Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Popołudnia w domu Trent'ów

Preston obracał się na krześle stojącym przy moim biurku i rozglądał po pokoju, chyba nie czując się do końca komfortowo. Nie mogłem go winić, mi też wyjątkowo ciążyła panująca w pomieszczeniu cisza.

Było już dość późno, ale zadzwoniłem do niego od razu po pracy, proponując nawet, że po niego podjadę, skoro i tak wracałem do domu. Praktycznie mnie wyśmiał. Wysłałem mu więc adres i zjawił się jakieś kilka minut po mnie, najwyraźniej nie miał szczególnie daleko. Nie zdążyłem nawet zebrać z podłogi rzeczy Amy na które spojrzał jakby w życiu nie widział zabawki. Potem zerknął na mnie podejrzliwie, jakby myślał, że to ja bawię się lalkami Barbie.

- Masz... dzieciaka? Czy coś? - zapytał w końcu niepewnie, a ja parsknąłem śmiechem.

- Jasne – odpowiedziałem niezrażony, wyciągając się na łóżku. - Nie wiedziałeś? Strzeliłem sobie jednego jeszcze w podstawówce... Matka go nie chce, więc zamieszkał ze mną.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie z osłupieniem, ale chyba w końcu dotarło do niego, że żartuję.

- Bardzo śmieszne – prychnął niezbyt przyjemnie, chociaż na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Punkt dla Trenta.

- To mojej siostry. Amy. Ma sześć lat, teraz jej z mamą na basenie – zacząłem tłumaczyć, chociaż nie podejrzewałem, żeby interesowało go to w najmniejszym choćby stopniu. Chciałem po prostu w jakiś sposób zagłuszyć tą koszmarną ciszę która zapadła zaraz po tym jak się przywitaliśmy.

- Aha.

...

I właśnie tyle wyszło z moich starań.

A Preston wrócił do kontemplowania pucharów i medali dumnie wyeksponowanych na niewielkiej półce nad biurkiem.

Dziwnie było widzieć go poza szkołą. Ciężko mi było nawet wyobrazić sobie, że ma jakieś życie poza nią, tak się na niej skupiał. Chyba wydawało mi się, że rozpływał się zaraz po ostatnich zajęciach, żeby zmaterializować się tuż przed pierwszą lekcją. Chociaż było całkiem ciepło, miał na sobie wielką szarą bluzę z kapturem, której rękawy cały czas nerwowo naciągał na nadgarstki, jakbyśmy siedzieli w chłodni. Serio, ten facet miał jakiś problem. W życiu nie widziałem żeby miał na sobie coś na krótki rękaw, nawet na WF'ie nosił długą bluzkę, chociaż nauczyciel zazwyczaj dawał nam niezły wycisk.

Na plażę chodził pewnie w stroju płetwonurka.

Ha, ha...

Spod bluzy w nijakim kolorze, wyzierał (a jakże) t-shirt z superbohaterem. Poważnie, ktoś powinien mu powiedzieć, że noszenie takich rzeczy po podstawówce to straszny obciach. Ale czego można się spodziewać po kujonie w okularach ze szkłami jak denka od słoików?

Jego fryzura też pozostawiała wiele do życzenia, o ile w tym wypadku można w ogóle mówić o jakiejkolwiek fryzurze. Włosy miał stanowczo za długie, w dodatku mocno kręcone, przez co tworzyły dosłownie czarną aureolę wokół jego głowy. Tym razem postanowił chyba jakoś je poskromić, bo zebrał wszystkie w dziwną kitę, sterczącą z tyłu jak antenka.

Jakby się nad tym zastanowić, mógłbym trochę dla niego zrobić. Wiecie, żeby wyglądał jak człowiek. Nie był taki zły. Gdyby poświęcił choć chwilę dziennie na spojrzenie w lustro, ubrał się w coś co nie przypomina worka i zmienił okulary na kontakty, mógłby wyglądać całkiem znośnie.

Nie jak ja znośnie.

Ale, wiecie... Normalnie.

Może nawet mógłbym mu znaleźć jakąś dziewczynę?

- Możesz przestać się we mnie wgapiać? - zapytał w końcu zirytowany, a ja zorientowałem się, że od dłuższej chwili nic nie robię, tylko na niego patrzę. Chyba zrobiło mu się głupio, że wygląda jak wygląda, bo jego policzki zrobiły się jakby czerwieńsze.

Albo było mu zwyczajnie gorąco w tym paskudnym worze.

- Nie jest ci za ciepło? - zapytałem ostrożnie, ale odpowiedziało mi tylko prychnięcie. - W porządku... Chcesz piwo? Soku? Herbaty?

- Daj spokój Trent – i znów to politowanie w jego spojrzeniu. - Możesz przestać udawać, że się lubimy? Chciałbym zrobić ten konspekt i wyjść.

- Mogę – zgodziłem się, dźwigając z łóżka z przewrotnym uśmiechem. - Ale moglibyśmy też spróbować naprawdę się polubić. Chociaż trochę.

- Jasne – jakakolwiek inicjatywa z mojej strony znów została stłamszona w zarodku. - I teraz, tak nagle przyszło ci to do głowy? Wcześniej jakoś nie miałeś ochoty...

- Przecież przeprosiłem Pres.

- Preston – poprawił mnie ze złością. - Przeprosiłeś i co? Myślisz, że mi na tym zależy? Myślisz, że chciałbym się zadawać z tobą i tą twoją bandą troglodytów? - wysyczał pogardliwie przez zęby. - Zejdź na ziemię Trent. Cały świat nie kręci się wokół ciebie.

Bezczelny...

Tym razem i ja się wkurzyłem.

Wyszedłem z inicjatywą, starałem się być miły, jakoś pogodzić, jakoś przebrnąć ten semestr który będziemy musieli spędzić w swoim towarzystwie... Ale niezależnie od tego co bym zrobił, napotykałem na ścianę z jego oślego uporu.

- Uznałem po prostu, że skoro spędzimy razem trochę czasu, dobrze by było nie warczeć na siebie przy każdym otwarciu ust – wywarczałem, zdając sobie nagle sprawę z tego, że stoję. Nawet nie wiedziałem kiedy się podniosłem. - Ale skoro dla ciebie warczenie jest w porządku to dobrze.

- I świetnie! - Parker też wstał, patrząc na mnie wyzywająco. Efekt psuł nieco fakt, że był ode mnie o dobrą głowę niższy.

- Świetnie! - potwierdziłem, czując jak w pokoju raptem robi się naprawdę gorąco.

Staliśmy tak naprzeciw siebie, mierząc się pełnymi wściekłości spojrzeniami i chyba żaden z nas nie miał zamiaru ustąpić pola pierwszy.

Głupi... Bezczelny...

Zero chęci współpracy. Zero.

Nie wiem jakby się to skończyło, gdyby nie dźwięk klucza przekręcającego się w zamku.

- Tony! - usłyszałem rozradowany głosik mojej siostry, która wołała mnie już od progu. - Tony! Trener – wymówiła to słowo z namaszczeniem, dumna z tego, że jak ja ma trenera – kazał mi zanurzyć całkiem głowę! I wcale się nie bałam! Wcale... - jej radosny bieg w stronę starszego brata przerwał intruz, stojący na środku mojego pokoju.

Intruz który drgnął gwałtownie i z którego w jednej chwili zeszło powietrze.

- To naprawdę super – jeszcze przez chwilę obserwowałem jak Preston opada na fotel, ale zaraz zwróciłem się do swojej nagle onieśmielonej siostrzyczki. - Amy – złapałem ją za rączkę, żeby poczuła się trochę pewniej. - To Preston, mój... kolega. Ze szkoły. Prestonie, przedstawiam ci moją siostrę, Amy.

Miałem szczerą nadzieję, że chociaż przy niej da sobie na chwilę spokój z tą całą vendettą i zachowa się jak człowiek. Najwyraźniej nie miałem się o co martwić. Spojrzenie Parkera zmiękło trochę i z pełną powagą podał małej dłoń.

- Bardzo miło mi panią poznać pani Trent – zapewnił uprzejmie, na co miałem ochotę parsknąć śmiechem. Amy była w siódmym niebie. Zachichotała z całą kokieterią na jaką stać było jej sześcioletnią osobę po czym podała mu dłoń.

- Nie jestem panią! - zawołała radośnie. - Jestem Amy.

- Amy? Nie przeszkadzaj... - do pokoju postanowiła również zajrzeć moja matka, najwyraźniej chcąc uwolnić mnie na chwilę od rudego szatana i również zatrzymała się w progu. - Och.

Chyba spodziewała się zastać w środku Eddy'ego który był u nas stałym gościem.

- Dzień dobry – Parker poderwał się do góry jak grzeczny chłopiec i policzki trochę mu poczerwieniały. - Ja tylko...

- To Preston mamo – jak wielkiej satysfakcji nie sprawiałoby mi jego zmieszanie, postanowiłem przyjść mu z pomocą. - Piszemy razem projekt na biologię.

- Projekt? - zapytała zaskoczona, jakbym nigdy w życiu nie pisał żadnego projektu na żadne zajęcia.

No dobra...

Było w tym trochę racji.

Troszeczkę.

- Bardzo miło mi cię poznać Preston – mama szybko odzyskała rezon i wzięła protestującą Amy na ręce. - Nie przeszkadzajcie sobie w takim razie chłopcy, na pewno macie dużo pracy.

- Ale ja chcę zostać z Prestonem... - zamarudziła jeszcze młoda, na co parsknąłem w końcu krótkim śmiechem.

No tak.

Mały, rudy zdrajca.

- Pomożesz mi przygotować kolację, dobrze? Preston na pewno zostanie, żeby z nami zjeść.

- Zostaniesz, prawda? - zdrajca spojrzał na czarnowłosego z nadzieją, a ja patrzyłem rozbawiony jak jego twarz staje się coraz bardziej czerwona.

- Ja... - zerknął na mnie niepewnie, jakby się spodziewał, że zaprotestuję i każę mu się wynosić jak tylko skończymy. Nie zamierzałem mu niczego ułatwiać, ale nie umiałem też zetrzeć z twarzy rozbawionego uśmiechu. - Myślę, że będę mógł chwilę zostać – poddał się w końcu, do wtóru radosnego, pełnego zwycięstwa okrzyku mojej siostry, który słychać było nawet kiedy mama wyniosła ją już z mojego pokoju.

Chyba go to rozbawiło, bo jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, który zupełnie odmienił jego twarz.

- Dzięki – wymruczałem przystawiając sobie drugie krzesło do biurka, żebyśmy w końcu mogli zabrać się do tego konspektu, a napięcie które jeszcze przed chwilą szalało między nami, zniknęło w magiczny sposób. - Za moją siostrę – dodałem, widząc że nie bardzo wie o co chodzi. - Potrafi być bardzo... atencyjna.

- Skąd znasz takie Trudne słowa Trent? - prychnął, ale już bez złości, czy złośliwości. Jak na Parkera zabrzmiało to wyjątkowo przyjaźnie.

- Spadaj – odpowiedziałem w podobnym tonie, sadowiąc się obok niego na krześle.

Wymieniliśmy się spojrzeniami, obaj nadal z uśmiechem błąkającym się po wargach. Może trochę zbyt długimi spojrzeniami?

- Konspekt – rzucił w końcu Preston, odwracając się w stronę monitora.

- Konspekt – potwierdziłem pospiesznie.

Wżyciu nie pomyślałbym, że pisanie konspektu to taka skomplikowana sprawa. Nie przyszłoby mi nawet do głowy, że ktoś może wkładać tyle pracy w przygotowanie jakiegoś beznadziejnego projektu! Przecież to kompletna strata czasu, my z Eddy'm zazwyczaj sklecaliśmy coś w 10 minut, a potem przechodziliśmy płynnie do jakiejś strzelanki czy innych wyścigów na konsoli.

Z Prestonem było inaczej, oczywiście.

Od dobrej godziny zadręczał mnie, opowiadając o jakichś doświadczeniach które powinniśmy przeprowadzić, najlepiej każdy na własną rękę, żeby porównać rezultaty. Używał przy tym takich trudnych słów, że łapałem się za włosy, niwecząc przy tym swoją idealną fryzurę.

Cały ten wieczór miał jeden plus – wtargnięcie mojej siostry sprawiło najwyraźniej, że Parker nieco się rozluźnił. Wrogość gdzieś wyparowała i śmiał się z każdego mojego jęku.

Naprawdę ładnie się śmiał.

Powinien robić to częściej.

Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że chociaż znam go już od trzech lat, nigdy nie widziałem, żeby się choćby uśmiechał. No... Może poza tym pierwszym dniem w szkole, ale to wydawało mi się teraz bardzo dawno temu.

Przestałem zwracać uwagę na to jak jest ubrany, nie zauważałem już nawet nerdowskiej koszulki i grubych szkieł okularów. Było... Fajnie. Inaczej niż z Eddy'm czy chłopakami, ale Preston był naprawdę w porządku kiedy przestawał się na mnie wściekać.

- Skończyliśmy – oznajmił w końcu litościwie, patrząc jak walam się po łóżku. W zasadzie większość roboty odwalił sam, ja tylko jęczałem i godziłem się na wszystkie jego pomysły. Przez ostatnie kilka minut już nawet nie pytał, tylko śmigał palcami po klawiaturze, chcąc chyba jak najszybciej skończyć.

W sumie było już całkiem późno.

-Słuchaj... - zacząłem, patrząc jak wyjmuje pendrive'a z wejścia USB i chowa go do kieszeni. Najwyraźniej nie ufał mi nawet na tyle, żeby powierzyć mi choćby wydrukowanie pracy która w założeniu miała być naszą wspólną. - Jeśli masz coś ważniejszego do roboty... Znaczy, wiem, że moja siostra cię zmusiła i w ogóle... - plątałem się trochę, nie bardzo wiedząc jak to powiedzieć,żeby nie pomyślał że go wyrzucam czy coś. - Jakoś cię wytłumaczę jeśli nie chcesz zostać.

- Nie... Znaczy... Amy jest w porządku – chyba też się trochę zmieszał. - Lubię ją. Jest naprawdę miła...

- ... w przeciwieństwie do jej okropnego, starszego brata? - dokończyłem za niego rozbawiony, nie wiedząc czemu czując nagłą ulgę, kiedy stwierdził że zostanie.

- Dokładnie – uśmiechnął się pod nosem. - Zamierzałem tam wprawdzie wcisnąć jeszcze "palanta"...

Zaśmiał się, kiedy rzuciłem w niego poduszką i zaskakująco sprawnie zrobił unik. Dziwne. Na WF'ie zazwyczaj miał refleks szachisty. Chyba, że trzeba było odbić piłkę, na przykład na siatkówce... Wtedy zawsze udało mu się od niej uciec. Ale może to dlatego, że nauczyciel ciągle się na niego darł, tak samo z resztą jak uczniowie, a teraz wydawał się już całkiem wyluzowany.

- Idziemy? - zapytał, znów speszony, jakby sam właśnie zdał sobie z tego sprawę. Taki rozluźniony na terytorium wroga? Kolejny punkt dla Trenta! - Chyba, że czekamy jeszcze na twojego ojca, czy coś.

- Nie, spokojnie – zebrałem swoje potargane zwłoki z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi. - Możemy iść.

Patrzył na mnie jakby chciał dopytać, ale ostatecznie dał sobie spokój i powlókł się za mną do kuchni.

Przyjemnie było mi patrzeć jak przez całą kolację przekomarza się z Amy. Dawno nie widziałem, żeby moja siostrzyczka polubiła kogoś tak od razu i bez zastrzeżeń. Jedynym moim znajomym z którym zachowywała się w ten sposób był Eddy, ale Eddy zawsze ją pytał kiedy w końcu umówi się z nim na randkę, co niezmiennie wprawiało ją w zachwyt.

Mała, paskudna flirciara.

Jen na przykład ignorowała całkowicie... Z resztą Jen wolała spotykać się na mieście niż u mnie w domu, więc nie miała zbyt wielu okazji żeby ją poznać.

Prestonowi za to, złapanie z nią kontaktu nie sprawiło najmniejszego problemu, z miejsca było widać, że całkiem podbił jej serduszko i przez kilka najbliższych dni będzie opowiadała tylko o nim. Zresztą... Nie tylko ona, moja własna matka też wydawała się nim zachwycona.

Cóż...

Musiałem się pogodzić z faktem, że kobiety w moim domu całkowicie oszalały na jego punkcie. Może moje podejrzenie, że Preston nie ma dziewczyny było błędne..?

Może po prostu nie chodziła z nami do szkoły, czy coś?

Najwyraźniej radził sobie z płcią piękną znakomicie, chociaż ciężko było to stwierdzić na podstawie jego kontaktów z koleżankami z klasy.

Przyłapał mnie na gapieniu się na ich dwójkę z głupawym uśmiechem na ustach, ale ku mojemu zaskoczeniu nie wyglądał na zagniewanego. Uśmiechnął się tylko lekko i wrócił do komplementowania zdolności kulinarnych mojej matki.

Może gdybym był trochę jak Preston rodzice Jen lubiliby mnie bardziej?

Chociaż nie, chyba nie chodziło o to. Żeby rodzice Jen mnie polubili, musiałbym mieć kilka milionów na koncie i jeździć jakimś nowiutkim Lexusem zamiast mojego starego Camaro.

- Musisz koniecznie znowu do nas wpaść, prawda Tony? - matka objęła mnie ramieniem, kiedy Preston zaczął zbierać się do wyjścia, ale ten tylko uśmiechnął się uprzejmie w odpowiedzi. Nie chciałem robić jej przykrości informacją, że czarnowłosy "wpadnie" do nas tylko kiedy już naprawdę będzie musiał, w dodatku na pewno nie z własnej woli.

- Koniecznie! Możesz przyjść jutro? - zapytała zaraz Amy. - Pokaże ci moje lalki.

- To bardzo kuszące, ale... - widziałem jak Preston robi się coraz bardziej speszony, więc po raz kolejny przyszedłem mu z pomocą.

- Odwiozę cię – zaproponowałem, w pośpiechu wyswobadzając się z uścisku matki i chwytając za wiszącą przy drzwiach lekką kurtkę.

- Świetny pomysł! Już tak późno, a Preston ma tylko bluzę.

- Ja nie... Naprawdę...

- Chodź – nie dałem mu zbyt wielu możliwości wyboru, stanowczo wyciągając go za ramię z mieszkania, zanim któraś z pań zdążyła coś dodać. - Tak jest najszybciej – mruknąłem półgębkiem, kiedy drzwi windy zamknęły się za nami. - Inaczej jeszcze przez pół godziny biadoliłaby, że się przeziębisz. Zawsze to robi moim znajomym...

- W porządku – Preston nie wyglądał na szczególnie zniesmaczonego tym faktem. Wprost przeciwnie, nie przestawał się uśmiechać. - Twoja mama jest naprawdę miła.

- Wiem. I czasami trochę zbyt przyjacielska – westchnąłem cierpiętniczo, ale na pokaz, bo w rzeczywistości cieszyłem się że nie przeszkadza mu moja nachalna, wściubiająca we wszystko nos rodzina.

Nie wiem dlaczego mi na tym zależało.

Po prostu...

Miło mi było, że się polubili.

- Teraz przez tydzień będę wysłuchiwał ich zachwytów nad twoją osobą – dodałem rozbawiony, kiedy dojechaliśmy na podziemny parking i dotarliśmy w końcu do mojego samochodu. - Nie dadzą mi żyć, jeśli znowu cię nie przyprowadzę...

Chyba chciałem go sprowokować do zapewnienia, że jeszcze kiedyś przyjdzie.

Że CHCIAŁBY jeszcze kiedyś przyjść.

Cóż... Przeliczyłem się, bo Parker tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się uprzejmie, zupełnie jak do mojej matki jeszcze kilka chwil wcześniej, po czym otworzył sobie drzwi od strony pasażera i wsiadł do samochodu, zostawiając mnie na zewnątrz z głupią miną.

Podróż powrotna minęła nam w ciszy i wydawało mi się, że wszystko co udało nam się tego wieczoru "osiągnąć", wszystkie moje starania poszły na marne. Z każdą minutą Preston marszczył brwi coraz bardziej i wydawał się coraz bardziej spięty, aż w końcu kazał mi się zatrzymać. Dziwne miejsce sobie wybrał, nie przed blokiem czy domem jak się spodziewałem. Byliśmy już prawie na skraju miasta, w okolicy było tylko kilka drzew i przystanek.

- Dalej trafię – poinformował mnie, zanim zdążyłem zaprotestować. Nie wyglądał jak ktoś z kim mógłbym się w tej chwili spierać, więc dałem za wygraną, włączyłem światła awaryjne i stanąłem w zatoczce dla autobusu.

Może mieszkał w jakimś paskudnym miejscu i było mu wstyd?

Nie wiem jak mógłby się wstydzić czegokolwiek, skoro już widział moje mieszkanie, ale wolałem nie wnikać. Przez chwilę patrzyłem jak wyplątuje się z pasów, otwiera drzwi...

- Tony? - odwrócił się w moją stronę, jedną nogą będąc już poza samochodem. - Dzięki za podwózkę. To był miły wieczór.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wysiadł pospiesznie i zatrzasnął za sobą drzwi. Pomachał mi jeszcze tylko, po czym zniknął na wąskiej drodze pomiędzy drzewami.

Uśmiechnąłem się do siebie.

Miał rację.

To był zaskakująco miły wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro