*
I
Siedziałem w fotelu przy wielkim oknie. Światło wschodzącego słońca oświetlało szczyty gór malujące się na horyzoncie. Na zewnątrz panowała zima. Wszędzie leżał biały puch. Przyglądałem się temu wspaniałemu widokowi, trzymając szklankę w lewej dłoni. Choinki i mała osada, znajdujące się na jednym ze zboczy Gór Demona, zlewały się z całą okolicą. Jedyne ślady życia, jakie można było dostrzec, to dym wydobywający się z kominów drewnianych chatek.
Uwielbiałem przesiadywać w tym miejscu i przyglądać się wszystkiemu, co działo się na zewnątrz. Było to jedyne miejsce, w którym mogłem być sobą i nie musiałem tutaj udawać kogoś, kim musiałem być za ścianami powieszczenia. Nigdy nie pomyślałbym, że moje życie tak się potoczy. A wszystko przez własną głupotę i nieuwagę.
Odstawiłem szklankę na stoliku obok fotela i jednym sprawnym ruchem podniosłem się. Moje nogi poprowadziły mnie bliżej szklanego otworu okiennego. Mała wioska przybliżyła się nieznacznie w moją stronę. Od zawsze marzyłem, żeby się tam jeszcze raz wybrać, jednak w mojej obecnej sytuacji było to po prostu niemożliwe. Mój własny pałac stał się moim więzieniem na zawsze.
Włożyłem ręce do kieszeni i stałem tak przez dłuższą chwilę, wyglądając przez okno. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłem się w tamtą stronę z dłońmi nadal schowanymi w kieszeniach eleganckich, czarnych spodni. Po kilku sekundach usłyszałem kolejne pukanie do drzwi. Zacisnąłem pięści w kieszeniach.
- Proszę – powiedziałem beznamiętnym tonem.
Białe skrzydło otworzyło się. Na progu stał posłaniec. Było to niewysoki chłopak w zielonym stroju i blond włosach. Na jego twarzy widziałem strach. Ręce miał schowane za plecami. Nakazałem mu podejść i zamknąć drzwi. Posłuchał mnie i wszedł do pokoju. Nie mówiąc nic, podszedłem do stolika, podniosłem szklankę i upiłem łyk ciepłego napoju.
- Z czym do mnie przychodzisz chłopcze? – zapytałem, odstawiając szklankę.
- Królowa wzywa cię do siebie.
Spojrzałem na niego przez ramię, jednak chłopak nie zdawał się tym przejmować. Odwrócił się i opuścił pomieszczenie. Moje dłonie znów zacisnęły się w pięści, a kłykcie pobielały. Nigdy nie lubiłem do niej przychodzić. Zawsze miałem ochotę zetrzeć ten kpiący uśmieszek z twarzy kobiety. Na samą myśl o niej, zrobiło mi się niedobrze. Nie zważając na bunt mojego sumienia, odstawiłem szklankę i ruszyłem ku drzwiom.
Odgłos moich kroków niósł się przez cały korytarz. Światło wpadało przez wysokie, podłużne okna ze zdobionymi kolumnami po bokach. Przy przeciwległej ścianie stali strażnicy. Żadnemu nie kiwnąłem nawet głową, z żadnym nie zamieniłem słowa. Szanowałem ich tak samo jak oni mnie, czyli można by rzec, że wcale.
Po kilku minutach stałem już przy wielkich wrotach do sali tronowej. Przeszedł mnie dreszcz niezadowolenia. Drażnił mnie fakt, że kobieta, przed którą miałem zaraz stanąć, bestialsko zabrała to, co należało kiedyś do mnie, do mego ojca i mego dziadka. Wziąłem głęboki oddech i pchnąłem skrzydło drzwi.
W sali tronowej nie było nikogo prócz strażników. Zaskoczyło mnie to, jednak postanowiłem wejść do środka. Podążyłem w kierunku podwyższenia, na którego szczycie stał srebrnobiały tron. Stałem tak chwilę przed schodami, kiedy drzwi po mojej prawej stronie otworzyły się. Do środka wbiegli strażnicy w czarnych mundurach z bronią przy pasie. Za nimi szła ona. Na mojej twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia. Kobieta weszła po schodach i zajęła miejsce na tronie. Moje dłonie znów zacisnęły się w pięści. Wykrzywiłem usta w złości, ale nie odezwałem się nawet słowem. Kobieta patrzyła na mnie i czekała. Czekała, aż w końcu się jej pokłonię. Nagle czyjaś silna dłoń posłała mnie na posadzkę. Uderzyłem w pierwszy stopień kolanem. Wiedziałem, że będzie mnie później bolało i będę miał w tym miejscu wielkiego siniaka.
- Tak lepiej – powiedziała kobieta, uśmiechając się do mnie dziwnie.
- Po co mnie tutaj ściągnęłaś? – zapytałem gniewnym głosem.
Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie, a ja na nią. Jej rude włosy opadały kaskadami na plecy. Były delikatnie zakręcone na końcach, przez co wydawało się, że jest ich o wiele więcej niż w rzeczywistości. Niebieskie oczy wwiercały się we mnie i błyszczały dziwnym, nienaturalnym światłem. Na głowie spoczywała złota korona mojej matki. Moje serce bolało, kiedy na to patrzyłem. Kobieta ubrała się w czarną suknię z aksamitu z dużym dekoltem, który eksponował jej dość spore piersi. Może i była zabójczo piękna, ale w tym drobnym ciałku mieściło się też wiele nienawiści i okrucieństwa. Nawet nie starałem się jej zrozumieć. Wpatrywaliśmy się w siebie jeszcze przez dobrych kilka minut, kiedy w końcu zabrała głos:
- Organizujemy przyjęcie.
Wybałuszyłem oczy. Przez chwilę myślałem, że źle zrozumiałem. Nigdy nie organizowała żadnego większego wydarzenia. Od czasu, kiedy zginęli moi rodzice i siostra, w Złotym Pałacu nie działo się nic.
- Powiedz coś! – Jej głos podniósł się do władczego tonu.
- Co mam ci powiedzieć? Może, że jestem uszczęśliwiony tą nowiną? Chcesz, żebym to powiedział?
Zapadło milczenie. Kiedy nie odpowiadała, ja mówiłem za nią.
- Wyobraź sobie, że zadziwiasz mnie na każdym kroku. Nigdy nie organizowałaś niczego. Zobacz jak wygląda to miejsce – obejrzałem się dookoła. – Teraz przypomina ruinę. Nie widzisz tego?
-Nie mów mi co mam robić! – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – I nie myśl Amonie, że się zaszyjesz gdzieś i nie przyjdziesz!
Prychnąłem na te słowa. Chwilę później poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Strażnik złapał mnie mocno i postawił do pionu. Przybliżył się do mnie i wyszeptał, żebym zwracał się do królowej z szacunkiem. Żałowałem, że mężczyzna nie wie jak bardzo chciałem obrócić się w jego stronę i posłać go na ziemię. Przemogłem swoje pragnienie i spojrzałem w oczy kobiecie.
- Nie masz prawa mną rządzić. Jestem swoim własnym panem, a ty jedynie osobą na niewłaściwym miejsce! – podniosłem głos do krzyku.
Rudowłosa pokiwała głową i zacisnęła mocniej szczęki.
- Zabierzcie go z moich oczu.
Czy właśnie usłyszałem smutek w jej głosie? Nie musiałem się chyba przesłyszeć. Ta kobieta nie okazywała przecież żadnych innych emocji poza gniewem i wrogością.
Kilka minut później stałem już pod zamkniętymi drzwiami do sali tronowej. Nie żałowałem, tego co powiedziałem w środku. W końcu mówiłem prawdę.
II
Nigdy nie przepadałam za tymi rozmowami. Amon zawsze był ostry, kiedy do mnie mówił. Starałam się unikać tych rozmów, ponieważ bolało mnie to, jak się do mnie odnosi. Przeszłość zostawiła w nim trwały ślad. Cóż, nie sądziłam, że tak to będzie wyglądało. Zawsze uważałam, że kiedyś zapomni o wszystkim i stanie się szczęśliwy. Jednak jego smutek był nieprzebrany. Nie zdawałam sobie sprawy z tego do chwili, kiedy powiedział, co tak naprawdę o mnie myśli. Jako królowa, nie chciałam być uważana za wroga poddanych. A fakt, że Amon za mną nie przepadał, bolał mnie przez cały czas.
Siedziałam jeszcze chwilę na tronie, jednak zaraz podniosłam się i ruszyłam do drzwi, którymi tutaj weszłam. Udałam się prosto do swoich komnat. Weszłam do gabinetu.
Na ścianie po prawej stronie wisiała wielka rama ze skrzydłami. Na moje szczęście Amon nic o tym nie wiedział. Chciałam pozostawić to w tajemnicy. Widziałam w mojej wyobraźni jego gniew i furię, jaka by go opanowała, gdyby tylko spojrzał na czarne skrzydła. Skrzydła jego ojca.
Pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj, mimo że minął już rok. Nadal pamiętał każdy szczegół. To właśnie rok temu zasiadłam po raz pierwszy na tronie Króla Mariusa.
Był to piękny słoneczny i równie zimowy dzień jak ten dzisiejszy. Pracowałam wtedy dla jednego z lordów. Zawsze uważałam, że zasługuję na wyższą posadę niż zwykła służąca. Miałam dryg do władania, co uświadomił mi lord Orion, u którego pracowałam. Na jego nieszczęście wzięłam sobie to do serca i pewnego feralnego dnia udałam się z wizytą do maga. Starzec od razu mnie polubił. Wiedział także, po co do niego przyszłam. Rozmawialiśmy bardzo długo, aż w końcu dostałam od niego małą fiolkę z eliksirem, który miałam podać lordowi Orionowi. Wykonałam zadanie przy najbliższej okazji.
Po całym zajściu lord odszedł z naszego świata, a Malcolm zniknął, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Przez to, że mój lord nie miał żony ani dzieci obwołałam się jego następcą, co jakimś cudem mi się udało. Rządziłam na ziemiach Oriona przez długie lata. Długo zwlekałam, aby zrobić kolejny krok. Jednak ten dzień nadszedł. Król dowiedział się, że Orion nie żyje, a ja przejęłam pieczę nad ziemiami młodego lorda. Natychmiast zostałam wezwana na zamek. Pochłonięta rządzą zdobycia czegoś więcej niż tytuł damy, pojechałam na wezwanie króla, zabierając ze sobą tylko zaufanych ludzi.
III
Kolejny raz tego dnia zasiadłem w fotelu przed oknem i zacząłem obserwować to, co znajdowało się na zewnątrz. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu zamknąłem oczy i odpłynąłem w krainę snów.
Nagle oślepiło mnie jasne światło dnia. Uchyliłem ciężkie powieki. Stałem na dziedzińcu. Dookoła leżał śnieg, a fontanna szumiała tuż obok mnie. Rozejrzałem się po murach. Strażnicy jak zawsze pełnili swoją wartę, nie poruszając się, a ich wzrok był utkwiony gdzieś daleko poza murami. Poczułem czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu. Przeszył mnie dreszcz, ale mimo woli odwróciłem głowę w stronę przybysza. Mój ojciec stał tuż obok mnie. Jego niegdyś kruczoczarne włosy zaczynały już siwieć, ale twarz zatrzymała się w czasie. Nadal była młoda i pełna wigoru. Codziennie, kiedy na niego patrzyłem, zastanawiałem się, jak to jest możliwe. Niestety nigdy nie znalazłem na to odpowiedzi.
Ojciec miał na sobie eleganckie, czarne spodnie oraz płaszcz z futra niedźwiedziego. Stał tak obok mnie i nie odzywał się, dlatego przerwałem nostalgiczną ciszę:
- Ojcze, kazałeś mi tutaj przyjść – stwierdziłem. - Dlaczego?
Mężczyzna westchnął głośno, po czym odwrócił się w moją stronę i położył swoje ręce na moich ramionach. W jego oczach widziałem miłość, ale i coś, czego nie umiałem nazwać.
- Mamy gościa synu. Niedługo przejmiesz moje obowiązki, dlatego też chciałem, abyś tutaj był, kiedy przyjedzie...
Nie zdążył dokończyć. Na dziedziniec wjechał powóz. Znałem go doskonale. W dzieciństwie często odwiedzaliśmy lorda Oriona. Traktowałem go jak wujka, jednak teraz miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Woźnica oraz cała eskorta wydawała się zupełnie inna niż ostatnio, kiedy lord postanowił nas odwiedzić. Przyjrzałem się wszystkim ludziom, szukając znajomej twarzy, jednak nikogo takiego nie znalazłem. Zacząłem się gorączkowo zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi.
Mój ojciec podszedł do powozu i stanął przed nim, czekając. Po chwili pojawiły się przepiękne, czarne skrzydła. Od zawsze mnie fascynowały. Jednak geny mojej matki nie pozwoliły mi ich mieć, czego bardzo żałowałem. Ojciec często pokazywał dziedzictwo swego ojca i dziadka przy oficjalnych okazjach. Sekundy mijały, a moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Po wielkich trudach udało mi się postawić te kilka kroków i stanąć u boku rodziciela. Woźnica zszedł ze swojego miejsca i ruszył do drzwi. Kiedy je otworzył, moja szczęka opadła w dół z zaskoczenia.
Z powozu wysiadła przepiękna kobieta. Uwagę przykuwały jej rude włosy, zakręcające się na końcach, sięgające pasa. Nie mogła być starsza ode mnie. Jej nieziemsko błękitne oczy błyszczały tajemniczo. Uśmiechnęła się do nas, pokazując tym samym porcelanowe zęby. Nie mogłem przestać się na nią patrzeć. Ojciec musiał to zauważyć, ponieważ szturchnął mnie niezauważalnie łokciem. Ocknąłem się i dopiero teraz spostrzegłem, w co była ubrana kobieta. Długa, ciągnąca się po ziemi suknia została wykonana z ciemnoniebieskiego materiału i podkreślała jej szczupłą sylwetkę. Obnażała także jej ramiona, a ozdobne zakończenia rękawów zwisały poniżej pasa. Postawiła krok naprzód i pokłoniła się mojemu ojcu, potem przeniosła wzrok na mnie. Cały czas ją obserwowałem. „Amonie masz narzeczoną zejdź na ziemię!" – upomniałem siebie w myślach. Dygnęła, pochylając nieznacznie głowę.
-Wasza Wysokość –powiedziała.
Kiedy usłyszałem jej głos zamarłem. Nie dość, że pięknie wyglądała, to miała również słodki i melodyjny głos.
- Cieszymy się na twoje przybycie panno... - Mój ojciec szukał w głowie jej imienia.
- Almina, Wasza Wysokość – wyszeptała, patrząc na króla.
- Almina, ach tak, już pamiętam. Poznaj proszę mojego syna jak i następcę tronu – pokazał na mnie ręką.
Skłoniłem się w pas.
- Wiele o tobie słyszałam książę – powiedziała, kiedy się podniosłem, ale nie patrzyła na mnie.
Po kilku minutach szliśmy wybrukowanym dziedzińcem w stronę drzwi. Skrzydła ojca naprężyły się, powiększając powierzchnię, którą zajmowały. Dogoniłem ojca i Alminę, stając obok nich przed wejściem do pałacu. Kiedy wrota się otworzyły nastała ciemność.
Ocknąłem się nagle i gwałtownie wstałem z fotela. Pożałowałem tego ruchu od razu, kiedy stanąłem. Zakręciło mi się w głowie, dlatego usiadłem z powrotem. Piszczało mi w uszach, a obraz wydawał się rozmazany. „Znów ten okropny sen" pomyślałem. Kilka sekund później usłyszałem jak ktoś bardzo natarczywie dobija się do drzwi za moimi plecami. Z westchnięciem podniosłem się i podszedłem do drzwi. Chwyciłem za klamkę i szarpnąłem. Przed drzwiami stała ona. Teraz nie miałem ochoty na nią patrzeć. Przemogłem chęć zatrzaśnięcia jej drzwi przed nosem i oparłem się o otwarte skrzydło.
- Po co tu przyszłaś? – zapytałem ze złością w głosie.
- Nie musisz od razu być zły Amonie. Chciałam tylko sprawdzić, czy szykujesz się na ucztę.
Moje usta zacisnęły się w wąską linię, a prawa dłoń w pięść. Kiedy u niej byłem wcześniej nie wspomniała, że zamierzała wyprawić wszystko dzisiaj. Spojrzałem surowo w jej oczy. Moja pogarda musiała być widoczna, ponieważ wyszeptała delikatnie drżącym a jednocześnie zniecierpliwionym głosem.
- Masz przyjść i nie interesują mnie żadne sprzeciwy rozumiesz? – Wymierzyła we mnie palcem wskazującym, celując w środek klatki piersiowej. Nawet na mnie nie patrzyła. Przechyliłem głowę, żeby pochwycić jej spojrzenie. – Ja tutaj jestem królową, zrozum to w końcu!
Po tych słowach, nie patrząc mi w twarz, odwróciła się i odeszła. Patrzyłem jeszcze chwilę za nią, dopóki nie zniknęła za rogiem długiego korytarza.
IV
Goście zaczęli przyjeżdżać wczesnym wieczorem. Nie sądziłam, że przybędzie aż tylu lordów. Uważałam, że nie są oni chętni na uczty i przyjęcia. Zazwyczaj byli gburami i snobami, z którymi ciężko było rozmawiać o czymkolwiek innym niż ważne interesy. Natomiast ich żony były zainteresowane jedynie plotkami i niedorzecznymi anegdotami. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że będę musiała pokazać całemu temu towarzystwu, że jestem taka jak oni. Zwykła dziewczyna, która przez własną intrygę stała się królową. Brzmi jak bajka, ale rzeczywiście tak było. Z zwykłej służącej zostałam panią po śmierci lorda Oriona, przejmując jego ziemię. Teraz stałam wyprostowana i czekałam z koroną na głowie na ukłon każdego, kto przechodził obok mnie.
- Wasza Wysokość, jest mi niezmiernie miło w końcu cię poznać.
Głos pojawił się znikąd. Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał. Stał przede mną sędziwy mężczyzna z siwymi włosami i brodą sięgającą klatki piersiowej. Miał zaróżowione policzki od zimna panującego na dworze. Pokłonił się, a ja spojrzałam na niego z góry, składając jednocześnie dłonie przed sobą.
- Dziękuję, wzajemnie mój lordzie. Mam nadzieję, że będziecie się wyśmienicie bawić.
- Ależ oczywiście Wasza Wysokość – powiedział i ruszył przed siebie, w stronę sali balowej.
Kiedy wszyscy goście przybyli na miejsce, ruszyłam za nimi w stronę sali balowej. Gdy tylko weszłam do środka, dostrzegłam tłum ludzi. Amon stał z boku, w cieniu kolumny, która podtrzymywała powyższą galerię. Były książę przyglądał się strażnikom na galerii i rozglądał się niecierpliwie po całym pomieszczeniu. Podeszłam do niego powolnym krokiem. Moja ciemnozielona suknia szeleściła podczas każdego mojego kroku.
- Dlaczego tutaj stoisz Amonie?
- Możesz tak do mnie nie mówić? – odpowiedział mi pytaniem.
- Pamiętasz, co ci mówiłam wcześniej? Nie masz prawa mi rozkazywać, czy ci się to podoba czy nie! Nie pełnisz tutaj żadnej funkcji!
Odwrócił się do mnie gwałtownie. W jego burzowych oczach widziałam furię i prawdziwy huragan. Jego usta zacisnęły się. Przygryzłam delikatnie dolną wargę. Mężczyzna nie zauważył tego. Wyciągnęłam w jego kierunku rękę. Kiedy już prawie go dotykałam, złapał mój nadgarstek i unieruchomił go w mocnym chwycie. Nigdy nie ukrywałam słabości do tego młodego mężczyzny. Nie wiedziałam, dlaczego nadal żył i nie zginął wtedy, kiedy jego cała rodzina.
Przyjrzałam się jego przystojnej twarzy. Opalona cera odznaczała się w całym pomieszczeniu. W naszym zimowym klimacie rzadko widywało się ludzi o takim kolorze skóry. Na policzkach Amona pojawił się kilkudniowy zarost. Czarne włosy miał w nieładzie co sprawiało, że wydawał się jeszcze bardziej przystojny. Poczułam jak jego mięśnie się napinają. Puścił moją rękę i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Nie patrz tak na mnie! – Był to rozkaz, ale w tej chwili nie przejmowała się tym. Byłam ślepo zapatrzona w jego osobę. Czarne spodnie idealnie na nim leżały. Grafitowa koszula i czarna marynarka dopełniały tego obrazu, opinając mięśnie byłego księcia.
Zanim zdążyłam się zorientować, już go nie było. Mój wzrok automatycznie zaczął szukać, jednak przy takiej ilości ludzi w pomieszczeniu było to ciężkie zadanie. Tak szybko jak zaczęłam, tak szybko zrezygnowałam z poszukiwań i skierowałam się do swojego miejsca przy stole.
V
Nienawidziłem, kiedy tak na mnie patrzyła. Mimo że pożądałem jej spojrzenia na sobie, nie mogłem jednocześnie do tego dopuścić. Nadal pamiętam, że moja narzeczona jeszcze żyła i nadal należała do mnie. Gdyby wszystko w przeszłość potoczyło się normalnie, gdyby nikt nikogo nie zabijał, a ja nie zostałbym „niewolnikiem", może nie byłbym taki oschły wobec królowej i reszty zepsutego już świata.
Podszedłem do stołu i usiadłem na swoim miejscu. Chwilę później pojawiła się Almina. Jej ciemnozielona suknia szeleściła z każdym ruchem. Zajęła miejsce tuż obok mnie. Moja mina zrzedła, kiedy przysunęła krzesło w moją stronę. Słodki zapach jej perfum owinął się wokół mnie, drażniąc delikatnie moje zmysły. Jedynym faktem, z którego byłem zadowolony było to, że Almina nie odzywała się wcale.
Goście powoli zajmowali swoje miejsca przy długich stołach ustawionych prostopadle do naszego. Obserwowałem lordów, szukając choć jednej twarzy, którą bym znał. Chwilę później dostrzegłem jasnowłosego, wysokiego mężczyznę. Jego rysy twarzy wydawały mi się bardzo znajome. Kiedy wszyscy zajęli już miejsca, królowa podniosła się. Mężczyzna, którego obserwowałem, usilnie się w nią wpatrywał. Królowa skinęła na niego ledwie zauważalnie głową.
- Lordowie dziękuję za wasze przybycie. Nie spodziewałam się takiego odzewu z waszej strony. Mam nadzieję, że od dzisiejszego dnia będziemy wspólnie działać na rzecz całego społeczeństwa...
Dalej już nie słuchałem. Mój wzrok był cały czas utkwiony w jasnowłosym, młodym lordzie. Miał na sobie jasny i elegancki strój z ciemnozielonymi ozdobami. Wyróżniał się na tle innych gości siedzących koło niego. Nagle usłyszałem brawa. Obudziłem się z transu. Mężczyzna, na którego patrzyłem, wstał i pokłonił się zebranym. Po chwili dobiegł mnie głos Alminy:
- Mam nadzieję, że mój brat będzie godnie reprezentował mnie i nasz kraj na prowincji zmarłego już lorda Oriona, o którym wszyscy pamiętamy i pamiętać będziemy.
Nie wytrzymałem tych słów. Moje dłonie zacisnęły się w pięści pod stołem. Almina mówiła jeszcze chwilę o Orionie, a ja, nie mogąc tego słuchać, podniosłem się ze swojego miejsca. Krzesło głośno zapiszczało na posadzce, a uwaga wszystkich skierowała się na mnie. Rozejrzałem się po twarzach zebranych, zapamiętując ich rysy oraz szukając kogoś znajomego. W całej sali zapadła grobowa cisza. Almina patrzyła na mnie. W jej oczach widziałem gniew, zakrawający powoli o furię.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała przyciszonym głosem, żebym tylko ja mógł to usłyszeć.
Nie zważając na zebranych, na ich ciekawskie spojrzenia oraz na nic innego, powiedziałem:
- Co ja robię?! – Mój głos zaczynał podnosić się do krzyku. – Co ty robisz? Jak śmiesz mówić o lordzie Orionie?! Doskonale wiesz jak zginął i przez kogo, ale nie jesteś w stanie ukarać tej osoby. Pomijam inne zbrodnie, których dokonała. – Odwróciła ode mnie wzrok. – Patrz, kiedy do ciebie mówię! Jeśli myślisz, że jesteś w stanie mi rozkazywać i wmawiać, że wszystko jest świetnie to bardzo się mylisz Almino. A może powinienem powiedzieć królewska zdrajczyni?!
Po tych słowach nie usiadłem, ruszyłem tylko przed siebie w stronę wyjścia. Otworzyłem wrota i wychodząc, trzasnąłem nimi. Moje słowa musiały wywołać konsternację i szok na twarzach zebranych. Nie słyszałem niczego i nikogo, kiedy coraz bardziej zagłębiałem się w labirynt korytarzy zamku.
VI
Stałam i nie wierzyłam w to, co właśnie się stało. Amon powiedział prawdę. Zdemaskował mnie przed wszystkimi lordami i ich rodzinami w moim własnym pałacu. Byłam zła, ale dopiero teraz docierało do mnie, że moje pięści są zaciśnięte, a brwi ściągnięte ku dołowi. Drzwi do sali znów się otworzyły. Spojrzałam w tamtym kierunku. Jakaś młoda dama wybiegała z sali balowej. Tak jak ja miała rude włosy, a jej suknia była w kolorze morskiej piany. Nagle goście zaczęli szeptać między sobą.
- Wasza Wysokość czy to prawda co mówił ten chłopach? Czy wiesz jak zginął lord Orion.
Zaschło mi w ustach. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, co odpowiedzieć. Prawda była boląca, ale nie chciałam mówić tego teraz. Wolałam, żeby cała ta tajemnica poszła ze mną do grobu i nie wychodziła na światło dzienne. Przełknęłam ślinę, ale nie mogłam odpowiedzieć na pytanie lorda.
----------------------
Krążyłem od jednego końca okna do drugiego, zastanawiając się, co dzieje się na dole. Przerwało mi pukanie do drzwi. Zdziwiłem się nieco, ale żwawo poszedłem w tamtą stronę.
- Kto tam? – zapytałem.
- Panna Madeleine Camelott – usłyszałem przyciszony głos za drzwiami.
Moje serce zamarło, kiedy usłyszałem, kto stał za drzwiami. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, dopóki nie przerwałem ciszy drżącym głosem:
- Czy jest ktoś jeszcze z tobą?
- Nie, Wasza Wysokość.
Dwa ostatnie słowa poruszyły mnie. Wyprostowałem się i otworzyłem dziewczynie drzwi. W pierwszej chwili myślałem, że Almina zabrała mi wszystkich, że wymieniła każdego lorda, każdą damę i każdą inną osobę, którą mogłem znać. Jednak teraz stała przede mną córka przyjaciela mojego ojca – lorda Camelotta, moja narzeczona. Nie widziałem jej tak długo. Bardzo się zmieniła od tamtego czasu. Teraz miała na sobie piękną suknię w kolorze morskiej piany. Jej dłonie zakrywały długie, białe rękawiczki, sięgające łokci. Rudawe włosy opadały kaskadami na jej plecy. Mój wzrok powędrował na jej szyję. Czarna wstążka, którą zauważyłem, była idealnie zawiązana. „Czyżby była w żałobie?" pytałem sam siebie. Ona także na mnie patrzyła. Nagle podbiegła do mnie i objęła mnie, rzucając się na moją szyję. Chwilę później odsunęła się i spojrzała w moje oczy. Patrzyłem w jej turkusowe tęczówki. Zanim pojawiła się Almina, zanim świat obiegła plotka o mojej rzekomej śmierci, lord Camelott zaproponował rękę swojej najstarszej córki jako przyszłą królową oraz moją żonę. Zgodziłem się bez żadnego namawiania i negocjacji. Znałem Madeleine od dziecka. Często spędzaliśmy ze sobą czas, dopóki nie musiałem rozpocząć nauk książęcych. Po dłuższej chwili patrzenia na siebie, dziewczyna wyszeptała:
- Myślałam, że nie żyjesz. – Jej oczy zaszły łzami. – Dostaliśmy list o tragedii jaka spotkała rodzinę królewską. Myślałam... - Położyła dłoń na moim policzku. - Tak bardzo tęskniłam.
Moją odpowiedzią był pocałunek. Nasze usta zetknęły się delikatnie w słodkim pocałunku. Wiedziałem, że Madeleine to nie wystarczy. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że mogę już nigdy nie zobaczyć tej wspaniałej kobiety. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny i pełen pasji. Oboje tęskniliśmy za sobą. Poczułem dłoń na moim drugim policzku. Przeszył mnie przyjemny dreszcz i zapomniałem o bożym świecie. Ta chwila sprawiała, że Almina opuściła moją głowę, przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Teraz liczyła się tylko Madeleine i silne uczucie, które powróciło po tylu latach rozłąki. Dziewczyna oderwała się ode mnie, po czym zetknęliśmy się czołami.
- Chodź na dół – powiedziała to takim głosem, jakby mnie o coś błagała. – Oni muszą wiedzieć, muszą poznać prawdę. Proszę cię Amonie. To ty powinieneś zasiadać na tronie, nie ona.
Spojrzała w moje oczy. Wiedziałem, że muszę tam zejść, a spojrzenie mojej narzeczonej spotęgowało to odczucie. Ścisnąłem jej dłoń. Pod palcami wyczułem pierścień i spojrzałem na niego. Nie wierzyłem własnym oczom. Nadal nosiła ten sam szafirowy pierścień, który podarowałem jej na zaręczyny. Podniosłem gwałtownie głowę, by móc na nią spojrzeć uśmiechała się. Jej dłoń wysunęła się z mojej i powędrowała do wstążki przy szyi.
- Nie rób tego. – Zatrzymałem jej rękę. – Poczekaj, aż zejdziemy na to chore przyjęcie na dole.
------------------------
Minęło już dobrych kilkanaście minut. W sali panował szum szeptów, a ja nadal nie odpowiadałam na żadne pytanie skierowane w moją stronę. Jak na moje zawołanie drzwi otworzyły się kolejny raz. Na sali zapanowała głucha cisza. Do środka weszła dziewczyna, która wcześniej opuściła salę. Wpatrywałam się w nią. Na szyi miała czarną wstążkę, co w naszym kraju pokazywało żałobę. Drzwi zamknęły się, a ona stanęła. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej wzrok padł na mnie. Zdrętwiałam. Młoda dama zrobiła kilka kroków w moją stronę. Ludzie usuwali jej się z drogi, aż w końcu między mną a nią pozostał pusty pas. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się całej scenie.
- Nazywam się Madeleine Camelott. – Ludzie rozejrzeli się między sobą. Doskonale wiedzieli, kim była dziewczyna. Ja również wiedziałam. - Przychodzę do Waszej Wysokości z niespodzianką. Myślę, że zaskoczy ona również was lordowie i damy dworu. – Przerwała na chwilę i spojrzała na mnie znacząco. Mimo że była niska, wydawała się potężna i władcza. Taka, jaka powinna być królowa. Czułam, że kurczę się pod jej ciężkim i oskarżycielskim wzrokiem. Po chwili kontynuowała. – Jakiś czas temu każdy z lordów dostał druzgocącą wiadomość dotyczącą śmierci całej rodziny królewskiej. – Moje nogi miękły coraz bardziej. Robiło mi się słabo, ale nadal słuchałam dziewczyny. – Wszyscy uwierzyliśmy nowej królowej, ale czy ktoś sprawdził jej wiarygodność? Okazuje się, że królowa to tak naprawdę potwór! Upozorowała śmierć, aby zasiąść na tronie. A oto osoba, która teraz powinna rządzić naszym krajem. – Dziewczyna wskazała na wrota prowadzące do sali. Moje oczy otworzyły się szerzej, kiedy do pomieszczenia wszedł Amon.
Zapanowało poruszenie. Młody książę podszedł do córki lorda Camelotta i wziął jej rękę. Zacisnęłam usta. Chwilę później melodyjny głos Amona wybrzmiał w pomieszczeniu:
- Większość z was pewnie nie wie kim jestem. Pozwólcie, że się przedstawię. Amon Zefir III Altieri wasz prawowity król. Pewnie zadajecie sobie pytanie jak to się stało. – Na sali nadal panowała cisza. Amon wpatrywał się we mnie ze złością. – Otóż królowa, która stoi przede mną stała się zabójczynią. Nie dość, że pozbawiła życia lorda Oriona, zamordowała także mojego ojca, matkę oraz siostrę. Zabrała mój tron, a mnie uczyniła więźniem, zamykając mnie w tych murach. Co masz na swoją obronę Almino?
Nie odezwałam się. Nie potrafiłam wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku. Moje ciało zostało sparaliżowane przez kilka słów człowieka, którego bym o to nie podejrzewała. Stałam na schodach i patrzyłam na każdą twarz, szukając pomocy. Nawet mój własny brat wydawał się być zły na moje czyny i na mnie.
- Straże proszę odprowadzić królową Alminę do celi. – Głos Amona był spokojny a zarazem stanowczy.
Po chwili poczułam na sobie czyjeś ręce i szarpnięcie do tyłu. Strażnicy zabrali mnie z sali balowej. Szłam bez wyrywania się. Mijałam korytarz za korytarzem i zakręt za zakrętem, aż stanęliśmy przed drzwiami do lochów. Nie odwróciłam się nawet, weszłam na klatkę schodową za pierwszym strażnikiem. Wiedziałam, że kiedy zamkną się za mną drzwi, nie będzie ucieczki.
VII
Nie sądziłem, że kiedyś sam to przed sobą przyznam, ale udało się. Byłem wolny. Odzyskałem swoją pozycję i rolę, którą już dawno powinienem pełnić. Dzisiaj pierwszy raz od wielu dni postanowiłem w końcu przeszukać apartament Alminy. Poszedłem tam sam. Nie chciałem zbędnego towarzystwa. Otworzyłem ciężkie wrota wykonane z drzewa sosnowego. Wszedłem do pokoju. To co tam zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Na ścianie wisiały czarne skrzydła w wielkiej ramie. Moje nogi od razu mnie tam zaprowadziły. Położyłem dłoń na czarnej skórze. Myślałem, że cała pamięć o moich rodzicach przepadła. Teraz wpatrywałem się w ostatnią pamiątkę po ojcu. Jego własne skrzydła rozpięte na całej szerokości ściany. Łzy napłynęły mi do oczu. Po chwili poczułem dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i spojrzałem prosto w oczy mojej narzeczonej.
- Wszystko dobrze? – zapytała jedwabnym głosem, przenosząc dłoń na mój policzek.
- Nigdy nie było lepiej – wymamrotałem i przytuliłem ją do siebie.
Po kilku minutach wyszliśmy z apartamentów byłejkrólowej. Czekało nas wiele pracy. Zaczynając od koronacji i wesela, kończąc naodbudowie tego, co zostało w jakiś sposób zaniedbane przez moją poprzedniczkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro