⚜️Dwadzieścia Jeden⚜️
Delikatnie dotknęła siniaka dookoła oka, krzywiąc się przy tym. Westchnęła, ostrożnie nakładając korektor na ciemne ślady na twarzy i szyi.
Powiedział, że więcej tego nie zrobi. Obiecał.
Wzdychając ponownie, wyprostowała swoje nieco złamane okulary i opuściła łazienkę, mając nadzieję, że wyszedł. Czuła się zmęczona. I nie było to tylko zmęczenie fizyczne (chociaż to także), ale głównie psychiczne wyczerpanie. Emocjonalne wydrenowanie. Oddala temu mężczyźnie wszystko, a jedynym co on dał jej w zamian, było przygnębienie jej na więcej, niż jeden sposób. Co miała zrobić? Walczyć? Odejść? Mogła to zrobić?
Z ostrożnością pojawiła się w salonie, wypuszczając z ulgą powietrze, kiedy dostrzegła, że pokój rzeczywiście jest pusty. Usiadła na kanapie, decydując, że musi z tym skończyć. Jeśli on nadal będzie postępował tak samo, kiedyś po prostu ją zabije. Jeśli ona nadal będzie próbowała sobie z tym poradzić. Nareszcie zrozumiała, że nie zasłużyła na to wszystko. Była dla niego za dobra i zasługiwała na kogoś, kto będzie jej wart.
Usłyszała dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi.
— Meredith? — zawołał, jego głos ociekał złością i alkoholem. Odpędziła mruganiem łzy i wstała, jej ręce trzęsły się. Musiała to zrobić, ze względu na swoje zdrowie psychiczne i bezpieczeństwo.
— Musimy porozmawiać, Dylan — powiedziała, choć głos załamał jej się gdzieś w połowie zdania. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, rzucając kurtkę na blat w kuchni.
— Tym, co musimy zrobić, jest przyciągnięcie twojej grubej dupy do kuchni i ugotowanie czegoś na kolację — prychnął, zaplatając ramiona na piersi, jakby rzucał jej wyzwanie. Złość rozjarzyła się w niej jasnym płomieniem na ułamek sekundy, po czym zgasła, kiedy zmarszczył brwi.
— Nie — powiedziała, stając pewnie na ziemi.
— Nie? — zapytał, odpychając się od blatu, i wolno ruszył ku niej. — Co ma znaczyć to „nie"?
— T-to znaczy, że musimy p-porozmawiać. — Trzęsła się ze strachu, mając ochotę rozpłakać się i uciec. On natomiast stał spokojnie naprzeciwko, kiedy dziewczyna patrzyła na swoje stopy, nie chcąc nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Mogła wyczuć Jacka* wysączającego się z jego porów.
— A o czym tu gadać? — zapytał przezornie. Jego dłoń powędrowała do jej karku. Oplótł jej kucyk wokół swojej dłoni, odchylając jej głowę do tyłu. Starała się patrzeć wszędzie, tylko nie w jego brązowe oczy.
— J-ja... — Nie mogła tego powiedzieć. Nie mogła zebrać się, by powiedzieć te słowa.
— „J-j-ja", jesteś, kurwa, niedorozwinięta? — sapnął, odpychając ją i wracając do kuchni.
— Dłużej tego nie zniosę, Dylan — pisnęła. Zamarł w pół kroku i odwrócił się.
— Jasne — prychnął.
— Tym razem naprawdę.
— Wcale nie — jego brwi zmarszczyły się.
— A właśnie, że tak — pociągnęła nosem i otarła oczy. Zignorowała też to, że teraz cały nałożony korektor, znajduje się na jej dłoniach. — Zostawiam cię.
— Nie — powiedział powoli.
Niewidząco wpatrywała się w jakiś punkt nad jego głową, starając się kontrolować emocje.
— Odchodzę i nie mam zamiaru wracać. Dłużej tego nie wytrzymam. Nie zasługuję na to.
Jego nozdrza zafalowały. Popchnął ją, przez co cofnęła się. Nie wydała żadnego dźwięku, kiedy jej głowa odbiła się od ściany, a odgłos tego uderzenia poniósł się po mieszkaniu.
— Dobra. Wynoś się. I tak wrócisz.
Tylko że się mylił.
Nigdy nie wróciła.
—————————
Kiedy jest się młodym, niewiele rzeczy ma znaczenie. Jeśli znajdziesz coś, o co się troszczysz, albo kochasz, robisz to tak mocno, jak tylko potrafisz. Bo to wszystko, co masz. Ten mały kawałeczek fantazji. Ale z wiekiem sprawy zaczynają być poważne i prawdziwe. Stają się trudniejsze. Zaczynasz przejmować się rzeczami, którymi nie powinieneś; źle formułujesz myśli i kończy się to tym, że wszyscy cię nienawidzą. Wszystko staje się po prostu gigantyczną kupą, no cóż, gówna. Później już tylko płyniesz z prądem, obserwując wydarzenia i uwalniając umysł. Bo wolność to jedynie stan umysłu.
Ostatnio sporo myślałam o podejmowaniu ryzyka i o tym, jak to naprawdę jest z tym całym pokonywaniem lęków. Bo prawdą jest, że za każdym razem, kiedy podejmiesz wielkie ryzyko w swoim życiu, nieważne jak się to skończy, zawsze jesteś zadowolony z tego, że podjąłeś się wyzwania, prawda? Niezwykłe rzeczy zawsze chowają się w miejscach, w których ludzie nigdy nie spodziewaliby się ich dostrzec.
— Po prostu do niego napisz — jęknął Ashton. Leżał na skraju mojego łóżka, podczas gdy ja na marudziłam mu o tym, jak bardzo tęsknię za Michaelem, leżąc wygodnie pod kołdrą.
— Gdyby chciał ze mną rozmawiać, sam by to zrobił — odparłam. Ashton prychnął.
— To takie irytujące. Oboje jesteście jak „boo hoo, tęsknię za nim/nią, wypłacz mi rzekę".
Zrzuciłam z siebie okrycie. — Czy ty właśnie odniosłeś się do JT**?
Ashton jęknął ponownie. — Dobra, znasz może taki jeden cytat? Brzmi on jakoś tak... „Jeżeli nie jest to szalona, szalona miłość, to strata czasu, ponieważ na świecie jest wiele prostych rzeczy, a miłość nie powinna być jedną z nich".
Prychnęłam. — Chyba chodziło ci o „Jeżeli nie jest to szalona, namiętna, niezwykła miłość, to strata czasu. W życiu jest zbyt wiele przeciętnych rzeczy. Miłość nie powinna być jedną z nich".
— Tak!
— Więc tak, znam to — zaśmiałam się. — Ale miłość? Czy to nie wyolbrzymienie?
— W życiu chodzi o podejmowanie ryzyka. Nigdy się nie dowiesz, jeśli nie spróbujesz.
///////
* Jack — chodzi oczywiście o Jacka Danielsa
* JT — Justin Timberlake. Mae pyta Ashtona, czy to było odniesienie do tego artysty, gdyż ten używa sformułowania „Cry me a river" (chyba wszyscy znają tą piosenkę).
💙don't be a silent reader 💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro