⚜️Czterdzieści Cztery⚜️
Zapatrzyłam się na obrączkę, która spoczywała na lewej dłoni mojego ojca, w mojej głowie zahuczało.
Czemu mój tata był tutaj?
Czego do cholery jeszcze chciał?
Czemu nosił obrączkę?
To stara obrączka, czy ożenił się ponownie?
Usłyszałam westchnięcie mojego ojca, kiedy pojawiła się mama, niosąc paterę z owocami. Zmarszczyłam brwi; co ona do cholery robiła?
- Więc... jak się masz? - zapytał, sprawiając, że zrobiło się jeszcze dziwniej.
- Świetnie - odpowiedziałam, przenosząc wzrok z jego dłoni na podłogę. Nie wiedziałam, czy bardziej chce mi się płakać, czy kopnąć go w piszczel.
- Słyszałem, że w końcu zaczęłaś oszczędzać pieniądze, które ci przysyłałem i kupiłaś samochód - podjął kolejną próbę. Posłałam zabójcze spojrzenie mamie, która jedynie wzruszyła ramionami i z powrotem poszła do kuchni.
- Tak. Właśnie dzisiaj.
- To dobrze. Cieszę się, że mogłem pomóc.
- Nie potrzebuję twojej pomocy - odszczeknęłam, przez co się wzdrygnął. Pokonany spuścił ramiona, zrzedła mu mina.
- Meredith, proszę, pozwól mi wyjaśnić - powiedział, posyłając mi proszące spojrzenie. Skrzyżowałam ręce na piersi i zmrużyłam oczy.
- Spóźniłeś się z tym dziesięć lat.
- Wiem i przepraszam. To było naprawdę gówniane z mojej strony. Zasługujesz na wyjaśnienia. Cholera, zasługujesz na więcej niż wyjaśnienia. Jestem marną podróbką ojca.
Wydałam z siebie pomruk zgody, a on westchnął, przebiegając dłonią przez swoje siwiejące, brązowe włosy.
- Ja... - zaczął, wyglądając na lekko poddenerwowanego. Uniosłam brew i czekałam. - Zdradzałem. Zdradziłem twoją matkę z moją współpracownicą.
- Jak typowo - prychnęłam. - Jakbym już o tym nie wiedziała.
Zignorował mnie i kontynuował.
- Nie mogłem znieść przebywania w waszym pobliżu, bo byłem sobą tak zniesmaczony. Więc spakowałem swoje rzeczy i... odszedłem. To marna wymówka, wiem, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że to odejście mnie zabijało.
- Więc czemu odszedłeś? - zapytałam głosem wypranym z emocji. - Miałam osiem lat; spodziewałeś się, że uznam, że to okej?
- No, nie...
- Więc czemu to zrobiłeś? Masz jakiekolwiek pojęcie, jak się kurwa czułam? - krzyknęłam; moje oczy zaczęły wypełniać się łzami.
- Jeśli podobnie jak ja, to zasługuję na to, byś na mnie krzyczała.
- Zasługujesz na coś gorszego - prychnęłam.
- Wiem. Ale chcę coś z tym zrobić. Pozwól mi udowodnić, że jestem lepszym człowiekiem, niż byłem wcześniej. Proszę, Meredith.
- Czemu masz obrączkę na palcu?
Popatrzył w dół, jakby zapomniał, że tam jest i słaby uśmiech zagościł na jego ustach.
- Ożeniłem się - odpowiedział prosto.
- Wie, że jesteś zdrajcą?
- Tak.
- Więc... Czekaj, co?
- Wie o wszystkim. Jesteśmy małżeństwem od prawie sześciu lat i to była jedna z pierwszych rzeczy, jakie jej powiedziałem.
- I jej to nie przeszkadza? - zapytałam, ogłupiała.
- Ufa mi. Nie jestem tą samą osobą, którą byłem dziesięć lat temu.
Znowu zmrużyłam oczy. - Mówisz poważnie?
- Nie mógłbym inaczej. Proszę, Meredith.
Westchnęłam, pocierając czoło. Nie chciało mi się teraz tym zajmować. Chciałam tylko wczołgać się do swojego łóżka i spać przez kolejne 72 lata.
- Myślę, że powinieneś już iść - powiedziałam miękko, podnosząc się z kanapy. On też wstał, wyraźnie mając zamiar chwycić mnie za ramię, ale powstrzymał się i pozwolił swojej ręce opaść. Popatrzyłam w jego zielone oczy, które były irytująco podobne do moich, i zauważyłam, że się zeszkliły. Miał wory pod oczami i wyglądał na kompletnie wykończonego. Westchnęłam.
- Pomyślę o tym - zadecydowałam, a jego oczy rozjaśniły się i uśmiechnął się jak dziecko w świąteczny poranek. Sięgnął do kieszeni swojej kurtki i wyciągnął wizytówkę.
- Zadzwoń do mnie albo przyjdź, kiedy będziesz gotowa - powiedział, podając mi ją. Miała na sobie numer telefonu, numer fax, email i adres domu. Czułam się, jakbym zawierała jakąś biznesową umowę.
- Okej.
----
Czasami myślę, że to dziwne, jak bardzo można za kimś tęsknić. Jak nadal możecie poczuć ich dotyk na waszej skórze i jak potraficie w głowie powtórzyć ich głosem każde słowo, które do was powiedzieli. To, że umiecie sobie wyobrazić ich reakcje na rzeczy, które dzieją się wokół was.
To jednocześnie okropne. Jak tęsknicie za ich dotykiem i brzmieniem ich głosów. Za tym jak pachną po przebudzeniu i po prysznicu.
Tęskniłam za Michaelem. Tęskniłam za jego obecnością i tęskniłam za sposobem, w jaki wypowiada moje imię. Tęskniłam za jego dłonią, ocierającą się o moją, kiedy szliśmy ramię w ramię. Tęskniłam za tym, jak na mnie patrzył. Tęskniłam za zasypianiem obok niego. Ale najbardziej tęskniłam za zwykłym rozmawianiem z nim.
Potarłam zmęczone oczy, przewracając się na łóżku w moim ciemnym pokoju. Zegarek na szafce nocnej pokazywał 0:17, więc westchnęłam. Byłam bardziej niż zmęczona, ale nie wyglądało na to, żeby sen miał nadejść szybko. Nagle coś uderzyło w moje okno, a ja podskoczyłam tak wysoko, że aż zsunęłam się z łóżka i spadłam na podłogę.
- Ał - jęknęłam, pocierając tył mojej głowy. Odgłos powtórzył się, więc wdrapałam się na łóżko i do okna. Kiedy usłyszałam hałas jeszcze raz, chwyciłam za okulary i podkradłam się do okna, powoli wyglądając na to, co było na dole. Prawie zakrztusiłam się powietrzem, kiedy zobaczyłam, co znajduje się pode mną. Z rozmachem otworzyłam okno.
- Czy ty naprawdę rzucasz kamieniami w moje okno o północy, Michael?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro