⚜️Sześćdziesiąt Jeden⚜️
Tik.
Tak.
Tik.
Tak.
Tik.
Dmuchnęłam w górę, by zdmuchnąć kosmyk włosów z oczu, a brodę oparłam na dłoni, paznokciami drugiej stukając w blat. Była 20:53, co znaczyło, że cukiernia powinna zostać zamknięta za siedem minut. W środku nie było ani jednego klienta, ale Tammy nie pozwoliła mi zamknąć wcześniej. Oparłam czoło o kontuar.
— Ciężki dzień? — zapytał Levi, wycierając dłonie w swój fartuch. Na moich ustach pojawił się przebiegły uśmiech.
— Tak — westchnęłam, stając prosto. — Musiałam przebywać z tobą całe osiem godzin.
Położył dłoń w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. — Twoje słowa, Mae, bardzo mnie ranią.
— Nieważne, po prostu dokończ mycie tych misek, żebyśmy mogli wyjść o dziewiątej — wygoniłam go. Posłał mi spojrzenie, jakby w myślach już przeprowadzał ze mną kłótnię, więc wystawiłam mu język. Podniósł kilka misek o różnej wielkości i wrzucił je do spienionej wody.
— Więc... — zaczął, na co jęknęłam głośno, od razu wiedząc, do czego zmierza.
— Nie.
— Co?
— Nie — powtórzyłam.
Levi zmarszczył na mnie brwi. Od „incydentu z Dylanem" minęło już kilka dni. Następnego dnia po tym zdarzeniu, miałam małą naradę przez telefon z Kat i Levim, wtajemniczając ich w szczegóły, włączając w to uderzenie Dylana w szczękę (nie byłam agresywną osobą ani nic w tym rodzaju, więc była to dla nich ogromna niespodzianka, że się do tego posunęłam).
— Skąd wiesz, co chciałem powiedzieć? — Domagał się odpowiedzi, zerkając na mnie kątem oka. Ja też spojrzałam na niego.
— Za dobrze cię znam. Więc nie, nie rozmawiałam z nim.
— Czemu nie?
— Bo to dupek — orzekłam śmiertelnie poważnie.
— Stalkowałem go wczoraj wieczorem na Facebooku — zdradził mi, zdejmując fartuch. — Naprawdę jest gorący. Szkoda, że taka z niego pizda.
Skrzywiłam się. — Serio?
Levi wzruszył ramionami. — Chcesz obejrzeć jakiś film?
— Jasne. Niedawno wyszedł nowy Więzień Labiryntu, musimy obejrzeć.
— Zgoda.
---------
Take me away, dry my eyes, bring color to my skies, my sweet little pill.
Bujałam się w rytm piosenki Troye'a Sivana z włosami owiniętymi w ręcznik i w piżamie. Było nieco po północy, a ja wróciłam do domu zaledwie około pół godziny temu. Po filmie zatrzymaliśmy się z Levim w McDonaldzie, by kupić sobie trochę niezdrowego jedzenia na pocieszenie. Później rozmawialiśmy przed dłuższy czas o przeszłości Leviego i o tym, jak zmarł jego tata, kiedy miał dwanaście lat, a także o wielu innych sprawach, które wpędziły go w spiralę ciemności.
Odetchnęłam głęboko, opadając na łóżko. Gapiłam się na sufit, myśląc o tym, że Michael nie napisał do mnie od rana. Podniosłam telefon, przeglądając wiadomości, które wysyłałam do niego w ciągu dnia.
Michael ♥ (11:30): kurwa, jestem strasznie zmęczony
Mae (11:32): dobrą rzeczą w tym, że trasa się skończyła, jest to, że w końcu możesz nadrobić spanie
Mae (11:56): nie chce mi się iść do pracy ratuuuunku
Mae (14:13): śpisz?
Mae (14:13): nie śPiSz?
Mae (17:48): jakaś starsza pani właśnie przyszła do nas i zamówiła 250 babeczek, zastrzel mnie
Mae (20:21): heeej głupku, poświęć mi trochę swojej uwagi
Westchnęłam i skrzywiłam się przez ilość niebieskich dymków z wiadomościami, które znajdowały się tylko po mojej stronie. Może stałam się za dużą przylepą. Jęknęłam i odsunęłam od siebie tę negatywną myśl, zwłaszcza że Michael zazwyczaj też wysyła mi mnóstwo wiadomości, jeśli odpisanie zajmuje mi za długo (kiedyś wysłał mi dosłownie 32 wiadomości za jednym razem).
Mae (00:54): dobranoc, kocham cię
Odrzuciłam telefon na bok i usiadłam, by odwiązać z głowy ręcznik. Przeczesałam włosy palcami, rozplątując skołtunione kosmyki. Prawie wyskoczyłam ze skóry, kiedy usłyszałam głośne walenie, odbijające się echem po całym domu. Ktoś pukał w drzwi wejściowe.
— Przysięgam na Boga, jeśli to ten kutas... — mamrotałam, zbiegając po schodach. Walenie nie ustawało, a ja zaczęłam słyszeć z zewnątrz słabe odgłosy płaczu. Zmarszczyłam brwi, wyglądając przez okienko, a następnie odblokowałam drzwi i otworzyłam je szeroko.
— Levi? — powiedziałam głośno. Jego blada twarz była rozświetlona światłami ganku. Łzy spływały po jego policzkach, a ja stałam tam oniemiała.
— M-mae — zapłakał, rzucając mi się w ramiona. Jego ręce oplotły mnie mocno, więc przytulałam go w progu mojego domu, co jakiś czas głaskając go po plecach, podczas gdy on wypłakiwał się na moim ramieniu.
— Hej, hej... csiiii... — zagruchałam miękko. — Chodź, wejdźmy do środka.
Zaprowadziłam mojego rozhisteryzowanego przyrodniego brata do salonu, dziękując w duchu za to, że mama miała tego dnia w szpitalu nocną zmianę. Usadziłam nas na kanapie, pozwalając Leviemu prawie położyć się na moich kolanach. Zanurzyłam się w swoich myślach, próbując wymyślić, co mogło go aż tak zasmucić, ale nie śmiałam go jeszcze zapytać. Jeśli wyciągnęłam cokolwiek z przeszłości, to żeby zaczekać, aż ktoś się uspokoi, nim spróbuję z nim porozmawiać.
Cały czas przeczesywałam mu włosy palcami, nucąc cicho Coming Down od Halsey, bo wiedziałam, że obecnie to jego ulubiona piosenka. Co zaskakujące, uspokoił się w ciągu kilku minut, jedynie co jakiś czas pociągając nosem. Otarł nos i oczy, po czym usiadł i mocno oparł się o poduszki.
— Przepraszam. — To była pierwsza rzecz, którą powiedział. Powstrzymałam potrzebę skrzywienia się.
— Nie masz za co — powiedziałam miękko, ujmując jego dłoń i ściskając ją lekko. Uśmiechnął się do mnie słabo.
— Jestem w rozsypce — zaśmiał się, ocierając kilka kolejnych łez i znowu pociągając nosem.
— Czasem tak po prostu bywa i to też w porządku — wymamrotałam.
Nie odpowiedział, zamiast tego wpatrując się pusto w podłogę.
— Chcesz mi opowiedzieć, czemu jesteś w rozsypce? — zapytałam, spoglądając na niego. Również na mnie spojrzał, a potem na nasze złączone dłonie.
— Powiedziałem tacie i mojej mamie, że jestem gejem — wykrztusił, a łzy znowu pojawiły się w jego oczach.
— A oni zwariowali — dokończyłam cicho. Nietrudno było się tego domyślić w tamtym momencie. Mój ojciec zawsze emanował czymś takim — taką oceniającą aurą. Najwyraźniej Tammy była taka sama.
— Tak — zapłakał, chowając twarz w dłoniach. Pogłaskałam go po ramieniu, kojącym gestem.
— Chcesz dziś tu zostać? — zapytałam go, na co od razu przytaknął.
— Poproszę.
Skierowaliśmy się do mojego pokoju i wspięliśmy na łóżko, kładąc się twarzami do siebie.
— Dziękuję — powiedział słabo, zakopując się w kołdrze.
— Nic nie zrobiłam.
— Nie musiałaś. Twoja aura szczęścia wystarczyła, by mnie trochę odprężyć.
— Cieszę się, że mogłam pomóc — wyszczerzyłam się do niego, a on w odpowiedzi uśmiechnął się do mnie.
— Nie jest to dla ciebie dziwne? — zapytał, wskazując oczami przestrzeń między nami, leżącymi w tym samym łóżku. Wydęłam wargi.
— Nie bardzo — zadecydowałam. Kiwnął głową i obrócił się do mnie plecami.
— Dobranoc, Mae.
— Dobranoc, Levi.
----
Obudziło mnie mocne potrząsanie za ramiona. Gwałtowne otworzyłam oczy, przyzwyczajając się do ciemności. Usiadłam, zrzucając z siebie osobę, która mnie obudziła. Załączyłam światło i założyłam na nos okulary. Zegarek wskazywał 4:06.
— Mae!
— Kurwa, co?!
Levi siedział obok mnie, przygryzając nerwowo swoją dolną wargę i wyglądając na lekko wystraszonego.
— Wybacz, nie lubię być budzona — westchnęłam, uciskając sobie mostek nosa. — Co się stało?
— Powinnaś to zobaczyć... — Podał mi swój telefon, na którym wyświetlał się jakiś artykuł.
Jego pierwsza linijka?
Mae Robins zdradza!
— Co jest, kurwa?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro