Rozdział 34
-Hej Evie-czekanie na Caleba przerwał mi Shawn, którego nie widziałam dziś w szkole. Aż do teraz oczywiście. Wyglądał na nieco rozespanego, jego włosy dziwnie się kręciły. Zazwyczaj tak nie wyglądają, może chłopak je prostuje? Nie mam pojęcia, nie zwracałam na nie uwagi. Miał na sobie bluzę w bardzo jasnoniebieskim odcieniu i czarną kurtkę jeansową. Mówiąc w skrócie-nie wyróżniał się na tle wszystkich uczniów szkoły.-Mam newsa-kontynuował
-Mów! Co ciekawego odkryłeś?-zapytałam, naprawdę zainteresowana informacją
-Nie jestem przekonany czy chciałabyś to usłyszeć. To raczej fakt, a nie odkrycie, bo dowiedziałem się bezpośrednio od Knoxa. O dziwo, ze mną chcą rozmawiać, mimo iż to ja cię pocałowałem, za co przepraszam. A z Tobą nie. Nie wiem dlaczego to się tak potoczyło. Przykro mi również, że rozstałaś się z Craigenem. Pasowaliście do siebie i nikt nie spodziewał się rozstania. Jak się z tym trzymasz?
-Chyba jest lepiej. W sensie, nie byłam z nim długo. To była dziwna relacja, ale nie mówmy o tym-ucięłam temat, gdyż czułam się dziwnie, zwierzając się z tego Shawnowi, na którego dopiero co byłam zła-Mów co to za informacja
-A więc...obstawiam, że wiesz, iż w naszej szkole istnieją wymiany międzynarodowe i krajowe. To bardzo fajny program, bo za darmo możesz wyjechać do dowolnego miejsca i pozwiedzać, poznać nowych ludzi...w każdym razie próbuję ci przekazać, że... Knox się do tego zgłosił i za tydzień wyjeżdża do Filadelfii. Ale to nic takiego skoro to twój były, prawda? W końcu ci przeszło...
-Niby tak, ale jest mi bardzo przykro, że wszystko rozwaliłam i to zakończyło się tak, a nie inaczej-przerwałam, bo nieopanowanie wydobył się ze mnie głośny szloch i zaczęłam płakać.
Tak, ja. Emocje zbierały się we mnie przez jakiś czas i musiałam z siebie to wszystko wyrzucić. Nie chciałam płakać przy Shawnie, nie chciałam tego robić w szkole, gdzie zawsze jest szansa, że ktoś to zobaczy i będą plotki, albo rozmowa z wychowawcą, z powodu rzekomych "problemów". Czy mam problemy z okazywaniem emocji, a może po prostu chcę być samodzielna? Tego nie wiem
-Hej Evangeline...zły moment? Shawn? Dlaczego nie było Cię na treningu?-wtrącił się Caleb-Wybaczcie, że tak późno, musiałem jeszcze wziąć prysznic. Evie, nie chcesz wiedzieć jak pachną chłopcy po długim treningu. A teraz na serio, co się stało? Dlaczego płaczesz?- Chłopak dosiadł się do nas i pogłaskał mnie po ramieniu.
Siedzieliśmy teraz we troje na zimnej podłodze korytarza szkolnego. Ja-płacząc, Shawn-opierając się o moje ramię i bawiąc się moją dłonią i Ackerman, który nie do końca wiedział co się dzieje, ale postanowił to przemilczeć i po prostu nam towarzysząc, w jakiś sposób wspierając mnie mentalnie.
-Chyba już się otrząsnęłam, mów co mam robić Caleb-powiedziałam, wycierając z twarzy ostatnie łzy.
-A więc chciałem powiedzieć, że zabieram Harper na koncert, na ten, co kupiliśmy razem bilety. Sądzę, że wtedy najłatwiej będzie złapać wspólny język. A żeby ci to ułatwić, podwiozę cię. Raczej nie spodziewam się niezręcznej ciszy w aucie
-Hej, ja też chcę jechać z wami! Są jeszcze bilety?-wtrącił się Shawn
-Sprawdź na stronie.
Shawn nigdy nie był fanem Paramore. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Czułam się dziwnie z faktem, że chce jechać na koncert, skoro nie zna ich utworów. To psuje całą ideę śpiewania z publicznością, przeżywania obecności artysty. Pobyt na koncercie nie znając twórczości zespołu, traci magię. Czyżby Mendes był na tyle zdesperowany i potrzebował drugiego człowieka, że wepchnie się na koncert? I to tylko po to, by z nami przebywać?
-Kupione. Nawet nie wiecie, jak się cieszę! Znam kilka ich piosenek, na pewno będziey się świetnie bawić-podsumował uśmiechnięty. Czyli zdesperowany.
-Dobrze, czyli wszystko obgadane. Zmykam do domu, bo Harper będzie podejrzliwa. A nie umiem kłamać, nawet chyba nie chcę. Żegnajcie-zasalutował i opuścił mury szkoły.
-Zostaliśmy sami-stwierdził Shawn
-Ja idę. Zaraz zamkną szkołę, a ostatnie o czym marzę, to nocować w tej ruderze.
-Mogę Cię podwieźć i tak jadę w tamtą stronę
-Jestem zmuszona odmówić. Zach po mnie przyjedzie za dziesięć minut-skłamałam
-Mogę w takim razie z Tobą poczekać
-Dziękuję, ale idę do pracy do Christiny. Muszę z nią porozmawiać, wybacz.
Dlaczego mu odmówiłam? Nie wiem, może czułam się przytłoczona? Przerażało mnie trochę to, że Mendes się zmienił. Od tamtego feralnego obozu nie rozmawia ze swoją najlepszą przyjaciółką i dobrym kolegą. Widać, że czuje się samotny i uporczywie narzuca się innym ludziom. Nigdy nie był taki, raczej zawsze na uboczu i miał swoje życie. Nie zapominajmy też, że stracił dziewczynę. Niezła z niej szmata, skoro grała na dwa fronty. Myśląc tak o tym, co mu się przydarzyło przez ostatnie dni, zrobiło mi się go szkoda. Dlatego, mimo iż nie podobało mi się, co uczynił, to nie chciałam go zostawiać. Straciłby wtedy kolejną osobę, o ile w ogóle byłam dla niego w jakiś sposób ważna.
Odczekałam aż chłopak odjedzie, po czym wyruszyłam na pieszo. Czekała mnie całkiem długa droga, a było zimno. Jednak miałam rękawiczki, ciepłą czapkę i słuchawki, które ratowały sytuację. Przez całą tą nostalgiczną muzykę i aurę, dotarło do mnie coś bardzo niemiłego. Nie straciłby tych osób, gdyby nie ja. Pojawiłam się tak nagle, zaskarbiłam przyjaźń jego znajomych, przez to, że ja pojechałam, on również zgodził się na tą wycieczkę. Ale czy czuję się z tego powodu winna?
Nie, on sam zaprosił mnie do swojego życia.
—————
Zbliżamy się do końca kochani
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro