8
— Zaopiekujesz się nim? — głos Deana był niepewny. Rozmawiał z Meg przez ostatnie dwie godziny, bo postanowił sobie, że nie pozwoli, aby Castiel u niej został i z nią mieszkał dopóki nie sprawdzi czy ta jego przyjaciółka jest w porządku.
— Tak, mi też na nim zależy — zapewniła go, a Dean przytaknął. Nie sądził, że jej zaufa, a jednak jej ufał. Dla Castiela pewnie będzie to dobra wiadomość.
— Zostawię ci swój numer na wszelki wypadek, ale proszę, nie podawaj go nikomu, dosłownie nikomu — zaproponował, a dziewczyna dała mu swój telefon, aby go wpisał. — Zadzwonisz, gdyby coś się z nim działo?
— Zadzwonię — obiecała, chowając telefon z powrotem do kieszeni. — Wiesz, że jak go kochasz to możesz mu to po prostu powiedzieć, prawda? Nawet jak nie czuje tego samego to cię nie odtrąci. Mnie nie odtrącił.
Dean westchnął. To było coś, co Meg z niego wyciągnęła, argumentując to jego zachowaniem w stosunku do Castiela, wskazując, które elementy zdradzają, że dla niego to nie jest tylko przyjaźń, więc został praktycznie zmuszony do tego, aby przyznać jej, że tak - zakochał się w Castielu i nawet nie był do końca pewien, czy to nie stało się podczas ich pierwszego spotkania na konwencie, ale na pewno było w nim coś, co go wtedy zauroczyło.
— Nie boję się tego, że mnie odtrąci — stwierdził. — Po prostu nie uważam, że to dobry moment w jego życiu na takie wyznania.
Meg spojrzała na niego uważnie.
— A co jeśli on to odwzajemnia, ale się boi, a przez twoje oczekiwanie na właściwy moment pozna kogoś innego?
Dean spojrzał na nią, jakby powiedziała dobry żart. Jeśli Castiel coś czuł, prędzej czy później któryś z nich się złamie i coś powie. A jeśli będzie miał kogoś innego i ten chłopak będzie w porządku, będzie się cieszył jego szczęściem. Przecież nie musiał z nim być. Chciał tylko, aby Castiel był szczęśliwy i nic więcej.
— Wierzę, że jeśli mielibyśmy być razem to będziemy. Na razie Cas musi dojść do siebie. Ustabilizować się, ogarnąć. Potrzebuje przyjaciół. Zamierzam być przyjacielem. Będę was odwiedzał. Gdybyś ty czegoś potrzebowała też możesz dzwonić.
— Nie jesteśmy przyjaciółmi — zauważyła.
— Nie — potwierdził. — Ale przyjaźnisz się z Casem, a to prawie to samo. Spróbuję wziąć go do siebie na czerwiec. Gdybyś też chciała wpaść do Kalifornii...
— Pewnie patrzenie jak go w sobie rozkochujesz byłoby urocze, ale dziękuję, nie skorzystam, bo nie chcę robić za piąte koło u wozu...
— Nie zamierzam go w sobie rozkochać — powiedział to tak, jakby rozkochanie w sobie Castiela było czymś, za co trafi do Piekła. — Chcę tylko, żeby się zrestartował i pomyślał co dalej. Bo trzeba będzie coś zrobić z jego rodzicami. Nie może do marca spać u ciebie, a za wynajem mieszkania na moje nazwisko i wynajęcie go Casowi mogę mieć problemy.
— Może zostać do marca. To byłoby problematyczne, ale do przeżycia — stwierdziła. — Po prostu niech on zdecyduje.
— Nie będę go do niczego namawiał — zadeklarował. — Wszystko to będzie jego decyzja. Zresztą prawdopodobnie dzięki niemu mamy dodatkowe źródło promocji serialu, więc chociażby ze wzgląd na wdzięczność zamierzam jedynie mu pomóc, a nie sprawiać, że czułby się z czymkolwiek niekomfortowo.
To dodatkowe źródło pomocy, o którym mówił Dean to konwenty w szkołach. Mieli jeździć po szkołach w Stanach Zjednoczonych, jedynie za koszty transportu i ewentualnego noclegu i spotykać się z uczniami, którzy potrzebowali wsparcia. Pierwszy taki oficjalny, zapowiedziany event był planowany na jutro w Tucson, co sprawiało, że Dean i tak nie mógłby zostać w Phoenix najbliższej nocy, bo co prawda to była nieco ponad godzina drogi, ale miał być tam o szóstej rano, więc, żeby być tam na spokojnie, musiałby wyjechać krótko po czwartej, a to byłoby katastrofą. Mimo wszystko miał nadzieję, że ta cała inicjatywa wypali, bo serial potrzebował widowni. Nie chciał tracić tej roli przez zbyt małą oglądalność - nie był gotowy pożegnać się z Seanem w taki sposób.
— Może to naiwne, ale ci ufam — powiedziała w końcu Meg. — Ale przysięgam, że jeśli go skrzywdzisz...
— Meg, to ostatnie czego był chciał — zapewnił. — Cas jest kruchy. I uroczy. Jest jak anioł w ludzkiej postaci. Jest jak taki mały aniołek, którego chętnie wpuścisz do serca i już nie wypuścisz...
— Dobra, panie zakochany — przerwała mu. — Idź się z nim pożegnać, bo niedługo musisz się zbierać na lotnisko po swoich kumpli.
Dean uśmiechnął się do niej i ruszył w stronę jej pokoju, gdzie czekał Castiel.
— Mogę tu zostać? — spytał, jakby bał się, że Dean dopatrzył się w Meg czegoś, przez co powinien uciekać i zerwać przyjaźń, zanim dziewczyna go zrani. Na szczęście Dean przytaknął, więc Castiel odetchnął z ulgą. Skoro gadał z nią dwie godziny i niczego nie wyczuł, a z Balthazarem wyczuł, że coś jest nie tak po kilku minutach, to Meg naprawdę musiała być w porządku.
— Meg jest spoko — przyznał, siadając obok niego. — Dałem jej swój numer, żeby mnie informowała, gdyby coś z tobą się działo, ale mam nadzieję, że nie będzie to konieczne, bo gdyby coś się działo, ty dasz znać pierwszy.
Castiel wywrócił oczami.
— Nie jestem dzieckiem, Dean.
— Prawnie jesteś — zażartował, za co oberwał poduszką, ale oberwanie poduszką było warte, aby zobaczyć uśmiech na twarzy Castiela. — Po prostu pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
— Pamiętam o tym, Dean — odpowiedział, patrząc na niego łagodnie. — Jeśli cię to pocieszy, łatwiej będzie mi powiedzieć tobie niż Meg, bo czasem wciąż nie wierzę w to, że się przyjaźnimy, że jesteś prawdziwy, że to jest prawdziwe. To jakieś szalone...
— Ale prawdziwe, czujesz moją dłoń? — spytał, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Castiel uśmiechnął się na jego dotyk. Dean zawsze dotykał go delikatnie, nieśmiało, jakby bał się, że dotyk mu coś zrobi. To było urocze.
— Tak — odpowiedział, patrząc mu w oczy.
— Więc jestem tu, to jest prawdziwe i zawsze będzie, okej?
— Okej — odpowiedział, a Dean uśmiechnął się i pocałował go w policzek, po czym wstał, ruszając w stronę wyjścia, starając się zignorować fakt, że Castiel się zarumienił.
— Trzymaj się Cas. Będziemy w kontakcie.
— Ty też, Dean — odpowiedział za nim, próbując ukryć to jak bardzo Dean go zdezorientował.
Okej, to był pocałunek tylko w policzek, ale to wciąż były wargi Deana na jego skórze. Pozwolił mu je poczuć. Były nieco wysuszone, przez co wydawały się nieco szorstkie, ale nawet mimo tego wciąż wydawały się być delikatnie. Dziwny paradoks, ale to pasowało do Deana, bo on cały był jednym wielkim paradoksem.
Powtarzał, że najważniejsza jest prywatność, ale najchętniej poznałby każdy szczegół z życia Castiela, argumentując to troską.
Uwielbiał ludzi i wszystkich ze swoich nielicznych przyjaciół, ale często wydawał się być zamknięty we własnym świecie, jakby najlepiej było mu samemu.
Uwielbiał klasykę - klasyczne samochody, klasyczna muzyka, ale jednak ostatnio coraz częściej słuchał współczesnych, niezbyt popularnych twórców i wręcz uwielbiał te wszystkie nowinki technologiczne, w tym swój samochód.
Castiel zastanawiał się ile jeszcze takich paradoksów skrywał Dean, których nie miał okazji jeszcze dostrzec.
Meg spojrzała na Castiela podejrzliwie, gdy weszła do pokoju, bo chłopak wpatrywał się w jeden punkt, jakby coś analizował.
— W porządku? — spytała.
— Jak wargi mogą być jednocześnie szorstkie i delikatne? — odpowiedział pytaniem, jakby to było najważniejsze pytanie na całym świecie, nad którym powinni rozwodzić się filozofowie, a ona spojrzała na niego kompletnie zdezorientowana.
— Pocałował cię?
To nie miałoby sensu - przecież ledwie kilka minut temu Dean zapewniał, że jest na to za wcześnie i że nie ma zamiaru go w sobie rozkochiwać, ani robić póki co wykonywać żadnego kroku.
— W policzek — odparł, co uspokoiło Meg. — Trochę zazdroszczę Benny'emu.
A to znowu ją rozbudziło i sprawiło, że zmarszczyła brwi.
— Czego?
— Że może go całować na planie. Normalny pocałunek musi być jeszcze przyjemniejszy. Te wargi to arcydzieło...
Meg wywróciła oczami. Może i Dean nie planował rozkochać w sobie Castiela, ale znała swojego przyjaciela zbyt dobrze, aby nie widzieć, że to już się zaczęło - odpuścił sobie Balthazara i przez to zaczął dopuszczać do siebie wizję bycia z kimś innym, a Dean był w obecnej sytuacji naprawdę świetnym kandydatem, szczególnie, że na każdym kroku pokazywał, że zależy mu na Castielu.
— Chciałbyś go pocałować? — spytała niepewnie, a Castiel westchnął.
— Byłoby niezręcznie, bo to mój przyjaciel — stwierdził.
Okej, to była jej szansa - jeśli Castiel się zakochał, napisze to Deanowi i niech ten zacznie coś działać.
— A czujesz coś do niego? — spytała, a Castiel uniósł brwi, jakby zaskoczony tym pytaniem.
— Platonicznie tak — przyznał, co nie było dla niej wystarczającą odpowiedzią.
— A romantycznie? — dopytała, powodując to, że Castiel padł plecami na łóżko i zaczął gapić się w sufit.
— Staram się nie.
— Starasz się nie? — spytała, trochę zagubiona.
Czy Castiel coś czuł, ale to odpychał?
— Meg, bądźmy realistami. To aktor, może nie najbardziej znany w kraju, ale jednak znany i mam szczęście, że jest moim przyjacielem. Nie chcę tego zepsuć przez nieodwzajemnione uczucia.
Ewidentnie to odpychał. Co za skończony głupek... Przecież pasowali do siebie, byliby szczęśliwi - to było widać od razu, wystarczyło na nich spojrzeć. Nie chciał tego?
— Czemu z góry zakładasz, że cię nie kocha?
Castiel splótł swoje palce na klatce piersiowej i zaczął się nimi bawić.
— Bo to brzmi jak historia z jakiegoś opowiadania pisanego przez nastolatkę — stwierdził. — Komukolwiek to się udało? Którykolwiek z aktorów umawiał się z fanką lub fanem?
Meg westchnęła. Może dobrze, że sprawdzała to sama dla siebie, z ciekawości, gdy Dean przyjechał w piątek do ich szkoły? Miała wrażenie, że kryje się za tym coś więcej, bo znając sytuację oczywistym było, że przyjechał tu dla Castiela (i miała rację, bo aktor potwierdził, że go kocha), więc postanowiła sprawdzić czy ta dwójka ma jakieś szanse. Otóż mieli.
— Niektórzy nawet wzięli ślub — stwierdziła. — Matt Damon, Nicolas Cage, Patrick Dempsey, John Travolta, Tobey Maguire, Mark Sheppard, Adam Sandler... Nawet Tom Cruise, Castiel! To się zdarza.
— W parach hetero — powiedział cicho.
— Neil Pattrick Harris wyszedł za swojego fana, więc gejom też to się zdarza.
— Ale to nie zdarza się mi — upierał się, jakby nie mógł uwierzyć w to, że mogłoby go spotkać w życiu coś tak dobrego. — Moje życie to pasmo porażek.
Meg westchnęła i położyła dłoń na jego przedramieniu.
— Wiem, że ten rok był dla ciebie okrutny, ale nie ignoruj tych uczuć tylko dlatego, okej? Jeśli się w nim zakochasz, nie walcz z tym tylko mu to powiedz. Zrozumie, jestem pewna.
Castiel westchnął. Może miała trochę racji?
Meg zgodziła się obejrzeć z Castielem kolejny odcinek serialu i chociaż dziwnie było widzieć na ekranie kogoś znajomego, zaczynała rozumieć, czemu Castiel tak polubił ten serial - nawet po obejrzeniu jednego odcinka miała wrażenie, że znalazła tam coś dla siebie, mimo że była biała i hetero. W tym serialu było coś wyjątkowego. Zdecydowanie był niedoceniony.
Mieszkanie z Meg było fajne - oglądali razem filmy, w tym komedie romantyczne, jedli lody, czasem gotowali, robili sobie wieczory urody, podczas których Castiel pozwalał jej nakładać sobie te wszystkie kosmetyczne "wynalazki" jak maseczki kosmetyczne, różnego rodzaju glinki, kremy... Paradoksalnie to wszystko działało na niego relaksująco, a Meg bardzo szybko awansowała na miejsce najlepszej przyjaciółki. Miał wrażenie, że życie powoli jest odrobinę lepsze.
Wychodził z szatni, po skończonych zajęciach z wychowania fizycznego i nagle poczuł szarpnięcie. Przestraszył się i, korzystając z technik, które pokazał mu Dean, szybko obezwładnił napastnika, którym okazał się być Balthazar. Oczywiście. Któż by inny?
— Nadal taki odważny? — spytał Castiel. — Czego chciałeś?
— Chcę tylko pogadać — powiedział przez zaciśnięte zęby. — Nie musiałeś mną tak mocno rzucać, Jezu!
Owszem - nie musiał, ale odczuł jakąś dziwną satysfakcję z faktu, że zranił go w jakikolwiek sposób.
— Nie mamy o czym gadać. A zasłużyłeś na dużo gorsze rzeczy niż ten rzut.
— Nie chciałem cię skrzywdzić...
Castiel parsknął. Jasne. To nie tak, że okłamywał go rok. Na pewno to nie było celowe. Czy on miał go za kretyna?
— Mam w to uwierzyć? Gnębisz mnie odkąd odszedłem!
— Mieszkasz u Meg...
Wow, dobra zmiana tematu. Castiel już nie rozumiał, o co mu chodzi. Po co go zaczepił? Czego chciał?
— I co ci do tego?!
— A co z Deanem?
Castiel spojrzał na niego jak na debila, za którego zresztą coraz częściej go uważał.
— Rozumiesz ty kretynie skończony słowo „przyjaciel"?! Wrócił do domu, w międzyczasie pracuje. Masz obsesję na jego punkcie czy co?
— Zerwaliśmy z Gabrielem — powiedział, a Castiel parsknął. — Może jednak moglibyśmy...
— Powiedziałbym, że jest mi przykro, ale nie jest — stwierdził, biorąc swój plecak, który w międzyczasie puścił, aby łatwiej było mu walczyć i spojrzał na Balthazara z wyższością. — Obaj wiemy, że szybko znajdziesz kolejnego naiwnego na to miejsce. To co wychodzi ci najlepiej to wykorzystywanie ludzi. Gabriel widocznie zorientował się o tym po krótszym czasie z tobą niż ja.
Balthazar spojrzał na niego niedowierzając. Nie wierzył w to jak bardzo Castiel się zmienił. Jeszcze miesiąc temu bez zawahania wróciłby do niego w obecnej sytuacji, a teraz wyglądał jakby najchętniej skopał go leżącego.
— Nienawidzisz mnie — zauważył.
Brawo, odkryłeś Amerykę — miał ochotę powiedzieć, ale jednak się powstrzymał.
— Wiesz, ktoś mądry kiedyś powiedział, że między miłością i nienawiścią jest bardzo cienka granica, a ty naprawdę bardzo sprawnie ją przekroczyłeś. Płakałem po tobie całe dwa dni.
— Dwa dni to dość długo.
— Balthazar, po Elvisie płakałem trzy tygodnie!
Elvis był psem Castiela, który zdechł rok temu. Miał go cztery lata, czyli krócej niż trwała jego przyjaźń z Balthazarem, która poprzedzała ich związek, a i tak dłużej płakał za tym psem - bardziej go to zabolało. Może dlatego, że zdał sobie sprawę z tego, że Elvis był dobrym psem ze schroniska, który pokochał go na swój psi sposób, a Balthazar był po prostu dupkiem, który nie zasługiwał na ani jedną jego łzę?
— Dobra, może nie — stwierdził Balthazar, dopiero teraz podnosząc się z podłogi. — Ale nie czujesz się samotny czy coś? Bo naprawdę moglibyśmy raz na jakiś czas się bzyknąć, wiesz? Przecież było nam dobrze...
Castiel spojrzał na niego jak na idiotę. Co on sobie wyobrażał?
— Balthazar powiem to raz i wyraźnie: mam lepszych przyjaciół niż ty i Gabriel. Odpierdol się ode mnie, bo więcej mnie nie dostaniesz. A kolejna próba rozmowy skończy się gorzej niż to, przysięgam. Nie zbliżaj się do mnie.
Castiel wyszedł z szatni i spotkał przed nią Gabriela. Może i zamierzał postąpić jak dupek, ale po prostu chciał wiedzieć czy Balthazar go okłamał, czy nie.
— Zerwaliście? — spytał, a Gabriel spojrzał na niego kompletnie zaskoczony.
— Co?
— Czyli nie — domyślił się i naprawdę nie miał pojęcia co o tym myśleć, a Gabriel szybko potwierdził jego przypuszczenia.
— Przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
Castiel zaśmiał się cicho. Balthazar naprawdę miał coś nie tak z głową.
— Twój chłopak właśnie powiedział, że zerwaliście. Pewnie znowu miał nadzieję na to, że mnie zaliczy. Współczuję ci, Gabriel, bo prędzej czy później cię zdradzi. Tyle, że nie zrobi tego ze mną, a z kimś innym. A potem pewnie historia zatoczy koło i zostawi cię dla niego...
— Nie zrobi mi tego — powiedział, jakby był tego najbardziej pewien na świecie.
Castiel spojrzał na niego współczująco.
— Też tak kiedyś myślałem — odparł i chciał iść, ale Gabriel go zatrzymał.
— Castiel, czekaj - poprosił, a Castiel spojrzał na niego pytająco. — Przepraszam, że tak wyszło...
— Chcę tylko wiedzieć — powiedział cicho. — Kiedy zabierałeś mnie wtedy ze szkoły, gdy wyglądałem jak bezdomny, kiedy tak o mnie zadbałeś... Po co to wszystko było?
— To, że sypiałem z twoim chłopakiem nie znaczy, że cię nienawidzę i nie mam serca — stwierdził. — Tęsknię za naszą przyjaźnią, ale to pewnie niemożliwe, żeby wróciła, prawda? — spytał, jakby jednak miał na to nadzieję.
Castiel zaśmiał się cicho. Naprawdę, co było z ludźmi nie tak? Nie było opcji, aby znowu zadawał się z którymkolwiek z nich.
— Miłego dnia, Gabriel. I pamiętaj: jak ktoś raz zdradził, to zrobił to ponownie, to kwestia czasu — odpowiedział, ruszając w swoją stronę.
Nie wiedział skąd nagle u niego tyle pewności siebie. Może dotarło do niego, że Dean faktycznie traktuje go jak bliskiego przyjaciela i to jakoś oddziaływało na jego psychikę? Na zasadzie "jestem przyjacielem znanego aktora, więc muszę być super i jestem coś wart"? Nie był pewien, ale zaczynało mu się podobać to, że powoli czuł się dobrze sam ze sobą i że odzyskiwał wiarę w siebie.
Może i Balthazar odebrał mu jakąś cząstkę jego serca, bo był tym pierwszym, ale świat się na tym nie kończył - Castiel naprawdę zaczynał wierzyć, że najlepsze dopiero przed nim.
A/N
Dla formalności, bo dziś zrobiłam mini-maraton, a wciąż jest dość wcześnie: raczej wątpię, aby rozdział 9 też był dzisiaj, bo będzie jednym z dłuższych, więc na 99% pojawi się dopiero jutro i raczej wątpię, aby było to rano, ale zobaczymy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro