Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Czwartek spędzili razem, właściwie się nie rozdzielając. Balthazar unikał stoisk wystawców, bo wiedział, że Castiel nie ma pieniędzy, a nie chciał, żeby było mu przykro, że nie może niczego kupić. Ostatecznie jednak i tak tam poszli, a Balthazar, argumentując to wczorajszymi urodzinami Castiela, kupił mu koszulkę i kilka kompletnie bezsensownych rzeczy, ale to zawsze jakaś pamiątka, co nie?

Balthazar namówił też Castiela do tego, aby jednak został u niego jeszcze kilka dni, a Castiel się zgodził, chociaż trochę się bał, że popełnia błąd.

I niestety miał rację. 

Balthazar go pocałował, gdy tylko mieli kłaść się spać, a Castiel tym razem tego nie odwzajemnił - zamiast tego odepchnął go i spojrzał na niego jakby Balthazar przynajmniej wyznał, że kogoś zabił.

— Rozmawialiśmy o tym — powiedział ostro. — To wczoraj to był błąd. Stracę cię, jeśli znowu zerwiemy...

— Kurwa, Castiel! — Balthazar krzyknął, bo był na niego wściekły. Czemu on musiał być takim upartym idiotą? — Mówiłeś coś dzisiaj o wylądowaniu na ulicy, więc o jakim straceniu mnie mówisz?! Według twojego scenariusza i tak cię stracę...!

Przerwał, bo Castiel zirytował się i zaczął się pakować. Balthazar nigdy na niego nie krzyczał. Nigdy. Castiel wzdrygnął się, gdy poczuł jak były łapie go za ramiona i siłą zmusza do patrzenia na siebie.

— Kocham cię, rozumiesz? — Balthazar trochę uspokoił ton głosu, ale to niewiele dało, bo Castiel już płakał. Balthazar poczuł wyrzuty sumienia, gdy to zobaczył. — Skarbie, przepraszam...

— Nie mów tak do mnie — prawie krzyknął, odpychając go. — Odebrałeś mi prawie wszystko, a teraz chcesz zrobić ze mnie tego złego, bo nie chcę z tobą być?

— Sam mnie wczoraj zaciągnąłeś do łóżka!

— Seks jeszcze o niczym nie świadczy! Wczoraj byłem w takim stanie, że zrobiłbym to z każdym!

Tym razem to Balthazar poczuł się zraniony. Myślał, że to wczoraj cokolwiek znaczyło, a okazało się, że Castiel po prostu go wykorzystał. Nie miał pretensji, bo domyślał się tego po porannej rozmowie, ale czemu musiał powiedzieć to wprost? 

— Myślisz, że nie żałuję tego co się stało? — spytał, łamiącym się głosem. — Gdybym wiedział, że to się tak skończy, nigdy bym tego nie zaproponował. Kłamałbym przed twoimi rodzicami, że jestem tylko przyjacielem. Ale nie mogę cofnąć czasu, dlatego robię co mogę, żeby ci pomóc. Oferuję ci dach nad głową...

— Ale rodziny i domu mi nie oddasz, czy się mylę, co? — obaj mieli już łzy w oczach. — Zerwałem z tobą, bo wiedziałem, że inaczej cię znienawidzę. Nie chciałem mieszkać u ciebie, bo wiedziałem, że wtedy skończy się to tak jak teraz - że będziesz próbował namówić mnie, żebym wrócił. Żałuję wczorajszej nocy...

— Popraw mnie jeśli się mylę, ale wczoraj miałeś nocować u Gabriela, więc...

— I co? Wolałbyś, żebym pieprzył się z nim? Obaj wiemy, że on nie miałby z tym problemu. To dopiero byłoby niezręczne. 

— Castiel — głos Balthazara się łamał. Chwycił delikatnie jego dłoń i opuścił wzrok, przygryzając wargę. — Nie oddam ci domu, ale mogę ci dać dom. Nie oddam ci rodziny, ale mogę ci dać rodzinę...

Castiel pokręcił głową.

— Nadal nie rozumiesz, prawda?

— Tak, nie rozumiem. Po co ci rodzina, która nie akceptuje tego kim jesteś? Nie zadzwonili nawet na twoje urodziny...

Parsknął. On naprawdę nie rozumiał. To przecież nie było tak, że nie tęsknił za domem, za rodzicami, za tym, co stracił przez coming out... Ale Balthazar nic przez coming out nie stracił, więc jak mógł go zrozumieć?

— Nie potrafisz mnie zrozumieć, bo ciebie rodzina nie porzuciła. Ciebie akceptują...

— I tak powinni zachować się rodzice. Niektórzy nigdy nie powinni być rodzicami. Twoi rodzice nie powinni być rodzicami...

Castiel przejechał dłonią po twarzy. Nie potrafił tego słuchać.

— Właśnie zasugerowałeś, że nie powinienem był się urodzić. To po co mnie ratowałeś, gdy próbowałem się zabić, co?

Castiel miał próbę samobójczą dwa dni po wyrzuceniu z domu. Próbował się zabić tabletkami nasennymi. Ostatecznie skończyło się na płukaniu żołądka tylko dzięki Balthazarowi, którego zaniepokoiło to, jak długo rzekomo się kąpał.

— Zasugerowałem, że urodziłeś się w złej rodzinie. Nie przekręcaj tego co mówię. Proszę, Castiel...

— Powinniśmy zrobić przerwę — powiedział stanowczo. 

Balthazar spojrzał na niego zdezorientowany.

— Przerwę? 

— Powinniśmy byli zrobić to od razu. 

— Przecież ze mną zerwałeś. Więc od czego przerwę?

— Od siebie nawzajem. Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę, dobra? 

— A co z konwentem? Nie puszczę cię tam samego.

— Nie będziesz musiał, bo tam nie idę — stwierdził. — Widziałem go dzisiaj na panelu, to mi wystarczy. I nawet nie wiem czy chcę jeszcze oglądać ten serial, bo będzie mi przypominał o tobie.

Balthazar nie odpowiedział. Patrzył jak Castiel narzuca na pidżamę normalne ciuchy i zapina plecak, w którym miał cały swój dobytek.

— Dokąd idziesz?

— Do domu. Może mnie przyjmą z powrotem jak powiem, że zerwałem z tobą ze względu na nich. To nawet nie będzie do końca kłamstwo...

— Castiel, nie rób tego — poprosił go, łapiąc za ramię, ale Castiel wyszarpał mu się i spojrzał na niego z pretensją widoczną w jego oczach.

— Wolę żyć w iluzji, ale przynajmniej mieć swój pokój i nie być dla nikogo ciężarem — powiedział. — Przykro mi, Balthazar. Naprawdę.

Balthazar stał jak kołek, patrząc jak Castiel odchodzi. Chciał za nim pobiec, ale bał się, że tylko wszystko tym pogorszy, dlatego uderzył pięścią w ścianę i przyłożył głowę do ściany, płacząc z bezsilności. Czemu nie mógł cofnąć czasu? Oddałby wszystko, by wtedy nie popełniać tego błędu i nie nakłonić go do powiedzenia prawdy rodzicom. Ukrywali to dwa lata. Mogli ukrywać się jeszcze rok.

Castiel słyszał to uderzenie, ale je zignorował. Nie wiedział nawet, jak miałby zareagować. Wiedział, że Balthazar go kochał, ale wiedział też, że nigdy nie zrozumie go tak naprawdę. Na początku było fajnie - odkrywał kim jest, przeżył z nim wiele pierwszych razy - pierwszy pocałunek, pierwsze wyznanie miłości, pierwszy seks, pierwsza kłótnia (chociaż nawet wtedy Balthazar nie krzyczał), pierwsze rozstanie... Nie żałował tamtych chwil z Balthazarem, ale żałował ostatniego miesiąca - coming outu, rozstania i tego, że wczoraj się przespali. Żałował tego, bo wiedział, że przez to wszystko stracił najlepszego przyjaciela. 

— Castiel, w porządku? — spytał ojciec Balthazara, gdy zorientował się, że Castiel wychodzi.

— Do widzenia — odpowiedział jedynie chłopak, zakładając kurtkę i wychodząc. 

Oczywiście musiało padać, a on nie miał parasolki, płaszcza przeciwdeszczowego, ani niczego podobnego, więc gdy w końcu dodarł do swojego domu rodzinnego, wyglądał jak bezdomny szczeniak. Zadzwonił domofonem. Otworzyła mama.

— No proszę, kto się pojawił... 

— Zerwałem z Balthazarem, byłem idiotą — zaczął od razu, trzęsąc się z zimna. — Przepraszam. Mogę wejść?

— Kochanie, chodź tutaj! — zawołała męża, który po chwili pojawił się obok niej.

— Co, wyruchał cię i zostawił, a teraz przychodzisz co łaska? — spytał mężczyzna, a Castiel przygryzł wargę, bo dotarło do niego, że Balthazar mógł mieć trochę racji, jeśli chodziło o jego rodziców. Mimo to chciał mieć nadzieję, że może przyjmą go z powrotem, że może jeszcze jest szansa na to, że znowu będzie miał rodzinę.

— To ja z nim zerwałem, bo mnie nie rozumie...

— O proszę — mężczyzna praktycznie wybuchnął śmiechem. — Przyprowadzisz dziewczynę to się zastanowię czy cię wpuścić.

— To, że z nim zerwałem nie znaczy, że jestem hetero, ale jestem w stanie nikogo nie mieć, nawet do końca życia, jeśli wam to przeszkadza, bo... — nie dokończył, bo ojciec zatrzasnął mu drzwi przed nosem.

No tak... Czego on się spodziewał?

Dochodziła północ, więc pójście teraz do któregoś z przyjaciół byłoby według niego niestosowne, bo musiałby tez prosić ich o to, aby go odebrali, bo mieszkali trochę bliżej szkoły, jakieś dziesięć mil stąd. Nie miał też przy sobie nawet centa, więc o motelu mógł zapomnieć. Cóż, ganek przynajmniej miał dach. Rzucił plecak, opierając go o ścianę budynku i położył się, kładąc na nim głowę. Miał nadzieję, że nie zamarznie, bo marcowe noce bywały chłodne, ale z drugiej strony mógłby zamarznąć, bo naprawdę nienawidził swojego życia. 

Nie spał - zdrzemnął się tylko na jakiś czas, budząc się jeszcze przed wschodem. Przynajmniej przestało padać, więc ruszył w stronę szkoły, wiedząc, że musi wybyć spod domu przed szóstą, aby ojciec go nie zobaczył, bo mógłby mu jeszcze coś zrobić. Wiedział, że pieszo nie dojdzie do szkoły na czas, chyba, że wyszedłby przed północą, więc liczył na jakiegoś stopa.

Szedł uparcie długo, chociaż nie wiedział ile czasu dokładnie minęło nim zobaczył wschód słońca, informujący go o tym, że właśnie minęła szósta trzydzieści. Półtorej godziny do lekcji. Gdzie mógł być? Jakoś w połowie drogi? Pewnie nawet nie. A nikt nie chciał zatrzymać się i przygarnąć do samochodu dzieciaka, który wyglądał jak włóczęga. Cóż, to określenie nie było wcale tak dalekie od prawdy.

Postanowił zaryzykować i wcisnął się do autobusu jadącego do Phoenix, licząc na to, że przez poranny tłok uda mu się uniknąć kontroli biletów i ewentualnych konsekwencji związanych z brakiem biletu i miał szczęście, bo faktycznie nikt biletów nie sprawdzał. Ludzie gapili się za to na niego, jakby było z nim coś nie tak i odsuwali się tak, aby być od niego jak najdalej. Cóż, przynajmniej miał przestrzeń, prawda?

Wysiadł z autobusu i ruszył w stronę szkoły, pod którą zatrzymał go Gabriel.

— Stary, co jest do cholery?! — krzyknął, widząc w jakim stanie jest Castiel. — Czemu wyglądasz jakbyś spał pod mostem?! Czemu jesteś cały mokry?!

Bo ubrania nie zdążyły wyschnąć? - odpowiedział sam sobie w myślach Castiel.

— Z tym mostem to dość bliskie prawdy — stwierdził. 

— Co się stało? I co ty w ogóle robisz? Nie miałeś być cały weekend z Balthazarem na tym całym konwencie?

Castiel nie odpowiedział - przygryzł tylko wargę, słysząc imię swojego byłego, ale to wystarczyło, aby Gabriel zrozumiał.

— Wiedziałem kurwa, że prędzej czy później tak to się skończy — powiedział zrezygnowany. — Wybacz, ale nie puszczę cię tak do szkoły, idziemy do mnie, musisz się ogarnąć, chodź.

Nie czekając na słowo protestu, chwycił Castiela za nadgarstek i zaciągnął w stronę swojego auta, sadzając go na siedzeniu pasażera. Usiadł za kierownicą, włączył silnik i od razu z nim uruchomił podgrzewany fotel, aby Castielowi było chociaż odrobinę cieplej, bo wyglądał jakby prawie zamarzł.

— Nie mogłeś zadzwonić zamiast spać na ulicy? — spytał Gabriel, słyszalnie trochę zły.

— Chciałem wrócić do domu.

To wyznanie zainteresowało Gabriela.

— Więc czemu nie wróciłeś?

— Wróciłem. Zmarźnięty, przemoknięty i praktycznie błagający, aby mnie wpuścili, ale mój ojciec stwierdził, że woli zamknąć mi drzwi przed nosem niż wpuścić syna geja do domu. Więc spałem przed drzwiami.

— Chryste! — Gabriel walnął pięścią w kierownicę. — Idź w końcu do sądu, co? Skoro nie chcą cię w domu to niech przynajmniej na ciebie płacą za kawalerkę czy cokolwiek. Zrobili sobie dziecko to niech biorą za to odpowiedzialność, ja pierdolę! 

Castiel spojrzał na niego z politowaniem.

— Nie mam złamanego centa, skąd mam wziąć na prawnika?

— Wiesz, że masz pewność wygrania sprawy, więc każdy trzeźwo myślący prawnik w tym stanie chętnie weźmie sprawę za część alimentów? Tak jakby nasze prawo na to pozwala...

— Więc co? Mam pozwać własnych rodziców?

— Tak! Twój ojciec zostawił cię na śmierć, nie możemy tak tego zostawić!

My?!

— Jesteś moim przyjacielem, jesteś dla mnie jak brat i zamierzam walczyć o to, abyś nie umarł z głodu jako młodociany bezdomny, więc tak, my. Mój tata ma kumpla prawnika, poproszę go, żeby z nim pogadał.

Castiel pokręcił głową.

— Nie musisz tego robić. Poradzę sobie...

— Albo to, albo jedziemy do twojego ojca, a wiesz, że wiem, gdzie pracuje i pozwolisz mi obić mu mordę.

Castiel schował twarz w dłonie i milczał. Obie opcje mu się nie podobały. Ale jeśli zgodzi się na pierwszą opcję to może z czasem namówi go, aby jednak odpuścili tego prawnika, dlatego zgodził się na wersję z sądem.


Gabriel był dobrym przyjacielem. Zabrał Castiela do siebie, kazał mu iść pod prysznic i pożyczył mu swoje ciuchy, gdy upewnił się, że wszystkie w plecaku Castiela są mokre. Śmierdziały deszczówką, więc postanowił dać je do prania, plecak przy okazji też, a jego zeszyty i podręczniki starał się wysuszyć i o ile podręczniki jakoś mu się udało, o tyle notatki w zeszytach były rozmazane i kompletnie nieczytelne, a w międzyczasie podłączył jego telefon do ładowarki.

— Kupimy ci nowe zeszyty wracając.

Wracając? — spytał zdezorientowany Castiel.

— Stary, możesz być wściekły na Balthazara, mam gdzieś co jest między wami, ale ja też dorzucałem się na ten bilet i nie zamierzam pozwolić, aby się zmarnował. A twoja akredytacja jest cała. Wyłożę trzydzieści dolców na bilet dla siebie na dziś. Przypilnuję cię tam. 

— Nie mam ochoty tam iść. 

— Bo nie jadłeś śniadania — powiedział stanowczo, jakby to był powód. Nie był, ale Castiel wiedział, że Gabriel nie da sobie powiedzieć, że jest inaczej. — Jajecznica, płatki czy kanapki?

— Sam sobie poradzę.

— Dobra — powiedział, dając mu wolną rękę.

Castiel nie miał ochoty jeść, ale były dwa fakty odnośnie jego jedzenia - był głodny, a jeśli nie zje, Gabriel wepchnie mu jedzenie siłą.

Wziął mleko i płatki, uznając, że przy tym rozwiązaniu nie musi zjeść wcale dużo - zje cokolwiek i będzie miał spokój. Ale gdy tylko zaczął jeść, dotarło do niego jak bardzo jest głodny, więc zjadł pół paczki płatków i pewnie zjadłby więcej, gdyby nie to, że się skończyły.

Castiel lubił Gabriela, bo mimo tego, że był biseksualny, nie leciał na niego i nie robił maślanych oczu, chociaż powtarzał, że mogliby się przespać, ale bez zobowiązań. Kiedy jednak raz po pijaku, już po zerwaniu z Balthazarem, Castiel próbował to zrobić, Gabriel zaprotestował, twierdząc, że by tego żałowali. Zaimponował mu wtedy i Castiel wiedział, że będzie mu za to wdzięczny chyba do końca życia. Wolał, żeby ich relacje z Gabrielem zostały takie, jakie były - czysto przyjacielskie i nic więcej.

Pojechali na konwent tak, aby być na miejscu godzinę przed meet and greet, na które był tego dnia wpisany Castiel. Problem z zaparkowaniem był jeszcze większy niż dzień wcześniej, gdy Castiel był tu z Balthazarem, więc Gabriel postanowił zaparkować przy parku dwie przecznice dalej i stamtąd przejść do centrum konferencyjnego. Może dlatego, że byli trochę później nie musieli stać blisko godzinę w kolejce tak jak było to dzień wcześniej, a jedynie kilka minut. Gabriel wykupił wstęp jednodniowy, a Castiel okazał swoją akredytację i weszli na teren wydarzenia.

Balthazar miał głupie pomysły, ale raczej się pilnował. Natomiast Gabriel... cóż, jeśli nie zrobił czegoś, przez co musiał uciekać przed policją lub ochroną, to był to dzień stracony, dlatego Castiel trochę się martwił, że przyjechanie tu z nim było złym pomysłem.

— Ej, czemu nikt mi nie powiedział, że tu jest John Barrowman?! — krzyknął Gabriel, a Castiel już wiedział, że będą kłopoty. Balthazar był typem geja, którego celebrity crush były głównie kobiety, natomiast Gabriel był typem biseksualisty, którego fascynowali przede wszystkim męscy celebryci, zazwyczaj w wieku jego rodziców lub starsi. Castiel nie rozumiał ani jednego, ani drugiego, ale też nigdy żadnemu tego nie powiedział, bo nie chciał się o to kłócić. 

— To ten gej z Arrow?

— Który śpiewa lepiej niż ten twój Dean.

— Kłóciłbym się — stwierdził. — I pragnę zauważyć, że Dean jest kilka lat starszy, ten John jest starszy od twoich rodziców.

— I to niby zabrania mi się chcieć z nim przespać?

— Gabe, jeśli dobrze pamiętam to facet ma męża...

— Ma. No i?

— No i nie masz osiemnastu lat, więc to będzie złamanie prawa. 

— Aj tam mądrzysz się — parsknął Gabriel. — Dobra, zrobimy tak. Ty idź na to swoje meet and greet z Deanem, ja spróbuję sobie załatwić zdjęcie z Johnem i zdzwonimy się jak skończy się to twoje spotkanie, dobra?

— Okej.

— Super, to na razie.

I tyle Castiel go widział. Został sam, pośrodku hali pełnej ludzi, w ciuchach przyjaciela. Super...

Nawet nie wiedział gdzie ma się kierować, ale na szczęście znalazł miłą wolontariuszkę, która nawet zaproponowała, że zaprowadzi go na miejsce, za co był jej bardzo wdzięczny, bo sam pewnie nigdy by tam nie trafił.

Na salę dotarł jako jeden z ostatnich, więc nie miał zbyt dużego wyboru, jeśli chodziło o wybór miejsc przy stole. Sala była dość mała i prawie całą salę zajmował okrągły stół, wokół którego siedziało niespełna trzydzieści osób. Większość to byli nastolatkowie - tylko dwie kobiety były starsze, prawdopodobnie miały coś między dwadzieścia pięć i trzydzieści lat.

Castiel usiadł między jakimiś dwoma nastolatkami, mniej więcej na środku wysokości stołu w stosunku do wyznaczonego miejsca dla Deana. Szczerze mówiąc sądził, że będzie się cieszył, ale był jedynym chłopakiem na sali, przez co czuł się dziwnie. Jako jedyny nie zachowywał się też jakby miał zemdleć ze szczęścia. Miał wrażenie, że tu nie pasuje i faktycznie chyba nie pasował.

Dean przyszedł spóźniony o pięć minut, za co od razu przeprosił i obszedł stół, wymieniając ze wszystkimi uścisk dłoni. Jakaś dziewczyna zemdlała, więc Dean pobiegł po medyka, który zajął się dziewczyną i dopiero jak miała pewność, że wszystko z nią w porządku, niepewnie przywitał się z resztą. 

— Mam nadzieję, że koleżanka szybko dojdzie do siebie. Nie, żeby to był pierwszy raz, ale zawsze się martwię — tymi słowami zaczął Dean, a Castiel pierwszy raz usłyszał jego głos bez żadnych zmieniaczy - nie było głośnika w telewizorze czy komputerze, nie było mikrofonu. To był po prostu głos Deana i był piękny. Delikatny, a jednocześnie trochę zachrypnięty. 

Castiel dopiero teraz widział jak bardzo telewizja zmienia detale - piegi Deana były bardzo widoczne, bardziej niż sądził, a jego oczy miały głębszą zieleń niż pokazywał to ekran. Castiel widział to z jakiś trzech metrów, ale był tego pewien. Boże, on naprawdę był przystojny... Tylko czemu Castiel, mimo zdawania sobie sprawy z urody Deana, jako jedyny potrafił się zachować?

Poważnie - co z tymi ludźmi było nie tak?!

Czy te napalone nastolatki nie miały innych tematów? 

Miałeś kiedyś chłopaka?

A dziewczynę?

Jesteś prawiczkiem?

Masz kogoś?

Jak twoi rodzice zareagowali na to, że jesteś bi? Bo nie mieszkasz z nimi...

Wchodzenie z butami w czyjąś prywatność było okropne. Castiel zaczął współczuć Deanowi, bo główny problem aktora był teraz taki, że nie mógł być niemiły i musiał odpowiedzieć na te pytania. Uśmiechał się, udawał, że go to bawi, ale Castiel za dużo już w życiu widział, aby dać się na to nabrać - Dean widocznie czuł się niekomfortowo i ilość pitej przed niego ilości wody, której nawet nie kwapił się przelać do szklanki, tylko pił od razu z butelki, widocznie o tym świadczyła.

— Jak dostałeś tę rolę? — zapytał Castiel, a Dean spojrzał na niego zaskoczony, ale nie tyle co przez treść pytania, a przez ton jego głosu - współczucie. 

— Właściwie to trochę śmieszna sprawa, bo moja menadżerka zgłosiła mnie na casting do roli Dereka, bo to była bliższa postać do tych, które grałem wcześniej i właściwie miałem pewną rolę, ale będąc na castingu, czekając na swoją kolej, przeczytałem scenariusz i czytając o Seanie poczułem coś na sercu — powiedział, kładąc dłoń na klatce piersiowej. — Poruszyła mnie ta postać, więc podczas przesłuchania zapytałem czy mógłbym starać się jednak o rolę Seana. Kazali mi odegrać jedną ze scen, które były w scenariuszu, a ja przeczytałem ją raz i zapamiętałem tylko kontekst i połowę pierwszego zdania, więc improwizowałem i wyszło tak dobrze, że dostałem rolę, a oni zmienili scenariusz.

Postać Dereka to taki główny dręczyciel i faktycznie - wcześniejsze role Deana to głównie niezbyt pozytywne charaktery, więc rola Seana nieco zmieniła jego wizerunek. Castiel potrafił wyobrazić sobie Deana w roli Dereka, ale zdecydowanie wolał go jako Seana.

— O którą scenę chodzi? — dopytał, zainteresowany tematem. Poza tym widział ten błysk w oku aktora, więc chciał wydłużyć jego szczęście i rozmowę o normalnych tematach, a nie o jego orientacji i dość prywatnych kwestiach.

— O wyznanie Caluma. Pierwotnie Sean miał niepewnie, ale się zgodzić na randkę tak po prostu od razu. Uznałem, że to błahe i naiwne, dlatego dodałem tekst o braku akceptacji i strachu i ucieczkę od razu po tym jak to powiedział. Uważałem, że tak wyjdzie lepiej...

— I wyszło, dziękuję — powiedział Castiel, uśmiechając się delikatnie, a Dean widocznie się pogubił.

— Dziękujesz? 

— Nie wiem jak dla reszty, ale dla mnie postać Seana jest ważna, a ta scena dodała mu wiarygodności, sprawiła, że łatwiej było mi się z nim utożsamiać. Nie wiem czy wciąż bym tu był, gdyby nie Sean — przygryzł wargę, orientując się, że za bardzo się otworzył. 

Nie był pewien, czemu to powiedział. Może po prostu chciał, żeby Dean wiedział, że ktoś docenia to co robi z innych powodów niż jego wygląd i że to co robi ma znaczenie? Owszem, Dean był przystojny, ale wydawał się też być fajnym chłopakiem, a to sprawiło, że Castiel zaczął szanować go bardziej niż wcześniej.

— Jesteś gejem? — spytał Dean, a Castiel na moment zamarł. — Przepraszam za bezpośredniość, nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz...

— Nie, w porządku — odpowiedział, nieco niepewnie. — Tak, jestem. I tak, moi rodzice tego nie akceptują. Tak, miałem przez to próbę samobójczą. Wiem, że to głupie, ale ten serial i postać Seana w pewien sposób mnie uratowały. Chcę, żebyś o tym wiedział. 

— Dziękuję, że mi o tym mówisz — powiedział Dean z faktyczną szczerością w głosie. — To dla mnie ważne, że komuś pomogłem. Jak masz na imię, jeśli mogę spytać?

— Castiel.

Dean odpowiedział uśmiechem. 

— Ładne imię, oryginalne — zaczął. — I wyjątkowe. Jak ty. Pamiętaj o tym, dobrze?

Castiel przytaknął i pozwolił na zadawanie pytań innym. Czuł, że Dean co jakiś czas na niego zerka, jakby szukając ratunku. Cóż, skoro Dean swoją grą aktorską mu pomógł, równie dobrze on mógł pomóc jemu.

— Jeśli chodzi o muzykę — Dean spojrzał na niego wdzięcznie. — Sean, oprócz własnych utworów...

— Które, nieskromnie, sam piszę — wtrącił, a oczy Castiela zabłysły z podekscytowania.

— Sam je piszesz?

— Tak. Znaczy, po części. Twórcy mówią mi o czym ma być piosenka, a ja wczuwam się w Seana i zazwyczaj w dwa-trzy dni mam gotowy tekst, z którym do nich idę. Muzyki już sam nie układam. 

— Te teksty są świetne!

— Wiem, dziękuję — Dean znowu się uśmiechnął. — Chciałeś spytać o coś jeszcze.

— Tak, jeśli chodzi o covery, Sean śpiewa piosenki raczej z popu, na przykład w ostatnim odcinku, po kłótni z Calumem zaśpiewał Million Reasons Lady Gagi, a kiedyś wrzuciłeś na Instagrama jak śpiewasz Stairway To Heaven. Która muzyka jest ci bliższa?

— Osobiście, zdecydowanie rock i lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte i osiemdziesiąte — wyznał. — Led Zeppelin, Metallica, Queen... To moje klimaty. Czasem Elton John, The Beatles, George Michael. Generalnie te starsze kawałki. Oczywiście, to kwestia gustu, ale nie przepadam za współczesną muzyką, bo czegoś mi w niej brakuje...

— Przekazu? — podsunął Castiel.

— Tak! — zgodził się entuzjastycznie Dean. — Większość współczesnych piosenek jest o czterech tematach: nieodwzajemnione uczucie, złamane serce, seks i okazjonalnie szczęśliwa miłość. Nic ponad to. Żadnego ukrytego przekazu jak w Bohemian Rhapsody czy Rocket Manie.

— Podsunę ci coś, może ci się spodoba — zaproponował Castiel, a Dean przytaknął głową, słuchając. — Troye Sivan, ma piosenkę HEAVEN, jest świetna, o odkrywaniu siebie. Ogólnie większość jego pierwszej płyty jest o tym... 

— Czekaj, zapiszę to — zatrzymał go Dean, wyjmując telefon. — Troye... jak się pisze jego nazwisko?

— Sivan, przez v. 

— I piosenka HEAVEN, tak?

— Tak.

— Okej, sprawdzę to. Masz coś jeszcze?

— Troye'a, czy innych?

— I Troye'a i innych.

— To jeszcze z Troye'a... WILD, Revelation...

— Czekaj, to to co było nominowane do Złotego Globu?

Castiel ucieszył się, że Dean to skojarzył.

— Tak. Słuchałeś?

— Nie. Znaczy miałem to sprawdzić, ale jakoś mi uciekło i potem zapomniałem. Przypomniałeś mi o tym. Coś jeszcze?

There For You, może nie jakaś super, ale o przyjaźni i wsparciu. 

— Coś jeszcze?

— Dalej... Eli Lieb. Ma taką piosenkę When You Need A Friend napisał ją przez samobójstwo transseksualnego chłopaka. Myślę, że dość ważna...

Castiel wyszukiwał mu kolejne tytuły przez kolejnych kilka minut, co zaczynało irytować zgromadzone fanki. Dean podziękował więc Castielowi po kilkunastu tytułach i skupił się na reszcie, która chyba trochę się zreflektowała, bo zaczynały pojawiać się normalne pytania.

Na koniec Dean, tradycyjnie, dawał wszystkim plakaty z autografem. Jeden jakoś dziwnie podwinął, jakby pisząc coś na drugiej stronie.

— Co robisz? — spytała jakaś dziewczyna. Oczywiście musiała o to spytać. Zero prywatności. Jakby bycie znanym odbierało ci do tego prawo.

— Sprawdzam marker, coś mi nie grało — stwierdził, po chwili poprawiając plakat i podpisując go normalnie, jak resztę.

Potem rozdał je wszystkim osobiście, chociaż zazwyczaj po prostu dawał je ludziom do zabrania sobie ze stołu i w ten sposób się z nimi żegnał.

— Dziękuję wszystkim za dzisiaj. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić przez resztę konwentu. I może do zobaczenia, kto wie?

Po tych słowach Dean wyszedł. Ludzie zaczęli się zbierać, a Castiel zbierał się powoli, analizując to wszystko na spokojnie. Dean nie wydawał się być jedną z tych typowych gwiazdeczek - był normalny. Zwykły chłopak, który po prostu pracuje. Wydawał się być w porządku. Gdy trochę go poznał, naprawdę mu współczuł, bo domyślał się, że nie tylko na tym spotkaniu padały tak osobiste pytania. Naprawdę - brakowało jeszcze, żeby ktoś zapytał o długość jego członka.

Castiel po chwili stwierdził, że powinien jednak wyjść za resztą, więc zaczął zwijać plakat i... na drugiej stronie było coś napisane - Dean nie sprawdzał markera, a napisał mu wiadomość!

Dzięki za ratunek, Cas. Gdybyś chciał kiedyś z kimś pogadać, możesz dzwonić, nawet dzisiaj. 

Poniżej podał numer telefonu. Czy Dean Winchester zostawił mu swój numer telefonu?! I czy on zdrobnił jego imię?!

A/N

Piosenka Eliego Lieb, When You Need A Friend, o której wspomina w rozdziale Cas to ta, która jest w mediach - zachęcam do odsłuchania i obejrzenia też  filmiku (bo ciężko nazwać to teledyskiem).

Rozdział 3 dzisiaj (tj. w piątek).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro