Rozdział 28
Mimo tego, że wczoraj nie wypiliśmy za wiele, miałam dzisiaj problem z podniesieniem się z łóżka. Chociaż, może to nie przez to, że jestem na kacu. Po prostu jestem leniwa.
Prawdę mówiąc, wczorajszy wieczór był bardzo miły. Rozmawialiśmy jak starzy, dobrzy przyjaciele. Mimo krótkiego stażu, czuliśmy się przy sobie komfortowo. Podzieliliśmy się swoimi obawami dotyczącymi życia jak i śmierci, a następnie graliśmy w "puszkę" butelkę i nabijaliśmy się z tych, których z nami nie było. Nie, że ich nie lubimy, po prostu są zabawni. Nie pomijajmy momentu, gdy weszłam do wody w ubraniach, inaczej nie byłabym sobą. Zaczęło się niewinnie, podeszłam sprawdzić temperaturę wody, a że była naprawdę wysoka jak na tę porę roku, zaczęłam wchodzić coraz dalej. Zanim się obejrzałam dołączył do mnie Knox, a potem Mendes i Melissa. Jeżeli myślicie, że po prostu sobie chodziliśmy, to nie możecie być bardziej w błędzie. Knox się przewrócił, powiedział, że zobaczył coś ciekawego w wodzie, po czym pociągnął Mel, ta mnie, a ja Shawna. Bawiliśmy się przednio. Jestem prawie pewna, że w przeciągu kilku dni będę chora.
-Melly, budź się. Już 7 rano.-powiedziałam, przecierając oczy i ziewając
-Melly? To urocze, Evie. A jak ja mogę na Ciebie mówić?
-Dosłownie wszystko oprócz Angeline, Eva, Angela, no po prostu nie.
-A Vee?
-Może być
-I jak, jesteś gotowa na poznanie Julii naszego Shawna?
-To Saige-sprostowałam
-O jeju, tylko nawiązałam do Romea i Julii. Nie, żeby coś, ale chłopcy już są gotowi. Przynajmniej Shawn. Idzie tu do nas
-Wyślij chłopakom alfabetem Morse'a, że mają tu nie przychodzić. Wyglądam jak gówno
-Nie jesteśmy w serialu ani symulacji. Nie umiem i nie rozumiem Morse'a, oni pewnie też.
-Dobra, jebać, to tylko Shawn.
-Witajcie dziew... o boże, nie rozpoznałem was. Holy guacamoly, to Ty, Evie? Ty potworze, powiedz, gdzie ją schowałeś!-potrząsnął mną
-Bardzo śmieszne. Jestem tylko nieuczesana, mam bardziej widoczne wory i jedzie mi z buzi. Bywało gorzej-podsumowałam
-Chyba nie chciałem o tym wiedzieć. To szykujcie się, dam wam trochę czasu. A mówiąc trochę, mam na myśli dziesięć minut. Zaraz śniadanie, a po nim musimy zniknąć niezauważeni
-Ty niezauważony? Shawn, cała szkoła ciągle Cię zauważa, tak samo Melissę. Przecież ona ciągle gada, sądzicie, że nauczyciele nie zauważą waszej nieobecności?-zapytałam
-Skoro tak, to twoją też zauważą. Brak marudy i sztywniary będzie równie widoczny
-Nazwałeś mnie sztywniarą, bo uznałam twój plan za słaby?
-Paa-zakończył rozmowę i wyszedł za drzwi-Dziesięć minut-wspomniał, po czym je zamknął
-To tylko Shawn-powtórzyła moje słowa-Nie wkurzaj się, gdy kogoś lubi to rozkręca się i wyostrza mu się żart
-Już myślałam, że go podmienili
Więcej już nie rozmawiałyśmy. Starałyśmy ogarnąć się jak najszybciej. Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy, umyłam zęby i psiknęłam perfumami Mel, bo nie wiem gdzie położyłam swoje. Nałożyłam tusz na rzęsy, bo tylko tyle zdążyłam zrobić i schowałam do kieszeni telefon wraz z gumami do żucia. Najpotrzebniejsze rzeczy.
Na śniadaniu dosiadł się do nas Benjamin, a raczej ja i Mel dołączyłyśmy do stołu, przy którym siedział z naszymi przyjaciółmi. Wydawał mi się dziwny i podejrzany, ale nie traktowałam tych myśli poważnie. Każdego uważam za dziwaka i zbrodniarza, dopóki się dobrze nie poznamy, Chociaż nie, Harper znam bardzo dobrze, a nadal sądzę, że jest dziwna. Tęsknię za nią, może powinnam do niej napisać? Wiem, że chciała przerwy, ale pokazałabym jej tym, że mi zależy...
Wracając, przedstawiliśmy Benjaminowi nasz plan na dzisiejszy dzień i powiedział, ze jesteśmy chorzy. Bez przesady, mój lekarz sądzi, iż jestem w dobrej formie, chociaż możliwe, że mam stan podgorączkowy i katarek. Dobra, zwracam mu honor.
Chwilę po śniadaniu wymknęliśmy się lasem, próbując znaleźć drogę na najbliższy przystanek autobusowy. Internet i zasięg naprawdę bardzo zawodziły, szliśmy przed siebie przez jakieś czterdzieści minut. Nigdzie, ale to nigdzie nie widzieliśmy przystanku, mimo iż domów zaczynało być coraz więcej. Wtedy pojawiła się ostatnia nadzieja. Wypożyczalnia samochodów. Shawn miał kierować, więc symbolicznie daliśmy mu kilka dolarów, za to, że będzie nas woził. Wiedzieliśmy, że go stać, ale nie chcieliśmy mieć potem długów na sumieniu. Auto było takie piękne i cudownie pachniało. Mogłabym tam siedzieć i tylko je wąchać. To chyba obsesja.
Shawn i Knox usiedli z przodu, Craigen należał do tych spokojnych, więc miał za zadanie nawigować kolegę. Ja z Corolli byłyśmy tylko dla towarzystwa, więc mogłyśmy na spokojnie paplać, siedząc na tyle i nie przeszkadzając nikomu. Kocham, gdy nie mam zobowiązań.
-No to jedziemy-powiedział Shawn i odpalił auto.
I nie wiem czemu, ale zaczęłam się stresować
---------------
Taki nijaki ten rozdział, wybaczcie
W mediach piosenka, a raczej cover którego słucham ostatnio w kółko
Miłych wakacji, izzie x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro