Irlandzkie tradycje noworoczne...
W wielu częściach Zielonej Wyspy, ważniejsze od samego Nowego Roku są tradycyjne obchody związane z całym, trwającym dwanaście dni (od 24.12. do 6.01. włącznie) okresem Bożego Narodzenia.
Irlandzcy protestanci do dzisiaj wierzą, że Nowy Rok kończy świąteczny czas. Z kolei wśród XIX-wiecznych katolików, takim zwieńczeniem było Święto Trzech Króli, również obecnie często nazywane "Małym Bożym Narodzeniem".
Z pierwszym stycznia związanych jest wiele zwyczajów, mających zapewniać pomyślność i szczęście w nowym roku. Jak w wielu takich przypadkach, większość z nich ma swoje korzenie jeszcze w czasach celtyckich i pozostają one żywe wśród ludzi po dziś dzień.
Na przykład nie powinno się w tym dniu sprzątać mieszkania, gdyż wraz z brudem czy kurzem, można niechcący "wymieść" z domu szczęście na najbliższy rok.
Podobnego pecha przynosi otwarcie grobu w Nowy Rok. Dawniej uważano, że pozwala się w ten sposób Śmierci "rozpanoszyć". Chcąc zorganizować tradycyjną, dwudniową stypę dla osoby zmarłej 30. bądź 31. grudnia, kopanie grobu należy przynajmniej zacząć jeszcze w starym roku.
Osobom szukającym szczęścia w Nowym Roku onegdaj radzono wejść do mieszkania drzwiami wejściowymi i od razu wyjść tylnymi, dokładnie w chwili, kiedy minie północ.
Zgodnie z moimi notatkami, powszechną sylwestrową praktyką w irlandzkich domach jest coś, co zazwyczaj robi się we Wigilię – pozostawienie jednego wolnego miejsca przy stole wieczorem, na pamiątkę bliskich, którzy zmarli w mijającym roku. Poza tym, nie zamyka się drzwi na klucz. Daje to zmarłym możliwość ponownego odwiedzenia żywych w tym szczególnym czasie.
Inną tradycją jest zgromadzenie w domu dużej ilości węgla. Ma to zapewniać dostatek na nadchodzący rok. Popularnym przesądem jest pukanie do drzwi sąsiadów chlebem, upieczonym na Święta. Chodzi o przegonienie pecha z domu, do którego się puka i jednocześnie zaproszenie tam dobrych duchów.
Jeżeli ktoś pragnie znaleźć w Nowym Roku "drugą połówkę", musi w sylwestrową noc umieścić pod poduszką jemiołę, ostrokrzew lub bluszcz. Rośliny te miały sprowadzać ludziom sny o przyszłości.
"First footing" to ciekawa noworoczna tradycja, aktualnie bardziej popularna w Szkocji oraz w graniczących z nią rejonach północnej Anglii, która jeszcze pokolenie lub dwa temu była szeroko praktykowana na obszarach miejskich, jak też na północnym wschodzie Irlandii.
Chodzi o to, iż osoba, która jako pierwsza wejdzie do domu po północy, przedstawia przyszłość jego domowników na najbliższe miesiące. Jeżeli jako pierwszy do mieszkania wejdzie ciemnowłosy mężczyzna, oznacza to szczęście; jeśli pierwsza w domu pojawi się kobieta (szczególnie rudowłosa), oznaczać to będzie pecha.
Bywało, że ludzie w Sylwestra aktywnie starali się o to, aby pierwszą osobą, jaka przekroczy ich próg po północy, był właśnie ciemnowłosy facet. Jeżeli takowy mężczyzna już znajdował się w domu, był wypraszany na kilka minut za drzwi, dopóki zegar nie wybił dwudziestej czwartej.
Aby jeszcze bardziej dopomóc szczęściu, pierwszy gość w Nowym Roku winien mieć nie tylko ciemne włosy, lecz również jakiś podarek dla państwa domu. Dawniej były to srebrne monety lub coś "na ząb".
W niektórych częściach Irlandii, przychodząc w gości do kogoś, należy napić się lub zjeść to, co gospodarz zaoferuje. Wedle przekonania pochodzącego z hrabstwa Leitrim, a odnotowanego w początkach XX wieku przez angielskiego antykwariusza Lelanda Duncana, jeżeli w Nowym Roku człowiek zachoruje, uleczy go to, co zjadł na noworoczne śniadanie.
Zajęcia na świeżym powietrzu to kolejna rzecz, chętnie kultywowana w tym wyjątkowym czasie. Różne gry i zabawy odbywają się na Éire przez cały okres świąteczny, ale zwłaszcza w Nowy Rok.
W regionach tak od siebie oddalonych, jak Ballintoy w hrabstwie Antrim i Wyspy Blasket nieopodal wybrzeża hrabstwa Kerry, tubylcy zwyczajowo rozgrywają wtedy mecze hurlingu. Owym rozgrywkom często towarzyszą radosne i hałaśliwe zachowania.
Na przykład po jednym z meczy w Ballintoy przed dwustu laty, lało się morze whiskey oraz morze krwi z wielu rozbitych głów. Świadkiem jednej z takich pomeczowych "imprez" był Wielebny Robert Trail, który jako jedyny trzeźwy spośród świętujących słusznie zauważył, że na mecze przychodzą głównie ludzie młodzi, co zazwyczaj kończy się, potocznie mówiąc, "chlaniem" i zamieszkami.
Pierwszego stycznia w hrabstwie Down, zwłaszcza w okolicy Belfastu, ponoć jeszcze dzisiaj można spotkać małych chłopców chodzących po okolicy z witkami ze słomy.
Młodzież albo wręcza je napotkanym osobom, albo wrzucają do własnych domów w charakterze darów noworocznych. W zamian przeważnie dostają jakiś drobiazg: pieniędze czy słodycze lub kawałek chleba.
W Glenarm, położonym na wybrzeżu hrabstwa Antrim, nie ma zwyczaju z witkami, ale chłopcy podobnie chodzą tam po domach, za co dostają lokalny przysmak: bannocks. Jeśli dobrze zrozumiałem, jest to coś w rodzaju obwarzanka, wypiekanego z owsa i posmarowanego masłem.
Ostatni noworoczny przesąd w Irlandii, jaki udało mi się znaleźć, dotyczyć ma kierunku, z którego wieje wiatr. Jeżeli wieje z zachodu, wówczas całej Irlandii będzie się darzyło przez kolejny rok. Jeżeli wieje z jakiegokolwiek innego kierunku (a już broń Boże ze wschodu!), wtedy oznacza to dla Irlandii dwunastomiesięcznego pecha, bo szczęście pójdzie sobie do Wielkiej Brytanii!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro