14. Zabiorę cię stąd
W rozdziale pojawi się +18. Także pilnować się. No.
- Kto? - to było pierwsze słowo, które udało mi się wydusić.
Szok i niedowierzanie odchodziły powoli, wypierane przez narastającą we mnie wściekłość. Zimny gniew, jakiego nie czułem jeszcze nigdy i nawet nie wyobrażałem sobie, że mógłbym poczuć.
Preston chyba to wyczuł, bo skulił się trochę, zupełnie jakby moja furia wycelowana była w niego. Po jego minie widziałem, że już żałuje tego co zrobił.
- Tony... - zaczął niepewnie, ale nie miałem zamiaru go słuchać.
- Kto? - powtórzyłem głośniej, przysuwając się do niego i kładąc mu rękę na ramieniu. Chyba chciałem w ten sposób uniemożliwić mu kłamstwo. - Ktoś ze szkoły?
Zaraz skarciłem się w duchu za głupotę. Gdyby to był ktokolwiek z naszego liceum, najprawdopodobniej już bym o tym wiedział.
- Tony, nie pokazałem ci tego żebyś...
Nie słuchałem go. Nie docierało do mnie ani jedno jego słowo. Podniosłem się gwałtownie i zacząłem krążyć po pokoju, jakby to miało przyspieszyć przepływ myśli w mojej głowie.
Kto mógł..?
Przecież Preston był taki łagodny.
Taki spokojny.
Nigdy nikomu nie wchodził w drogę.
Raz... Raz mogłoby się zdarzyć. Raz mógł się pojawić w złym miejscu i w złym czasie. Ale to nie wyglądało na jednorazowe. To wyglądało jak ślady regularnego znęcania się. Wieloletniego znęcania się.
Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, ile musiał wycierpieć.
Ile...
Zatrzymałem się w miejscu tak gwałtownie, że Preston drgnął, chociaż do tej pory bezmyślnie wodził za mną wzrokiem. Coś mi się przypomniało.
- Twój ojciec? - zapytałem niepewnie, po trosze spodziewając się, że zaprzeczy.
A on tylko zagryzł wargi.
No tak.
To dziwne, lustrujące mnie spojrzenie oczu w kolorze spranego błękitu. Wzrok drapieżnika, mającego ochotę mnie rozszarpać. Przerażony Preston.
Gdyby się nad tym zastanowić, nigdy wcześniej nie widziałem go aż tak przestraszonego.
- Zabiję gnoja.
Nie myślałem nad tym co robię, nigdy nie byłem szczególnie dobry w myśleniu. Wiedziałem tylko, że ten gniew który palił mnie od środka musi znaleźć ujście. Że ten obrzydliwy typ, który najprawdopodobniej od lat krzywdził Prestona, MOJEGO PRESTONA, musi mi za to odpowiedzieć.
Choćby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię w życiu.
- Tony, nie! - ledwie zarejestrowałem krzyk czarnowłosego, gdyby nie chwycił mnie za ramię, najprawdopodobniej w ogóle nie zwróciłbym na niego uwagi. - Tony, przestań. Nie możesz...
Próbowałem go odepchnąć, bo jakimś cudem wślizgnął się pomiędzy mnie a drzwi i zasłonił je własnym ciałem.
- Zejdź mi z drogi – zażądałem, ale on tylko pokręcił głową.
- Tony, proszę cię, uspokój się – uderzył wręcz w paniczny ton. - Błagam cię, zatrzymaj się na chwilę i mnie posłuchaj.
Nie chciałem go słuchać.
I z całą pewnością nie chciałem się zatrzymać.
Chciałem znaleźć starego Parkera i zmusić go, żeby pożałował.
Chciałem, żeby poczuł to wszystko, co musiał znosić Preston.
I upewnić się, że nigdy więcej nie odważy się go dotknąć.
Ba!
Zbliżyć się bardziej niż na kilka mil.
- Powiedziałem... zejdź... mi... z drogi – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Siłowaliśmy się przez chwilę, bo ja, nawet tak wściekły, nie byłem w stanie szarpnąć go mocniej czy odepchnąć.
Nie po tym co zobaczyłem.
- Przestań!
Jakaś nuta w jego głosie, kazała mi się zatrzymać. Delikatne drżenie, jedno słowo nabrzmiałe łzami.
Spojrzałem mu w twarz, na której widać już było wilgoć i cała energia, cały rozpęd i wściekłość ze mnie wyparowały. Cofnąłem się o krok, nie bardzo wiedząc co teraz ze sobą zrobić.
Kręciło mi się w głowie, więc po chwili namysłu opadłem na łóżko.
Czułem się podle.
Jak mogłem nie zauważyć? Jak mogłem się nie zorientować? Te wszystkie bluzki na długi rękaw, to nerwowe naciągane ubrań na nadgarstki, zapinanie się pod szyję nawet w największy upał... Tylko idiota by się nie zorientował.
Byłem skończonym idiotą.
Schowałem twarz w dłoniach, czując się nagle bezsilny jak dziecko, nie dorosły którym już w zasadzie byłem.
- Tony... - Preston chyba uznał, że zagrożenie minęło, bo przysiadł obok mnie i delikatnie, niesamowicie ostrożnie, wsunął mi dłoń we włosy. - Nie pokazałem ci tego, żebyś robił cokolwiek. Nic nie da się zrobić. Chciałem... Chciałem po prostu, żebyś wiedział.
- Jak możesz? - zapytałem, głosem który wcale nie należał do mnie. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? Dlaczego pokazujesz mi to teraz i zabraniasz sobie pomóc?
Długo wahał się z odpowiedzią.
- Nie chciałem żebyś jeszcze kiedykolwiek pomyślał, że ci nie ufam – usłyszałem w końcu jego cichy głos. - Albo... Albo, że cię nie pragnę. Marcus... On ma wszędzie znajomości, wszędzie kontakty. Gdybym pozwolił ci się w to wmieszać, zrujnowałby ci życie. Wystarczyłby jeden telefon żeby wyrzucili cię ze szkoły, nie przyjęli na uniwersytet... Cokolwiek. Mógłby zrobić cokolwiek. On lubi pomagać ludziom. Żeby w wygodniej dla siebie chwili zażądać „drobnej" przysługi.
- W dupie mam ten cholerny uniwersytet – soczystość tego zdania przyniosła mi ulgę.
- Teraz tak, ale...
- Do kurwy, Preston! Czy ty się słyszysz?! - drgnął kiedy podniosłem głos, więc automatycznie spuściłem z tonu. - Nie teraz. Zawsze. Żadne studia nie są tyle warte, rozumiesz? Żadne. Nawet gdyby chodziło o kogokolwiek innego. A chodzi o ciebie – każde moje słowo było coraz cichsze.
Zagryzałem wargi, bo doskonale wiedziałem, co teraz powie.
- W takim razie pomyśl o Amy. O swojej matce. Ten człowiek jest nieobliczalny.
Zrobił to.
Powiedział jedyną rzecz, która naprawdę mogła mnie powstrzymać.
- Nie wybaczyłbyś sobie, gdyby przez to cierpiały – kontynuował łagodnie. - Ja też. Jeszcze tylko kilka miesięcy Tony. Jego władza nie sięga wszędzie. Znalazłem parę uniwersytetów na drugim końcu Stanów, są skłonne mnie przyjąć i nawet dać stypendium, jeśli skończę liceum z wystarczająco wysoką średnią. Ucieknę stąd wtedy i to wszystko się skończy. Ale on nigdy nie może nawet podejrzewać, że miałeś z tym coś wspólnego. Rozumiesz?
Nie chciałem mu wierzyć i jednocześnie uczepiłem się tej myśli jak ostatniej deski ratunku.
Kilka miesięcy...
W ciągu których Preston będzie cierpiał, a ja, potulnie, będę zmuszony patrzeć na to z boku.
- To jedyne wyjście Tony – szepnął, zupełnie jakby czytał w moich myślach i przytulił się nieśmiało do mojego boku.
Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć, żeby go przekonać.
Dlatego opadłem plecami na poduszki i przyciągnąłem go kurczowo do siebie.
Co innego mogłem zrobić?
Przez dłuższą chwilę leżeliśmy w milczeniu, wsłuchując się w swoje oddechy.
Jeśli Prestonowi wydawało się, że ten temat był dla mnie skończony, to grubo się mylił. Nie mógł się skończyć, dopóki on miał żyć w taki sposób.
Zabiorę cię stąd – nie zdobyłem się na to, żeby powiedzieć te trzy słowa na głos, jeszcze nie teraz. Ale nagle zdałem sobie sprawę, że nigdy niczego w życiu nie byłem bardziej pewien.
Nie poszliśmy do szkoły.
To nie miałoby większego sensu – Preston był cały zapłakany, a ja zbyt roztrzęsiony żeby wysiedzieć w ławce, z dala od niego, chociaż kilka minut. I nie przejmowałem się nawet tym, że ktoś zadzwoni do mojej matki.
Mogli sobie dzwonić, jakoś się wyłgam.
Na tę chwilę chciałem po prostu mieć go przy sobie, jak najbliżej i on chyba czuł podobnie.
Świat kręcił się dalej, więc przyniosłem mu przygotowane przez siebie wcześniej śniadanie i zjedliśmy je obaj, chociaż żaden z nas nie był głodny. Później puściłem jakikolwiek film na laptopie, po prostu, żeby coś zagłuszało ciszę.
Zdążyłem się uspokoić. W mojej głowie powoli kiełkował plan.
Jakoś wytrzymamy do końca tego roku szkolnego, a później Preston wyjdzie, on pierwszy, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Miałem odłożone trochę gotówki na wakacje z Jen i teraz bardzo się z tego cieszyłem.
Myśląc o tym, bezmyślnie przesuwałem palcami po długiej bliźnie na jego plecach. Kolejnej. Nie chciałem nawet domyślać się, w jaki sposób się tam znalazła.
- Nie – Preston skulił się i przykrył bardziej kołdrą. - Zostaw.
- Pres...
- Nie – powtórzył pewniej i odsunął trochę ode mnie. - Nie chcę żebyś jej dotykał. Żebyś na nią patrzył.
Przez dłuższą chwilę nie rozumiałem zupełnie o co mu chodzi. On w tym czasie zdążył przekręcić się na plecy i sięgnąć po leżącą na podłodze bluzę. Niewiele myśląc chwyciłem go za dłoń.
- Tony, przestań – wyszeptał, patrząc na mnie błagalnie, znów przez szkła okularów. - Nie chcę, żebyś mnie oglądał. Wyglądam... Wyglądam obrzydliwie.
Widziałem jak omiótł przy tym moją klatkę piersiową, bez nawet jednej skazy.
Preston...
Po raz kolejny zamarzyłem, żeby mógł choć raz spojrzeć na siebie moimi oczami.
- W zeszłym roku... Dostałeś tą super ważną nagrodę, za najwyższą średnią i konkurs z biologii, prawda? - zapytałem, nie pozwalając mu sięgnąć po ubranie, a zamiast tego splatając jego palce ze swoimi.
Wyglądało na to, że Preston jest pokaleczony nie tylko na ciele. Dlatego musiałem być silny za nas obu. Nie mogłem pozwolić sobie i jemu na smutek. Zbyt wiele smutku było w jego życiu.
- Grant McArthura – spojrzał na mnie bez zrozumienia. - Szkoła wyremontowała za niego pracownię biologiczną. Co to ma do...?
- Będę musiał do nich zadzwonić – pochyliłem się trochę i trąciłem jego usta swoimi.
- C-co?
- Zadzwonię tam i powiem im, żeby zabrali ci nagrodę – nic sobie nie robiąc z jego zaskoczonego spojrzenia, musnąłem wargami najpierw jego nos, później brodę i szczękę. - Wytłumaczę im, jakim czasem jesteś idiotą...
Wyrwał mu się cichy jęk, kiedy moje usta zawędrowały na bok jego szyi. Czułem pod wargami jak jego skóra rozgrzewa się, razem z postępującym rumieńcem i zadrżał, najwyraźniej wiedząc do czego zmierzam.
- Tony... - przeszedł mnie dreszcz na sam dźwięk mojego imienia w jego ustach.
Nie zaprotestował.
Możliwie najdelikatniej ucałowałem początek szerokiej blizny na jego obojczyku i wyznaczyłem sobie drogę wzdłuż niej, aż do samego mostka.
Był piękny.
Niemożliwie piękny w moich oczach i nie chciałem żeby kiedykolwiek pomyślał inaczej.
[+18]
Nie wiedziałem co robić, nie robiłem tego nigdy wcześniej, nie z mężczyzną w każdym razie. Ostatnimi dniami próbowałem ratować się literaturą w internecie, ale to nie było to samo.
Dlatego trochę niepewnie sięgnąłem językiem jego sutka, drugi - zgodnie z rozdziałem instruktażowym książki o wdzięcznym tytule „Seks gejowski bez ograniczeń" - skręcając lekko między kciukiem a palcem wskazującym.
Zadziałało.
Preston syknął przeciągle, a jego biodra same poderwały się do góry, kiedy chwyciłem twardą już brodawkę między zęby.
Kołdra tylko zawadzała, tak samo spodnie, dlatego odrzuciłem je nieprzytomnie, chcąc go mieć jak najbliżej siebie. Ugryzłem jeszcze raz i znów otarł się o mnie wbrew sobie, tym razem tylko przez cienki materiał bielizny, a ja poczułem jego rosnącą w zastraszającym tempie erekcję na swoim biodrze.
Cała wiedza jaką zdobyłem momentalnie uleciała z mojej głowy.
Z resztą...
Co oni wiedzieli?
Był wspaniały.
Idealny.
Taki wrażliwy.
Reagował na każdy dotyk tak mocno...
- Cholera, Tony...
Moje usta same znalazły drogę w dół płaskiego brzucha, a dłonie zacisnęły się mocno na jego pośladkach, kiedy kolejny raz poderwał biodra do góry. Przygryzłem miękką skórę tuż na granicy jego bokserek i spojrzałem w górę, żeby upewnić się, że mu dobrze.
- Tak? - zapytałem zachrypniętym głosem, patrząc prosto w pociemniałe z pożądania oczy.
Nie odpowiedział. Nie pozwoliłem mu.
Poczułem jego smak na wargach, kiedy złożyłem kilka pocałunków na jego męskości, przez wilgotny już materiał bielizny. Napierał na moje usta mocno, rozpaczliwie, w pierwszym odruchu próbując złączyć uda, żeby jakoś obronić się przed intensywnością doznań.
- Błagam... Tony...
O co? - zapytałem łagodnie, nie zaprzestając delikatnego skubania i podszczypywania wargami.
- Nie...
- Tak?
- Cholera! Nie przez materiał...
Zaśmiałem się gardłowo a on zakwilił, kiedy zacisnąłem wargi na samym czubku jego męskości. Ja to uwielbiałem, on najwyraźniej też.
Nie byłem jednak okrutny. Widząc jak się męczy, szybko pozbyłem się jego bokserek i aż westchnąłem cicho, kiedy uwolniona w ten sposób męskość trąciła moje wargi. Nie mogłem się powstrzymać i zerknąłem na niego jeszcze raz.
Już na mnie nie patrzył.
Wygięty jak struna, zaciskał mocno powieki.
I dłonie na poduszce nad głową.
Przełknąłem głośno i wróciłem wzrokiem do nabrzmiałej, pulsującej lekko męskości mojego... Kochanka? Chłopaka.
Cholera.
Wiedziałem co robić. Miałem całkiem spore doświadczenie w... byciu po drugiej stronie, jeśli wiecie co mam na myśli.
Cholera, cholera, cholera...
Preston drgnął niespokojnie, jakby wróciły mu resztki świadomości, więc wziąłem głęboki oddech i wsunąłem go sobie do ust, zasysając lekko, na próbę, a jego uda napięły się pod moimi dłońmi.
Smakował dziwnie. Odrobinę gorzko.
Znałem ten smak, był podobny do mojego.
Podobno mężczyźni lubią całować kobiety po tym jak zrobią im loda, z podświadomej chęci polizania samego siebie, tak kiedyś słyszałem.
Cóż... Przynajmniej byłem przygotowany.
Przesunąłem wargami niepewnie, wzdłuż trzonu, badając jego reakcje... I kolejny gardłowy jęk upewnił mnie, że robię to dobrze. Wtedy wszystko przestało się liczyć. Wszystko. Złapałem go pewniej za biodra i wsunąłem sobie głębiej do ust, aż do gardła.
Nie trwało to zresztą zbyt długo. Chociaż Preston nie zdawał sobie z tego sprawy, ja wiedziałem doskonale co oznaczają coraz częstsze, niekontrolowane dreszcze i skurcze. Nie na wszystko byłem gotów, dlatego odsunąłem usta i przesunąłem dłonią jeszcze kilka razy po śliskim od mojej śliny członku.
Nic, w ciągu całego mojego życia, nie przygotowało mnie na jego krzyk.
Patrzyłem zafascynowany jak jego ciało wygina się w kształtny łuk. Jak podciąga nogi do góry, zaciska palce u stóp. Gęsta, biała ciecz wystrzeliła mocno, sięgając prawie jego podbródka.
Od tego widoku ja sam mógłbym dojść, chociaż nawet mnie nie dotknął.
[koniec +18]
- O cholera, o cholera... - Preston powtarzał to w kółko od jakiejś minuty, wciskając czerwoną jak świeża cegła twarz w bok mojej szyi, i po prostu musiałem się roześmiać. Jakaś część mojej świadomości pamiętała jeszcze, jak to było za pierwszym razem.
Możesz o tym czytać, możesz to oglądać, możesz nawet próbować sam...
Seks to sport drużynowy. W pojedynkę nigdy nie uzyska się właściwego... efektu.
Można najwyżej poćwiczyć.
Żeby nie wyjść z wprawy.
I nie stracić kondycji.
- Potraktuję to jako komplement - wymruczałem w jego włosy, bardzo z siebie zadowolony.
Kto jest mistrzem?
No kto?
I to za pierwszym razem! Zawsze wiedziałem, że mam do czegoś talent. Trzeba było tylko odnaleźć swoją niszę.
- Nie śmiej się ze mnie - zaprotestował Preston słabo, ale nie miał wystarczająco dużo sił żeby naprawdę się oburzyć czy choćby zawstydzić. Nawet jego próba zdzielenia mnie pięścią w ramię wypadła wyjątkowo marnie.
Był absolutnie rozbrajający.
Niemożliwie uroczy.
- Jak ja cię uwielbiam - zanim się zorientowałem, zanim zdążyłem się zastanowić, zawstydzić albo przemyśleć sprawę, wypowiedziałem to zdanie na głos.
Preston, chociaż zmęczony, poderwał gwałtownie głowę i spojrzał na mnie z zaskoczeniem...
... a ja zdusiłem w sobie dziecięcą potrzebę zasłonięcia ust dłonią. Zupełnie jakby wymsknęło mi się coś brzydkiego.
Wiecie, moja matka też ma talent.
Bardzo lubi dzwonić do mnie w chwilach, w których nie wiem co powiedzieć, zwłaszcza Prestonowi.
Niezręczną ciszę przerwał dźwięk przechodzącego połączenia, a ja pokazałem czarnowłosemu na migi, że koniecznie muszę odebrać.
Nie, żebym nie musiał.
- Anthony do jasnej anielki! - bo musiałem stanowczo. - Co się z tobą dzieje?! Właśnie dostałam telefon z sekretariatu, podobno nie pojawiłeś się w szkole! Czy ty jesteś poważny?! Czy ja cię muszę w kółko...
Spojrzałem bezradnie na Prestona...
...a Preston wziął kosmyk swoich włosów, połaskotał się nim w nos i kichnął prosto na słuchawkę.
Moja matka zamilkła, a ja przez chwilę miałem ochotę parsknąć śmiechem. No tak. Z nas dwóch, to on był tym mądrzejszym.
- Jesteś chory? - wcale nie zasługiwałem na troskę w jej głosie, ani odrobinę. Ale co miałem jej powiedzieć? Prawdę?
Ha, ha, ha...
Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jej reakcji na taki zestaw rewelacji jaki miałem aktualnie do zaserwowania. Dlatego tylko potarłem w zakłopotaniu kark i zdecydowałem się brnąć w to kłamstwo.
- Trochę źle się czuję. Wiesz, nie chciałem się rozłożyć na weekend - miałem wrażenie, że nos mi rośnie. - Jen ma debatę, a w sobotę gramy mecz...
- Oczywiście kochanie, oczywiście. Powinnam przyjechać wcześniej? Miałyśmy zostać jeszcze dzień, ale...
- Daj mu spokój Charlie - usłyszałem w tle rozbawiony głos własnego ojca. - Na pewno sam poradzi sobie doskonale. Prawda mistrzu?! - wydarł się, jakbym do tej pory go nie słyszał.
Mój ojciec był w porządku. Pomimo rozwodu nadal przyjaźnił się z matką. W pewnym momencie stwierdzili po prostu, że już się nie kochają. I szanują na tyle, żeby się wzajemnie nie krzywdzić pozostawaniem w związku bez przyszłości.
Kiedy byłem młodszy, wydawało mi się to największą możliwą tragedią... Teraz? Teraz rozumiałem, że tak jest dla nich lepiej. Poza tym, teraz wiedziałem już jak wygląda prawdziwy dramat.
Przycisnąłem Prestona mocniej do siebie, jakby radosny głos mojego ojca mógł go skrzywdzić lub zasmucić, ale on tylko uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Nie słuchaj ojca. Zadzwoń chociaż do Eddy'ego...
- Słuchaj ojca! - zaoponował w tle mój staruszek. - I zadzwoń do Jen! Czemu masz z kumplem siedzieć?
- Charles...
- I powodzenia na sobotnim meczu! - zawył do wtóru radosnego pisku Amy, po czym wnioskowałem, że podniósł ją z podłogi.
- Mamooo - jęknąłem zażenowany do granic możliwości, kiedy zaczęli odśpiewywać razem jedno że sztandarowych zawołań naszych cheerleaderek. - Błagam, zrób coś z nim...
Nawet nie chciałem patrzeć na Prestona, chociaż czułem jak dusi się ze śmiechu. Cóż... Mój ojciec był jednocześnie moim największym kibicem. Mogłem sobie bez trudu wyobrazić, że oprócz słów powtarza też ruchy dziewczyn z pomponami. Chyba miałem rację, bo Amy weszła na poziom ultradźwięku.
Ale matka zbyt była zajęta zwijaniem się że śmiechu, żeby mnie uratować.
Cudownie.
Dzięki mamo, dzięki. Preston na pewno będzie chciał chłopaka, którego całą rodzina jest chora psychicznie.
- Trzymaj się kochanie - wydusiła tylko, zanim się rozłączyła.
Wspaniale.
Idealnie wręcz.
- Nie śmiej się - burknąłem do Parkera ostrzegawczo, ale on zawył radośnie, prawie jak Amy.
Telefon od matki miał tylko jedną zaletę - Preston chyba zapomniał o moim nietypowym wyznaniu, albo przynajmniej postanowił do tego nie wracać.
Udało mi się namówić Prestona żeby został na jeszcze jedną noc (wcale nie dlatego, że planowałem jakaś powtórkę z popołudniowej rozrywki, oczywiście że nie) i poczekał na mnie kiedy pojadę do pracy. Kiedy wychodziłem, tańczył akurat wokół wyspy kuchennej i podśpiewywał pod nosem "do boju, do boju, do boju Lwy, do boju" na wzór mojego ojca.
Było idealnie.
Czy raczej byłoby, gdyby nie...
W każdym razie nawet nie miałem ochoty go zabić za te złośliwe przyśpiewki. Nigdy nie widziałem go takim... Odprężonym. Szczęśliwym. Spokojnym.
Jeśli choć część z tego było moją zasługą, a miałem spore podstawy do twierdzenia, że tak było, miałem zamiar zrobić wszystko, żeby tak zostało.
Wracałem do domu tak szybko i chętnie jak chyba jeszcze nigdy. Nigdy też tak bardzo nie dłużył mi się czas w pracy. Wskoczyłem tylko po drodze do sklepu, z zamiarem kupna czteropaka, który w drodze do kasy wymieniłem na butelkę wina. Wino bardziej pasowało do moich planów na wieczór.
Windą jechała zbyt wolno, dlatego wbiegłem po schodach na jedenaste piętro, otworzyłem drzwi... Preston chyba miał podobne plany do moich, bo w całym mieszkaniu unosił się przyjemny zapach spaghetti.
Uśmiechnąłem się pod nosem i już miałem iść go szukać, ale przerwał mi dzwonek do drzwi.
- Tony? - Preston wypadł z mojego pokoju, ubrany nadal w moje rzeczy i zbladł kiedy zobaczył mnie w środku.
Chyba obaj pomyśleliśmy o tym samym.
- Nie otwieraj - szepnął błagalnie i cofnął się krok, ale było już za późno. Intruz szarpnął za klamkę wchodząc jak do siebie...
Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem jasną czuprynę Eddy'ego, ale ulga nie trwała długo.
Bo za nim wsunął się West i kilku innych kumpli z drużyny, każdy z czteropakiem w dłoni.
Zatrzymali się w progu, jakby nie do końca wiedzieli co się dzieje.
Ja z zakupami, Parker w mojej bluzie na środku korytarza...
- Cześć Gołąbeczki - Adam pierwszy odzyskał głos i uśmiechnął się paskudnie.
Naprawdę paskudnie.
I wyjątkowo domyślnie.
A mi coś przewróciło się w żołądku.
Z dedykacją dla Nevir7. Bo się naumiałam dedykować! O! Poza tym, zrobiłaś mi cieplutko na serduszku :3.
Nie wiem co o rozdziale myśleć. Dlatego ewentualne myślenie zostawię Wam.
Potrzeba mi dwóch męskich imion do nowego opowiadania.
Ktoś? Coś? Macie jakieś swoje ulubione? Mogą być chyba wszystkie poza azjatyckimi. W żadnej z ról nie wyobrażam sobie nawet pół-Azjaty.
Poza tym, żyję w ciężkim szoku. Przez pierwsze dwa miesiące na Wattpadzie zbierałam tysiąc wyświetleń i dwieście gwiazdek. Minęły niecałe dwa tygodnie, a pojawiło się prawie drugie tyle. Jesteście wielcy.
Dziękuję.
Trzymajcie się, Niedźwiadki ;).
<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro