Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8: Sport.

~~~

Obudziła się słysząc dźwięk otwieranego zamka w drzwiach. Światło słoneczne przedzierało się przez otwierane drzwi i raziło ją po oczach. Podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała się po pokoju. Dean właśnie stawiał papierową torbę na stoliku pod oknem. Sam siedział na łóżku z słuchawkami w uszach. Przeciągnęła się i uśmiechnęła się delikatnie kiedy spojrzała na zegar.

-Matko jedyna, nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam 8 godzin. -Powiedziała a Dean uśmiechnął się do niej serdecznie. Usiadł na krześle, a Sam ściągnął słuchawki i zagaił do brata w pełnym skupieniu. 

-Arthur Swenson miał przeszczep oka, tak ? 

-Tak.-Odpowiedział Dean, przechodząc obok jego łóżka. Podszedł do Rene i bez słowa wręczył jej kubek z kawą, który nie pewnie chwyciła i szczerze się do niego uśmiechnęła. Czuła się dobrze w jego towarzystwie, trochę miała pretensje, że wczoraj sam pojechał skontrolować sprawę z Arthurem, a ona pod wpływem silnych leków musiała spać. Rozumiała to jednak, Sam też musiał przecież zostać i mieć na nią oko. Upiła łyk ciepłego, lekko gorzkiego napoju i skupiła się na tym by wysłuchać rozmowy braci. Sam, mając potwierdzenia brata, dodał.

-Pamiętałem, że Paul Hyes mówił o problemach zdrowotnych. Przejrzałem jego dokumentacje medyczną..

-Ile wy zdążyliście zrobić kiedy spałam?-Oburzyła się Rene. -Jest dopiero 7;40.-Powiedziała czując, że pół życia przeleciało jej pomiędzy palcami, ponieważ postanowiła się wyspać. Mężczyźni nie uraczyli jej odpowiedzią. Spojrzeli na nią unosząc delikatnie brwi, a Sam nie wiele sobie robiąc z jej słów kontynuował swoją wypowiedź. 

-Zgadnijcie kto poza Swensonem, miał rok temu przeszczep? 

-Paul Hyes.-Powiedział Dean, udając że zgaduje. Rene przetarła zmęczoną twarz. Wszystko to zaczynało sprawiać, że wróciła jej nadzieja, że ta sprawa mieści się w dziedzinie ich zainteresowań. Uśmiechnęła się pod nosem i wyczołgała się spod pościeli, całkowicie zapominając że ma na sobie tylko koszulkę i bieliznę. Poczuła na sobie wzrok starszego Winchestera, który szybko odwrócił spojrzenie i zaczął mówić.-Więc mamy dwóch podejrzanych o identyczne morderstwo, z dwóch różnych miast, którzy mieli przeszczep.

-Poza tym, myślałem o bełkocie Swensona.-Zaczął Sam. Rene straciła zainteresowanie rozmową więc szybko chwyciła ubrania na przebranie i zniknęła w łazience.  Włączyła wodę pod prysznicem i przez chwilę stała, opierając się o umywalkę. Spojrzała w lustro, po raz pierwszy raz od dawna była wypoczęta. Co dziwniejsze była w dobrym humorze, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że jej humor był zależny od Deana Winchestera. Uwielbiała na niego patrzeć kiedy mówił, przewracał oczami, zaciskał na czymś dłonie. Patrząc na niego, miała wrażenie że widzi mężczyznę bliskiego ideału. Gdy zamykała oczy widziała, jego zielone. Słyszała jego niski i ciepły ton głosu i to wszystko sprawiało, że traciła zmysły. Potrzebowała tego prysznica. Rozebrała się i szybko weszła pod wodę, czując jak ta wcale nie zmywa z niej pożądania. Było wręcz przeciwnie. Jej myśli były coraz bardziej wyuzdane, kręciły się dookoła jego ust, przecudnego uśmiechu i wyobrażała sobie jakby to było poczuć jego ciepłe wargi na swoim karku. Odchyliła delikatnie szyję, a woda spadała na jej dekolt. Gładziła swoje ciało dłonią, walcząc z tym by nie wsunąć jej miedzy uda. Tak ciężko było jej się temu oprzeć, była już tak blisko kiedy usłyszała pukanie do drzwi i aż cała podskoczyła.

-Jakbyś mogła to się pośpiesz!-Usłyszała głos Deana. Sapnęła cicho, przetarła zmęczoną twarz i odkrzyknęła.

-Okej.- Była niezadowolona, jednak szybko wyszła spod kabiny i owinęła się ręcznikiem.  Umyła zęby i nałożyła na siebie czyste ubrania. Narzuciła na siebie koszule w kolorze khaki, tak by przysłonić obcisłą koszulkę na ramionkach. Wciągnęła na siebie swoje ulubione, obcisłe dżinsy. Szybko rozczesała włosy i umalowała rzęsy. Wyszła z łazienki i prawie wpadła w Deana, który stał niebezpiecznie blisko niej. 

-Jedziemy do Kolorado.-Powiedział patrząc jej prosto w oczy. Cofnęła się kilka centymetrów do tyłu by móc złapać trochę powietrza. Dean uśmiechnął się delikatnie widząc jej zakłopotanie. Czuł, że dziewczyna ma do niego słabość. Nie spodziewał się , że aż tak bardzo. Widział jak jej pierś niespokojnie się unosi, jak jej ozy otwierają się szeroko jak u sarny, a źrenice rozszerzają się kiedy patrzy na jego usta. 

-Po co ?-Zapytała nie pewnie, a on postanowił jej szybko wyjaśnić. 

-Podejrzewamy, że tam może dojść do następnego morderstwa. -Powiedział. Nie wiele z tego rozumiała, ale postanowiła im zaufać. Szybko wyminęła mężczyznę i spakowała wszystkie swoje rzeczy. 

~~~

Jechali już wiele godzin. Po drodze zatrzymali się kilka razy, na jedzenie czy toaletę.  Nie chcieli jednak zatrzymywać się nigdzie na noc. Rene pokładała się na tylnym siedzeniu starając się zasnąć, jednak nie potrafiła. Tylne siedzenia Impali były nad wyraz nie wygodne. Udawała jednak, że spała tym bardziej kiedy Deanowi zebrało się na głębsze rozmowy z bratem. Był przekonany, że dziewczyna nie będzie słyszała ich rozmowy. 

-Sprawa nabiera rumieńców i nasza współpraca też. -Zagaił, mając nadzieję że jego brat czuje podobnie. -Wszystko pomiędzy nami znowu gra.- Mówił, a Rene walczyła ze sobą, że się nie wtrącić. Doskonale wiedziała, że Sam nienawidzi tego życia, a naiwność Deana sprawiała, że miała ochotę krzyczeć by już nic więcej nie mówił. Wolała jednak się nie wtrącać. Dean jednak nie przestawał mówić.-Nie wiem jak tobie, ale mi ostatni rok dał sporo do myślenia.

-Znam to uczucie.-Odpowiedział od niechcenia Sam. Nie był pewien czy chce wchodzić w tą dyskusję, doskonale wiedząc dokąd ona zmierza. Spojrzał na swojego brata z pewnym politowaniem. Zobaczył mężczyznę tworzącego iluzję dookoła siebie, bardzo chciał by znów było dobrze. Uśmiechał się i mówił, dumny z siebie. 

-Wiem kiedy realizuje swój potencjał. Właśnie tu i teraz na misji z tobą. 

-To ma sens.- Powiedział Młodszy Winchester, czując że nie może psuć bratu marzeń. Miał jednak coraz bardziej dość. Czuł, że się dusi. Zdawało się, że widział to każdy poza Deanem, który właśnie kiwał twierdząco głowo z uśmiechem i powiedział.

-Wiem.

-A może mnie nie potrzebujesz? -Sam czuł, że musi to przerwać. Te słowa były jak kubeł zimnej wody, który wystarczył, by uśmiech zniknął z twarzy Deana. Nawet Rene przeszedł nie przyjemny dreszcz. Ona jednak czuła, że starszy Winchester potrzebuje szybkiego zerwania plastra. Cieszyła się więc gdy Sam mówił dalej.-  Może lepiej ci będzie samotnie wojować z szambem tego świata, nie musząc się nikomu tłumaczyć.

-To ma sens. Bo mam tylu innych braci, z którymi mogę pogadać. -Głos Deana był przepełniony gniewem i irytacją. Czuł się jakby ktoś wbił mu nóż prosto w plecy. Nie potrafił tego pojąć, kiedy stał się tak nie ważny.  Zacisnął dłonie na kierownicy, starał się opanować gniew spowodowany rozczarowaniem. Sam miał poczucie winy, więc się tłumaczył. 

-Nie mówię, że odejdę. Chce ci tylko uświadomić, że  być może pragniemy czego innego.  Chcę by mój czas się liczył.

-Bo to co robimy się nie liczy?-Dean stał się bardzo drażliwy. Nie był pewien czy chce się pokłócić czy wręcz przeciwnie zamknąć temat i nie mówić już nic do końca drogi. Nie musiał się jednak długo zastanawiać, ponieważ zadzwonił telefon. Rene uznała, że to dobry moment żeby udać, że właśnie się obudziła. Mężczyzna odebrał, a ona przeciągnęła się na fotelu i czekała na rozwój wydarzeń. -Tak? O dzień dobry Dr. Kashi. Dziękuje. Sprawdzi dla mnie pani jeszcze jedno nazwisko? Paul Hyes. A dawca ? Poważne ? Ilu innych? Czy któryś z narządów trafił do Boulder w Kolorado ? Dziękuje.-Dean rozłączył się z uśmiechem od ucha do ucha.-Będziecie w szoku.-Zagaił jakby nigdy nic, jakby przed chwilą nie przeżył dramatycznej rozmowy z bratem. Teraz liczyła się tylko sprawa.-Nerka Hayesa i oko Swenosna pochodziły od Bricka Holmes.

-To nie był jakiś sportowiec?-Zapytała zaspana Rene. Sam zmierzył ją w lusterku i oburzony zaczął.

-Jakiś sportowiec ? To był zawodowy footbolista. 

-Gość wiekami był w czołówce.-Dodał Dean już spokojniej, bardziej edukacyjnie i wyjaśniająco niż jego młodszy brat. 

-Zginął rok temu w kraksie. Zjechał z mostu. -Dopowiedział Sam. W głowie Rene pojawiło się wiele myśli. Ta sprawa była coraz bardziej zagmatwana. Takie informacje jednak zaczęły podpowiadać jej pewne opcje, którymi postanowiła się podzielić. 

-Czy tylko mi to brzmi jak jakiś zły urok czy inny chuj.-Zapytała Rene. Sama trochę to zmartwiło. Podrapał się nerwowo po karku. 

-Całkiem możliwe. Ile narządów od niego pobrano?-Zapytał trochę przerażony. Wiedział, że jeśli to jakiś urok, klątwa to może być jeszcze wiele takich dziwnych zgonów. 

-Razem z tymi dwoma, jakieś 8.-Odpowiedział Dean, jego głos kipiał ironią. Nie miał siły się tym przejmować. Wiedział, że mają dużo pracy i po prostu się z tym pogodził. Zarówno Sam jak i Rene westchnęli ciężko. Rene wgniotła się w siedzenie, zaczynając żałować, że nie została w domu. -Co gorsza, żaden nie trafił do Boulder, ale na szczęście w tych okolicach mieszkał Brick. Więc może się czegoś dowiemy.- Dodał Dean. 

-Brick nie żyje.-Burknął Sam.-Nie dowiemy się niczego od trupa. 

-Ale od rodziny już tak. To nasz jedyny trop.-Powiedział Dean. W aucie zapadła cisza. Każdy czuł się zmęczony tą trasą i tematem. Nie mogli jednak się cofać i rezygnować. 

~~~

 Stała pod ogromną posiadłością Eleanor Holmes, niejakiej matki Bricka. Paliła papierosa czując zmęczenie. Gorycz rozchodziła się po jej podniebieniu, dym zalepiał płuca, a ona nie potrafiła przestać, mimo że czuła, że ją to niszczy. Wolała jednak palić niż prowadzić kolejny, bezsensowny wywiad. Zostawiła to Winchesterom, którzy siedzieli w willi od dobrych 15 minut. Ona w tym czasie spacerowała w tą i z powrotem. Zgasiła papierosa i zaczęła rozmyślać o tym dlaczego uciekła od odpowiedzialności. Po pogrzebie rodziców potrzebowała ucieczki i to zrobiła. Pojechała na polowanie, jakby nigdy nic, jakby nie czuła straty. Prawda była jednak zupełnie inna. Cierpiała i nie wiedziała co może na to poradzić. Teraz pojawiło się rozczarowanie, że nawet polowanie nie przyniosło jej ulgi, a kiedy stało się zbyt wymagające od tego też chciała uciec. Miała ochotę to zrobić, ukryć się przed całym światem. Jednak kiedy drzwi się otworzyły i usłyszała głos Sama.

-Nie była zbyt rozmowna.-Powiedział a ona podniosła wzrok. Spojrzała na ten duet, na Deana, który właśnie przeglądał coś w telefonie, na to z jaką powagą to robi i czuła, że chce być blisko niego. Nawet jeśli nic nigdy z tego nie wyjdzie, potrzebowała jego bliskości. 

-Cholera, stało się.-Powiedział podekscytowany. Rene zaciekawiła się i podeszła bliżej, chcąc być na bieżąco. 

-Co się stało? -Zapytała, a Sam spojrzał bratu przez ramię zaglądając mu do telefonu. 

-Nie mów, że komuś wyrwano serce tu w Boulder. 

-To nie powiem.-Powiedział sarkastycznie i wsiadł do samochodu. Rene czuła, że powoli nie nadąża za tym wszystkim co się dzieje dookoła. Marzyła o tym, żeby było to już ostatnie wyrwane serce, by mogli w spokoju zakończyć sprawę i odpocząć.  Wsiadła do samochodu i opadła w fotel. -Proponuje się gdzieś zatrzymać, jakiś motel coś. Chyba trochę tu zostaniemy. 

-Jestem za.-Powiedziała, czując jak oczy same jej się zamykają. Przysnęła i nawet nie wiedziała kiedy auto zatrzymało się przy kolejnym z obskurnych moteli przy drodze. Wysiadł leniwie z auta rzucając tylko.- Chcę osobny pokój. Nawet po tych tabletkach słyszałam jak Sam potwornie Chrapie. 

-Chyba słyszałaś siebie.-Powiedział oburzony.-Nie mogłem przez ciebie spać.-Mówił śmiejąc się pod nosem.  Rene zmarszczyła brwi i mierzyła mężczyznę gniewnym spojrzeniem. Dean przewrócił oczami i poszedł bez słowa zamówić dwa osobne pokoje.  

-Serio chrapię?-Zapytała cicho, tak że tylko on mógł ją usłyszeć. Mężczyzna zaczął się śmiać, a ona nabrała trochę ogłady. Sam nie zdążył jej odpowiedzieć, ponieważ wrócił Dean. Wręczył jej kluczyki do jej pokoju, a ona szybko wzięła zwoje rzeczy i poszła szukać swojego miejsca spania. Oni również postanowili wziąć z niej przykład. Rene przez chwilę kręciła się po swoim pokoju, czuła się dziwnie przebywając sama. Była przekonana, że właśnie tego potrzebuje, jednak rzeczywistość okazała się inny. Usiadła na łóżku i zastanawiała się co powinna zrobić, aż w końcu wstała i wyszła. Zapukała do pokoju obok i już po chwili otworzył jej Dean. Gdy tylko go zobaczyła, pokazał jej palcem na ustach żeby była cicho i wpuścił ją do środka. Sam rozmawiał właśnie przez telefon. Usiadła cicho na krześle, stojącym zaraz obok małego, drewnianego stoliku, przy którym właśnie Dean siedział z laptopem, czytając w skupieniu potrzebne mu informacje. 

-Rozumiem Profesorze Morrison. FBI panu dziękuje. Tak postaram się włączyć pana do grona konsultantów. -Sam czuł się poirytowany, a ona uśmiechała się pod nosem słuchając tej rozmowy.-Opieka medyczna ? Oczywiście. Do widzenia.-Rozłączył się, kręcąc w niedowierzaniu głową. Dziewczyna przetarła zmęczoną twarz i zapytała.

-Przydał się chociaż ?

-Tak, owszem.-Odpowiedział Sam. Dean podniósł wzrok znad ekranu komputera, a dziewczyna zaczęła wyczekiwać w ekscytacji, tego co się dowiedzą. Sam podniósł swój zeszyt z notatkami i zaczął mówić o tym, czego dowiedział się z rozmowy z profesorem. - Świrnięty Arthur, rzeczywiście bełkotał, w martwym języku, dokładniej w narzeczu majów. -Spojrzał w notatki i zaczął czytać.-Mówił ,,Narodził się bóg Kakao." 

-Kakao?-Rene i Dean powiedzieli to w tym samym momencie. Rene uśmiechnęła się pod nosem, jednak Dean zadawał się tego nie zauważać. Nie ekscytowało go to, że myślą i działają w podobny sposób. 

-Tak, bóg kukurydzy.-Sam odpowiedział, przerywając jej przemyślenia. -Dla majów najpotężniejszy bóg, ponieważ kukurydza stanowiła podstawę ich egzystencji. Oprócz zabijania i torturowania kogo popadnie. .

-Szukamy boga kukurydzy martwej cywilizacji?-Dean był zagubiony. Nie był nawet pewien jak ugryźć temat, a konfundacja malowała mu się na twarzy.

-Najwyraźniej.

-No to trzeba go dorwać.-Rzuciła dziewczyna, czując że cała ta sprawa ją nuży. Potrzebowała czegoś więcej niż poszukiwań i rozmów z ludźmi. potrzebowała adrenaliny, by zapomnieć o tym co ją spotkało. Dean pokiwał twierdząco głową na jej słowa i powiedział.

-Lepiej tak, bo inaczej ktoś w Phoenix straci serce. Ktoś tam zapadł się pod ziemię i policja prosi o pomoc.  Jest też inna wiadomość, do ciebie Sam.- Powiedział z nutą irytacji, spoglądając bratu prosto w oczy.-Uniwersytet odpowiada na pytanie dotyczące zasad przyjęć.-Na jego twarzy malował się gniew i zawód. Sam wydawał się przerażony, uśmiechnął się nie pewnie i sapnął, jakby zaraz miał zacząć się tłumaczyć. Rene spoglądała to raz na jednego, raz na drugiego. Po woli, wstając z miejsca powiedziała tylko.

-To ja pójdę chyba zapalić.-Wskazała na drzwi palcem i szybko zmierzyła w stronę drzwi. Nie zamierzała brać udziału w kolejnej ważnej rozmowie między nimi. Zamknęła za sobą drzwi i szybko usiadła na schodkach na dworze. Wygrzebała z kieszeni pogniecione opakowanie papierosów i westchnęła ciężko odpalając jednego z nich. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro