❖ Rozdział siódmy
– Co za kretyn! – krzyknął Chanyeol cały purpurowy ze złości. Jongin zawsze działał mu na nerwy, ale dziś przechodził samego siebie.
Wkurzony rzucił poduszką w stronę otwierających się drzwi, przez co omal nie trafiła wychylającego się z nich Jin Pyo. Mężczyzna otworzył szerzej przerażone oczy, gdy Chanyeol położył się na czarnej kanapie i zakrył dwoma jaśkami uszy.
– Zabiję go! Kiedyś naprawdę to zrobię! – mówił sam do siebie, gdy w pokoju ucichła jego wieża. – Co jest?! – oparł się na łokciach i obrzucił Jin Pyo gniewnym spojrzeniem. – Włącz to. Trwa wojna!
– Te słodkie pioseneczki raczej do wojny się nie nadają. Prędzej armia świnek morskich by coś zdziałała. – Jin Pyo stanął naprzeciwko bruneta i odrzucił na bok jaśki. – Kim Rian jest w szpitalu. Wydaje mi się, że wyrzucono ją z domu.
– Że co?! – Chan momentalnie podniósł się do pionu i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. Setki czarnych scenariuszy pojawiło się w jego myślach, sprawiając, że omal nie padł na zawał. – Gdzie leży? Co się jej stało? Muszę do niej jechać!
Ahjussi zatrzymał chłopaka, zaciskając palce na jego nadgarstku.
– Prócz prawdopodobnie złamanego nosa, nic jej nie jest. Wyluzuj. Nad wszystkim trzymam pieczę – zapewnił. – Wygląda na to, że siostra jej pomoże. Nawet jeśli to ona zepsuła jej nos... – Zamilkł, widząc wściekłość wymalowaną na twarzy Parka.
Chan zacisnął dłonie, wspominając twarz tak bardzo znienawidzonej przez siebie dziewczyny. Wolałby, żeby Jieun raz na zawsze zniknęła z jego życia, jednak wiedział, że nie było takiej opcji. Przez nią wydarzyło się tak wiele złych rzeczy, że śmiał wątpić w jej dobre intencje względem Rian. Wątpił, by się zmieniła, dlatego musiał czym prędzej coś wymyślić.
– Miej na nie oko i o wszystkim mnie informuj.
– Dobrze, dobrze – zgodził się mężczyzna bez entuzjazmu. – A powiesz Jonginowi, by nauczył mnie tych swoich tanecznych sztuczek? Dziewczyny za nim szaleją! Nie dość, że jest przystojny to... – zamilkł, widząc mrożące krew w żyłach spojrzenie Chana. – To nie moja wina, że nie masz kaloryfera na brzuchu, a on ma! Sam bym taki chciał!
– Namaluję ci go! No, chodź! – Chanyeol złapał czarny marker i zaczął gonić mężczyznę po pokoju z szerokim uśmiechem na twarzy. – Namaluje ci taki kaloryfer, który będzie cię grzał podczas zimy. Zobaczysz!
– Zwariowałeś! Zabierzcie ode mnie tego szaleńca! – krzyczał Ahjussi, przebiegając po łóżku.
Przysiadła na drewnianej ławce i spojrzała przed siebie, całkowicie zatracając się w swoich myślach. Nie mogła uwierzyć, że noc spędziła na dachu opuszczonego budynku, do którego przychodziła, żeby pomyśleć. Całe szczęście, że w szpitalu okazało się, iż nos miała tylko zwichnięty. Chociaż bolało jak diabli, nie miała zbytnio się czym przejmować. Jieun kupiła jej potrzebne tabletki przeciwbólowe, po czym zawinęła się do domu, pozostawiając ją zupełnie samą. To i tak więcej niż mogłaby się po niej spodziewać, dlatego nie narzekała.
Rian dopiero teraz zrozumiała, że nie miała nikogo, u kogo mogłaby przenocować przez kilka dni. Przez swoje wyobcowanie i niechęć wobec innych została zupełnie sama.
– Ciepła kawa z mlekiem i cukrem. – Ujrzała kubek z parującą cieczą i z wdzięcznością go przyjęła. Chociaż była umówiona z siostrą to naprawdę nie sądziła, że się spotkają. – Rian... co zamierzasz teraz zrobić? Jesteś pełnoletnia. Ojciec karze ci żyć na własną rękę. Wiesz ile musiał się nasłuchać od ojca Junsu? Nawet przeprosiny nie uchroniły go od zerwania kontraktu, na który tak bardzo liczył.
Koniec związku z Junsu całkowicie przekreślił Rian w oczach ojca, przez co nie mogła wrócić do domu. Chociaż chłopak zapewniał ją, że weźmie na siebie całą odpowiedzialność to wcale tak się nie stało. Czy miała jednak prawo go za to winić?
– Co poradzę na to, że nie kocham Junsu? – spytała rozwścieczona. – Co poradzę na to, że nie jestem idealną córką i nie potrafię spełnić każdej zachcianki naszych rodziców? Nie chcę być lekarzem, Jieun. Chcę żyć zupełnie inaczej niż każe mi ojciec, ale nikogo to nie obchodzi. Nie jestem tobą i nie zarabiam mnóstwo kasy. Mojej twarzy nie ma w żadnym brukowcu. Nie jestem tobą.
Ciągłe nakazy i zakazy, z którymi nauczyła się żyć powoli zaczynały ją przytłaczać. Nie miała od nikogo wsparcia, a jej życie tylko z boku mogło wydawać się innym idealne. Zawsze we wszystkim chodziło o pieniądze. To one sterowały ich rodziną, dlatego Rian nie miała prawa zostać tancerką.
– Nikt nie wierzył, że uda mi się zostać znanym chirurgiem plastycznym. Nawet ojciec mówił, że jest ich zbyt wielu na rynku i nie uda mi się wybić. A jednak udało mi się i jestem teraz w miejscu, w którym chciałam być od zawsze.
Rian upiła łyk kawy. Analizowała w głowie słowa siostry. Rozumiała ich sens i przekaz, jednak Jieun zapomniała o najważniejszym: taniec nie miał nic wspólnego z medycyną. Ojciec nigdy nie narzucał jej swojej woli i pozwalał jej żyć tak, jak chciała. Dlatego osiągnęła sukces.
Jieun również była przeciwna pasji młodszej siostry, więc skąd ta nagła zmiana? Czyżby coś ukrywała?
– Rian. Masz jakąś przyjaciółkę u której przenocujesz przez kilka dni? – Przeczące skinienie głowy. – W szkole uczyłaś same dzieciaki, więc to też odpada. Jeśli chcesz, mogę zaprowadzić cię do ubogiej rodziny. Jestem pewna, że cię przyjmą. To naprawdę serdeczni ludzie, choć ich dwudziestoletni syn umiera na raka...
Nie słuchała dalej. Doskonale wiedziała, że lekarze codziennie zmagali się z widokiem umierających pacjentów. Nie raz na ich stole operacyjnym umierały dzieci. Nienawidziła tej myśli. Nienawidziła szpitali, tych okropnych białych sal i ludzi w fartuchach. Nigdy nie potrafiłaby nieść na swych barkach śmierci pacjenta, dlatego nie mogła zostać lekarzem. Była zbyt słaba. Wiele razy próbowała wytłumaczyć to ojcu, jednak w ogóle jej nie słuchał.
Sama myśl o poznaniu chorego na raka człowieka sprawiła, że chciało jej się płakać.
– Nie trzeba. Dam sobie radę – odpowiedziała.
– Jesteś pewna?
– Tak, Jieun. Mam miejsce, w którym mogę się zatrzymać.
– Świetnie! – Dziewczyna klasnęła w dłonie i z uśmiechem podniosła się z ławki. Odrzuciła do tyłu swoje czarne loki i wyciągnęła z malutkiej torebeczki kluczyki do samochodu. – Spotkajmy się tutaj jutro o dwudziestej. Przyniosę ci z domu najpotrzebniejsze rzeczy i książki. Nie zapominaj o studiach.
– Zamierzam rzucić studia. – Wzruszyła ramionami, widząc minę siostry. – Skoro i tak nie mam po co wracać do domu to nie muszę się zmuszać do studiowania czegoś, czego nienawidzę. Poza tym oszczędzę mojego widoku Junsu. Już i tak poskarżył się rodzicom i zniszczył mi życie.
Jieun nie skomentowała słów dziewczyny. Wyjęła z eleganckiego portfela pliczek pieniędzy i podała je młodszej siostrze, mówiąc:
– Na jakiś czas ci wystarczy. Myślę, że łatwo znajdziesz sobie jakąś pracę w kawiarni, więc się nie załamuj. Dasz sobie radę, więc na mnie już czas. Do zobaczenia – pomachała na odchodne i zniknęła za drzwiami drogiego samochodu, by odjechać w swoją stronę.
Rian schowała pieniądze do stanika, upewniając się, że nikt jej nie obserwował. Musiała być ostrożna, ponieważ na ulicach nie brakowało złodziejaszków, a to były jej jedyne pieniądze. Jieun najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak ciężko ludziom w jej wieku było znaleźć dobrze płatną pracę. Tym bardziej, że nie miała żadnego doświadczenia. Ani dachu nad głową. Jedynym plusem był fakt, iż nie posiadała jeszcze dzieci, dzięki czemu była dyspozycyjna.
Westchnęła i ruszyła w stronę sklepu, by kupić sobie coś do jedzenia.
Minęła półki ze słodyczami i wzięła gotowy Ramen oraz wodę niegazowaną. Na szczęście kasa była pusta, dzięki czemu szybko ją obsłużono.
Wyszła na zewnątrz i usiadła przy stoliku z parasolem, który ochronił ją przed promieniami słońca. Było wyjątkowo ciepło, przez co smażyła się w białych legginsach w różowe kwiaty i adidasach. Miała nadzieję, że jej ciało jeszcze nie zdążyło wydobyć z siebie nieprzyjemnych zapachów, ponieważ nie miała nawet gdzie się wykąpać.
Postanowiła, że gdy tylko zje, wróci się do sklepu po jakiś antyperspirant, perfum i przynajmniej ze dwie koszulki na zmianę. Chociaż Jieun zapewniła ją, że jutro przyniesie jej rzeczy to wolała się ubezpieczyć na wypadek, gdyby jednak tego nie zrobiła.
Wlała połowę wody z butelki do Ramen i czekała aż makaron napęcznieje, nim zaczęła jeść. Wiedziała, że powinna użyć ciepłej, przegotowanej wody, jednak nie mogła pozwolić sobie na ten luksus. Musiała zadowolić się tym, co miała, choć nie smakowało to zbyt dobrze.
Uniosła zaskoczona wzrok, zatrzymując pałeczki z makaronem w powietrzu, gdy ktoś usiadł naprzeciwko niej. Widząc ogromne okulary przeciwsłoneczne i kaptur na głowie w taki upał, była skłonna posądzić nieznajomego o problemy z rozumem. Zdecydowała się jednak nie komentować stroju chłopaka i wróciła do konsumowania posiłku.
– Mówiłem, że się jeszcze zobaczymy.
Wypluła zszokowana wodę wprost na chłopaka, który momentalnie znieruchomiał. Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, aż w końcu pisnęła żałośnie:
– Jongin! Co ty tu do cholery robisz?! – Przeszła obok stołu, wyciągając chusteczki higieniczne i od razu zaczęła wycierać mokre okulary chłopaka. – Ktoś może cię rozpoznać – szepnęła, nerwowo rozglądając się na wszystkie strony.
– Jeśli będziesz się zachowywać w taki sposób to na pewno ktoś zacznie zwracać na mnie uwagę. – Chwycił ją za nadgarstki, a jego twarz ozdobił niesamowity uśmiech.
– Masz na sobie bluzę z kapturem, gdy na zewnątrz jest jakieś trzydzieści stopni. Wątpię, by coś to przebiło.
Zgodził się i zdjął bluzę. Grzywkę zaczesał bardziej na czoło, dzięki czemu wyglądał dość normalnie. O ile nikt nie będzie doszukiwał się w przechodniach członka EXO, o tyle mieli szansę na to, by nie zaatakował ich tłum fanek.
– Chciałem cię zobaczyć. – Wyznał szerze, sprawiając, że policzki brunetki spłonęły rumieńcem. Widział, jak chce coś powiedzieć, jednak nie potrafiła wypowiedzieć nawet pojedynczego zdania. Uśmiechnął się i wskazał na granatowe Porsche zaparkowane obok sklepu. – Pojedziesz ze mną w jakieś mniej... zaludnione miejsce?
Przełknęła z trudem ślinę, nerwowo bawiąc się palcami pod stołem. Nie zdążyła się nawet odświeżyć! Za jakie grzechy ją to wszystko spotykało?
– Nie sądzę, by było to odpowiednie – wydukała w końcu, spuszczając wzrok. – Wiesz... ja jestem zwyczajna, a ty... twój świat...
– Proszę, przestań – podrapał się po głowie. – Przy naszym ostatnim spotkaniu traktowałaś mnie normalnie. Chciałbym, żeby wciąż tak było. Oboje jesteśmy ludźmi, Rian.
Tylko że ja jestem bezdomna, a ty żyjesz w luksusie, pomyślała i schowała twarz w dłoniach. Oczywiście, że Kai był w jej oczach normalnym facetem. Chciałaby, żeby Chanyeol zachowywał się tak jak on, ale jej przyjacielowi najwyraźniej woda sodowa uderzyła do głowy. Czuła się jednak niekomfortowo z faktem, że miała na sobie wczorajszą bieliznę, ciuchy i nie umyła nawet zębów. Przed nikim nie chciała pokazywać się w takim stanie, ale los z niej zadrwił. Znowu.
Tylko w jaki sposób miała to wyjaśnić? Samo napomknięcie o tym, że w obecnej chwili mieszkała na dachu nie wchodziło w grę. Jeszcze Jongin by pomyślał, że chciała go wziąć na litość. Już widziała, jak leci do Chana z nowiną i oboje dochodzą do wniosku, że próbowała naciągnąć ich na pieniądze!
– Wszystko w porządku, Rian?
Zatroskany głos wyrwał ją z rozmyślań, doszczętnie niszcząc jej pewność siebie.
– W jak najlepszym. – Skłamała, podnosząc się z siedzenia. – Obawiam się jednak, że jestem zajęta. Przyszłam tylko coś zjeść i lecę szukać pracy. Im szybciej ją znajdę tym lepiej.
Stanął jej na drodze, gdy chciała odejść i ponownie wskazał na swój samochód.
– W takim razie będę cię podwoził w miejsca, gdzie będziesz starała się pracę. Po co masz chodzić pieszo i się męczyć?
Rian pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Dlaczego to robisz, Jongin? Nie jesteś mi nic winien. Nie znamy się nawet.
– Dlatego, że jako jedyna mówisz do mnie po imieniu. Dlatego, że jako jedyna nie widzisz we mnie nadzianego gwiazdora, którego mogłabyś wykorzystać. Czy to wystarczy?
Zacisnęła wargi, nie potrafiąc odpowiedzieć. Pewność, z jaką Kai wypowiedział te słowa odebrały jej mowę. Potrafił sprawić, że wszystkie racjonalne argumenty znikały w tej samej chwili, jak się tylko pojawiały. Czuła, że znajomość z nim mogła doszczętnie ją zranić, ale nie potrafiła się przed tym obronić. Nie teraz, gdy czuła się tak bardzo samotna i nieszczęśliwa.
Powstrzymała się od płaczu, choć serce cisnęło jej się do gardła. Przybrała na twarz sztuczny uśmiech i powiedziała:
– Skoro masz o mnie takie dobre zdanie to chyba nie powinnam ci odmówić.
– Nie powinnaś. – Przyznał i podszedł do samochodu. Poczekał aż Rian podejdzie, by otworzyć przed nią drzwi. – Dziś znajdziesz pracę. Zobaczysz, że to nie takie trudne.
– Zobaczymy – bąknęła pod nosem i zapięła pas.
Czuła się jak idiotka. Jak mogła iść na jakąkolwiek rozmowę o pracę skoro nie miała przy sobie CV? Przecież nikt nie przyjmie osoby bez doświadczenia! Tym bardziej, że zamierzała zrezygnować ze studiów, a to automatycznie usuwało ją z listy uczniów.
Nie miała jednak innego wyboru, jak robienie z siebie idiotki przy potencjalnych szefach, ponieważ wyszłoby na jaw, że oszukała Jongina. Nie chciała, by zmienił o niej zdanie i przestałby się do niej odzywać. W obecnej chwili mogła liczyć tylko na jego obecność. Bez niego zostałaby zupełnie sama.
Oparła głowę o szybę, ze smutkiem wpatrując się w przechodniów i jadące samochody. Gdy była dzieckiem, życie wydawało się o wiele łatwiejsze. Żadnych problemów, pracy, braku pieniędzy. O wszystko troszczyli się rodzice, a teraz została zupełnie sama. Wyrzucona z domu, choć nie zamieniła z ojcem nawet pojedynczego zdania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro