Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Następnego dnia obudził mnie dzwoniący telefon. Nie chciało mi się ani otwierać oczu, ani szukać aparatu, ani go odbierać... Miałam w planach cały dzień leżeć w łóżku i spać. Byłam jak z ołowiu, a na dodatek czułam suchość w gardle. Chciało mi się pić, lecz nie zwracałam na to uwagi. Nie wyspałam się, mimo iż udało mi się przespać całą noc.

Gdy telefon ucichł, przewróciłam się na drugi bok, próbując ponownie zasnąć. Kiedy byłam już między jawą, a snem i czułam, że zaraz zasnę, usłyszałam głośne kroki z dołu. Nic sobie z tego nie robiłam. Nie przejmowałam się tym, że ktoś przyszedł, bo teraz skupiłam się na zaśnięciu. Było mi tu cieplutko i mięciutko, nie miałam zamiaru wstawać; nie teraz.

Cioci najprawdopodobniej nie było w domu, więc musiała już być w kawiarni. Była sobota, a ja miałam wolne. Tak przynajmniej zadecydowała moja opiekunka. Więc mogłam przespać cały dzisiejszy dzień.

Okey, może to trochę głupie, że byłam całkiem sama w domu i nie przejmowałam się, że ktoś chodzi mi po mieszkaniu, ale wiedziałam, iż nie mam się czego obawiać. Ciocia miała podłączony alarm, więc nikt nieproszony nie mógł tu wejść. Chyba że ktoś, komu naprawdę musiała zaufać i podała kod, by owe zabezpieczenie wyłączyć.

— Wstawaj śpiochu — obudził mnie głośny głos Willa tuż przy uchu. — Jest już po dwunastej, nie mamy czasu, szykuj się!

Poczułam, jak coś liże mnie po twarzy. Ciepła ślina Chipa...

— Co ty tu robisz? — Patrzyłam się na psa, chociaż pytanie było skierowane do jego właściciela. — Dlaczego mnie budzisz?

— Bo wychodzimy. Nie mamy całego dnia, więc wyskakuj z łóżka. — Usłyszałam zbliżające się kroki. Ktoś właśnie wszedł do pokoju. — Ładnie tu masz. — Mogłabym się założyć, że Josh się uśmiechnął.

— Szczerze mówiąc, to ja też nie byłem na to gotowy — powiedział cichym głosem Jacob.

— Ale ty się tak nie buntowałeś, jak ona — stwierdził rozbawionym głosem Josh.

— Kobiety potrzebują więcej czasu — wymamrotałam w poduszkę, włączając się do rozmowy.

Dziwne, że nawet nie odczułam przy nich wstydu. Właśnie leżałam w kusej piżamie, ledwo przykryta, a się tym nie przejmowałam. Zupełnie jakbym przyjaźniła się z nimi od lat, jakby widywali mnie taką codziennie rano.

— Michelle nie potrzebowała tyle czasu... — usłyszałam głos Coopera.

— Ludziska, chyba Samuela dzisiaj nie będzie! — krzyknął Josh. — Randeczka na horyzoncie — sprostował.

— Ja też mam dzisiaj randkę — rzuciłam. — Z łóżkiem. Dzięki, że przyszliście. — Przykryłam się jeszcze szczelniej, mając nadzieję, że to coś da. — No to pa.

— O nie, nie, nie. — Poczułam, jak Cooper chwyta mnie za ramię, wyrzucając z łóżka. — Idź się przyszykuj. — Zaczął gestykulować dłońmi. Miałam wrażenie, że jego oczy zrobiły się jeszcze jaśniejsze, niż były wczoraj. — Nie wiem co tam macie, jakiś makijaż, trochę rozczesz sobie włosy i się ubierz, a zjesz po drodze.

— Jak po drodze? Po drodze dokąd? — W końcu wstałam, odkładając kołdrę na łóżko. — Z tego, co pamiętam, miałam odpocząć. Przez kilka dni z rzędu pracowałam w przeciwieństwie do was, chłopcy i należy mi się...

— Przepraszam bardzo, ale skąd niby wiesz, że my w ogóle nie pracujemy? — przerwał mi Josh. — Ja od poniedziałku do piątku siedzę w kasie kinowej i sprzedaje bilety, Lucas jest rockmanem czy tam metalowcem i gra na gitarze w klubie z jakimś zespołem, Samuel jest kelnerem w jakimś lokalu, Cooper i Will sprzedają w McDonald's. Stara, nie masz pojęcia, jaki czasami jest ruch... — Pokręcił głową.

— Przepraszam. — Uniosłam ręce w górę. — Zwracam honor. Ale będziecie musieli chwilę poczekać i proszę mnie nie poganiać, bo będzie to trwało jeszcze dłużej. — Zabrałam jakieś pierwsze lepsze rzeczy z walizki oraz swoją kosmetyczkę i wyszłam z pokoju.

— Ubierz coś imprezowego! — Cooper krzyknął za mną, przez co musiałam zawrócić.

— Mam dość na razie imprez — jęknęłam.

— Nie będzie imprezy, to będzie coś o wiele lepszego. — Josh potarł dłonie, uśmiechając się szeroko do mnie. — Naprawdę, Noelle — spoważniał, widząc mój sceptyczny wzrok.

Miałam ochotę coś jeszcze powiedzieć, jednak w ostatnim momencie cię poddałam i pozwoliłam im zaufać.

Nie wiedziałam, czy takie ubranie znajdowało się w mojej walizce. Zabrałam ze sobą cały asortyment, by nie bałaganić przy moich gościach. Miałam nadzieję, że znajdę coś odpowiedniego. Po drodze spotkałam Michelle, która wolnym krokiem szła po schodach. Chyba była równie niewyspana, jak ja. Ją też musieli obudzić.

— Cześć Michie.

Podniosła głowę i popatrzyła na mnie, zastanawiając się, czy to na pewno było do niej. Dla pewności pomachała mi ręką, uśmiechając się przy tym.

Miała na sobie granatową bluzkę z krótkim rękawem oraz długie spodnie. Zastanawiałam się, czy nie było jej w tym odrobinę za gorąco? Nie zdziwiło mnie jednak, że dziewczyna nie ubrała się w sukienkę albo coś typowo imprezowego, ponieważ na domówce u Autumn również miała niczego oznaczającego, iż szła na imprezę.

— Przepraszam, że wczoraj was zostawiłam. Mam nadzieję, że nic przykrego się nie wydarzyło.

— Nie masz się czego obawiać. W sumie po twoim wyjściu było sztywnano. Autumn poszła "pooddychać". — Zrobiła palcami cudzysłowie. — A jak wróciła, to wszystkich wyprosiła i taki był koniec imprezy. Ale mi się wydaje, że zrobiło jej się niedobrze od nadmiaru alkoholu i dzisiaj pewnie ma kaca. Leży w domu z bólem głowy i nie może się ruszyć. — Zaśmiała się cicho, co zawtórowałam.

— Dobra, ja idę się przygotować, a ty przypilnuj mi chłopaków. Niech niczego nie dotykają. — Po tych słowach, weszłam do łazienki.

                                                                                                  ***

Do centrum pojechaliśmy dwoma samochodami. Przez całą drogę nie wiedziałam, po co ten nagły pomysł z wyjazdem. Choć pytałam się wszystkich po kolei, to nikt nie raczył mi odpowiedzieć.

Przed podróżą, Will odstawił Chipa do domu, dzięki czemu poznałam jego młodszą siostrę. Miała z sześć może siedem lat. Ubrana była w niebieską sukienkę, co pasowało do jej oczu. Za to jej włosy związane w dwa warkocze. Przypominała mi nimfę.

Szukaliśmy miejsca, w którym byśmy mogli na chwilę posiedzieć, przy okazji zjadłabym swoje śniadanie. Cieszyłam się, że w ostatniej chwili zabrałam ze sobą okulary przeciwsłoneczne. Było gorąco, a słońce raziło prosto w oczy. Założyłam je, czekając aż mieszkańcy tego miasta coś znajdą. Jeśli chodziło o moje ubranie, to nie zaszalałam. Założyłam sukienkę, która szczerze mówiąc nie nadawała się na imprezę, ponieważ była zwykła; po prostu zwiewna.

— Gdzie jedziemy najpierw? — Josh poprawił swoje okulary.

— Przypominam, że jestem głodna! — wykrzyknęłam, przypominając im o mojej obecności.

— To chodźmy najpierw do jakiejś knajpki, a potem odwiedzimy Lucasa. Zobaczysz jak szaleje na scenie. — Will ruszył pierwszy, prowadząc do wcześniej wspomnianego miejsca.

Po każdej stronie ulicy stały palmy, a budynki były takie wielkie, że stojąc obok nich, czułam się malutka i nawet fakt, iż w szkole zawsze byłam jedną z najwyższych dziewczyn, nie pomagał.

Wybraliśmy restaurację tuż przy miejscu, w którym zatrzymywały się statki, łodzie i jachty. Słychać było skrzeczenie mew i gwar. Bar był położony na zewnątrz, przez co głosy rozlegały się nie tylko z jadłodajni, ale też dookoła. Niektórzy biegali, inni robili sobie przejażdżkę rowerową, a kilka osób szło z dziećmi lub z grupą. To miejsce tętniło życiem. Ale nie tylko... Całe Miami tętniło życiem.

Podczas gdy jadłam, każdy z moich towarzyszy wpatrywał się we mnie. Niekiedy ktoś zabierał mi frytkę albo Colę. Z początku dziwnie się z tym czułam, ale z czasem przyzwyczaiłam się do tego i dałam już im spokój.

W pewnym momencie zauważyłam przejeżdżających w szybkim tempie motocyklistów. Na głowach mieli kaski, każdy z nich w innym kolorze: jeden niebieski, kolejny czerwony, potem czarny, zielony i żółty. Jechali tak szybko, że kiedy w pewnym momencie mrugnęłam, zniknęli z pola widzenia.

— Czyli jedziemy na koncert! — wykrzyknął Cooper. Nagle wstał z krzesła i z rozbiegu skoczył do wody. Wszyscy zebrani nie mogli oderwać od niego wzroku, śmiejąc się i dziwiąc, że jest taki odważny. Chyba nie za bardzo można było tam wejść ze względu na pojazdy pływające, znajdujące się niedaleko. To mogło być niebezpieczne, lecz chłopak się tym nie przejmował.

— Może Samuel będzie mógł do nas dołączyć. — Uśmiechnął się szeroko Josh, klikając coś w telefonie. — Właśnie do mnie napisał. Chce żebyśmy poznali jego laseczkę. — Poruszył dwuznacznie brwiami. — Zgadzamy się?

— No jasne! Niech w końcu nas z nią pozna, o ile istnieje naprawdę. — Zaśmiał się Cooper, który wrócił do nas, mocząc osoby siedzące obok niego: Willa i Josha.

— Przygotujcie się na pół godziny jazdy — ostrzegł nas Will.

— Czemu tak długo? Przecież jesteśmy w centrum...

— Ale to taki nasz klub. Pracują tam dobrzy znajomi — Cooper przerwał Michelle.

— I co? Samuel dojedzie do nas czy mamy na niego czekać? — Will zerkał na telefon znad ramienia Josha.

— On już jest w drodze. — Włożył komórkę do kieszeni spodni i spojrzał na mnie. — Im szybciej, tym lepiej. — Mrugnął.

Nie lubiłam, gdy ktoś mnie pospieszał, szczególnie w jedzeniu. Pędząc, zawsze wszystko robiłam źle. Ale kto to lubi? Chyba nikt nie lubi, gdy człowieka pośpieszają, a szczególnie dziewczyn.

Droga minęła w miłej atmosferze. Z radia wydobywała się muzyka, ale przez większość czasu rozmawialiśmy, śmiejąc się przy tym. Jechałam jednym samochodem z Michelle, Willem i Jacobem, z którym zajmowałam tylne siedzenia.

— Jak ci idzie z Michelle? — zapytałam Jacoba szeptem w którymś momencie, na co ten gwałtownie na mnie spojrzał.

— To bez sensu — powiedział cicho. — Nie powinienem nawet myśleć o niej i o mnie... — mówił szybko. — Ona na pewno mnie nie chce.

— Musisz spróbować. Jeśli chcesz, mogę z nią porozmawiać — zaproponowałam.

— O zobaczcie! — przerwał naszą rozmowę Will, pokazując palcem gdzieś w bok. — Tam jest świetna cukiernia. Musimy tam kiedyś pójść. Ciasta, ciasteczka, a lody... — Na samą myśl aż ślinka mi ciekła.

— Już jesteśmy. Przygotujcie się na świetną zabawę! — Włączył kierunkowskaz i zajął miejsce na parkingu, tuż obok auta Josha. — Co prawda prawdziwa impreza zacznie się dopiero o dziewiętnastej, ale to szybko zleci, prawda?

Chłopak nie dał nam odpowiedzieć, bo kiedy zauważył krzywy grymas Jacoba, niemalże od razu postanowił wysiąść z pojazdu.

Stojąc przed lokalem z całą grupą, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc chwyciłam telefon i sprawdziłam. Była to moja mama. Pytała co u mnie i czy jestem w domu. Odpisałam jej, że wyszłam z przyjaciółmi, chociaż zastanawiałam się, czy nie skłamać, ale potem w głowie pojawiła mi się myśl, że pewnie zadzwoni do cioci i wszystko jej powie. Byłby problem, gdyby moja opiekunka wróciła do domu i by w nim nikogo nie zastała. Dlatego wolałam szczerą odpowiedź.

Dziwiłam się, że Phoebe dzisiaj ani razu nie zadzwoniła, ale z drugiej strony, jak ją znałam, wiedziałam, że pewnie szykowała się na swoje wakacje. Zawsze na każdy wyjazd pakowała się kilka dni, a nawet tydzień przed po to, by mieć wszystko i nie obawiać się, czy o czymś nie zapomniała. Robiła długą listę, co ze sobą zabierze i dzięki niej wiedziała, co już spakowała.

— Noelle, to Samantha — moje zamyślenie przerwał Samuel, przedstawiając mi swoją dziewczynę. Czarnoskóra uśmiechała się do mnie. — Samantha to Noelle. Przyjechała tu na wakacje. — Podała mi dłoń, którą ucisnęłam.

Ubrana w kolorowych barwach, wyglądała na szaloną. Była piękna i ani na chwilę nie przestawała się uśmiechać. Miała piwne oczy, a jej włosy ozdobione kilkoma kolorowymi doczepami. Na dodatek parę z nich były zawiązane w dobierane warkocze, co jeszcze bardziej podkreślało jej dziewczęcość.

— Pogadamy później, wchodźcie! — pospieszał nas Cooper.

Otworzył nam drzwi i przepuścił nas wszystkich jako pierwszych, a sam wszedł na końcu, zamykając je za sobą. Po drodze, gdy szliśmy korytarzem, wyłoniło się dwóch wielkich i łysych mężczyzn, którzy byli wyżsi ode mnie o dwie głowy. I jeden, i drugi trzymał splecione dłonie. Na dodatek patrzeli się na mnie z poważnym wzrokiem. Poczułam respekt.

Wyglądali jak ochroniarze. Ubrani w czarne stroje, z których były widoczne krótkofalówki oraz pistolety. Moje oczy na chwilę się poszerzyły.

Kiedy wzrok ich obojga przeniósł się na Willa i jego paczkę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ich surowy wyraz twarzy zmienił się nie do poznania, ponieważ stali z szerokimi uśmiechami, a ich oczy jakby zabłyszczały. Unieśli ręce w powietrze, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę tu stali.

— Chłopaki! Dawno was tu nie było — zawołał jeden. Jego głos jakby zrobił się wyższy z ekscytacji.

— Pewnie do Lucasa — stwierdził drugi, starając się uspokoić. Wrócił do przerażającego wyrazu twarzy, lecz zdradzały go oczy, które wciąż wyrażały radość.

Byli czarnoskórzy. Nie wyglądali na starych i chyba byli w średnim wieku. Jeden z nich miał na palcu obrączkę, co wskazywało na to, iż najprawdopodobniej miał żonę.

— Jak miło was znowu widzieć — usłyszałam szczęśliwy głos Willa. — Oni wszyscy są z nami i cudownie by było, gdybyście ich też wpuścili — ostatnie słowa starał się wymówić ciszej.

— Jasne. Tylko pamiętajcie: cisza! — Ten bez obrączki położył na swoich ustach palec wskazujący, pokazując nam byśmy byli cicho. — Każdy z was ma bilet, co osobiście sprawdzaliśmy. — Mrugnął i po chwili, gdy kiwnęliśmy głowami, rozumiejąc, ochroniarze zrobili nam przejście, więc poszliśmy korytarzem dalej.

Poczułam, jak mój telefon ponownie mnie poinformował o wiadomości, jednak ze sprawdzeniem od kogo ją dostałam i co zawierała, poczekałam, aż doszliśmy na miejsce.

Weszliśmy do pomieszczenia, które zmieniało kolory jak w kalejdoskopie. Dopiero gdy znaleźliśmy się głębiej, zrozumiałam, iż to wszystko przez światełka oraz kulę dyskotekową. Nie było tu dużo ludzi. A przynajmniej nie w tym momencie. Usłyszałam, jak Josh coś mówił, że to jeszcze nie ta pora i przez kilka godzin będziemy mogli się nacieszyć swobodą. Bo jak na klub, była tu naprawdę garstka ludzi.

Po prawej stronie znajdował się bar z każdym rodzajem alkoholu, a barman, który stał za ladą, właśnie polerował szklanki. Pewnie nie mógł się już doczekać na wieczór. Gdzieniegdzie stały kanapy ze stolikami, w niektórych miejscach znajdowały się także krzesła, ale to były miejsca dla dwóch osób. No i oczywiście wielka scena po lewej stronie. Wyglądała bardzo profesjonalnie. Gdy ją zobaczyłam, od razu się ucieszyłam. Chciałam zobaczyć Lucasa w akcji. Co prawda on grał rocka czy coś w ten deseń, czego na co dzień nie słuchałam, lecz mimo to zamierzałam tego posłuchać.

Było tu naprawdę bardzo dużo miejsca. Wchodząc przez próg, nie spodziewałam się tak wielkiej przestrzeni. Zmieściło się tu wszystko, a najlepsze, iż było miejsce jeszcze na parkiet do tańca dla gości.

— Ale jestem podekscytowany! — krzyknął nagle Cooper, zacierając ręce. — Na pewno wam się spodoba. Lucas ma do tego talent — mówiąc te słowa, udawał, że gra na niewidocznej gitarze.

— To co? Może napijemy się tak na rozluźnienie? — zaproponował Samuel. — Noelle, nie daj się prosić — dodał, widząc moją niezdecydowaną minę. — Chodź, wybierzesz sobie wszystko, co będziesz chciała. — Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do baru.

— No dobra, to drinka poproszę — westchnęłam. Wywróciłam oczami, widząc formujący się uśmiech mojego kolegi.

Przypomniał mi się SMS, który chwilę temu dostałam. Włączyłam więc ekran i kliknęłam nową wiadomość. Była od Phoebe. Napisała, że mam wejść na Facebooka i zobaczyć jej nowe zdjęcie. Dodała, że to bardzo ważne.

Zrobiłam, co kazała. Jednak kiedy już miałam kliknąć jej profil, moim oczom ukazało się zaproszenie do grona znajomych od Aarona. Zamiast zobaczyć profil Phoebe, kliknęłam zdjęcie Aarona. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak było coś, co przyciągało wzrok na jego fotografie, a szczególnie profilowe. Mogłabym się na niego patrzeć i patrzeć, a najlepsze było to, iż nie znudziłoby mnie to. Oczywiście mówiłam o zdjęciu. Miało to coś. Poczułam, jak policzki mnie pieką. Czy ja się rumieniłam, patrząc na jego zdjęcie? To było niepojęte!

— Jakiego chcesz? Pierwsza kolejka będzie na mój koszt — usłyszałam Samuela, który wyciągał portfel z tylnej kieszeni.

Nie chciałam być niegrzeczna albo niekulturalna, dlatego też wrzuciłam telefon do torby i spojrzałam na chłopaka. Dopiero teraz dotarło do mnie, co powiedział.

— Nie musisz mi kupować drinka. Mam pieniądze, ale dziękuję. — Uśmiechnęłam się do niego.

Na moje słowa Samuel bez słowa położył na blat banknot. Zrobił to tak zwinnie, że nie miałam czasu nawet wyjąć swoich pieniędzy. Nie pozwolił mi nawet w żaden sposób zareagować, ponieważ tylko uśmiechnął się delikatnie i wrócił do swojej dziewczyny.

— I co? Jak ci się podoba? — zapytał się siedzący obok mnie Cooper. — To jest naprawdę świetne miejsce. Zobaczysz, co tu się wydarzy potem.

— Już mi się podoba — przyznałam.

Miałam tylko nadzieję, iż nikt nie popsuje mi tej imprezy. Nie musiałam się martwić Autumn, więc miało być wspaniale. I choć szczerze mówiąc nie byłam do tego przekonana z uwagi na to, iż miałam dość imprez przez najbliższy czas, to miejsce i ludzie, z którymi tu przyszłam, zmienili moje nastawienie.

— Obiecuję ci, Noelle, że tu ci się tak bardzo spodoba, że nie będziesz chciała stąd wyjść — dodał niebieskooki.

Te słowa usłyszał Josh, który momentalnie odwrócił się w naszą stronę. Ustał między naszymi krzesłami obrotowymi i objął ramionami, jakbyśmy tylko my mieli usłyszeć jego wypowiedź:

— On ma rację, ale nie bierz z niego przykładu. Ten koleś. — Pokazał palcem na swojego brata. — Ostatnio się tak napił, że naprawdę nie chciał stąd wyjść. Musiałem pójść po tamtych dwóch goryli. — Kiwnął głową w stronę ochroniarzy, którzy obserwowali wszystkich z wejścia. — I wynieśli go. Cooper, tym razem uważaj. Nie rób wstydu — ostrzegł go, nie przestając się uśmiechać.

Kiedy Josh odszedł, szukając dobrego miejsca przy stoliku dla nas, dostałam drinka. Jednak nie na jego zwróciłam uwagę. Patrząc na torebkę, przypomniałam sobie, iż całkowicie zapomniałam o Phoebe. Znałam ją i wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego, o co mnie prosiła, tym bardziej, iż napisze na końcu, że to jest bardzo ważne, będzie zła albo będzie taką udawać. Dlatego też wyjęłam telefon i od razu na ekranie pojawił mi się Aaron. No tak... Przecież nawet nie odpowiedziałam na zaproszenie...

Nie wiedziałam co robić. Niby to nic, ale on ma dziewczynę... A co mnie to obchodzi? Czy Autumn by się zastanawiała, gdyby przypuśćmy, mój chłopak wysłał jej zaproszenie do grona znajomych na Facebooku? Przecież to tylko Facebook. Aaron to tylko mój znajomy... Wtedy wieczorem chciał być moim nowym kolegą, ale tak pewnie powiedział, bo był trochę napity. Nie wiedział, co mówił. Przecież to jest niewinny portal społecznościowy. On mnie nie zapytał o chodzenie, tylko o dodanie do znajomych! Dlatego go przyjęłam.

W końcu weszłam w profil mojej przyjaciółki, która kilka godzin temu dodała nowe zdjęcie. Stała tam z jakimś ratownikiem, który jak pisała, uratował jej życie.

"Jasne."

Ona zawsze znajdywała okazję, by zrobić sobie fotkę z jakimś przystojniakiem. Cóż... Ratownik był bardzo opalony, uśmiechał się szeroko do aparatu, wyglądał na trochę starszego od nas. Trochę miałam na myśli dużo. Stał obok niej bez koszulki, przez co mogłam przypatrzeć się jego klatce piersiowej. Musiałam przyznać, że był dobrze zbudowany i przypominał mi kolesia ze "Słonecznego patrolu." Zareagowałam na zdjęcie i jak najszybciej utworzyłam nowy czat, wpisując jej nazwisko.

"No dobra, masz rację. Co jak co, ale klata jest boska!" i wysłałam. Nie spodziewałam się jednak, że odpisze mi ktoś zupełnie inny niż Phoebe.

To był Aaron.

Dlaczego wysłało mi się do niego? Jakim cudem akurat do niego?!

Nagle zrozumiałam...

"Bo ich nazwiska zaczynały się na taką samą literę, idiotko!"


************************************
Hejka! ❣️
Co u Was? Jak Wam mijają wakacje? ^^ A jak Wam się podobał rozdział?
Dzisiaj trochę później, bo prawie zapomniałam, że dzisiaj środa 🙆
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki! ☺️ I oczywiście zapraszam na tt: #chłopakzmiami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro