Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 || Coruscant

Na Coruscant nie była od czasu wydania rozkazu sześćdziesiąt sześć i rozpoczęcia się czystki Jedi. Ciotka nie musiała jej uświadamiać z tym, że to planeta działająca całkowicie pod dyktando Imperium i zresztą jego stolica - doskonale wiedziała o tym wcześniej.

Jednak czuła, że jeśli chce się czegoś dowiedzieć, to musi iść właśnie tutaj. To w Świątyni Jedi spędziła swoje dziecięce lata po tym, jak zabrano ją od matki. Mimo iż teraz to był pałac imperialny to miała takie przeczucie, że tu powinna zacząć swoje poszukiwania prawdy o sobie.

Szła przez ulice dolnego poziomu planety, z krótkim płaszczem, którego kaptur przysłaniał jej twarz. Ta droga była wbrew pozorom najbezpieczniejsza, imperialni zdawali się najmniej patrolować tę część Coruscant, gdyż zapewne sami obawiali się szemranego towarzystwa, na jakie mogliby się natknąć.
Jednak Yllienne się tego nie bała, mimo wszystko wierzyła w swoje umiejętności, nawet jeśli miała nie używać Mocy, żeby się nie wydać.

Właśnie, Moc... Musiała się bardzo pilnować, żeby przypadkiem nic nie wydostawało się za ten jej mentalny mur, by nie przysporzyć sobie zbędnego problemu w postaci inkwizycji bądź co gorsza... Vadera.

Lorda Sithów znała z opowieści, nigdy nie miała tej nieprzyjemności stanąć z nim twarzą w twarz i co gorsza walczyć. Sama przed sobą musiała przyznać, że w stosunku do niego już nie była taka pewna czy dałaby radę. Podobno przez mechaniczne kończyny władał taką siłą, że z łatwością mógł przełamać twój blok mocnymi atakami.
A co tu dopiero mówić o własnych atakach, kiedy cały czas musisz się bronić, czując jak twoje mięśnie coraz bardziej odmawiają posłuszeństwa.

Coś czuła, że jeśli doszłoby do takiego spotkania, to musiałaby albo od razu uciekać, albo próbować jak najmniej blokować, a zamiast tego unikać ciosów.
Ale nie oszukujmy się, ile dałaby radę? Sama nie miała pojęcia, chyba nigdy w swoim życiu nie musiała staczać pojedynku z tak wymagającym przeciwnikiem (i oby nigdy nie musiała...).

Niedługo znalazła się na tyle blisko pałacu Imperatora, że widziała go w całej okazałości. Niezbyt pamiętała jak to kiedyś wyglądało, ale na pewno nie było tych flag z symbolem Imperium...
Czuła, że musiała jakoś podejść bliżej. Ominąć nieliczne patrole i pójść tam, muszą być tam w końcu odpowiedzi, których tak pragnie...

Ale czy na pewno powinna się tego dowiadywać?

Trochę czasu minęło, zanim znalazła idealną lukę między patrolami, dzięki której mogła podejść pod budynek i dopiero zacząć myśleć co dalej.
Wchodzić na dach? Nie, marne ma na to szanse, a poza tym będzie niezwykle odsłonięta.

Czyli pozostaje wejść do środka i mieć nadzieję, że rozkład pomieszczeń pozostał chociażby mniej-więcej taki sam...

***

— Wyczuwam duże zakłócenie w Mocy... Niedaleko. — kiedy usłyszała te słowa, momentalnie wstrzymała oddech i schowała się za ścianą. Ktoś właśnie szedł korytarzem, w który miała przed chwilą skręcić. — Wezwij do mnie Lorda Vadera. Nieważne gdzie jest i czym się zajmuje, muszę go mieć jak najszybciej tutaj.

Od razu stało się dla niej jasne to, kogo właśnie podsłuchuje.
Ale czego się spodziewała? To pałac imperialny, oczywiście że to główna siedziba Imperatora, gdzie miałby być?

— Moi inkwizytorzy równie dobrze mogą sobie z tym poradzić... Cokolwiek to jest. — usłyszała krótki śmiech Imperatora w odpowiedzi, kiedy jej coraz mocniej biło serce, bo słyszała jak są coraz bliżej.

— Sądzę, że to będzie interesujące zadanie dla niego... Lecz jeśli chcą się sprawdzić, to masz wolną rękę. — musiała się gdzieś szybko ukryć. Rozejrzała się wokół, ale jedyną dobrą opcją był... Sufit. Dlatego z braku lepszego wyjścia z sytuacji podskoczyła wysoko, łapiąc się metalowych części na suficie i modląc się w duchu, że jej tu nie zauważą.

Albo być może chociaż udadzą, że jej nie widzą.

— Żaden Jedi nie stanowi dla nich problemu. — mało brakowało, a zaśmiałaby się na to stwierdzenie - jak widać - Wielkiego Inkwizytora. Cóż, całkiem niedawno w dość prosty sposób pozbyła się Dziewiątej Siostry. Także te słowa nie były tak do końca trafne...

— Ta sprawa jest trudniejsza niż ci się wydaje. — właśnie przechodzili tuż pod nią. — Tak, czuję twój gniew. Może ci się to nie podobać, ale są rzeczy, które przerastają ciebie i twoich inkwizytorów. Ale jeśli jakimś cudem to wam się to uda... To nagroda na pewno was nie ominie. Jednak nie mów później, że nie ostrzegałem, bo z tego ci mi przekazałeś, to ta dziewczyna jest... Wyjątkowa.

Nie mówili już nic więcej.

Poczekała aż pójdą gdzieś dalej i może rozejdą się w swoje strony i dopiero wtedy zeskoczyła zgrabnie z miejsca swojej kryjówki.
O czym właściwie rozmawiali? Albo raczej o kim? O niej?

Jedno jest pewne, przybycie Dartha Vadera na Coruscant na pewno nie jest dla niej dobrym znakiem. Musiała czym prędzej się stąd zbierać, już chrzanić dowiadywanie się prawdy o sobie, chce żyć.

Ale nawet kiedy jakiejś sensownej drogi do wyjścia niepostrzeżenie, to nie mogła wyrzucić z głowy tego co usłyszała. To co on mu przekazał?  O jaką dziewczynę chodzi? Która jest wyjątkowa?
Na początku nic nie przychodziło jej do głowy, ale potem zaczęła myśleć o tym, jakby dotyczyło to jej samej...

W końcu ciotka jej mówiła, że Imperium dowiedziało się o niej z przesłuchania przez jakiegoś "dziwnego kolesia", czyżby miała na myśli Wielkiego Inkwizytora? Pamiętała, że Elowen jeszcze wspomniała o tym, że ten mężczyzna powiedział, że "Ktoś będzie bardzo zadowolony z tego odkrycia". Chodziło o Imperatora? Czy Vadera, który niedługo pojawi się na Coruscant?

Znowu ma więcej pytań niż odpowiedzi... Jedyne czego jest pewna to to, że jako iż jest Jedi, to na pewno jest już na jakiejś czarnej liście do odstrzelenia.

Swoją drogę do wyjścia znalazła na dachu. Ściany wydawały jej się na tyle pochylone, że mogłaby z nich swobodnie zjechać na dół, a potem zeskoczyć na ulicę, ewentualnie wyhamowałaby używając...

Mocy...

O kurwa.

Właśnie zorientowała się, że już jakieś kilkanaście minut temu zrobiła coś, czego miała nie robić... Użyła Mocy, by ukryć się przy suficie. Nie wierzyła, że Imperator i Wielki Inkwizytor będąc tak blisko nie wyczuli tego choć trochę, albo chociażby sam Imperator...
Czyżby wiedział że tam jest, ale... Dał jej odejść? I mówił w taki sposób, by pomyślała, że to ją będą teraz ścigać?

Albo tylko po to, by zrobić jej taki mętlik w głowie? Chociaż znając życie, sama sobie robi ten mętlik całkowicie bez powodu.

— Nie ruszaj się!

Bez powodu, huh?

Stojąc tuż przy krawędzi odwróciła się, dostrzegając kilku szturmowców, celujących do niej z blasterów. Świetnie Yllienne, brawa dla ciebie, co teraz? Wyjmiesz miecz świetlny i zaczniesz nim machać? Albo spróbujesz wytłumaczyć jakoś swoją obecność tutaj?

Tak czy siak, musiałaby użyć jakoś Mocy. A że nie chciała zostawać tam już ani na minutę dłużej... To cofnęła się jeszcze dalej w stronę krawędzi, skacząc na ścianę.

Cóż, teraz zdawała się być trochę bardziej stroma. Ale skoro już to zaczęła, to brnęła w to dalej.
Zjazd nie był długi, ale za to jaki szybki. Jak dobrze, że nie trafiła po drodze na jakąś wystającą cegłę, przez którą zaraz jej piękny zjazd zmieniłby się w festiwal poobijanych kończyn i ogólnie całego ciała.

Przy samym końcu podskoczyła, odbijając się od dachu. Wylądowała już na ziemi, a przez siłę, z jaką w nią uderzyła powstała mała fala, która zmiotła patrol szturmowców.
To by było na tyle, jeśli chodzi o nie zwracanie na siebie uwagi.

Oby tylko miała dość czasu, żeby zwiać z tej planety, zanim jej - zapewne już istniejący - pościg ją dogoni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro