakowałem maseczkę w płachcie, którą dostałem, zakładając ją z uwagą na twarz. Była imitacją małpiej buźki, więc to musiał być zabawny widok, ale czując pełne nawilżenie, odetchnąłem zadowolony.
Po dłuższej chwili, kiedy mając telefon chłopaka, przeglądałem jego yotuba, żeby zająć myśli, dołączył do mnie, zabierając przy okazji to jedzenie, zwróciłem się w jego stronę, wywołując parsknięcie Michaela. Poprawił maseczkę na mojej brodzie, więc pokazałem mu nieudolnie język.
- No co? – Czułem się obserwowany, toteż zapytałem.
- No nic, wyglądasz jak mała małpka... W sensie wiesz, jesteś małpa.
- Tak, tak, to właśnie miałeś na myśli. – Teraz to ja dźgnąłem go w bok, zdejmując tę płachtę z buzi. Wsmarowałem resztę w siebie, w ostateczności idąc do łazienki po jeszcze krem. Wróciłem do niego zadowolony. – Mam wrażenie, czy to wyrównało mi koloryt skóry?
Wciąż mnie mierzył, czym nadal mnie peszył, ale stwierdziłem, że jeśli nie umiem się pozbyć tego uczucia z siebie, nauczę się z nim żyć i je ignorować – nowy plan, tak w skrócie.
- Nie mam pojęcia czym jest koloryt skóry.
Wchodząc ponownie do łóżka, zabrałem się wreszcie za jedzenie późnej kolacji, albo wczesnego śniadania.
- O Jezus, jakie to jest dobre. – Westchnąłem, bo byłem mocno głodny i miałem szczególną ochotę na coś, co jest syte i nie jest słodkie. Szok i niedowierzanie.
- Meh, zwykły makaron. Robię lepsze spaghetti. – Chłopak wzruszył ramionami.
Och, więc jeszcze umie gotować? Super, Michael, nie pomagasz!
- Tak? – Spojrzałem na niego z dołu, brudząc się lekko sosem w kącikach, co szybko zlizałem. – Ja nie będę gotował, bo się tylko ośmieszę. – No cóż, mama nie dopuszczała mnie do kuchni, więc byłem w tej kwestii mocno żałosny.
- Kiedyś cię nauczę – palnął niemal od razu. – Znaczy się, wiesz, ty się nauczysz. Twoja mama zrobi bunt, powie „Luke, kurwa, pora dorosnąć" i będziesz musiał się nauczyć. Moja tak zrobiła, gdy miałem trzynaście lat i chciałem kanapkę.
Znowu zrobiło mi się źle, gdy wspomniał o Karen, ale zbyłem tę myśl, jak jedną z wielu tej nocy.
- Wiesz... Jestem najmłodszym synem Liz, chyba nie będzie kazała mi dorosnąć. Ale ogólnie chętnie się nauczę robić coś innego niż tosty i jajecznica. – Uśmiechnąłem się trochę nieśmiało, odkładając pojemnik po jedzeniu na stolik nocny. – Może jeszcze będziesz miał okazję mnie nauczyć, ale ja nic nie mówię... - Chciałem jakoś delikatnie poruszyć temat tego, żeby nie uciekał, tylko... Tylko co? Co Mike mógł robić w Luray, skoro był już po szkole?
- Luke. – Zrobił znaczącą minę, kręcąc przecząco głową. - Słyszałeś co powiedziała twoja mama o mojej. – Wtedy nie chciał o tym rozmawiać, ale najwidoczniej okazało się, że jestem godzien tej prawdy. – Wiesz... To nie jest moje miejsce na świecie, nie czuję się tam dobrze, dlatego szukam domu. Każdy zasługuje na to żeby mieć dom, nawet taki chuj Michael Clifford. Muszę wreszcie poczuć się gdzieś częścią tego co robię i kim jestem. Jeśli w podróży poczuję się gdzieś chciany, zostanę tam, a jeśli sama w sobie podróż da mi poczucie przynależności. – Wzruszył ramionami. – Będę po prostu żył na walizkach. Ja nie potrzebuję domowego rosołu i ciepłego łóżka...
- Rozumiem, skoro tak mówisz... – Westchnąłem i pokiwałem głową ze zrozumieniem. W takim razie chyba musiałem sobie odpuścić te komentarze, Mike wiedział czego chce... Chociaż znaliśmy się całe życie, nie miałem takiej mocy sprawczej. - Każdy na to zasługuje, to fakt. Przykro mi, że musisz tego szukać. – Uśmiechnąłem się blado. – Ale dawaj znać co jakiś czas jak tam życie, co ciekawego zobaczyłeś i w ogóle... - Kurde no nie mogłem się przyzwyczaić do tej myśli że nasza przygoda dobiega końca.
- Jasne, odblokuję cię na fejsie. Boże, człowieku, wiesz ile ja mam twoich przypałowych zdjęć, które służą mi i Calumowi jako reaction picki? Jesteś twarzą naszej konwersacji ze znajomymi. – Zaczął śmiać się z siebie. - Ale no... Ty też pisz co tam jak tam i czy ktoś zajął moje miejsce we wsadzaniu cię do kosza na śmieci od czasu do czasu. Te śmieci których nie wyniosłeś będą się za tobą ciągnąć, Luke.
- O nie, będą mnie nawiedzać w nocy. I jasne, dam znać. – Sam parsknąłem, bo co miałem zrobić? Popłakać się? Było mi co prawda trochę przykro, ale między nami zrobiło się dobrze, mam rację? Cóż... - Naprawdę mnie zablokowałeś i robię ci za mema? Michael... - Szturchnąłem go w bok. – I tja, postaram się nie być taką pizdą, bo jednak ja i kosze na śmieci się nie lubimy.
- Po prostu masz memiczne miny, okej? No i cię zablokowałem jak kiedyś napisałeś mi wykład na temat mojego niesympatycznego zachowania z pytaniami co mi takiego zrobiłeś. Uznałem że to będzie najlepsza odpowiedź. Nieważne. Teraz to nieważne, patrz. – Wszedł na Messengera i pokazał mi, że mnie odblokowuje. O, miałem Nick „Lahociąg".
Spojrzałem na niego osądzająco.
- Serio? Ale woah, to wielki krok w naszej znajomości, trochę mniej niesympatyczny kolego, co dalej? Zmienimy kolory chatu? – zapytałem prześmiewczym tonem, wywołując kolejną salwę śmiechu Mike'a.
Michael zmienił kolor na różowy i ustawił nos, który jest uznany oficjalnie za penisa, jako ikonkę konwersacji. I nazwał mnie po dłuższym namyśle po prostu małpeczka. To było całkiem urocze.
- Nazwałbym cię coś jak modelino pedalino, ale uznałem że muszę być chociaż trochę miły. – Zaczął wysyłać mi te wszystkie memy, które ze mnie zrobił. – Zobaczysz sobie w domu, no ale, póki co... Jak się czujesz? Chcesz się położyć już spać?
- Chyba czas najwyższy. Ale zobaczysz, odzyskam telefon i się zemszczę z tym nickiem – prychnąłem.
Machnął na mnie ręką.
- Pewnie, odpocznij sobie, a ja się tylko jeszcze ogolę i przebiorę koszulkę. – Zwróciłem uwagę na to, że Michael poplamił się sosem dopiero wtedy. Oboje wstaliśmy, on w celu ostatecznego ogarnięcia się, a ja odniosłem te opakowania po kolacjo – śniadaniu do śmietnika. Chwilę później natomiast oberwałem jego koszulką, którą właśnie zdjął z siebie. – Nie mogę być za miły, bo świat straci swój balans. – Poruszył brwiami opierając się na futrynie drzwi do toalety.
- Mhm, świat wybuchnie. – Wziąłem materiał w dłoń, z lekkim niedowierzaniem wobec tego co zrobił. – Ale pamiętaj, że to ja jestem tu Reptilianinem. – Cholera, on wyglądał tak dobrze, bez tej koszulki i... Ugh, dość!
- No właśnie... Jeśli ja będę dla ciebie miły, cały czas świat odbierze wrażenie, że osiągnąłeś swój cel, paskudny kosmito. – Dziwne, bo patrzył na mnie tak, jakbym wcale nie był w jego oczach paskudny.
Ale może mi się wydawało...
- Jasne, Mike, wszyscy wiemy, że osiągnąłem swój cel już teraz, ale zaatakuję w najmniej spodziewanym momencie. – Założyłem ręce na piersiach, zniżając głos do tego poziomu, że komuś to mogłoby wydawać się całkiem seksowne. Mrugnąłem do niego, podpuszczając chłopaka.
Michael uniósł lekko obie brwi i aż uchylił usta... Okej... To było trochę seksowne, cała ta sytuacja... Nie znam się na tym, ale atmosfera między nami zrobiła się taka gęsta.
Michael podszedł bliżej mnie. Tak powoli, a że miałem za sobą ścianę, praktycznie na nią wpadłem i powiedział mi do ucha, swoim najbardziej roznamiętniającym głosem na świecie, przez co moje serce waliło jak szalone, ja sam nie wiedziałem już jak się oddycha.
- A może ja tylko chcę dać ci uwierzyć że wygrywasz, hm? – Odruchowo wręcz położył dłoń na moim policzku i przejechał opuszkami aż do szyi. Uchyliłem usta z szoku i nagłej fali emocjonalnej, która cała mnie zalała. – Może chcę uśpić twoją czujność i uratować świat? - Wciąż miał w sobie tę powagę, wciąż był półnagi i wciąż miał panowanie nad sytuacją. Właściwie Michael miał sposobność przyciskać mnie do ściany. Ale nigdy tak czule i namiętnie przy okazji. Zazwyczaj inaczej odbierał mi przestrzeń osobistą. W końcu jednak, zanim zdążyłem zareagować, odsunął się i tlepnął mnie w nos, uśmiechając się złowieszczo. – Idę się golić, nie umrzyj ze strachu. – I zniknął znów w łazience, podczas gdy mnie przerażało coś innego bardziej niż on sam w sobie.
Michael, ty to robisz specjalnie. Ja wiem, że ty to robisz specjalnie!
Odprowadziłem go spojrzeniem jak zaczarowany. Aż musiałem opaść na łóżko, cały rozpalony od środka. To zadziałało na mnie w takim stopniu, jak jeszcze nic wcześniej, nawet ten nasz nieszczęsny prysznic, to była inna kategoria. Bo wiecie, wtedy miałem cudowny obraz nagiego Mike'a przed sobą, teraz z kolei musiałem działać wyobraźnią, a swoją mową, tym jak mnie dotykał, sprawił, że wyobraźnia jakoś tak sama ruszyła.
Zacisnąłem mocno powieki, z nadzieją, że mi przejdzie, ale nie przechodziło i nie umiałem dłużej udawać, że wcale nie jestem... Zwyczajnie podniecony.
Aż na chwilę musiałem zdjąć koszulkę, bo było mi z tego wszystkiego duszno. Leżałem na łóżku plackiem i czekałem na Michaela.
W mojej głowie bardzo wyraźnie rozrysowało się wspomnienie stacji benzynowej. Dosłownie czułem na udzie jego męskość i aż zadrżałem, bo nie miałem pojęcia, czy bardziej tego chcę, czy bardziej próbuję odepchnąć to od siebie.
Michael ogarnął się cały do końca, a potem jakby nigdy nic ułożył się na boku koło mnie. Nie otworzyłem oczu czując jego obecność, do momentu, gdy z pytaniem:
- Lepiej ci?
Położył dłoń na moim brzuchu, po którym powiódł palcami. Mogłem nie zdejmować tej koszulki, bo nie wiem czy wiecie, ale mężczyźni ogólnie mają bardziej wyczulone partie brzucha.
Uniosłem powieki patrząc w jego piękne, zielone oczy i dotarło do mnie, że on nie robi tego na złość, ja to tak przeżywam, bo Mike patrzył na mnie z troską i chciał ulżyć mi w bólu w związku z kłamstwem, jakie powiedziałem, ale teraz to nie do końca było kłamstwo, ponieważ nie czułem bólu, ale to coś innego, te motylki, czy jak to się tam nazywa. Czułem realnie jak jest mi dobrze, aż za dobrze i musiałem mocno się skupić, by nie westchnąć.
Jestem głupi, naprawdę. Zachowuję się jakbym wiecznie chodził napalony, chociaż miałem wrażenie, że to była zemsta za te wszystkie lata niezainteresowania relacjami tego typu i... Ugh! Znowu.
Swoją drogą byłem ciekaw, czy on zastanawia się w jakimś sensie nad moimi reakcjami i czy je zauważa.
Ta moja dziecinna słabość do Michaela budziła się na nowo i wciąż rosła... Nie byłem jeszcze pewny jak się dokładnie czuję względem tego co właśnie mi robił, ale doszedłem do wniosku, że to zdecydowanie przyjemniejsze kiedy robi to ktoś inny. Nawet gdybym chciał, nie umiałbym dotknąć siebie w tak czuły i namiętny sposób jednocześnie, nie byłbym w stanie wywołać u siebie takiej reakcji. Mike z kolei robił to bezbłędnie.
- Chyba przywykłem do niższych temperatur w drodze i teraz mi za gorąco... Albo faktycznie zaczyna mi się gorączka, ale to nieistotne. Jest dobrze, jak u ciebie?
- U mnie niezmiennie w porządku, ale jednak kąpiel w normalnych warunkach sprawia, że czuję się mniej brudny. – Och, ja mógłbym się kąpać milion razy i coś czuję, że nadal czułbym się brudny.
Michael położył się wygodniej, opierając głowę na poduszce. Wciąż leżał bokiem i wciąż mnie głaskał. Włożył w to trochę więcej siły, chcąc najwidoczniej rozmasować mój nieistniejący ból brzucha. Zjechał dłonią trochę niżej, praktycznie dotykając już gumki od jego/moich bokserek.
Oblizałem delikatnie usta kiedy to zrobił. Mały, gejowaty Luke Hemmings właśnie powoli wychylał się zza drzwi szafy, w której siedział, ale jego rozsądek kazał mu siedzieć tam dalej i wciąż szukać świątecznych prezentów. W przeklętej Narnii...
- To fakt, od razu czuję się lepszym człowiekiem. Aż czuję się lżejszy... Ale może to dlatego bo cały ten brud odpadł. – Patrzyłem na niego z dołu i trochę odetchnąłem, co było reakcją na dotyk. Bardzo postarałem się, by to nie zabrzmiało na jęk.
Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że podejrzewałem, iż jeszcze krótki moment i będę miał większy problem niż ewentualne jęki.
Pod prysznicem – okej. Tłumaczyłem to sobie taką gwałtowną, całkowicie nagą bliskością z drugim człowiekiem. To normalne, dorastający chłopcy tak mają. Ale teraz... Jak wytłumaczyłbym to teraz? A nie było opcji, że on nie zauważy.
Mike najwidoczniej naprawdę nie miał pojęcia z czym się zmagam. Może wziął moje ciężkie oddechy, za wyraz bólu i rozpaczy? Gdyby według niego to miało równie seksualny podtekst, przecież miałby inną mimikę. To wyglądałoby zupełnie inaczej.
Jakby nigdy nic, niewinnie jeśli tylko da się zrobić to niewinnie, osunął delikatnie gumkę tych majtek, przez co moje wszelkie czynności życiowe się zatrzymały. Nie miałem pojęcia co chce zrobić, ale w głowie utworzyłem sobie wizję, jak łapie między palce, mój rosnący wciąż problem i teraz ten problem, nie mój brzuch masuje swoimi palcami.
Luke, możesz przestać być nastolatkiem? Albo inaczej, Luke możesz zacząć być normalnym nastolatkiem i zacząć myśleć o cyckach?
Ale... Co jest w tym nienormalnego?
Jednak on nie położył ręki tam. Położył ją na moim podbrzuszu, skupiając się wówczas na tej określonej partii mojego ciała, bo przecież umownie dalej jestem podtruty słodkim.
- Lepiej ci? Tak ogólnikowo? Jakbyś jeszcze czegoś potrzebował to wiesz... Wykorzystaj moją dobroć. - Mike miał zamknięte oczy ale i tak mógł czuć ode mnie ciepło, które uwierzcie, jest innym typem ciepła niż gorączka. Przysunął się trochę, podniósł powieki i wpatrywał się teraz w moje zaróżowione policzki.
Najwidoczniej uznał, że powstrzyma się od komentarza, chociaż jego wzrok był trochę jak „stary... zepsułem cię".
- Lepiej, dziękuję... Ale muszę zmienić pozycję, bo tak mi zbyt ciężko na żołądku. – Nie obchodziło mnie nawet w tamtej chwili czy Clifford w to uwierzy czy nie, ale to musiało być powiedziane dla samego faktu. Podniosłem się na łokciu i trochę drżąc położyłem się na boku, teraz przynajmniej on nie mógł widzieć mojej mimiki, tego jak czerwony byłem i cóż... W tamtej chwili nie ufałem już swojemu penisowi.
Bo kiedy Mike wsunął kurde dłoń pod materiał moich bokserek, to ja znowu zapomniałem jak się nazywam. A mam bardzo proste imię!
Patrzył teraz na moje plecy. Zabrał dłoń i leżał przodem do mojego tyłu. Chyba zastanawiał się co ma powiedzieć, co zrobić, jakby nie był pewny mojego stanowiska w całym tym komediodramacie
- Wybacz, już cię nie molestuję – szepnął.
- No co ty, nie czuję się molestowany. - Zaśmiałem się, chociaż nie byłem rozbawiony tym tekstem.
No właśnie nie czułem się molestowany i tu rodzi się problem, bo już zaczęło brakować mi tego dotyku, a z drugiej strony trochę bałem się swoich własnych reakcji no i cóż, reakcji Michaela.
- Chciałeś zrobić mi dobrze. Ja pierdole, w sensie... No chciałeś żeby przestało mnie boleć, to źle zabrzmiało wybacz. – Znów próbowałem zbagatelizować temat śmiechem, bo brawo, mistrzu słowa, załatwiłeś to totalnie bez niezręczności.
Teraz to Michael zaśmiał się w ten sposób i przysunął się trochę do mnie, ale wciąż mnie nie dotknął, żeby nie zburzyć tej pozornej stabilności, którą myślałem, że jeszcze mam.
Przełknął po prostu ślinę i trochę ryzykując przejechał opuszkami palców wzdłuż moich pleców, jednak przestał bo najpewniej uznał, że tak nie można. Jakby bał się, że mnie skrzywdzi...
Więc sam obrócił się na plecy, po prostu patrząc w sufit w zamyśleniu.
Kiedy wykonał swój wcześniejszy gest... Dostałem gęsiej skórki, a potem chłopak tak zwyczajnie przestał. Poczułem większy chłód, bo trochę się odsunął i nie czułem już takiego napięcia między nami, skoro leżeliśmy inaczej. Dostawałem na głowę, bo chciałem jeszcze, chciałem być tak głaskany, chciałem żeby mnie przytulił i po prostu...
Ale usilnie próbowałem tłumaczyć to tym, że jestem zafascynowany tym rodzajem bliskości, nie... Michaelem.
Na zmianę – albo mój mózg mówił – wal to, Luke, chcesz zrobić jakiś krok w kierunku Michaela, albo mówił – Daj spokój, to nie chodzi o tego kolesia, to chodzi o twoje niedoświadczenie.
To był dobry moment na ochłonięcie, pójście grzecznie spać, ale co zrobiłem ja, wasz maestro świetnych pomysłów? Oczywiście, że odwróciłem się w stronę Michaela i położyłem głowę na jego ramieniu.
To się źle skończy. Te całe podchody...
Mike był najwidoczniej zaskoczony moim ruchem, przez moment patrzył na mnie z góry, a później... Nie zrobił nic. Dosłownie nic, przez co poczułem się taki mały i głupi. Jakbym popełnił jakiś błąd. Ale to on zaczął, to on mnie dotykał, więc czemu miałby się dziwić temu, że chcę więcej?
Może robił sobie ze mnie żarty? Może... Postąpiłem jakoś nieodpowiednio?
Liczyłem na to, że mnie obejmie, a ja wtulę nos w jego szyję i tak zaśniemy, bez konieczności rozmawiania o tym, co się dzieje.
- Jeśli ci to przeszkadza to powiedz – wypaliłem, chcąc powiedzieć cokolwiek. Odniosłem wrażenie, że oszaleję, jeśli się nie wytłumaczę.
Bo co ja sobie myślałem? Parę miłych chwil, trochę wspólnego spania i on nagle zechce bawić się w jakieś obściskiwanie? Może Clifford rzeczywiście po raz ostatni chciał być dla mnie miły, zanim się rozstaniemy na wieki wieków amen, po tylu latach darcia kotów?
Odpowiedział mi lekkim uśmiechem, który mógł oznaczać dosłownie wszystko, na to co powiedziałem.
Ale po chwili po prostu położył dłoń na moich plecach i zaczął delikatnie mnie po nich drapać, obracając głowę w moją stronę i wtulił nos w moje włosy, które zaczęły się kręcić trochę na końcach od wilgoci.
Ulżyło mi, bo nie chciałem być odrzucony, ale nawet to nie sprawiło, że moje wątpliwości minęły, więc bałem się wykonać jakiś gest ze swojej strony. Dlatego Michael sięgnął po moją rękę, którą się objął. Niby próbował pokazać mi co dalej.
I znów. Ulga. Bo on też chciał mojej bliskości, skoro to zrobił.
- Dobranoc, Mike. – Wiedziałem, że nie zasnę tak szybko, ale wciąż, uznałem, że pora to powiedzieć.
Michael znów się uśmiechnął i dalej leciutko głaskał moje plecy, dając temu trochę więcej siły. W końcu ta pozycja zaczęła go denerwować, dlatego wciągnął mnie bardziej na siebie tak jak zrobił to w aucie... Tak że byliśmy niemal na tej samej wysokości. Chociaż nie, ja znalazłem się trochę nad nim, ale wciąż... Na nim. Rozumiecie, prawda? Jedną ręką nieustannie miział mój bark, a drugą... Och, drugą natomiast posunął po mojej klatce piersiowej, wciąż nagiej, by w końcu dotknąć mojej nogi, którą założył na swoje biodra i tak zostawił swoje palce na moim udzie lekko je ściskając.
Zalagowałem się. Sorry, ale się zalagowałem, wtedy i jak teraz o tym myślę, więc najwidoczniej znów wystąpił terror 404 i czas wgrać nowe oprogramowanie.
- Musisz mi wybaczyć, jestem strasznie wybredny jeśli chodzi o pozycje, w których śpię.
Mhm, to ciekawe ile on musi lubić pozycji seksualnych...
Ciekawy te nowe oprogramowanie, nie powiem. Nazywa się „wyszedłemzszafy.exe"?!
Znowu podjąłem się walki z mózgiem.
Ale kiedy wykonał ten gest... To miało coś w sobie na tyle, że znów pojawił się ten podtekst seksualny i z desperacji chciałem się o niego otrzeć, ale musiałem się powstrzymać, żeby zachować resztki i tak nieistniejących pozorów... Westchnąłem ciężko, ułożywszy dłoń na jego koszulce. Zakreśliłem na niej kółka palcem.
- Spoko, tak też mi wygodnie...
Moje zaufanie do mojej męskości poszło się gonić, naprawdę. Musiałem skupić wszelkie swoje instynkty, żeby kontrolować to co się dzieje.
Mike leżał tak dalej, aż w końcu powiódł dłonią z mojej łopatki na ramię, z ramienia na szyję, a z szyi na brodę i linię szczęki. Więc to nie był koniec? I dlaczego ja wcale nie chciałem, żeby to się kończyło? Rozchyliłem trochę wargi, patrząc na niego z góry w taki sposób, jakbym chciał mu powiedzieć „bądź moim pierwszym pocałunkiem i tak się przecież żegnamy za niedługo". Ale mnie nie pocałował. On po prostu obrysował opuszkami kontur moich ust. Wypuściłem powoli powietrze przez usta i lekko zwilżyłem je językiem, przez co mój język zetknął się również z palcami Michaela. Po prostu jakby Mike sprawił, że moje wargi nagle nabrały na znaczeniu i musiałem coś z nimi zrobić.
Zadrżałem znów. Michael też wyglądał na rozbrojonego. Już drugi raz w życiu widziałem go całkiem niepewnego i bezbronnego i ten drugi raz, tak samo jak pierwszy, był spowodowany... Mną.
- Mike... - szepnąłem wciąż z jego palcem przy wargach.
Wyglądał na takiego, który właśnie przeprowadza walkę ze sobą. Namiętność naszych spojrzeń, które w siebie wlepialiśmy wtedy przekraczała ludzkie pojęcie i nie byłem pewny już dosłownie niczego.
- Dobranoc, Luke... - Zabrał dłoń, poprawił poduszkę i...
Powiedział mi dobranoc?! Powinienem być mu wdzięczny, bo o ile teraz, w nocy, albo bardziej nad ranem, chciałem mieć już wszystko gdzieś, nie byłem pewny jak czułbym się z tym wszystkim po wstaniu. Może to była forma okazania mi jakiegoś szacunku? Albo ratunku przed czymś, tylko przed czym?
Bo nie przypominał wówczas Michaela Clifforda, który bawi się moimi uczuciami, który chce mnie skrzywdzić. Przypominał... Moje odbicie, to znaczy coś na kształt strachu, zmieszanego z dużą dawką potrzeby łamania granic i zatapiania się w bliskości.
Przełknąłem ślinę, odsuwając się trochę od niego. Położyłem się na plecach, wsłuchując się w miarowy oddech Mike'a, który po dłuższym czasie w końcu zasnął. No tak, ja miałem okazję zdrzemnąć się w drodze, on nie spał długo, tym samym... Nie mogłem go winić.
Ale wciąż – potrzebowałem odpowiedzi. Rozkładałem to, co robiliśmy na czynniki pierwsze do tego stopnia, że wciąż o tym myśląc, rozpamiętując, uświadomiłem sobie jak daleko zaszła moja wyobraźnia i że wcale nie panuję nad swoim ciałem do tego stopnia, jak myślałem, że jestem w stanie.
Skrzywiłem się trochę. Ścisnąłem nogi, przygryzając mocno wargę, ale rozluźniłem się znów, cichutko łapiąc oddech, podczas gdy w moich bokserkach problem wciąż narastał. Czułem mrowienie na ustach... Od jego dotyku. Przełknąłem ciężko ślinę.
Zerknąłem na Mike'a, który rzeczywiście... Padł. Jak on mógł w ogóle zasnąć w takiej chwili? Jak to mogło potoczyć się tak cholernie szybko?
Wciąż na niego patrząc, położyłem rękę na swojej męskości, z nadzieją, że może to jakoś minie, ale wiedziałem, że nie minie, jeśli sobie z tym nie poradzę. Ścisnąłem go przez materiał.
Zamknąłem oczy znów łapiąc głębszy oddech.
Musiałem coś z tym zrobić. Przejść się, napić wody, cokolwiek. Dlatego wstałem z łóżka najciszej jak się da, z nadzieją, że chłopak się nie zorientuje.
Wpadłem do łazienki i moim pierwszym instynktem było wejście do wanny i opryskanie się zimną wodą, ostatnio zadziałało, ale nie chciałem tego robić, bo jednak Michael mógł się obudzić. A to byłoby trochę podejrzane, biorąc pod uwagę to, że jakąś godzinę temu się kąpałem. Spojrzałem w lustro, żeby zobaczyć w jakim jestem stanie i aż jęknąłem widząc swoje odbicie. Czerwone, wściekle czerwone policzki, takie szczególne spojrzenie i sam po sobie widziałem, że coś jest na rzeczy. Przemyłem twarz zimną wodą i chwilę tak stałem z rękoma opartymi o umywalkę, próbowałem unormować bicie serca. Raczej mi się to udało, ale wciąż czułem potrzebę no i cóż, ochotę, by zwyczajnie sobie ulżyć.
Myślenie całkiem padło. Jakby pochłaniał mnie ten cały szok i coś co kłębiło się nie od momentu, gdy zasnąłem z chłopakiem w aucie, a od momentu, gdy w ogóle zacząłem rozumieć, że ludzie pociągają ludzi, a to całkiem... Długo.
Usiadłem na krawędzi wanny, sam nie wierzyłem w to co się odbywa. Mike spał za ścianą! Mój nagły obiekt pożądania i powód dla którego właściwie ta dość spora komplikacja zaistniała... Przez chwilę masowałem się przez materiał bokserek znów, ale nie dostarczało mi to tyle przyjemności ile chciałbym by dostarczało, dlatego też je zdjąłem i wziąłem go w dłoń, tak jak wcześniej wyobrażałem sobie, że Michael to robi.
Wykonywałem odpowiednie, posuwiste ruchy ręką, w pewnych momentach bardziej ściskając swojego członka. Doskonale wiedziałem jak zrobić sobie dobrze, znałem swoje ciało i potrzeby pod tym względem...
Ale kiedy się wtedy masturbowałem, zacząłem myśleć o tym czego jeszcze nie wiedziałem, czego nie doświadczyłem i moje myśli automatycznie przeszły do myśli o Michaelu. O naszym wspólnym prysznicu i jak blisko wtedy byliśmy, o tym co wydarzyło się kilka minut temu. Wolną ręką obrysowałem sam sobie kontur ust opuszkami, tak jak zrobił to Mike i wsadziłem sobie dwa palce do ust, a potem... Poszedłem krok dalej i zacząłem je ssać. Dopasowywałem tempo wedle potrzeb, oddychałem przez usta i powstrzymywałem jęki. Gryzłem się w palce, gdy czułem się na krawędzi, bo nie mogłem obudzić Michaela. Doszedłem więc do wanny, z myślą o swoim koledze.
Jakże heteroseksualnie, Luke.
__________________
część tego rozdziału napisała ze mną karolina to znaczy @OriginalQueer i już wiadomo skąd nazwa xD
właściwie ta masturbacja to jej dzieło, whoops.
Czekam na wasze komentarze i cóz, ten rozdział był strasznie długi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro