Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28



                                                                 Zapraszam na tt: #chłopakzmiami

Było mi ciepło. Z początku myślałam, że umarłam i jestem w raju, ale pikanie przywróciło mnie do rzeczywistości. Tak, wciąż byłam na ziemi. Wiedziałam to, ponieważ czułam suchość w gardle, a tego co słyszałam, w raju osiąga się już wszystko co najlepsze, a już w ogóle nie czuje się głodu ani pragnienia. Podobno. Otworzyłam oczy, ale szybko je zamknęłam. Wszędzie było biało i jasno, co mnie raziło w oczy. Przypominało mi to szpital, ale czy to było możliwe? Jeśli to była prawda, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Oznaczało to, iż byłam wolna; bezpieczna. Najgorsze się skończyło.

– Noelle – usłyszałam głos mojej mamy. Gdy widziała, że się obudziłam, westchnęła głośno. Ulżyło jej. Mnie w sumie też. – Jak się czujesz, skarbie? – Dotknęła mojego czoła i zaczęła je głaskać, co mnie uspokajało.

Obok niej pojawił się zatroskany tata, obserwując mnie uważnie. Posłał mi lekki uśmiech, a po chwili zniknął za drzwiami. Pewnie poszedł po lekarza.

Nie przejmowałam się swoim stanem, jakikolwiek by nie był, byłam szczęśliwa, że w końcu byłam bezpieczna. Chociaż chyba nie było aż tak źle, ponieważ nic mnie nie bolało. Nawet przedramiona oraz nadgarstki. Byłam jeszcze trochę osłabiona, ale w dłoni miałam włożony wenflon, więc prawdopodobnie w moim organizmie pojawiły się już cenne witaminy i minerały czy coś takiego.

– Jak to się stało, że tu jestem? – zapytałam zachrypniętym głosem.

Mama przyłożyła mi chusteczkę do ust. Była morka, więc trochę zwilżyła mi nią wargi, dzięki czemu poczułam się odrobinę lepiej.

– Martwiliśmy się o ciebie. Nie było cię tydzień... – urwała, widząc moją zszokowaną minę. – Ktoś powiedział, że bierzesz, więc myśleliśmy, że uciekłaś razem z tamtym chłopakiem. Zadzwoniliśmy na policję, a w międzyczasie okazało się, że on jest w mieście i nie ma nic wspólnego z twoim zaginięciem. Niczego nie wiedział. – Nie wiedziałam o kim ona mówiła, więc spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. – No Aaron – odpowiedziała od razu. Usiadła na krześle obok mojego łóżka i ciągnęła dalej: – Niech sobie jest, jaki jest, ale to dzięki niemu cię znaleźliśmy. Naprawdę się starał, by cię znaleźć. Robił wszystko – zakończyła, a gdy chciała powiedzieć coś jeszcze, do środka wszedł tata z mężczyzną w białym fartuchu.

– Witam, jestem twoim lekarzem prowadzącym – zaczął z przyjaznym uśmiechem. – Jak się czujesz?

– Dobrze, tylko trochę boli mnie głowa. Ale to chyba nic groźnego, prawda? – zadałam pytanie, przypominając sobie moment, w którym dostałam czymś twardym. To był koszmarny ból.

– Nie, proszę się nie martwić. – Zaczął coś wypisywać na jakiejś kartce, która chyba była moim jakimś dokumentem. – Dostała pani dość mocno w potylicę, ale na szczęście nic poważnego się nie stało. Dobrze, że zakończył się wszystko dobrze, a jeśli do jutra tak będzie, to będziemy myśleć o wypisie. – Posłał szczery uśmiech w stronę moich rodziców i wyszedł.

– Przepraszam – szepnęłam. – To wszystko moja wina, gdybym skupiła się na pracy i słuchała się cioci...

– Kochanie, to nie jest twoja wina – ciocia, której w ogóle nie zauważyłam, weszła mi w zdanie. Podeszła do mnie bliżej. – Jeśli już, to moja. To ja ciągle na ciebie krzyczałam, wszystkiego zabraniałam, a sama nie zdawałam sobie sprawy, kim tak naprawdę oni wszyscy są. Straszne jest to, że gdyby nie to wydarzenie i pomoc policji, nie uwierzyłabym ci, że nie bierzesz narkotyków, że Aaron tak naprawdę jest inny niż myśleliśmy ani nawet...

– W porządku ciociu – przerwałam jej. – Przecież się o mnie martwiłaś. Chciałaś dla mnie jak najlepiej. – Widząc jej smutną minę, posłałam krzywy uśmiech.

– Wybacz mi, Ella... – Chwyciła mnie delikatnie za dłoń i pocałowała. – Bardzo cię kocham, skarbie.

– Ja ciebie też i bardzo przepraszam za kłopot.

– Rozmawiałam z Phoebe – zaczęła po dłuższej chwili mama. – Powiedziała, że gdy wrócisz do domu, się tobą zaopiekuje. Muszę przyznać, że masz naprawdę cudowną przyjaciółkę, kochanie – moja rodzicielka zawsze to powtarzała, a ja za każdym razem się z nią zgadzałam - Phoebe była najlepsza.

Drzwi po raz kolejny się otworzyły i do środka weszła Michelle z Jacobem, a za nimi pojawił się Will oraz jego przyjaciele. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok.

– To my was zostawimy – odparła mama, wyrzucając z sali wszystkich dorosłych, dając tym samym nam chwilę prywatności. – Będziemy na korytarzu – poinformowała, zamykając za sobą drzwi.

– Cześć – odezwałam się jako pierwsza, podczas gdy reszta przyglądała mi się w skupieniu. Miałam wrażenie, że każdy z moich gości był zmartwiony i tylko ja cieszyłam się z takiego obrotu spraw. Żyłam i było już wszystko dobrze. To wszystko się w końcu zakończyło.

– Hej, jak się masz? – zapytał Jacob, przełykając głośno ślinę.

– Już jest wszystko dobrze. Przeżyłam. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Chip był ze mną – oznajmiłam, zerkając na Willa. Uśmiechnął się do mnie szeroko, a jego oczy się rozbłysły, przez co moje serce mocniej zabiło. Chłopak w końcu przestał być wrakiem człowieka.

– Jest już w domu – odparł szczęśliwy. – A ty? Czy oni zrobili ci krzywdę? – zapytał nieśmiało.

– Nie. Na szczęście policja przyjechała w odpowiednim momencie – po tych słowach, chłopak odetchnął.

– Bardzo cię przepraszamy – odezwała się Michelle. – A szczególnie ja. Czuję się winna, a mogłam... – przerwała, bo zaczęła płakać. Jacob, stojący najbliżej jej, nieśmiało objął ją ramieniem, na co ona położyła mu głowę na ramieniu.

– Co ty mówisz? – spoważniałam. Nie wiedziałam czemu gadała takie bzdury. Przecież to nie była prawda. – Michie przestań gadać głupoty. To ja wyszłam na spacer po plaży sama, więc to nie jest twoja wina, rozumiesz? – Pokiwała głową, rozumiejąc.

– Samantha też chciała przyjść – usłyszałam głos Samuela. – Ale musiała zostać z Aaronem w komisariacie. – Posłałam mu pytające spojrzenie. – Ona też ścigała się na tych motorach, ale była po stronie Aarona – tłumaczył. – Niczego nie wiedziała – dodał szybko. – Oni wszyscy musieli się stawić na policji, żeby złożyć zeznania. Ale się nie martw, złapali Grahama i całą resztę. Teraz siedzą w areszcie i czekają na proces. Zobaczymy co będzie dalej.

To dlatego wtedy poznała tamtego szatyna w klubie. Dlatego mnie od niego odciągnęła. Bo znała go z wyścigów!

"Boże, jakie to popieprzone!"

Zaczynałam odliczać minuty, by jak najszybciej znaleźć się w domu, w Georgii. By z czasem zapomnieć o minionych wydarzeniach i ludziach, którzy chcieli w okrutny sposób mnie skrzywdzić. Mnie i Mirandę...

Miranda.Jak mogłam o niej zapomnieć?

– Co z Mirandą? – zapytałam nagle, jakby budząc się z transu.

– Nie wiemy – odpowiedział Josh. – Jedyne czego się mogłem dowiedzieć było to, że oprócz ciebie i jej, było tam jeszcze kilka dziewczyn. Parę z nich to dziwki, ale reszta... – urwał, a jego oczy posmutniały. – To zwykłe dziewczyny w naszym wieku... Skrzywdzone nawet gorzej od ciebie. Nie wiem co dokładnie z nimi, ale na szczęście już teraz nie muszą się niczym martwić, to wszystko się skończyło.

To pewnie dlatego słyszałam krzyki i jęki, gdy wchodziłam do pomieszczenia, w którym miałam się umyć. Boże, przecież widziałam krew na stole, kiedy zaprowadził mnie do jego „pokoju". Wciąż, gdy o tym wspominałam, przechodziły mnie dreszcze po ciele.

"Może Miranda też leży w szpitalu? Może gdzieś niedaleko mnie?"

– Potrzebujesz czegoś? – zapytał Lucas, przywracając mnie do rzeczywistości. – Coś mamy ci kupić?

– Nie, dziękuję. – Kolejny raz posłałam im uśmiech, szczerze ciesząc się ich obecnością. – Bardzo się cieszę, że jesteście, naprawdę.

Dopiero zauważyłam, że Cooper w dłoniach trzymał bukiet kwiatów. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy mu o nich przypomniałam. Wyciągnął dłoń z kwiatami do mnie i zaśmiał się kłopotliwie, widząc, iż nie za bardzo mogłam ich przyjąć w dłonie, ponieważ do nich przyczepione były kabelki. Musiał, więc sam je włożyć do jakiegoś naczynia, dlatego też nalał wodę do plastikowego kubeczka i włożył do niej kwiaty.

– Kreatywność lever hard – skomentował jego brat.

– To jest od nas wszystkich – odrzekła szybko Michelle. Już nie płakała, ale widać było smutek w jej oczach, szczególnie, gdy się na mnie patrzyła. Posłałam jej kolejny uśmiech. Swoją drogą pierwszy raz widziałam ją taką. Zawsze była albo obojętna, albo poważna. Chciałam, by się rozchmurzyła.

– O, mam jeszcze... – Jacob oderwał się od Michie i zaczął szukać czegoś w swojej wielkiej bluzie z kapturem. Po chwili z kieszeni wyjął pudełko czekoladek. – Tylko nikomu nie mów, bo ci zabiorą. Trudno było mi z tym tu wejść – krzyknął, a ja parsknęłam głośnym śmiechem, przed którym starałam się powstrzymać.

– Dziękuję, jesteście cudowni – powiedziałam, gdy przestałam się śmiać. – Otwórzcie ją, zjedzmy razem – zaproponowałam i po kilku chwilach bombonierka była już otwarta i każdy się częstował.

– To...– zaczął smutnym głosem Josh, przerywając krótką chwilę milczenia, podczas której każdy z obecnych mógł zjeść swoją czekoladkę. – Już niedługo wracasz do domu...

W odpowiedzi tylko pokiwałam głową.

– Obiecaj, że będziesz czasami się odzywać – poprosił Lucas.

Nie spodziewałam się, że znajomość z wakacji masz szansę dotrwać dłużej. W tym przypadku chyba miała, z czego się naprawdę ucieszyłam. Aż poczułam ciepło na sercu. Bardzo ich polubiłam, szczególnie, że teraz specjalnie przyszli do mnie z kwiatami i czekoladkami, by zobaczyć jak się czułam. Niby nic takiego, a jednak. Dla mnie naprawdę to było dużo. Takie... Kochane. I jak miałabym urwać z nimi kontakt?

– Obiecuję – przyrzekłam. – A ja was zapraszam do siebie. Powinniście zwiedzić Georgię. Jest piękna, a szczególnie na wiosnę, gdy wszystko się budzi do życia. Przecież nie mieszkam na końcu świata – wypowiedziałam te słowa, patrząc na minę Willa. – Do Georgii jest niecałe osiem godzin stąd.

– Niby tak, ale przyzwyczailiśmy się do twojej obecności i teraz będzie nam trochę smutno – powiedział nieśmiało Josh.

– To dzwoń do mnie, pisz...

– Dobra, dobra – pośpieszał nas Samuel. – I tak jesteśmy tu długo, musimy zmykać. – Zerknął z niesmakiem na drzwi które wciąż były zamknięte. – Nie lubię pożegnań...

– Pozdrów Samanthę – poprosiłam, gdy każdy z nich pogłaskał mnie na pożegnanie.

Z nudów, zaczęłam jeść czekoladki, które zostały w pudełku. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz miałam w ustach coś słodkiego. Kiedy cokolwiek jadłam? To wydawało mi się takie odległe. Takie, jakbym te zwykłe rzeczy robiła wieki temu, jakbym dokonywała ich w innym wcieleniu. Czy to było normalne?

Niespodziewanie naprzeciwko mnie pojawił się nie wiadomo skąd mój lekarz prowadzący. Patrzył na mnie groźnym wzrokiem, jednak gdzieś w głębi dostrzegłam jakby błysk wesołości, więc stwierdziłam, iż żartował. Poprawił swoje okulary oprawione w ciemnych oprawkach i odchrząknął:

– Zdaję sobie sprawę, że pewnie tęsknisz za słodkościami, ale dzisiaj jeszcze musisz się wstrzymać. – Zabrał ode mnie pudełko, na co cicho jęknęłam. – Przykro mi, Noelle.

Niczego nie odpowiedziałam, tylko wzruszyłam ramionami. W mojej buzi znajdowały się ze trzy czekoladki, starałam się, więc by lekarz nic nie zauważył. Ale trudno było nie zauważyć, gdy leżałam tak z wypchaną buzią niczym chomik. Mężczyzna zignorował to, mówiąc:

– Pewnie nie wiesz, ale widziałem, jak pewien kawaler przechadzał się niespokojnie tuż obok twoich drzwi do sali. Wygląda trochę na zdenerwowanego, więc nie wiem czy to dlatego, że się waha czy wejść do ciebie, czy nie.

Głośno przełknęłam swoje jedzenie, znajdujące się w buzi, przedłużając ciszę między nami. Zupełnie nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. Zachowywałam się trochę tak, jakby zabrakło mi języka w gębie. Wiedziałam, że konfrontacja z Aaronem mnie nie ominie i dojdzie do tego prędzej czy później, ale miałam nadzieję, iż będę na to jakoś przygotowana. Co miałam robić?

Cóż... Mogłam zmienić temat i przełożyć naszą rozmowę na inny dzień, ale czy to było sensowne? Przecież on już tu był. Za drzwiami. „Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana", jak to by powiedziała Phoebe. Odbylibyśmy rozmowę i miałabym go z głowy, ale czy na pewno? Czy byłam na to gotowa? Nie.

– Dobrze, w takim razie... – westchnął. – Cieszę się, że udało mi się to zabrać. – Uniósł w górę rękę, w której trzymał pudełko z ostatnimi czekoladkami. Zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna. – Nie będę ci przeszkadzał. – Mrugnął do mnie. – Sprawdzę, co u innych pacjentów, ale jeśli będziesz potrzebowała lekarza, kliknij ten guzik. – Pokazał na wielki czerwony przycisk, który znajdował się na ścianie za mną. Gdy się odwróciłam do niego, widziałam jak drzwi się za nim zamykają. Zostałam sama, a to znaczyło, że Aaron mógł tu wejść w każdej chwili.

"A może powinnam udawać, że śpię?""Nie, to głupie."

Musiałam tylko czekać, aż otworzy drzwi i przez nie wejdzie, a potem zacznie jakoś rozmowę. Tylko... Sama już nie wiedziałam co czułam do chłopaka. Gniew? Złość? Żal? Smutek? Rozczarowanie? Czy może współczucie? To nie była jego wina, jednakże gdybym się do niego nie odzywała, gdybym go ignorowała, prawdopodobnie do niczego by nie doszło. Tak przynajmniej twierdził Graham. Byłam z czarnowłosym blisko, dlatego mnie zabrali. Ale czy to była prawda? Nigdy się tego nie dowiem.

Dlaczego w takim razie moje serce zaczęło tak szybko bić, gdy o nim myślałam? Dlaczego poczułam dziwne uczucie w żołądku, gdy mój lekarz o nim wspomniał? Przecież nie powinnam była czuć tego wszystkiego.

Dlaczego więc było inaczej?Dlaczego po tym wszystkim wciąż czułam to cholerne przyciąganie do jego osoby?

Przewróciłam się na bok, w stronę okna. Wpatrywałam się w park, który znajdował się tuż obok szpitala. W głowie miałam milion myśli i pragnęłam je wszystkie odpędzić. Ponownie zaczynała mnie boleć głowa.

– Śpisz? – usłyszałam jego głos. To po jego brzmieniu wiedziałam, że się wahał. Był cichy i dość nieśmiały, jakby bał się, że jakikolwiek głośny dźwięk lub czynność spowoduje wyrzuceniem z mojej sali.

Nawet nie usłyszałam, jak tu wszedł.

Zaczął chodzić wolnym krokiem po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Pewnie zastanawiał się, czy powinien coś powiedzieć. A ja leżałam nieruchomo, udając, że śpię. To było z mojej strony tchórzostwo, zdawałam sobie z tego sprawę, jednak chciałam usłyszeć, co miał mi do powiedzenia.

– Wiem, że to moja wina... – zaczął. Miałam wrażenie, iż jego głos odbiegał jakby z bardzo daleka. – Nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić, szczególnie ciebie. Chyba dobrze wyszło, że akurat zasnęłaś, bo patrząc w twoje oczy, chyba nie dałbym rady ci tego powiedzieć. Z drugiej strony pewnie nic nie słyszysz... – zrobił przerwę. Zrobił kilka kroków w przód, a potem znowu do tyłu. – Głupi byłem, że pozwoliłem ci się zbliżyć do mnie. To nie tak, że nie chciałem naszej znajomości, lubię cię, bardzo, ale to przez to... Przeze mnie tak się skończyło. Uwierz mi, ja nie wiedziałem, że tak się to zakończy, że oni mogli tak was skrzywdzić... – jego głos się złamał. – To była sprawa między nami, między nim, a mną, to przeze mnie on przegrał tyle razy i stracił ten swój honor... – ponownie przerwał. – Ciągle namawiał mnie do kolejnych dogrywek, kurczę, a mogłem dać mu wtedy fory... – Usłyszałam, jak uderzył dłonią w ścianę. – Odebrałem mu pieniądze i honor, to on w zemście chciał odebrać mi wszystko, na czym mnie zależało. Rzeczywiście, bardzo cię lubię i jesteś moją przyjaciółką, ale on myślał, że jesteśmy razem, że zdradzam Autumn. – Zaśmiał się sarkastycznie. – To było na odwrót, bo ona zdradzała mnie albo raczej jego ze mną... Kurwa, że ja tego nie zauważyłem... Mówiła, że jedzie do SPA, że... – urwał wpół zdania i zaczął kolejne: – Pewnie każdy to zdążył zauważyć... A ja zamiast rozpaczać Autumn i jej zdradą, poczułem ulgę. Nie ważne, ona mnie nie obchodzi, jest już z nimi w areszcie i czekają na swoją karę. Mam nadzieję, że dostaną to, na co zasłużyli! – krzyknął. Chwilę milczał, próbując się uspokoić i dopiero, gdy to mu się udało, mówił dalej: – Żałuję tego wszystkiego i gdybym mógł cofnąć czas... – Miałam wrażenie, że powstrzymywał się przed płaczem. – Nie byłoby tego wszystkiego... Przepraszam, tak bardzo przepraszam. – Podciągnął nosem. – Przepraszam ciebie i Mirandę... Boże, gdyby nie te durne wyścigi i Graham, ona by żyła...

Słysząc ostatnie słowa, wypowiedziane przez chłopaka, momentalnie się do niego odwróciłam. Moje oczy od razu się powiększyły. Miałam ochotę się rozpłakać. To nie mogła być prawda.

– Co ty powiedziałeś? – zapytałam, upewniając się, czy przypadkiem się nie przesłyszałam. Miałam taką nadzieję, ale niestety w jego oczach dostrzegłam łzy, które tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, iż mówił prawdę. – To przeze mnie – wyszeptałam, głośno oddychając. W mojej klatce piersiowej nagle poczułam dziwny ucisk, jakby ktoś ustał na nią i zaczął mnie przygniatać. Aaron zmarszczył czoło i przez chwilę patrzył się na mnie pytającym wzrokiem, po chwili szybko pokręcił głową, nie zgadzając się ze mną w tej kwestii. Podszedł bliżej mojego łóżka. – Mogłam coś zrobić, a nie zrobiłam nic. On... On robił straszne rzeczy... Widziałam krew, słyszałam krzyki... Aaron co on jej zrobił? – mówiłam jak nakręcona. Czarnowłosy położył swoją ciepłą dłoń na moim czole, uspokajając mnie swoim dotykiem. – Powiedz mi, proszę...

Przez dłuższy czas tylko na mnie patrzył. Chciałam znaleźć odpowiedź w jego przenikających oczach, ale niczego tam nie znalazłam. Tylko ból i smutek, a także strach, który pojawił się w momencie, gdy zadałam mu pytanie.

– On ją... – urwał, przełykając głośno ślinę. – Zgwałcił ją, wykończył ją do nieprzytomności. – Po tych strasznych słowach, poczułam jak po policzkach płynął mi łzy. Odwrócił się do mnie tyłem, krzycząc. Nie chciał mnie bardziej przestraszyć. – Zniszczył ją, zgwałcił, zabił... – Czułam, że walczył z płaczem. Oddychał głęboko, uspokajając się. – Noelle... – Odwrócił się na powrót do mnie. – To nie jest twoja wina i nigdy tak nie myśl – mówił stanowczym głosem, nieznoszący sprzeciwu. – Oni ciebie też tam zabrali i pewnie skończyłoby się tak samo z tobą... To Graham zrobił, rozumiesz? To przeze mnie i Noaha, bo braliśmy udział w wyścigach. Gdybym szybciej zareagował, gdybym... – urwał, słysząc jak płaczę. – Była moją przyjaciółką...

Może i nie znałam jej za dobrze, gadałyśmy tylko kilka razy, a widziałyśmy raptem ze dwa może trzy, to i tak było mi bardzo źle. Naprawdę dziewczyna była miła i nie zasłużyła na to, jak ją potraktowali tamci chłopacy. Nikt na to nie zasłużył. Mi się udało stamtąd wydostać, a ona umarła. Zabili ją.

– Co teraz będzie? – Starałam się zrównać swój oddech. Chłopak nic mi już nie odpowiedział, tylko pocałował mnie w czoło.

– Obiecaj, że nie będziesz się winić. – Takiego poważnego go chyba nigdy nie widziałam. Zawahałam się, ale ostatecznie pokiwałam głową. Widząc to, wyprostował się, zilustrował ostatni raz moją twarz i wypowiedział na koniec: – Dziękuję, że mogłem cię poznać, Noelle. Mam nadzieję, że w twoim życiu już nigdy się nic podobnego nie wydarzy. – Podszedł do drzwi i chwycił klamkę. – Żegnaj, cukiereczku.

A potem wyszedł.Po zamknięciu się drzwi, zaczęłam głośno płakać.

                                                                                 KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ



Druga część będzie nosiła tytuł Dziewczyna z Atlanty i obiecuję Wam, że będzie się działo! 🔥
Już dodałam wstęp do drugiej części, więc możecie ją dodawać do biblioteki ^^ A o okładkę się nie martwcie, jeszcze będzie miała swoją własną 😊
Trzymajcie się i do zobaczenia za tydzień ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro