Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Nadchodzi taki moment w związku, gdy dociera do ciebie, że nie wyobrażasz sobie już życia bez ukochanej osoby i zaczynasz się zastanawiać, jakim cudem twoje życie mogło istnieć przed tą osobą.

Do tego momentu Castiel dotarł w maju. Znali się z Deanem ponad rok, byli razem prawie rok. Jego życie zmieniło się od tego czasu na lepsze. Gdy ktoś próbował dokuczać mu w szkole, ktoś stawał w jego obronie, zanim sam zdążył zareagować – to było kilka sekund. Dosłownie kilka sekund, zanim orientował się, że coś się stało, a już ktoś był obok, atakując napastnika. Był dość popularny w szkole i w mediach społecznościowych, czego nie rozumiał.

Co tak bardzo interesującego było w tej palmie pod szkołą, że miała prawie piętnaście tysięcy polubień  na Instagramie?! Ludzie powariowali.

Ostatnio Gabriel stwierdził, że skoro Dean chodzi na siłownię to Castiel też powinien, więc chodził tam z Gabrielem od lutego cztery razy w tygodniu. Teraz miał już widoczny zarys mięśni brzucha i ramion – nie jedynie delikatny przez niedowagę jak wcześniej, a ewidentnie wyćwiczony przy prawidłowej wadze, więc wczoraj pochwalił się tym na Instagramie. Znał się co nieco na marketingu w sieci i wiedział jak zrobić zdjęcie, aby ludzie na nie reagowali – seksownie w połązeniu z uroczo to klucz do sukcesu. Założył więc koszulkę bez rękawów, podciągnął koszulkę tak, żeby odsłaniała brzuch. Końcówkę koszulki, złapał w zęby tak, aby mieć pewność, że nie spadnie. Włosy ułożył tak, że wyglądały na ułożone, ale celowo miały ten niesforny kosmyk, który dodawał uroku. Dodatkowo patrzył oczami możliwie jak najbardziej w obiektyw tym swoim łagodnym spojrzeniem. Efekt? Osiemdziesiąt tysięcy polubień od wczoraj i wzrost liczby obserwujących o prawie tysiąc.

To ostatecznie potwierdziło, że właściwie już był osobą publiczną. Nie ma to jak wchodzić w dorosłość będąc znanym... Zastanawiał się jak to będzie na studiach, jeśli się na nie dostanie. Ludzie potraktują go normalnie czy od razu potraktują go jako chłopaka Deana Winchestera?

Nie marudził – lubił swoje obecne życie, szczególnie, że był w nim Dean, ale chciałby mieć normalnych przyjaciół na uczelni. Nikt z jego znajomych nie składał na tą uczelnię, co on. Meg składała na trzy uniwersytety w Phoenix, bo nie było stać jej na wyjazd gdziekolwiek indziej. Gabriel składał na prawo na Stanford (niby też Kalifornia, ale daleko) i Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku – wybrał dwa uniwersytety po dwóch różnych stronach kraju, bo uznał to za zabawne. Claire postanowiła zrobić sobie rok wolny od nauki, bo nie była pewna, co chce robić. Po zerwaniu z Ryderem nie była już niczego pewna, ale przynajmniej odzyskała przyjaciół na ostatni miesiąc szkoły. Kevin, z którym Castiel czasem rozmawiał składał na Princeton, Harvard i Uniwersytet Colombia. Jedyną osobą, która myślała o University of Southern California był Sam, ale on dostał stypendium na studia prawnicze w Stanford, co przesądzało sprawę.

Umówili się, że otworzą listy z uczelni razem, we trójkę. Claire siedziała obok, mając nadzieję, że wszyscy dostaną się tam gdzie chcieli, bo liceum dla nikogo z nich nie było łatwe.

— Dobra, otwieramy, albo umieramy — stwierdził Gabriel. — Kto pierwszy?

— Panie przodem — Castiel wskazał na Meg.

Nie chciał tego otwierać. Postąpił jak debil i złożył tylko na jedną uczelnię, mimo że powtarzał sobie, że nigdy tego nie zrobi. Jeśli się nie dostanie... Nawet nie chciał o tym myśleć. Nie mógł przecież wiecznie pracować dla Deana na czarno. W ogóle nie chciał dla niego pracować – chciał prowadzić to dla niego za darmo, w ramach wsparcia w związku, ale póki co Dean był przeciwny.

Meg już miała otwierać, ale nagle zamarła i uśmiechnęła się szeroko. Castiel spojrzał zdezorientowany w kierunku, w którym patrzyła i też się uśmiechnął, dostrzegając tam Deana.

Miał białe spodnie i koszulę podwiniętą do łokci, delikatnie rozpiętą od góry i wyraźnie opinającą się na jego muskularnych ramionach. Do tego okulary przeciwsłoneczne i... nie, tym razem nie miał czapki. Wyglądał dobrze, jak zresztą zawsze.

Castiel ruszył biegiem w jego kierunku i rzucił mu się na szyję, a Dean od razu go objął. Kilka osób zaczęło im robić, zdjęcia, ale zignorowali to i pocałowali się.

— Nie wiedziałem, że przyjeżdżasz.

— Też nie wiedziałem — przyznał. — Obudziłem się rano, uznałem, że tęsknię i chcę cię zobaczyć. Sprawdziłem loty, były, więc przyleciałem. 

— Na długo?

— Wylatuję wieczorem. Jutro lecę na konwent do Grecji.

— Grecji?

— Tak, chyba ci o nim mówiłem... A może nie?  — spytał niepewnie. — W każdym razie wracam w poniedziałek i skończyliśmy już nagrywać, więc pewnie w przyszłym tygodniu znowu przylecę i zostanę tu do naszej rocznicy. 

Castiel znowu go pocałował, po czym złapał jego rękę i zaciągnął go do stolika, przy którym siedział z przyjaciółmi.

— Cześć wszystkim — powiedział Dean, przybijając piątki ze wszystkimi. Nie chciał się z nikim przytulać, wiedząc, że niektórzy nadal uparcie nagrywają. — Co tu się dzieje?

— Mieliśmy właśnie otwierać wyniki z uczelni — powiedział Gabriel.

— Super. Otwieraj, Cas — poprosił, a Castiel pokręcił głową.

— Najpierw Meg.

— Panie przodem, rozumiem — powiedział z uśmiechem, całując go w policzek.

— Co ty w takim dobrym humorze? — spytała Claire.

— Najlepsza rzecz w związku na odległość to gdy budzisz się rano, uznajesz, że chcesz zobaczyć swojego chłopaka, więc wsiadasz w samolot i do niego lecisz, bo po prostu możesz.

Tak naprawdę Dean był szczęśliwy z zupełnie innego powodu, ale lot do Castiela jeszcze ten humor mu poprawił. Wczoraj wieczorem odebrał pierścionek zaręczynowy. Nie planował oświadczać się dzisiaj, ani w rocznicę, bo uważał, że to trochę za wcześnie, ale sam fakt, że ten pierścionek był i czekał na właściwy moment sprawiał, że był po prostu szczęśliwszy.

— Nie masz kolegi, albo równie romantycznego brata? — spytał Gabriel.

— Mój jedyny dobry przyjaciel jest hetero, a brat to nerd i nie ma w sobie za grosz romantyzmu. Irytujący kujon.

— Ej, Sam jest miły — zaprotestował Castiel.

— Bo wie, że ma być dla ciebie miły. Wychowałem go sobie.

— Wychowałeś sobie brata? — spytała Meg.

— Tak. Wie co mu wolno, a za co się wścieknę. Woli mnie nie wkurzać, ale chyba polubiłby Casa i tak. Da się go nie lubić? — spytał wskazując na swojego chłopaka. — Dobra. Otwieracie czy jak?

Meg westchnęła i otworzyła pierwszą kopertę.

— Nie — powiedziała, po analizie treści i otworzyła drugą, czytając jej treść. — Też nie — poinformowała i otworzyła ostatnią z kopert. — I... lista rezerwowa, ale początek listy rezerwowej, więc może się uda.

— Będzie jeszcze jakaś szansa, nie?

— Wątpię, zjebałam egzaminy — stwierdziła. — Powinnam posłuchać Gabriela i zrobić ściągi. 

Dean spojrzał na niego zdezorientowany.

— Ściągałeś na egzaminach?

— Tak.

— Ty nie składałeś czasem na prawo?

— Składałem. No i?

— Jeśli się dostaniesz to dostaniesz się na prawo łamiąc prawo.

Gabriel parsknął.

— Kochanieńki, ściąganie to nie łamanie prawa tylko umiejętność radzenia sobie w życiu. 

— Zobaczymy czy poradziłeś sobie w życiu — stwierdził. — Otwieraj.

Gabriel otworzył pierwszą kopertę i zapoznał się z treścią załączonego do niej pisma.

— Chrzanić Nowy Jork — stwierdził i odrzucił kopertę, jakby go uraziła, po czym sięgnął po drugą.

— Nie przyjęli cię?

— Żeby dostać się tam musiałbym napisać egzaminy na sto procent, być na wózku lub być czarnym. Czemu w ogóle czarni mają pierwszeństwo w rekrutacji przez kolor skóry? Ten kraj pojebało. Rozumiem równość rasową, ale to poszło w złą stronę...

— Dobra, przestań krytykować zasady rekrutacji i czytaj czy się dostałeś — przerwał mu Castiel.

Gabriel otworzył kopertę i zaczytał się w treść listu, po czym uśmiechnął się widocznie z siebie zadowolony.

— Za to Stanford mnie chce! — prawie krzyknął. — Nie mam pojęcia jak opłacę mieszkanie tam, ale jakoś dam radę...

— Mogę dać ci pożyczkę — zaproponował Dean, ale Gabriel stanowczo pokręcił głową.

— Wybacz, ale ze względu na przeszłość czułbym się z tym źle. Nie wezmę od ciebie ani dolara, ale dziękuję.

— Będziesz studiował z Samem — zorientował się Castiel, a Deana nagle olśniło.

— I to jest genialny pomysł, Cas — stwierdził Dean, po czym spojrzał na Gabriela. — Sammy wynajmuje mieszkanie ze znajomymi, dość tanio, mają jedno wolne miejsce, więc szukają współlokatora. Dam ci numer do niego, zadzwoń i powiedz, że jesteś ode mnie. Dogadacie się jakoś. 

— Jesteś przewspaniałym człowiekiem, przepraszam, że miałem cię za dupka... — zaczął Gabriel, ale Dean mu przerwał. 

— Po prostu rzuć mi ten telefon i nie zrób nic głupiego, za co musiałbym tłumaczyć cię przed Samem, okej? — poprosił, a Gabriel podał mu swój telefon, który po chwili odzyskał i od razu napisał na wpisany przez Deana numer krótką wiadomość. 

— Twoja kolej, Clarence — powiedziała Meg, a Castiel pobladł.

— Nie chcę tego otwierać, boję się — wyznał, ukrywając twarz w dłoniach. — Jeśli się nie dostanę, będę musiał tu zostać i mama pewnie każe mi znaleźć normalną pracę i... Ej! — krzyknął, bo Dean zabrał jego kopertę. 

— Nie chcesz otwierać, to otworzę za ciebie — stwierdził i faktycznie to zrobił, a na jego twarzy pojawiło się zamyślenie. Wydał z siebie westchnienie. — Mogę być z tobą, gdy będziesz mówił to swojej mamie — powiedział smutno.

Castiel wyrwał mu kopertę, przeczytał pobieżnie treść. Nie mógł tu zostać, nie było mowy. Musiał wyjechać z Phoenix i tu nie chodziło już nawet tylko o jego związek.

Wytrzeszczył oczy i spojrzał na Deana, który uśmiechał się teraz niewinnie.

— Jesteś czasem dupkiem, wiesz? — spytał Castiel, powodując u niego śmiech.

— Byłem poważny — zaprotestował. — Musimy powiedzieć twojej mamie, że się do mnie wprowadzasz. 

— Wprowadzasz się do niego? — spytała zdezorientowana Claire.

— Jego uczelnia jest osiem mil od mojego domu, więc to dość dobra opcja — stwierdził Dean. 

— Musiałeś mnie tak straszyć? — spytał Castiel, jakby był na niego trochę zły.

Dean uśmiechnął się szerzej i pocałował go delikatnie w czoło. 

— Jestem aktorem, mogę to czasem wykorzystać, żeby się z tobą podroczyć, prawda? 

Castiel westchnął.

— Prawda.

— No właśnie — odparł, muskając jego usta.

— Czyli nasza paczka się rozpada — podsumował Gabriel. — Ewentualnie dziewczyny utrzymają kontakt...

— Ej, ja was nie porzucam — zaprotestował Castiel. — Są telefony, są samoloty. Będziemy się widywać. 

— Byłoby fajnie cię nie tracić, ale i tak będę tęsknić — wyznała Meg.

— Los Angeles nie jest wcale tak daleko — stwierdził i wskazał na Deana. — On jest na to najlepszym dowodem. 

Odsunął się od Deana i przytulił Meg, która w tym momencie zaczęła płakać.

— Nienawidzę końca liceum, bo przyjaźnie się kończą i...

— Nasza przyjaźń przetrwa — zapewnił. — Będę cię odwiedzał, ty czasem wpadniesz do nas. Jeśli kiedyś weźmiemy ślub to pewnie poproszę cię o bycie świadkiem, albo chociaż druhną. Nie stracisz mnie. 

Dean patrzył na ten obrazek, uśmiechając się smutno. Może i Meg nie była jego przyjaciółką, ale była znośna. Zrobi wszystko, aby pomóc Castielowi w przetrwaniu tej przyjaźni.

Jednocześnie cieszył się z tego, że zamieszkają z Castielem razem. Może po roku związku to dość szybko, szczególnie takiego na odległość, ale był tego po prostu pewien. Ich związek był silny, miał mocne fundamenty i nie miał pojęcia, co musiałoby się stać, aby się rozstali. Chyba któryś musiałby zdradzić tego drugiego, a on nie zrobi tego na pewno i nie wyobrażał sobie, aby Castiel mógł to zrobić.


Dean przyleciał ponownie tydzień później. To był czas, gdy ta nauka niewiele już wnosiła, szczególnie dla Castiela, który szedł na kierunek, na którym raczej nie przyda mu się chociażby wiedza chemiczna, dlatego zdarzało mu się napisać do Deana, że zrywa się, bo ma dość siedzenia tu bez sensu, podczas gdy on jest w jego domu, a był tam sam, bo mama Castiela znalazła już pracę na pełen etat. Chodzili wtedy głównie na spacery. Dean wręcz uwielbiał spacerować obejmując Castiela. 

Castiel też to lubił. I ogólnie lubił każdy moment, gdy Dean go obejmował. Miał silne i umięśnione ramiona, co bardzo mu się podobało i sprawiało, że czuł się bezpiecznie. Lubił gdy Dean go obejmował i gdy przyciągał go do siebie. Pamiętał jaki czuł się rok temu – kruchy i nikomu niepotrzebny, a jego jedyna kotwicą, która go ratowała był wtedy Balthazar. Dzisiaj był zupełnie innym człowiekiem. Rok związku z Deanem sprawił, że się zmienił. Nie był już przestraszonym i niewierzącym w siebie bezdomnym nastolatkiem. Teraz był pewny siebie, zaczął pracować nad własną sylwetką i wyglądem, miał wspaniałego chłopaka, z którym miał zamieszkać i dostał się na studia, które wydawały się być jego życiową drogą. Wszystko układało się idealnie. 

Żałował, że zostawi Meg i Claire, ale cieszył się, że stąd wyjeżdża. Po wszystkim co przeszedł przez ojca (i częściowo też przez mamę), po tym jak był bezdomny, po tym jak Balthazar go zranił... Chciał stąd wyjechać. Potrzebował zmiany otoczenia. Chciał zacząć na nowo i mógł zacząć na nowo, z Deanem.

Z Deanem, który na rocznicę zabrał go do restauracji w The Westin Phoenix Downtown, każąc się wcześniej ładnie ubrać.

Obaj mieli na sobie wygodne i drogie spodnie i koszule. Dean uwielbiał Castiela w koszuli i dlatego zarządził, że zakładają koszule. Zamówił dokładnie to, co zamówili będąc tu po raz pierwszy i wino, które kelner podał im wcześniej. Uniósł kieliszek.

— Za nas — zaproponował, a Castiel uśmiechnął się i też uniósł kieliszek. 

— Za nas — zgodził się. Upili po łyku wina i spojrzeli sobie w oczy. — Czemu zabrałeś mnie tutaj?

— Bo tutaj tak naprawdę się poznaliśmy. Tutaj usłyszałem twoją pełną historię, dałem ci pracę, zaprzyjaźniliśmy się...

— I zapamiętałeś co wtedy zamówiłem, żeby zamówić dokładnie to samo teraz?

— Nie zapamiętałem, znalazłem rachunek z tamtego dnia — wyznał niepewnie. — Ale zapamiętałem, że ci smakowało.

Castiel uśmiechnął się i spojrzał mu w oczy. Dean naprawdę lubił, gdy Castiel to robił, bo zazwyczaj widział wtedy miłość w jego oczach. Prawdziwą miłość – coś, co niestety nie przydarzało się wszystkim.

— Gdybyś w marcu zeszłego roku, wtedy, gdy rozmawialiśmy tu pierwszy raz, powiedział mi, że nieco ponad rok później skończymy tu jako para, nie uwierzyłbym.

— A ja chyba bym uwierzył — stwierdził Dean, a Castiel spojrzał na niego zaskoczony, prowokując Deana do wyprostowania się, aby wszystko mu wyjaśnił. — Wiesz, analizowałem, dość długo, kiedy to tak właściwie się zaczęło i doszedłem do wniosku, że tutaj, Cas. Myślę, że dlatego dałem ci pracę. Uznałem, że jesteś świetnym kolesiem, który pewien nigdy mnie nie pokocha, ale skoro mogę mieć z tobą kontakt w jakikolwiek sposób to chcę chociaż w taki. A potem szybko zostaliśmy przyjaciółmi i naprawdę byłem szczęśliwy, że jesteś moim przyjacielem i jestem jeszcze szczęśliwszy z faktu, że teraz mogę nazywać się swoim chłopakiem.

Castiel zarumienił się delikatnie.

— Dean, to ja powinienem tak mówić. Jesteś świetnym chłopakiem, a nie mogłem być na twoich urodzinach...

— Wysłałeś mi prezent kurierem do cholernego Vancouver, co było słodkie — przerwał mu. — W twoją osiemnastkę też byłem na planie i nie mogłem przyjechać. Mam taką pracę, że nie zawsze będziemy mogli być przy sobie w te ważne dni. Nie potrafię ci zagwarantować czy kolejną rocznicę dam radę spędzić z tobą. Nie jestem w stanie ci zagwarantować, że spędzimy w przyszłości razem każdą rocznicę ślubu, ale liczy się to, że będziemy się starać radzić sobie z tym faktem i że nadal będziemy się kochać. Bo ja nigdy nie przestanę cię kochać, Cas. Nie ważne gdzie będziemy za rok, dwa, pięć czy za dziesięć lat. Nie ważne czy będziemy razem, czy stwierdzisz, że masz tego dość i odejdziesz, ja zawsze będę cię kochał. Moje serce zawsze będzie należało do ciebie.

— Nigdzie się nie wybieram — zadeklarował, splatając ich palce. — Przetrwaliśmy rok, przed nami wiele kolejnych lat. Po co miałbym odchodzić?

— Bo przez ten rok związku nadal nie poszliśmy do łóżka i...

— Dean — Castiel zabrzmiał tak stanowczo, że aż się wzdrygnął. — Powiem to raz i błagam, nie każ mi tego powtarzać, bo będzie niezręcznie, gdyby ktoś usłyszał: interesujesz mnie ty, nie twój penis. Kocham ciebie, nie twojego fiuta. Więc nigdzie się nie wybieram, nawet gdybyśmy mieli zacząć współżyć dopiero po siedemdziesiątce.

Dean spojrzał na niego uśmiechając się szeroko.

— I właśnie dlatego jesteś dla mnie tym jedynym — stwierdził. — I chciałbym być tym jedynym też dla ciebie.

— Jesteś — zapewnił go, bo naprawdę w to wierzył.

W pierwszych tygodniach związku wątpił, aby to trwało tak długo, a jednak dotrwali do rocznicy i nie zapowiadało się na to, aby to miało się skończyć. Naprawdę wierzył w to, że czeka ich wspólna przyszłość i chciał, aby ta wiara zamieniła się w rzeczywistość. Jako dziecko i nastolatek miał kiepskie życie, a Dean jeszcze gorsze, więc chciał wierzyć, że jako dorosłych czeka ich razem naprawdę dobre chwile.

A/N

Został nam ostatni rozdział, który opublikuję jutro (czyli w środę) i raczej pojawi się dopiero wieczorem, bo będzie dość długi i ważny.

SPOJLER ALERT!

Tak, będzie tu Sabriel i nie – ani w drugiej, ani w trzeciej części nie będzie ich zbyt dużo, bo to seria Destiela i na nich chcę się tu skupić, ale, ale... Będzie spin-off do tej trylogii z Sabrielem, który prawdopodobnie będę pisać i publikować w lato, po trzecim tomie tego Destiela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro