Rozdział 5 Ahoj przygodo
~~~
Nie przespała nocy. Myśli kotłowały się w jej głowie jak chmara much. Całą noc patrzyła w zegar na ścianie, wpatrywała się w sunącą wskazówkę, jak odlicza każdą sekundę, bez przerwy. Czas płynął a ona mogła tylko się temu poddać, zaakceptować że pewne rzeczy stały się nieodwracalnie. Gdy tylko zaczęło świtać wstała z łóżka, wzięła prysznic i nałożyła makijaż, który miał zamaskować brak snu. Była gotowa by żyć dalej, bez względu na to jakie to życie będzie. Wyszła z pokoju, poszła do głównej hotelowej kuchni. Wyciągnęła z lodówki resztki po wczorajszej stypie. Podgrzała dyniową zapiekankę i patrzyła na nią przez moment, czując jak bardzo ściśnięty jest jej żołądek. Nie miała siły jeść, nie mogła spać. Nie była pewna czy cokolwiek jej pozostało. Wtedy usłyszała za sobą głos.
-Niedługo będziemy się zbierać.-Kojący głos starszego Winchestera dotarł do jej uszu i ogarnął ją żal. Spojrzała na niego, wymusiła uśmiech i zapytała.
-Już ? Myślałam, że jeszcze odpoczniecie po wczoraj. -Starała się ich zachęcić. Wiedziała, że nie zabiorą jej na polowanie, więc robiła wszystko by zostali chociaż chwilę dłużej, by nie musiała zostawać sama. Nie chciała jeszcze mierzyć się z nową codziennością. Dean wydawał się jej równie przygnębiony.
-Nie, chcieliśmy nie długo ruszać. Mamy długą trasę przed sobą.
-Jakieś polowanie ?
-Jeszcze nie wiem.-Odpowiedział, a ona przytaknęła. Wróciła do wiercenia dziury wzrokiem w zapiekance. Oboje tak stali przez dłuższy moment w milczeniu. Przetarła swoją zmęczoną twarz i powiedziała.
-Dajcie mi chwilę to odprowadzę was chociaż do auta.-Powiedziała, a Winchester po prostu przytaknął. Posłał jej uśmiech i wyszedł z kuchni. Poszedł korytarzem aż do recepcji i wyszedł na parking, gdzie czekał już zmarznięty Sam. Był już zirytowany. Nie był pewien ile tak stoi, ale zimno zaczynało mu już przeszkadzać. Jego czerwony nos, już z daleka zwrócił uwagę Deana, który zaczął.
-Ty Rudolf, nie możemy jej tak zostawić.
-Co się znowu stało?-Sapnął ciężko, a Dean nie do końca wiedział co właściwie się stało. Najwidoczniej poczuł współczucie i żal względem Rene. Podrapał się nerwowo po karku i podszedł bliżej do brata. Wiedział, że to nie najlepszy pomysł ale postanowił spróbować.
- Jeśli pojedziemy, ona zostanie tu całkiem sama z tym wszystkim. Może ją zabierzemy? Pokręcimy się dwa dni, udamy że nic nie znaleźliśmy i odstawimy ją z powrotem. Niech odreaguje.
-No nie wiem. Jak my nie znajdziemy sprawy to ona to zrobi.-Mówił, bardzo nie chętnie. Praktycznie jej nie znał. Widział ją na oczy zaledwie 2 razy, za każdym razie na czyimś pogrzebie. Czuł, że ta relacja nie powinna przechodzić na wyższy poziom. Czuł z kolei, że Dean miał okazję poznać ją lepiej.- Z resztą co ci tak zależy? Prawie jej nie znamy. -Powiedział, a jego brat otarł twarz, na której zaczął pojawiać się świeży zarost.
-Kilka tygodni temu na nią wpadłem, mieliśmy okazję trochę zacieśnić więzy.-Powiedział, ale nie zamierzał tłumaczyć bratu, że prawie się ze sobą przespali. Sam westchnął głęboko i założył ramię na ramię. Na jego twarzy pojawił się grymas irytacji i powiedział.
-Jestem w stanie wytrzymać 2 dni kręcenia się po okolicy. -Pokręcił głową na boki czując, jakby właśnie popełniał największy błąd swojego życia. Czuł, że marnuje czas. Miał plany, które ten pogrzeb mu przesunął w czasie. Widział jednak, że Deanowi jego decyzja przyniosła pewnego rodzaju ulgę. Nie zamierzał więc mu tego odbierać. Zobaczył Rene, która właśnie wychodzi na zewnątrz w cieniutkim płaszczu. Trzymała w dłoni plastikowe pojemniki, a kiedy ich zobaczyła na jej twarz wdarł się wymuszony uśmiech.
-Macie, uszykowałam wam trochę jedzenia. Sama wszystkiego nie zjem.-Powiedziała podając opakowania Deanowi. Uśmiechnął się do niej serdecznie, posłał ostatnie spojrzenie bratu, a gdy ten po prostu przytaknął, postanowił poinformować dziewczynę.
-Wielkie dzięki.-Przejął pudełko.-A teraz się pakuj.
-Co?-Zapytała skonfundowana. Zmarszczyła brwi spojrzała raz na Deana, raz na zirytowanego Sama, który po prostu pocierał zmarznięte ramiona i ruszył w stronę impali. Starszy Winchester westchnął ciężko i odpowiedział.
-Zabierzemy cię na kilka dni. Może znajdziemy jakąś sprawę, ale nic nie obiecuję.
-Serio ?-Dopytywała, a on zaczynał się irytować. Widział ulgę w oczach dziewczyny, ale wszystko mówiło mu, że to głupi pomysł.
-Chyba, że nie chcesz?
-Chcę!-Wypaliła od razu.-Dajcie mi tylko chwilę.-Rzuciła i pobiegła do hotelu. Dean pokręcił na boki głową. Była młoda i było czuć tą znaczącą różnicę wieku. Potrzebował tej energii, ponieważ czuł, że Sam już całkowicie zrezygnował z życia łowcy. Spojrzał w jego stronę i zobaczył tylko wymalowanie niezadowolenie na jego twarzy.
-Co? -Zapytał podchodząc bliżej auta. Sam wzruszył ramionami i uniósł brwi.
-Nic. To po prostu głupie. Mamy wystarczająco swoich problemów.
-Tych o których nie chcesz rozmawiać ?-Zapytał Dean, wkładając pojemniki z jedzeniem do auta. Sam westchnął ciężko, nie mając cierpliwości na kolejną rozmowę przepełnioną pretensjami. Wsiadł do auta ignorując prowokujące pytanie brata. Starszy Winchester oparł się o bok samochodu. Nie był pewien czy postąpił słusznie, ale potrzebował czegoś nowego. Czegoś co choć odrobine przypomni mu dawne życie. Schował zmęczoną twarz w dłoniach i potarł zmęczone oczy. Kiedy je otworzył, zobaczył dziewczynę niosącą ciężką torbę. Podszedł do niej i wyciągnął dłoń w jej kierunku.-Daj pomogę ci.
-Dam radę.-Powiedziała wymijając go. Uniósł delikatnie brwi, widząc jak dziewczyna sama sobie radzi. Otworzyła bagażnik, znalazła trochę wolnego miejsca gdzie upchała swoje rzeczy i zamknęła go. Bez słowa wsiadła do auta zajmując tylne miejsce. On tylko zmarszczył brwi i zmierzając w stronę auta powiedział pod nosem.
-Ahoj przygodo.
~~~
Jechali bez celu już dwie godziny. Nie byli pewni gdzie zmierzają. Dean prowadził słuchając radia, Sam udawał, że szuka jakiejś sprawy podczas gdy od samego początku przeglądał media społecznościowe, do których zdążył się przywiązać przez ostatni rok. Nie czuł potrzeby rozmawiać, Dean czuł się niezręcznie więc w aucie praktycznie od początku panowała cisza. Rene nie mogła jej znieść więc, od pierwszych minut podróży miała laptopa na kolanach, szukając czegoś godnego zainteresowania sławnych Winchesterów. Z każdą chwilą czuła coraz większą frustrację, bo laptop był coraz bliżej rozładowania. W końcu jednak coś wpadło jej w oko.
-Ooo mam!-Podekscytowała się.- Dwa wyrwane serca w Minneapolis w Minnesocie. To może być Wendego.
-W mieście ? Tam nie ma lasów. Pewnie jacyś sataniści się bawią w czarną magie. -Sam próbował ją zniechęcić. Dean nawet się nie odzywał. Po prostu jechał prosto przed siebie. Widział w lusterki jak dziewczyna marszczy w irytacji brwi.
-Albo mamy do czynienia z rytuałami wiedźm albo ktoś składa ofiary bożkom. -Uparcie stawiała na swoim. Starszy Winchester w myślach przyznawał jej rację, ale miał umowę z Samem, że nic nie znajdą, a kiedy się znudzi odstawią ją do domu. W samie buzowało. Westchnął i nie wiedząc co wymyślić powiedział.
-To i tak nie po drodze.-Na te słowa Dean spojrzał na niego z pewnym nie zrozumieniem, zmarszczył brwi. Z Smithville to była prawie prosta droga. Nic jednak nie mówił. Pokręcił na boki głową, a dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
-Co ty mówisz ?-Zapytała.-Niedługo będziemy przy Omaha, a tam wystarczy skręcić w 80 na wschód.
-Masz rację, ale musielibyśmy nadłożyć trochę drogi. -Powiedział Dean. Widział niezadowolenie dziewczyny. Westchnęła cicho i zamknęła laptopa i pochyliła się trochę do przodu być bliżej kierowcy.
-I tak jedziemy bez celu.-Powiedziała, a on tylko przytaknął. Właśnie zbliżali, się do drogi o której wspominała, więc w nią skręcił i powiedział.
-Możemy zobaczyć co się tam dzieje.-Na jego słowa na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Sam z kolei czuł wściekłość. Uniósł wysoko brwi i spojrzał na brata z gniewem w oczach. Nie mógł uwierzyć, że jej uległ. Zaufał mu, w nadziei że nie będą próbowali nawet nic znaleźć. Dean wiedział, że postępuje głupio, ale to było jak zakazany owoc. Potrzebował jakiejś sprawy, nawet gdyby musiał zamknąć dziewczynę w jakimś hotelu na klucz. Nie zamierzał pytać brata o zdanie. Potrzebował sprawy i koniec. Nawet jeśli to miało oznaczać całkowitą ciszę i niezręczność w aucie przez najbliższe 5 godzin.
~~~
Gdy dotarli do Minneapolis zbliżała się 21. Zmęczeni po długiej trasie postanowili wybrać przydrożny motel. Rene z oczywistych względów wybrała osobny pokój niż Winchesterowie. Wzięła ciepły prysznic, wysuszyła włosy i starała się zasnąć oglądając telewizję. Jednak ta noc zapowiadała się na bezsenną, podobnie jak poprzednia. Zaczynała czuć lęk, że już nigdy nie będzie jej dane zasnąć. Śmierć rodziców wpłynęła na nią bardziej niż obstawiała. Miała nadzieję, że kilka pierwszych dni będzie trudnych, a potem to minie. Taka była naturalna kolej rzeczy. Jednak po dwóch dniach, wciąż czuła potworny ból nad których nie potrafiła zapanować. Oczy spływały po jej policzkach mocząc białą poduszkę. Obcierała policzki tak mocno, że aż szczypała ją skóra. Nie mogła już dłużej tak wysiedzieć. Zerwała się do pozycji siedzącej, przetarła zmęczoną twarz po czym wstała. Zegar na ścianie wskazywał na 24. Ubrała swój ulubiony płaszcz i wyszła na taras łączący pozostałe pokoje. Wyciągnęła z kieszeni papierosa i włożyła go do ust. Podniosła wzrok i zobaczyła Deana opierającego się o barierki.
- Też nie możesz spać ?-Zapytała, a on uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na jej wyczerpaną twarz i odpowiedział.
-Jeszcze nie próbowałem. -Westchnął.-Nie mogę dogadać się Samem, musiałem na chwilę wyjść.
-Problemy w raju?-Zapytała zaciągając się dymem. Rozkoszowała się tym, jak rozchodzi się po jej podniebieniu, jak niezawodnie drażni jej płuca i pobudza jej mózg do produkcji dopaminy. Widziała grymas na twarzy mężczyzny, gdy trochę dymu dostało się do jego nozdrzy. Cofnęła się o krok, a on przeganiając dym dłonią odpowiedział na jej pytanie.
-Coś w ten deseń. Mamy trochę inne oczekiwania względem życia.
-No cóż. Oboje jesteście dorosłymi ludźmi, nie możecie wiecznie się siebie kurczowo trzymać. To trochę niezdrowe.-Mówiła, a on zmarszczył brwi. Miała rację, ale nie potrafił tego przyznać. Pokiwał głową na boki i marszcząc brwi odpowiedział.
-No nie wiem. Potrzebujemy siebie nawzajem. Mamy tylko siebie, nie jest nam pisanie normalne życie.
-Może tylko ty tak myślisz.-Odpowiedziała trochę zaskoczona głupotami, które w jej mniemaniu mówił. Mężczyzna na jej słowa wydał się bardzo zirytować. Odchrząknął i marszcząc brwi wbił w nią zirytowane spojrzenie.
-Wolałem kiedy co chwilę rzucałaś jakimś podtekstem.
-Jakoś nie mam nastroju na flirt.
-A co jak jesteś z nami sama to już nie masz odwagi tak kozaczyć?-Zapytał uszczypliwe. Dziewczyna uniosła wysoko brwi. Zgasiła papierosa i chciała wrócić do pokoju. Poczuła irytację, nie zamierzała jednak wchodzić głębiej w tą dyskusję. Odwróciła się i gdy chwyciła za klamkę, kiedy mężczyzna zapytał troskliwie. -Powiedziałem coś nie tak ?
-Nie.-Zamarła na chwilę. Odwróciła się do niego i spojrzała na jego zmartwioną twarz. Nie potrafiła się na niego gniewać. Uśmiechnęła się niepewnie i spuściła wzrok na swoje zmarznięte dłonie. Chłód stawał się coraz bardziej dotkliwy, i nawet ciepło jakie znajdowała w jego spojrzeniu nie potrafiło tego naprawić.- Po prostu, jak się okazuje żałoba źle wpływa na moje libido.-Zaśmiała się pod nosem, a on przytaknął na to. Widział, że za uśmiechem ukrywa wiele niebezpiecznie kotłujących się emocji. Podszedł krok bliżej, a ją przeszedł dziwny dreszcz.
-Potrzebujesz o tym porozmawiać ? -Zapytał, a ona próbowała zwalczyć potrzebę jego bliskości. Prawie go nie znała, ale coś sprawiało że chce być blisko, że może mu zaufać. Karciła się w duchu, że to naiwne ale zieleń jego oczu, pełne usta ją otępiały. Odwróciła wzrok i uśmiechnęła się ironicznie.
-Od kiedy Dean Winchester chcę rozmawiać o emocjach?
-Od kiedy każdy zdaje się przed tym uciekać.- Zaśmiał się. Widziała, że ma na myśli Sama. Nie chciała się jednak w to wtrącać. To była sprawa między nimi, mimo że napięcie było czuć na kilometr dookoła. Westchnęła cicho i unikając kontaktu wzrokowego powiedziała.
-Myślę, że powinnam pobyć sama. Jakoś to przetrawić. Ale dzięki.
-Jasne.-Rzucił, drapiąc się nerwowo po karku. Cofnął się kilka kroków, w stronę swojego pokoju. Zdawał się być strasznie zagubiony.-Jakby co wiesz gdzie jestem.
-Tak. Dziękuje.-Powiedziała naciskając na klamkę. Posłała mu ostatnie pełne wdzięczności spojrzenie i zamknęła się w pokoju. Jeszcze przez krótki moment, opierała się o drzwi starając się wyzbyć uczuć, które mogła by poczuć w stosunku do Winchestera. Była całkowicie nieświadoma tego, że Dean zmaga się z tym samym w pokoju obok. Opierał się o drzwi, korzystając z tego, że jego brat właśnie bierze prysznic. Stał tak przez chwilę z głową opartą o twarde drzwi. Zamknął oczy i przeganiał silną potrzebę rozmowy z kobietą. Była młoda i atrakcyjna, zbyt młoda by było z tego coś poważnego. Nie chciał się przywiązywać. Przyjaźń już sama w sobie była czymś ryzykownym, czymś co mogło przynieść cierpienie. Nie mówiąc już o innych uczuciach.
~~~~
Wracam z kolejnym rozdziałem. Chciałabym skupić się na tym opowiadaniu w najbliższym czasie. Jeśli ktoś to czyta i zna kogoś kto lubi supernatural, to polecajcie to opowiadanko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro