Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Milczałam, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Czekałam więc na jego ruch, a on w zamyśleniu mi się przyglądał. Peszyło mnie to bo nie wiedziałam ani w najmniejszym stopniu nie domyślałam się, co on o mnie myśli, co widzi, jakie wnioski już wysnuł. Ja z kolei miałam z tym człowiekiem do czynienia jakieś dwadzieścia minut, a już mogłam stwierdzić, że wyczuwało się w nim coś dziwnego, może nawet niepokojącego. Coś w sposobie jego zachowania, oszczędnej mimice i ruchach sprawiało, że Hektor Dahlke robił na mnie wrażenie kogoś, kto kryje w sobie jakąś tajemnicę. Im dłużej mu się przyglądałam, tym bardziej widziałam w nim jakiś obcy, nieznany mi element. Był inny. Inny niż wszyscy znani mi ludzie ale nie potrafiłam powiedzieć, co konkretnie było przyczyną tego, że w ten sposób go odbierałam.

— Jest pani ze mną szczera, pani Saro? — zapytał Dahlke, patrząc mi prosto w oczy.

— Tak — odparłam zgodnie z prawdą, starając się nie zerwać kontaktu wzrokowego.

Dahlke pokręcił głową i westchnął, jakby miał o to pretensje.

— No właśnie. I to mnie zadziwia. Sądziłem, że będzie pani starała się mnie jakoś podejść. Że będzie pani zachowywać się tak, żebym pani bardziej współczuł. Przecież mogła pani naściemniać, że ktoś panią napadł. Wygląda pani na pobitą, idealny pretekst. A pani mi mówi, że spadła z konia — prychnął. — To nie ma sensu, ale wychodzi na to że nie mogę pani zarzucić kłamstwa. Wjeżdża pani w moją bramę, ktoś ewidentnie chciał spowodować pani wypadek, a pani chce mi zadośćuczynić za zniszczenie bramy. Jest pani w tym tak do bólu autentyczna... — mruknął  cały czas patrząc na mnie, a wyraz jego twarzy kiedy mówił nie zmieniał się ani o jotę.

— Nie do końca pojmuję, o co panu teraz chodzi — bąknęłam zakłopotana jego chłodną, aczkolwiek pozytywną dla mnie analizą.

— Szczerze mówiąc... Zaskoczyła mnie pani. Jeszcze pół godziny temu miałem pani przedstawić sprawę długu i warunki spłaty, a potem pożegnać panią słowami, że spotkamy się wkrótce w sądzie — wzruszył ramionami i pokręcił głową. — I cały mój prosty plan legł w gruzach. I co ja mam z panią zrobić. Co mi pani powie, pani Saro?

— Cóż... Ja... Rozumiem pana. Stracił pan sporo pieniędzy. Miał pan prawo...  Ma pan prawo żądać zwrotu tych pieniędzy — poprawiłam się. — Szczerze panu powiem, że gdybym mogła, oddałabym wszystko, żeby uregulować długi ojca. Jest mi strasznie źle z myślą, że pan  został przez mojego ojca oszukany.

— Nie chodzi o pieniądze — przerwał mi, unosząc lekko rękę. — Chodzi o uczciwość. Chciałem, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Chciałem zwabić panią do siebie i skonfrontować z tą sprawą, ale teraz zastanawiam się czy byłoby sprawiedliwe, gdybym wymagał od pani spłaty tych trzystu tysięcy złotych?

Co miałam odpowiedzieć? Zadawał mi jakieś filozoficzne pytania. Nie byłam na to gotowa.

— Cóż... Nie powinien mieć pan skrupułów. W świetle prawa byłoby sprawiedliwe, żeby pan odzyskał pieniądze — odparłam, szukając w głowie najrozsądniejszej i najbardziej dyplomatycznej odpowiedzi.

— A w świetle prawa moralnego? — przechylił głowę i zmrużył lekko oczy jak wygrzewający się w słońcu kot i można było teraz  wysnuć wniosek, że rozmowa zaczęła sprawiać mu przyjemność.

— Nie wiem — wzruszyłam ramionami. — Kto o tym decyduje? Chyba kodeks, prawda?

— Akurat w tej sytuacji to ja mogę zdecydować. I w mojej opinii żądanie od pani spłacania długów ojca byłoby niegodziwością z mojej strony. 

— Skąd w panu taka szlachetność i wspaniałomyślność?

Dahlke pierwszy raz lekko zaśmiał się, patrząc na mnie znad trzymanej w palcach szklanki. 

— Bo mogę sobie na to pozwolić. Nie będę wielce pokrzywdzony jeśli nie odzyskam tych pieniędzy. W przeciwieństwie do pani — uniósł szklankę. — Pani w tym wszystkim jest najbardziej pokrzywdzona. I cała pani rodzina.

— Dlaczego miałoby to pana obchodzić?

— Sam nie wiem. Raczej nie mam skrupułów w kontaktach z innymi ludźmi. Ale wówczas wiem, że każdy z nich dba o swoje, kombinuje, knuje za plecami. Dla takich jak oni nie mam skrupułów. A pani... Jest rozczulająco naiwna i prostolinijna, co wbrew pozorom akurat w moich oczach stanowi atut — mruknął.

— Do czego pan zmierza? Rozumiem, że skoro sam przez mojego ojca stracił pan już pieniądze, to moja obecność tutaj jest nie tyle bezcelowa, co wręcz niestosowna.

— Niekoniecznie, pani Saro. Niekoniecznie...

Uniosłam brwi. Naprawdę nie miałam już najmniejszego pojęcia, co kryło się w głowie tego człowieka. Do czego on dążył? Czego chciał?

— Może mi pan wyjaśni, do czego zmierza nasza rozmowa? Rozumiem, że nie ma pan zamiaru mi pomóc, więc...

— Tego nie powiedziałem. Powiedzmy, że właśnie zastanawiam się nad złożeniem pani pewnej oferty, która w jakimś sensie wyrównałaby między mną a pani rodziną rachunki — powiedział, pocierając kciukiem dolną wargę.

Bezwiednie powiodłam wzrokiem za tym ruchem.

— Czyli to oferta nie do odrzucenia?

— To zależy... — odparł zagadkowo.

— Od czego?

Hektor Dahlke znów nachylił się, opierając łokcie na kolanach. Zakręcił szklanką tak, że kostki lodu zawirowały, obijając się o ścianki.

— Co jesteś w stanie dać mi w zamian za to, że ci pomogę, hm? — zapytał cicho, a lód w szklance, którą trzymał zabrzęczał złowieszczo tak jak podstęp w jego głosie. — Mógłbym pozbyć się wszystkich waszych problemów finansowych. W jeden dzień. Co ty na to?

U zbiegu ud poczułam ciepłe mrowienie i aż ścisnęłam je, poruszając się na sofie. Bez pardonu zaczął zwracać się do mnie po imieniu, ale wydało mi się to w tej sytuacji naturalne.

— Zadałem ci pytanie, Saro. Co jesteś w stanie mi dać?

Wstrzymałam oddech, kompletnie zszokowana jego bezpośrednim pytaniem. Było wręcz bezczelne, a jednocześnie dziwnie na miejscu. Mógł sobie pozwolić na wiele. Był górą. A ja? Przypomniałam sobie słowa mamy, która mówiła, że dla rodziny byłaby w stanie zrobić wszystko. Pomyślałam o tym wszystkim, co działo się przez ostatnie tygodnie. O pobitym Michale, chorej mamie, babci, Rufusie... 

— Wszystko. Jestem gotowa zrobić wszystko, żeby wyciągnął pan moją rodzinę z długów i zapewnił im bezpieczeństwo — odparłam, starając się opanować drżenie całego ciała. Nagle zrobiło mi się strasznie zimno. Chwyciłam filiżankę i wypiłam kilka dużych łyków kawy. Filiżanka zabrzęczała o spodek, kiedy Dahlke znów się odezwał.

— A co, jeśli moim warunkiem jest twoje imię obok mojego nazwiska? A później jeszcze jedno? Byłabyś w stanie to zrobić? — dopytywał, a ja miałam wrażenie jakby rzucał mi wyzwanie z góry zakładając, że go nie podejmę. Jego sceptyczny ton i postawa ciała o tym świadczyły.

Jego nazwisko obok mojego? Przez chwilę zastanawiałam się, czy się nie przesłyszałam, ale powiedział wyraźnie... Czyli... Że miałabym go poślubić? I urodzić dziecko? Otworzyłam usta ale głos ugrzązł mi w gardle.

Zapadła cisza, ciężka od brzemienia decyzji, którą musiałam w tym momencie podjąć. Teraz ważyła się cała moja przyszłość. Krótko mówiąc, facet w zamian za pomoc zażądał ode mnie małżeństwa i urodzenia mu dziecka. Propozycja bez dwóch zdań była właściwie absurdalna, bezczelna, niemoralna... Ale od tego, jak na nią odpowiem zależało tak wiele.
Hektor Dahlke przenikał mnie spojrzeniem. Nagle z obcych sobie ludzi staliśmy się uczestnikami jakiejś dziwnej sytuacji. Proponował mi małżeństwo w zamian za spłatę długów. To było szalone, upokarzające, a jednocześnie tak kuszące. Jedna decyzja i wszystkie nasze zmartwienia odeszłyby w zapomnienie. Ludzie czyhający na nasze życie przestaliby nas dręczyć. Mój brat mógłby chodzić do szkoły bez strachu. Mama mogłaby korzystać z najlepszych lekarzy i specjalistów, kupować najdroższe lekarstwa. Moglibyśmy opłacić pobyt babci w domu opieki. Nie musiałabym sprzedawać Rufusa. Tyle korzyści za jedną decyzję.
Wiedziałam, że prawdopodobnie będę tego żałować ale nie zmieniłam zdania. Serce tłukło mi się w piersi, czułam jak krew buzuje w żyłach. Chyba tak smakowało upokorzenie? A jednak po pierwszym łyku wzięłam kolejny.

— Już powiedziałam. Stawką jest życie mojej rodziny — wykrztusiłam, walcząc z piekącymi łzami napływającymi do oczu. — Cena nie gra roli — niemal szepnęłam.

Zapadła krępująca cisza. Dahlke nie wyglądał, jakby mnie oceniał czy potępiał. Właściwie wciąż wydawał się obojętny, nie poruszony, skupiony na celu.

— Nawet jeśli kolejnym wymogiem dla ciebie jako mojej żony byłoby całkowite podporządkowanie się mojej woli? — przerwał ciszę.

— Co ma pan na myśli, mówiąc podporządkowanie się?

— Cóż... Nie lubię sprzeciwu — wyjaśnił enigmatycznie. — Przez sześć lat małżeństwa zdążyłem poznać własne potrzeby w tym zakresie. Nie mam zamiaru kolejnych lat spędzać na ciągłej frustracji i walce. Zapytasz więc, po co mi kolejna żona? Widzisz,  mam jak prawie każdy mężczyzna swoje potrzeby. Chyba domyślasz sie, o czym mówię?

— Domyślam — bąknęłam rumieniąc się.

— No więc? Mogłabyś się podporządkować? — wrócił do poprzedniego pytania.

— Trudno mi odpowiedzieć, jeśli nie do końca rozumiem, jak miałoby według pana wyglądać takie "podporządkowanie się".

— Bardzo prosto. Przykładowo ja podejmuje jakąś decyzję, ty się dostosowujesz. Ewentualnie możesz coś zasugerować ale ja nie mam obowiązku zmieniać decyzji. Bardziej tu chodzi o pozwolenie na to, żebym prowadził. Jak w tańcu. Oddanie sterów. Lojalność. Szczerość. Brak pretensji, tylko jasna komunikacja. Otwartość na własne potrzeby. Zrozumienie ograniczeń. Elastyczność.

— Nadal niewiele rozumiem — skwitowałam krótko, chociaż na usta cisnęło mi się wiele znaków zapytania. — Ale myślę że jestem dość elastyczna jeśli chodzi o uzgodnienie form komunikacji — mruknęłam.

— Znakomicie. I tyle mi na razie wystarczy. Ale w takim razie muszę cię zapytać o coś jeszcze, Saro.

— Tak?

— Nie obraź się, jeśli zabrzmię zbyt obcesowo... Po prostu jeśli mam brać pod uwagę układ, o którym mówimy, muszę wiedzieć.

— Co chce pan o mnie wiedzieć?

Moje serce znów przyspieszyło bieg. Dahlke pochylił się, opierając ramiona na kolanach. Przygryzł wnętrze policzka, jakby zastanawiając się nad tym, jak ująć swoje pytanie w słowa.

— Tylko bądź szczera, Saro. Muszę o to zapytać, bo nie chcę, oczywiście jeśli to wszystko doszłoby do skutku, żyć później ze świadomością, że pozbawiłem dziewczynę niewinności dla własnych celów, wykorzystując trudną sytuację, w której się znalazła.

Nie odzywałam się, chociaż już domyśliłam się jak będzie brzmiało pytanie. Wiedziałam jednak, że odpowiedź na nie nawet w mojej głowie nie była oczywista.

— Wybacz, że zapytam... Ale muszę — westchnął i spojrzał na mnie jakby przepraszająco. — Powiedz mi, Saro... Czy jesteś dziewicą?

Krew uderzyła mi do głowy i osiadła w policzkach. W uszach słyszałam nasilający się wraz z uderzeniami serca szum. Milczałam, całkowicie osłupiała. Facet, którego ledwo znałam ośmielił się zadać mi tak osobiste pytanie. Od czubka głowy po palce stóp zalała mnie fala gorąca. Nagle przestało mi być zimno. Dahlke chyba zauważył moje zażenowanie bo uniósł rękę w uspokajającym geście.

— Posłuchaj, musiałem o to zapytać... Bo jeśli jesteś, to nie mamy o czym rozmawiać. Nie będę takim draniem. Robiłem w życiu różne złe rzeczy, ogólnie nie powiedziałbym o sobie, że jestem moralny, ale tego... Po prostu nie mam zamiaru niszczyć czyjejkolwiek niewinności. Po prostu nie śmiałbym dla swoich własnych celów wykorzystywać niewinnej dziewczyny w potrzebie. Taki układ byłby... Byłby nawet dla mnie obrzydliwy.

Uspokoiłam się nieco i patrząc na swoje pocące się dłonie odpowiedziałam cicho:

— Nie jestem.

Kłamstwo zaskakująco gładko spłynęło po moim języku, zostawiając po sobie tylko posmak goryczy wyrzutów sumienia. Oczy Dahlke jakby przygasły i znieruchomiał, ale po chwili zreflektował się i odchrząknął.

— Nie jesteś — powtórzył i spojrzał mi w oczy. — Nie kłamiesz? Nie ukrywasz niczego?

— Nie — odparłam, a każdy mięsień w moim ciele napiął się jakbym stanęła w strzemionach i pędziła cwałem.

Tak naprawdę lawirowałam, wykorzystując pewien fakt z mojej przeszłości. Kiedy miałam kilkanaście lat spadłam z konia i tak niefortunnie upadłam, że krwawiłam z miejsc intymnych. Później podczas badania pani ginekolog powiedziała, że defloracja czasem się zdarza przy silnych urazach mechanicznych. U mnie nastąpiło częściowe pęknięcie błony, więc, technicznie rzecz biorąc, mogłam odpowiedzieć, że nie jestem dziewicą, mimo że nigdy nie byłam z żadnym mężczyzną. Oczywiście sama w to nie wierzyłam, ale jeśli naginanie prawdy miało być warunkiem zawarcia ratującej moją rodzinę umowy, to byłam w stanie przedstawić fakty w taki sposób, żeby dostosować się do wymagań.

Dahlke rozsiadł się wygodniej i położył dłonie na kolanach.

— W takim razie moja oferta jest aktualna — rozłożył ręce. —Wiem, że to wszystko brzmi nieco... Dziwnie. Ale mam swoje powody, dla których się na to decyduję.

— Ja również.

— Wiem, Saro. Oczywiście najpierw proponowałbym, żebyśmy się wstępnie poznali, powiedzmy że w przeciągu kilku miesięcy, i dopiero po tym czasie podjęli ostateczną decyzję. Odpowiada ci to?

— Tak, panie Dahlke.

— Mów mi Hektor — żachnął się.

— Dobrze.

Dahlke wstał, a ja zrobiłam to samo. Stanęliśmy naprzeciw siebie. Ja skrępowana i nieco wstrząśnięta tym, jak potoczyła się rozmowa i na czym stanęło. On w ogóle nie przejęty, jakby obojętny i wciąż nieprzenikniony.
Wyciągnął ku mnie dłoń, którą uścisnęłam. Ciepło jego skóry kontrastowało z mokrym zimnem mojej.

— Odwiozę cię do domu — rzekł i sięgnął po klucze leżące na biurku.

— Nie chce robić ci kłopotu. Pewnie masz dużo pracy.

— Daj spokój. Nie przyjmuję odmowy. Zrobimy tak: pojedziemy moim samochodem, a drugim ruszy mój kierowca. Zostawi pod twoim domem zapasowe auto, a ja wrócę z nim tutaj.

— Ale... Chcesz mi pożyczyć samochód? — zdziwiłam się.

— Tak. Z zabezpieczeniem i kamerkami. Nie chcemy, żeby powtórzyła się jeszcze taka sytuacja jak z tym kołem. Podejrzewam, że po dzisiejszym wieczorze nic takiego więcej się nie wydarzy, ale trzeba trzymać rękę na pulsie.

— Dzisiejszym wieczorze?

— Załatwię tę sprawę. Odwiedzę znajomych i rozpuszczę wici, że jeśli ktokolwiek ośmieli się tknąć rodzinę Wodzyńskich, będzie miał ze mną do czynienia.

— Nie boisz się?

— Nie wiem. Nie czuję strachu — mruknął i podszedł do drzwi, otwierając je na oścież. Wciąż zastanawiając się nad jego dziwaczną odpowiedzią wyszłam z pokoju, czując na karku oddech Hektora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro