Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⸻ 13 ⸻


Rozdział trzynasty:
Może w coś zagramy?

Otworzyłam oczy, czując delikatny chłód na plecach, odruchowo przykrywając się szczelniej kołdrą.

Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie się znajduję, ale po chwili oprzytomniałam, zaskakując się jednak, że nigdzie nie było Maxa. Jego wcześniejsze miejsce było puste, a przy drzwiach nie dostrzegłam męskich butów, więc byłam pewna, że chłopak sobie poszedł.

Dochodziła siedemnasta, zatem było już dawno po obiedzie. Spałam kilka dobrych godzin, ale przynajmniej byłam wypoczęta. Nie odczuwałam już bólu głowy, jedynie nadgarstek wciąż dawał o sobie znać.

Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki, aby przebrać się we wcześniejsze ubranie. Spoglądając na swoje odbicie w lustrze, zobaczyłam dziewczynę poturbowaną przez życie, która jak najszybciej próbowała z powrotem stanąć na nogach.

Tak jak już wcześniej wspominałam, mam silny charakter i chociaż występują u mnie chwile zwątpienia, potrafię sobie poradzić w ciężkich sytuacjach.

Przygotowałam się do wyjścia i kwadrans po siedemnastej znalazłam się już poza ścianami chatki. Ruszyłam powoli w stronę stołówki. Byłam głodna i miałam nadzieję, że uda mi się dostać kolację trochę wcześniej.

Minęłam standardową trasę, zatrzymując się na chwilę przy placu ogniskowym. W jego obrębie znajdowało się kilka osób, które zawzięcie o czymś dyskutowały. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, dlatego szłam dalej, ignorując z kolei spojrzenia gapiów, których napotkałam po drodze.

Do budynku stołówki weszłam zdecydowanie pewniej, niż miało to miejsce rano. Z jakiegoś powodu czułam się stabilniej w kwestii lęku i byłam prawie pewna, że to dzięki Maxowi i jego obecności.

W środku było wyjątkowo duszno, mimo że co drugi stolik był pusty. Od razu wyhaczyłam znajome mi twarze, w których kierunku skierowałam się natychmiast po odebraniu od kucharki posiłku.

— Emma! Jak się czujesz? — zareagowała Alice, gdy siadałam obok niej.

— Zdecydowanie lepiej — odparłam zgodnie z prawdą. — Odpoczęłam fizycznie i psychicznie zarazem.

— Rozmawiałaś z rodzicami? — spytała Jen.

— Powiedziałam Bloowkinsowi, żeby na siłę się do nich nie dobijał — odpowiedziałam. — Wiem, jak bywają zajęci. Skontaktuję się z nimi za kilka dni, gdy wszystko wróci do normy.

— Nie masz się o co martwić, Felixa odebrał brat tuż przed śniadaniem — odezwała się Amanda. — Teraz każda z nas może spać spokojnie.

— Trochę minie, zanim wrócę do tego, co było — stwierdziłam smutno, biorąc kanapkę do ręki. — Mam jednak nadzieję, że szybko się pozbieram.

— Na pewno — odparła Alice, podejrzanie się uśmiechając. — Znam kogoś, kto z pewnością ci w tym pomoże.

Spojrzałam na nią pytająco, nie wiedząc, co konkretnie miała na myśli. Wtedy zauważyłam, jak sięga po aparat, leżący dotychczas przy krawędzi stolika. Włączyła go, a następnie pokazała mi pewne zdjęcie.

Śpiąca ja, wtulona w tors Maxa, znajdowałam się na pierwszym planie. Twarz chłopaka nie była aż tak widoczna, łatwa do rozpoznania, a przedmioty z tła nie miały w tamtej chwili znaczenia.

— Kiedy je zrobiłaś? — spytałam zażenowana, próbując powstrzymać rumieńce.

— Kilka godzin temu, gdy wróciłam do chatki po aparat — odparła. — Wyglądaliście tak słodko, że nie mogłam nie zrobić wam zdjęcia.

— Teraz nie możesz zaprzeczyć, że coś was do siebie ciągnie — wtrąciła nagle Amanda. — Tutaj mamy dowód — dodała, wskazując na obiektyw przedmiotu trzymanego przez szatynkę.

— To nie było tak, jak wygląda...

— Nie zgodzę się — walczyła dzielnie szarowłosa.

— Daj mi dokończyć — poprosiłam. — Max mi tylko pomagał. Gdy odprowadził mnie do domku i później przypadkiem mnie dotknął, strasznie spanikowałam. Bałam się jego dotyku. Po kilku chwilach udało mi się go jednak przytulić, a później nie chciałam zostawać sama, więc poprosiłam, żeby ze mną został.

— I twierdzisz, że to normalne? — spytała Alice.

— To znaczy?

— Dopiero co zerwał ze swoją dziewczyną i nagle zaczyna się o ciebie troszczyć, tak bez powodu?

Wiedziałam, do czego zmierza. Problem w tym, że sama posiadałam dużo więcej informacji niż którakolwiek z nich. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to za moją przyczyną i niejako dla mnie, Max zerwał z Amber.

Nawiasem mówiąc, wspomniana blondynka nieustannie wbijała we mnie swoje mordercze spojrzenie, cały czas się uśmiechając, dając mi zapewne do zrozumienia, że cieszy się moim nieszczęściem.

— Myślicie, że po sytuacji z wczoraj, jestem w stanie się do kogoś zbliżyć? — spytałam retorycznie.

— To jak wytłumaczysz sytuację ze zdjęcia? — spytała Jen.

— Już mówiłam, potrzebowałam czyjejś obecności — westchnęłam. — To, że brunet był akurat na miejscu, to jedynie czysty przypadek.

✩ ✩ ✩

Była dwudziesta, gdy wróciłyśmy do chatki. Po kolacji odwiedziłam obozową lekarkę, która zmieniła mi opatrunek na czole i nadgarstku.

Dziewczyny nie pozwoliły mi zobaczyć się z Theo, twierdząc, że nie powinnam spacerować po obozie w ciemnościach. Obawiałam się wtedy, że do końca obozu zostanę skazana na nadmierne przewrażliwienie wobec tego, co chciałam robić.

Drzemka w ciągu dnia bardzo mi pomogła, ale z drugiej strony, wiedziałam już, że tym razem nie uda mi się szybko zasnąć.

— Poróbmy coś — poprosiłam, gdy przebrana w pidżamę, próbowałam wygodnie się ułożyć.

Nie miałyśmy zbyt wielu opcji, gdyż było już strasznie późno. Nagle, nieoczekiwanie, ktoś zapukał do drzwi chatki.

Automatycznie schowałam się pod kołdrę, gdy Alice podchodziła odbezpieczyć zamek. Gdy drewniana powłoka została uchylona, w progu zauważyłam Maxa i pozostałych chłopców, którzy w ostatnich dniach często z nami przebywali.

— A wy tu po co? — spytała chamsko szatynka, wywołując na twarzach przybyłych delikatne uśmiechy.

— W odwiedziny — odparł Louis, prawie natychmiast.

— Uznaliśmy, że wszystkim nam przyda się wieczór z gorącą czekoladą — dodał Max, wyciągając przed siebie ręce, w których trzymał opakowanie jakiegoś kakao i karton mleka.

Nie widziałam wtedy twarzy Alice, ale byłam prawie pewna, że na ten widok solidnie się uśmiechnęła. Zdążyła wspomnieć już kilkukrotnie, że uwielbia wszystkie co czekoladowe, więc nie zdziwiłam się, gdy po chwili chłopcy znaleźli się w środku.

Amanda i Tom usiedli przy stole, Alex i Brandon zajęli obydwie pufy, Jen usiadła obok mnie na łóżku, a Max i Alice przygotowywali czekoladę przy łóżku szatynki.

Po chwili każdy dostał swój plastikowy kubek gorącego napoju, a dwójka, która wszystko nam roznosiła, usiadła razem na podłodze, opierając się plecami o materac mojego łóżka, naprzeciw Louisowi.

— I co, chcecie siedzieć w ciszy? — spytała Alice, skupiając jednocześnie uwagę wszystkich.

— Może w coś zagramy? — zaproponował Tom.

— Tak, najlepiej w butelkę — zabrał głos Louis. — Przy niej jest zawsze najlepsza zabawa. Macie tu jakąś?

— Koło mojego łóżka powinna być praktycznie pusta — odezwała się Jen, wskazując ręką przed siebie.

Blondyn od razu chwycił za przedmiot, przysuwając się bliżej reszty. Usiedliśmy wszyscy na podłodze, kreując średniej wielkości kółko. Znalazłam się wówczas między Alice i Jen, ale miałam doskonały widok na wszystkich pozostałych, szczególnie Maxa, który z jakiegoś powodu unikał ze mną kontaktu wzrokowego.

Louis zakręcił butelką, która wskazała na Brandona. Chłopak delikatne się uśmiechnął, odstawiając na bok kubek z czekoladą i zacierając ręce.

— Pytanie, czy wyznanie? — spytał Louis.

— Wyznanie? — powtórzyłam zaskoczona.

— Tak — odparł. — Wyzwanie będzie dopiero wtedy, gdy uznany, że ktoś kłamie lub mówi nieszczerze.

— Tak już się u nas przyjęło — odezwała się nagle Alice.

Wzruszyłam jedynie ramionami, czekając na odpowiedź chłopaka, by zobaczyć, jak potoczy się ta zabawa.

— A co mi tam, zacznę od wyznania — powiedział, machając ręką. — Od początku obozu noszę cały czas te same bokserki.

— Fu! — oburzyłyśmy się z dziewczynami, a Tom i Alex odruchowo odsunęli się od mówiącego chwilę wcześniej chłopaka.

— No co? — reagował. — Wy też nie jesteście święci.

— Ale gacie powinno się akurat zmieniać jak najczęściej, stary — odezwał się Max, teatralnie zatykając sobie nos.

— Dobra, przestańcie pierdolić — obruszył się Brandon, chwytając za butelkę i kręcąc.

Ta przez chwilę w ogóle nie zwalniała, aż po jakimś czasie wskazała na Alice.

— Pytanie, czy wyznanie?

Alice przyznała, że zdarza się jej w nocy podjadać słodycze. Później odpowiadał Tom, Louis i ponownie trafiło na Alice, a gdy w końcu padło na Amandę, jedyny blondyn w pomieszczeniu od razu się uaktywnił.

— Pytanie — poprosiła dziewczyna.

— Który z nas jest twoim zdaniem najprzystojniejszy? — spytał Louis, uprzedzając w tym Alice.

Szarowłosa od razu się zaczerwieniła. Jej reakcja mówiła znacznie więcej, niż można się było spodziewać.

Nie było dużo takich momentów, ale wyhaczyłam kilka sytuacji, gdzie dziewczyna przyglądała się Tomowi, wcale się z tym nie kryjąc. Wiedziałam więc, że było coś na rzeczy, a szarowłosa nie chciała całkowicie się spalić, jednak chłopcy jej w tym nie pomagali.

— No, dalej! — denerwował się Louis. — Odpowiedź jest raczej oczywista.

— Racja, nie ty — zaśmiał się Max, rzucając w blondyna moją poduszką.

Chłopak nie zdążył zrobić uniku, przez co, po uderzeniu przez przedmiot, delikatnie drgnął do tyłu.

— Nie prowokowuj mnie — powiedział zirytowany blondyn, odrzucając jasiek.

— Szczerze? Najbardziej podoba mi się Tom — wypaliła nagle Amanda, przerywając tę zabawną scenkę.

Nikt nie wyglądał na zaskoczonego, może jedynie sam Thomas, ale reszta jakby przygotowana na taką odpowiedź, starała się podburzyć pewność tej dwójki, mówiąc, że nawet do siebie pasują.

Minęło może trzydzieści minut, podczas których odpowiedziałam jedynie na dwa delikatne pytania, każdy zdążył coś wyznać, a Louis zrobić jedno zadanie karne, gdy większość z nas stwierdziła, że pora na jakieś urozmaicenie.

Z pomysłem wyszedł nie kto inny, jak jedyny blondyn obecny wśród nas, sugerując rozgrywkę na pocałunki. Chyba nie muszę mówić, że nie wszyscy byli zadowoleni z tego pomysłu, niemniej Louis i tak postawił na swoim, rozpoczynając zabawę.

Ja siedziałam wówczas cicho, trzymając się ramienia Alice, mając nadzieję, że nie będę musiała łączyć z nikim ust. Nie czułam się zbyt komfortowo, nie tylko przez wzgląd na to, jak krótko wszyscy się znaliśmy, ale i sytuację z Maxem, gdzie to między nami panowało dziwnie napięcie i bariera, której raz nie było, a innym razem ponownie zostawała wzniesiona.

Siedziałam w milczeniu, uważnie przyglądając się kręcącemu przedmiotowi, który, na moje szczęście, z każdym ruchem wskazywał kogoś obok lub naprzeciwko. Gdy w końcu wypadło na mnie, miałam szczęście, gdyż osobą kręcącą była wtedy Alice. Do niej miałam najmniejszy opór, więc szybki buziak mi nie przeszkadzał. Obawiałam się tego, co miało nastąpić później.

Zakręciłam butelką, przyglądając się jej z donośnie bijącym sercem, mając nadzieję, we wylosuję którąś z pozostałych dziewczyn. Niestety, pech albo szczęście chciało, że padło na Maxa. Chłopak odruchowo się spiął, jakby to, co miało nastąpić, mogło go w pewien sposób zranić.

Przełamałam jednak swój lęk i zbliżając się do jego twarzy, złożyłam delikatny pocałunek na jego ciepłych, delikatnych, pełnych ustach.

Przyznam, że przez chwilę zapomniałam o pozostałych. Ta wymuszona chwila z jakiegoś powodu na mnie podziałała i, może nie powiedziałabym wtedy, że chciałam więcej, ale w głębi duszy miałam nadzieję, że to nie ostatni raz. Wtedy zdałam sobie sprawę, że powoli, bo bardzo powoli, ale zaczynałam czuć coś do bruneta.

Zabawa skończyła się piętnaście minut później. Chłopcy zniknęli, a ja położyłam się na swoim łóżku, analizując wszystkie ostatnie wydarzenia. Moje myśli krążyły jednak wokół jednego tematu, a przed oczami cały czas widziałam przejętą twarz Maxa, gdy zbliżałam się do niego, by złączyć nas pocałunkiem.

Byłam tym wszystkim solidnie zmęczona, gdyż przez te kilka dni wydarzyło się znacznie więcej, niż przez całe moje dotychczasowe życie. Poczułam taki solidny zjazd, uczucie, którego bardzo dawno nie zaznałam. Coś się zmieniało, a ja byłam w emocjonalnej rozsypce.

✩ ✩ ✩

O poranku nic szczególnego się nie wydarzyło. Po wykonaniu w domku standardowej rutyny, przeszłyśmy z dziewczynami na stołówkę, gdzie po odebraniu posiłku, zajęłyśmy wolny stolik. Po chwili dołączyła do nas Ellody, a następnie znani nam chłopcy.

— Jak się spało? — spytał Tom, rozpoczynając rozmowę.

— Źle — odparła Alice. — Z jakiegoś powodu strasznie boli mnie głowa — dodała.

— Trzeba było mówić, dałabym ci coś przeciwbólowego — odezwała się nagle Jen.

— Spokojnie, na razie daję radę — zapewniła szatynka. — Potem coś wezmę.

— Proszę wszystkich o uwagę! — usłyszałam nagle donośny głos pana Arthura. — To już szósty dzień naszego obozu! Pragnę ogłosić, że dziś całą waszą uwagę chcielibyśmy skupić na naszej stajni i koniach ją zamieszkujących — mówił, na co szczerze się uśmiechałam. W końcu! — Po śniadaniu będziecie mieli chwilę na oddech i o jedenastej spotkamy się na placu przed wielkimi wrotami. Tak jak zawsze, podzielimy was na grupy, zajmiemy się porządkami generalnymi, a po obiedzie wszyscy chętni będą mogli przejechać się na koniach. Dla osób praktykujących planujemy krótki wyścig, ale o tym później. Życzę smacznego i do zobaczenia przed stajnią!

Mężczyzna odłożył mikrofon na wcześniejsze miejsce, poprawił swoją koszulę, a następnie odszedł od lady i kierując się w stronę drzwi, wyszedł z budynku.

— To będzie chyba mój ulubiony dzień — powiedziałam szczerze, szeroko się uśmiechając.

— Nie jestem pewna, czy pozwolą ci już jeździć — odezwała się Alice, na którą odruchowo spojrzałam.

Automatycznie dotknęłam dłonią opatrunku na czole, zdając sobie sprawę, że dziewczyna mogła mieć rację. W końcu od nieprzyjemnego dla mnie incydentu miały minąć za kilka godzin dopiero dwa dni, a ja, mimo że czułam się już dobrze i powoli dochodziłam do siebie, byłam zapewne skazana na odsunięcie od wszystkich aktywności ruchowych, jeszcze przez jakiś czas.

— Ale iść i obserwować chyba nikt mi nie zabroni, prawda? — odparłam ironicznie, głęboko wzdychając.

Mój entuzjazm opadł, a ja sama zatopiłam się w swoich myślach. Chwila zawodu nie trwała jednak zbyt długo, gdy zdałam sobie sprawę, jak długo nie widziałam się z Theo. Dokończyłam posiłek i odniosłam talerz do kucharki, a znajomym powiedziałam, że nie chcąc marnować czasu, skoczę szybko do chatki lekarki.

Wyszłam ze stołówki i udałam się do wspomnianego budynku. Zawitałam u kobiety może pięć minut, a po wymianie plastra i bandaża ruszyłam w stronę środka obozu. Gdy mijałam chatkę z numerem trzynastym, usłyszałam dobrze znany mi głos. Zwolniłam i przysuwając się bliżej budynku, zaczęłam przysłuchiwać się temu, co mówiła Amber.

— [...] -działam, że to będzie dobry pomysł — chwaliła się blondynka, zapewne do swojej koleżanki. — Miałam jednak nadzieję, że go tak szybko nie wyrzucą. Przydałby mi się jeszcze.

— Nie sądzisz, że to odrob...

— Jess! — wrzasnęła Amber. — Nie denerwuj mnie teraz. Nie, gdy jestem w trakcie wojny.

— Ale ta wojna jest tylko w twoj...

Usłyszałam wyraźny dźwięk uderzenia, jak w momencie, gdy ktoś daje komuś z liścia. Wyjrzałam zza rogu chatki i spojrzałam na plac ogniskowy, gdzie Amber stała władczo nad inną blondynką, która trzymała się akurat za lewy policzek. Skojarzenie nie było zatem mylne.

— Nie pyskuj — warknęła dziewczyna, stojąca do mnie tyłem.

— Przepraszam — odparła delikatnie ta poszkodowana. — Chciałam tylko powiedzieć, że moim zdaniem to lekka przesada nasyłać na kogoś nieobliczalnego faceta.

— Felix nie jest nieobliczalny — odezwała się blondynka. — Ma jasne cele i wyznaje trochę inne wartości, niż wszyscy. To nie robi z niego psychopaty.

Dziewczyna, w której oczach dojrzałam zalążki łez, wciąż masująca zapewne piekący policzek, przytakiwała tej, której zdecydowanie nie potrafiła się postawić.

— Poza tym, ta suka, Emma, zasłużyła na najgorsze traktowanie — parsknęła znów Amber. — To przez nią Max ze mną zerwał. Jeszcze pożałuje, że rozbiła nasz związek.

Zakryłam usta dłonią, uświadamiając sobie, że ta cała sytuacja znad jeziora wydarzyła się za sprawą wściekłej, zazdrosnej i z pewnością nie do końca normalnej blondynki. No bo halo, kto normalny mści się na kimś w taki sposób?!

— Co chciałaś tym osiągnąć? — dopytywała towarzyszka mojej oprawczyni.

— Liczę, że Emma będzie się teraz bała chłopaków — odparła. — I zrobię, by już tak zostało — dodała. — Gdy Maxie zobaczy, jaką jest nędzną podróbką prawdziwej kobiety, przestanie się nią interesować i będzie błagał, abym znów zaprosiła go do łóżka.

Zrobiło mi się niedobrze, słysząc te słowa. Z tą dziewczyną naprawdę było coś nie tak. Cieszyłam się jednak, że udało mi się podsłuchać tę rozmowę. Mogłam się teraz przygotować na nadciągające niebezpieczeństwo.

Ruszając w stronę stajni okrężną drogą, zaczęłam układać sobie w głowie to, jak opowiem wszystko Maxowi. Uznałam, że powinien wiedzieć. Z jego pomocą, mieliśmy duże szanse na złamanie Amber, w wojnie, którą sama rozpoczęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro