17
BETA Napalonyrudybober
WSPÓŁAUTORKA ruchaczrozplodnik
-Jakieś pomysły?
Zapytał Louis, siadając koło mulata na ławce i opierając głowę o jego ramię. Zayn na samym początku chciał się odsunąć, ale nie chciał zrobić przykrości szatynowi.
-Nope- mruknął Zayn — a ten twój Toni?-spytał
-Pomyśli, że znowu chce go wystawić, co myślisz o Stylesie?- spytał Louisa
- No ok, obciągnie mu któryś i po problemie- wzruszył ramionami — jest cały twój Lou, ja go nie tknę- warknął — tym lepiej- zarechotał szatyn
Zayn wybrał numer do loczka i czekał, aż ów odbierze.
-Zayn, co chcesz?- zapytał Harry, loczek leżał sobie, na kapnie i wpierdzielał chińszczyznę.
-Możesz przyjechać, pod szpital?- zapytał Zayn odwracając się w stronę Louisa.
Harry jęknął niezadowolony, chociaż powinien się spodziewać, że Zayn nie dzwoni do niego bezinteresownie.
-Masz mnie za pieprzona taksówkę- warknął Harry, odwracając się na brzuch i przeczesując ręka włosy.
-a ty i Payne mnie za pieprzoną dziwke, mogłem nie dzwonić, racja- warknął i nie dając Harry'emu odpowiedzieć rozłączył się.
Czy Styles nie był przewidywalny? Już po pięciu minutach był w szpitalu
-Nie musiałeś przyjeżdżać, przecież nie jesteś taksówką- warknął Zayn
odwrócił się tyłem do nich, wziął głęboki wdech, zacisnął mocno oczy, próbując się uspokoić. Dopiero teraz miał okazję wygarnąć Harry'emu, jak tym pieprzonym filmikiem zniszczył mu życie, które było w miarę stabilne.
-Dobra dobra, wsiadajcie do samochodu, nim zrobią się korki na pobocznych drogach- powiedział nie patrząc nawet na Zayna
Zayn stał w miejscu, nie zadając uwagi na słowa Zayna. Louis już by wszedł do samochodu, ale uznał to za nieodpowiednie w stosunku do mulata, więc dalej siedział na ławce, patrząc na plecy hybrydy.
-wsiadajcie, nie mam całego dnia- warknął łapiąc louisa za ubrania i wrzucając do auta, wtedy podszedł do Zayna.
Podniósł głowę, by na niego spojrzeć... Wciągnął głośno powietrze i cofnął się wystraszony.
- C-co się z Tobą stało?
-Ktoś bardzo inteligentny dał mi mleko, ale za to było zajebiste- mruknął, może miał trochę żal do Nialla, ale skąd on mógł wiedzieć, że organizm mulata tak zareaguje na ciepłe mleko.
-nie, nie, nie o to mi chodzi, twoje wąsy są urocze, aż chce się cię pieprzyc- puścił mu oczko- ale jeśli dobrze pamiętam, poprzednio nie byłeś kośćmi i skórą z worami pod oczami
-Hmm, no nie wiem. Może dlatego, że wysłałem ten cholerny film Liamowi i on mnie wyrzucił?- zaśmiał się sarkastycznie Zayn.
-oj nie bądź taki, nie protestowałeś, kiedy nagrywałem, jak cię rżnę
-Czego Ty nie rozumiesz? Wtedy nie myślałem racjonalnie- warknął Zayn, Louis siedział sobie w samochodzie, bawiąc się swoimi palcami, myślał nad tym, kiedy Zayn wreszcie się ugnie i pojadą już do domu.
-wsiadaj do samochodu! Zresztą obiecałem to Liamowi, a ja dotrzymuje słowo- krzyknął wrzucając Zayna siłą do auta
-Liamowi, tak?- zaśmiał się sztucznie Zayn, mocno podrapał policzek Stylesa, szybko wyszedł drzwiami po drugiej stronie, prawie wpadając pod samochód, Harry nie zwrócił na to uwagi, będąc zajętym swoim rozciętym policzkiem.
-Zayn- krzyknął Louis, chcąc pobiec za nim.
Styles zdążył jednak zamknąć samochód i szybko odjechał zostawiając hybryde na pastwę losu. Zapamiętał też, aby kupić sobie jakąś dziewkę z targu. Te, nie robią problemów.
-Ja pierdole Styles, on sobie sam nie poradzi- warknął Louis, kopiąc tył sieczenia Harry'ego, który gwałtownie zahamował.
-A chcesz, żebym nas zabił- krzyknął Harry, znów ruszając, miał w dupie Zayna, dziewkę, przez którą znów musiał mieć przerwę w sesjach.
zayn biegł przerażony przez las, bał się jak cholera. A do tego zaczęło się robić ciemno, kilka łez spłynęło po jego lekko zapadniętych policzkach. Wiedział, że nie poradzi sobie sam. Zawsze pomagał sobie z szatynem na zmianę. Drzewa robiły się coraz wyższe, rosły coraz bliżej siebie, robiło się ich coraz więcej. Po chwili było już prawie całkowicie ciemno, konary drzew łączyły się ze sobą, odcinając ostatnie promienie zachodzącego słońca. Mulat zatrzymał się przy jednym z drzew, dysząc cicho. Ciągły bieg przez gęsty las był męczący. Zalkał żałośnie, był taki zagubiony. Momentalnie przycisnął dłoń do swoich ust, gdy usłyszał, czyjeś kroki w oddali. Był pewny, że to nie był przyjaciel. Łatwo było mu to stwierdzić, nie miał już przyjaciół. Był w lesie tylko dwa dni, ale jego kocia natura zdziczała do tego stopnia, że zachowywał się jak pantera albo i tygrys, chował się i atakował. Wiedział, że w ten sposób wabił do siebie ludzi, kiedy z samego rana zabił jakąś kobietę. Z daleka słyszał jak robiło się o nim głośno. Przestał płakać, skrył się nisko w trawie i krzakach wyciągając pazury i oblizując kły. Był głodny, nie ukrywał jednak nadal pewna część człowieka nie pozwalała mu pożreć kogoś, kim kiedyś był. W tym momencie jednak zapomniał o tym. Głód dawał się we znaki, jego człowieczeństwo było zachwiane, wręcz wisiało na włosku. Potrzebował mięsa- zaatakuje, był tego pewny. Pora na obiad. Jego koci wzrok wypatrzył człowieka, był to mężczyzna. Wysoki mężczyzna, dobrze zabudowany, z tego, co dojrzał może był przed czterdziestką. Zaczął powoli się do niego zbliżać, będąc na poziomie wysokiej trawy. Mężczyzna na razie go nie zauważył, a Zaynowi szło to na rękę. Był coraz bliżej, dopiero teraz zauważył, oczyszczająca się przy pasku broń. Przeszedł go dreszcz zwątpienia, czy na pewno powinien to robić. Resztki człowieka wyłączyły się, a hybryda rzuciła się na mężczyznę. Wbiła swoje zęby w szyję mężczyzny.
-Kurwa.- krzyknął mężczyzna.
Z jego szyi zaczęła cieknąć krew. Zayn wbił się na tyle płytko, na jego nieszczęście, nie wbił się w żadną ważną tętnicę lub żyłę. Zaraz koło nich znalazł się drugi mężczyzna, który zaatakował Zayna. Odciąga go od szyi tego pierwszego. Znikąd pojawił się trzeci. Zayn poczuł drobne ukłucie w szyi, po czym świat zawirował i otoczyła go ciemność.
Obudził się w dziwnym miejscu, ciemnym i mokrym zewsząd otaczały go kraty, nie widział zbyt wiele mimo kociego wzroku. Czuł, jednak że jest całkiem nagi. Czuł się obserwowany, podniósł wysoko głowę, znów się rozkładając i znów nic nie zauważając. Podnosił się do radiu, czemu towarzyszył przeraźliwy bol kręgosłupa. Mimowolnie złapał swój koci ongon w dłonie pocierając go. Próbował też trochę się nim zakryć.
-Nasz kotek się obudził.- Zayn usłyszał męski głos.
Co gorsza, dobrze znany mu głos. Justin Bieber. Światło rozbłysło w pomieszczeniu i wtedy Zayn spostrzegł, że siedzi w obskurnej piwnicy w klatce, wokół masa ludzi o zakrytych twarzach, tylko Bieber ubrany w garnitur był bez maski
-Panowie- zaczął — oto nasz nowy nabytek — kliknął coś a jakieś małe urządzenie zaczęło wibrować w tyłku Zayna, na co Mulat się wypiął. Z tyłu słychać było gwizdy i parę rąk zaczęło dotykać i ściskać tyłek hybrydy- zayn malik, nowa hybryda, nie wyszkolony, odmłodzony chłopak
-Czego o-odemnie chc-cesz- wysapal zayn.
Starał się, chociaż w jakimś stopniu panować nad dreszczami lub jękami. To małe cholerstwo, naprawdę było mocne.
-Domysł się, Malik.- zaśmiał się Jay.- jak mylisz, ile ludzie zapłacą, za byłego członka 1D, teraz modela? Zayn, Zayn, Zayn.- wyszeptał, podchodząc bliżej hybrydy. Kucnął tuż przed nim, położył dłoń na policzku mulata, który zacisnął oczy.
-Mogę ci obiecać, że trafisz do bogatego domu i dość przystojnego faceta, nie oddałbym cię jakiejś grubej świni — zaśmiał się gorzko i podkręcił wibracje. Zayn złączył uda i ciężko sapnął, czując jeszcze większa przyjemność
-N-nie jestem dziw-wką.- warknął Zayn, żeby po chwili zacisnąć wargi w linie.
Sam wątpił w swoje słowa, stał się dziwka, dzięki Harry'emu. To Styles rozpoczął całą historię. Spojrzał błagalnie na Justina, chciał, żeby mężczyzna wyłączył wibrator. Widział, że jak będzie chciał powiedzieć chociaż jedno słowa, z jego usteczek ucieknie fala głośnych jęków. Wtedy poczuł coś nowego, któryś z mężczyzn go ocalił, wyjął wibrator jednak nie na długo było Zaynowi się cieszyć. Justin mruknął coś w innym języku i różne męskie dłonie otoczyły go. Czuł palce w swoim tyłku i ustach. Czuł palce na przyrodzeniu, jadrach i sutkach. Mężczyźni katowali go lekko gładząc jego boki i kręgosłup. Jego ciało drżało z przyjemności, a z ust uciekały jęki. Katem oka dostrzegł tylko zegar odliczający pięć minut, które dla niego były niczym długie godziny. Czas minął, zamaskowani mężczyźni wrócili na swoje miejsca. Zayn leżał na plecach z ciężkim kutasem na brzuchu, z którego obficie leciała przezroczysta substancja. Dyszał ciężko, próbując unormować oddech. Jego penis cholernie boleśnie pulsował. Jak w skupieniu mu się przyglądał.
-Naprawdę będzie z niego, niezła dziwka.- mruknął, stanął nad Zaynem. Wpatrywał mu się głęboko w oczy, jedną ręką złapał jego kutasa, zaczynając szybko poruszać ręką w dół i górę.- zanieście go do mnie.- warknął do mężczyzn i odszedł od hybrydy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro