"Coś sprzecznego"
Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę była walka Ethana z Nicolasem. Mój
przyrodni brat leżał już na podłodze, przyjmując ciosy blondyna. Próbowałam ich od siebie odciągnąć, ale oboje byli silni. I nie zwracali na mnie jakiejś szczególnej uwagi.
–Możecie przestać do cholery?!.- krzyczałam, łapiąc ramię Ethana.- Ethan!
Chłopak na moje zawołanie przestał okładać pięściami Nicka. Stanęłam
między nimi, aby nie przyszło im do głowy druga runda.
–Bijecie się na oczach dzieci, nie wstyd wam?.- zapytałam roztrzęsiona.- No
błagam.
–Wybacz, Raven…- powiedział Nicolas, który wytarł swój nos z krwi.- Kurwa,
pomożesz mi?
–Siadać na kanapie.- rozkazałam im.- Jestem tuż za wami. Jeden ruch i oboje
nie żyjecie.
Oboje usiedli na kanapie, a ja obkrążyłam ich i poszłam do do kuchni.
Otworzyłam najwyższą szafkę i wyciągnęłam czerwoną torebkę z białym krzyżykiem. Wyciągnęłam wodę utlenioną i kilka gaz, aby wytrzeć krew.
–Zachowujecie się jak dzieci. A myślałam, że tylko Ress ma w sobie wieczne dziecko.- mruknęłam, siadając przed Nickiem.
–Poniosło mnie.
–Właśnie widziałam.- odparłam sarkastycznie, patrząc na jego nos.- Uważaj na siebie.
–Dzięki, Raven.- Nicolas przejechał palcami po włosach.- A ty Ethan
wyglądasz jakbyś w ogóle nie ucierpiał.
–To dlatego, że jestem od ciebie silniejszy.- uśmiechnął się wrednie, a ja
spiorunowałam go spojrzeniem.- Głowa mnie trochę boli.
–Zaraz przyniosę lód.- wstałam od nich i podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam
woreczek z kostkami lodu i podałam je Ethanowi.
–Nie patrz tak na moją siostrę.- warknął Nick.
–Jak?.- zaczął się z nim droczyć, kiedy złapał mnie za rękę i zaczął delikatnie
ją gładzić.
–Właśnie tak.
–Możecie przestać? Zachowujecie się jak dzieci.- wyrwałam się i poszłam
wyrzucić zakrwawione chusteczki.
–Raven, zostawisz nas na chwilę samych?.- zapytał Nicolas, wstając z
kanapy.- Albo nie.- podszedł do lodówki i wyciągnął dwa piwa.- Wyjdziemy na
dwór.
–Nicolas.- powiedziałam ostro.
–Kurwa. Po jednym piwie nic nam się nie stanie.- odpowiedział.- Chodź,
Ethan.
–Zapytałeś się mnie, czy chce?
–W takim razie wypije dwa.
–Oczywiście, że chce.
Nie sądziłam, że nawet w takich chwilach potrafią sobie żartować. Jeszcze chwilę temu prawie się pozabijali. Wzruszyłam ramionami i posprzątałam mieszkanie. Nie miałam już na cokolwiek. Nawet zwykłe wycieranie kurzu sprawiało mi trudności bo miałam wrażenie, jakbym zaraz miała umrzeć. Dzisiejszy dzień był za bardzo stresujący. Mój stan się nie poprawiał, a czułam jak jest tylko gorzej. Przyłożyłam rękę do czoła. Była cała gorąca. Świetnie, miałam gorączkę. Zaczęłam oddychać ciężej, a klatka piersiowa mnie bolała. Przestałam wycierać kurze. Zaczęłam widzieć niewyraźnie pokój, a moje ciało
przestało mnie słuchać. Osunęłam się na ziemię, zyskując przy tym uwagę
Molly, która przestraszona pisnęła.
–Raven!.- podbiegła, chwytając moje ramię.- Nicolas! Pomocy!.- zaczęła
krzyczeć rozpaczliwie.
Minęła chwila, kiedy obok mnie pojawił się białowłosy, który wziął mnie na
ręce.
–Jest cała rozpalona.- powiedział wkurzony.- Była chora?
–Nic nie zauważyłeś? Przecież ona źle się czuję tak od dobrych kilku dni.-
odpowiedział Ethan, ściskając lekko moją rękę.- Cholera, mogłem szybciej
zareagować.
–Ona cię w ogóle obchodzi? Odkąd tylko pamiętam, nienawidzisz jej.
–Nie w tym rzecz, ona…
–Dobra, wiesz co? Nie mam ochoty teraz słuchać twoich wymówek. Ważne
jest jej zdrowie.
–Możecie przestać się kłócić?.- powiedziałam lekko zdenerwowana.- I
zostawcie mnie, to nic takiego. Lekkie przeziębienie i zaraz wrócę do siebie.
–Pierdolenie, Raven.- warknął Nicolas, układając mnie wygodnie na kanapie.-
Czemu nie poszłaś do lekarza?
–Po co?
–Po chuj.- odpowiedział jeszcze bardziej wkurzony.- Dzwonię do lekarza. Mam to w dupie.
–Zachowuj się, kurwa.- odpowiedziałam.- Molly cię słucha.
–Ciebie też!.- odpowiedziała rudowłosa.
Nieodpowiedzialne z mojej strony. Nie chcę, aby wychowywała się w takich
warunkach. Niestety ja i Nicolas dość często klniemy, a co najgorsze- klniemy
też przy obecności Molly. Głównie to ja, Nicolas miał nas gdzieś od zawsze, dopiero niedawno chyba go ruszyło sumienie i zaczął nas dostrzegać. Aż
śmieszne.
–Dam sobie radę do jasnej cholery.- powiedział już trochę pewniej. Na
szczęście mi się polepszyło. Nie chciałam tutaj obecności lekarza. Znając życie Nicolas będzie przy wizycie i na pewno dowie się o tym, że mam problemy z sercem. Nikt, oprócz Maddie nie wiedział. Nie skupiałam się za bardzo na chorobie bo myślałam, że mi się polepszy.
Ale nie z moim organizmem.
–Będzie za piętnaście minut, bo pacjent mu się zwolnił.- powiedział
uśmiechnięty Nic.
–Uśmiechasz się, głąbie.- odpowiedział Ethan, siadając na podłodze obok
mnie, ciągle trzymając moją zimną rękę.- Co powiedziałeś temu lekarzowi?
–No nic. Czemu podejrzewasz mnie co wszystko co najgorsze?.- mój brat się
zbulwersował.
–Nie wiem, domyśl się.- powiedział już trochę mniej przyjaźnie Ethan.
–Nie tutaj, Willows.- warknął.
Chciałam zrozumieć wszystko, o czym mówią. Na pewno ma to związek z
tym, dlaczego tak bardzo się nie lubią. Nicolas poszedł do kuchni zrobić mi
zimny okład, jednocześnie podstawiając mi pod nos jakieś leki i wodę. Ethan trzymał mnie za barki, abym wygodnie usiadła i żebym normalnie wzięła leki. Kiedy poczułam lekko zimnawy smak wody, zrobiło mi się lepiej. Uwielbiam
takie uczucie.
–Ethan, otworzysz?.- zapytał mój brat, który szukał czegoś w szafce z lekami.
Chłopak podszedł do drzwi, aby chwilę później wpuścić młodego lekarza,
który szybko się przedstawił i poszedł do mnie, uważnie mi się przyglądając.
Wyglądałam, jakbym umierała, ale nie przejęłam się tym. Pewnie ten lekarz
widział tysiące osób, wyglądających gorzej. Wykonał kilka rzeczy, najpierw
zmierzył mi ciśnienie, przesłuchaj serce, a następnie zmierzył temperaturę, która wskazywała na trzydzieści osiem stopni. Gorączka.
–Nie leczenie choroby doprowadziłoby panią do śmierci.- powiedział
spokojnie. Na pewno miał to już wyćwiczone.- Powinna pani leżeć w łóżku, wcześniej udając się do lekarza.
–Nie za bardzo mogłam sobie na to pozwolić. Wie pan, praca, szkoła,
zajmowanie się domem…
–Gdybym wiedział, że jest aż tak źle, zastąpiłbym cię w pracy i sam zająłbym
się domem razem z Ressem. A Maddie wysłałaby ci notatki.- powiedział
surowo Nic.
–Nie wiedziałam, że tak to wyjdzie.
–Dobrze, że nie skończyło się to niczym poważnym.- wtrącił lekarz.- Choruje
na coś pani?
Wiedziałam, że te pytanie nastąpi, a obok mnie stanął Ress, kładąc dłoń na
moim ramieniu. Może nie będą mieć żalu?
–Mam problemy z sercem. Moja kardiolożka podejrzewa niewydolność serca, ale nie jest jeszcze pewna.
Miałam wrażenie, że ta cisza trwa zbyt długo. Wiedziałam, że będą źli.
–Co?.- zapytał Ethan, jednocześnie z Nicolasem, który w tym momencie rzucił szklanką o podłogę.- Czemu nic nie powiedziałaś?!
–Nie krzycz na nią, idioto. Może dowiedziała się o tym niedawno, prawda?.- zwrócił się do mnie łagodnie Ethan.
–Dowiedziałam się kilka miesięcy temu…- odpowiedziałam, czując, jak pieką mnie oczy.- Musiałam brać leki, ale nie mogłam sobie na to pozwolić, mieliśmy wtedy kryzys finansowy.
Nicolas chyba nie mógł dłużej tego słuchać. Wyszedł w samej bluzie z domu, a na koniec trzasnął drzwiami. Wiedziałam, że tak będzie. Molly zaczęła płakać, a Ress pociągnął nosem.
–To chyba wszystko. Gdyby coś się jeszcze działo, proszę natychmiast do
mnie zadzwonić lub jechać do szpitala.
–Dziękujemy.- zagadał go teraz Ethan. Widziałam, jak dawał mu pieniądze.
–Oddam ci co do grosza.- powiedziałam siadając trochę wygodniej na
kanapie.
–Nie musisz. Najważniejsze jest to, abyś wyzdrowiała, jasne?.- usiadł na
podłodzę. Wziął moją dłoń i zaczął powoli ją masować. Takie małe czynności były czymś przyjemnym i takim…miłym.
–Nicolas gdzieś poszedł…
–Nie przejmuj się nim. W sensie, ja też jestem wkurzony. Czemu nic nie
powiedziałaś o swojej chorobie?
Dobre pytanie. Ress, Molly jak i Nicolas nic nie wiedzieli o moim sercu.
Nicolas rzadko kiedy zwracał na mnie uwagę, a moje młodsze rodzeństwo?
Cóż, oni chyba by nie zrozumieli.
–Nie było okazji.- wyminęłam szybko.
–Rav.- powiedział ostro.
–Nie mogę powiedzieć.- powiedziałam.- Nie jestem gotowa powiedzieć ci całej
prawdy o mnie.
–Raven..
–Jeszcze nie teraz, proszę. Daj nam czas.
Mimo tego, że było mi słabo i ledwo mogłam mieć otwarte oczy przez
zmęczenie, starałam się na niego patrzeć. Chciałam mu patrzeć głęboko w oczy, aby wiedział, że musi poczekać. Poczekać na to, aby nasza i tak już
dziwna relacja wskoczyła na wyższy poziom. Chodź teraz czułam z nim jakąś dziwną nić porozumienia, to jednak wolałam bardziej mu ufać.
–Dam ci tyle czasu, ile będziesz go potrzebować.- powiedział cicho.
Oboje pogrążyliśmy się w ciszy. Była przyjemna. Nie była niezręczna. Jednak
dała mi ona czas na myślenie. Co się stało z Nicolasem? Gdzie on poszedł?
Martwiłam się.
–Jeśli przejmujesz się zniknięciem Nicolasa to chyba go nie znasz.- przerwał Ethan.- To twarda sztuka. Nic sobie zrobi. I spokojnie, on nie będzie na ciebie zły, bardziej na siebie.
–Na siebie?
–On myśli, że to jego wina, bo nie zauważył wcześniej twojego samopoczucia. On to będzie przeżywać, ale w środku.
–Muszę z nim o tym porozmawiać. Jak wróci.
–Wróci. Zawsze wraca.
Miałam do niego kilka pytań. Jedno z nich brzmiało skąd zna się z Nicolasem i dlaczego myśli o nim w taki sposób. Już od ich pierwszego spotkania
chciałam się dowiedzieć, ale jakoś nie miałam odwagi. Głównie przez to, że
Nicolas był wkurzony i nie chciałam go denerwować jeszcze bardziej.
–Twoja twarz nabiera kolorów. Odpoczywaj, ja będę przy tobie tutaj cały czas.
–Dziękuję, Ethan. Za wszystko.
Do zaśnięcia nie potrzebowałam dużo czasu. Moje powieki były już ciężkie, a
organizm zmęczony przez chorobę oraz dzisiejszą pracę. Już powoli odpływałam w sen, ale Ethan zaczął coś do mnie mówić.
–Raven? Chcę, żebyś wiedziała…- zawiesił się na chwilę.- Że nigdy cię
nienawidziłem.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał! Jestem bardzo dumna, że powoli dotrwaliśmy do połowy książki, no prawie.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
Miłego dnia/nocy!❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro