Zmiana słów modlitwy Ojcze Nasz.
Kilka lat temu szerokim echem odbiła się decyzja Papieża Franciszka, dotycząca zmiany słów modlitwy "Ojcze Nasz" - ściśle rzecz biorąc fragmentu: "I nie wódź nas na pokuszenie". Zamiast tego dano tam słowa: "I nie dozwól, abyśmy popadli w pokusę".
Papież tłumaczył swoją decyzję tym, że Bóg, będący samą Miłością i Miłosierdziem, nigdy umyślnie nie wystawia człowieka na pokusy. Raczej to sam człowiek, ze względu na swoją słabość i grzeszną naturę, nieustannie naraża się na różne pokusy w codziennym życiu.
Jego Świątobliwość ma w sumie rację. Chociaż słyszałem też opinię, że Bóg czasami właśnie specjalnie wystawia nas na pokusy, żebyśmy przypomnieli sobie o naszej sile bądź słabości (zależy, jak na to spojrzeć).
Nie pamiętam już, czy nasz polski Episkopat jakoś wtedy tę decyzję skomentował. Znając jednak ich dystans wobec obecnego papieża i Jego działań, na pewno nie przyjęli tego z entuzjazmem :D
Nowa wersja "Ojcze Nasz" niemal od razu weszła za to do powszechnej liturgii we Francji.
Tamten krok Franciszka doskonale wpisuje się w pewien artykuł z portalu Deon.pl, na który niedawno trafiłem i który przytaczam Wam poniżej.
* * *
To, że pierwsze słowa Modlitwy Pańskiej, "Ojcze nasz", mogą być "problematyczne" dla niektórych osób, zasugerował drugi najwyższy rangą duchowny Kościoła Anglii, arcybiskup Yorku Stephen Cottrell, otwierając w zeszły w piątek Synod Generalny.
- Wiem, że słowo "ojciec" jest problematyczne dla tych, których doświadczenia z ziemskimi ojcami były destrukcyjne i przemocowe, a także dla wszystkich z nas, którzy zbyt mocno zmagali się z opresyjnym patriarchalnym uściskiem w życiu - powiedział Cottrell.
Przy tej okazji media przypomniały, że w lutym tego roku Kościół Anglii zdecydował się powołać komisję, która ma zbadać kwestię używania w stosunku do Boga neutralnych płciowo określeń.
- Rozumiem powód, dla którego arcybiskup Cottrell wygłosił te komentarze. Jest zaniepokojony faktem, że niektórzy ludzie mają bardzo złe doświadczenia z ojcami. Niektórzy ludzie nie wykonują swoich zadań jako ojcowie i nie dają dobrego modelu, co jest powodem troski. Ale o ile jego troska jest zrozumiała, to pomysł, aby temu zaradzić poprzez zmianę prawdy o Bogu, nie wydaje się właściwy - mówi teolog, doktor Sugder.
- Byłoby lepiej, gdyby Kościół Anglii nauczał, jak być dobrym ojcem i pomagał tym, którzy doświadczają z tym trudności, a jednym ze sposobów na to jest oczywiście przedstawienie im Boga jako Ojca, aby pomóc im odzyskać i naprawić ich wyobrażenie o ojcostwie - dodaje.
Przypomina, że Kościół Anglii, cała Wspólnota Anglikańska, a w istocie całe chrześcijaństwo opiera się na tym, czego nauczał Jezus, a przez całe swoje nauczanie mówił o Bogu jako o Ojcu i uczył, by modlić się do Boga jak do Ojca, zatem trzeba być bardzo ostrożnym próbując modyfikować Jego słowa.
Odnosząc się do debaty na temat neutralnego płciowo języka czy zmian w nauczaniu Kościoła, które mają go "dostosować" do oczekiwań współczesności, Sugder wskazuje, że trzeba na to patrzeć poprzez pryzmat kultury, której żyjemy.
- Żyjemy w czasie trwającej od 20-30 lat rewolucji kulturowej. Kultura ta twierdzi, że naprawdę ważne jest to, co ludzie czują wewnątrz siebie. Że powinni oni mieć swobodę wyrażania tego, co czują na swój temat i kim są, w dowolny sposób. Obejmuje to sposób, w jaki używają swoich ciał i seksualności oraz z kim ich używają. Częścią tej kultury jest to, że jeśli się z tym nie zgadzasz, twierdzą, że obrażasz ich, np. jeśli nie zgadzasz się z tym, że mężczyzna może powiedzieć, że czuje się kobietą, jest to dla nich bardzo obraźliwe. Mówią, że nie powinieneś mieć prawa tego mówić. Ta kultura jest w istocie bardzo totalitarna, bo nie pozwala na odmienne zdanie - wyjaśnia.
Jak wskazuje, coraz częściej zdarzają się w Wielkiej Brytanii przypadki, że osoby, które mówią, iż istnieją dwie płcie, albo że płci biologicznej nie można zmienić, tracą pracę czy są wykluczane z życia publicznego.
- Nasi przywódcy religijni są świadomi tego, co dzieje się w tej rewolucji kulturowej. Niektórzy z nich tak bardzo starają się, by nikogo nie urażać, że są nawet gotowi zmienić język religijny, którego uczono nas przez dwa tysiące lat, przez pokolenia, aby był, ich zdaniem, mniej obraźliwy i bardziej akceptowalny. Jest to ogromnie godne ubolewania, ponieważ w rzeczywistości nauczanie Boga, o ile jest właściwie rozumiane, służby odkupieniu. Dlatego Bóg uczy nas odnosić się do Niego jako Ojca. Nie ma to być obraźliwe. Nie ma nikogo wykluczać. Ma na celu nauczenie nas tej właściwej relacji - mówi Sugder.
Uważa on, że zmienianie podstawowych prawd wiary po to, żeby uczynić chrześcijaństwo bardziej "postępowym" i "inkluzywnym", jest zupełnie błędną drogą i nie rozwiąże problemów, z jakimi zmaga się Kościół Anglii (np. postępującej dechrystianizacji Wielkiej Brytanii). Podkreśla, że jeśli nauczanie o Bogu nie będzie w centrum uwagi Kościoła Anglii, to w istocie przestanie się on czymkolwiek różnić od dziesiątków organizacji charytatywnych.
Sugder zaznacza, że nie zgadza się z określeniem "postępowy":
- Jest część Kościoła Anglii, która lubi nazywać siebie postępową, ale uważam, że to nadużycie językowe. Oni nie są postępowi, lecz regresywni. W rzeczywistości to, co dzieje się w kulturze, jest regresem do kultury pogańskiej. Kultura pogańska nie wierzyła w stworzenie jako takie. Więc nie nazwałbym ich postępowymi, ale rewizjonistami. Zmieniają rzeczy dopasowując je do kultury - mówi. Jak dodaje, są oni jak ci przywódcy religijni, o których mówił Jezus, że sami będąc ślepymi, na to co się dzieje, prowadzą ślepych.
Zapytany o to, co - skoro dostosowywanie się do rewolucji kulturowej jest błędem - powinien robić Kościół Anglii, by pozostał istotny, Sugder mówi, że należy zwrócić większą uwagę na społeczne konsekwencje odchodzenia od chrześcijaństwa.
- Patrząc na spadającą frekwencję w kościołach, spójrzmy również na wzrost liczby rozwodów. Spójrzmy na wzrost liczby aborcji - 25 proc. wszystkich ciąż w Wielkiej Brytanii kończy się aborcją, spójrzmy na wzrost problemów ze zdrowiem psychicznym, spójrzmy na wzrost liczby samobójstw wśród nastolatków. Spójrzmy na wzrost wszystkich tego rodzaju problemów, które można zestawić ze spadkiem wiary w Boga i przestrzegania jasnych zasad, które dał nam w 10 przykazaniach i w nauczaniu Jezusa - przekonuje.
* * *
Moim zdaniem, ta tak zwana "poprawność polityczna" już dostatecznie rozpanoszyła się w mediach i w ludzkiej świadomości. A Najwyższy od dawna znaczył różne rzeczy dla różnych ludzi.
Dla jednych to mężczyzna, dla drugich bywa kobietą, Naturą, Siłą Wyższą, a jeszcze inni w ogóle Go nie uznają.
Poprawność polityczna ani wydumane kontrkulturowe lęki nie mają żadnego miejsca ani racji bytu w sferze tak głęboko osobistej i z samej swej natury różnorodnej, jak religia.
Ciekaw jestem, co Wy o tej całej sprawie myślicie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro