⚜️ Pięćdziesiąt Osiem ⚜️
— Zobaczymy się niedługo, obiecuję — wyszeptał do mnie Michael, trzymając moją twarz w swoich dłoniach i czoło przyciśnięte do mojego. Dłonie zamknęłam wokół jego nadgarstków — no... tak naprawdę to jednego nadgarstka, bo nosił tak dużo bransoletek — i przeżywałam ciężki czas, wiedząc, że zaraz muszę go puścić.
Pocałował mnie w nieumalowaną powiekę. Była siódma rano, a ja nie miałam na sobie makijażu ani nawet okularów, bo Michael przypadkowo je złamał podczas naszych porannych wygłupów (próbowaliśmy sprawdzić, które z nas zmieści się do jego walizki, chociaż w zamyśle to ja się chciałam do niej wcisnąć, bo tak bardzo nie chciałam, żeby wyjeżdżał, a skończyliśmy tę zabawę, siłując się na podłodze; wygrałam, jeśli chcecie wiedzieć). Następny w kolejności do całowania był czubek mojego nosa i wreszcie usta. Głosy wokół nas zblakły do niskiego szmeru, a ja pozwoliłam sobie na zatopienie się w tym momencie.
Delikatne westchnięcie opuściło moje usta, kiedy się odsunął.
— Dziękuję za tą niespodziankę — wymamrotał, a ja się do niego uśmiechnęłam.
— Szkoda, że nie widziałeś swojej twarzy, kiedy dostrzegłeś mnie na publiczności — zachichotałam. Przewrócił oczami i zarzucił sobie torbę na ramię.
— Jestem pewny, że ktoś ma to nagrane.
— Super, właśnie tego wszyscy potrzebowaliśmy. — Przewróciłam sarkastycznie oczami.
— To nic. — Michael wzruszył ramionami. — Nas to nie obchodzi, ale zarząd będzie marudził.
Mruknęłam coś w odpowiedzi, kiedy znowu przyciągnął mnie do siebie, przyciskając swoje usta do mojego czoła. Odetchnął głęboko, jakby próbował zapamiętać mój zapach.
W końcu pożegnaliśmy się ze sobą, a chłopcy odjechali swoim tour busem, zmierzając do następnego miasta. Wszyscy westchnęliśmy.
— Musieliście się nieźle wczoraj nieźle bawić. — Kat dźgnęła mnie łokciem w żebra, a ja walnęłam ją w ramię. Levi zgiął się ze śmiechu,
— Bo byliście naprawdę głośno — dokuczała mi Bryana, zakrywając usta. Moja twarz stała się gorąca, więc naciągnęłam kaptur na głowę i twarz.
— Wdaliśmy się w ognistą sprzeczkę — powiedziałam słabo, a wszyscy wybuchli jeszcze większym śmiechem. Arzaylea przyciągnęła mnie do uścisku, przytulając mnie. Również uścisnęłam jej drobną sylwetkę.
— Cudownie było cię spotkać, Mae — powiedziała, uśmiechając się do mnie. Przez chwilę poczułam się niepewnie, stojąc obok tej czwórki pięknych osób, podczas gdy ja wyglądałam jak ziemniak, ale potem uśmiechnęłam się, przypominając sobie, że nie wybrali mnie z powodu mojego wyglądu.
— Ciebie też — odpowiedziałam, ściskając ją raz jeszcze. Razem z dziewczynami byłyśmy wcześniej na wspólnym śniadaniu, decydując, że powinnyśmy się lepiej poznać. Wydawało się, że Kat złapała dobry kontakt z nimi obiema, co bardzo mnie cieszyło. Obie dziewczyny były kochane i chyba nie przesadziłabym, mówiąc, że mam dwie nowe przyjaciółki.
Następnie przytuliła mnie Bryana. — Mimo że was pokochałam, bardziej kocham moje łóżko.
— Ja tak samo — wyszeptała Arzaylea, a ja posłałam jej uśmiech i przewróciłam oczami.
— Dobra, dobra, wracajcie do LA. — Odsunęłam je od siebie delikatnie, machając, kiedy szły w stronę taksówki, czekającej, by zawieźć je na lot powrotny do domu.
— Już za nimi tęsknię — naburmuszyła się kat, na co znowu przewróciłam oczami. — Stwierdzam, że to był najlepszy wczesny prezent na urodziny, jaki kiedykolwiek dostałam.
— Możemy też już wracać do domu? W sumie się z nimi zgadzam. Tęsknię za moim łóżkiem — jęczał Levi.
— Tak, za bardzo bolą mnie nogi, żeby stać tak długo — westchnęłam, w odpowiedzi otrzymując kilka „fuj".
----
Kiedy w końcu dotarłam do domu, była prawie dziesiąta rano. Od razu skierowałam się do pokoju mamy, wiedząc, że czwartki zawsze ma wolne od pracy, i rzuciłam się obok niej na łóżko. Czułam się, jakbym nie widziała jej od lat i bardzo za nią tęskniłam. Nie spała, ale nadal była ubrana w piżamę, czytając jakąś książkę, nazwaną "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus". Odłożyła książkę na bok i zdjęła okulary.
— Witaj, nieznajoma. — Uśmiechnęła się, w kącikach jej ciemnoniebieskich oczach utworzyły się małe zmarszczki, dokładnie tak samo jak to działo się u mnie.
— Hej — odetchnęłam zadowolona, przytulając twarz do jej kołdry.
— Jak było na koncercie?
Podniosłam się na łokciach, opierając policzki na dłoniach.
— Było zabawnie. Chłopcy świetnie sobie radzą, są naprawdę niesamowici.
— Szkoda, że nie mogłam pojechać — westchnęła, przez co zachichotałam.
— Na pewno by ci się spodobało.
— Lubię tę ich piosenkę, jak ona się nazywała?
— She's Kinda Hot — przypomniałam jej.
— Właśnie! „They say we're losers and we're alright with that".
Zaśmiałam się, a kiedy przestałam, uśmiech nadal majaczył na moich ustach na myśl o wczorajszych wydarzeniach. Postanowiłam nie mówić mamie o wczorajszej nocy, nie dlatego, że by jej odbiło, ale dlatego, że to sprawa prywatna. Wiem, że by jej to nie przeszkadzało, dopóki byłam bezpieczna, a byłam. A skoro o wilku mowa, zapisałam sobie w myślach, żeby nie zapomnieć o dzisiejszej tabletce.
— Możemy sobie zrobić dzień mamy z córką? — zapytałam, siadając obok niej i opierając głowę na jej ramieniu. Poklepała mnie po policzku.
— Jasne. Myślisz o czymś konkretnym?
Wzruszyłam ramionami. — Może mogłybyśmy coś upiec? Kat ma juto urodziny, więc możemy jej upiec tort czy coś.
— Taki tęczowy? — Mama wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a przewrotny błysk zalśnił w jej oczach, kiedy podnosiła się z łóżka, by od razu skierować się do kuchni. Pośpieszyłam za nią.
— Czekaj! Najbardziej lubi sernik!
— No i? — zapytała, obracając się tak nagle, że aż na nią wpadłam.
— Myślisz, że uda nam się zrobić tęczowy sernik? — zapytałam.
— Chyba nie myślisz, że umiejętności piekarskie odziedziczyłaś po ojcu? — uśmiechnęła się i podeszła do lodówki. Ona wyciągała potrzebne składniki, więc ja zajęłam się miskami i przyrządami, żebyśmy mogły zacząć pieczenie.
----
— Możliwe, że nie odziedziczyłaś tych umiejętności też ode mnie...
Razem z mamą, przyglądałyśmy się brązowej powierzchni sernikowego tortu, który próbowałyśmy zrobić. Wyglądało na to, że kolory jakimś sposobem połączyły się ze sobą, przez co sernik przybrał brzydki, zielono-brązowy kolor. Skrzywiłam się.
— Cholera — sapnęłam, opierając się o blat. — Co teraz?
Mama nie odpowiedziała, ale kiedy podniosłam na nią wzrok, zobaczyłam tylko kawałek sera lecący w stronę mojej twarzy.
— Aaaa! — krzyknęłam, słysząc śmiech mamy. — Mamo!
— Ups — chichotała, kiedy ja rzuciłam w nią jajkiem, patrząc z zadowoleniem, jak rozbija się na jej brzuchu.
— Ej! — śmiała się, sięgając po kolejny kawałek kremowego sera. Oderwała kolejną porcję i rzuciła nią we mnie. Uderzyło mnie w ramię, bo ruszyłam się, by go uniknąć. Pisnęłam, chwytając ten obrzydliwie brzydki sernik, który zrobiłyśmy i rzuciłam nim.
Krzyknęła przez śmiech, kiedy uderzył ją prosto w pierś, rozpryskując się na wszystkie strony.
— Kurwa — powiedziała, a ja wybuchnęłam śmiechem. Wtedy zaczęła się do mnie zbliżać. — Przytulimy się?
— Nie! — cofnęłam się.
— NO PRZYTUL SIĘ. — Podbiegła do mnie, ściskając mnie w serowym uścisku.
— Chyba po prostu kupimy jej ten sernik — zdecydowała. Obie zaczęłyśmy się śmiać.
— Tęskniłam za tobą, mamo — wymamrotałam w jej szyję. Odsunęła mnie na wyciągnięcie ramion i uśmiechnęła się do mnie.
— Ja też tęskni... Co to jest?
Zbladłam, kiedy wpatrzyła się w jeden punkt na mojej szyi.
— Um... — moja dłoń automatycznie powędrowała na szyję, odnajdując wrażliwe miejsce.
— Dlaczego masz tu siniaka... oh. Oh.
Zaśmiałam się nerwowo.
— Widzisz! — Krzyknęła nagle. — Wiedziałam, że przyda ci się antykoncepcja!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro