Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Spotkanie Kayi - dziewczyny-lisa!


Luffy patrzył z ciekawością na dziewczynę z okna. Przez podekscytowanie ledwo mógł stać w miejscu, czekając na jej odpowiedź. Pachniała jak Usopp, tylko silniej, więc był pewien, że to ona zostawiła na chłopaku swój zapach. Musiała być taka jak Luffy!

Nigdy nie sądził, że tak szybko podczas swojej podróży spotka kogoś takiego...

– Cześć. Jestem Kaya, właścicielka posiadłości, na którą wtargnąłeś, przyszły Królu Piratów – odparła z uśmieszkiem, na co on odpowiedział tym samym, unosząc kąciki ust.

– Przyszliśmy, ponieważ chodzą słuchy, że masz statek, który moglibyśmy pożyczyć?

– Oh, doprawdy? Prawdopodobnie mam jeden, jednak co możesz mi za niego dać?

Trójka, stojąca obok, patrzyła na nich w ciszy. Tak jak Zoro i Nami nie sądzili, by takie zachowanie pasowało Luffy'emu, tak samo Usopp jakoś nie mógł uwierzyć, że Kaya zachowywałaby się tak przy kimś obcym i potencjalnie niebezpiecznym.

To wyglądało jak spotkanie dwóch starych znajomych po latach, mówiących jakimś dziwnym kodem.

– Jesteś śmieszna, shishishi!

– To ty to zacząłeś, Królu Piratów Luffy, nihihihi!

– Nie, czekajcie, stop! Nie zachowujcie się, jakbyście znali się już wcześniej! – zawołała Nami, chcąc zakończyć tę dziwną rozmowę.

– Oh, właśnie. To Zoro, mój szermierz i pierwszy oficer. A to Nami, moja nawigatorka – Luffy pokazał na członków swojej załogi, a Kaya machnęła ręką w ich stronę w ramach powitania.

– Tamten to Usopp, mój przyjaciel, ale wy już się znacie.

– Tak. Co do tego statku-

Luffy nie zdążył dokończyć zdania, gdyż zza ściany domu wyszedł wysoki mężczyzna w stroju lokaja, od razu mu przerywając. Niegrzeczny.

– Co wy tutaj robicie?! – wykrzyknął, podchodząc do piratów i Usoppa.

– Eh? A ty co za jeden? Mamy sprawę do Kayi. – Luffy spojrzał na niego nieprzyjemnie. Ta osoba nie wydawała się ani trochę godna zaufania, zdawał się ukrywać swoje prawdziwe, niegodziwe uczucia w sobie. Tak, jakby chciał wypaść na lepszego niż jest w rzeczywistości.

Luffy nie lubił takich ludzi. Nie przynosili oni niczego dobrego.

– Kto wam pozwolił wejść na teren rezydencji?

Mężczyzna stanął tuż przed Luffy'm, na co ten spojrzał na niego twardo.

– Jesteśmy piratami. Nie potrzebujemy żadnego pozwolenia.

– Spokojnie, Klahadore, oni-

– Wybacz, panienko, ale wytłumaczy to panienka gdy już się z nimi rozprawię. – Mężczyzna przerwał Kayi, po czym przeniósł swoje spojrzenie na Usoppa. – Ten chłopak również się z nimi zadaje... niedaleko pada jabłko od jabłoni, czyż nie? Od początku mówiłem, że nic dobrego nie wyniknie z trzymania go tak blisko, jednak panienka i panienki rodzice wydawaliście się nie zwracać uwagi na niebezpieczeństwo. A teraz on sprowadził do nas tych nieokrzesanych ludzi. Jest takim samym brudnym, tchórzliwym piratem jak jego ojciec.

Usopp spojrzał na kamerdynera ze złością. Swoje trzęsące się ręce zacisnął w pięści. Klahadore zawsze próbował wyprowadzić go z równowagi, jednak Usopp z łatwością go zbywał. Nie obchodziło go to, co ktoś myśli na jego temat, jeśli nie jest jednym z jego przyjaciół. Teraz jednak ten obraził jego ojca. Jakby mógł przepuścić coś takiego!

Nie zdążył jednak nic zrobić, gdyż to Luffy pierwszy zabrał głos.

– Oi, Kuro coś tam! – Kamerdyner wzdrygnął się na przezwisko, przez co Zoro z Nami spojrzeli na niego uważniej. Zoro od początku trzymał katany w pogotowiu, teraz też Nami sięgnęła po swoją laskę. Jeśli Luffy zamierza zacząć walkę, będą na to zawczasu gotowi. – Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz, ale nie obrażaj Usoppa i Yasoppa! Jego tata jest świetnym strzelcem w załodze Shanksa, wiesz? Lubię go!

– Właśnie, Klahadore! Proszę, przestań! Ci piraci to nasi dzisiejsi goście, co pomyślą o mojej rodzinie, gdy zrobisz taką scenę przed nimi?! – Kaya wyskoczyła przez okno, zgrabnie lądując przed zdziwionym mężczyzną. – Jesteś moim kamerdynerem, to ja tutaj wydaję rozkazy. Nie ty. To moje ostatnie ostrzeżenie.

Luffy patrzył z pewnym siebie uśmieszkiem na dziewczynę. Gdyby nic z tym nie zrobiła, dając robić swojemu podwładnemu to, co mu się podoba, nawet jeśli nie chciałaby, by to robił, zdecydowanie zrobiłaby na nim złe wrażenie. Cieszył się, że Kaya okazała się fajna.

Z drugiej strony Zoro patrzył się z pewnego rodzaju szokiem, gdy ktoś, kogo uznał za zagrożenie, słucha kogoś, wyglądającego tak słabo. Nami również zdawała się zaskoczona, będąc nastawiona na bójkę lub ucieczkę. Kurohadale z jakichś dziwnych powodów przypominał jej wielu piratów, przy których miała jedynie te dwa wybory (zazwyczaj było to po tym jak ich okradła, więc w zasadzie ich reakcja była w pewnym stopniu uzasadniona, ale wciąż).

Usopp natomiast wyglądał na bardzo dumnego wyczynem Kayi, co nie uszło niczyjej uwadze.

– Tak... przepraszam – powiedział Kulahadore, cofając się kilka kroków, z szacunkiem oddając jej władzę nad sytuacją.

Nami mogła od razu zobaczyć jak fałszywy był to ruch.

– Przepraszam za niego. Jest trochę wyczulony na punkcie mojego bezpieczeństwa. Tym bardziej teraz, gdy zostałam sama. – Kaya schyliła lekko głowę w ramach prośby o przebaczenie. Luffy po prostu podszedł do niej roześmiany.

– Jesteś zabawna, shishishi! – zawołał, podczas gdy Nami posłała jej współczujące spojrzenie. Wiedziała jak to jest dorastać bez rodziców.

Może i Kaya miała pieniądze oraz ludzi, którzy mogli ja chronić, jednak Nami była pewna, że jest też samotna. Wydawała się naprawdę szczęśliwa, że może gościć więcej osób niż samego Usoppa.

Właściwie dlaczego nikt inny tu nie przychodził? Nawet "załoga" Usoppa trzymała się raczej z dala od rezydencji, przychodząc tu tylko po Usoppa. Dzieci po drodze powiedziały im, że Kaya nie wychodzi z domu, dlatego to Usopp przychodzi do niej i opowiada jej o jego wymyślonych morskich podbojach. Oprócz niego nikt inny nie jej nie odwiedza.

Nami zastanawia się, czy to przez przytłaczająca aurę Klahadore'a, czy z jakiegoś innego powodu. Może była to różnica majątkowa...

Gdy Nami rozstrzygała tę naprawdę ważną kwestię, Luffy z Kayą w jakiś szalenie pokręcony sposób stali się najlepszymi przyjaciółmi i dziewczyna zaprosiła ich na obiad. Okazało się też, że Kaya jest lisią hybrydą, więc ani ona, ani Luffy więcej nie kryli swoich zwierzęcych cech. Następnie jakimś cudem Luffy zjadł więcej niż cała reszta razem wzięta, mimo iż już wcześniej wyżarł całe zapasy karczmy.

Nami zaczęła się teraz bardzo obawiać o ich budżet.

– Skoro Usopp jest tak blisko z waszą rodziną, to czy nie stawia to go wyżej w hierarchii niż Klahadore'a? – spytał Zoro. Temat chwilę temu ze statku zszedł na relację Kayi i Usoppa. Okazało się, że przyjaźnią się już odkąd byli dziećmi, a Usopp zaczął prawie codziennie do nich wpadać niedługo po tym jak zmarła jego matka.

– Cóż... właściwie tak, dlatego nic nie mógł zrobić. Moi rodzice uratowali Klahadore'owi życie, a on ma jakiś uraz do piratów, więc gdy dowiedział się o tacie Usoppa, zaczął być podejrzliwy. Bardzo zależy mu na tym, by spłacić swój dług. Nie chce, by coś mi się stało na dodatek teraz, kiedy moi rodzice nie są tu ze mną.– Kaya dziurawiła widelcem swój kawałek ciasta, nie patrząc na nikogo.

– Hah! Ale jako że jestem Wielkim Kapitanem Usoppem, nie dam się tak łatwo! – Chłopak szybko wtrącił, od razu rozweselając atmosferę. – Przez te lata do tej pory nie znalazł na mnie żadnego haka. A mówiłem wam, co zrobiłem jako mały chłopiec...

Luffy roześmiał się. Usopp tak bardzo przypominał Yasoppa! Obaj opowiadali świetne historie. Luffy bardzo chciałby wysłuchać tej chłopaka, jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju.

Kaya kłamała.

A raczej nie do końca kłamała, co nie mówiła całej prawdy. Luffy mógł wyczuć jej wewnętrzny konflikt, ale coś jeszcze, co pozostawiało go czujnym. Dziewczyna bała się swojego kamerdynera. Była to mieszanina strachu i nadziei, coś takiego, co Luffy czuł od bandytów, gdy dowiedzieli się, że Sabo miał wypadek. Chociaż wtedy nie miał haki, wyraźnie widział to w ich oczach. Strach oraz nadzieja, że nie stało się jeszcze najgorsze. Taką samą minę miał Ace, gdy powiedział mu swój sekret.

Luffy stwierdził wtedy, że nie lubi tej mieszanki emocji. Towarzyszą jej zawsze nieprzyjemne zdarzenia.

***

Trójka dzieci tworząca załogę Usoppa chodziła po wyspie raczej niepocieszona. Tego dnia mieli co prawda wiele wrażeń (spotkali piratów i prawie uwierzyli, że zjedli oni ich kapitana! A potem nawet zaprowadzili ich do rezydencji), jednak bez Usoppa było... nudno. Nie mieli nic do roboty i tylko czasami patrzyli w stronę rezydencji z zazdrością. Kaya zabrała im i Usoppa, i piratów! To były jedyne atrakcje, które mogli znaleźć na tej wyspie!

Przynajmniej do czasu, aż nie spotkali dziwnego człowieka, idącego tyłem. Udało im się ukryć w krzakach, zanim zdołał ich zauważyć, dzięki czemu mogli niepostrzeżenie go śledzić. Kapitan na pewno zzielenieje z zazdrości, jak mu o tym powiedzą!

– Myślicie, że jest... opętany? – szepnął Ninjin, a jego dwójka przyjaciół spojrzała na niego z przerażeniem.

– No co ty, przecież to niemożliwe! – zauważył Piiman, jednak nie wydawał się zbytnio pewny siebie.

– A co jeśli diabelskie owoce istnieją i to ich sprawka...? – Tamanegi sam wzdrygnął się na swoje oświadczenie. Całą trójkę przeszły ciarki.

– Ale jesteśmy Piratami Usoppa! Nie boimy się takich bajek!

– Tak!

– Musimy dowiedzieć się, co on knuje!

Takim sposobem trójka dzieci przypadkiem dowiedziała się o planie Klahadore'a oraz jego prawdziwej tożsamości.

***

– Myślę, że zostaniemy tu jeszcze z dzień lub dwa – powiedział nagle Luffy, prawdopodobnie przerywając opowieść Usoppa, jeśli jego obrażone spojrzenie mogło cokolwiek powiedzieć.

Jego załoga, przyzwyczajona już do tego, jak działa ich kapitan (to znaczy, jak bardzo oderwany od rzeczywistości może czasami być), jedynie wzruszyła na to ramionami.

– Przydałoby się kupić alkohol na podróż... i inne zapasy – dodał Zoro po chwili, czując jak wiedźma siedząca obok niego wierci w nim dziurę swoim spojrzeniem.

– Oh, to wspaniale! – Kaya klasnęła zadowolona w ręce.

– Możesz przenocować Nami, prawda?

– Huh...? A, tak, jasne, że mogę! Koło mnie jest wolny pokój!

– Co..? Luffy?! – Nami spojrzała zdziwiona na swojego kapitana, po czym zwróciła się z powrotem do Kayi. – Nie trzeba, naprawdę! W łódce mam swoją własną kajutę i w ogóle, naprawde-

– My zrobimy sobie z Zoro biwak w lesie! To będzie na pewno świetna przygoda! A Usopp może nam opowiedzieć wtedy więcej historii!

– Huh? Ah, oczywiście, Wielki Kapitan Usopp podzieli się z wami swoją wspaniałą wiedzą i przygodami, których doświadczył!

Nami spojrzała na Luffy'ego czując się dziwnie zdradzona. Nie obchodziło jej gdzie spała (szczerze, zdarzały się gorsze miejsca), więc czemu teraz jako jedyna została oddzielona od grupy?

Luffy jednak nie dał jej dłużej nad tym myśleć, bo wyciągnął ją z pomieszczenia.

– O co w tym chodzi, co? Też mogę spać na dworze – syknęła do niego. Starała się zachowywać cicho, skoro Kaya miała prawdopodobnie tak samo wyczulony słuch jak Luffy.

– Nie o to mi chodzi. – Chłopak rozejrzał się i wszedł do jakiegoś losowego pomieszczenia. – Mam dla ciebie zadanie – powiedział, ściszając swój głos do szeptu.

To do razu zwróciło uwagę nawigatorki. Miała rację! Każdy pirat jest taki sam, a Luffy po prostu umie bardzo dobrze się kryć! Pewnie teraz chce okraść dziewczynę, mimo tego w jakiej jest sytuacji.

– Musisz bronić Kayę.

Co?

Nami zamrugała, po czym spojrzała w szoku na zadziwiająco twarde spojrzenie jej kapitana.

– Coś tu jest nie tak. Myślę, że może być w niebezpieczeństwie przez tego Kuro coś tam. Nie możemy zostać wszyscy, nikt nie wpuściłby piratów do swojego domu. Dlatego my będziemy niedaleko, w lesie tuż obok rezydencji. Wystarczy że ją do nas przyprowadzisz, jeśli coś by się stało. Będziesz ją chronić w ten sposób do czasu, aż do nas nie dołączy. – Luffy potargał swoje włosy w geście niepewności. – Nie jestem tak dobry, jak bym chciał, ale mogę wyczuwać ludzi i ich emocje. A ten Karo na pewno coś knuje. Nie chcę, by stało się to samo, co wtedy z tym lwem. Jestem silny po to, by być w stanie bronić swoich przyjaciół, więc to zrobię. Teraz od tego myślenia boli mnie głowa – dodał na końcu zirytowany. Wyglądał jak bardzo obrażony kot, z uszami położonymi płasko i ogonem machającym na wszystkie strony w niezadowoleniu.

Nami uśmeichnęła się i potargała mu włosy.

– Hej, co robisz?!

– Nie martw się kapitanie. Ochronię ją do czasu, aż nie wkroczysz na scenę. Po prostu zostaw to mi!

Jak mogła kiedykolwiek pomyśleć, że Luffy byłby taki sam jak jakikolwiek inny pirat?

***

Trochę później trójka piratów wraz z Usoppem wróciła na łódkę. Wyszli niedługo po tym, jak Klahadore przyszedł do rezydencji z zakupami. Mimo, że Kaya nic im nie powiedziała, czymś oczywistym był fakt, że została w domu z jego powodu. Nie chciała więcej kłótni i mogli to uszanować, nie zamieniając z kamerdynerem ani słowa. Po prostu jak najszybciej zniknęli z jego pola widzenia.

– Czekaj, więc mówisz mi, że sama kierujesz dwoma łódkami? – spytał z niedowierzaniem Usopp, patrząc na Nami, która to zaśmiała się z dumą.

– No jasne! Ci idioci za nic nie znają się na kierunkach!

Jakby dla potwierdzenia jej słów, Luffy, który akurat wychodził z pudłem zawierającym jej rzeczy, które brała z sobą do rezydencji, powiedział:

– Północ jest tam, gdzie jest zimniej! Shishishi.

– Widzisz? A ten drugi to jeszcze większy idiota.

– Nie gubię się! To nie moja wina, że wioska zmieniła miejsce! – zawołał na to Zoro, leżący gdzieś na dnie mniejszej łódki.

– Czekaj, przecież sam teraz przyznałeś... Yiiiik! – zaczął Usopp, po czym wydał z siebie jakiś przestraszony dźwięk i schował się za Nami.

– Jesteś śmieszny, shishsihsi! Hej, Nami, coś jeszcze bierzesz?

– Nie, to tyle. Daj to, kapitanie, sama zaniosę. Lepiej weźcie swoje rzeczy na ten wasz biwak. – Tutaj mrugnęła w stronę Luffy'ego, na co chłopak się wyszczerzył. – No i pamiętajcie, żeby trzymać się Usoppa, bo się zgubicie~

– Hej! Tylko Zoro się gubi!

– NIE gubię się!

Usopp patrzył na piratów trochę skołowany, jednak po chwili wybuchnął śmiechem.

– Jesteście strasznie zabawni, chłopaki.

Może nie byli to piraci, jakich wyobrażał sobie jak był mały, ale dla niego byli to najfajniejsi piraci, jakich mógł kiedykolwiek spotkać.

– Shishishi! Dopiero zobaczysz jak zabawnie będzie, gdy zdobędziemy większą załogę. A już w ogóle jak będzie muzyk! Piraci kochają imprezy, na których się śpiewa! – Luffy znalazł się tuż obok Usoppa, obejmując go wydłużonym ramieniem. Ten zdawał się nie domyślać, o co mu chodzi, jednak Zoro podśpiewywał się z niego pod nosem.

Czyli to pewne, że Luffy chce tego kłamiącego chłopaka. Prawdopodobnie jego dziewczynę, czy kimkolwiek Kaya dla niego była, też. Jest taka jak Luffy, więc nic dziwnego.

– A kogo oprócz muzyka chcesz jeszcze w załodze? – spytał w końcu Usopp, gdy już wyplątał się z uścisku nowego przyjaciela.

– Huh? Nie wiem. – Luffy zamknął oczy i zamyślił się – Buggy mówił, że przydadzą mi się doktor, pielęgniarka, kwatermistrz, oficer łączności no i kuk, więc myślę, że na początku skupię się na większości z nich, ale głównie zależy mi na zdobyciu fajnych ludzi, którzy mnie zaakceptują. Nie obchodzi mnie czy są silni, czy słabi, ani jaką przeszłość mieli. Ważne, że będą przy mnie od momentu, w którym dołączą, shishishi.

Usopp pokiwał ze zrozumieniem głową. Chociaż fakt, że Luffy znał się z Buggy'm, jednym z najsilniejszych piratów na East mocno go zdziwił. Uznał jednak, że to pirackie sprawy, w które nie powinien się wtrącać.

Dobrze wiedział, jak młody kapitan mógł się czuć. Kaya też nie miała innych przyjaciół prócz jego i pragnęła nowych znajomości. Usopp był wdzięczny Luffy'emu, że teraz dziewczyna ma też jego i jego załogę. Ludzi, którzy mogliby ją w pełni zaakceptować nie było wielu. Usopp nieraz słyszał, jak rodzice opowiadali swoim dzieciom bajki o różnych "potworach". Ludziach z kłami i pazurami. Że jak nie będą się dobrze zachowywać, to przyjdą i je zjedzą.

Nawet nie wiedzieli, że mieli takich wokół nich. Że taka była jedna z najbardziej lubianych rodzin w wiosce, która pomagała każdemu choremu. Jak ironicznie.

Przez chwilę Usopp pomyślał, że może, ale tylko może, mógłby dołączyć do tej załogi. Ale przecież nie zostawi Kayi, a ona nie może od tak wyruszyć w morze, prawda?

Z zamyślenia wyrwał go wesoły głos Luffy'ego.

– Hej, Zoro! Chodź, bo cię zostawimy, shishishi! – Pomachał w stronę szermierza, już będąc na lądzie i wyczekująco przebierając nogami.

Usopp zauważył, że jakimś dziwnym trafem miał w rękach większość rzeczy piratów, podczas gdy Luffy nie niósł nic, a Zoro przyjął na siebie obowiązek opieki nad alkoholem. Cóż, nie żeby mieli przy sobie jakoś dużo. Ich majątek wyglądał raczej licho w porównaniu z jego wyobrażeniami.

– Idę, idę – wymruczał na to szermierz, podnosząc się i biorąc połowę koców od Usoppa.

Ruszyli w stronę lasu. Luffy na przedzie machał wesoło rękami, już opowiadając, jak to mogą przeżyć tej nocy wspaniałe przygody, Usopp wraz z Zoro szli jedynie kawałek dalej. Cała trójka miała wyśmienite humory, których nie można było łatwo zepsuć.

***

– Kapitanie! Kapitanie!

Luffy zatrzymał się i spojrzał na trójkę wystraszonych dzieciaków, która właśnie wybiegła zza zakrętu. Przez chwilę zastanawiał się, kto to mógł być, po czym przypomniał sobie małych przyjaciół Usoppa.

– Huh? Coś się stało? – spytał ten, wychodząc na przód grupy.

– Klahadore to pirat! On i jego załoga chcą zaatakować miasto i porwać panienkę Kayę! Mówiliśmy to wszystkim, ale nikt nam nie wierzy!

Usopp przez chwilę stał jakby wmurowany. Następnie roześmiał się, nieco histerycznie.

– Nie... nie, nie, nie. Nie możecie być poważni. Wiem, że nie przepadacie za Klahadore'em, ja też, ale-

– Nie kłamiemy! Kapitanie, ty też nam nie wierzysz?!

Trzy oceniające spojrzenia padły na Usoppa, który skulił się nieco.

– To... to nie może być prawda, dlaczego mieliby ją porywać? – Chłopak przyłożył drżącą dłoń do twarzy, próbując jakoś się uspokoić i zetrzeć pot spływający mu po czole. Nagle jakby coś sobie uświadomił, bo zastygł w miejscu. – Nie może chodzić o to... prawda? – szepnął, po czym spojrzał przerażony na swoich dwóch pirackich kompanów. – C-cóż! W-widzicie nastąpiły pewne zdarzenia i Wielki Kapitan Usopp nie może towarzyszyć wam już dzisiaj, ale spokojnie, zaraz uporam się z Klahadore'em i jego załogą, hahaha.

Nawet dla niego jego śmiech brzmiał sztucznie.

– Będziesz z nim walczył, kapitanie?!

– Wierzysz nam?

– Ha! Jeden nędzny były pirat to nic-c dla Kapitana Usoppa. Przecież mówiłem wam o tym, jak pokonałem takich tysiące kiedy miałem tylko osiem lat. Nic mi nie będzie, wy musicie obronić swoją rodzinę i schować s-się gdzieś!

– Tak! Postaramy się wziąć z sobą też resztę miasteczka!

– No to już! Biegnijcie!

Gdy trójka dzieci zniknęła, Usopp opadł na ziemię, oddychając szybko, jakby właśnie przebiegł maraton.

– Hej, żyjesz? – Luffy kucnął obok niego, przekrzywiając głowę.

Zoro na to uderzył go pochwą jednego z mieczy w czoło, przez co ten przechylił się i upadł na plecy. Kapelusz opadł mu na czoło, zakrywając tym samym oczy.

– Muszę powiedzieć wszystko Kayi. Sorry, chłopaki. Zrobimy sobie imprezę jak już to wszystko się skończy – powiedział niepewnie Usopp, na co Zoro uniósł brew.

– Naprawdę zamierzasz walczyć z nim sam?

– Tak, nie, nie wiem? Zabiorę Kayę w jakieś bezpieczne miejsce, by się ukryła i spróbuję przekonać wieśniaków, by też uciekli. Chociaż pewnie mnie nie posłuchają... dlatego muszę po prostu sprawić, by to wszystko było kłamstwem. Jak zawsze.

Usopp zachichotał nerwowo, po czym wstał energicznie. Może to zrobić. Może ich wszystkich obronić, musi. To przez niego wieśniacy nie wierzą już w żadne ataki piratów i przez niego nie wierzą, gdy ich dzieci mówią coś takiego. W końcu przyjaźnią się z nim. Nawet on sam na początku im nie uwierzył. To było po prostu niedorzeczne! Czemu Klahadore miałby przez tyle lat udawać?

Nie był głupi. Wiedział, że rząd polował na takich jak Kaya. I nie tylko rząd. Ludzie mogli dać naprawdę dużo pieniędzy za kogoś ze zwierzęcymi cechami.

Usopp miał wrażenie, że nigdy nie zrozumie, jak Kaya i Luffy wciąż zdawali się być szczęśliwi i pełni energii mimo tego, w jakiej sytuacji byli. Mimo tego, że cały świat polował na nich za coś, za co nigdy nie byli odpowiedzialni.

(Usopp coraz częściej przyłapywał się na płynącej w jego żyłach nienawiści do rządu... a najgorsze jest to, że już przestało mu to przeszkadzać. Już nie polegał na marines, na sprawiedliwości i tych wszystkich kłamstwach.

Po prostu... chciał żyć. I chciał, by jego najbliżsi również mogli to robić bez strachu o to, że ktoś odkryje ich tożsamość. Czy to naprawdę tak wiele? Czy Kaya naprawdę nie mogła mieć normalnego życia?)

Nagle Luffy podskoczył i spojrzał przerażony na Zoro.

– Musimy się pośpieszyć i kupić mięso zanim właściciel ucieknie! – zawołał, na co szermierz schował wyciągnięty już miecz, patrząc na swojego kapitana z rosnącym zirytowaniem.

– Tym się teraz przejmujesz?! Jutro może już nie żyć! – Usopp spojrzał na niego, samemu będąc na skraju histerii.

– Więc czemu nie poprosisz nas o pomoc?

Usopp stał przez chwilę w bezruchu, patrząc bezczynnie na nastolatka w słomkowym kapeluszu. Następnie, jakby wiadomość wreszcie dotarła do jego świadomości, drgnął i spojrzał na obu piratów z rosnącym zdumieniem.

– A pomoglibyście mi?

– Shishishi! Zadajesz głupie pytania, Usopp. Oczywiście, że tak! – Luffy zaśmiał się i spojrzał na Zoro, jakby sprawdzał, czy szermierz ma z tym jakiś kłopot. Ten na to jedynie kiwnął głową, co zdawało się wystarczyć Słomkowemu, bo jego twarz rozjaśnił jeszcze większy uśmiech.

– Ale... to przecież nie wasza wioska. Nie musicie jej bronić – zauważył Usopp, niepewnie, jakby myślał, że rozmyślą się gdy tylko o tym wspomni..

– Ale ty i Kaya jesteście przyjaciółmi! Jeśli chcecie, żebym pomógł, to pomogę!

Po tym Luffy, jakby to była najbardziej normalna rzecz jaką mógł w tej chwili powiedzieć, zaczął iść w stronę rezydencji, nie wyjaśniając już niczego więcej.

– Przecież ryzykujesz swoim życiem dla nieznanych ludzi!

Usopp poczuł dłoń na ramieniu, po czym przeniósł spojrzenie na Zoro, który posłał mu pokrzepiający uśmieszek (a przynajmniej Usopp miał nadzieję, że był to "pokrzepiający" uśmiech).

– Luffy może i jest idiotą, ale nie ryzykowałby życia swojego i swojej załogi od tak. Jesteś dla niego ważny i pokazałeś, że sam możesz zaryzykować życie dla tej wioski. To dlatego Luffy chce ci pomóc. A że nie wybiera na swoich przyjaciół byle kogo, to i ja nie mam nic przeciwko. – Szermierz uśmiechnął się pod nosem i poszedł za swoim kapitanem. Usopp zmarszczył brwi, ale zaraz go dogonił (a także sprowadził na właściwą ścieżkę, bo ten nagle skręcił. Naprawdę, co jest z nim nie tak?)

– Czyli... my też jesteśmy przyjaciółmi? – spytał, tak dla pewności. Jednak ten już nie odpowiedział.

Usopp złapał dobry kontakt z Luffy'm, a także coś od razu kliknęło przy Nami. Ale Zoro... był inny. Miał tę całą przerażającą aurę wokół siebie i Usopp jakoś czuł, że nie chciałby zajść mu za skórę. Dlatego nie sądził, by szermierz postrzegał go jako kogoś więcej niż przyjaciela kapitana. A jednak teraz zdawał się przekazywać mu to, że jakoś... Usopp zdobył u niego punkty?

Czy ta chwila odwagi naprawdę wystarczyła? Usopp nie był pewien, w końcu był wspaniałym kłamcą, a najlepiej wychodziło mu okłamywanie samego siebie. Zoro musiał zauważyć jego raczej tchórzliwą naturę (jak każdy, w końcu Usopp nie był ślepy. Widział spojrzenia niektórych rzucane w jego stronę), a jednak dalej starał się go... pocieszyć? Przynajmniej tak to wyglądało.

Ale teraz nie było to najważniejsze. Musieli przekazać wszystko Kayi i przekonać ją do ucieczki.

(Jednak Usopp nic nie mógł poradzić na to, że coraz bardziej lubił tę załogę złożoną z trójki szalonych piratów.)

***

– Hej, już jestem! – Nami zawołała wesoło, podczas gdy kamerdyner Merry zamykał za nią drzwi.

– Nami! – Kaya zbiegła ze schodów ze śmiechem, zerkając na rzeczy, które druga dziewczyna ze sobą przyniosła. – Chodź za mną! Mamy pokój tuż obok siebie, więc w nocy możemy zostać dłużej, by pogadać!

Nami uśmiechnęła się na podekscytowanie o rok młodszej dziewczyny. Kaya była naprawdę urocza, gdy się uśmiechała. Nawigatorka z żalem przypomniała sobie o tym, jak niewielu znajomych miała blondynka. Była dobrą dziewczyną, ale przez to, że była taka jak Luffy, nie mogła zaprzyjaźnić się z nikim oprócz Usoppa.

W końcu każdy mógł okazać się dla niej niebezpieczny. Nami wiedziała jak to jest wbijać komuś sztylet w plecy dla pieniędzy (może nie dosłownie, ale ile załóg zdążyła zdradzić przez ten czas?) i mogła się domyślić, że wielu ludzi pokusiłoby się o te kilka tysięcy belli oferowanych przez kłusowników.

Wtedy przebiegło jej przez myśl pytanie... jakie tak właściwie życie miał wcześniej Luffy? Miała nadzieję, że zdobył jakichś przyjaciół na rodzinnej wyspie...Myślenie, że Luffy mógł nie mieć nikogo... było dziwnie nie na miejscu i jakimś cudem bolało.

– To tutaj! Możesz skorzystać z szafy, szuflad, właściwie ze wszystkiego. Nie mamy zbyt wielu gości, więc ten pokój stał długo pusty, ale Merry specjalnie go dla ciebie przygotował. – Kaya klasnęła w ręce i uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę.

– Naprawdę? Nie trzeba było, serio! – Posłała szeroki uśmiech w stronę kamerdynera w ramach podziękowania, po czym opadła na łóżko. – Takie miękkie! Mogłabym od razu tu zasnąć!

– Nihihi! Nawet nie próbuj! Dzisiaj plotkujemy!

Obie dziewczyny się zaśmiały. Nami nie sądziła nawet, że brakuje jej towarzystwa kogoś w jej wieku i tej samej płci, a tu proszę!

(Właściwie odkąd została Piratką Arlonga zdobyła tylko jedną przyjaciółkę... czasami wciąż myślała, jak jej się powodzi, jednak znając ją, pewne jest, że właśnie była w trakcie oskubywania kolejnego idioty, który dał się jej podejść.)

W tym momencie do pomieszczenia wszedł Klahadore. Kamerdyner zatrzymał się zdziwiony, jego spojrzenie na chwilę ściemniało, jednak szybko wrócił do siebie. Przeskanował Nami oceniającym spojrzeniem, co dziewczyna pozwoliła sobie skopiować, tak samo uważnie patrząc na niego.

– Chyba jestem trochę w tyle. Dlaczego jedna z tych piratów wciąż znajduje się w rezydencji? – spytał i gdyby Nami nie musiała na co dzień spędzać czas z różnego rodzaju kłamcami, nie wyczułaby w tym zdenerwowanej nuty.

– Wybacz, Klahadore! Na śmierć zapomniałem. Panienka Kaya zaprosiła panienkę Nami do siebie, dlatego zostanie z nami do czasu, aż jej kapitan nie postanowi odpłynąć. To doprawdy bardzo sympatyczny młodzieniec, choć mógł zrobić na tobie mylne wrażenie – pośpieszył z wyjaśnieniami Merry, a Nami nie mogła powstrzymać się od myśli, by uważał na to, jakie frazy rzuca. W końcu jeśli drugi kamerdyner jest tak niebezpieczny, jak zakłada to Luffy, Merry może nie mieć wiele szczęścia. A kto wie, może coś takiego byłoby przysłowiowym gwoździem do jego (już literalnej) trumny.

– Nami jest naprawdę miła, więc nie musisz się o mnie martwić, Klahadore! – dodała Kaya, na co ta uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Nie udało nam się oficjalnie poznać, prawda? Jestem Nami, nawigatorka. – Wyciągnęła w jego stronę rękę, którą ten uścisnął, choć trochę zbyt mocno. To było ostrzeżenie.

Dobrze, że Nami już od dawna nie zawraca sobie głowy tego rodzaju ostrzeżeniami.

– Klahadore. Mam nadzieję, że miło spędzisz czas tutaj.

Ich fałszywe, zbyt słodkie uśmiechy pasowały do siebie, pokazując jak to oboje nie mają na myśli tego, co mówią. Nami nie lubiła tego typu sytuacji. A raczej ogólnie nie lubiła wpadać na ludzi, korzystających z podobnych sztuczek, co ona.

Czuje się naga wiedząc, że ktoś może przejrzeć ją tak samo łatwo jak ona jego. Zdecydowanie woli panować nad sytuacją, a ta zbyt łatwo może jej się teraz wymknąć spod kontroli.

Kaya zdawała się zauważyć, że jej gość nie czuje się komfortowo, ponieważ szybko wyprosiła obu panów, by mogły zostać same. Następnie odwróciła się w stronę Nami, podekscytowanie wróciło na jej twarz.

– Chodź, pokażę ci mój pokój!

Nami roześmiała się i dała się złapać za rękę i zaprowadzić na miejsce. Kaya wciąż opowiadała jej o tym, co robi przez większość czasu w rezydencji i jak cieszy się, że może teraz spędzić z nią trochę czasu.

To naprawdę kochana dziewczyna, a Nami postanowiła chronić jej uśmiech. Nie zasługiwała na ten brak przyjaciół, więc Nami postanowiła choć trochę wypełnić tę pustkę w jej sercu (w końcu czasami od razu widać, kiedy osoba, z którą rozmawiasz jest typem, który pragnie mieć wokół siebie wielu przyjaciół. Kaya była kimś takim, a oprócz pracowników miała jedynie Usoppa. To było naprawdę nie fair).

Rudowłosa poświęciła chwilę, by faktycznie skomplementować plan Luffy'ego. Nawet bez potrzeby pilnowania Klahadore'a, chętnie by tu na trochę została, by dotrzymać towarzystwa jasnowłosej. A teraz tym bardziej nie chciała, by fałszywy lokaj zrobił coś dziewczynie.

– To... książki, które czytasz? – spytała zdziwiona, wskazując na półkę pełną jakichś medycznych podręczników.

– Tak! Moi rodzice byli świetnymi lekarzami i sama kiedyś chciałabym pójść w ich ślady! – Kaya w kilka sekund znalazła się obok niej i wyciągnęła jedną z książek. – Tę ukradłam tacie, kiedy byłam mała, nihihi! Przywiózł ją aż z Grand Line! Opowiada o różnych dziwnych chorobach, które tam można spotkać. Ale tata zna ich jeszcze więcej! Opowiadał na przykład o tym, że istnieją różne wyspy na niebie! Mówił, że osoby, które tam mieszkają mogą mieć problemy u nas z oddychaniem, właściwie dostają typowych objawów hiperkapnii.

– Twój tata był na Grand Line? – Pytanie głównie miało odciągnąć Kayę od słowotoku, w który wpadała, gdyż Nami i tak przestawała cokolwiek z niego rozumieć, jednak odpowiedź mogła być naprawdę ciekawa. Nawigatorka szczerze nie spodziewała się, by ktoś z rodziny Kayi pływał po tamtych niebezpiecznych wodach.

– Tak! Był pielęgniarzem i zastępował lekarza na jednym pirackim statku! Super, nie? Ale nigdy nie powiedział mi, co to była za załoga. – Kaya wydawała się dąsać, podczas gdy Nami wciąż jeszcze przetwarzała nowo zdobyte informacje.

– Więc był piratem?

– Tak! Jednym z najlepszych, a przynajmniej tak go sobie wyobrażam. Z tego co wiem był dość dobry z bronią palną i białą, ale nie mówił o tym zbyt wiele. To głównie mama opowiada o nim z tamtych czasów. Podobno kiedyś wpadł na jej rodzinną wyspę, rozkochał ją w sobie i zostawił, by nagle wrócić i zabrać ją ze sobą tutaj. To takie romantyczne! Jak w tych wszystkich książkach!

Kaya roześmiała się, patrząc rozmarzonym wzrokiem gdzieś za Nami. Druga dziewczyna natomiast próbowała coś skleić z tych wszystkich informacji, które niespodziewanie na nią spadły

Więc tata Kayi był piratem, pływał na Grand Line (może razem z załogą również szukali legendarnego skarbu? Na tę myśl oczy Nami rozbłysły chwilę, jednak szybko się opanowała), a także uwiódł jakąś biedną cywilną kobietę, złamał jej serce, ale wrócił i zabrał ją ze sobą, a następnie żyli razem długo i szczęśliwie? No, może nie długo, bo najwidoczniej zmarli przedwcześnie, z tego co dowiedzieli się już wcześniej, ale wszystko inne chyba się zgadzało?

Nami zastanawiała się, kto dobrowolnie dałby się zabrać przez pirata, jednak odpowiedź narzucała się sama: bardzo zakochana osoba. Nawigatorka miała jedynie nadzieję, że bez względu na zawód, ojciec Kayi traktował swoją żonę i córkę jak należy (a jak nie, to że Belle-mere zrobiła z nim porządek w zaświatach).

Jednak Kaya mówiła o nim z taką miłością, że Nami chyba nie musiała się martwić. Najwidoczniej miłość może zmienić nawet pirata (albo był podobny do Luffy'ego i Zoro, ale nie wierzyła, by na tym świecie było zbyt wielu takich piratów)

– To co, może ułożymy sobie fryzury?

Na pytanie Nami oczy Kayi rozbłysły i dziewczyna już rzuciła się w stronę szafki z przyborami do włosów.

– Więc takie rzeczy robią przyjaciółki?!

Nami roześmiała się i usiadła na stołku, kiedy to blondynka zaczęła rozczesywać jej kosmyki. Kiedyś, kiedy jeszcze były małe, robiły tak z Nojiko, więc Nami uznała to za dobry pomysł na spędzenie razem czasu.

̶N̶i̶e̶ ̶ż̶e̶b̶y̶ ̶s̶a̶m̶a̶ ̶w̶i̶e̶d̶z̶i̶a̶ł̶a̶,̶ ̶j̶a̶k̶ ̶d̶z̶i̶e̶w̶c̶z̶y̶n̶y̶ ̶w̶ ̶i̶c̶h̶ ̶w̶i̶e̶k̶u̶ ̶s̶p̶ę̶d̶z̶a̶j̶ą̶ ̶r̶a̶z̶e̶m̶ ̶c̶z̶a̶s̶.̶

***

Dwójka piratów wraz z lokalnym kłamcą znalazła się przy rezydencji, a dokładniej pod oknem Kayi. Luffy z Usoppem jako pierwsi wdrapali się na drzewo, kiedy to Zoro postanowił pilnować sytuacji na dole. Już po chwili długonosy pukał w szybę, a Luffy wyglądał zza jego ramienia, chcąc zobaczyć, czy to coś dało.

– Usopp, chłopaki! Co tu robicie? – Kaya otwarła okno i wyjrzała na nich. Warkocz włosów oplatał jej głowę jak korona, a ona sama ubrana była w białą, przewiewną sukienkę. Z drugiej strony pokoju siedziała Nami, przeglądając kosmetyki drugiej dziewczyny. Jej włosy zostały związane w dwie kitki, każda ozdobiona została przez kwiat. Ona również miała na sobie sukienkę, jasnożółtą, ozdobioną wyszywanymi kwiatkami.

– Ładnie wyglądasz – powiedział na to Usopp, jakby przez chwilę nie mógł uwierzyć, że na pewno patrzy na swoją przyjaciółkę.

Luffy posłał mu za to dezorientujące spojrzenie, a Kaya roześmiała się.

– Dziękuję.

– To Luffy i reszta? – Nami podeszła do nich, a jej kapitan wychylił się zza drugiego chłopaka.

– Mhm... Nami, zmiana planów. – Luffy wskoczył do pokoju i spojrzał na obie dziewczyny poważnie. – Ten Koro coś tam chce porwać Kayę, a jego załoga ma zaatakować wioskę. To były pirat czy coś takiego.

– Klahadore?! Więc naprawdę nic z tego nie było prawdą, on jedynie udawał... – zasmucona Kaya spojrzała na ziemię, podczas gdy Nami wygrażała nieobecnego lokaja, obrażając go na wszystkie znane jej sposoby (musieli docenić jej pokaźny zakres przekleństw).

– Ty... nie jesteś zaskoczona.

Usopp wszedł do pokoju, ostrożny. Kaya... nie zareagowała na tę wiadomość tak jak myślał, że zareaguje. Ba, jej reakcja była daleko od tej, jaką sobie wyobrażał. Miał nadzieję, że tylko mu się zdaje, iż dziewczyna wiedziała, że z jej kamerdynerem jest coś nie tak. W końcu są przyjaciółmi, powiedziałaby mu... prawda?

– Nie, ja... wiedziałam, tak samo jak moi rodzice, kim on jest. Odkąd do nas trafił, byliśmy pewni, że to Kapitan Kuro, pirat, który został podobno stracony przez marynarkę. Jednak przyjeliśmy go, ponieważ każdy zasługuje na drugą szansę, a on nie wydawał się taki zły. Zawsze bałam się, że może tylko udawać, ale nie sądziłam, że to prawda. A teraz on...

Kaya usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. Po chwili Nami podeszła i usiadła z drugiej strony, łapiąc ją za ramię w pocieszającym geście. Luffy podczas tego wszystkiego jedynie kiwał do siebie głową, jakby nagle wszystko dla niego nabrało sensu (bo cóż, właśnie tak było. Teraz wiedział, czemu haki Kayi było tak dziwne). Jedynie Usopp wciąż jakoś nie mógł przyjąć tego do wiadomości.

– Więc wiedziałaś, że może być niebezpieczny, a mimo tego nic mi nie powiedziałaś?! Już wcześniej twoje życie było zagrożone, a ja o niczym nie wiedziałem! Czy ja w ogóle jestem przyjacielem w twoich oczach? Czy może też patrzysz na mnie przez pryzmat tego, kim był mój ojciec?!

To bolało. Usopp nigdy nie sądził, że mogą mieć z Kayą jakieś tajemnice. Mówił jej o wszystkim! I myślał, że ona robi to samo, a jednak zostawiła coś tak ważnego tylko dla siebie. Teraz nie dziwił się, że gdy jej rodzice nie byli w pobliżu, dziewczyna słuchała się kamerdynera. Mógł ją w każdej chwili zabić! A on o tym nie wiedział i jak największy idiota wyciągał ją codziennie z domu, by zrobić psikusy innym mieszkańcom wioski! Co, gdyby Klahadore'owi się to nie spodobało i postanowił wcielić swój plan w życie wcześniej?

– To nie tak, Usopp! – Kaya wstała nagle i podeszła do niego, łapiąc go za ręce. – Po prostu nie chciałam, by coś ci się stało! Taka wiedza mogła być niebezpieczna, a ty jesteś moim jedynym przyjacielem! Nie chciałam cię stracić.

Chłopak odetchnął głęboko, próbując pozbyć się wszystkich nagromadzonych w nim uczuć.

– I tak powinnaś mi powiedzieć... – mruknął, pocierając tył głowy. Następnie spojrzał na nią nieco obrażony. – Przecież wiesz, że potrafię się obronić.

– Tak, tak, jesteś świetny ze swoją procą. – Kaya zachichotała i potarmosiła go po huście, którą miał na głowie, sprawiając, że się schylił.

Z boku Nami i Luffy przyglądali się im z niewyraźnymi minami.

– Co oni robią? – chłopak odezwał się pierwszy, patrząc na swoją nawigatorkę.

– Nie wiem... wyznają miłość?

– ...czy będę musiał udzielić im ślubu?

– Nie! Dlaczego?

– To robota kapitana, a ja jestem kapitanem.

***

– Czyli ty też o wszystkim wiedziałeś?! – Usopp zawołał zdziwiony, patrząc na Luffy'ego. Ten jedynie wzruszył na to ramionami.

– Po prostu czułem, że nie jest dobrą osobą – odparł, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie (jakby piraci na co dzień zostawiali swoich ludzi, by pilnowali, by nic złego nie stało się jakiejś randomowej dziewczynie).

– Mówiłem ci. Luffy zna się na ludziach – powiedział na to Zoro z zadowolonym uśmieszkiem, teraz siedząc pod ścianą.

– Trzeba wszystkim powiedzieć, że muszą uciekać! – Kaya wskazała w kierunku wioski, Luffy jednak nie ruszył się ani o krok.

– Gdzie dokładnie uciekną? Morze jest domem piratów, tam jeszcze łatwiej będzie im coś zrobić. Będziemy walczyć z piratami, więc nie musisz się martwić. Nie pozwolimy nikomu przyjść – powiedział w końcu, a Zoro z Nami pokiwali poważnie głowami.

– W porządku, ale co z Merry'm i resztą pracowników?

– Mogą ukryć się w lesie lub w miasteczku, skoro i tak nie zamierzamy wpuścić tam piratów – zauważył Zoro.

– Mają zacząć wszystko rano, ale co, jeśli Kuro przyjdzie sprawdzić, co u Kayi i zobaczy, że jej nie ma? – Nami spojrzała na nich niepewna.

– Wtedy się domyśli, że wiemy i nic nie wypali! – zawołał zrozpaczony Usopp, a reszta spojrzała między siebie, nie wiedząc, co zrobić.


____
Wróciłam! I zamierzam zrobić podwójną aktualizację w tym tygodniu (licząc ten rozdział), więc uda się skończyć w tym czasie arc. Nie wiem, jak to będzie później, gdyż w klasie maturalnej cierpię niestety na wyjątkowy brak czasu (i organizacji..) ale postaram się nie robić już tak dużych przerw między rozdziałami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro