Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

                                                                     Zapraszam na tt: #chłopakzmiami

Autumn pojawiła się w kawiarni u cioci i ciągle marudziła, jak to bolała ją głowa i czy mogłabym coś zrobić z hałaśliwym dzieckiem, które siedziało wraz z rodzicami w lokalu. A przecież ono po prostu było głodne i czekało na jedzenie.

Z tego wszystkiego wlałam jej zwykłego mleka do kawy, którą wcześniej zamówiła. Musiałam się przyznać, że świetnie się bawiłam, widząc jak kilkanaście minut później zaczęła się krzywić, a na jej dłoniach pojawiły się dziwne czerwone plamki. W pewnej chwili głośno pisnęła i wybiegła z budynku. Była przerażona i wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie mogłam przestać się uśmiechać pod nosem, jednak dopiero gdy dziewczyna zniknęła z lokalu, roześmiałam się głośno, co było powodem bólu brzucha. Z natury była tak bardzo irytująca i wszystko jej przeszkadzało, nawet to niewinne dziecko, które domagało się jedzenia. Z pewnością ta sytuacja poprawiła mi dzień, bo odkąd wyszłam tamtego dnia z komisariatu, mój humor był nijaki, dodatkowo kontakty z ciocią także się nie naprawiły, chociaż wcześniej pojawiała się nikła nadzieja.

Mój podły nastrój spowodowany był też Aaronem. Wciąż nie wiedziałam, co u niego i czy przebywał jeszcze w szpitalu. Nie chciałam już mieć nic z nim wspólnego, chciałam trzymać go na dystans, ale nie mogłam nic zrobić z tym, że mimo iż starałam się myśleć o czym innym, czarnowłosy zawsze wracał do mojej głowy. Nie byłam pewna czy to przez ciekawość, czy dlatego, bo musiałam składać zeznania i nie mogłam żyć tym zdarzeniem, którego doświadczyłam w swoim życiu pierwszy raz i nie było ono takie miłe, czy może najzwyczajniej w świecie się o niego martwiłam. Po prostu nie mogłam przestać myśleć o tej sytuacji. Bo co by było, gdybym jednak została tam jeszcze chwilę? Gdybym jednak zgodziła się na posiedzenie chwilę w towarzystwie Aarona i jego przyjaciół? Czy to by coś dało? Zmieniłoby to przebieg zdarzeń?

– Cześć Jacob. – Uśmiechnęłam się do kolegi, który zajął miejsce tuż przy kasie.

Dawno go nie widziałam, więc byłam ciekawa co się u niego działo. Może dzięki rozmowie z nim, chociaż przez chwilę przestanę myśleć o brązowookim chłopaku. Dlatego też skupiłam się na Jacobie.

– Hej, co u ciebie? – zapytał, poprawiając się na krześle. – Poproszę lemoniadę.

– U mnie nic ciekawego. – Zajęłam się zamówieniem dla chłopaka. Odpowiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą, bo uznałam, że opowiadanie o ostatnich wydarzeniach z Aaronem i policją nie za bardzo zaciekawią Jacoba, więc zrezygnowałam. – A co u ciebie?

Nim chłopak odpowiedział, odezwał się telefon należący do cioci, informując o nowej wiadomości. Kątem oka mimowolnie zerknęłam w tę stronę. Wiadomość była od mojej mamy:

"Porozmawiamy jak skończysz pracę. Oddzwoń."

– Poczekasz chwilę? Wybacz, ale muszę oddać telefon cioci. – Pokazałam urządzenie chłopakowi na dowód mojej prawdy, a gdy chłopak pokiwał głową, poszłam na zaplecze.

Ciocia wpatrzona była w zegar, prawdopodobnie odliczając minuty do wyjęcia ciasteczek i drożdżówek z piekarnika. Nie zwróciła na mnie uwagi, gdy weszłam głębiej do pomieszczenia. Chyba, że ona tylko udawała, że mnie nie widziała.

– Twój telefon. – Położyłam aparat na stole.

Otwierałam to zamykałam buzię niczym ryba na lądzie. Chciałam coś powiedzieć, jednak bałam się jej reakcji. Przecież już i tak dużo nabroiłam... Koniec końców zaryzykowałam:

– Rozmawiałaś z mamą – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.

Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi z jej strony, nawet nie raczyła mnie ani jednym spojrzeniem. Nie było więc sensu, bym dłużej stała bezczynnie. Byłam pewna, że nie dostanę odpowiedzi, dlatego też wyszłam. Stałam już w progu, gdy usłyszałam:

– Musiałam jej powiedzieć, to twoja matka, wybacz.

Z początku poczułam złość. Nie mogłam uwierzyć, że ciocia powiedziała mamie o wszystkim, bez wcześniejszej rozmowy ze mną. Lecz po chwili złość się ulotniła, a ja zaczynałam ją rozumieć. Nie była moją matką, sama się o mnie martwiła, miała prawo, a nawet obowiązek, by powiedzieć wszystko mojej rodzicielce. Wiedziałam jednak, że to nie skończy się rozmową, a czymś więcej. Awanturą albo czymś jeszcze gorszym?

Mój ojciec był zawsze z natury spokojnym i ugodowym mężczyzną, ale jeśli chodziło o mnie, mamę lub inne poważne sprawy, potrafił się nagle diametralnie zmienić i nie było mowy, by cokolwiek u niego wybłagać. Jego zdanie wtedy jest ostateczne. Z moją mamą było podobnie, jednak to tata trzymał dłużej urazę.

Dobrze wiedziałam, że zasługiwałam na karę, na złość ojca, na kłótnię z rodzicami, ale nie byłam na to gotowa. Ale na takie rzeczy nie da się przygotować, prawda?

Czułam się z tym bardzo źle. Nigdy nie chciałam skrzywdzić moich bliskich. Nie wiedziałam, co się stało, co we mnie wstąpiło, że się tak zachowałam. Okłamywałam ich, doprowadziłam do tego, że się o mnie martwili... Jakim cudem, do licha, pozwoliłam sobie na to? Zachowałam się jak nie ja.

"Chyba dlatego, że chciałam poczuć się jak prawdziwa nastolatka, która cieszy się ostatnimi wakacjami przed collegem. Chciałam skorzystać z tego, że byłam daleko od domu, że byłam tu, w Miami."

– Wiem, że źle zrobiłam okłamując cię, martwiąc... – zaczęłam, odwracając się do niej przodem.– Nie chciałam i żałuję, ale chyba chciałam raz w życiu zaszaleć, oczywiście nie twoim kosztem... – Przełknęłam głośno ślinę, widząc jak się na mnie patrzyła. – Przyjechałam tu sama, bez rodziców, w tym mieście; w Miami. To żadne wytłumaczenie, wiem, ale prawdę mówiąc nie zrobiłam niczego nie zgodnego z prawem. Żyję, nikogo nie zabiłam. – Pokazałam na siebie, by uświadomić cioci, że stałam przed nią cała i zdrowa. – Tylko nie słuchałam ciebie. Przepraszam za moje zachowanie. Masz rację ciociu, zasługuję na karę i na...

– Mama powiedziała, że zabierze cię szybciej do domu – weszła mi w zdanie.

– O – tylko to udało mi się wymówić.

Zrobiłam wstyd cioci, wyjeżdżając wtedy z Aaronem zamiast z nią z urodzin Carrie. Kilka razy okłamałam ją w związku z Aaronem. Nie słuchałam się i jej i jej rad dotyczących Aarona. Wszystkie złe uczynki, które zrobiłam były związane z czarnowłosym. Dlaczego? Czy on miał na mnie taki wpływ?

Może to wszystko, co zrobiłam nie jest aż takie straszne i nie były to wielkie zbrodnie, ale ja naprawdę nigdy nie byłam taka i nie chciałam się zachować w taki sposób. Zawsze bardzo lubiłam ciocię Jasmine, to ona była dla mnie najlepsza nie tylko jako ciocia, ale ogólnie jeśli chodziło o rodzinę. Nie chciałam nikomu robić problemu, a w szczególności jej. Przecież to z nią zawsze mogłam rozmawiać o wszystkim, była ugodowa i najczęściej była mentalnie bliżej mojego wieku niż moich rodziców. To ona mnie bardziej rozumiała. Aż pewnego dnia, przyjechałam do niej ten jeden raz w życiu sama, by pomóc jej w kawiarni, a teraz miałam wrażenie, że ze mną ciągle były problemy.

Ciocia jakby dopiero teraz, po chwilowym zawieszeniu, nagle się ożywiła, spojrzała na mnie i założyła ręce na piersi.

– Och, czyżby? – Na moment zamknęła oczy, a ja patrzyłam na nią pytającym wzrokiem. – Dostałam wczoraj informację, że na sobotniej imprezie brałaś narkotyki. Wiem też, że te urodziny to tylko pretekst, bym pozwoliła ci wyjść.

Stałam nieruchomo z wytrzeszczem oczu, mając nadzieję, że to, co właśnie powiedziała moja ciocia, to jakiś chory żart. Co ona wygadywała? Kto jej podał takie informacje? I dlaczego im uwierzyła?

– Co tak na mnie patrzysz? Powiesz coś na ten temat? Wyjaśnisz mi to? Nie chciało mi się w to wszystko wierzyć, ale teraz sama już nie wiem co jest prawdą, a co nie, Noelle.

„Tak dawno nie nazwała mnie kochaniem, a już w ogóle Ellą..."

– Ciociu, nie sądzisz chyba, że...

– Nie powiedziałam o tym twojej mamie... – przerwała mi.

– Przecież mnie znasz i wiesz... – tym razem to ja jej przerwałam.

– O tym sama musisz jej powiedzieć – znowu weszła mi w zdanie.

W tej chwili przypominała mi mojego tatę. W głosie i całej tej wymianie zdań. Jej słowo liczyło się najbardziej i nawet najprawdziwsza prawda to nie pomogła. Musiałam dać jej chwilę czasu do ochłonięcia, by móc jej wszystko wytłumaczyć. Łudziłam się, że to pomoże, że ona tym razem mi uwierzy, ale to było już mało prawdopodobne. Nie teraz, nie po tym wszystkim.

– Ciociu rzeczywiście zrobiłam źle kłamiąc, ale nigdy nie ćpałam. Nigdy nie...

– Narkoman się do tego nie przyzna – rzuciła.

Po tych słowach odechciało mi się już czegokolwiek tłumaczyć. Nie mogłam uwierzyć, że mnie tak nazwała i chyba ona też nie, bo dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zszokowana, zasłoniła dłonią usta.

– Noelle, ja...

– Nie ciociu. Powiedziałaś już wszystko, a nawet więcej. – Wyszłam, nie czekając na jej reakcję.

Musiałam wyjść na powietrze. Potrzebowałam chwili pobycia sama ze sobą, by trochę ochłonąć i przemyśleć rozmowę z ciocią. Nie patrzyłam nawet na nic ani na nikogo, tylko zdjęłam fartuszek i wyszłam z lokalu, nie oglądając się za siebie. W oddali słyszałam zawołania, ale nie zwracałam na nie uwagi. W tamtym momencie nie było to dla mnie ważne.

W głowie jak echem, odbijały się słowa cioci: „Narkoman się do tego nie przyzna."

Szłam coraz szybciej, aż w końcu zaczęłam bieg. Nie patrzyłam nawet gdzie idę, ważne było, że szłam przed siebie. Nie znałam okolicy, ale to mi nie przeszkadzało, nie teraz. Czułam łzy pod powiekami, aż kilka z nich spłynęło mi po policzkach, przez co obraz się rozmazał, ale to również mi nie przeszkadzało. Biegłam dalej. Nie miałam konkretnego celu, dokąd mogłabym dobiec, chciałam znaleźć się jak najdalej gdzieś, gdzie mogłam być sama i się wypłakać.

Nie posiadałam ani telefonu, ani dokumentów, ani pieniędzy. Torebkę zostawiłam w kawiarni u cioci, więc byłam tylko ja i droga. W końcu znalazłam się niedaleko jakiegoś parku. Byłam daleko, ale na razie nie myślałam o tym. Idąc dalej przed siebie, dostrzegłam jakiś budynek. Szpital...

"Czy to był ten sam szpital, w którym leżał Aaron?" "Nie, to niemożliwe. Przecież takich szpitali było mnóstwo, a tym bardziej tu, w Miami."

Przestałam się nad tym zastanawiać i skupiłam się na drodze. To wszystko przez niego i powinnam była na niego wściekła, wymyślać dla niego najgorsze epitety, a tak nie było. Za to głupia, zastanawiałam się, czy z nim wszystko w porządku. Byłam naprawdę nienormalna!

Wróciłam myślami do rozmowy z ciocią. Kto jej przekazał takie głupoty? I dlaczego? Ktoś musiał chcieć, bym miała problemy. To był policjant? To chyba nie mógł być on... Przecież oni nie kłamią w takich sprawach. Właśnie, chyba. Nie no, bardzie stawiałabym na kogoś, kto nie za bardzo za mną przepadał, kto chciał mi zaszkodzić. Albo za dużo kombinowałam...

"Los chciał, bym się tu znalazła, więc oto jestem."

Tylko po co?

"Może skoro tu byłam, to powinnam była skorzystać z okazji i popytać się o Aarona? Zobaczyłabym co z nim i wyszła..."

Niby dlaczego? Przecież on zabija ludzi. Prawdopodobnie...

"Ale czy muszę wchodzić do niego? Wystarczyłoby, gdybym zapytała się jakiegoś lekarza o stan jego zdrowia i to byłoby na tyle."

Z jednej strony się bałam. Z jego rozmowy wynikało, że chciał z Grahamem kogoś wykończyć, na dodatek miał wrogów, a każdy, kogo spotykałam, ostrzegał mnie przed nim.

W takim razie dlaczego przez cały czas o nim myślałam? Dlaczego się martwiłam? Czemu chciałam wiedzieć, co z nim, jak się czuł i czy jeszcze przebywał w szpitalu?

"Może dlatego, że nie przestawałam się winić o tę bójkę?"

To przecież tylko jedno pytanie. On się o niczym nie dowie.

Zauważyłam, że właśnie zatrzymałam się tuż przy szpitalnej rejestracji.

Musiałam przyznać, że zgłupiałam...

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – Kiedy miałam wrócić do wyjścia, usłyszałam głos.

Nikogo nie było oprócz mnie w tym miejscu, więc pytanie skierowane było do mnie. Wysiliłam się na uśmiech, próbując sobie przypomnieć, jak Aaron miał na nazwisko. Kompletnie zapomniałam i za cholerę nie mogłam sobie go przypomnieć.

– Dzień dobry – odpowiedziałam jej. – Czy leży tu gdzieś Aaron? – zadałam pytanie, a kobieta zmarszczyła czoło, dając mi do zrozumienia, iż nie znała żadnego Aarona. Musiałam podać jego nazwisko, by mogła go wyszukać w komputerze. – Aaron... – Rozejrzałam się po otoczeniu z nadzieją, że dzięki temu coś mi się przypomni. Niestety w głowie wciąż miałam pustkę. – Aaron, taki czarnowłosy chłopak, ma brązowe oczy...

– Kochana, ja potrzebuję jego nazwiska, a nie szczegółowego opisu. Jak sobie przypomnisz nazwisko, wtedy możesz wrócić.

Zrezygnowana odeszłam od recepcji. To było bez sensu. Mogłam wcześniej o tym pomyśleć. W końcu jego nazwisko usłyszałam tylko raz i to w najbardziej stresującym momencie mojego życia.

Szłam, patrząc na pod nogi. Na dodatek mój kucyk się psuł coraz bardziej, musiałam więc związać go na nowo, przez co kogoś strąciłam łokciem.

– Przepraszam – bąknęłam prawie niesłyszalnie. Ani na moment nie zerknęłam na ową osobę.

– To nic – usłyszałam znany mi głos męski. Uniosłam głowę i ujrzałam przed sobą Noaha. 

Miałam wrażenie, że jego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zazwyczaj. Chłopak patrzył na mnie bez wyrazu, a od ostatniego naszego spotkania mu się polepszyło. Nie wyglądał już tak koszmarnie, jak sobotniego wieczoru. Co prawda w kilku miejscach widniały gdzieniegdzie pamiątki z urodzin, ale to już nie wyglądało tak strasznie, jak ostatnio.

– Noah – wymówiłam jego imię, jakby był moim wybawieniem. – Jak się czujesz? – zapytałam, przerywając milczenie, jakie między nami trwało.

– Bywało gorzej. – Patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Pewnie zastanawiał się, po co go pytałam o jego stan zdrowia, przecież oboje wiedzieliśmy, że to niczego mi się ta informacja nie przyda, poza tym nasza relacja była... On po prostu za mną nie przepadał i nie za bardzo podobało mu się, że pojawiałam się z Aaronem. Trochę, jakbym zajęła miejsce Autumn, którą Noah najzwyczajniej w świecie lubił. – Co tu robisz?

– Chciałam... – zaczęłam, ale szybko zrezygnowałam. – Wszystko dobrze z Aaronem?

– Może powinnaś sama go o to spytać? – Nie czekając na moją odpowiedź, odszedł, kierując się do jednej z sal. Pewnie właśnie tam leżał jego przyjaciel.

Chwilę się wahałam, aż w końcu skorzystałam z okazji, by móc usłyszeć od Aarona o co tu chodziło i poszłam śladem za chłopakiem, który zniknął za drzwiami. Musiałam w końcu się dowiedzieć o co chodziło z tym pobiciem, dlatego też weszłam do sali.

"Ciekawość jest naprawdę nieprzezwyciężona."

Zamknęłam za sobą drzwi i niepewnie weszłam głębiej. Trochę się bałam tego, co tam zastanę, dlatego wszystko, co robiłam było powolne i delikatne. Na szczęście nic strasznego w pomieszczeniu się nie znajdowało. Czarnowłosy leżał z uśmiechem na szpitalnym łóżku. Nie wyglądał, by miał jakieś poważne obrażenia. Rzeczywiście, jego ręka owinięta była w jakiś bandaż, a noga leżała wysoko na poduszkach, ale nic innego nie dostrzegłam. Chłopak nie zauważył mojej obecności, aż do czasu, kiedy Noah spojrzał na mnie.

"Żyje i ma się dobrze, więc mogę z nim pogadać."

Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...Musiałam w końcu się dowiedzieć o co tu chodziło, kim był tak naprawdę Aaron i czy kogoś zabił. Dlatego wzięłam się cała w garść i głośno westchnęłam.

– Możesz mi powiedzieć, kto ci to zrobił? – Nagle stałam się poważna. – I dlaczego?

– Noelle, miło, że jesteś...

– Powiedz mi kim, do cholery, jesteś! – zignorowałam jego wcześniejszą wypowiedź. – Dlaczego każdy mnie przed tobą ostrzega i czemu mówisz o Grahamie, jak o swoim wrogu, a tak naprawdę z nim knujesz?! – mój głos stawał się coraz głośniejszy. Zdałam sobie sprawę, że ze zdenerwowania zacisnęłam dłonie w piąstki.

Niecierpliwie czekałam na odpowiedź, patrząc to na Aarona, to na Noaha, by którykolwiek z nich powiedział mi prawdę. Chłopacy spojrzeli na siebie, zgodnie kiwając głową. Założyłam ręce na piersi, dając im do zrozumienia, że nie wyjdę stąd, dopóki niczego się nie dowiem.

– To nie tak, jak myślisz – zaczął zrezygnowany Aaron. Przejechał dłonią sobie po włosach, mierzwiąc je przy okazji. – Od czego mam zacząć?

– Od początku – odpowiedziałam niemalże od razu, podchodząc trochę bliżej. Chciałam uważnie patrzeć na niego, kiedy zacznie opowiadać mi o wszystkim.

– Kiedy skończyłem szesnaście lat, chciałem trochę sobie dorobić – zaczął po kilku chwilach. – Potrzebowałem pieniędzy, co teoretycznie było dziwne, bo przecież moi rodzice mają kasę, ale praktycznie tata przestał mi dawać kieszonkowe. Wymyślił sobie, że skoro już nie pływam i nie zdobywam nagród, nie zasługuję już na jego pieniądze. Miałem się nauczyć sam je zarabiać – parsknął. – Każdy z nas wie, jak bardzo nam, nastolatkom potrzebne są pieniądze – dodał, z czym się zgodziłam. – Pewnego dnia razem z Noahem znaleźliśmy się na nieznanych nam drogach. Tam w tym samym czasie odbywały się wyścigi na motorach. Ten, kto jako pierwszy dotrze do mety, wygrywa pieniądze, które wcześniej zostały obstawione przez kibiców. Było ich dużo. Pożyczyłem motor od jednego z uczestników i wygrałem. Za ten jeden wygrany wyścig mogłem kupić sobie nowy laptop. Tam poznaliśmy resztę naszej paczki, staliśmy się jedną grupą, a Graham i Evan stworzyli swoją. Nigdy się nie lubiliśmy, ale gdy Graham zaczął coraz częściej przegrywać ze mną, między nami się pogorszyło. Ze złości potrafił zrobić wszystko, to dlatego, że nie potrafił przegrywać. Dlatego też mnie pobił. Miał przewagę, dlatego skończyłem tu. – Parsknął śmiechem, choć wcale mu nie było do śmiechu. – Nie powiedziałem o nim policji, bo było to bezsensowne.

– Co? Dlaczego? Przecież powinieneś... – nagle się odezwałam, ale chłopak wszedł mi w zdanie:

– Nic złego się na szczęście nie stało. Żyję, więc... – urwał, obserwując moją reakcję. – Ta rozmowa, którą usłyszałaś – ciągnął, przypominając sobie sytuację przed lokalem. – Ta, przed wypadkiem... Rozmawiałem wtedy z Grahamem. Może to zabrzmiało dziwnie, ale ja nikogo nie zabiłem i nie planuję, szczególnie nie z Grahamem. – Krzywił się za każdym razem, gdy wypowiadał imię swojego nieprzyjaciela. – Rozmawialiśmy wtedy o kolejnym wyścigu. Oczekiwał rewanżu. Po raz kolejny.

– No a ten chłopak z blizną?

– Ach, Axel... On jest od Grahama, ale jest od niego o wiele gorszy, a szczególnie w stosunku do dziewczyn – westchnął. – On... – nie mógł dokończyć, ponieważ przerwała mu pielęgniarka, w celu sprawdzenia stanu zdrowia czarnowłosego.

Stałam, przetwarzając sobie w głowie wszystko, o czym opowiedział mi Aaron. Czy to było zgodne z prawem? Bo, że to było niebezpieczne, o to nie musiałam się zastanawiać. To było logiczne, nie tylko z powodu Grahama, ale też przez same wyścigi motorów. Przecież oni mogli w każdej chwili się na nich przewrócić, powodując wypadek, nie mówiąc już o zabiciu.

– To dlatego każdy mnie przed tobą ostrzega? – zadałam kolejne pytanie, gdy kobieta w kitlu opuściła pomieszczenie.

"To jest niebezpieczne" – dodałam w myślach.

– Pewnie dlatego, że ludzie myślą, że my jesteśmy tymi złymi jak Graham – tym razem odpowiedział Noah. – Ale to nieprawda. My tylko bierzemy kasę za wygraną, a oni... – chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zerknął na swojego przyjaciela, który jakby wzrokiem się z nim komunikował, mówiąc, by się nie wygadał i od razu z tego zrezygnował. Dodał tylko szeptem: – Oni są o wiele gorsi.

– Przez ciebie mam problemy! – krzyknęłam do Aarona.

– Z ciocią, wiem... – przyznał.

– Dlaczego ktoś powiedział mojej cioci, że biorę narkotyki? – weszłam mu w zdanie.

– Co? – Zdziwił się.

– Nie ważne, chciałam tylko zobaczyć, czy żyjesz i dowiedzieć się, dlaczego cię tak urządzili. – Pokazałam dłonią na chłopaka. – Proszę, zostaw mnie już w spokoju. Nie pisz do mnie, po prostu zachowujmy się jakbyśmy się nie znali. – Po tych słowach, wyszłam z sali.

Nie wiedziałam, dlaczego, ale poczułam dziwne ukłucie w piersi. Znowu chciało mi się płakać. Tylko dlaczego? Przecież w końcu zostawiłam za sobą powód swoich problemów z ciocią. Powinnam była się z tego cieszyć; poczuć ulgę. Dlaczego więc tak nie było?

************************************
Jejku, prawie zapomniałam dodać nowy rozdział 🙆
Na szczęście przypomniałam sobie przeglądając tt
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki! ❤️
Miłego dnia, miłego tygodnia i wszystkiego miłego! 😘💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro