Rozdział 15
Przywykła do samotnych poranków. Otwierała oczy, rozciągała się w łóżku i tkwiła w nim jeszcze chwilę po przebudzeniu. Tego dnia jednak czuła się zesztywniała. Bała się ruszyć. Wpatrywała się w śpiącego obok niej Winchestera i bała się oddychać. Spodziewała się, że mężczyzna ucieknie w środku nocy. Taki tok wydarzeń ją zaskoczył. Nie chciała go budzić, więc starała się nie ruszać. Była jednak jedna sprawa, która nie dawała jej spokoju. Było rano, a ona nie miała makijażu i martwiła się jakością swojego oddechu. Wysunęła się powoli spod pościeli uważając na skrzypiące sprężyny. Poszła na palcach prosto do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Umyła zęby i weszła pod prysznic by zmyć z siebie noc. Chowała twarz pod wodą, starała się odgonić natrętne myśli o tym, że mogliby być razem. Oksytocyna robiła jednak swoje. Czuła że wpadła po uszy i nic nie mogła już na to poradzić. Zamarła w bezruchu gdy usłyszała dźwięk rozchylanych drzwi. Udawała, że go nie widzi, nie spojrzała nawet na niego kiedy otworzył drzwi od kabiny prysznicowej. Starała się oddychać spokojnie, jednak kiedy poczuła jego usta na nagim ramieniu, z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Woda moczyła jej twarz, wpływała do ust i wypływała ich kącikami. Położył zimne dłonie na jej biodrach i odwrócił ją do siebie, a ona niewiele myśląc zamknęła oczy i pozwoliła by ją pocałował. Ich nagie ciała ocierały się o siebie, a woda płynęła zakamarkami w dół aż do brodzika. Wplótł palce w jej gęste, mokre włosy, zaczął masować skórę jej głowy, a ona sięgnęła dłonią do jego męskości. Zacisnęła na nim palce i zaczęła poruszać dłonią. Oparł się dłońmi o zimne kafelki, zamykając ją w klatce z swoich ramion, a ona nie przestawała. Zmarszczył brwi, czując narastającą przyjemność. Odwrócił ją do siebie plecami i położył dłoń na jej plecach pchając ją delikatnie w dół. Oparł się o kafelki, a on zaczął gładzić jej pośladki. Nie pytając jej o zdanie, wszedł w nią od tyłu a z jej ust wydobył się głośny jęk. Chwycił ją za szyję i przyciągnął do siebie sprawiając, ze jej plecy wygięły się w łuk. Przygryzł płatek jej ucha i poruszał się w niej coraz mocniej. Doprowadzał ją do granic możliwości. Chciała by przekraczał z nią wszelkie granice. Lubiła czuć go w sobie i miała nadzieję, że będzie do tego jeszcze wiele okazji. Przyjemność sprawiała, że jej mięśnie twarzy się napinały, rozchyliła bezwiednie usta. Stękała coraz głośniej, a on czuł jej jak jej wilgotne wnętrze się na nim zaciska. Był blisko spełnienia kiedy usłyszeli trzaskanie do drzwi. Oboje zamarli w bez ruchu. Rene wyłączyła wodę, a on wyszedł z niej i szybko sięgnął po ręcznik.
-Byłam aż tak głośno?-Zapytała zmartwiona, a on uśmiechnął pod nosem i pokiwał na boki głową.
-Nie sądzę.-Powiedział narzucając na siebie ręcznik i wyszedł z łazienki. Poszła w jego ślady. Chwyciła szlafrok i ubrała go. Weszła za Deanem do głównego pomieszczenia, a ten niewiele myśląc otworzył drzwi. W progu stał zaskoczony Sam. Spoglądał raz po raz na Rene i brata, który przecież napisał mu, że będzie na mieście. Jego twarz była pełna niezrozumienia. Podrapał się nerwowo po karku. Nie zamierzał o nic pytać, więc po prostu powiedział to co miał do przekazania Rene.
-Jest nowe ciało. Chciałem jechać na miejsce wypadku. Dam wam chwilę.-Powiedział zakłopotany. Westchnął pod nosem i poszedł w stronę impali. Dean zamknął za bratem drzwi i schował twarz w dłoniach. Rene wciągając obcisłe dżinsy starała się zrozumieć, skąd bierze się zakłopotanie Deana.
-Wszystko okej ? -Zapytała, a on wstał i zaczął szukać swoich ubrań po pomieszczeniu. Wyglądał na przygnębionego. Chwycił swoją koszulkę i narzucił ją na siebie odpowiadając dziewczynie.
-Nie chwaliłem się bratu, że coś się pomiędzy nami działo. Wczoraj napisałem mu, że idę na miasto,a dziś zastał mnie u ciebie.
-Kłamczuszek z ciebie.-Powiedziała zakładając ramię na ramię.-Nie ładnie.-Dodała, a on posłał jej spojrzenie pełne poirytowania.
-Muszę się przebrać.-Burknął i wyszedł z apartamentu. Uniosła delikatnie brwi. Była zaskoczona takim tokiem wydarzeń. Nie zamierzała jednak nad tym debatować. Zaczęła szykować się do wyjścia.
~~~
Na miejscu wypadku było dziwnie. Nie dlatego, że właśnie spoglądali z wysokiego budynku na kisiel na chodniku, który kiedyś był człowiekiem, tylko dlatego że każdy udawał jakby nic się nie stało. Dean nawet na nią nie patrzył. Nie mówiąc już o Samie, który był skupiony na mierzeniu brata, w przerwach od przyglądania się miejscu zdarzenia. Widać było, że chce się na tym skupić.
-Wygląda na samobójstwo.- Powiedział. Czarnoskóra detektyw nie była tym zaskoczona. Dean również nie wydawał się być zainteresowany sprawą, nie było w tym nic nadprzyrodzonego. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Kobieta przytaknęła i odpowiedziała.
-Owszem. Zostawił list pożegnalny. Źle zainwestował majątek i wszystko stracił.
-Więc czemu nas wezwałaś?-Niecierpliwił się starszy z Winchesterów. Rene spojrzała na niego z pewnym niezrozumieniem. Miała ochotę szturchnąć go, dając mu do zrozumienia że jest nie uprzejmy. Posłała mu jednak zaledwie niepocieszone spojrzenie. Kobieta zaczęła tłumaczyć.
-Dwaj świadkowie twierdzą, że lewitował dobre 10 sekund, spojrzał w dół i dopiero spadł. Brzmi jak scena z..
-Kreskówki. -Dokończył Dean, a kobieta rozłożyła ręce i zaśmiała się mówiąc.
-Miałam dzwonić gdyby działo się coś dziwnego. -Powiedziała po czym odeszła zostawiając im przestrzeń do dyskusji. Rene nie bardzo wiedziała jak ugryźć ten temat. Przywykła do walki z klasycznymi monstrami. To było dość niecodzienne. Drapała się nerwowo po karku, a Dean pochłonięty tą sytuacją zaczął.
-Ma racje. Serca wyskakujące z piersi, opóźniony upadek jak w króliku bugsie.
-Szukamy hybrydy insekta z królikiem ?-Zapytał nagle Cas. Dziewczyna uniosła wysoko brwi, nie wierząc w naiwność bruneta.-Jak go zabić ?
-To postać z kreskówki, jak dzięciął Woody czy kaczor Duffy.-Sprostował go Sam.
-Albo struś uciekający przed kojotem, któremu na głowę spada kowadło.- Dodała zatroskana. Nie mogła uwierzyć, że ktoś dał radę uchronić się przed kreskówkami. Dla niej były one nieodłącznym elementem dzueciństwa, zwałaszcza kiedyś zostawała sama w domu. Jej ojciec często puszczał je, gdy musiał wyjechać na polowanie, a to miało zabić czas.
-To ma być śmieszne ? -Zapytał Cas z pewną powagą. Zdawał się nie rozumieć fascynacji dziewczyny, jak i braci, którzy byli rozbawieni tą rozmową.
-Nie, to jest przezabawne.-Burknął starszy Winchester. Rene spojrzała na niego z pewnym zaciekawieniem dostrzegając, że jego więź z animowanymi postaciami jest równie głęboka co jej. Mężczyzna odszedł bez słowa, a za nim poszedł Sam. Gdy ruszył Castiel, Rene zatrzymała go kładąc dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na nią błękitnymi oczami z pewnym zaniepokojeniem. Dostrzegł lęk w jej oczach, a ona nie wiedziała jak ma to z siebie wykrztusić.
-Mogę cię zapytać co miałeś na myśli, mówiąc że ,,to czuć z daleka" ?
-To, że powinnaś iść do lekarza.-Chciał urwać tą rozmowę i po prostu odejść. Nie chciał być tym, który przekazuje komuś złe wieści. Kobieta zaszła mu drogę i patrzyła na niego błagalnie szklącym się spojrzeniem. Wiedział, że ona już od dawna czuła, że coś jest nie tak.
-Cas po prostu to powiedz.-Parwie płakała a on westchnął ciężko. Przetarł zmęczoną twarz i chwycił ją za drżącą dłoń.
-Masz nowotwór, w dolnej partii brzucha dzieje się coś niedobrego. Im szybciej się tym zajmiesz tym lepiej.
-Okej.-Powiedziała zaskoczona, a on posłał jej ostatnie zakłopotane spojrzenie nim odszedł.
~~~
Rene nie miała dużo czasu na to by pogodzić się z diagnozą jaką postawił Jej Castiel. To co usłyszała nie wywołało w niej większych emocji. Czuła jedynie pustkę, pewnego rodzaju zawieszenie. Nie była zaskoczona, była na to tak bardzo przygotowana, że nie wpłynęło to specjalnie na jej codzienność. Zdążyła na chwilę zamknąć się w swoim apartamencie i praca znów wzywała. Nie było czasu na rozpacz, myślenie, zastanawianie się nad tym czy jest jeszcze dla niej ratunek. Musiała skupić się na kolejnej śmierci, na widoku kowadła lężącego w krwawej brei. Ten widok był dla niej tak abstrakcyjny, że przez chwilę zapomniała, że to prawdziwe zwłoki. Podczas gdy bracia wydawali się obrzydzenii, ona patrzyła na to wszystko spojrzeniem tak pustym, że budziła w nich przerażenie.
-Kreskówka jak się patrzy.-Rzucił Sam, wyrywając ją z zamyślenia. Podrapała się nerwowo po karku i zaśmiała pod nosem. Dean spojrzał na nią z niezrozumieniem i zmarszczył brwi, a ona tylko uciekła wzrokiem. Skarciła się w duchu, że powinna się zachowywać stosownie. Odeszła na bok, wiadząc że w ich stronę idzie czarnoskóra agentka. Rozglądała się po pomieszczeniu, dając im przestrzeń do rozmowy, która nie bardzo już ją interesowała. Z jednej strony czuła, że powinna zająć się pracą, a z drugiej zaczęła rozmyślać nad tym, że może warto odpuścić. Odpocząć i mieć coś z tego krótkiego życia. Przyglądała się jak dwóch pilicjantów robi zdjęcia czarnej dziurze nalepionej na ścianie. Znów zaśmiała się pod nosem, nie mogąc pojąc absurdu całej tej sytuacji. Usłyszała jak agenta opuszcza pomieszczenie, odwrociła się i widziała że Sam również je odpuscił. Podeszła do Deana i Casa widząc jak anioł płodnosi z lekkością kowadło że zwłok. Widok strzępków ciągnącego się mięsą znów niebezpiecznie ją rozbawił.
-Ja zwairuje-Zaśmiała się pod nosem, A Dean poslał jej groźne spojrzenie.
-Co jest z tobą dzisiaj ?
-Nic po prostu, to wszystko jest takie absurdalnie śmieszne.-Mówiła ale on przeatał ją słuchać w momencie kiedy zauważył namalowany na ziemi krzyżyk. Na jego twarz wdarł się nieoczekiwany uśmiech.
-Jest nawet krzyżyk.-Podniósł wzrok przyglądając się sufitowi.- Ktokolwiek to zrobił, trzymał się zasad kreskówki.
-W kreskówce nie na zasad.-Stwiedził Cas, wywołując tym samym niechcianą dyskusje.
-Oczywiscie że są. Serca wyskakują z piersi na widok pięknych dziewczyn, z nieba spadają kowadła, a czarne dziury umożliwiają przechodzenie przez ściany.
-W ten sposób musiał wejść i wyjść.-Zauważyła przyglądając się czarnym plamom.
-I otworzył sejf.- Dodał Winchester. Był pochłonięty tą sprawą tak bardzo, że zaczynała coraz bardziej odczuwać, że poprzednia noc była tylko chwilą przyjemności i złudzeń. Nie spoglądał na nią, traktował ich relacje całkowicie służbowo, podczas gdy ona mogła wpatrywać się w niego godzinami. To co działo się w głowie Winchestera, wiedział tylko on sam, a ona mogła się jedynie domyślać.Nie mogła jednak zaprzątać tym sobie głowy.
-Czenu ta dziura już nie działa?-Zapytała dotykając ją palcami. Spojrzał na nią delikatnie rozchylając usta. Spojrzał jej w oczy i z całkowitą dezorientacją powiedział.
-Nie mam pojęcia.
~~~
Od dobrych dwóch godzin leżała samotnie w apartamencie, zastanawiając się nie tylko nad swoją chorobą, ale i nad tym dlaczego od rana stała się kompletnie obojętna dla Winchestera. Siedział w pokoju z Casteielem, a ona za ścianą i nie potrafiła zrozumieć czym są aż tak zajęci, że nie jest on wstanie przyjść i z nią porozmawiać. Patrzyła w sufit i czuła jak ściska ją w żoładku. To było to okropne uczucie niepokoju wywołanego niepewnością co do cudzych uczuć. To mogło znaczyć tylko jedno, skrycie i podświadomie kochała Winchestera mimo że każda jej komórka próbowała to zwalczyć. Powtarzała sobie jak bardzo jest to głupie, nie odpowiedzialne i już prawie postanowiła sobie, że to skończy. Jednak gdy usłyszała pukanie serce na sekundę jej stanęło i już zapomniała o swoich postanowieniach. Pełna nadziei poszła otworzyć drzwi jednak rozczarowała się gdy zobaczyła w nich Sama.
-Słuchaj, dowiedzieliśmy się że w momencie kiedy są kradzieże ludzi w okolicy żyją przez chwilę jak w kreskówce. Najczęściej ma to miejsce w pobliskim domu starców. Jedziemy to sprawdzić. Idziesz ? -Mówił, a ona próbowała to przyswoić w swojej zaspanej głowie. Przetarła zmęczone oczy i powiedziała.
-Tak, daj mi chwilę. -Powiedziała, zamykając mu drzwi przed nosem.
~~~
Nienawidziła domów spokojnej staroci. Zawsze bała się, że kiedyś do jakiegoś trafi. Starość i wizja, że jej ciało mogą stać się kiedyś klatką, z której już się nie uwolni ją przerażały. To miejsce sprawiało, że miała gęsią skórkę. Jednak nie tylko ona tak się czuła. Gdy starszy mężczyzna mijał ich w korytarzy, na twarz Deana wdarło się obrzydzenie. Wypuscił ciężko powietrze z płuc, a Sam pokrecił głową na boki mówiąc.
-Nie jest tak źle.
-Nie mów, że to miejsca nie przyprawia cię o ciarki.-Odpwiedział mu starzy brat. Coś w jego spojrzeniu wskazywało na głęboki niepokój. Został on jednak szybko przerwany gdy podszedł do nich mężczyna w średnim wieku. Miał siwe włosy i okulary na nosie.
-Dzien dobry, w czym mogę pomóc? Zapytał a wszcy wyciągnęli swoje oznaki FBI.
-Agent Crosby FBI.-Rzucił Dean, jednak mężczyzny nie zdawało się to interesować. Uśmiechnął i przedstawił.
-Doktor Dwight Mahomet, zarządzam tą placówka. -Powiedział pełny dumy.
-Musiny przesłuchać mieszkańców.-Cas wyrwał się bez zapowiedzi. Doktor wydawał się być zaskoczony. Zmarszczył brwi, podrapał się nerwów po karku i zapytał.
-W jakiej sprawie?
-Chodzi o kradzieże.-Odpowiedział mu Sam, a mężczyzna westchnął ciężko. Nie wiedział co ma zrobić więc po prostucprzytaknął.
-Oczywiście, bardzo proszę. W razie czego jestem do waszej dyspozycji- Odszedł na bok dając im pełną przestrzeń do prowadzenia śledztwa. Dean rozejrzał się po pomieszczeniu i zażartował.
-Do dzieła, tylko nie flirtujcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro