⚜️Sześćdziesiąt Pięć⚜️
[Michael]
— Czekaj, nie zostajemy tutaj?
— Nie, idziemy na plażę.
— Ale w Atlancie nie ma plaży?
— Racja, jedziemy na plażę w innym stanie.
— Oh.
Bawiłem się kciukami, podczas gdy Ashton wiózł nas na rzeczoną plażę. Nie miałem pojęcia, dlaczego nagle zabierał mnie na plażę, ale domyślałem się, że chodziło o to, by mnie uszczęśliwić, więc nie zamierzałem się kłócić.
Nie koniecznie byłem smutny. Po prostu czułem się trochę... pusty. Nie wiedziałem, w co mam wierzyć. Chciałem ufać Mae, że nic z tego nie było prawdą i że nie zrobiła żadnej z tych okropnych rzeczy, ale jakaś mały naglący cień w mojej głowie krzyczał, że muszę w to uwierzyć. Że Mae nie jest żadną wspaniałą dziewczyną, za którą ją miałem i oczywiście, za to też się obwiniałem.
— Jak długo się tam jedzie? — zapytałem cicho. Ashton mruknął.
— Około godziny i czterdziestu pięciu minut? — odpowiedział, uderzając palcami o kierownicę w rytm piosenki, płynącej z radia. Skinąłem głową i postanowiłem ułożyć się wygodniej.
— Chyba po prostu się trochę zdrzemnę. — Ziewnąłem, zwijając moją bluzę, by użyć jej jako poduszki. Oparłem się o okno. — Nie spałem zbyt długo.
— No to prześpij się, stary. Obudzę cię, kiedy dojedziemy.
Odpłynąłem w ciągu kilku sekund i oczywiście śniłem o niej.
---------------------------------------
Ashton obudził mnie, lekko potrząsając moim ramieniem.
— Huh? — wymamrotałem, wycierając sobie z policzka ślinę.
— Pobudka, śpiąca królewno.
Ziewnąłem i przetarłem oczy, przyglądając się otoczeniu. Zaparkowaliśmy przy ganku budynku, który wyglądał jak domek letniskowy. Ze swojej pozycji nie widziałem zbyt wiele.
— Nie zostajemy w hotelu? — zapytałem zachrypniętym głosem, rozpinając swój pas. Wysiadłem z samochodu, wdychając zasolone powietrze i wyciągając ręce do góry, by się rozciągnąć.
— Uznałem, że w domku będzie trochę więcej prywatności — powiedział, również się przeciągając. Wydąłem wargi i przytaknąłem; ostatnią rzeczą, której teraz potrzebowałem, były kamery i telefony podtykane mi pod nos.
— Czyj to dom? — zapytałem, próbując przez okna dojrzeć środek.
— A, um — zaciął się, przez co przyjrzałem mu się uważnie. — To dom przyjaciółki.
Przytaknąłem ponownie. Szczerze mówiąc, chciałem wracać do domu. Chciałem leżeć we własnym łóżku, oglądać słabe romanse, dąsając się i jedząc zbyt duże ilości lodów. Chciałem przespać niedorzeczne ilości godzin, żeby nie musieć myśleć, tylko być z nią w moich snach.
Ale doceniłem to, co próbował zrobić. Nie chciałem tu być, ale w rzeczywistości, naprawdę poczułem się przez to nieco lepiej.
— Masz ochotę coś zjeść? — zapytał Ash, stając po drugiej stronie samochodu. Wzruszyłem ramionami.
— Chyba przejdę się tam na kilka minut — wskazałem w stronę plaży. — Później wniosę swoje rzeczy.
— Mogę je zanieść — zaoferował, sięgając po moją torbę w bagażniku. Pokręciłem głową.
— Dzięki, ale dam radę.
Zamknąłem drzwi, a Ashotn wymamrotał coś w stylu „jak tam chcesz", kiedy ja zszedłem podjazdem w stronę plaży. Słońce zaczynało zachodzić, sprawiając, że niebo otulało ocean kolorami żółci i pomarańczy.
Wokół nie było prawie nikogo, co wydało mi się naprawdę dziwne. Był tu mężczyzna truchtający wzdłuż plaży i starsza para, która spacerowała, trzymając się za ręce. W oddali widziałem rodzinę blisko linii wody, ojca goniącego za rozchichotanym dzieckiem i matkę, powoli podążającą za nimi z drugim dzieckiem na rękach. Uśmiech zamajaczył na mojej twarzy, kiedy ojciec ostrożnie upuścił na piasek roześmianą dziewczynkę, by ją połaskotać.
Właśnie tego chciałem pewnego dnia.
W momencie, kiedy zauważyłem dziewczynę z długimi, jaskrawoczerwonymi włosami, siedzącą na kocu i wpatrzoną w wodę, moje serce straciło rytm. To była ona. Wiedziałem, że to ona.
— Jasna cholera — zaszemrałem. A więc to była ustawka. Ashton mnie wrobił. Dom należał do Mae; może do jej mamy albo ojca. Kurwa.
Podskoczyła, obracając się, by spojrzeć i natychmiast wstała, kiedy zobaczyła, że to ja.
— Michael — odetchnęła, a ja się skrzywiłem. Jej głos był wystarczający, by mnie złamać.
Na początku pomyślałem, że to nie ona. Zmieniła się. Jej włosy były czerwone i pofalowane, i wyglądały na nieco krótsze, jakby je obcięła. Miała na sobie sukienkę i makijaż zrobiony trochę mocniej niż zazwyczaj. Wyglądała niesamowicie, nie będę kłamał. Ale to nie była ona. Jej zazwyczaj poplątane włosy i czarne obcisłe dżinsy, i koszulki z nazwami zespołów... to była ona. Nie ta dziewczęca wersja, która obecnie stała przede mną.
Stałem tam niezręcznie, kilka stóp od niej, gapiąc się. Czułem jej perfumy; dokładnie te, które tak kochała. Nie wiedziałem, jak się nazywały, ale pachniała przez nie jak kwiaty. Przeniosła ciężar ciała na drugą stopę i oczyściła gardło.
— Jak ci minął lot? — zapytała łamiącym się głosem. Swojemu głosowni też nie ufałem, więc pozostawiłem pytanie bez odpowiedzi. Nerwowo przygryzła wargę i zacisnęła palce na rąbku swojej sukienki. — Jak... jak wam się jechało? — spróbowała ponownie.
Lekko wzruszyłem ramionami. Westchnęła lekko.
— Jak się masz?
— W porządku — skłamałem. Zmarszczyła brmi.
— Wyglądasz jakbyś nie spał od dwóch tygodni — wytknęła. — Masz worki pod oczami i cienie dookoła, do tego wyglądasz jakbyś schudł.
— Dziękuję, Kapitan Oczywista — zaśmiałem się głośno. — Wiem, że wyglądam jak gówno, dzięki. Pięknie ci dziękuję! I wiesz co? Tak też się czuję! Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę nawet jasno myśleć!
Zamknąłem oczy, ściskając mostek nosa. — To takie trudne. Ta sytuacja ssie.
Odsunęła włosy z jednego ramienia, przeczesując je kilkukrotnie palcami. I wtedy właśnie zauważyłem, jak rozedrgane były jej dłonie, i pomyślałem, że być może ona jest równie zdenerwowana, co ja. Jednocześnie wcale nie czułem się nerwowo. Przecież to Mae. Jedyne czego się bałem, to że ją stracę.
— Nie czuje się pewny — zacząłem, mocno wciskając dłonie do kieszeni spodni. — Nie lubię siebie. Zachowuję się ufnie, ale tak naprawdę boję się, że nigdy nie jestem wystarczająco dobry. Stale mam w głowie głos, który wrzeszczy na mnie, że nie jestem wystarczająco dobry i nigdy nie będę.
Mae patrzy na mnie swoimi dużymi, sarnimi oczami z mieszanką zaciekawienia i czułości. To spojrzenie, które zawsze mi poświęca i które tak bardzo pokochałem.
— Jak mam spojrzeć na dziewczynę, którą kocham i wmówić sobie, że to czas, by odejść?
Posłała mi dziwne spojrzenie. — Czy ty właśnie zacytowałeś I że cię nie opuszczę?
— Uh... — Potarłem kark ręką. — Ostatnio oglądałem sporo filmów od Nicholasa Sparksa.
— To nawet nie jest film Sparksa. — Zachichotała. Uśmiechnąłem się.
— Tęsknię za tobą — wypaliłem. Mały uśmiech pojawił się na jej ustach.
— Też za tobą tęsknię — odpowiedziała. Przesunąłem stopą piasek.
— Dlaczego to zrobiłaś? — Szepnąłem. Westchnęła i oczyściła gardło.
— Usiądziesz? — Wskazała na kremowy koc, na którym poprzednio siedziała.
— Mogę stać — odmówiłem. Uroczo przechyliła głowę na bok.
— Proszę — odpowiedziała miękko. Oplotła moje ramię swoją małą dłonią, a przez moje ciało przeszła fala gorąca dzięki jej dotykowi. Nie przegapiłem też małego sapnięcia, które wydobyło się z jej ust. Pociągnęła mnie delikatnie w dół, aż oboje siedzieliśmy. Wtedy wyciągnęła przed siebie blade nogi.
— Kocham tę plażę — powiedziała, ale nie byłem nawet pewny, czy w ogóle mówi do mnie. — Będąc tutaj, czuję się jak zupełnie inna osoba, z nogami zakopanymi w piasku i skóra nasączoną słońcem.
Przyglądałem się Mae, kiedy mówiła, ale dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie miała na sobie okularów.
— Nie nosisz okularów — wypaliłem idiotycznie, jakby o tym nie wiedziała. Wyszczerzyła do mnie zęby w uśmiechu, po czym znowu odwróciła się do oceanu przed nami.
— Próbuję nowych rzeczy — zanuciła. Byłem zaskoczony tym, jak spokojna była w takim momencie. Nasz związek wisiał na włosku, a ona cały czas się uśmiechała. Co dziwne, ja też.
— Wyglądasz lepiej w okularach. I w obcisłych dżinsach i koszulkach zespołów. Nie mówię, że teraz nie wyglądasz świetnie, bo, kurwa, wyglądasz pięknie, a ja teraz gadam głupoty, więc już się zamykam.
Zaśmiała się lekko. — Dzięki.
— Więc...
— Chyba powinnam ci powiedzieć, o co w tym chodzi. — Skrzywiła się, opierając na dłoniach. Pozostałem cicho, nie widząc, co odpowiedzieć.
— Nigdy cię nie okłamałam, Michael — zaczęła, a później parsknęła nerwowym śmiechem. — Boże, samo to zdanie było kłamstwem. Okłamałam cię kiedy się spotkaliśmy. Na pewno pamiętasz.
Spojrzałem w dół na własne kolana. Oczywiście, że pamiętałem.
— Ale ten artykuł? To były bzdury — prychnęła. — Po prostu gówno prawda. Chcesz poznać prawdziwą historię? Przyszedł do mnie którejś nocy. Przyznaję, że tak było. Chciał do mnie wrócić. Ale w momencie kiedy powiedziałam, że cię kocham i że jestem z tobą, stracił swoje opanowane.
Wchłaniałem informacje, które mi przekazywała. Część mnie nie chciała jej uwierzyć. Ta sama części, która ciągle mówiła, że nie jestem wystarczająco dobry. Ta część, która nie wierzyła, że zasługuję na szczęście i miłość.
Ale inna część mnie, ta większa, nie pozwoliła mi oderwać wzroku od jej ust, kiedy mówiła, kiedy wpatrywała się zmartwiona w ziemię, a między jej brwiami pojawiała się mała linia. Ta część mnie nie pozwoliła mi nie zauważyć, jak jej palce cały czas delikatnie ocierają się o moje i że samo to sprawiało, że czułem jak w moim żołądku podrywa się do szczęśliwego lotu stado motyli.
— Nikogo u mnie nie było, ani nie byłam pijana. — Przewróciła oczami. — Nigdy go nie zdradziłam, i do cholery – on nawet nigdy mi się nie oświadczył.
Tak wiele rzeczy przewijało się jednocześnie przez mój umysł. Zbyt wiele, jeśli mam być szczery. Usiadła prosto i ponownie przeczesała dłonią włosy. Sięgnęła w prawo, w miejsce którego nie widziałem, i wyciągnęła stamtąd coś na kształt sporej książki.
— Zrobienie tego zajęło mi 3 dni — powiedziała, podając mi przedmiot. Ułożyłem książkę na kolanach, przesuwając dłonią po wierzchu. Okładka była biała z przyklejonym okienkiem na środku, na którym widniał cytat.
— Kiedy cię spotkałam, w najciemniejszym zakamarkach mojego umysłu, zakwitły kwiaty — przeczytałem na głos.
— Otwórz — zachęciła mnie. Spojrzałem na nią dużymi oczami, a ona posłała mi lekki, nerwowy uśmiech.
Kiedy otworzyłem okładkę, zrozumiałem, że to był album. I był wypełniony.
Każda strona to było albo nasze wspólne zdjęcie z jakimś soczystym cytatem, albo mój tweet, który sprawił, że się uśmiechała w trudnych momentach. To była najbardziej łzawa i ckliwa rzecz, jaką widziałem w swoim życiu, może oprócz talii kart, którą mi dała, ale, kurwa, miałem przez to na twarzy ogromny uśmiech.
— Przesadziłam? — zapytała, spoglądając na mnie niepewnie. — Chciałam dla ciebie zrobić coś, składającego się z rzeczy, które wiele dla mnie znaczą i pomyślałam, że to będzie miłe przypomnienie o tym, jak bardzo cię kocham. Luke powiedział, że to zbyt ckliwe, ale...
Przerwałem jej, biorąc w dłonie jej twarz i przyciskając swoje usta do jej. Czułem jak uśmiecha się przez pocałunek i sam zrobiłem to samo.
Zawsze myślałem, że Australia jest moim domem. Razem z moją mamą i tatą, i psem, w moim pokoju wypełnionymi dźwiękami All Time Low i grą w GTA. Ale to, to był dla mnie inny dom. Ten, dzięki któremu mój umysł czuł się spokojny. Ten, w którym wszystkie moje zmartwienia znikały.
Rozdzieliliśmy się, a ona ujęła mój policzek w dłoń, delikatnie przesuwając po nim kciukiem.
— Jesteś wystarczający. Jesteś więcej niż wystarczający i nie chcę, żebyś kiedykolwiek czuł się inaczej.
Uśmiechała się do mnie. Uśmiechem który mówił „kurewsko cię kocham i niech to cholera, ale chcę z tobą spędzić resztę życia". Zaplotła ze sobą nasze małe palce, a ja spojrzałem na nią.
— Utknąłeś ze mną, Michael.
— Nie mam nic przeciwko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro