Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⚜️Pięćdziesiąt Dziewięć⚜️

Po długim dniu przejażdżek w parku tematycznym, tematyczno-parkowego jedzenia (takiego jak gigantyczne indycze udka albo ciastka w kształcie tyłków) i oślepiającego słońca, byłam wyczerpana.

Były urodziny Kat i w ostatniej chwili postanowiliśmy (my, czyli Kat, Levi, B the bitch i ja) udać się o półtora godziny jazdy na północ do parku w Carowinds. Było zabawnie, ale spaliłam się na słońcu i byłam potwornie zmęczona.

— Powinniśmy to powtórzyć, tyle że na halloween — ekscytowała się Kat, wiercąc się na siedzeniu obok Leviego, który wtedy prowadził.

— Jasne! Na hallowen mają chyba specjalne dekoracje? — zaśmiałam się głośno, gapiąc się przez okno i obserwując mijane drzewa.

— Mówią na to Scarowinds — podpowiedział Levi. B westchnęła z rozdrażnieniem. Ta dziewczynka nie uśmiechnęła się ani razu przez cały dzień — no może poza tym momentem, kiedy stanęłam za blisko wodnej kolejki i zostałam ochlapana przez wielką falę.

Levi podjechał pod mój dom, więc odpięłam pasy.

— Wszystkiego najlepszego, Kat — powiedziałam, szturchając ją w ramię. Odsunęła się ode mnie, ale ze śmiechem.

— Dziękuję za sernik.

— Przepraszam, że był kupiony. Chyba serniki nie są moją mocną stroną — zaśmiałam się. — Pa, Levi. Cześć, B. Przekażcie tacie, że mówię hej.

Levi zatrąbił, odjeżdżając, a ja pomachałam im i weszłam do domu.

Będąc już w środku, powiesiłam kluczyki na wieszaczku i skopałam ze stóp buty, by móc na bosaka pójść do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki aloes (zawsze trzymałyśmy go w lodówce, żeby był zimny, kiedy będziemy go nakładać na poparzoną słońcem skórę) i skierowałam się w stronę schodów i mojego pokoju. Od razu załączyłam kamerkę i komputer, i czekając, aż naładują mi się ikonki, związałam włosy w wysokiego kucyka, a potem włączyłam FaceTime.

Zadzwoniłam do Michaela, ale dzwonek trwał wieczność, więc się rozłączyłam. Następnie spróbowałam z Lukiem, który od razu odrzucił połączenie. Zmarszczyłam brwi i zadzwoniłam do Ashtona, który także odrzucił moją próbę kontaktu, ale po chwili przyszła mi wiadomość, że w tej chwili nie może odebrać, bo rozmawia z Bryaną. Jęknęłam głośno.

— Może chociaż Calum mnie wciąż kocha — wymamrotałam, klikając w kolejną ikonkę, ale również nie odbierał przez całą wieczność tak jak Michael.

— Czemu nikt mnie nie kocha?! — krzyknęłam, wyrzucając w górę dłonie sfrustrowana. Zdmuchnęłam z twarzy kosmyk włosów i poprawiłam okulary na nosie.

— Fajnie, i tak nie chciałam spędzać z nimi czasu — mamrotałam pod nosem, by po chwili zrozumieć, że mówię sama do siebie. Może mają występ? Ale przecież Ashton napisał, że rozmawia z Bry. Westchnęłam. Nieważne.

Zaczęłam przeglądać Twittera, kiedy natknęłam się na wiele postów o Michaelu i mnie na koncercie tamtej nocy i o tym jak „spieprzył swoje solo", kiedy mnie zobaczył i nasze zdjęcia, kiedy tuliliśmy się do siebie następnego ranka przed hotelem. Westchnęłam błogo, uśmiechając się i w ciszy zachwycając się tym, jak słodcy jesteśmy. Wycisnęłam trochę aloesu na dłoń i wtarłam sobie w ramię.

Jak tylko moja ikonka zniknęła z ekranu, ktoś zapukał do drzwi, przez co podskoczyłam. Wstałam i zbiegłam po schodach, zastanawiając się, kto może pukać do moich drzwi o 8 wieczorem.

— Kto tam? — krzyknęłam przez drzwi, przykładając do nich ucho. Usłyszałam szuranie, a potem nareszcie głos.

— Pizza Hut — odpowiedział ktoś, a ja zmarszczyłam brwi.

— Nie zamawiałam pizzy — odparłam, lekko zmieszana. — Nawet nie lubię Pizza Hut. Bez obrazy.

— Po prostu otwórz drzwi, Meredith.

Westchnęłam, nareszcie rozumiejąc, z kim miałam do czynienia. Tylko jedna osoba, poza moimi rodzicami, zwracała się do mnie pełnym imieniem.

— Czego chcesz? — zapytałam, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi, na drugą. Słyszałam, jak wzdycha po drugiej stronie.

— Chcę tylko porozmawiać.

— Przecież rozmawiamy.

— Widzę, że nie straciłaś nic ze swojego uporu. Możesz otworzyć drzwi?

Zawahałam się, przygryzając wargę. — Nie czuję się na tyle pewnie.

— Proszę cię, Meredith. — Zaśmiał się głośno, przez co przeszły mnie dreszcze — Przecież cię nie skrzywdzę.

— Wcześniej też tak mówiłeś — przypomniałam miękkim głosem. Nie jestem pewna, czy w ogóle to usłyszał. Ale, będąc cholerną idiotką, odblokowałam drzwi i otworzyłam je lekko.

Nadal był przystojny. Nadal był tak przystojny, że przelał się przeze mnie uczucie nostalgii, kiedy miałam przed sobą jego oświetloną sylwetkę; głębokie piwne oczy, krótkie czarne włosy i mocno zarysowaną szczękę, która pokryła się delikatnym zarostem, a do tego szara bluza i ciemne dżinsy.

Pamiętam, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Z drzew zaczęły już spadać kolorowe liście. Ja miałam 16 lat, a on 18. Pamiętam, że szukałam jakiegoś romansu, który mogłabym przeczytać, kiedy na mnie wpadł, a książki poleciały na wszystkie strony. Pamiętam, że znalazłam się na kolanach i prawie zakrztusiłam własną śliną, kiedy w końcu na niego spojrzałam. Był najsłodszym chłopakiem, jakiego w życiu spotkałam, a później... no tak, resztę już znacie.

— Hej — powiedział, posyłając mi lekki uśmiech. Popatrzyłam na niego pusto.

— Czego chcesz? — westchnęłam, już znudzona. Chciałam jedynie zrobić edycję zdjęć, a potem je wydrukować.

Wydawał się lekko odrzucony moją złośliwością, czego się spodziewałam. Kiedyś nie odważyłabym się tak do niego odezwać, chyba że chciałam oberwać w twarz. Pozwoliłam drzwiom uchylić się nieco bardziej, a sama oparłam się o framugę, krzyżując ramiona na piersi, jakbym rzucała mu nieme wyzwanie.

— Jak się masz? — zapytał. Uniosłam brew.

— Wyśmienicie — odpowiedziałam. Westchnął, wciskając ręce głębiej do kieszeni dżinsów.

— Spójrz, przyszedłem przepro...

Uniosłam dłoń, uciszając go. Zmrużył na chwilę oczy, po czym powrócił do neutralnego wyrazu twarzy.

— Skończ z marnowaniem mojego czasu, Dylan. Już wystarczająco go zmarnowałeś.

Przez chwilę wyglądał na wściekłego, a potem zamknął oczy i zrobił dwa wdechy i wydechy. Następnie widziałam tylko, jak odwraca się i siada na stopniach prowadzących do domu, plecami do mnie, i patrzy prosto w niebo. Znowu się zawahałam tego wieczoru, przygryzając wargę. Ostatecznie odsunęłam włosy z twarzy i postanowiłam usiąść obok niego.

Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, po prostu oddychając i wpatrując się w gwiazdy.

— Chodzę na terapię z agresji — przemówił w końcu, jego głos wydawał się tak słaby. Zacisnęłam wargi.

— To dobrze — powiedziałam miękko, bawiąc się swoimi palcami.

— Kochasz go? — zapytał. Zaskoczona jego pytaniem, od razu na niego spojrzałam. Uparcie patrzył w ziemię, mnąc w dłoniach jakieś źdźbło trawy.

— Nie rozumiem, czemu miałoby cię to interesować — odpowiedziałam cicho. Milczał, nadal niszcząc ździebełko.

— Czemu tu przyszedłeś, Dylan? — zapytałam ponownie, tym razem miło. Odrzucił garść pełną skrawków zieleni na schody, na których siedzieliśmy i znowu uniósł wzrok.

— Nie wróciłaś do mnie — powiedział w końcu miękko.

— Mówiłam ci, że nie wrócę — przypomniałam mu. Przełknęłam ślinę, bojąc się coraz bardziej. Próbowałam upchnąć ten lęk gdzieś głęboko i zamknąć go na klucz.

Chcę  cię odzyskać.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro