⚜️Sześćdziesiąt Cztery⚜️
Problem ze smutkiem jest taki, że on wymaga, by go poczuć. Pali i kłuje, i zmusza cię, by go zauważyć. Trochę jak... popularne dziewczyny w szkole, dla lepszego wyobrażenia. Siedzi w tobie gdzieś głęboko, w sercu, w skrętach włosów i palcach u stóp i nalega, by o nim pamiętać. Wydaje mi się, że nigdy nie pamiętałam szczęśliwych momentów równie dobrze, co smutnych. Może powinnam zacząć te szczęśliwe chwile przylepiać na karteczkach do ścian, żeby już o nich nie zapominać.
Znacie to uczucie, kiedy zostajecie porzuceni, wszystko odbieracie inaczej i czujecie się, jakby cały świat się na was walił, i jesteście na tyle zdesperowani, że zrobilibyście wszystko, by poczuć się lepiej? Możesz pogrążyć się w alkoholu, albo w spaniu z czymkolwiek, co ma puls – jak w tej złotej myśli: „najlepszym sposobem, by się z kogoś wyleczyć, jest znalezienie się pod kimś innym" – czy coś w tym stylu. Lubię myśleć, że w większości przypadków, dziewczyny robią sobie „przemiany", jak zmiana sposobu ubierania albo fryzury, albo ogólnie sposobu zachowania, wiecie?
Może podobała mu się twoja obsesja na punkcie porwanych dżinsów, albo to jak twoje włosy spływały elegancko aż do talii, jakbyś była jakąś pieprzoną Roszpunką. Może lubił to, że musiałaś powąchać każdą jedną próbkę zapachu świeczek lub perfum w Bath & Body Works, albo sposób, w jaki układałaś swoje ubrania pod kolor, więc teraz wrzucasz je wszystkie na dno szafy i twierdzisz, że to koniec.
Nie twierdzę, że zostałam rzucona, ale wiecie, o co mi chodzi.
Sprawa nie wyglądała dobrze, a ja nie byłam smutna. Z jakiegoś powodu, nie czułam smutku. Pamiętam, że kiedy Dylan i ja zerwaliśmy, mimo że to ja to skończyłam, bo był tak wielkim dupkiem, i tak czułam się okropnie nieszczęśliwa. Długo płakałam i byłam święcie przekonana, że już nigdy nie będę szczęśliwa. Pamiętam, jak ciągle starałam się przemienić w to, co lubił. Podobałam mu się w krótkich włosach, więc często je obcinałam. Lubił to, jak zorganizowana byłam, a ja po naszym zerwaniu stałam się z lekka chaotyczna. Sama stałam się bałaganem. Tym razem jednak czułam się silna. Ani razu nie pomyślałam, że mój plan się nie powiedzie i stracę Michaela na dobre. Wierzyłam w siebie, w nas. Jednakże tylko na tyle starczyło mi pewności siebie.
Przyklejając ostatni skrawek papieru do książki, uśmiechnęłam się. Po obejrzeniu mojej pracy i upewnieniu się, że nie popełniłam żadnego błędu, zamknęłam ją i na razie odłożyłam na bok. Spojrzałam na oprawione zdjęcie Michaela i mnie, które znajdowało się na moim biurku, i delikatny uśmiech wkradł się na moje usta. Minął tydzień od kiedy ze mną rozmawiał i cholernie za nim tęskniłam, ale pogodziłam się z faktem, że muszę dać mu trochę przestrzeni. Zajęłam się pracą i innymi projektami przez cały tydzień, żeby nie wpaść w kompletny dołek.
Mój telefon piknął.
Ash: zaraz wsiadamy do samolotu do 'lanty, bejbee!!!!
Mae: nigdy więcej tak nie pisz
Ash: siedź cicho i ciesz się że plan działa
Mae: strasznie cię kocham
Ash: powinniśmy wylądować za jakieś 4 godziny
Mae: denerwuję się
Ash: wszystko będzie dobrze, mae
Mae: oby, bo nie mam planu zapasowego
Ash: muszę iść, tryb samolotowy uruchomiony
Mae: bezpiecznego lotu x
Ash: tobie też x
Ash: czekaj, ty nigdzie nie lecisz, nieważne
Ash: chodziło mi o bezpieczną jazdę
Mae: przymknij się i po prostu dotrzyjcie tu w jednym kawałku
Przewróciłam oczami i odłożyłam telefon, zdmuchując kilka pasemek włosów z twarzy. Modlę się, żeby to wyszło, bo nie wiem, co zrobię, jeśli nie.
Ponieważ nigdy nie grzeszyłam cierpliwością, postanowiłam zacząć się szykować. Miałam dobre 5-6 godzin aż wylądują w Atlancie, a później przyjadą na plażę Myrtle. Skierowałam się do łazienki, rozkładając na podłodze ręcznik zaraz po wejściu. Chwyciłam nożyczki do włosów, by przyciąć sobie trochę rozdwojonych końcówek. Chyba nie muszę mówić, że straciłam przez to około 3 cale włosów. Następnie otworzyłam opakowanie farby do włosów, rozmieszałam ją i zaczęłam nakładać na swoje blond włosy.
Po godzinie wypłukałam włosy, odsłaniając ich nowy kolor. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze. Pozwalając, by wyschły same, szybko zaplotłam je w warkocze, by nie wchodziły mi do oczu, kiedy będę się ubierać. Przez głowę wciągnęłam na siebie kwiecistą sukienkę i wygładziłam ją. Mama kupiła mi tę sukienkę na wesele, na które szła niemal 2 lata temu, ciągnąc mnie ze sobą, a od tamtego momentu nie miałam jej na sobie ani razu. Była ładna, wykończona białą koronką – po prostu nie w moim stylu. Wciągnęłam brzuch, patrząc na siebie w lustrze. Skrzywiłam się, po czym wypuściłam powietrze i zaśmiałam się.
— Sama bym siebie przeleciała — powiedziałam do siebie, wygładzając przód sukienki jeszcze raz. — No, może z odrobiną makijażu.
Nakładając primer na oko, umalowałam powiekę na delikatny beżowy kolor. Następnie podkreśliłam oko eyelinerem, kończąc małą jaskółką. Wtedy też zadzwonił dzwonek do drzwi. Westchnęłam głośno, ale założyłam okulary i potruchtałam na dół po schodach.
— Kto tam? — krzyknęłam przez drzwi, wsłuchując się w odpowiedź.
— Levi.
Odblokowałam drzwi i otworzyłam je szeroko. Naprzeciwko mnie stał Levi z rozciętą wargą i podbitym okiem.
— Co ci się do cholery stało? — krzyknęłam. Włosy miał wzburzone, ciuchy zakurzone, a z knykci nadal sączyła się krew.
— Lepszym pytaniem jest: co stało się tobie? — odpowiedział, wskazując na moje pomalowane oko.
— Co? Oh, byłam w trakcie robienia sobie makijażu — wymamrotałam, odwracając się. Odsunęłam się od drzwi i pokierowałam w stronę kuchni. Levi powoli poszedł za mną, krzywiąc się z bólu.
— No i? — zapytałam, szukając w szafce środka odkażającego i opatrunków.
— No i? — spapugował, wskakując na szafkę. Rzuciłam mu spojrzenie, polewając papierowy ręcznik spirytusem. — Okej, dobra. Wdałem się w bójkę — przyznał szybko. Przycisnęłam materiał do jego knykci, przez co syknął z bólu, wyrywając rękę.
— Stój — powiedziałam, przyciągając z powrotem jego rękę. — Dlaczego się biłeś?
— Uh. — Wolną ręką potarł nerwowo kark. — Bo byłem zły na tę osobę?
— A kimże jest ta osoba? Błagam, powiedz mi, że nie biłeś się z tatą — jęknęłam.
— Nie, Boże nie. Nawet go nie widziałem od tamtego wieczoru — odpowiedział, przygryzając wargę. Ja tymczasem owinęłam jego kostki bandażem.
— No więc z kim? — zapytałam, piorunując go wzrokiem. Odkaszlnął i wymamrotał coś jednocześnie, na co jedynie uniosłam brew.
— Zechciałbyś spróbować jeszcze raz? — Dłonie położyłam sobie na biodrach. Levi patrzył na coś ponad moją głową, wydymając wargi.
— Musisz być tak cholernie wścibska? — zaczął narzekać.
— Co proszę? — prychnęłam, odsuwając się o krok.
— Nie musisz wiedzieć absolutnie wszystkiego — odpyskował, zeskakując z blatu, by nade mną górować.
— Wynoś się stąd — odwarknęłam, wskazując mu drzwi. Levi ruszył w stronę drzwi, otworzył je z rozmachem, a następnie zatrzasnął za sobą. Odetchnęłam ciężko i oparłam się o kontuar. Nagle drzwi otworzyły się ponownie i do kuchni wparował Levi.
— Okej, jebać, wygrałaś. To był Dylan.
— Żartujesz sobie?! — krzyknęłam, wyrzucając do góry dłonie. — Co do diabła, Levi!
— Byłem wściekły! Nie powinien mówić o tobie tych wszystkich gównianych rzeczy! — próbował się bronić.
— Co nie znaczy, że możesz go bić! Mój Boże, on może to zgłosić na policję!
Levi przewrócił oczami. — Bardzo wątpię, że zrobi to po naszym spotkaniu.
— Jezu Chryste, nie mam na to czasu — nachmurzyłam się.
— Nie potrafię brać cię na poważnie z jednym okiem czarnym, a drugim normalnym — zachichotał.
— Nie jest czarne — skrzywiłam się. — To znaczy jest, ale to tylko eyeliner. Skrzydełko.
— Skrzydełko? Zamierzasz gdzieś lecieć?
— Nie — znowu spiorunowałam go wzrokiem. — Ale obetnę ci pewną ważną część ciała tym ostro zakończonym skrzydełkiem.
— Dobra, dobra. — Uniósł dłonie do góry w geście kapitulacji. — Nadal się złościsz?
— Jasne, że tak. — Westchnęłam ciężko, uciskając mostek nosa. — Ale naprawdę nie mam na to teraz czasu. Dzięki, że się za mną wstawiasz, ale kurwa, Levi zostaw już tę sprawę w spokoju.
— Dobra. Ale mówię to tylko dlatego, że to oko naprawdę kurewsko boli — jęczał.
Obróciłam się na pięcie, wyjęłam z zamrażarki opakowanie lodu i rzuciłam do niego. — Czy teraz już mogę iść dokończyć makijaż?
— O Boże, będzie tego więcej? — sapnął.
— Dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś nigdy nie widział mnie w makijażu?
— Malowałaś włosy? — zapytał nagle. Wyszczerzyłam zęby.
— Nie, nic a nic.
-------------------------------------------------
Po tym jak skończyłam makijaż i układanie włosów — które dzięki warkoczowi układały się w delikatne fale — wyruszyłam w dwugodzinną podróż, zahaczając po drodze o sklep. W końcu zaparkowałam przed domkiem na plaży należącym do taty. Byłam o godzinę za wcześnie, ale w żołądku czułam związany supeł, więc lepiej, że byłam tam zawczasu, żeby się mentalnie przygotować. Przez dobre 15 minut krążyłam po domu, po czym w końcu zdecydowałam się zrobić łatwy dip do kurczaka buffalo, tak jak sobie zaplanowałam. Kiedy skończyłam, pozostało mi tylko siedzenie jak na szpilkach w oczekiwaniu.
Ash: będziemy tam o 5
Wzięłam jeden drżący oddech i zapakowałam całe przygotowane jedzenie, a także prześcieradło i, oczywiście, książkę. Zostawiając moje buty na frontowym tarasie, powoli zbliżyłam się do brzegu. O dziwo było tu prawie pusto, jedynie garstka ludzi przyszła pospacerować. Odstawiłam wszystko i usiadłam na prześcieradle, zatapiając stopy w piasku. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko, czekając.
— Jasna cholera — usłyszałam zza siebie kilka minut później.
Szybko podniosłam się, otrzepując sukienkę z piachu, z mocno bijącym sercem.
To już. Czas odzyskać mojego chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro