Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Strzeż się Baratie! Słomkowe Kapelusze przybywają!

Merry spokojnie płynęła przez morze. Nie licząc Usoppa, który wpadł w jedną z pułapek Kayi, dzień mijał piratom bez większych wrażeń. Kaya studiowała jedną z przywiezionych ze sobą książek, Nami grzała się w słońcu na leżaku, Usopp przeniósł swój warsztat na zewnątrz, żeby korzystać z dobrej pogody, a Zoro spał gdzieś niedaleko niego. Wszyscy cieszyli się słońcem na głównym pokładzie, gdy nagle…

BOOM!

Załoga stanęła w pogotowiu, powoli przenosząc wzrok na kapitana, ruszającego coś przy armacie.

– Luffy! Co ty robisz do cholery?! – zawołał Zoro

– Ćwiczę strzelanie z armaty! Skoro ją mamy, przydałoby się wiedzieć jak z niej korzystać – powiedział z uśmiechem. – Ale nie mogę wcale trafić…

– Mówisz? Pokaż to. – Usopp już do niego podchodził.

– A co z twoim wrażliwym słuchem? – spytała Nami, podnosząc z ziemi opuszczoną gazetę.

– Shishishi to proste! Nie słucham!

Zoro, Nami i o dziwo Kaya rzucili mu dziwne spojrzenia.

– Mówisz to tak, jakby to było takie proste… – mruknęła pielęgniarka. Po chwili dotknęła swoich lisich uszu w zamyśleniu.

– W co chcesz trafić? – spytał Usopp, już przygotowując się do kolejnego wystrzału.

– Oooh! W tamtą skałę!

– Tylko poczekaj, zaraz Wielki Usopp pokaże ci co i jak.

Już po chwili wystrzelił kolejną kulę, która trafiła prosto w środek skały.

– Wow! Trafiłeś za pierwszym razem! – wrzasnął Luffy z podziwem w oczach. 

– O kurcze, naprawde trafiłem! Znaczy… oczywiście, że tak! Jestem najlepszym snajperem, jakiego mogliście spotkać w East Blue!

– Sishishi! Wiem, że tak jest – powiedział krótko Luffy, po czym odwrócił się w stronę Nami. – Hej kiedy dopłyniemy do jakiejś wyspy? Chcę iść na przygodę! I na Grand Line, ale najpierw kwatermistrz z kucharzem, bo znowu jedzenia nam braknie.

– A czyja to była wina?!

Luffy jedynie się zaśmiał i zaczął uciekać za goniącą go nawigatorką. Usoppowi natomiast trochę zajęło, nim do jego mózgu dotarła pochwała. Uśmiechnął się krótko. Skoro nawet Luffy sądził, że jest najlepszy w East Blue, musiał się naprawdę postarać, by dotrzymywać kroku nawet w Grand Line, prawda?

Luffy nagle zatrzymał się, przez co Nami wpadła na niego. Już miała pytać, o co chodzi, gdy uniósł rękę.

– Umm… chyba kogoś zestrzeliliśmy – powiedział, zerkając na skałę, w pobliże której zdążyli podpłynąć.

– Co zrobiliśmy?! Co masz na myśli?! – wrzasnęła na to nawigatorka, a Luffy zaśmiał się.

– Cóż, myślę, że zaraz dowiemy się szczegółów, bo ktoś płynie w naszym kierunku.

Kaya podbiegła do poręczy i wyjrzała na fale. Faktycznie od strony skały płynęła jedna osoba.

– Oooh masz rację! Ale sądząc po tym jak się porusza, raczej nic mu się nie stało, nihihi!

Nami odciągnęła dziewczynę nim obcy mężczyzna zdążył wtargnąć na pokład. I okazało się to bardzo dobrym posunięciem, ponieważ ten od razu zaczął walkę, niszcząc poręcz Merry i krzycząc coś o tym, że zaatakowali jego przyjaciela.

– Hej, może i mamy trochę winy, bo uderzyliśmy, nie wiedząc czy ktoś tam jest, ale to nie znaczy, że możesz bezkarnie niszczyć nam statek! – zawołał Luffy, pazurami zatrzymując miecz, po czym przerzucając mężczyznę na drugą stronę pokładu, akurat koło Zoro, który na powrót zasnął.

– Huh..? Johnny? Co ty tu robisz? 

– Zoro-aniki?!

Nami z Usoppem i Kayą spojrzeli na tę wymianę przez okno bezpiecznej kuchni pokonani. Jakim cudem Zoro spał podczas całej tej “walki”? Nawet jeśli była dość krótka, to i tak powinien się obudzić! W końcu to on zawsze pierwszy usłyszy plusk wody, gdy Luffy wpadnie do morza. Nawet przez sen.

Czy walka na pokładzie była zbyt mało niebezpieczna, by ruszyć go ze swojego miejsca?

– To jakiś jego kolega? – spytał Usopp, mając na myśli tego całego Johnnego. 

– Chyba ślepy, że go nawet nie zauważył – mruknęła na to Kaya, po czym z rozmachem otworzyła drzwi. – Dajcie mi tego chorego, a nie gadacie jak to was ostrzelaliśmy!

Johnny faktycznie od razu zastosował się do rozkazu Kayi, przynosząc ze sobą swojego przyjaciela, Yosaku. Szybko wydało się, że choruje na szkorbut i wystarczyło jedynie kilka owoców, które dostali od Gaimona, by wrócił do zdrowia. 

Teraz dwójka, jak się okazało łowców nagród, tańczyła na pokładzie. Kaya spojrzała na nich zirytowana.

– Nie wraca się do zdrowia aż tak szybko… 

Prawie od razu po tych słowach Yosaku na powrót padł bez życia. Luffy zaśmiał się na to, dobrze wiedząc, że nic mu nie będzie jeśli tylko trochę odpocznie.

– Jesteście śmieszni, chłopaki! – zawołał, na co Johnny rzucił mu urażone spojrzenie, mówiąc, że nie powinien tak mówić, gdy Yosaku prawie umarł. – Więc szkorbut, co? Więc teraz tym bardziej musimy znaleźć kucharza! 

– Prawda, jeszcze nam przytrafi się to samo – mruknął Usopp, zerkając na leżącego na ich pokładzie Yosaku. – Kaya… jesteś pewna, że on jeszcze żyje?

– Mhm, potrzebuje tylko odpoczynku, a nie tańczenia tuż po leczeniu.

– Więc szukacie kucharzy? W takim razie musicie pojechać do Baratie, morskiej restauracji. Tam znajdziecie ich mnóstwo – powiedział nagle Johnny, na co wszyscy spojrzeli na niego. – Jest tam też osoba, którą nazywają Jastrzębiookim… możemy was zaprowadzić!

Luffy spojrzał na Zoro zdziwiony. Szermierz na wzmiankę o tym jastrzębiu zdawał się wręcz wibrować z podniecenia. Poświęcił chwilę, by zastanowić się, czy przypadkiem nie słyszał o tym człowieku, jednak nie. Pustka. Wzruszył więc na to jedynie ramionami, stwierdzając, że skoro Zoro cieszy się, że tam będzie, to równie dobrze mogą tam popłynąć. No i to była morska restauracja! Jeszcze nigdy w takiej nie był!

– Więc chodźmy! Do morskiej restauracji Baratie!

Takim sposobem Merry skierowała się na północ, ciągnąc za sobą łódkę duetu łowców nagród. W stronę kolejnej wspaniałej przygody! A także nowego członka załogi!

***

Gdy dopłynęli do Baratie, spotkali się ze statkiem marynarki wojennej. Nami rzuciła zdenerwowane spojrzenie na ich nową flagę… muszą być teraz na celowniku, prawda? Kaya wydawała się faktycznie podekscytowana, jeśli jej wyraz twarzy mógł coś powiedzieć… prawdopodobnie po ostatnich sesjach treningowych z Zoro dziewczyna stała się trochę bardziej chętna walki. Chociaż ona zawsze wydawała się zbyt pobudzona. Usopp podzielał sceptyczne nastawienie Nami, kiedy to Zoro po prostu stanął za kapitanem, w razie konieczności będąc gotowym dostosować się do jego ruchu.

Sam Luffy czuł już podniecenie na ich pierwsze oficjalne spotkanie z marines. To musiało stać się epicką bitwą!

 – Nie znam tej bandery – powiedział jeden z marines w wyraźnie innym mundurze niż reszta. – Jestem kapitan Żelazna Pięść Fullbody z kwatery głównej. Kto tu u was dowodzi?

Luffy’emu nie podobał się ten facet. Nie dość, że wydawał się być słaby, to jeszcze myślał, że jego pozycja jest na tyle wysoka, by kogokolwiek zawstydzić. Nie był nawet blisko tej małej cząstki siły dziadka, którą ten pokazał im podczas treningów.

– Jestem Monkey D Luffy! Człowiek, który zostanie królem piratów! – wykrzyknął, a morze poniosło jego głos. Następnie spoważniał, zsuwając rondo kapelusza tak, by zasłaniało mu oczy. –  Kapitan nowej pirackiej załogi Słomkowych Kapeluszy. Pożałujesz, jeśli postanowisz nas zaatakować. Nie będziemy się powstrzymywać!

Fullbody jedynie zaśmiał się na to krótko. Kobieta, która z nim była, powoli odciągała go od piratów, chcąc miło spędzić ten dzień.

– Macie dranie szczęście, że mam dobry humor! – zawołał, dając się prowadzić kobiecie. Ciszej do jednego z podwładnych wydał jednak odpowiedni rozkaz. – Zatopcie ich.

Luffy wraz z Kayą usłyszeli to i wymienili spojrzenia. 

– To pułapka! – ostrzegł załogę, na co Zoro jedynie kiwnął głową. Nie sądził, by marines tak łatwo dali im odejść.

– Eh?! Więc chcą walczyć?! – zawołał na to Usopp, patrząc ze strachem na wrogi statek.

– To było do przewidzenia, skoro oni są marines a my piratami. Na dodatek z taką przemową na początek – zauważył Zoro, rzucając spojrzenie Luffy’emu, na co ten jedynie zachichotał.

– Oj weź, przynajmniej będzie ciekawie.

– Przestań prowokować wrogów do ataku! – wrzasnęła histerycznie Nami, jednak on jedynie uśmiechnął się w jej stronę.

– Spokojnie, robię tak tylko kiedy wiem, że możemy wygrać, shishishi. A oni wydają się słabi.

Nami już miała się odezwać, że nie, nie robi tego tylko w takich momentach, ale właśnie w tej chwili ich rozmowę przerwał huk. Kula armatnia poleciała kierunku Merry. Luffy machnął ręką w stronę Zoro, który już chciał zacząć działać, zatrzymując go na swoim miejscu. Następnie wziął głęboki oddech i napompował się, a kula została odbita od jego brzucha z powrotem na wrogi okręt.

– Shishishi! Hej, Zoro, chcesz zobaczyć jak szybko możesz unieruchomić jeden okręt marynarki? 

– Na pewno szybciej niż ty.

Wymienili się uśmieszkami i Zoro dokonał abordażu. Luffy zajął się odbijaniem kul, by żadna nie dostała się do Merry. Usopp znalazł swoje miejsce na bocianim gnieździe, pomagając Zoro poprzez ostrzeliwanie marines. Nami wypychała przeciwników do morza, gdy udało im się dostać na okręt. Kaya zaprowadziła najpierw ich gości do kuchni, mówiąc, żeby czuli się jak u siebie, po czym wyciągnęła swój rapier i dołączyła do Nami.

Luffy uśmiechnął się szczęśliwy, widząc, że już dostosowują się do walki razem. W przyszłości na pewno byłoby pomocne, gdyby wszyscy wiedzieli, w którym miejscu na statku czują się najlepiej podczas walki. To tak jak wtedy, gdy razem z Ace’em i Sabo trenowali swoje taktyki przeciwko zwierzętom, gdy jeszcze nie mogli ich tak łatwo pokonać.

Po kilku minutach okręt marynarki wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Zoro wrócił, gdy pozbył się masztów oraz steru, a marines wydawali się być bardziej niż szczęśliwi, że w końcu zostawił ich w spokoju. To był potwór, nie człowiek! Na pewno na długo go zapamiętają.

Piraci byli całkiem zadowoleni ze swoich wyników w tej walce. Zacumowali przy Baratie, po czym faktycznie spojrzeli na restaurację… oraz wielką dziurę, którą miała w dachu. Luffy roześmiał się na to, trochę zawstydzony. Prawdopodobnie to on odbił w tamtą stronę kulę, prawda…?

– Myślicie, że na ile procent to moja wina? – spytał po chwili ciszy.

– Dziewięćdziesiąt dziewięć, kapitanie – odparła pusto Kaya, po czym postanowiła trochę poprawić mu humor. – Ale spokojnie, wciąż możemy zrzucić to na marines, ponieważ oni zaatakowali i to kula z ich armaty zrobiła szkody, nie z naszej.

– Jak cholera, że ktokolwiek w to uwierzy, na dodatek z tym antydarem Luffy’ego do kłamania – mruknęła Nami zirytowana. To miał być miły i spokojny przystanek, więc czemu nagle stało się coś takiego?!

– Ale… to prawda – powiedziała niepocieszona dziewczyna.

Luffy zerknął na Kayę. Oddychała ciężej niż normalnie, ale oprócz tego zdawała się być w porządku. To dobrze. Zastanawiał się, czy to przez użycie swoich lisich genów czy po prostu słabą kondycję. Postanowił przyjrzeć się jej innym walkom w przyszłości. Na razie i tak miał co innego do zrobienia. Już widział dwójkę pracowników restauracji, idących w ich stronę.

– Spoko, najwyżej trochę odpracuję lub coś. – Zbył problem machnięciem ręki. – Zresztą, jesteśmy piratami. Ucieczka to nasza specjalność.

Błysnął w ich stronę uśmiechem i zeskoczył na pokład morskiej restauracji. Jego załoga została na razie na Merry. Skoro ich kapitan chciał to załatwić samodzielnie, pozwoliliby mu na to.

– To wy, dranie, zaatakowaliście naszą restaurację?!

– Shishishi, nie! Walczyliśmy z marines, zbłąkana kula w was uderzyła. I to nie nasza – odparł na to Luffy.

– Więc to marynarka jest za to odpowiedzialna?

– Nie, to właściwie ja, bo źle ją odbiłem.

Słomkowi patrzyli załamani jak mężczyźni wciągnęli Luffy’ego do restauracji. Naprawdę… ich kapitan był zbyt prostolinijny dla swojego własnego dobra.

– Więc… co teraz robimy? – spytała Kaya, patrząc po towarzyszach.

– Czekamy na wieści – odparł na to Zoro, wzruszając ramionami i siadając przy maszcie.

***

Grali w karty, gdy jeden z kucharzy przyszedł przekazać im nowiny o Luffy’m. Miał blond włosy i wydawał się zadowolony jedynie z faktu, że dzięki temu mógł bezkarnie zapalić.

– Czego? – spytał Zoro, rzucając mu nieprzyjemne spojrzenie. Po tej całej akcji ciągnięcia Luffy’ego, jakby to nie marines byli główną przyczyną zamieszania, nie miał zbyt dobrej opinii o pracownikach Baratie.

– Nie bój się, zawracam wasze gówniane tyłki tylko po to, by powiedzieć, że możecie się na razie pożegnać z piractwem, a przynajmniej z kapitanem. Dzieciak ma odpracować u nas rok.

Blondyn wypuścił smugę dymu, obserwując reakcję piratów. Był gotowy na walkę, gdyby do takowej doszło, a szczerze nie wątpił, że do tego to właśnie zmierzało.

Słomiani spojrzeli po sobie, po czym… buchnęli głośnym śmiechem. Kucharz, szczerze mówić, zdębiał. Spojrzał na nich mocno zaskoczony, ponieważ, cholera, czy nie powinni się bardziej tym przejąć?

– W końcu się doigrał! – zawołał jakiś kobiecy głos pomiędzy napadami śmiechu.

– Aż rok? Co on, nawet wynegocjować czegoś dobrze nie umie? – spytał szermierz, wyraźnie do nikogo, uśmiechając się pod nosem.

– Jak idiota… dać się tak wrobić nawet jeśli nie jest się głównym sprawcą – dodał jakiś dzieciak z długim nosem, który pojawił się przy barierce. Następnie kiwnął kucharzowi. – Cóż, dzięki za info. Więc kim on tam u was jest?

– Majtkiem.

Na to stwierdzenie piraci zanieśli się jeszcze większym śmiechem, długonosy prawie wypadł za burtę w dość histerycznym napadzie. 

– Oi, najwidoczniej trochę tu posiedzimy – powiedział rozbawiony szermierz, po czym zeskoczył ze statku. – Lepiej zobaczmy jakie nieszczęście spowoduje tam kapitan.

– Znając go pewnie kuchnia już spalona – mruknął na to Usopp.

– Założę się, że nawet tygodnia z nim nie wytrzymają. – Kaya poprawiła biały kapelusz, który zabrała ze sobą na sytuację, w których miała spotykać się z ludźmi, a nie chciała pokazywać uszu. Miała na sobie też spódnicę, do której paska przytwierdzony był wciąż rapier. Łatwo schowała ogon w tym ubraniu, nawet jeśli będąc piratem wolała nosić spodnie niż coś tak przewiewnego i ograniczającego ruchy.

Kucharz dał się wyminąć piratom, wciąż trochę zaskoczony. Musiał przyznać, że pierwszy raz spotkał się z taką załoga. Kto normalny cieszyłby się z czegoś takiego, spotykającego jego kapitana? To było całkowicie bez sensu. 

***

Tymczasem sprawca zamieszania znajdował się w kuchni, zmywając naczynia. Nie wiedział, po co w ogóle to robić, przecież brudne naczynia się tłucze? Po co to myć skoro i tak potem wyślizgują się z rąk? Chyba że to tylko przez to, że jego dłonie są z gumy… właściwie nie zastanawiał się nigdy nad tym, czy to coś zmienia w takich sytuacjach. 

Tak czy inaczej mył właśnie naczynia, ponieważ majtkowie najwyraźniej nie mogą po prostu siedzieć na krześle i nic nie robić. Ale kucharze znowu mieli do niego jakiś problem! Luffy nie wiedział, o co im znowu chodzi. Przecież robił, co kazali!

– Ty, majtek! Ile żeś już natłukł tych naczyń?! – zawołał któryś, a Luffy odetchnął głęboko. Zrobił taką gafę!

– Przepraszam, zapomniałem policzyć… – powiedział szczerze skruszony, jednak kucharze zdali się tylko jeszcze bardziej źli.

– Za to przepraszasz?!

Luffy miał potem po prostu sprzątnąć, na przykład mył podłogę. Ale kilka osób przewróciło się, bo była cała mokra i w mydle, a do tego podjadał jedzenie z talerzy, więc wywalili go na kelnera, by jedynie zbierał zamówienia.

Naprawdę bycie majtkiem to ciężka sprawa… starasz się jak możesz a i tak nikt twojej ciężkiej pracy nie dostrzega i daje ci coś nowego. Coby pewnie miał podobnie u Alvidy, jak nie gorzej. Luffy faktycznie mógł zacząć mu współczuć i rozumieć, czemu był tak mało pewny siebie. Teraz widział, jak musiał być on traktowany, a kiedy zaczął był przecież wciąż dzieciakiem.

Luffy ukradł komuś kawałek mięsa, po czym przeczesał wzrokiem restaurację w poszukiwaniu stolika, gdzie nie było żadnego jedzenia. Był już w restauracji (razem z Ace’em i Sabo), więc znał się na tych rzeczach i wiedział, że najpierw trzeba powiedzieć, co się chce do jedzenia. Ze strony kelnera było to w sumie ciekawe. Luffy zastanawiał się w jaki sposób kelnerzy nie mylili się i zanosili dania do odpowiednich stolików. 

Nagle jego wzrok przykuły cztery osoby, siedzące przy jednym stole. Jak oni mogli?! Tak bez niego-! 

– Hej, a wy co tu robicie?! – zawołał zirytowany, stając przed swoją załogą.

– No hej, podobno zostałeś majtkiem? – Nami pomachała mu z uśmiechem, na co rzucił jej zirytowane spojrzenie.

– I masz tu zasuwać przez rok? – dodał Usopp, podśmiewując się pod nosem.

– Do bani, nie? Nihihi!

– Może powinniśmy już zmienić banderę? – zastanawiał się głośno Zoro, uśmiechając się półgębkiem w jego stronę. – Ale nie martw się, wrócimy po ciebie za ten rok.

– Jesteście wredni! – zawołał na to Luffy, zdenerwowany. On tu tak ciężko pracuje, a oni po prostu siedzą i czekają na jedzenie?!

Zirytowany wrzucił swojego smarka do napoju Zoro. Niestety nie poprawiło mu to za bardzo humoru, bo szermierz to zauważył i zmusił Luffy’ego, żeby sam to wypił.

– Wyjść z wami do restauracji to wstyd, wiecie? – mruknęła na to Kaya, jednak wydawała się zbyt zadowolona, by to stwierdzenie było w jakikolwiek sposób prawdziwe.

Cóż… przynajmniej nie umierała ze śmiechu jak Nami i Usopp.

Tymczasem przy stoliku koło okna jakiś inny kelner wdał się z kłótnię z tym kapitanem z marines, którego statek praktycznie zniszczyli jeszcze kilka chwil temu. Dlatego Luffy przysunął sobie nogą krzesło z innego stolika i usiadł przy swojej załodze, patrząc z zainteresowaniem na wymianę zdań. Miał nadzieję, że kelner okaże się jednak kucharzem, bo na razie nie wydawał się taki zły. 

– O co im poszło? – zapytał, wskazując głową na teraz już walkę. Chociaż dość jednostronną, bo blondwłosy kelner wyraźnie wygrywał.

– Ah to – mruknęła Nami, patrząc z ukosa na marine.

– Wyrzucił jedzenie, bo nie spodobało mu się, że tamten podrywa jego laskę, a ten szef kuchni się wkurzył, bo zmarnował jedzenie – powiedziała krótko Kaya, znudzona. To wyglądało na krótką walkę.

– Ohh, więc jednak jest kucharzem?! 

– Nie mów mi… – zaczął Zoro, po czym spojrzał z ukosa na blondyna. To był ten sam, który przekazał im wiadomość. Skrzywił się. – To jego chcesz?

– Mmm… jeszcze nie wiem, shishishi! Zobaczę, jaki jest, ale na razie wydaje się w porządku. No i fajnie walczy! 

Zoro wymamrotał coś, co brzmiało podejrzanie jak “jestem na pewno lepszy od niego”, na co Luffy jedynie rzucił mu uśmiech, który jakoś go nie uspokoił. Usopp spojrzał oceniająco na blondyna, ale szczerze na razie nie mógł powiedzieć, czy nadawałby się na ich członka załogi. Nie wiedział, w jaki sposób ich kapitan umiał tak dobrze czytać ludzi.

W tej chwili przyszedł Zeff, i uderzył kelnera-kucharza za walkę z klientem, a po tym jak Luffy powiedział, że to jego kula trafiła w Brataie, wyrzucił też marine.

– To mój nowy szef. Na początku wystraszyłem się, że to przeze mnie stracił nogę ale już był taki wcześniej, shishishishi – wytłumaczył im Luffy, a piraci spojrzeli na wyżej wymienionego z różnym stopniem ciekawości bądź strachu.

W końcu jakim potworem musiał być, by zmusić Luffy’ego do pracy i to na tak długo? Nawet jeśli ich kapitan zamierzał zwiać po zrekrutowaniu kucharza, podporządkowanie się czyimś rozkazom po prostu,... nie brzmiało jak on. W końcu to Luffy był pierwszy do łamania wszystkich zakazów i robienia tego, co chce. Czy to nie dla tej wolności wypłynął w morze?

Nagle do restauracji wpadł jeden z marine, ubranie miał całe we krwi i wyglądał jakby zobaczył ducha. Luffy spojrzał sceptycznie na Zoro.

– To nie byłem ja – odparł ten zirytowany. – Głównie niszczyłem statek.

– Kapitanie Fullbody! Nasz więzień! On uciekł! – zawołał marine, po czym zatrzymał się i rozejrzał. Gdy jego spojrzenie trafiło na Luffy'ego, ten pokazał na podłogę. Marine zrobił się jeszcze bardziej blady, od razu klękając przy prawie nieprzytomnej postaci jego przełożonego, leżącego pod jego nogami. – Ah panie kapitanie! Co się panu stało?!

– Pewnie głupota, ale z tym się już urodził – mruknęła Kaya, a Słomkowi zachichotali. Marine przeniósł na nich szalone spojrzenie.

– Nie dość, że całkowicie zniszczyliście nasz statek, sprawiając tym, że więzień uciekł, to jeszcze się z tego śmiejecie?! Nie-

Marine nie dokończył. Ktoś go postrzelił, przez co padł obok Fullbody’ego. Już po chwili w drzwiach pojawiła się kolejna osoba.

– Oooh pirat – powiedział Luffy, nie zwracając uwagi na to, co się właśnie wydarzyło.

– To ten, co go niby uwolniliśmy? – spytała Nami, patrząc na niego sceptycznie.

– Wygląda, jakby zaraz miał sam paść – dodał Usopp, a Kaya zmrużyła oczy.

– Myślę, że to niedożywienie – orzekła, na co Luffy dokładniej przyjrzał się mężczyźnie.

Ten opadł na krzesło przy jednym ze stolików, w dość bliskim sąsiedztwie ich. Klienci restauracji wstrzymali oddech, patrzą to na pirata, to na obsługę restauracji. Nami natomiast rzuciła mu spojrzenie, po czym spokojnie wzięła swój kieliszek i dokończyła picie koktajlu. Usopp wyciągnął karty, zaczynając grę z Kayą i Zoro, a Luffy po prostu bujał się na krześle, dłubiąc przy okazji w uchu i wydając przy tym bardzo głośne odgłosy skrzypienia. Wszyscy powoli przenieśli na nich swoje spojrzenia.

– Przestańcie być tak spokojni! – wrzasnął w końcu któryś z klientów, przez co Luffy spadł do tyłu z głośnym trzaskiem.

– 50 belli dla mnie – mruknął Usopp, na co Kaya jęknęła głośno.

– Czemu zawsze wygrywasz?!

– Co tym razem? – spytała Nami, zaglądając dziewczynie w karty i podmieniając szybko czerwoną szóstkę na króla.

– Czy idiota kapitan zleci z krzesła, czy nie. Obstawiłem, że tak.

– Hej, to było niemiłe! – wrzasnął na to Luffy ze swojego miejsca na podłodze. – Czemu obstawiasz przeciwko mnie?!

– Oddam ci połowę mięsa następnym razem.

– Oooh, dzięki! – Luffy natychmiast poderwał się na nogi, w jednej chwili przestając się dąsać.

– Przestańcie wystawiać tutaj ten swój cyrk! A ty kelner, co się lenisz?! – zawołał blondwłosy kucharz, kopiąc Luffy’ego w głowę.

– Ale nikt teraz nic nie zamawia?! TO JEST ZNĘCANIE SIĘ NAD PRACOWNIKAMI!

– JA CI DAM ZNĘCANIE SIĘ, TY MAŁY--

– Ja zamawiam – przerwał im pirat, podnosząc dłoń. Rewolwer w drugiej ręce pokazywał, że to bardziej rozkaz niż cokolwiek innego.

Luffy rozjaśniał, od razu do niego przyskakując i wyciągając notatnik (trzymał go do góry nogami, na co mężczyzna jedynie uniósł brew w niedowierzającym geście).

– Więc co chcesz zamówić?

– Stop, stop, stop! – wrzasnął na niego Patty (ten sam, który był zły o naczynia, to jak sprząta i w ogóle wszystko!), a Luffy rzucił mu zirytowane spojrzenie.

– No co?! Miałem zbierać zamówienia, tak?!

– Nie od takich ludzi!

Lufy przy tym zdębiał. Spojrzał na Patty’ego, później na pirata i znowu na Patty’ego.

– Ale ty wiesz, że ja też jestem piratem, prawda?

– NIE O TO TUTAJ CHODZI! – wrzasnął Patty, uderzając go w głowę i odpychając, by dostać się do “klienta”.

– Wredny – syknął Luffy, wystawiając w jego stronę język. Następnie poszedł prosto do Zeffa. – Szefie, twoi pracownicy mają problemy z agresją.

– JA CI DAM PROBLEMY Z AGRESJĄ!

– Chcę cokolwiek, ale gulasz z wołowiną nie brzmi źle. – Pirat znowu im przerwał, tym razem miał w rękach menu. Prawdopodobnie sprawka Nami, jeśli jej uśmieszek mógł cokolwiek powiedzieć (oh, oglądanie tego było tak zabawne). Blondwłosy kucharz natomiast właśnie obrócił się na pięcie, idąc w stronę kuchni.

– Skąd do cholery masz menu- nie, czekaj, NIE ZAMAWIASZ JESZCZE. Od ludzi takich jak ty najpierw sprawdzamy, czy mają czym zapłacić. Więc?

– Płacę czystym ołowiem – odparł tamten, przyciskając Patty’emu rewolwer do skroni.

– Czyli nie masz kasy.

I w tej samej chwili Patty wyprowadził atak. Pirat nie zdążył zauważyć, co się dzieje (prawdopodobnie przez stan, w jakim był), gdy został wbity w podłogę. Luffy gwizdnął cicho. Cholera, ten staruszek był jednak silny.

Luffy’emu nie podobała się walka, która wywiązała się między piratem a Patty’m. Kucharz po prostu się na nim wyżył i wyrzucił z restauracji tylnymi drzwiami. Luffy mógł teraz na własne oczy zobaczyć, jak mogły skończyć się wypady jego z braćmi do restauracji, gdy uciekali nie płacąc. 

(Cieszył się, że Sabo i Ace zawsze zdążyli go wyciągnąć nim zrobiło się zbyt gorąco)

Ale nie wtrącał się, ponieważ to właściwie nie była jego sprawa. Słomiani również pozostali cicho, jedynie rzucając zirytowane spojrzenia na kucharzy i zbyt podekscytowanych klientów. Luffy mógł powiedzieć, że zapłacą za pirata, a Nami pewnie by nie protestowała za bardzo. Ale blondwłosy kucharz jako jedyny był aktualnie w kuchni i Luffy się zainteresował.

Jak on znowu miał? Pamiętał, że Zeff jakoś do niego wołał. Sanji?

Luffy wymknął się z sali, zaprzestając zbierania zamówień (i tak nie było żadnych nowych klientów, a to było tak nudne). Trafił na tyły restauracji akurat w odpowiednim momencie, by zobaczyć, jak Sanji podaje piratowi gulasz, który ten chciał wcześniej zamówić.

Luffy przez chwilę stał zaskoczony. Wcześniej nie zwracał na to uwagi, ale haki pirata było inne. Wyglądało to trochę jak ta sprawa z owocem Buggy’ego. Postanowił później przyjrzeć się też temu, teraz była ważna sprawa z Sanjim! 

– Hej, zostań moi kucharzem! – zawołał, na co obaj mężczyźni odwrócili się w jego stronę.

– Co do cholery-- co ty tu robisz?!

– O, kelner – rzucił pirat, a Luffy zachichotał, przeskakując do nich z tarasu prosto na balustradę i tam siadając.

– Dokładniej Monkey D Luffy, człowiek, który zostanie królem piratów. I jedynie chwilowo tutaj odpracowuję.

– A więc to ty jesteś tym głośnym dzieckiem, z którym przed chwilą walczyli marines. Gin.

– Sanji – dodał kucharz po chwili, gdy oboje na niego spojrzeli. 

– Super. Więc zostaniesz moim kucharzem?

– Odmawiam. Mam ważny powód, żeby dalej tu pracować.

– Odmawiam twojej odmowie.

– To tak nie działa! Może byś posłuchał, co ja mam na ten temat do powiedzenia?! – Sanji rzucił mu zirytowane spojrzenie, a Luffy wzruszył ramionami.

– To jaki jest ten twój ważny powód?

– Nie twoja sprawa.

– TO CO ŻEŚ KAZAŁ MI SŁUCHAĆ?!

Luffy z Sanjim kłócili się przez kilka chwil, gdy nagle doszło do rękoczynów, ponieważ Sanji obraził kapelusz Luffy’ego i obaj zaczęli tarzać się po pokładzie.

– Więc dzieciaku, wypływasz na Grand Line? – spytał w pewnym momencie Gin, przez co zatrzymali się i spojrzeli w jego stronę. Lufy od razu odskoczył od Sanjiego, siadając bliżej drugiego pirata.

– Tak! A co, wiesz coś o Grand Line?

– Skoro szukacie kucharza, to pewnie nie masz zbyt dużej załogi? – Luffy dąsał się przez kilka sekund na to, że ominął jego pytanie, jednak zaraz na powrót się rozjaśnił.

– Sześciu razem z tym tutaj – powiedział, wskazując na Sanjiego.

– Nie jestem w twojej gównianej załodze, idioto! – wrzasnął na to kucharz, jednak Luffy jedynie się zaśmiał. Nie pocieszające.

– W takim razie nawet nie myślcie o Grand Line. Jestem piratem z załogi Don Kriega, z całej naszej floty… ostał się tylko jeden statek.

– Cała flota została zniszczona?! – zawołał Sanji, patrząc z niedowierzaniem na mężczyznę.

Luffy natomiast siedział wyjątkowo cicho, czując natłok emocji Gina. Było mu szkoda drugiej załogi, ale był pewny. Popłynie na Grand Line i znajdzie Shanksa. Jak będzie mógł oddać mu kapelusz, jeśli nigdy tam nie trafi?

– Przykro mi – powiedział szczerze, schylając delikatnie głowę w ramach hołdu za poległych. – Ale jestem dość uparty, shishishi! Mam coś do zrobienia w Grand Line oprócz znalezienia One Piece’a. 

– Cóż, ostrzegałem. Nie będę więc cię zatrzymywał.

– Shishishi. Jestem silny, więc nie musisz się tak martwić!

– Nie martwię się, idioto! 

___
jako że ktoś to faktycznie czyta i dodał komentarz pod ostatnim rozdziałem, wstawiam od razu następny.

wygląd kayi w syrup village arcu ^

pomijając ten wielki ogon. jest powiększony ze względów artystycznych i dlatego, że po prostu wygląda fajnie

pomysł był, żeby robić arty do każdego rozdziału, ale żadnego nie kończyłam na czas więc koniec końców wstawiam tylko wygląd kayi XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro