17. Zazdrość to mały, zielonooki potwór
Ciężko mówić o gratisowych rozdziałach kiedy nie ma ustalonego harmonogramu dodawania ich... Ale macie jeszcze jeden. Za to, że czekaliście.
I za to, że wybiło 5k gwiazdek pod tym opowiadaniem.
Bardzo kochane z Was Niedźwiadki <3.
Eddy oczywiście miał rację. Niezależnie od tego jak planowałem rozwiązać sprawę z Jen, czy zamierzałem ją rzucić czy nie, najgorszym z możliwych wyborów było zrobienie z nas widowiska na imprezie, w której uczestniczyła większość szkoły. A przynajmniej ta większość, która się liczyła. Naprawdę, ani ja ani Preston nie potrzebowaliśmy teraz plotek na mój temat, ani dziwnych podejrzeń. Powinienem zabrać ją w jakieś ustronne [acz publiczne, na wszelki wypadek gdyby jednak zaczęło jej odwalać] miejsce i załatwić sprawę jak dorosły. Porozmawiać.
Bo tak robię dorośli, prawda?
W każdym razie, publiczne wygarnianie jej było bardzo głupim pomysłem.
Dobra, może i zachowała się po chamsku, może to nie był odpowiedni czas na mówienie mi tych wszystkich okropnych rzeczy.
Ale...
Wiecie, ja wcale nie zachowałem się lepiej.
No i nadal to ja zostawałem draniem, który ją zdradza.
Właśnie tak planowałem się zachować.
Jak dorosły, nie jak drań oczywiście.
Problem w tym, że kiedy w końcu zeszliśmy z Eddym z sypialni rodziców Westa mieszczącej się na pierwszym piętrze, Jen już nigdzie nie było, za to ludzie nadal obserwowali mnie kątem oka kiedy przechodziłem. Faceci chyba się podśmiewali, ale było też kilka dziewczyn, które najwyraźniej upatrywały w tym zajściu szansy na podniesienie swojego szkolnego statusu. Podłapałem kilka znaczących uśmiechów do wtóru bawienia się włosami.
- Niektóre to nie tracą czasu, co? - usłyszałem głos swojego przyjaciela z boku, najwyraźniej też to zauważył.
Chwilowo miałem to gdzieś, chociaż stary Tony zapewne nie straciłby szansy na rozesłanie kilku uroczych uśmiechów.
Mniejsza o to.
Złapałem Gabe'a który kręcił się przy stole zastawionym piwem, żeby dowiedzieć się, że Jen wyszła z imprezy zapłakana zaraz po tym jak zniknęliśmy z Eddym.
Pięknie Trent, pięknie.
Teraz już się od ciebie nie odczepią.
Ty to wszystko potrafisz pokazowo spierdolić.
Nagle straciłem całkowicie ochotę, żeby tu być. Jedynym co teraz chciałem było znalezienie Prestona, zgarnięcie go do taksówki i powrót do jego domu, tak jak planowaliśmy na początku. Albo... Gdziekolwiek w zasadzie. Było mi już wszystko jedno, byleby Pres był obok. Z nim jedynym chciałem teraz porozmawiać.
Mruknąłem nawet coś o tym, że idę go poszukać i zrobiłem kilka kroków w stronę tarasu – ostatni raz kiedy go widziałem, znikał tam z Westem.
Nie spodziewałem się, że napotkam przeszkodę w postaci Eddy'ego.
- Daj sobie spokój z tym Parkerem - spojrzał niechętnie w moją stronę. - Pokłóciłeś się z Jen, nadal będziesz jej pomagał? Nie wystarczy, że Adam odstawia jakaś szopkę?
- Nie. Po prostu...
- Po prostu co? - przyjaciel klepnął mnie w ramię po czym zgarnął dla nas świeże piwo i skierował się w stronę kanapy, zajmowanej przez resztę naszej drużyny. - Parker nie jest "spoko". Jest dziwny. Dziwnie na ciebie patrzy, kiedy myśli, że nie widzisz, wiedziałeś o tym?
Można powiedzieć, że miałem jako-takie pojęcie. Chociaż ja nie nazwałbym tego "dziwnym" spojrzeniem.
- Słuchaj, rozumiem, że chcesz pomóc Jen. I masz jakieś chore wyrzuty sumienia, bo kumplowaliście się na początku szkoły, ale ten facet przyprawia mnie o ciary, poważnie - kontynuował Eddy, nie zważając na moją minę. - Daj sobie z nim spokój. Ma na ciebie zły wpływ. Odkąd zaczęliście pisać razem ten projekt, zachowujesz się jak... jak nie ty, Jen miała trochę racji. Nigdy nie masz czasu... A ta akcja w twoim mieszkaniu? Stary, to dopiero był odpał - chłopak skrzywił się lekko i zatrzymał w pół drogi, przechodząc prawie do szeptu. - Nic nie mówiłem, bo był tam West, ale... Kolacyjka? Winko? Parker w twoich ciuchach? Wyglądaliście... No nie wiem.
Jak para? - podpowiedziałem mu w myślach.
- Jak jacyś geje - dokończył, krzywiąc się i zaraz spojrzał na mnie dziwnie. - Nie jesteście...? Prawda?
- Nie! - zaprzeczyłem szybko, a zimny dreszcz spłynął mi po kręgosłupie. Policzki chyba też mi nieco poczerwieniały. Wiedziałem, że Eddy nie zrobi niczego przeciwko mnie, ale...
Skoro on to zauważył, na pewno zauważyli też inni. Musieliśmy być bardziej ostrożni.
Dlatego tylko zerknąłem tęsknię w stronę tarasu i opadłem na kanapę zaraz za Eddy'm.
- Patrz - przyjaciel szturchnął mnie w ramię i wskazał lekko głową, na jedną z dziewczyn które uśmiechały się do mnie wcześniej. - Nią się zajmij. Nie Dziwakiem.
Rzeczywiście, całkiem ładna blondynka, chyba z młodszego rocznika, ruszyła właśnie w naszą stronę, oślepiając bielą uśmiechu.
Nie kojarzyłem jej z żadnej z drużyn sportowych, w każdym razie była wystarczająco ładna i przebojowa, żeby załapać się na imprezę u Westa. Stary Tony by się z tego cieszył. Stary Tony próbowałby ją zbajerować.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem do Prestona krótką wiadomość:
"Eddy zrobił się podejrzliwy."
Potem podniosłem głowę i uśmiechnąłem się markowo.
Trzeba zachować pozory.
- Znowu to robi - usłyszałem w uchu syk Eddy'ego. - Nie, czekaj, zorientował się, że go widzę.
Mój przyjaciel miał oczywiście ma myśli Prestona, który już jakiś czas temu wrócił z Westem z tarasu i dosiadł się do naszej grupki.
Tym razem było zupełnie inaczej niż na plaży - wszyscy wiedzieli, że trzymam się z nim ze względu na Jen i nie dostali nowych wytycznych po naszej kłótni. Dlatego większość po prostu go ignorowała, reszta była zwyczajnie złośliwa, a ja niewiele mogłem z tym zrobić pod czujnym okiem Eddy'ego i z nadskakującą mi blondynką.
Kate.
Chyba Kate.
A może Keirą?
Mniejsza o to, nie muszę znać jej imienia, żeby się do niej uśmiechać i być uprzejmym. Byłem zbyt skupiony na nie-patrzeniu-na-Parkera żeby zwracać uwagę na takie głupoty jak jej imię.
- Mówię ci, to na pewno pedał - mój przyjaciel, jak to on, wypił już chyba jedno piwo za dużo.
- Homoseksualista Ed, nie "pedał" - podpowiedziałem mu, odwracając się od blondyny, i zerknąłem na czarnowłosego który już nie patrzył w moją stronę, tylko rozmawiał z Westem.
Aż coś przewróciło mi się w żołądku.
Gdyby West chciał coś palnąć, dziś miałby znakomitą okazję. To by tłumaczyło nagły brak zainteresowania z mojej strony. I że strony moich kumpli.
Preston należał do osób które na pewno łatwiej uwierzyłyby w spisek niż w to, że ktoś taki jak ja zwrócił na niego uwagę.
- Niech będzie. Homoseksualista - Eddy zaakcentował ostatnie słowo. - Mówię ci. Coś z nim jest nie tak. Na bank się w tobie podkochuje, albo ma jakąś dziwną obsesję.
Biedny, nieświadomy Eddy...
- ... jeśli go nie olejesz, zanim się obejrzysz zamknie cię w piwnicy żeby się bawić w dom. Byłeś u niego. Nie widziałeś żadnych zdjęć z ukrycia? Dziwnych obrazów? Z wami i waszymi przyszłymi dziećmi? Chociaż na to jest pewnie zbyt sprytny...
Tym razem już musiałem parsknąć śmiechem. Wyobraziłem sobie Prestona przynoszącego mi jedzenie do piwnicy. A potem malującego nasz obraz.
- Jasne, widziałem nasz przyszły portret rodzinny- spojrzałem na Eddy'ego z politowaniem. - Jest jeszcze niegotowy, bo nie umie uzyskać wystarczającego podobieństwa między bliźniaczkami. Daj spokój. I zostaw już to piwo, nie służy ci.
Och Eddy...
Gdybyś znał prawdę...
- Co tak szepcecie panienki? - West oderwał się od Prestona, żeby na nas spojrzeć, tym swoim pełnym wyższości spojrzeniem.
Zauważyłem, że nie miał go kiedy patrzył na Presa.
Dobrze się maskował.
Albo...
Nie sądziłem, że mogę go nie znosić jeszcze bardziej, ale teraz najchętniej bym mu przywalił.
O co mu chodzi?
Przecież West nie jest gejem.
Chyba.
Może nas sprawdza? Chce zobaczyć czy będę zazdrosny?
To byłoby w jego stylu.
- Dobrze słyszałem Trent? - uśmiechnął się złośliwie. - Chcesz urodzić Litsnerowi bliźniaczki?
- A co? Szukasz przyjaciół dla dzieci twoich i Parkera? - odgryzłem się natychmiast, zanim zdążyłem pomyśleć, czy to dobry pomysł.
Cholera.
Mi też piwo nie służy.
Że też ja zawsze muszę pleść, co mi ślina na język przyniesie...
Spojrzałem szybko na Presa, ale nie wydawał się szczególnie przejęty tym, co powiedziałem. Niestety z nim nigdy nic nie wiadomo.
- Nie prowokuj mnie Trent - West też nie wydawał się przejęty, a ja przełknąłem chyba trochę za głośno. - Ja ci niczego nie obiecywałem.
Patrzył z zadowoleniem jak moja twarz się zmienia...
A ja próbowałem podłapać spojrzenie Prestona, aktualnie wbite w zaciśnięte mocno na butelce dłonie.
Udało mi się go złapać na przystanku, obok domu Westa, chwilę po tym jak oświadczył, że zbiera się do siebie. Eddy był w tym momencie zajęty Kayley, czy jak tam tej blondynce było... W każdym razie, na coś się przydała. Kiedy zorientowała się, że ja jestem średnio zainteresowany i chyba błądzę myślami gdzie indziej, na niego przerzuciła swoje niezbyt dyskretne zaloty, co automatycznie odwróciło jego uwagę ode mnie.
W końcu też był częścią drużyny, nie?
Szczęścia im życzę i masy blond-włosych dzieci.
Tak czy inaczej, poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem jego drobną postać, z dłońmi wbitymi w kieszenie spodni. Znęcał się chwilowo nad walającymi się wokół kamykami, wykopując je gdzieś poza granicę drzew i drgnął gwałtownie, kiedy położyłem mu rękę na ramieniu.
- To ty – powiedział tylko, gdy już na mnie spojrzał i wrócił do pastwienia się nad kamieniami. - Myślałem, że to znowu West.
Przełknąłem głośno ślinę.
Wyglądał jak kiedyś. Jak zamknięty w swojej skorupie, smutny Parker-Dziwak. Nie Preston którym był ostatnimi czasy przy mnie.
Zupełnie jakby...
Pokręciłem gwałtownie głową.
- Zwinę się za jakieś pół godziny i przyjadę? - wyszło bardziej jak pytanie niż stwierdzenie, a Pres tylko wzruszył ramionami, jakby było mu wszystko jedno. Jak nie on. Musiałem zapytać. Po prostu musiałem. - O co chodziło Westowi?
Znów tylko wzruszenie ramion.
- Dowiedziałeś się... Czego chciał? Gadaliście cały wieczór... Powiedział ci coś głupiego? O... mnie? Jeśli tak...
- Nie gadaliśmy o tobie – prychnął. - Nie wszyscy gadają o tobie Trent.
Wróciliśmy do „Trenta"? Znowu?
- Przeprosił mnie za to, że ostatnio był takim palantem – wydusił w końcu, kiedy zorientował się, że najwyraźniej nie mam nic ciekawego do powiedzenia w tym temacie. - Gadał coś o tym, że chciałby mnie lepiej poznać, skoro już się z wami trzymam. I że pewnie nie zda matmy. Pytał czy mógłbym mu udzielić jakichś korepetycji, czy coś. Pewnie o to chodziło od począ...
- Nie możesz mu udzielać korepetycji! - prychnąłem, przerywając mu.
Jeszcze czego.
Żeby mięli masę czasu sam na sam?
Masę czasu, żeby West mógł urabiać Presa i kłaść mu jakichś głupot do głowy.
Albo...
- Nie mogę? - za późno zorientowałem się, że popełniłem błąd. Brew Presa, która wystrzeliła gwałtownie w górę dała mi to do zrozumienia. - Co to znaczy, że „nie mogę"?
- Słuchaj, Pres... - gorączkowo szukałem w głowie jakiegoś dobrego argumentu przeciw, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Wyjaśnisz mi o co z wami wszystkimi chodzi? - zapytał, marszcząc mocno brwi i wpatrując się we mnie z uporem. - Jesteście dziwni. Wszyscy. Twoi kumple najpierw zachowują się jakbym był jednym z nich, żeby dzisiaj traktować mnie jak gówno. West za to robi kompletnie na odwrót i teraz udaje sympatycznego. Od początku wiedziałem, żeby nie pchać się między was. Myślałem, że coś im powiedziałeś, wtedy, przed imprezą na plaży... - urwał, jeszcze raz wzruszył ramionami i wrócił do kopania kamieni. - Teraz sam już nie wiem.
- Preston, to nie tak. Ja sam nie wiem czemu oni... - urwałem, bo to byłby dobry moment na powiedzenie mu prawdy.
W którą najpewniej by nie uwierzył.
- Oni mnie nie obchodzą – mruknął pod nosem, wyrywając mnie z zamyślenia. - Ale spodziewałem się, że chociaż ty nie będziesz wredny. Dzieci moje i Westa? Jesteś o niego zazdrosny? O to chodzi?
Miałem ochotę parsknąć śmiechem.
To akurat nie przyszło mi do głowy.
Niestety, Preston chyba to zauważył, bo zmarszczył brwi jeszcze bardziej.
- Ty masz Jen, Trent – przypomniał mi, a w jego głosie oprócz zrezygnowania dało się słyszeć gniewne nuty. - I ja jakoś muszę się z tym godzić. Tak samo jak z kręcącymi się wokół ciebie laskami. Ty mogłeś przez pół wieczoru bajerować Karen...
Karen!
Wiedziałem, że jakoś na „k"!
Zły moment Trent, zły moment.
-... na moich oczach, a ja nie mogę nawet POROZMAWIAĆ z Westem, żebyś nie zaczął świrować? - głos podniósł mu się o dobrych kilka tonów, a gdy skończył, zacisnął wargi w bardzo wąską linię.
- Pres... To nie...
Co?
To nie "tak"?
- Mógłbyś chociaż nie mówić mi, co mi wolno a czego nie wolno robić – burknął, kiedy w ciemności zamajaczyły światła autobusu.
- Pres, ja...
- Jeśli będziesz chciał mi wyjaśnić o co wam wszystkim chodzi, z tymi obietnicami i dwubiegunowym zachowaniem, wiesz gdzie mnie szukać – strącił moją rękę ze swojego ramienia, kiedy próbowałem go zatrzymać i ruszył szybkim krokiem do otwierających się właśnie drzwi. - Jeśli nie... Do zobaczenia w poniedziałek Trent.
Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, drzwi już się za nim zamykały i niewiele więcej mogłem zrobić. Poza wbiegnięciem pod jego koła, żeby go zatrzymać, oczywiście.
Zrezygnowany, ruszyłem najpierw w stronę zastawionego samochodami podjazdu, potem przez wielką, otwartą bramę.
Brawo Trent.
Brawo.
Ty to wszystko potrafisz pokazowo...
W moje myśli wdarło się klaskanie i przez chwilę byłem prawie pewien, że od tego wszystkiego zwariowałem już do reszty. Dopiero drwiący głos Westa upewnił mnie, że to moje życie, nie ja, jest chore i porąbane.
- Co tam, Trent? - głos Adama ociekał kpiną i zadowoleniem z samego siebie. - Odprowadziłeś Presa na przystanek? Mógłbyś mu chociaż zamówić taksówkę.
Zignorowałem go, kierując się w stronę domu i hałasu. Nie miałem teraz siły ani nastroju na jego zaczepki.
Co nie znaczy, że West się poddał.
- Czemu jesteś taki ponury Tony? - zapytał, zagradzając mi drogę. - Co się stało? Kłótnia kochanków?
- Nie jesteśmy... - zaprzeczyłem odruchowo, prawie dając się złapać i wciągnąć w dyskusję, po czym machnąłem ręką i zwyczajnie go wyminąłem.
- Nie ignoruj mnie Trent – ostrzegł mnie jeszcze raz, prawie uprzejmym tonem. - Preston to taki miły chłopak. Chociaż... Chyba ma problemy, nie sądzisz? Ta bluza, długie rękawy... Nie chciałbyś chyba dodać mu zmartwień, piękną historyjką o tym, jak to jego jedyny kolega trzyma się z nim tylko ze względu na swoją szurniętą dziewczynę? Mógłby tego nie wytrzymać. Załamać się, czy...
Po raz kolejny tego wieczoru coś we mnie wstąpiło.
Nie mogłem pozwolić na to, żeby West mówił w ten sposób o Prestonie.
Żeby sugerował...
Żeby go skrzywdził.
Nie chciałem w tym momencie myśleć o tym, że dużo bardziej krzywdzę go ja.
Zanim się zorientowałem co takiego robię, moja pięść wylądowała w twarzy Westa i coś chrupnęło nieprzyjemnie kiedy padał na ziemię. Ciężko mi było określić czy to moja, czy może jego kość. Wiedziałem tylko, że jeśli jeszcze raz zbliży się do Prestona, MOJEGO Prestona, jeśli coś mu powie... Wgniotę mu tą złośliwą mordę w chodnik.
- Trzymaj się od niego z daleka, słyszysz? - wywarczałem, unosząc pięść jeszcze raz. - Trzymaj się od niego z daleka, albo cię zniszczę West. Zniszczę, rozumiesz?!
Potem wszystko działo się bardzo szybko. Adam, kiedy pierwsze zaskoczenie minęło, zebrał się z ziemi i rzucił na mnie z dzikim okrzykiem. Ledwie zarejestrowałem ból rozchodzący się od skroni na całą twarz.
Chyba nigdy tak naprawdę nie oberwałem od nikogo.
Ale teraz miałem to gdzieś.
Chciałem zamknąć tą jego szyderczą mordę, najlepiej na zawsze.
Chciałem, żeby on mi przylał.
Należało mi się.
Następne co pamiętam, to czyjś podekscytowany krzyk: „biją się!"
Potem czyjeś silne ręce ściągnęły mnie z Westa i zobaczyłem przed sobą przestraszoną twarz Eddy'ego.
- Co ty wyprawiasz Trent?! - zawołał i musiał przytrzymać mnie mocniej, bo chciałem wrócić do okładania Westa pięściami. - Co w ciebie wstąpiło?!
No właśnie.
Co w ciebie wstąpiło Trent?
W jednej chwili straciłem rozpęd i zachwiałem się lekko, czując jak robi mi się niedobrze.
Co we mnie wstąpiło?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro